Epickość po amerykańsku
„Gdy byłem młodszy i wrażliwszy, ojciec mój dał mi pewną radę, nad którą do dziś często się zastanawiam.
- Ile razy masz ochotę kogoś krytykować – powiedział – przypomnij sobie, że nie wszyscy ludzie na tym świecie mieli takie możliwości jak ty”.
To zdania otwierające Wielkiego Gatsby’ego F. Scotta Fitzgeralda. Zaglądam do tej książki, by przypomnieć sobie, jak w niej się toczyły wypadki, w jakim stylu została opowiedziana. Czytałam ją dawno temu i od paru lat co pewien czas wracam do niej myślami. Przy pierwszym czytaniu nie wywołała we mnie takich czytelniczych emocji, jakie sobie po niej obiecywałam, i dotąd czuję niedosyt. Słyszałam, że to jedna z najpiękniejszych i najlepszych amerykańskich historii – może coś przegapiłam? Może warto przeczytać raz jeszcze? W końcu zalicza się ją do kanonu wielkich amerykańskich powieści.
I tu na chwilę się zatrzymałam. W zasadzie czym jest wielka amerykańska powieść? Dość regularnie określa się tak wielkie (niekoniecznie grube) klasyki zza oceanu. Od czasu do czasu zostaje nią okrzyknięta nowo wydana w Stanach powieść. Tylko co to oznacza? Co mieści się w tej nazwie? Jaka to tak naprawdę jest książka?
Wiadomo, że musi to być rzecz monumentalna i napisana z rozmachem. Pod względem stylu i tematu ma odzwierciedlać zeitgeist USA w tym konkretnym momencie czasu, w jakim powstaje. Jej autorem może być Amerykanin – a przynajmniej ktoś, kto Stany doskonale zna. Słowem: epopeja narodowa szyta na miarę współczesnych pisarzowi czasów.
Gdy się nad tym zastanowić, to Wielki Gatsby doskonale mieści się w tym opisie. Może poza epitetem „monumentalna”, co przy książeczce tej wielkości brzmi jak kpina, a pomimo dystansu wobec książki z Fitzgeralda nie mam zamiaru się śmiać.
Nie żartuję też, gdy mówię, że nie jestem wielką fanką amerykańskiego pisarstwa, ale mnie ono fascynuje. M.in. ta amerykańska konsekwencja w tworzeniu i ciągłym poszukiwaniu wielkiej powieści. Dlatego większość z określanych tym mianem książek czytałam – z ciekawością badacza próbującego zgłębić, na czym polega urok amerykańskiej prozy i jej fenomenu. Obserwującego, jak zmieniała się ta „wielka amerykańska powieść” na przestrzeni lat.
A jakie „wielkie amerykańskie powieści” Wy czytaliście? Co sądzicie o tej koncepcji?
*
Oprócz Wielkiego Gatsby’ego wśród wielkich powieści amerykańskich wymienia się:
XIX wiek
1851: Moby Dick Hermana Melville’a
1884: Przygody Hucka Finna Marka Twaina
XX wiek
1936: Absalomie, Absalomie… Williama Faulknera
1938: trylogia U.S.A. (42 równoleżnik, 1919 i Ciężkie pieniądze) Johna Dos Passosa
1939: Grona gniewu Johna Steinbecka
1951: Buszujący w zbożu J.D. Salingera
1952: Niewidzialny człowiek Ralpha Ellisona
1953: Przypadki Augie'ego Marcha Saula Bellowa
1955: Lolita Vladimira Nabokova
1960: Zabić drozda Harper Lee
1964: Czasami wielka chętka Kena Keseya
1969: Rzeźnia numer pięć Kurta Vonneguta
1973: Tęcza grawitacji Thomasa Pynchona
1981: Małe, duże Johna Crowleya
1985: Krwawy południk Cormaca McCarthy’ego
1996: "Infinite Jest" Davida Fostera Wallace’a (nietłumaczony dotąd na język polski)
1997: Mason i Dixon Thomasa Pynchona
1997: Podziemia Dona DeLillo
XXI wiek
2010: Wolność Jonathana Franzena
komentarze [15]
Bez wątpienia "Na południe od Brazos" Larry'ego McMurtry'ego, może też "Ragtime" E. L. Doctorowa.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postWydaje mi się że 2 pozycje warto dorzucić: " Młode lwy" Irwina Shawa i "Cienka czerwona linia" James Jonesa. Do rozważenia również "Mały Wielki Człowiek" Thomasa Bergera - książka spełnia wszystkie wymogi formalne - bardzo wielka i bardzo amerykańska.....
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postCormac McCarthy ma duże szanse na bycie zaliczonym w poczet wielkich epickich pisarzy amerykańskich, a i nie zapominajmy o kobietach - tutaj Toni Morrison jak na razie wiedzie prym.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ogólnie rzecz biorąc nie jestem fanką Kiepskich ale kiedyś był taki odcinek gdzie było min. o Ameryce, że wszystko w niej jest duże toteż i literatura musi być wielka.Mam wrażenie, że to typowa megalomania państwa / prawie kontynentu/, który chce przewodzić całemu światu i prawie wszędzie ma swoje interesy i pilnuje ich jak oka w głowie.
Nie jestem fanką Ameryki a...
Zdecydowanie "Wściekłość i wrzask" Faulknera powinna znaleźć się na tej liście.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postAkurat "Wielki Gatsby" nie przypadł mi do gustu, ale z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że "Grona gniewu", "Buszujący w zbożu" i "Zabić drozda" to naprawdę warte przeczytania pozycje. Mam też ochotę na parę innych tytułów z tej listy, więc chyba czas nadrobić zaległości :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Czuję się zawstydzona. Dobre, że wymieniony przez Joannę XIX wiek mam za sobą. No i kilka z XX. Gorzej z XXI :).
Osobiście (i nie śmiać się proszę) dla mnie wielkie amerykańskie dzieło to "Kraina Chichów" :).
Niewątpliwie, jednym z wielkich jest choćby "Paragraf 22" co potwierdza poniższy obrazek. Szczęśliwcy mogący odwiedzić bibliotekę w Kansas City są zapewne najbliżsi pojęcia wielkości w odniesieniu do książki :)
Podobnie jak "Wielki Gatsby" Fitzgeralda tak i "Kompleks Portnoya" (1969) Philipa Rotha jest dość skromnym utworem biorąc pod uwagę tak zwaną objętość książki....
Aesir:Znakomity symbol dzisiejszej epiki amerykańskiej, trafnie wyświetlający bieżącą kondycję literatury tego narodu, stanowi "Zmierzch" ze zblazowanymi, nudnymi, wampirami-kretynami oraz zidiociałymi, płytkimi, jak kieszeń skąpca, nastolatkami rodem z MTV.
Dla poszukujących odpowiedzi na pytanie o meritum, czy wykładnię wielkiej powieści amerykańskiej, będzie...
A ja do tej listy dodałabym jeszcze:
Stąd do wieczności
Cienka czerwona linia
Użytkownik wypowiedzi usunął konto