Księga magii George R.R. Martin 6,8
ocenił(a) na 73 lata temu Rzadko takie książki trafiają do czytelników – mianowicie opowiadania fantasy. Opowiadanie jest na pewno wyzwaniem dla autora. W takiej formie zawrzeć maksimum treści, tak, by zaciekawić, zatrzymać przy lekturze. Opowiadanie nie jest dla każdego. Mam tu na myśli właśnie i autora, i czytelnika. Nie każdy z nas przecież przepada za taką formą, prostszą akcją, jednowątkową fabułą. Wciągamy się w pewną historię, przyzwyczajamy do bohaterów – a tymczasem trzeba już, niestety, kończyć.
W „Księdze magii” znajdziecie 17 utworów bardziej i mniej znanych autorów. Dziś wpadł mi artykuł o Stanisławie Lemie. Ponoć fantasy nudziło go nie miłosiernie, „Władca pierścieni” absolutnie nie porwał. Nie każdy przepada za taką dorosłą literaturą z magią za rogiem, czarownikami i czarownicami, dziwacznymi postaciami, którym autorzy nadają dziwaczne nazwy, talizmanami i czarodziejskimi mocami. Niektóre z opowiadań przypadły mi do gustu, inne mniej, jeszcze inne – w ogóle. Ciekawa byłam, jak spisali się mistrzowie gatunku: jak choćby R.R. Martin czy Megan Lindholm, której książki zna wielu pod pseudonimem Robin Hobb. To historie, które mnie osobiście kojarzą się z dzieciństwem: latająca kareta, czarodziejskie księgi, zaklęcia do otwierania zamków, tajemne mikstury przygotowane z mleka i mchu. Z jednej strony czarodziejskie krainy, których próżno szukać na mapie – z drugiej miejsca znane każdemu: Islandia czy Kopenhaga. Takie, po których hasają demony, sylfy, trolle i trollice, gadające kamienie. Spodobały mi się szczególnie dwa opowiadania: Jednym z nich to „Ogranicznik”. Pewnie dlatego, że rozgrywał się we współczesności. Tak, tak to fantasy w dzisiejszych czasach. Bo gdy czytamy o autostradzie niedaleko Hollywood aż trudno uwierzyć, że w tym miejscu czarodzieje mogą konkurować ze sobą o spuściznę po wielkim i niebezpiecznym magu. I choć „spadkowe” wojenki raczej kojarzą nam się światem ludzi, tu również każdy uważa na słowa i czyny – gdyż od tego zależy przyszłość czarodziejów. Kto z nich znajdzie czarodziejska księgę? Dodam, że zakończenie jest zaskakujące.
Po lekturze kultowej serii „Gra o tron” byłam oczywiście ciekawa opowiadania R.R. Martina. W jego „Nocy w oberży przy stawie” nie brak tajemniczych postaci, które po prostu trzeba sobie wyobrazić: deodandy, Tkw-człowiek, Chimwazle. Każda z postaci ma coś na sumieniu, każda ma jakiś cel i każda z nich walczy o przetrwanie, bo świat stał się miejscem bardzo niebezpiecznym.
Książka na pewno dla miłośników gatunku ( bo przecież jak Lem – nie każdy go lubi😊