-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant1
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński18
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Biblioteczka
2018-02-15
2018-02-12
Co byś zrobił gdyby twoje fundusze były nieograniczone? Gdybyś mógł kupić sobie jacht każdego popołudnia jak zwykłą zachciankę? Gdybyś mógł na obiad jeść ostrygi z szafranem, a jeśli w sklepie traktowali by Cię źle, to mógłbyś go po prostu wykupić? Podobno mając nieograniczone środki jesteś mniej szczęśliwy, niż dostając za miesiąc pensję za którą jest się w stanie kupić sobie drobne przyjemności, wyjechać raz w roku na wakacje i żyć w spokoju. Chyba coś w tym jest...
Główny bohater tej książki pierwszy milion zarobił w wieku 23 lat. Jest najbogatszym żyjącym Amerykaninem i żywym dowodem na to, że pieniądze to nie wszystko. Jean Paul Getty był pięciokrotnie żonaty, jednak każda jego miłość kończyła się wraz z nadejściem rodzinnej codzienności. Domowe ognisko nie sprawiało, że był szczęśliwy, wręcz przeciwnie. Skłonność do zdrad i imprezowania szybko doprowadza przecież do rozpadu każdego małżeństwa. Nietrudno się domyślić że skoro nie obeszły go dzieci, to wnuki również nie były oczkiem w głowie. Mało który z ludzi nie chciałby jednak zapłacić okupu za porwanie własnego wnuka, szczególnie kiedy wydatek to dla niego kropla w morzu gotówki.
"Wszystkie pieniądze świata", podobnie jak recenzowana niedawno "Gra o wszystko", wpadły w moje ręce głównie za sprawą ekranizacji. Obie powieści postanowiłam przeczytać przed obejrzeniem filmu, także ominęła mnie wizyta w kinie, za to domowa biblioteczka wzbogaciła się o dwa nowe tytuły. Jednak o ile książkę Molly Bloom przeczytałam bardzo szybko, o tyle "Wszystkie pieniądze świata" szły mi dośc opornie.
Sama historia jest naprawdę ciekawa i podejrzewam, że będzie z niej niezły film. Problemem była dla mnie mnogość dat i różnych wydarzeń, które sprawiały, że momentami czułam, jakbym czytała podręcznik do historii. Wszystkie poboczne elementy doprowadziły do tego, że gubiłam główny wątek i skupiałam się na nieistotnych szczegółach. A szkoda, po szczerze mówiąc liczyłam, że autor nieco bardziej skupi się na motywie porwania. W rzeczywistości to zaledwie jeden z elementów złożonej historii rodu.
"Wszystkie pieniądze świata" nie są napisane lekkim językiem i wymagają skupienia, żeby w pełni cieszyć się lekturą. Historia jest ciekawa, jednak sama powieść mogłaby być nieco bardziej wciągająca. Decyzja należy do Was, być może książka przypadnie Wam do gustu bardziej niż mnie...
Co byś zrobił gdyby twoje fundusze były nieograniczone? Gdybyś mógł kupić sobie jacht każdego popołudnia jak zwykłą zachciankę? Gdybyś mógł na obiad jeść ostrygi z szafranem, a jeśli w sklepie traktowali by Cię źle, to mógłbyś go po prostu wykupić? Podobno mając nieograniczone środki jesteś mniej szczęśliwy, niż dostając za miesiąc pensję za którą jest się w stanie kupić...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-18
Nora zawodowo zajmuje się odnajdywaniem ludzi. Nawet tych, którzy znalezieni być nie chcą. Zazwyczaj nie bierze spraw zbyt osobiście. W tym przypadku może być ciężko - zaginioną jest jej własna córka. Lata temu Nora urodziła dziewczynkę i oddała ją do adopcji. Nigdy nie planowała jej odnaleźć jednak teraz najwidoczniej będzie zmuszona.
"Nieobecna" to dość nietypowy thriller. Poznajemy bohaterkę, która na pierwszy rzut oka wcale nie chce być przez nas polubiona. Nora jest twarda, zamknięta w sobie i nie przejawia zbytniego zainteresowania... w zasadzie czymkolwiek. Z czasem jednak odkrywamy, że skorupa, pod którą się ukrywa ma jakieś szczeliny. Weźmy choćby ogromne uczucie, które łączy Norę z jej psiakiem - nawet największa twardzielka ma swoje słabości.
