Najnowsze artykuły
- ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Hans-Jürgen Massaquoi
Znany jako: Massaquoi
1
7,6/10
Pisze książki: reportaż
Urodzony: 19.01.1926Zmarły: 19.01.2013
Niemiecko-amerykański dziennikarz i pisarz o afrykańskich korzeniach. Syn Niemki i Liberyjczyka wywodzącego się z ludu Vai, wnuk Momulu Massaquoi, konsula generalnego Liberii w Niemczech w latach 1922-1930.
7,6/10średnia ocena książek autora
52 przeczytało książki autora
187 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Neger, Neger... Opowieść o dorastaniu czarnoskórego chłopca w nazistowskich Niemczech
Hans-Jürgen Massaquoi
7,6 z 45 ocen
236 czytelników 7 opinii
2016
Najnowsze opinie o książkach autora
Neger, Neger... Opowieść o dorastaniu czarnoskórego chłopca w nazistowskich Niemczech Hans-Jürgen Massaquoi
7,6
Jak to możliwe?! Jakim cudem?! W jaki sposób?!
Te i wiele podobnych pytań pojawiło się w moim umyśle w momencie ujrzenia tej okładki, których źródłem był przede wszystkim umieszczony na niej podtytuł – „Opowieść o dorastaniu czarnoskórego chłopca w nazistowskich Niemczech”. Dokładniej w latach 1926-1948, kiedy wyjechał z Niemiec do kraju ojca – Liberii. Nie mógł ukryć koloru skóry tak, jak Żydzi obrzezania pod ubraniem. A i to pod warunkiem, że posiadali „dobry” wygląd. Autor wspomnień był Mulatem. „A być nie-Aryjczykiem w kraju owładniętym ideą czystości rasy oznaczało zostać pozbawionym praw obywatelskich i żyć w ciągłym zagrożeniu sterylizacją, eksperymentami paramedycznymi, więzieniem czy obozem koncentracyjnym, wreszcie śmiercią.” – przypomina autorka wstępu od Wydawcy, Maria Krawczyk. Autor był synem niemieckiej pielęgniarki Berthy Betz i najstarszego syna liberyjskiego konsula generalnego w Hamburgu, Al-Haja Massaquoiego. Sielanka życia pod opieką kochającego dziadka i jego afrykańskiej rodziny, dla których był centrum świata, skończyła się wraz z powrotem rodziny do Afryki. Bertha wraz z synem pozostała w Niemczech, w których Hitler właśnie dochodził do władzy. Wybierając pozostanie w kraju ze względu na słabe zdrowie syna, nie miała pojęcia, że wybierała tylko między dwiema formami śmierci – śmierci syna w wyniku choroby i braku odpowiedniej opieki medycznej w Liberii lub śmierci z rąk nazistów.
Tej drugiej nie była wtedy świadoma.
Sam autor o swojej inności w negatywnym kontekście zorientował się po przeprowadzce do robotniczej dzielnicy Hamburga – Barmbeku. O tym, że nazizm wyklucza go ze środowiska „prawdziwych” Niemców, dowiedział się w szkole, ale tłumaczył to sobie tym, że padł „ofiarą nadgorliwego pionka, który nadużył swojej władzy i wypaczył wielki plan Führera”. A o tym, że Hitler stoi na czele opresyjnego nazizmu, jako „nieskończenie zły, zdeprawowany psychopata”, uświadomił sobie dopiero jako nastolatek. Jak sam tłumaczył, byli „zbyt młodzi i naiwni, by postrzegać wszystko w szerokiej perspektywie, pozostawaliśmy całkowicie obojętni na wizualny paradoks: chłopak o wyraźnie afrykańskich genach bawi się w braterskiej harmonii z blondynami w nazistowskich mundurkach”, mając na swojej kamizelce naszytą odznakę swastyki. Tak silna i skuteczna była propaganda nazistów w narzucaniu polityki rasowej Hitlera, skoro ulegały jej same ofiary, zanim zaczęły zauważać, że grają w grę „przetrwanie”, w której są ścigani.
Jakim cudem ją wygrał?
