Powiedziała, że nie żałuje Tommi Kinnunen 7,4
ocenił(a) na 842 tyg. temu Dużo czytam, nawet bardzo dużo, ale jakoś tak raz na pół roku udaje mi się trafić na naprawdę wybitną powieść. "Powiedziała, że nie żałuje" jest powieścią historyczna z okresu ll wojny światowej rozgrywająca się w Skandynawii, konkretnie w Narviku i Północnej Finlandii. Opowieść przedstawia wojnę widzianą z rzadkiej perspektywy - kobiet pracujących dla Niemców czy raczej na potrzeby Wehrmachtu dobrowolnie, które uciekły przed nadciągającą Armią Czerwoną, co stanowiło głowny powód, ale nie jedyny. W zasadzie motyw ucieczki z Wehrmachtem na północ Norwegii był jedynie pretekstem. Irena chciała uwolnić się od niekochanego już męża, samotności, braku bliskości i jakiegokolwiek porozumienia, tym bardziej, że po ucieczce syna z domu czuje się jakby była w żałobie po własnym dziecku. Po prostu wykorzystała moment nieuwagi podczas ewakuacji wojska i cywilów na północ. Chciała seksu, przygody, mężczyzn, wszystkiego, byle dalej od domu, który był już dla niej tylko grobem rodzinnym, w którym mieszkańcy zostali pochowani żywcem. Wojna jawi się w tej powieści i nie tylko tej jako wielka szansa dla kobiet, co jest w zasadzie paradoksem, ponieważ na wojnie kobieta staje się jej ofiarą, łupem, zdobyczą, na którą wszyscy polują, ale historycy wszystkich wojen o tym nie mówią, bo to często nieprzyzwoite rzeczy, burzące obraz wojny jako pomnika męskiej odwagi, waleczności i patriotyzmu, a poza tym nie wypada, żeby dzieci i młodzież czytały takie rzeczy w podręcznikach. O kobiecej stronie wojny mowi się niewiele albo nic. Wojowanie to męska rzecz. Ale jak mówią bohaterki, ktoś tym walecznym armiom musi prać, cerować i szyć. Naprawiać mundury po rozerwanych na strzępy przez pociski i miny, operować, opatrywać, gotować, pisać listy poległych, zaginionych i rozstrzelanych, serwować alkohol i seks w kantynie oraz śpiewać wesołe piosenki lub recytować podniosłe patriotyczne strofy romantycznych poetów. Wiadomo:"samym chlebem żołnież walczył nie będzie."
Irene, Ailia, Katri i Vera mieszkają w obozie w Narviku. Myją i grzebią zamarznięte trupy poległych w boju, zmarłych z wycieńczenia jeńców, zakatowanych na śmierć na przesłuchaniach i uważają, że to ich nie dotyczy, że one tylko uczciwie pracują, wojną ich nie dotyczy, bo to nie jest sprawa kobiet. Współudział w zbrodniach nazistowskich? Ależ skąd! One tylko wykonują polecenia przełożonych. No może niekoniecznie, bo przecież piekne suknie z jedwabnej mory, karakułowe futra złota biżuteria i pieniądze, jakie dostają od oficerów, z którymi uprawiają seks ,miały przecież przedtem inne właścicielki, no ale kto by o tym myślał podczas wojny. Jest jak jest, a dopóki jest dobrze, nie ma co za dużo filozofować, bo jeszcze co niedobrego z tego wyniknie. Problem pojawią się, gdy rusza ofensywa radziecką i Niemcy muszą walczyć na froncie zachodnim i wschodnim. Wówczas armia fińska przechodzi na stronę aliantów. Niemcy "wycofują się taktycznie na z góry upatrzone pozycje". Obóz zostaje zlikwidowany, kto może, ucieka statkami do Niemiec , choć kobiety wiedzą że to w zasadzie pływające trumny, na które polują konwoje aliantow. Obóz przejmują Norwegowie i urządzają niemieckim jeńcom to samo, co oni niegdyś im. Eliminacja dotyczy tak samo "niemieckich kurew". Finki zostają "jedynie" pohańbione ogoleniem włosów na łyso, żeby każdy wiedział, kim są. Norweżki czeka o wiele gorszy los. Finki odstawia się do granicy i niech się już ich państwo nimi zajmuje. W tym momencie zaczyna