-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2013-07-20
2013-09-01
Podwyższam ocenę o jedną gwiazdkę, bo za drugim razem książka zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenia. Przepiękna, subtelna historia miłosna. Ale nie ma co się dziwić, to w końcu Austen :)
Podwyższam ocenę o jedną gwiazdkę, bo za drugim razem książka zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenia. Przepiękna, subtelna historia miłosna. Ale nie ma co się dziwić, to w końcu Austen :)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-09-01
Mdła i naiwna. Plus za to, że dobrze się czyta.
Mdła i naiwna. Plus za to, że dobrze się czyta.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-09-01
2013-09-01
2013-08-20
2013-07-07
2013-07-07
2013-06-29
2013-06-20
Gdyby ta historia ukazała się dziś, nie można by nazwać jej inaczej, jak tylko harlequinem, sprawnie napisanym, ale jednak harlequinem. jej tematem i zarazem praktycznie wszystkim, co w niej można znaleźć jest miłość głównych bohaterów. Ukazana dość schematycznie i zdecydowanie tkliwie tragiczna opowieść w niektórych momentach nawet śmieszy. Nie czytałam innych prac Heleny Mniszkówny, więc nie wiem, czy autorka ta była aż tak egzaltowana, jak widać to na przykładzie tej książki. Namiętność, która wręcz wylewa się z każdej kolejnej strony znuży chyba każdego, nawet początkowo najbardziej entuzjastycznie nastawionego do ksiązki.
Gdyby ta historia ukazała się dziś, nie można by nazwać jej inaczej, jak tylko harlequinem, sprawnie napisanym, ale jednak harlequinem. jej tematem i zarazem praktycznie wszystkim, co w niej można znaleźć jest miłość głównych bohaterów. Ukazana dość schematycznie i zdecydowanie tkliwie tragiczna opowieść w niektórych momentach nawet śmieszy. Nie czytałam innych prac Heleny...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-05-24
2013-05-18
2013-05-18
2013-05-18
2013-05-18
2013-03-30
2013-03-30
2013-03-30
2013-02-09
Stephen Clarke i milenium niesnasek – „1000 lat wkurzania Francuzów”
Mogłoby się wydawać, że w czasach integracji, Unii Europejskiej i oficjalnie nieprzerwanej od 1904 roku entente cordiale książka Clarke’a nie może mieć racji bytu. Przecież w Europie wszyscy jesteśmy przyjaciółmi, jak to szumnie ogłaszają przywódcy państw i wielu organizacji. No cóż, powinno tak być, ale, jak zapewne stwierdziłby autor: każda okazja do wkurzenia Francuza jest dobra.
Nie będąc bezpośrednio związani z kulturą zarówno anglosaską, jak i francuską, nie możemy zdawać sobie sprawy jak skomplikowane są relacje sąsiadów znad Kanału La Manche. Stephen Clarke, autor m.in. „M jak merde” przeprowadził się z Wielkiej Brytanii do Francji i zdał sobie sprawę, jak wiele dzieli te dwa narody.
Napisał więc książkę, która jest niczym innym tylko kompendium wiedzy o wszelakich konfliktach i nieporozumieniach na linii Londyn-Paryż oraz rzetelnym spisem przejawów franko- i anglofobii. Nie jest to tekst powstały dla specjalistów od historii. Nie mówię oczywiście o wszystkich, ale większość z nich może być zawiedziona, bo w książce nie znajdą nic, czego dotąd by nie wiedzieli. Jednak dla laika takiego jak ja, ilość faktów i ciekawostek jest idealna. Odpowiadała mi też forma przekazu. Stephen Clarke wie, jak zaciekawić czytelnika, a jego styl pisania jest lekki i przystępny dla każdego.
Możemy zarzucić autorowi nieobiektywność. Rzeczywiście, biorąc pod uwagę typ publikacji i jej oczywistą historyczną konotację, winniśmy oczekiwać prawdy i tylko prawdy, a miejscami można odnieść wrażenie, że autor naciąga fakty i pozbywa się „niewygodnych” fragmentów. Mamy tu do czynienia z minimalną manipulacją faktami historycznymi, na którą w ostatecznym rozrachunku nie zwracamy uwagi lub która pisarzowi wybaczamy. Ta manipulacja jednak wydaje się być zabiegiem w pełni zamierzonym. Co więcej, sam autor wielokrotnie się do tego przyznaje (sic!). W końcu mamy do czynienia z tysiącleciem wkurzania Francuzów, a nie Anglików, Amerykanów czy jakiegokolwiek innego narodu. Czyny „Angoli” są więc wielokrotnie przedstawiane jako większe i wspanialsze niż były w rzeczywistości, a „Żabojady” są….”Żabojadami”; narodem, który (jak podkreśla autor, niesłusznie ;) ubiega się o palmę pierwszeństwa jako najlepszy z najlepszych. Czytający tę książkę Francuz, zapewne będzie przeklinał autora, który tak niepochlebnie wyraża się o jego kraju, może nawet wymsknie mu się „F**K you, Clarke”. Pardon, przekleństwo będzie oczywiście po francusku. Podobna będzie może reakcja każdego frankofila. Musimy jednak oddać sprawiedliwość Clarke’owi , w wielu miejscach wspomina on o niegodziwych postępkach swoich rodaków i chwali zachowania kontynentalnych sąsiadów.
1000
„1000 lat wkurzania Francuzów” zaczyna się od historii Wilhelma Zdobywcy, punktem wyjścia jest bitwa pod Hastings stoczona pomiędzy pochodzącymi z Normandii wojskami Wilhelma a armią anglosaksońską w 1066 roku. Zdaje się, że początkowe i środkowe rozdziały książki napisane są najrzetelniej i zostały najlepiej opracowane. Końcówka sprawia wrażenie lekko niedopracowanej (mowa zwłaszcza o opisie czasów II WŚ), jakby była pisana na siłę, jakby autor chciał napisać jeszcze kilka rozdziałów, żeby nie być wiarołomnym nazywając książkę „1000 lat wkurzania Francuzów”, bądź aby nie zmieniać jej tytułu na np. „870 lat wkurzania Francuzów” : ). Widocznie historia bliższa naszym czasom nie jest bliska jego zainteresowaniom.
Można spytać, dla kogo jest ta książka? Z pewnością nie dla kogoś, kto chciałby dowiedzieć się więcej o konkretnym okresie z historii Anglii i Francji, wiele fragmentów potraktowanych zostało zbyt ogólnikowo. Tekst jest jednak idealny dla osób pragnących mieć jako takie pojęcie o państwowości tych dwóch krajów oraz dla każdego franko- i anglofila.
Stephen Clarke i milenium niesnasek – „1000 lat wkurzania Francuzów”
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMogłoby się wydawać, że w czasach integracji, Unii Europejskiej i oficjalnie nieprzerwanej od 1904 roku entente cordiale książka Clarke’a nie może mieć racji bytu. Przecież w Europie wszyscy jesteśmy przyjaciółmi, jak to szumnie ogłaszają przywódcy państw i wielu organizacji. No cóż, powinno tak być,...