Odpowiedzi szukałam cały czas, śledząc jego życie jako dziecko wśród robotników i ich dzieci w Barmbeku, które szkołę życia autora rozpoczęły od tytułowych słów zaczerpniętych z dziecięcej piosenki „Neger, Neger, Schornsteinfeger (dosł. Murzynie, Murzynie, kominiarzu)”. Szukałam ich również w czasie dorastania, kiedy autor stawał się nastolatkiem o takich samych potrzebach, jak jego rówieśnicy – przynależności do grupy rówieśniczej, poczucia własnej wartości, bycia akceptowanym, kochanym i kochającym - w warunkach ich niemożności zaspokojenia i spełnienia. Wypatrywałam odpowiedzi w jego dosyć szybkim okresie wchodzenia w dorosłość – pracy, pierwszych miłościach i przeżyciach w bombardowanym, płonącym i głodującym Hamburgu. Im bardziej poznawałam skrajne i ekstremalne życie autora w piekle nazizmu, wojny i okupacji, tym bardziej upewniałam się w przekonaniu, że odpowiedź tkwi w osobowości autora.
Był wyjątkowy!
Ostrożny, szybko się uczący, przewidujący, inteligentny, o silnej woli, dobry i otwarty pomimo warunków, w jakich musiał żyć. Te pożądane cechy nie pojawiły się nagle. To wpływ i praca wychowawcza mądrej matki, która pomagała je w nim kształtować, rozwijać i trwać. To ona i jej „mądrości”, jak nazywał matczyne rady autor, były przeciwwagą dla ideologii nazistów. To ona tłumaczyła otaczające ich zło i dotykające ich absurdy. To ona była stałym punktem odniesienia moralnego. To ona stała za nim murem w ekstremalnych sytuacjach, narażając własne życie. I wreszcie to ona była niewyczerpanym źródłem niezbędnej i bezinteresownej miłości oraz akceptacji, których brakowało wokół.
To pierwsza odpowiedź na moje pytania.
Sam autor podsunął mi kolejne dwie, pisząc – „Jeżeli ja, autentyczny nie-Aryjczyk uniknąłem eksterminacji, sterylizacji czy medycznych eksperymentów w którymś z hitlerowskich obozów śmierci, to stało się tak głównie dzięki dwóm szczęśliwym przypadkom. Po pierwsze – małej, w stosunku do Żydów, liczbie czarnych, których przesunięto na dalsze miejsce w kolejce do eksterminacji. Po drugie – nieoczekiwanie szybkim postępom wojsk alianckich, które wymusiły na Niemcach skupienie się na walce o przetrwanie”. Kolejną odpowiedź znalazłam w rozdziale o wszystko mówiącym tytule – „Ratunek w książkach”. To ich kompensacyjny świat stał się tarczą obronną przed zalewem nazistowskiej propagandy, dostarczając nie tylko rozrywki, możliwość ucieczki od rzeczywistości, ale przede wszystkim informacji, która nie pozwalała na bezmyślne poddanie się ogłupiającej dzieci i młodzież propagandzie nazistowskiej. Jak sam przyznawał – „Czytanie stało się dla mnie skutecznym buforem przeciwko ciągłym rasistowskim atakom ludzi pokroju Wriedego. I chociaż nie w pełni zdawałem sobie z tego sprawę, było moim niezawodnym sposobem na przetrwanie”. Takich i im podobnych odpowiedzi znalazłam jeszcze kilka w tej autobiografii. Nie chcę wymieniać wszystkich, pozostawiając przyjemność samodzielnego wysnuwania wniosków innym czytelnikom. Wspomnę tylko o jeszcze jednym. Dla mnie najważniejszym, bo czyniącym małe cuda w sytuacji, kiedy autor żegnał się z życiem.
To dobrzy Niemcy.
W tych wspomnieniach wokół autora trwał ogrom zła, ale pojawiali się wokół niego również przyzwoici Niemcy, którzy nie zgubili siebie i swoich poglądów pod wpływem propagandy Hitlera. Którzy oparli się „pokusie pójścia z prądem rasowego szaleństwa”. Na podstawie własnych doświadczeń podzielił Niemców na dwie grypy – zatwardziałych wyznawców Hitlera, którzy „nie uwierzyli w zwycięstwo aliantów dopóki nie zobaczyli na ulicach ich wojska” i przeciwników hitlerowskiego reżimu, którzy „przewidywali jego klęskę już od chwili wybuchu wojny” takich, jak Friedrich Kellner, autor „Dziennika sprzeciwu”. Tych drugich było zbyt mało, by przeciwstawić się opresyjnemu reżimowi, ale wystarczająco dużo, by pomóc przeżyć autorowi.
Kolejnym cudem jest spisanie i wydanie tych wspomnień.