się typowa powieść drogi. Kobiety idą do domu. Mają nadzieję, ale nie mają złudzeń. Finlandia jest spalona, wyludniona i głodna. Nic nie będzie takie jak przed wojną, to wiedzą, ale uświadamiają sobie kilka jeszcze innych rzeczy. Najpierw to, że przecież będzie bardzo mało mężczyzn, a ci którzy przeżyli to kaleki fizycznie i psychicznie więc rola kobiet będzie inna-projektowanie takich okopów, myśli jedna z bohaterek, to musi być ciekawa i skomplikowana rzecz, podobno są już na świecie inżynierki, które nie tylko takie rzeczy umieją zrobić. Seks, rodzenie i sprzątanie po mężczyznach może nie będą jedynymi zajęciami jakie wolno wykonywać kobietom. Bo niby dlaczego kobieca praca nie może być interesująca? Ale w miarę pokonywania drogi narastają wątpliwości, pojawaia się zrozumienie w miarę rozmow z napotykanymi bardzo rzadko ludźmi. Dociera przede wszystkim konstatacja, że takie niewinne to one nie są, że istnieje coś takiego jak współudział w zbrodni, co samo w sobie też jest zbrodnią i one w tym brały udział. Że są wobec tego współwinne i to jest prawdziwe najgorsze kurestwo ,że urodzenie dziecka Niemcowi to w zasadzie pomnażanie rasy zbrodniarzy, nieważne czy z miłości, dla ideologii czy instynktu przetrwania lub pragnienia odmiany w życiu. Idąc zaminowanądrogą, kobiety widzą groby pomordowanych, jeńców zmarłych z wycieńczenia przy budowie dróg na połnocy słyszą opowieści ocalałych, widzą ich reakcje na ogolone głowy. Nic niejest takie proste jak to się wydawało jak było przed wojną i nic już proste i zwyczajne nie będzie. Irene wie, czego nie wiedzą współtowarzyszki: wojną zniszczyła ludziom psychikę, zatruła ich duszę na całe dziesięciolecia, zasiała nienawiść do wszystkiego i wszystkich u tych, co przeżyli, a oni zatrują wspominaniem wojny życie i umysły dzieci i wnuków. Domy i miasta można odbudować, ale ludzkiej psychiki tak łatwo uleczyć się nie da. I to są najtragiczniejsze skutki wojny, skutki, do których kobiety, co uciekły z niemieckim wojskiem też przyłożyły się do nich, a może nawet spowodowały je przepisując listy rozstrzelanych jeńców, listy tych, co umarli na czerwonkę i tyfus, tych, co zgnili żywcem na gangrenę. Dołożyły się do tego pocieszając Klausa czy Wernera zarabiajac za to pieniądze, jakich nie miały nigdy w życiu, bo Niemcy dobrze płacili. Zrobiły to z własnej woli, nikt ich nie zmuszał, ani do pracy w kantynie, ani do seksu. Dlatego milcząco postrzegają drogę do domu jako pokutną pielgrzymkę. Tak przynajmniej widzi to Irene. Niemniej jednak to ona oświadcza na policji, że nie żałuje, że poszła, bo to jak wypieranie się samej siebie, a jak się już raz coś zrobiło, to przecież się tego nie odkręci już nigdy, bo ani czasu cofnąć się nie da, ani drugiego życia nie będzie, zresztą nie ma gwarancji, że byłoby ono lepsze.
Powieść jest świetnie przełożona, tłumacz wykonał znakomitą pracę, zwłaszcza w zakresie przekładu regionalizmów i kolokwializmów. Powieść nie jest ciężko napisana, być może dlatego, żeby lekki styl równoważył ciężka tematykę, ale choć bohaterki idą na śmierć i po śmierć, bo przecież kiedyś umrzeć trzeba i są praktycznymi, rzeczowymi i konkretnymi do bólu protestantkami z północy Europy jednak dostrzegają urodę swojej podróży, doceniają małe wygody jak ciepła zupa i kąpiel w saunie, sen w ciepłej chacie, bo droga po śmierć, jest przecież tym samym, co droga przez życie. Pewni jesteśmy tylko dwóch rzecz, mówi jedna z bohaterek tego, że się urodziliśmy oraz że umrzemy, a reszta to kwestia szczęścia i zbieg okoliczności.