Jak nietrudno się domyślić, mur, który wybudowała wokół siebie główna bohaterka jest odzwierciedleniem jej traumatycznych przeżyć z przeszłości. Kilkanaście lat temu Nora ledwo uszła z życiem,a jej poczucie własnej wartości legło w gruzach. To jednak wojowniczka - przeżyła i wszystko wskazuje na to, że w przypadku tej kobiety sprawdza się przysłowie "co Cię nie zabije, to Cię wzmocni". Jej córka, choć nie dorastała z matką, to ma bardzo podobny charakter - aż ciągnie ją do kłopotów. Nastolatka, choć kompletnie nie zdaje sobie z tego sprawy, pakuje się w aferę na krajową skalę i zadziera z ludźmi, od których powinna trzymać się, jak najdalej. Uratować ją może jedynie Nora, która już raz uszła z życiem z tak trudnej sytuacji.
Teoretycznie całość brzmi nieźle, prawda? W rzeczywistości jednak nie jest aż tak kolorowo. Choć opis zapowiada znakomitą lekturę, a czytelnik nie może narzekać na brak akcji czuje lekkie znużenie. Mnogość wydarzeń nie sprawia, że powieść staje się dla nas bardziej wciągająca i choć współczujemy głównej bohaterce nieszczęść, które ją dotknęły, to i tak nie potrafimy się z nią utożsamić. Aż wreszcie docieramy do zakończenia, które powinno nas zaskoczyć, a w rzeczywistości okazuje się... lekko absurdalne.
Na wystawach księgarni jest całe mnóstwo thrillerów - to chyba najpopularniejszy gatunek w tym roku. Sama coraz chętniej po nie sięgam i zdarza mi się trafiać na naprawdę znakomite. Niestety "Nieobecna" nie jest jednym z nich. Książkę określiła bym jako typowego średniaka - nie jest najgorsza, jednak na rynku jest całe mnóstwo ciekawszych pozycji.
Nora zawodowo zajmuje się odnajdywaniem ludzi. Nawet tych, którzy znalezieni być nie chcą. Zazwyczaj nie bierze spraw zbyt osobiście. W tym przypadku może być ciężko - zaginioną jest jej własna córka. Lata temu Nora urodziła dziewczynkę i oddała ją do adopcji. Nigdy nie planowała jej odnaleźć jednak teraz najwidoczniej będzie zmuszona.
"Nieobecna" to dość nietypowy...
2017-11-03
To już druga część opowieści o perypetiach Rosie i Nate'a. Jak dowiedzieliśmy się w poprzedniej części Rosie jest młodą mamą. Jej uroczy synek, DJ, to owoc poprzedniego związku. Josh, jego ojciec, nie należy jednak do najbardziej odpowiedzialnych facetów i problem sprawia mu nie tylko płacenie alimentów na czas, ale nawet dotrzymywanie słowa danego synowi odnoście obiecanych mu spotkań. Zarówno DJ, jak i jego mama są bardzo delikatni, a ostatnie czego im trzeba to złamane serce po raz kolejny.
Ta powieść jest trochę współczesną historią o Kopciuszku. Główna bohaterka została mocno skrzywdzona przez los, jednak stara się z uśmiechem na ustach patrzeć w przyszłość. Nagle pojawia się on - idealny rycerz na białym rumaku. Jest przystojny i szarmancki, a w dodatku nie przeszkadza mu bagaż doświadczeń dziewczyny.
Wydaje mi się, że te dwie części mogłyby być jedną książką, tym bardziej, że "Czas próby" ma stosunkowo niewiele stron. Nie ukrywam jednak, że tę część czyta się ciekawiej, ale tak jest chyba zawsze - najwięcej frajdy mam przy czytanie w momencie, kiedy akcja na dobre się rozkręci.
Druga część "Zdobyć Rosie" jest równie urocza jak pierwsza. Całość kręci się oczywiście wokół romansu, ale trudno się dziwić - ten gatunek rządzi się swoimi prawa. Podoba mi się jednak to, jak przedstawiony został wątek samotnej matki. Uczucie Rosie do syna jest ogromne i miło patrzy się na ich relacje.
Tak jak większość powieści Kirsty Moseley, ta również jest po prostu lekkim romansem. Jednak w swojej kategorii książka wypada naprawdę znakomicie - jest urocza, wciągająca i czyta się ją z przyjemnością.
To już druga część opowieści o perypetiach Rosie i Nate'a. Jak dowiedzieliśmy się w poprzedniej części Rosie jest młodą mamą. Jej uroczy synek, DJ, to owoc poprzedniego związku. Josh, jego ojciec, nie należy jednak do najbardziej odpowiedzialnych facetów i problem sprawia mu nie tylko płacenie alimentów na czas, ale nawet dotrzymywanie słowa danego synowi odnoście...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-05
Vicky Decker to typowa szara myszka. Jej najgorszym dramatem jest wyprowadzka najlepszej przyjaciółki - teraz nie odzywa się do dosłownie do nikogo. Vicky jest chorobliwie nieśmiała i jakikolwiek kontakt z innym człowiekiem doprowadza ją niemalże do histerii. Jenna była jedyną osobą, z którą mogła normalnie spędzać czas, a teraz, kiedy jej zabrakło, czuje się, jakby straciła rękę.
