Hedwiga i Maks-Olof Frida Nilsson 7,7
Drugi tom, „Hedwiga i Maks-Olof” to kolejny rok z życia Hedwigi. Tym razem głównym motywem są konie, a w przypadku Hedwigi – brak konia, którego najbardziej na świecie pragnie mieć. Wcale nie pomaga kwestia, że w klasie Hedwigi wybucha epidemia "końskiej gorączki" ;) Wszystkie dziewczynki z wyjątkiem Lindy fascynują się końmi, a w centrum uwagi znajduje się jedyna dziewczynka, która ma własnego konia (Okruszka). To sprawia, że Hedwiga jeszcze bardziej pragnie konia – jest pozycja w klasie znacznie by się poprawiła. I w końcu dostaje wymarzonego rumaka. No, może nie do końca wymarzonego :D Staje się on jej wstydliwą tajemnicą i powodem licznych kłamstw – a że kłamstwo ma krótkie nogi, Hedwiga popada w liczne kłopoty. Podobnie jak w pierwszym tomie, mamy okazję zapoznać się ze szczegółami życia w małym szwedzkim miasteczku, poznajemy kolejne świąteczne obyczaje. Poznajemy też starszego kuzyna Hedwigi, Tony’ego, który odegra dość istotną rolę.
Książki o Hedwidze są zabawne, ale nie w każdym calu – życie przecież nie zawsze jest zabawne, a książki Fridy Nilsson nie są lukrowane. Szukając informacji na temat jej twórczości trafiłem na wzmiankę mówiącą o tym, że była jedną z pierwszych autorek, które poruszyły temat cenzury w książkach dla dzieci. Pokazuje ona życie takim jakie jest, co może zniechęcić niektórych rodziców do lektury dzieciom – ale przecież świat nie jest idealny, a dzieci nie powinno się przez całe życie trzymać pod kloszem. Jeśli to my czytamy naszym pociechom, to na upartego możemy wyfiltrować pewne rzeczy, ale czy naprawdę warto? Dzieci często mają bardzo wyidealizowany obraz świata, bazujący na różnych bajkach, przez co potem mogą mieć o wiele trudniej zrozumieć, że rzeczywistość jest jednak inna i zderzenie z nią może być dużo bardziej bolesne. Dlatego choć pewne momenty nie do końca mi się podobały, to zamierzam dokupić dwa pozostałe tomy przygód Hedwigi. Książki o Hedwidze bardzo dobrze nadają się do samodzielnego czytania - czcionka jest odpowiednio duża, a zdania raczej proste (co akurat może nieco irytować dorosłego czytającego dzieciom do poduszki). Dzieci może nie wszystko zrozumieją, bo Skandynawia to jednak inny świat niż Polska, ale myślę, że to naprawdę dobre lektury dla dzieci w wieku okołozerówkowym (u nas 5,5 i 7,5 roku - zadowolone z Hedwigi). Ta seria nie wywrze z pewnością na dzieciach takiego wrażenia, jak w czasach mojego dzieciństwa "Dzieci z Bullerbyn", ale warto aby dzieci poznały Hedwigę. A "Dzieci z Bullerbyn" czekają na pólce na swoją kolej :)