Długi marsz w połowie meczu Ben Fountain 7,3
ocenił(a) na 727 tyg. temu Książka, która trafiła na moją wirtualną półkę za sprawą polecenia @Sławka, którego opinie bardzo cenię.
W oglądanych przeze mnie namiętnie meczach NBA zawsze zdumiewa mnie ta cała otoczka towarzysząca zmaganiom sportowym. Jeśli trafię na mecz na żywo to każda przerwa w grze zagospodarowana jest przez organizatorów rozrywkami dla widzów, z których wyścigi raczkujących niemowląt i konkursy rzutów z połowy boiska to rzecz normalna, przynajmniej według amerykańskiego kibica. Najbardziej zdumiewają mnie jednak prezentacje żołnierzy, których pokazuje się rozbawionemu tłumowi obok podrygujących czirliderek, maskotek drużyny i facetów strzelających w sektory widzów z wyrzutni t-shirtów. Zawsze patrzyłam na to jako na żenujące widowisko i nie mogłam zrozumieć, dlaczego ci mężczyźni w mundurach godzą się na to.
Dzięki powieści Bena Fountaina mogłam lepiej zrozumieć mechanizm organizacji tego typu imprez, a przede wszystkim poczuć, jak to jest być tym wystawionym na środek płyty stadionu i zmuszonym do uczestnictwa w takim pokazie.
„Długi marsz w połowie meczu” to opowieść o kilku dniach z życia ośmiu chłopaków z wojskowego oddziału Bravo, którzy wsławili się brawurową akcją podczas wojny w Iraku, a dzięki temu, że ich wyczyn został nagrany i opublikowany w telewizji zostali okrzyknięci bohaterami narodowymi. Przez dwa tygodnie są wożeni po centrach handlowych, szkołach i ośrodkach sportowych i prezentowani jako wzorowi amerykańscy żołnierze. Przy okazji oczywiście korzystają z przywilejów celebrytów, piją drogie trunki, jeżdżą limuzynami, są fetowani przez zamożnych właścicieli klubów. To zwykli chłopcy, którzy marzą o spotkaniu z czirliderkami, poznaniu Beyonce i pieniądzach, jakie im obiecano za prawa do sfilmowania ich historii.
Autor, który jest także dziennikarzem bezwzględnie obnaża w tej powieści hipokryzję Amerykanów i komercjalizacją każdej dziedziny życia. Bohaterowie są tylko pozornie doceniani za bojowe czyny, ale tak naprawdę dostrzegamy pustkę kryjącą się za poklepywaniem ich po plecach i jałowych rozmowach, w których wystrojone kobiety patrzą na nich z uwielbieniem i zadają trywialne pytania: jak to jest zabić człowieka i czy się bali. Wyczuwa się jednak za tym wszystkim ogromną ulgę płynącą ze świadomości, że to ci anonimowi chłopcy narażają swoje życie, a nie synowie ustosunkowanych biznesmenów, bankierów, czy prawników. Z każdej strony płyną do nich wyrazy uznania i podziwu oraz poparcie dla działań wojennych, w których Amerykanie niosą Irakijczykom lepszą kulturę i chcą poprawić ich życie.
To zdecydowanie bardzo antywojenna książka. Widać to na każdej jej stronie, a szczególnie w scenie, gdy oddział Bravo maszeruje po stadionie w przerwie meczu futbolowego. Nikogo nie obchodzi, jak się czują młodzi żołnierze, liczy się tylko rozmach widowiska, ilość sprzedanych reklam i transmisja w telewizji.
Bardzo poruszyła mnie historia głównego bohatera Billy'ego, który ma dopiero 19 lat, a już myśli o śmierci, której cudem uniknął próbując ratować przyjaciela. Jego marzenia są zwyczajne: chciałby poznać dziewczynę, zakochać się, a przede wszystkim wrócić żywy z Iraku po zakończonej misji. Dzięki kochającej siostrze ma nawet wybór, ale z niego nie korzysta. To bardzo tragiczna postać, a jednocześnie bardzo prawdziwa.
Ben Fountain osiąga efekt wiarygodności również dzięki świetnemu językowi. Jego bohaterowie mówią tak jak prawdziwi ludzie, a sposób w jaki autor naśladuje manierę mówienia bogaczy jest znakomity.
Warto przeczytać tę książkę jako odtrutkę na amerykanizację naszej kultury i jako manifest antywojenny, co w dzisiejszych czasach nabiera szczególnego znaczenia. Polecam.