Jenna za to radzi sobie świetnie. Ma nowych przyjaciół, poznała uroczego chłopaka. Telefony do Vicky stają się coraz rzadsze, coraz częściej przerywa połączenia pod byle pretekstem. Nasza bohaterka jest coraz bardziej samotna. Chcąc pokazać, że tak naprawdę świetnie daje sobie radę zaczyna publikować przerobione w Photoshopie zdjęcia na Instagramie. Tworzy konto @Observi, a #samotność zdobywa coraz to więcej internetowych fanów.
Observi podoba się wszystkim, ma mnóstwo obserwujących, a Vicky nie może wyjść z podziwu, że w kilka dni tak wiele osób zachwyciło się jej internetowym alter-ego. Stopniowo okazuje się, że konto, które miało być lekkim oderwaniem od rzeczywistości dominuje życie dziewczyny. Cały jej świat uzależnia się od profilu Observi.
#niewidzialna to historia samotnej i niezrozumiałej nastolatki, osadzona w realiach mediów społecznościowych. Jest bardzo na czasie, co odgrywa specyficzną rolę. Warto zauważyć, że w dzisiejszych czasach posiadanie konta na każdym niemalże portalu społecznościowym i wrzucanie ogromnej ilości kolorowych zdjęć nie jest jednoznaczne z idealnym życiem, nawet jeżeli tak nam się wydaje.
Choć na początku ta opowieść sprawiała wrażenie nieco nudnawej i typowej, z czasem zrozumiałam, jaką ma w sobie moc. Autorka pokazuje, jak dużą siłę przekazu mają media społecznościowe. I, choć wokół tak dużo mówi się o negatywnych wzorcach, jak cudownie można wykorzystać moc internetu, żeby stworzyć coś dobrego.
Ze zwyczajnej książki, #niewidzialna stała się dla mnie powieścią, która w jednej z końcowych scen doprowadza do łez. Z zaskoczeniem muszą przyznać, że #niewidzialna to świetna powieść dla młodzieży, która z pewnością zachwyci również dorosłych. Co więcej może być bardzo pomocna w zrozumieniu świata, który dla starszych czytelników jest zupełnie obcy.
Vicky Decker to typowa szara myszka. Jej najgorszym dramatem jest wyprowadzka najlepszej przyjaciółki - teraz nie odzywa się do dosłownie do nikogo. Vicky jest chorobliwie nieśmiała i jakikolwiek kontakt z innym człowiekiem doprowadza ją niemalże do histerii. Jenna była jedyną osobą, z którą mogła normalnie spędzać czas, a teraz, kiedy jej zabrakło, czuje się, jakby...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-17
Ciężko trafić na dobre romansidło. Jesień jest idealną porą na taką lekturę - kiedy za oknem zimno i szaro, a nam nic się nie chce. Ostatnio robiłam nawet kilka podejść, ale jakość ciężko jest znaleźć lekki, niezobowiązujący, a jednocześnie dobry romans. Są jednak autorki, na które zawsze mogę liczyć - jedną z nich jest właśnie Kirsty Moseley
W "Zdobyć Rosie" spotykamy bohaterów, których już znamy Annę i Ashtona. To właśnie o nich opowiadała powieść "Nic do stracenia". Bardzo polubiłam tę historię, jak chyba każdą, która wyszła spod ręki Kirsty Moseley. Z przyjemnością sięgnęłam więc również po "Zdobyć Rosie" - lubiana autorka i nowi główni bohaterowie? Czego chcieć więcej w deszczowe jesienne popołudnie!
Mamy więc Nate'a, który jest najlepszym przyjacielem Ashtona. Jest też okropnym podrywaczem, a jego stosunek do kobiet jest dość rozwiązły. Mamy też Rosie, najlepszą przyjaciółkę Anny, bardzo delikatną, piękną dziewczynę. Rosie nie szuka mężczyzny, a tym bardziej przygodnego romansu. Podrywy Nate'a jednak nieco ją bawią. Choć ta dwójka ma zupełnie inne podejście do życia i miłości, to ku zaskoczeniu przyjaciół nawiązuje się między nimi nić porozumienia.
Kirsty Moseley po raz kolejny mnie nie zawiodła. Powieści dla kobiet rządzą się swoimi prawami, nie oznacza to jednak, że wszystkie są kiepskie. A w tym przypadku to naprawdę urocza, pełna ciepła lektura. Z przyjemnością poznawałam perypetie bohaterów, a książka bardzo mnie wciągnęła - pochłonęłam ją w dwa dni.
