17 podniebnych koszmarów Dan Simmons 5,7
Stephen King nie znosi latać samolotem. Nie zdziwił mnie, więc jego pomysł, by współtworzyć antologię o koszmarach w przestworzach. Czy było tak strasznie jak sugeruję tytuł? Niezbyt.
Po pierwsze nie spodziewałam się, że tylko Stephen King i Joe Hill napiszą opowiadania specjalnie pod tę książkę, a kolejne czternaście opowiadań i jeden wiersz będą utworami napisanymi co prawda przez znanych autorów, ale wcześniej i wybrane przez współautora książki Beva Vincenta. Co spowodowało przekrój gatunkowy i czasowy. Opowieści z początku XX wieku to bardziej wyobrażenia na tematy lotnicze, które w porównaniu do współcześniejszych opowieści z tej antologii wypadły trochę blado.
Z resztą sama opowieść Kinga jest dla mnie bardziej fantastyczna. Nie mam nic przeciwko różnym odsłonom Kinga i je lubię, ale nie tutaj, gdy wiem, że ma się mierzyć ze swoim wielkim lękiem, a ja tego lęku nie czuję. Zdecydowanie bardziej polecam wam w tym temacie jego dłuższe opowiadanie „Langoliery” ze zbioru „Cztery po północy”.
Na szczęście Joe Hill obronił się swoją historią, która w nieoczekiwany sposób podniosła mi emocje i pokazała, że bez zombi albo morderstwa da się sprawić, by podróż samolotem stała się koszmarem. Pozytywnie zaskoczył mnie też jedyny wiersz, który opowiadał o drodze spadania stewardesy. Był też fajny brytyjski kryminał z zagadką zamkniętego pokoju, ale do horroru to mu daleko. Część opowieści była bardziej fantastyczna niż straszna, a jedno opowiadanie sci-fi pokazało mi, że ten gatunek mało się nadaje do tak krótkiej formy.
Na siedemnaście utworów mam trzy, które były straszne i sprawiły, że podczas lotu zapięłabym mocniej pasy: „Ładunek” E. Michael Lewis, „Koszmar na wysokości sześciu tysięcy metrów” Richard Matheson i „Jesteście wolni” Joe Hill. Co w ogólnym rozrachunku pokazuje, że nie jest to świetna antologia. Za całość zostawiam ocenę 6/10.