Autor nie miał takiego zamiaru, obawiając się posądzenia o egocentryczną próżność. Uczynił to pod wpływem nacisków osób, które, poza ekstremalną sytuacją ludzką, dostrzegły w tym absurdzie istnienia wbrew istnieniu bardzo ważną rzecz, o której autor napisał – „doświadczenia czarnoskórego chłopaka, który dorastał i wkraczał w wiek męski w nazistowskich Niemczech, naocznego świadka i ofiary zarówno prześladowań na tle rasowym, jak alianckiego bombardowania, który następnie spędził kilka lat w Afryce, są tak niezwykłe, że jako dziennikarz mam obowiązek podzielić się swym specyficznym spojrzeniem na Holokaust”. Dlatego te wspomnienia to bogate, unikalne źródło wiedzy na temat polityki rasowej i rasizmu dla historyków, socjologów i innych badaczy nauk społecznych. Jak zauważyła autorka posłowia prof. dr hab. Anna Wolff-Powęska – „Wojenne losy czarnoskórych obywateli III Rzeszy nie są przedmiotem odrębnych badań. Ślady ich obecności w obozach koncentracyjnych, jenieckich oraz pracy przymusowej na obszarze Rzeszy lub na terenach okupowanych można znaleźć jedynie w pojedynczych dokumentach muzealnych, wystawienniczych, w literaturze wspomnieniowej ich towarzyszy obozowych lub – jak chociażby w przypadku Francji – sojuszników z ruchu oporu”. To temat, który nadal czeka na swojego badacza.
Dla mnie to niezwykłe „przeżycie” wojny w III Rzeszy.
W obozie wroga widzianym od wewnątrz oczami jego ofiary. Zobaczyłam rozwój ideologiczny III Rzeszy, sposoby i mechanizmy propagandy zmuszające do uczestnictwa w narzuconym reżimie, konsekwencje jego odmowy, system szkolnictwa i polityki socjalnej zmuszające do uległości i wreszcie bierny opór części Niemców, którzy nie chcieli poddać się działaniom Hitlera. Zwłaszcza wśród robotników i młodzieży. To tutaj po raz pierwszy dowiedziałam się o istnieniu opozycyjnego Swingjugend – nieformalnej subkulturze młodzieżowej, przy której bladła atrakcyjność powszechnego i jedynie słusznego Hitlerjugend. To również wyjątkowo szerokie spojrzenie na rasizm jako zjawisko ponadczasowe prowadzące do jednego – nienawiści i śmierci. Przeżył go w nazistowskich Niemczech jako podczłowiek. Obserwował go jako świadek w Afryce. Przeciwstawiał się mu aktywnie walcząc o zniesienie dyskryminacji rasowej w USA. Może dlatego w jego wspomnieniach nie ma nienawiści i chęci odwetu, a raczej chęć zrozumienia tego, co go spotkało w dzieciństwie i w okresie dorastania już z perspektywy dorosłego człowieka, który nadal kochał swoją ojczyznę – Niemcy. Nie ma w nich również użalania się na sobą. Zamiast tego były fakty, emocje im towarzyszące, wnikliwa analiza, ukazywanie absurdów rzeczywistości, które wręcz wywoływały u mnie uśmiech, a nawet rozbawienie komizmem sytuacji. Ale to nie oznaczało, że autor był wolny od obaw, lęku i strachu. Towarzyszyły mu bez przerwy. I nie zawsze chodziło o lęk przed śmiercią. To nie zawsze był „taki zwykły strach , jak przed śmiercią od bomby albo w nazistowskim obozie zagłady, tu chodziło o lęk przed wyśmianiem, poniżeniem, odarciem z godności, przed poczuciem, że jestem istotą niższego rzędu, kimś gorszym od ludzi, wśród których przyszło mi żyć” – pisał po latach. W okresie dorastania zabójczy dla kształtującej się psychiki. A mimo tego wszystkiego wyrósł na przyzwoitego człowieka. Nadal zastanawiam się, jak to możliwe?!
A jednak!
http://naostrzuksiazki.pl/
Neger, Neger... Opowieść o dorastaniu czarnoskórego chłopca w nazistowskich Niemczech Hans-Jürgen Massaquoi
7,6
„Opowieść o dorastaniu czarnoskórego chłopca w nazistowskich Niemczech”
Wielokrotnie przekonujemy się iż nikt nie pisze tak nieprawdopodobnych czy zupełnie nieprzewidywalnych scenariuszy jak samo życie. Kolejnym, aż nadto wymownym i wyrazistym przykładem jest niesamowita historia Hansa-Jugrena Massaquoi, murzyńskiego chłopca (syna pochodzącego z Liberii studenta prawa i niemieckiej pielęgniarki) dorastającego w sercu hitlerowskich Niemiec.