Bohaterowie tej historii są sympatyczni, a czytelnik, chcąc, nie chcąc zaczyna kibicować im, aby wszystko się udało. Fabuła jest akurat w tym wypadku dość typowa - przystojny podrywacz i skromna dziewczyna. A jednak książka ma w sobie "to coś", co sprawia, że czyta się ją z ogromną przyjemnością. Jest kilka zwrotów akcji, nieoczekiwanych sytuacji i miłosnych zawirowań. Mówiąc krótko - jestem na tak i po raz kolejny nie zawiodłam się na autorce. Polecam!
Ciężko trafić na dobre romansidło. Jesień jest idealną porą na taką lekturę - kiedy za oknem zimno i szaro, a nam nic się nie chce. Ostatnio robiłam nawet kilka podejść, ale jakość ciężko jest znaleźć lekki, niezobowiązujący, a jednocześnie dobry romans. Są jednak autorki, na które zawsze mogę liczyć - jedną z nich jest właśnie Kirsty Moseley
W "Zdobyć Rosie" spotykamy...
2017-02-20
Maya Banks jest znana w naszym kraju głównie za sprawą cyklu "Bez tchu". Ja również kojarzę ją przede wszystkim z tych powieści, ponieważ jakiś czas temu miałam okazję przeczytać wszystkie trzy książki z serii - "Szaleństwo zmysłów", "Gorączkę ciała" oraz "Pożar krwi". Gdybym jednak miała Wam opowiedzieć, o czym są te historie, czy choćby podać imiona głównych bohaterów, to chyba nie byłabym w stanie sklecić choćby jednego zdania. To z pewnością romanse, jednak nie zrobiły na mnie większego wrażenia, a w mojej pamięci pozostało jedynie nazwisko autorki.
Prawdopodobnie nie zwróciłabym uwagi na "Z każdym oddechem", gdyby nie naprawdę zachęcający opis. Po "Dziewczynie z pociągu" na rynku pojawia się coraz więcej interesujących thrillerów, więc i ja dałam się skusić na kilka tytułów i okazały się one miłym zaskoczeniem. O ile wspomniana "Dziewczyna..." kompletnie mi się nie podobała, o tyle cieszę się, że dzięki tej książce trafiłam na kilka świetnych thrillerów skierowanych głównie do kobiet.
Liczyłam, że "Z każdym oddechem" okaże się właśnie taką powieścią, oczywiście z lekką domieszką romansu, w końcu autorka słynie właśnie z tego gatunku. Niestety nie mogłabym być w większym błędzie. Ta historia to kolejny erotyk, w którym zagadka kryminalna zepchnięta została na boczny tor. Historia kręci się przede wszystkim wokół romansu dwójki głównych bohaterów, jeżeli natomiast chodzi o seryjnego morderce, to potraktowany on został po macoszemu. Nie poznałam jego motywu, jego myśli i tłumaczeń - został po prostu "tym złym", bez drugiego oblicza.
Eliza, główna bohaterka, niegdyś wdała się w romans z prawdziwą bestią. Podczas gdy on od kilku lat nie wychodzi poza więzienne mury, ona stara się na nowo ułożyć swoje życie. Skupia się na pracy, tam też poznaje prawdziwych przyjaciół i przyjaciółki. Eliza pozostaje jednak zamknięta w sobie i zdystansowana, nosi tajemnice, których nigdy nie powinien poznać. Kiedy okazuje się, że Thomas, dawny ukochany, który odsiadywać powinien dożywocie, wychodzi na wolność, nasza bohaterka wie, że tylko ona jest w stanie zapobiec tragedii. Czy misja, którą sobie wyznaczyła okaże się samobójcza? I jaką rolę odegra w niej tajemniczy Wade?
Na niekorzyść tej historii działa postać głównej bohaterki. Eliza jest zimna, nijaka i zamknięta w sobie, a jej zachowania momentami okazują się po prostu irracjonalne. Mogę jedynie podejrzewać, że autorka próbowała przedstawić nam tę postać jako kobietę po traumatycznych przeżyciach, która nie jest w stanie żyć jak wszyscy. I choć zamysł był dobry, to coś poszło nie tak i Eliza zamiast enigmatycznej stała się po prostu... nudna.
Co działa na plus tej historii? Spodobało mi się choćby wprowadzenie wątków paranormalnych, jednak żałuję, że nie zostały one nieco bardziej rozbudowane. Polubiłam kilku pobocznych bohaterów, mimo że główna dwójka kompletnie mnie nie urzekła. "Z każdym oddechem" to po prostu odstresowujące czytadło, które prawdopodobnie nie zapisze się z pamięci na zbyt długo, jednak pomoże na chwilę zapomnieć o stresującym dniu w pracy.
