rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Niezły kryminał, jednak nie wyróżniający się niczym szczególnym. Historia mało oryginalna, czerpiąca garściami z motywów znanych w gatunku, nie przerabiająca ich w jakiś szczególny sposób.

To co mocno odbiera mi przyjemność z czytania książek pana Gorzki to wszechobecność agentów specjalnych, żołnierzy wyszkolonych na maszyny do zabijania i ich nieludzka sprawność w konflikcie. Uniwersum tych książek sprawia wrażenie, jakby takich ludzi można było spotkać na ulicy tak mniej więcej raz w tygodniu. Jaaaasssne. A do tego mocni są tylko w opisach, co wywołuje straszny dysonans.

Zakrzewski stał się jakby trochę bardziej ludzki, to jest zdecydowanie zmiana na plus w tej postaci na przestrzeni serii.

Niezły kryminał, jednak nie wyróżniający się niczym szczególnym. Historia mało oryginalna, czerpiąca garściami z motywów znanych w gatunku, nie przerabiająca ich w jakiś szczególny sposób.

To co mocno odbiera mi przyjemność z czytania książek pana Gorzki to wszechobecność agentów specjalnych, żołnierzy wyszkolonych na maszyny do zabijania i ich nieludzka sprawność w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pięknie napisana, ciekawa światotwórczo, wyjątkowo miałka fabularnie i wprawiająca w konsternację znaczeniowo.

Taka jest Aurora, kontynuacja Alef, cyklu Agla. Trudna do opisania, trudna nawet do określenia czy czytanie sprawiło więcej przyjemności, czy znużenia.

Na pewno niecodzienna, ale czy polecam? Nie umiem zdecydować, chyba dopiero po zakończeniu cyklu się określę.

Pięknie napisana, ciekawa światotwórczo, wyjątkowo miałka fabularnie i wprawiająca w konsternację znaczeniowo.

Taka jest Aurora, kontynuacja Alef, cyklu Agla. Trudna do opisania, trudna nawet do określenia czy czytanie sprawiło więcej przyjemności, czy znużenia.

Na pewno niecodzienna, ale czy polecam? Nie umiem zdecydować, chyba dopiero po zakończeniu cyklu się określę.

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nareszcie udało mi się dobrnąć do końca Wspomnień o przeszłości Ziemi. Nie była to łatwa przeprawa, która trwała łącznie ponad 4 miesiące. Ta seria przyniosła mi wiele wrażeń, zachwytów, tematów do rozważań, ale niestety również sporo dłużyzn, rozczarowań i zmęczenia.

Pierwszy tom, który jest tak naprawdę wstępem do historii był jeszcze dość przyziemny i miał jasno określony cel, osadzał nas w wydarzeniach i wprowadzał ciekawe koncepty do rozważań.

Drugi to samo mięsko, wszystko pod co zostały położone podwaliny w “Problemie Trzech Ciał” zostało tu rozwinięte, przepracowane i sprawiło, że poczułem podziw do Liu, który naprawdę zgrabnie poradził sobie z utworzeniem predykcji na właściwie każdym poziomie. Pomimo dość rozczarowującego zakończenia i problemów z podziałem rozdziałów, ta książka to bez wątpienia solidne sci-fi, dodatkowo w paru elementach nowatorskie i “Ciemny Las” uznaję za najlepszy tom w całej historii.

I nadszedł “Koniec Śmierci”, który wielu uważa za najlepszy, za niesamowite domknięcie trylogii, za pokazanie geniuszu autora i ogłasza światu, że to książka, która “zmienia życie”.

Niestety dla mnie jest najsłabsza z całej trylogii. Ale jednocześnie jest tez najlepsza. Na początku pisałem o zachwytach, ale też o rozczarowaniach. I muszę przyznać, że o ile powieść dała mi dużo dobrego, to okazała się również najbardziej rozczarowująca.

Cixin Liu ponownie wprowadza nam wiele nowatorskich konceptów, w tym tomie jest ich tak wiele, że ciężko zliczyć. To naprawdę trzeba docenić, że one się nie wywracają przy pierwszej lepszej okazji, tym bardziej, że to już trzeci tom, w którym ciągnie przewidywania przyszłości i wybiega swoimi myślami coraz dalej. To “dalej” niestety okazuje się jednym z trzech gwoździ do trumny “Końca Śmierci” i można tu się posłużyć dość znanym cytatem Arthura C. Clarke’a, że “każda zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii”. Niestety, problem w tym, że wybiegając tak daleko, autor stworzył nam świat całkowicie magiczny. Niby dostajemy masę teorii, opisów technologii, informacji, które mają je uwiarygodnić, ale nie umiem tego kupić i w wielu elementach tej książki widzę czystą magię. A nie jest to element, który powinien charakteryzować gatunek hard sci-fi. Do tego ilość tych magicznych koncepcji, szczególnie na ostatnich dwustu stronach książki jest tak absurdalna, jakby Liu chciał po prostu odhaczyć wszystkie tematy bez patrzenia czy wprowadzanie ich ma jakikolwiek sens.

Drugim gwoździem do trumny “Końca Śmierci” są zbiegi okoliczności. Wszechświatem rządzi przypadek, chciałoby się rzecz. Niestety przypadek grający na korzyść rodzaju ludzkiego, a także konkretnych jednostek, których losy śledzimy jest… no nie wiem jak to inaczej opisać - zwyczajnie głupi. To jest naprawdę robienie z czytelnika idioty i szycie fabuły na siłę. To ile razy ludzkość i nasi bohaterowie spadliby z rowerka, gdyby nie mieli tarczy fabularnej w postaci zbiegów okoliczności jest doprawdy zdumiewające. Ceniłem pierwsze dwa tomy za brak takich zabiegów, niestety ostatni walnął mnie obuchem w głowę z potrójną siłą.