Niemiec doby Holocaustu, krematoryjnych pieców, ustaw norymberskich, Gestapo, „Kryształowej nocy” itd. w których każdy, nawet najmniejszy element życia społecznego (o politycznym nie wspominając) podporządkowany jest obłąkańczej, narodowosocjalistycznej doktrynie. Niemiec w których wszelkie przejawy odstępstwa (prawdziwego czy wyimaginowanego) od nazistowskich wytycznych i norm każe się z bezwzględną konsekwencją i surowością. Aż trudno sobie wyobrazić przez co przejść musiało w tych ponurych i odczłowieczonych czasach dziecko (oraz cała jego rodzina),którego kolor skóry tak bardzo kłócił się przyjętymi kryteriami rasowymi.
Dzięki publikacji Ośrodka Karta możemy poznać jego niezwykłą historię.
Nie chcę, naturalnie, zdradzać szczegółów by nie psuć czytelnikowi przyjemności obcowania z lekturą, ale przedstawiona tu opowieść jest dla mnie poruszająca z dwóch zasadniczych powodów. To bardzo wnikliwy i niezbyt często spotykany (przynajmniej w naszym kraju) obraz niemieckiego totalitaryzmu widziany z perspektywy dziecka, które jeszcze nie bardzo rozumie realia otaczającego go świata i prawidła, nowej wewnętrznej polityki swojego państwa. Z drugiej strony jest to spojrzenie chłopca, który ze względu na karnację nie mieści się w aryjskim modelem społeczeństwa i wymaganiach dotyczących „rasy panów”. Który czuje się Niemcem (tu się urodził, wychowywał, z mlekiem matki wysysając kulturę i tradycję) i jak tysiące jego rówieśników chce być integralną częścią tego państwa i narodu. Poddaje się kształtowanej przez goebbelsowska propagandę, szkolnej indoktrynacji (wierzy w głoszone wszem i wobec hitlerowski hasła i interpretacje rzeczywistości, udziela mu się dziecięca fascynacja hitlerowskimi dygnitarzami) nie rozumiejąc iż jej ostrze skierowane jest w ludzi takich jak on.
Próbuje zapisać się nawet do Hitlerjugend, choć, jak możemy się domyślić, bezskutecznie…
– Heil Hitler! Czym mogę służyć? – spytał [matkę] zza biurka przystojny dwudziestolatek […].
– Czy tu składa się podania o przyjęcie [do Hitlerjugend]?
Młody człowiek spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– O przyjęcie kogo? Jego? – świdrował mnie wzrokiem, jakby wypatrzył jakiegoś paskudnego robala.
– Tak, mojego syna – odpowiedziała bez zmrużenia oka.
Mężczyzna aż się cofnął.
– Proszę natychmiast wyjść! Jeśli jeszcze to do pani nie dotarło, zmuszony jestem przypomnieć, że dla pani syna nie ma miejsca ani w naszej organizacji, ani w Niemczech, które budujemy. Heil Hitler! […]
Kiedy znaleźliśmy się w domu, matka tylko mnie przytuliła i się rozpłakała.
– Tak mi przykro, tak bardzo mi przykro – powtarzała raz po raz. […]
– Mutti, proszę cię, nie płacz – błagałem, ale i mnie łzy spływały po policzkach.
Rzadki widok, bo zwykle prześcigaliśmy się w zachowywaniu swoich smutków dla siebie. W końcu byliśmy Niemcami.
Prezentowana tu lektura uderzyła mnie (oprócz samego życiorysu HansaMassaquoi, naturalnie) szokującym i poruszającym w swojej wymowie obrazem niemieckiego społeczeństwa tego okresu, w którego codzienność w brutalny i bezkompromisowy sposób wkracza chora ideologia, wypaczająca ludzkie umysły, koślawiąc charaktery i wywołując zachowania o które niektórych osób nigdy byśmy nie podejrzewali i jest to chyba jej największa wartość.
Mimo iż w książce przewija się wiele rożnych wątków (zarówno dotyczących czasów przedwojennych, szczególnie w odniesieniu do ojca chłopca i jego afrykańskiej rodziny oraz losów naszego bohatera już po zakończeniu wojny, spędzonych w Liberii i Stanach Zjednoczonych) okres jego dzieciństwa spędzonego w Hamburgu jest, dla mnie osobiście, zdecydowanie najciekawszy i najwięcej wnoszący do naszej wiedzy o tym tragicznym okresie historii.
„Neger, Neger…” Hansa-Jugrena Massaquoi to bez wątpienia kolejna unikalna lektura (duży ukłon w stronę Wydawcy) i kolejne ważne świadectwo swoich czasów. Gorąco polecam.