Spodziewałam się prawdziwego hitu, jednak nic z tego. "Z każdym oddechem" zapisze się w mojej pamięci jako powieść o zmarnowanym potencjale. Jeśli spodziewacie się thrillera z zaskakującym zakończeniem - to zdecydowanie nie ten adres. Jeśli jednak jesteście fankami erotycznych romansów, a poprzednie powieści autorki przypadły Wam do gustu, prawdopodobnie będzie tak i w tym przypadku.
Maya Banks jest znana w naszym kraju głównie za sprawą cyklu "Bez tchu". Ja również kojarzę ją przede wszystkim z tych powieści, ponieważ jakiś czas temu miałam okazję przeczytać wszystkie trzy książki z serii - "Szaleństwo zmysłów", "Gorączkę ciała" oraz "Pożar krwi". Gdybym jednak miała Wam opowiedzieć, o czym są te historie, czy choćby podać imiona głównych bohaterów, to...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-03-01
Z Kirsty Moseley miałam już okazję się spotkać podczas lektury "Chłopaka, który zakładał się do mnie przez okno". Gdyby miała jednym słowem określić, co myślę o tej powieści, powiedziałabym: urocza! Mimo wszystkich złych opinii, jakie słyszałam o książce, po prostu nie sposób odmówić jej czaru i uroku. Może jest nieco naiwna, ale dzięki temu przypomina mi trochę bajki Disneya o księżniczkach. Muszę przyznać, że tę historię wspominam naprawdę dobrze i z przyjemnością sięgnęłam po kolejną książkę autorki.
Jamie właśnie wychodzi na wolność. Choć zrobił coś bardzo, bardzo złego, teraz chciałby zacząć od nowa i na dobre zerwać z kryminalną przeszłością. Ellie właśnie rozstała się z wieloletnim chłopakiem i chce spróbować wreszcie być po prostu sobą, a nie częścią pary. Świeżo po rozstaniu Ellie spotyka Jamiego w jednym z klubów i między tą dwójką aż iskrzy. W końcu nawet jeśli obiecywała sobie nie pakować się od razu w kolejny związek, nikomu jeszcze nie zaszkodził mały romans. Wbrew wszystkim swoim zasadom Ellie wychodzi z klubu razem z Jamiem i tak rozpoczyna się ta historia...
Mogłabym zarzekać się, że "Chłopak, który chciał zacząć od nowa" to oryginalna opowieść, która łamie schemat, jednak... to po prostu nieprawda. Ellie jest dziewczyną z dobrego domu, której przyszłość została już zaplanowana. Powinna iść na studia, wziąć ślub z chłopakiem z liceum, który tak jak ona pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. W dziewczynie jednak coś pęka i próbuje sama poukładać swoje życie. Jamie z kolei to dobry chłopak z nieciekawą przeszłością. Jego rodzicielce sporo brakuje do tytułu matki roku, a pobyt w poprawczaku nie wróży świetlanej przyszłości. Zdaję więc sobie sprawę, że ta historia nie zapowiada się zbyt zaskakująco. Muszę jednak przyznać, że podobnie jak w przypadku "Chłopaka, który zakradał się do mnie przez okno" jest w tej powieści coś tak niezwykłego, ze najzwyczajniej w świecie cudownie się ją czyta.
Zarówno Ellie, jak i Jamiego po prostu się lubi. Nie sposób nie czuć sympatii do bohaterów, którzy są radośni, pełni życia i z podniesioną głową stawiają czoła przeciwnością losu. Bardzo spodobali mi się również bohaterowie drugoplanowi - w świetny sposób wykreowani zostali choćby rodzice Ellie, czy jej najlepsza przyjaciółka. Chemia między dwójką głównych bohaterów jest przeogromna, dzięki czemu, chcąc, nie chcąc, nieświadomie zaczynamy im kibicować. Zakończenie jest zaskakujące i zachęca czytelnika do sięgnięcia po kolejny tomu, który ukaże się wkrótce - czego chcieć więcej?
Z przyjemnością wręcz pochłonęłam "Chłopaka, który chciał zacząć od nowa". Owszem jest to lekka i niezobowiązująca lektura, jednak czytanie jej sprawia kupę frajdy!
