Najnowsze artykuły
- ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel22
- ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
- ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
- Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel3
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Evald Flisar
Źródło: Wydawnictwo Ezop
2
5,6/10
Pisze książki: literatura piękna
Urodzony: 13.02.1945
Evald Flisar (1945) – pisarz, dramaturg, eseista, redaktor, tłumacz. Studiował komparatystykę literacką w Lublanie, filologię angielską w Londynie i psychologię w Austrii. Obieżyświat (odwiedził około 90 krajów),kierowca metra w Sydney, redaktor encyklopedii w Londynie, autor słuchowisk radiowych i teatralnych przedstawień telewizyjnych dla BBC, scenarzysta w Hollywood, prezes Stowarzyszenia Pisarzy Słoweńskich (1995-2002),od 1998 roku redaktor naczelny najstarszego słoweńskiego magazynu literackiego „Sodobnost”. Autor trzynastu powieści, dwóch zbiorów opowiadań, trzech dzienników z podróży, dwóch książek dla dzieci i piętnastu dramatów. Trzykrotny laureat Nagrody im. Gruma, laureat Nagrody Funduszu im. Prešerna i Nagrody im. Župančiča. Dziewięć razy był nominowany do Nagrody Kresnik za najlepszą słoweńską powieść roku i osiem razy do Nagrody im. Gruma za najlepszy słoweński dramat. Jego utwory przetłumaczono na 40 języków, w tym na język japoński, arabski, chiński, bengalski, hindi, malajalam, indonezyjski, nepalski, marathi i amharski. Dramaty autora wchodzą w skład stałego repertuaru teatrów na całym świecie (ostatnio były wystawiane w Austrii, Białorusi, Egipcie, Indiach, Indonezji, Bośni, Serbii, Japonii i USA). Uczestniczył w ponad 50 spotkaniach autorskich na całym świecie. Dwadzieścia lat przebywał za granicą (3 lata w Australii i 17 w Londynie). Od 1990 roku mieszka w Lublanie.
5,6/10średnia ocena książek autora
23 przeczytało książki autora
45 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Na złotym wybrzeżu Evald Flisar
6,7
Literatura nie jest kuzynką rozumu, lecz siostrą intuicji. "Złote wybrzeże" wybrałem z półki spośród setki innych, równie lub bardziej nęcących, mimo że o autorze ani wydawnictwie dotąd nie wiedziałem. To podarek od żony, także jej intuicji zawdzięczam spotkanie z tą powieścią.
To nie jest wyrafinowany tekst ani językowo, ani stylistycznie, za to jest to niezmiernie poruszająca proza, poruszająca, bo ilustruje skomplikowane, piękne, bolesne relacje między ludźmi (ojciec i syn, mąż i żona, kobieta i mężczyzna) Afryką! Opisy afrykańskich krajobrazów, afrykańskiej nędzy, afrykańskich paradoksów i mentalności są nie tylko opisem, ale przede wszystkim obrazem nie wprost tego, co się dzieje między bohaterami powieści i w nich. Żadna drobiazgowa analiza nie mogłaby być bardziej sugestywna.
A poza tym dobra wiadomość - powieść przetłumaczyła Marlena Gruda, nowe nazwisko na polu tłumaczeń ze słoweńskiego, bo dotąd chyba jedynie Joanna Pomorska się tym parała, i już są w księgarniach dwa jej tłumaczenia wydane przez nowe wydawnictwo Ezop. Czekamy na kolejne pozycje słoweńskie i nie tylko. Oby było ich jak najwięcej, bo z małych literatur można się dowiedzieć nie mniej niż z wielkich, a ja sądzę nawet, że dużo więcej.
Obserwator Evald Flisar
4,5
Doskonale obca mi literatura bałkańska gwałtownie załomotała do drzwi „Obserwatorem” Evalda Flisara, ponoć jednego z bardziej znanych słoweńskich pisarzy, co może być prawdą (o prawdzie dużo więcej dziś będzie, bo to lejtmotyw powieści) gdyż i rok urodzenia – 1945, i dorobek artystyczny (nie licząc dziesiątek krótkich form - 13 powieści pisanych od 1968 do 2013 r.) wyżej wymienionego - sugerują znaczną wprawę i nietuzinkową pozycję autora na literackim firmamencie Bałkanów.
Dla mnie, jak i zapewne wielu innych filologów bałkański kierunek poszukiwań narracyjnych doznań i emocji to jednak hobbystyczna nisza, z której udało się wydobyć i upowszechnić w czytelniczej świadomości (o świadomości w kontekście książki Flisara też dalej będzie znacznie więcej) raptem kilka nazwisk. W mojej prywatnej biblioteczce dośc sieroco stoją obok siebie Milijenko Jergović z doskonałym „Wilimowskim”, Milorad Pavić ze „Słownikiem chazarskim” i Miodrag Bulatović z „Ludżmi o czterech palcach”. I tyle.
Bida, panie. Po prostu bida.
Nominacja Flisarovego „Obserwatora” do tegorocznej Nagrody Angelusa i postawienie jego powieści w jednym szeregu z „Grzybnią” Jeleny Czyżowej i „Dniami króla” Filipa Floriana to już nie przelewki, należało więc czym prędzej pochłonąć rzeczoną nominowaną beletrystykę pisarza z Gerlinci .
Przyznam, że z początku nie bardzo wiedziałem, co z ta książką począć.
Lektura pierwszych rozdziałów w rozczarowała, nawet zdumiała mnie z jednej strony dawno niewidzianą stylistyczno-składniową prostotą, niemal na granicy zamierzonego prymitywizmu, z drugiej sprawiającą wrażenie wręcz komiksowej wtórnością.
