Wieczne zło: Wojna w Arkham Peter J. Tomasi 5,5
ocenił(a) na 88 lata temu http://superbook.blog.pl/2016/03/06/203-peter-j-tomasi-scot-eaton-jaime-mendoza-wieczne-zlo-wojna-w-arkham/
Rzadko w Polsce można natknąć się na przyzwoite tie- iny. Opowieści które mówią o wydarzeniach dziejących się w czasie trwania jakiegoś wielkiego eventu. O ile „Tajna Inwazja” została wydana przez Hachette, tak z jej ogromnej ilości pobocznych opowieści nie wydane została zupełnie nic. Co nieco obniżyło ogromne napięcie i klimat całości. Rynek komiksów w naszej Ojczyźnie dopiero więc nasyca się wielkimi tytułami, ale na szczęście już widać coraz większy progres wśród pomniejszych tytułów. Choć czy „Wojnę w Arkham” należy uznawać za tytuł mniejszy niż samo „Wieczne Zło” ?
Gdy Batman i Catwoman ratowali do spółki z Luthorem świat, a Nightwing siedział w niewoli Syndykatu do Gotham zawitał gość z daleka. Z egzotyki. A konkretniej- z Santa Prisca. Bane bowiem miał od zawsze chrapkę na miasto Nietoperza. Ten jednak skutecznie udaremniał jego zakusy i trzymał amatora venomu w ryzach z dala od miasta. Gdy ten zniknął na chwilę z pola widzenia, a ogólna sytuacja superbohaterów nie prezentowała się kolorowo okazja była zbyt kusząca. Bane wpada więc ze swoją armią do Gotham i równo ustawia do pionu rezydentów zarówno Blackgate, jak i Arkham. Teoretycznie.
Łamaczowi nietoperzowych kręgosłupów stają kością w gardle takie indywidua jak Scarecrow czy Killer Croc. Batman pewnie byłby rad widząc, jak jego antagoniści zamiatają sobą podłogi. Superłotrowie są zażarci w zwalczaniu się między sobą nie bardziej, niż w pojedynkach z członkami Ligi Sprawiedliwości. A gość z daleka potrafi to wykorzystać. Ciekawy jest też sojusz między nim, a William’ em Cobb’ em. Jednym ze Szponów Trybunału Sów i przodkiem Dicka Graysona. To w pewnie sposób zabawne- Graysonowie czy to żywi czy nie- zawsze są asystentami jakiegoś Batmana… :D
Sprawiedliwość według Bane’a jest dość dziwna. Chłop ma swój własny system wartości który pasowałby bardziej do dyktatora wojskowej junty, którym zresztą poniekąd jest, niż do herosa. Nagły deficyt Batmana w Gotham powoduje, że poczuwa się on w obowiązku wprowadzić ład w mieście. Stara się i stara, aż w końcu dochodzi do pewnej konkluzji. Mianowicie pojmuje, iż jedynym obrońcą Gotham może być tylko i wyłącznie Batman. Co więc robi Bane ? Okładka chyba wszystko zdradza, więc nie będę czuł się winny spoilerowania. Staje się napakowaną, toporną, brutalną i zgrabną w działaniu jak osiemnastokołowa ciężarówka wersją Nietoperza biorąc sobie za współpracowników Szpony. I naprawdę- ma to swój klimat. :) Cieszy mnie natomiast znikomy udział cudacznej ferajny z Santa Prisca. Brute i inne persony uzależnione od venomu jakoś nie specjalnie pasowały mi do Bane’ a, który najlepiej sprawdza się solo. Pojawia się za to płaszcz podbity futrem- małe nawiązanie do nolanowskiej interpretacji tej postaci z bezbłędnym Tom’ em Hardy’ ym.
Bane w stroju Batmana prezentuje się troszkę nienaturalnie. Oryginał jest tajemniczy, mroczny i niepokojąco niebezpieczny. W tej interpretacji „Batman” wygląda jak zawodnik wrestlingu który nieco przesadził z ringowym wizerunkiem. Aczkolwiek to wszystko oddaje sposób myślenia wroga prawdziwego Batmana. Jego siłowe metody działań, rozwiązywanie wszelkich problemów pięścią i butem czy surowe postrzeganie rzeczywistości mają swe odbicie w jego poniekąd superbohaterskim kostiumie. Graficznie jest tu sporo przyzwoicie zilustrowanych walk. Na niektórych planszach wrze wręcz kipiel wszelkiej maści łotrów i przestępców którzy nieco panikują na wiadomość o obecności Bane’ a i jego sił w Gotham. Nieco rozochoconych po przybyciu Syndykatu Zbrodni i absencji Batmana poczuli się nieco zbyt luźno. Jako, że w czasie „Wiecznego Zła” słoneczko zostało zaćmione przez Ultramana w Gotham panuje mrok jeszcze większy niż dotychczas. Co nieźle udało się oddać rysownikom.
Podsumowanie: Początkowo myślałem, że to kolejny skok na popularności znanego tytułu jak miało to miejsce w przypadku „Szpona” i „Trybunału Sów”. Ale na szczęście teraz jest inaczej. Opowieść jest pełna akcji, wspaniałych walk zakrawających o uliczne bijatyki i brutalności Bane’a. Batman ma naprawdę wielkie szczęście do wyrazistych oponentów. Bane jest groteskowy i paradoksalnie na swój sposób skuteczny w dyżurowaniu na stanowisku herosa za Wayne’a. Od razu widać, że nie nadaje on się na długo w rolę obrońcy Gotham, ale charakter i dominacja przez jakiś czas wystarczą.