Z Kirsty Moseley miałam już okazję się spotkać podczas lektury "Chłopaka, który zakładał się do mnie przez okno". Gdyby miała jednym słowem określić, co myślę o tej powieści, powiedziałabym: urocza! Mimo wszystkich złych opinii, jakie słyszałam o książce, po prostu nie sposób odmówić jej czaru i uroku. Może jest nieco naiwna, ale dzięki temu przypomina mi trochę bajki...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-03-06
Po niezbyt korzystnym spotkaniu z powieścią Mayi Banks, która miała być wybitnym thrillerem, a okazała się po prostu romansidłem podchodzę do thrillerów z większą rezerwą. Jednak, żądna emocji, postanowiłam szukać tak długo, aż znajdę książkę, która nie tylko wzbudzi we mnie emocje, ale i zaskoczy zakończeniem. W takich historiach z ostateczną oceną wstrzymuję się do ostatniej chwili. W tym gatunku kilka ostatnich stron ma przecież kluczowe znaczenie.
Opis "Kobiety znikąd" intryguje, a przecież tego właśnie oczekuje się od thrillera. Muszę jednak uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić Wam, że tę historię poznajemy z punktu widzenia dwójki bohaterów, o których opis nawet nie wspomina. To ciekawe, ponieważ sami musimy dojść kim są i jaką rolę odgrywają w powieści.
Kiedy Quinn odkrywa, że jej współlokatorki nie ma w łóżku, z początku nic sobie z tego nie robi. Z czasem jednak zdaje sobie sprawę, że nocne eskapady nie są typowe dla Esther. W końcu nie wytrzymuje i myszkując w rzeczach przyjaciółki odkrywając kilka niepokojących faktów. Wszystko wskazuje, ze Esther jest niezrównoważona psychicznie i może stanowić zagrożenie nie tylko dla siebie, lecz również innych, a być może nawet dla Quinn. Co naprawdę stało się dziewczynie i gdzie przebywa? Czy wskazówki uda się połączyć w całość?
Alex ma kilkanaście lat i niedawno skończył szkołę, jednak nie wyjechał na studia. Wciąż mieszka z ojcem, który nie stroni od alkoholu i pracuje w niewielkiej restauracji. Ma niewiele rozrywek i życiowych perspektyw, ale to dobry chłopak. Iskierkę rozrywki w jego codzienną rutynę wprowadza pojawienie się tajemniczej kobiety. Nikt nie wie skąd się wzięła i dlaczego na miejsce pobytu wybrała właśnie tę niepozorną mieścinę. Nieznajoma fascynuje jednak Alexa, nawet kiedy jej zachowanie staje się coraz dziwniejsze.
"Kobieta znikąd" to naprawdę oryginalny i nietypowy tytuł. Przez mniej więcej połowę książki kompletnie nie miałam pojęcia, co właściwie się dzieje. Opowieści Alexa i Quinn toczą zupełnie oddzielnie, przez co może odczuwać, że poznajemy dwie różne historie. To po części prawda, ponieważ bohaterowie mają swoje własne życia i własne problemy. Nie trudno się jednak domyślić, że ta dwójka w końcu okaże się mieć ze sobą coś wspólnego
To thriller z gatunku psychologicznych. Nie znajdziemy tutaj pościgów, czy pędzącej akcji, raczej powolnie rozgrywającą się opowieść. Mimo wszystko historia wciąga i zaskakuje. Bardzo ważne są odczucia bohaterów - nie tylko sama akacja, ale i sposób interpretowania jej przez bohaterów. Nawet kiedy wydaje wydaje nam się, że rozwikłaliśmy zagadkę, okazuje się, że tak naprawdę nie wiemy nic. Tego właśnie oczekiwałam - zaskoczenia i zagadki do rozwikłania.
"Kobieta znikąd" okazała się pozytywnym zaskoczeniem. To nietypowy thriller, który nie przypomina żadnej książki, którą miała okazją do tej pory czytać. Jeśli poszukujecie nietuzinkowej lektury, to coś w sam raz dla Was
Po niezbyt korzystnym spotkaniu z powieścią Mayi Banks, która miała być wybitnym thrillerem, a okazała się po prostu romansidłem podchodzę do thrillerów z większą rezerwą. Jednak, żądna emocji, postanowiłam szukać tak długo, aż znajdę książkę, która nie tylko wzbudzi we mnie emocje, ale i zaskoczy zakończeniem. W takich historiach z ostateczną oceną wstrzymuję się do...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-09
Gena Showalter bardzo szybko trafiła na listę autorów, których darzę szczególną sympatią, właściwie, już po pierwszym tytule jej autorstwa, który wpadł w moje ręce. Chodzi oczywiście o znaną pewnie większości z Was "Alicję z Krainie Zombie". Wszystkie części tej serii bardzo cenię sobie przede wszystkim za świetne poczucie humoru autorki - jakkolwiek absurdalnie nie brzmiałby pomysł na przeniesienie baśniowej Alicji do świata opanowanego przez Zombie, Gena Showalter stworzyła coś niesamowitego i godnego polecania.