Oho, pomyślałem, kolejny postmodernistyczny bełkot. Rzecz napisana na granicy grafomanii, dzieło lokujące się blisko epicentrum kiczu. Czyżby następny jałowy popis quasi erudycji osadzony metodą kompilacji popkulturowych klisz dla średnio wybrednych konsumentów słowotocznej papki, pochłaniaczy literatury straganowej z ambicjami do czytelniczego wykształciuchostwa?
Oto prawdziwa pensjonarskość ! Zarobkowe chałturnictwo. Omijać szerokim łukiem – krzyczał Flisar niemal z każdej strony przez niemal całe trzy pierwsze rozdziały, a czytelnik podjudzony pryzową nominacją czekał i czekał, kiedy wreszcie zacznie się coś choćby tyci-tyci, ale z artyzmem.
Literaturka jeśli nie przez wielkie, to przynajmniej średnie „L” .
Panie pisarzu! Poważnie?
Cztery dychy za twardą okładkę, przychylne recenzje i co?
Jak można w ogóle, a w szczególe jak długo serio traktować schematyczne seksualno-artystyczno-tożsamościowe perypetie dwudziestodwuletniego marginalnego ljubljańskiego dramaturga Simona Beblera (beble-beble-blee… Prawda, drodzy, że kojarzy się z bełkotem?) ujęty w ramy dość wulgarnego, bazarowego bildungsromanu?
I jeszcze ten sfrustrowany młodzian pragnie ukrywać się pod filmowym pseudonimem Barton Fink.
I tenże Simon-Barton-Bógwiekto u schyłku młodego życia (tak, tak – zdiagnozowano mu letalnego raka śledziony!) na marketingowo wcisniętą konsolację otrzymuje propozycję nie do odrzucenia od nowojorskiego biznesmana Vincenta Vegi, który nie dość, że ma twarz Ala Pacino, to jeszcze leczy się psychicznie u dr. Woody’ego Allena i unika blizniaków Bruców Willisów. I tenże typek zaprasza naszego Bartona-Simona-C.ujwiekogo do samego Nju Jorku, by tam w merkantylno-artystowskiej ekstazie dozzywał swych dni ostatnich. Amen. Uff! Toż wydawałoby się, że to przerost klisz i kalek trudny do strawienia nawet dla fanatycznych admiratorów Marvela i DC Comics.
Gniot, który może oczarować jedynie zbyt pózno dojrzewające pensjonarki, te chciwie kartkujące skandalizujące książczyny pod zmietymi kołderkami, by ukryć rumieńce wywołane eskalującym oczekiwaniem na chwilowe, powierzchowne erotyczno-narracyjno-kiczowate wzmożenie.
I tu siurpryza!
Wraz z każdą kolejna stroną, gdy poczatkowo zniesmaczonemu czytelnikowi udało się już stopniowo nasiąknąć, zamoczyć i zatopić w intertekstualnym popkulturowym misz-maszu Finków, Vegów, Allenów i Austerów Flisar zagęszcza powieściowe uniwersum, wprowadza nowe wątki – rodzinny, sensacyjny, miłosny, ba najszerzej nawet filozoficzny, znacznie wzbogaca rys psychologiczny protagonisty, wbrew własnej woli każąc mu stać się, zamiast papierową kalką sensacyjnego brukowca- pełnowymiarowym bohaterem dramatu metafizycznego, tożsamościowego, a cała powieśc płynnie ewoluuje w kierunku metaforycznej przypowieści o sensie wolności, granicach ludzkiej socjalizacji i autonomii, wymiarach autentyczności ludzkiego bytu, tożsamościowym zakorzenieniu, roli prawdy i fikcji w życiu jednostki.
Symboliczna podróż Simona, programowa zmienność kolei jego losu, nagłe zwroty akcji i na pozór surrealistyczna, postmodernistyczna gra z czytelnikiem służą Flisarowi do sportretowania rozbitej i niezdolnej do określenia swoich granic, szczególnie autentyzmu, do zycia własnym życiem. Fikcja, w której zanurzony jest barton nieustannie przenika się z rzeczywistością Simona, do tego stopnia, że tenn traci rozeznanie, czy jest autentyczna czy odgrywana postacią. A może Simon odgrywa samego siebie? I co to własciwie znaczy: JA? Ile tak naprawde MNIE jest we MNIE. Tu kłania się już pełnowymiarowe Heideggerowskie „Dasein”, ta szczególna relacja pomiędzy bytem a świadomościa, chwilami sztucznie indukowaną przez kulturę nadświadomością, która jest żródłem cierpienia bohatera.
Brawo, panie Flisar (nb. zapewne przypadkiem z wykształcenia filozofie)!
Teraz, w tym nowym, szerszym, dopełnionym kontekstualnie wymiarze „Obserwator”-Simon-Barton, nieświadomy , niezdolny do autentyzmu przez co rusz sztucznie generowaną i cyklicznie interferowaną na realia nadświadomość staje się uczestnikiem krucjaty woli, bojownikiem o indywidualny, osobny, autentyczny wymiar własnej egzystencji.
Bo kto z nas tak naprawdę wie, czyje życie odgrywa?
Czy aby na pewno własne?
Warto było czekać na to, by proste środki językowe, schematyczne dialogi i momentami kliszowate ujęcia fabularne ułożyły się w końcu w pełnowymiarową, spójną i konkretną całość - filozoficzną syntezę osobistego, ontologicznego dramatu.
W multikulturowy, autotematyczny i intertekstualny spektakl o granicach poznania i możliwościach uczestnictwa w teatrze, zwanym przez niektórych życiem.