Pojawianie się na mojej półce "Firstlife" było jedynie kwestią czasu - nazwisko autorki wystarczająco do mnie przemawia. Musze jednak wspomnieć o przecudownej okładce, która przykuwa uwagę. Większość z nas jest wzrokowcami i jest przekonana, że nie jestem jedyną osobą, która zachwyca się tą grafiką. Jeżeli natomiast chodzi o opis na okładce, to... przemawia do mnie nieco mniej. Nie chodzi o to, że jest zły - po prostu nie byłam w stanie wyobrazić sobie fabuły. Nie pozostało więc nic innego, niż jak najszybciej zapoznać się z książką i sprawdzić, czy jest równie udana jak poprzednia seria autorki.
Główną bohaterką jest Tenley. To wyjątkowa dziewczyna - została naznaczona, a co za tym idzie jest łakomym kąskiem dla obu Frakcji. Co to oznacza? Otóż w świecie, w którym żyje nasza bohaterka wszysycy oczekują, że opowiesz się po jednej ze stron. Jeśli jesteś zbyt oporny, zarówna Trojka, jak i Miriada nie zamierzają przebierać w środkach, jeśli ma to przyspieszyć decyzję. Niestety, Tenley to naprawdę twarda sztuka - jeszcze nie zdecydowała, a "twarde argumenty" zdają się nie robić na niej wrażenia. Przebywa więc w specjalnym ośrodku, do którego wysłali ją własni rodzice i codziennie musi znosić tortury mające na celu przyspieszenie decyzji.
Gdybym miała określić "Firstlife" jednym słowem, powiedziałabym: "dziwna!". Tak, to z pewnością powieść nietypowa, a autorka miała niesamowicie oryginalny pomysł. Nie inaczej jest również z realizacją. Jednak ta "dziwność" nie pozwala mi krzyknąć: "To świetna książka, koniecznie musicie ją przeczytać", ponieważ... sama nie wiem, co o niej myśleć. Przeczytałam przecież ponad 400 stron, a dalej nie jestem w stanie ocenić na ile mi się podobała...
Co mogę powiedzieć? Główna bohaterka jest jak najbardziej interesująca. Język, dokładnie tak jak spodziewałam się po autorce jest prosty, jednak pełen zabawnych komentarzy. Wszystko to sprawia, że "Firstlife" czyta się po prostu dobrze, nawet jeżeli, tak jak ja, sami nie wiecie, co myśleć o fabule. Nie pozostaje mi więc nic innego, niż czekać na kolejny to - być może wtedy będą w stanie ocenić tę serię.
Gena Showalter bardzo szybko trafiła na listę autorów, których darzę szczególną sympatią, właściwie, już po pierwszym tytule jej autorstwa, który wpadł w moje ręce. Chodzi oczywiście o znaną pewnie większości z Was "Alicję z Krainie Zombie". Wszystkie części tej serii bardzo cenię sobie przede wszystkim za świetne poczucie humoru autorki - jakkolwiek absurdalnie nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-05-06
Anna jest przeszczęśliwą "prawie"szesnastolatką. Dziewczyna właśnie zamierza spełnić swoje marzenie i urodziny spędzić w klubie wraz z ukochanym chłopakiem. Długo oczekiwany wieczór szybo zamienia się jednak w koszmar. Bohaterka jest zjawiskowo piękną dziewczyną i wpada w oko mężczyźnie, którego wolałaby nigdy nie spotkać. I tak w mgnieniu oka cały świat Anny zostaje przewrócony do góry nogami.
Następne lata są prawdziwym koszmarem. Dziewczyna jest przetrzymywana przez psychopatę, natomiast jej chłopak... On nie miał nawet tyle szczęścia. Kiedy Annie wreszcie udaje się wydostać, nie jest tą samą osobą i chyba nic w tym dziwnego. Co gorsze oprawca nie daje jej spokoju nawet będąc w więzieniu, a jako, że ojciec dziewczyny jest osobą publiczną, niebezpieczeństwo jest dwukrotnie większe. Tak trafia na Astona - młodego mężczyznę, który ma odgrywać rolę jej chłopaka, a w rzeczywistości - być prywatnym bodyguardem.
Uwielbiam Kirsty Moseley. Nie w sposób, w jaki możecie powiedzieć, że kochacie Dostojewskiego czy Fitzgeralda. Nawet nie w sposób,w jaki uwielbia się Greena. Jednak w swojej kategorii - nieco ckliwych i nawet lekko banalnych romansów - Moseley nie ma sobie równych. Ja bardzo lubię od czasu do czasu (a może nawet odrobinę częściej) przeczytać romans i to taki, w którym pełno lukru. A u tej autorki tak właśnie jest - nawet, jeżeli bohaterowie mają za sobą mroczną przeszłość, to i tak wszystko jest wyjątkowo słodkie.
I tak, jest tu dość schematycznie - Anna jest przepiękną dziewczyną, której przydarzyła się ogromna tragedia. Ashton z kolei jest tak wyrozumiałym i idealnym facetem, że to wręcz nie możliwe. Sęk w tym, że książkę po prostu dobrze się czyta. Ta powieść zapewne nie zmieni mojego życia, ale pozwoli odstresować się po ciężkim dniu w pracy. I nawet jeśli za miesiąc zapomnę imiona głównych bohaterów - co z tego? Za rok będę mogła na nowo przeczytać tę historię, jakby był to pierwszy raz.
Między Anną a Ashtonem jest chemia. Przyjemnie czyta się nawet o ich randkach, ponieważ nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć. Momentami jest smutno, momentami śmiesznie, ale najważniejsze, że czyta się to po prostu dobrze. Jeśli lubicie taki rodzaj literatury, "Nic do stracenia" z pewnością trafi w Wasz gust.
Anna jest przeszczęśliwą "prawie"szesnastolatką. Dziewczyna właśnie zamierza spełnić swoje marzenie i urodziny spędzić w klubie wraz z ukochanym chłopakiem. Długo oczekiwany wieczór szybo zamienia się jednak w koszmar. Bohaterka jest zjawiskowo piękną dziewczyną i wpada w oko mężczyźnie, którego wolałaby nigdy nie spotkać. I tak w mgnieniu oka cały świat Anny zostaje...
więcej mniej Pokaż mimo to
Co powinna zrobić kobieta, która nie ma wrodzonego talentu, a chce osiągnąć sukces?
Molly pogodziła się z tym, że nie zostanie sławną sportsmenką, geniuszem matematycznym, ani wybitną aktorką. Coś z tyłu głowy podpowiada jej jednak, że gdzieś czeka coś jeszcze, a ona sama przeznaczona jest do wielkich rzeczy. Powtarza to sobie cały czas. Kiedy nie śpi po nocach, wykonując marne fuchy, z całych sił wierzy, że będzie warto. Bloom jest bystra i zdeterminowana, żeby zrobić karierę i wieeeelkie pieniądze.
O Molly Bloom usłyszałam, dzięki zapowiedzi filmu. Jak to niezwykle często bywa, okazało się, że film powstał na podstawie powieści, a ja nie byłabym sobą, gdybym w pierwszej kolejności nie sięgnęła po książkę. Film poszedł więc w odstawkę (przynajmniej na razie), a ja spędziłam kilka przyjemnych wieczorów w towarzystwie pokera w wersji książkowej. I wiecie co? Było warto.
"Gra o wszystko" nieco przypomina mi książkę/film "Diabeł ubiera się u Prady". Tutaj zamiast luksusowych torebek mamy karty, jednak schemat jest dość podobny. Molly również wzbudza sympatię, szybko dopasowując się do świata, który do niedawna był jej kompletnie obcy i... świetnie się tam odnajduje. Z drugiej strony to trochę "Fight Club" z nielegalnymi rozgrywkami. Czy może być coś bardziej przekonywującego niż takie połączenie?
Aż trudno uwierzyć, że taka historia mogła wydarzyć się naprawdę. Z ogromną przyjemnością wraz z Molly wkraczałam w świat sławnych i bogatych i poznawałam ich przedziwne zwyczaje. Pojawienie się w książce takich nazwisk jak diCaprio, czy Maguire tylko dodawało jej pikanterii. Z jednej strony można mieć wrażenie, że czytamy biografie, jednak z drugiej - to po prostu bardzo dobra lektura rozrywkowa. Jest napisana lekkim językiem, akcja nie nuży czytelnika (a przecież tak zwykle bywa w biografiach.
Cieszę się, że zdecydowałam w pierwszej kolejności sięgnąć to "Grę o wszystko" w wersji książkowej. Jeszcze bardziej, że już wkrótce będę mogła porównać ją z ekranizacją. Jeśli film w dalszym ciągu jeszcze przed Wami, to polecam zrobić to samo. Na tę chwilę mogę powiedzieć jedno - powieść Molly Bloom jest świetna!
Co powinna zrobić kobieta, która nie ma wrodzonego talentu, a chce osiągnąć sukces?
więcej Pokaż mimo toMolly pogodziła się z tym, że nie zostanie sławną sportsmenką, geniuszem matematycznym, ani wybitną aktorką. Coś z tyłu głowy podpowiada jej jednak, że gdzieś czeka coś jeszcze, a ona sama przeznaczona jest do wielkich rzeczy. Powtarza to sobie cały czas. Kiedy nie śpi po nocach, wykonując...