No i jeszcze wracając, bohaterowie. Książka bardzo traci na postaciach, które są bardzo niezniuansowane i są jedynie biernym obserwatorem historii. Jednocześnie jesteśmy zmuszeni do śledzenia ich zmagań z rzeczywistością - rozumiem, że miało to być punktem spajającym fabułę, żeby nie stała się kroniką historyczną, ale moim zdaniem pisanie kroniki wychodzi Liu najlepiej i może faktycznie powinien to zrobić. No i na robieniu na siłę ester egga z głównego bohatera drugiego tomu, całkowicie zbędny zabieg.

No to teraz, żeby nie było, że tylko krytykuję - jak pisałem wcześniej, miałem tu sporo zachwytów. Otóż to co powieść, a w zasadzie cała trylogia robi najlepiej, to pokazanie naszej małości wobec skali Wszechświata. Robi to tak dobitnie i jednocześnie tak zgrabnie, że gdybym miał powiedzieć w jednym zdaniu, o czym są “Wspomnienia o przeszłości Ziemi”, to powiedziałbym banalnie, że tłumaczy jakim jesteśmy drobnym, nic nie znaczącym ziarenkiem piasku, jak mało kogokolwiek obchodzimy i jak błahe są nasze osiągnięcia na tle całego stworzenia.

Sposób w jaki Liu użył bajek i ich metaforycznego sensu jest świetny. Rozdział z perspektywy Śpiewaka jest genialny i bardzo żałuję, że temat nie został pociągnięty dalej. Nadal mocną stroną Liu są przewidywania zachowania dużych mas ludzkich, chociaż dał nam tego mniej niż w “Ciemnym Lesie”. No i przyznaję, że pomysł na degenerację wymiarową Wszechświata, w tym wyjaśnienie koncepcji ciemnej materii, rozwala głowę. Ale niestety nie zostaje to zupełnie rozwinięte, a jest to jedno z najbardziej nowatorskich podejść do tematu z jakim się kiedykolwiek spotkałem.

Podsumowując, ta książka jest pełna sprzeczności. Ma kosmiczną (hehe) ilość wad, ale posiada tak nowatorskie koncepty i tak oryginalne podejście do tematu, że trudno nie popaść w zachwyt. Ta cyferka przy ocenie nijak nie odzwierciedli mojej opinii o “Końcu Śmierci”, więc jej nie umieszczę. Są elementy, w których zasługuje na 10/10, ale są takie, które nie wychodzą ponad 4. Jedno jest pełne, każdy miłośnik gatunku odnajdzie masę radości w tej powieści.

Nareszcie udało mi się dobrnąć do końca Wspomnień o przeszłości Ziemi. Nie była to łatwa przeprawa, która trwała łącznie ponad 4 miesiące. Ta seria przyniosła mi wiele wrażeń, zachwytów, tematów do rozważań, ale niestety również sporo dłużyzn, rozczarowań i zmęczenia.

Pierwszy tom, który jest tak naprawdę wstępem do historii był jeszcze dość przyziemny i miał jasno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po pierwsze, chciałbym bardzo podziękować wydawnictwu za to, że pomimo niezakwalifikowania się do akcji recenzenckiej, zdecydowało się rozesłać egzemplarze Robaków również do Bydgoszczan. Naprawdę miły gest, który warto docenić 🙂

Ale do meritum - muszę przyznać, że moje zainteresowanie wynikało tylko i wyłącznie z tego, że akcja dzieje się w moim mieście i lokalny patriotyzm zachęcił do tego, żeby w końcu przeczytać kryminał, w którym rozpoznam miejsca zbrodni, charakterystyczne punkty, w których dzieje się akcja i smaczki. Nie da się ukryć, że tych jest naprawdę sporo. Zarówno pod względem lokalizacji jak i przemyśleń typowego Bydgoszczanina. Ale są to jedynie smaczki, ciekawy dodatek, który na samą jakość książki nie powinien wpływać. Jak zatem prezentuje się reszta?

Od Pani Hanny otrzymaliśmy bardzo klasyczny kryminał. Pierwsze znalezione zwłoki okazują się jedynie początkiem bardziej rozbudowanej historii, trupów ostatecznie dostajemy więcej, a wątki przez sporą część książki nie kleją się zupełnie, dążąc jednak do bardzo zgrabnego i przekonującego rozwiązania. Nie ma tu za bardzo dziur logicznych, sytuacji nieprawdopodobnych i wymagających zawieszenia niewiary. Pod tym względem jest naprawdę solidnie. Gorzej już jest pod względem tego, że nie poczułem, żebyśmy dostali od autorki wystarczająco poszlak, żeby mieć przeczucie, że jednak dało się tę sprawę rozwiązać inaczej niż biernie obserwując poczynania naszych bohaterów. Cenię sobie w kryminałach te małe poszlaki, które składają się końcowe “O rany, faktycznie! Na to nie wpadłem!”. Tego Robakom niestety zabrakło.

Przechodząc do bohaterów i tego jak Hanna Szczukowska-Białys buduje postaci, trzeba pochwalić ponownie. Nasz komisarz prowadzący śledztwo jest wystarczająco charakterystyczny, żeby dało się go zapamiętać i polubić. Jego historia ma potencjał na ciekawe rozwinięcia w kolejnych tomach, co też mi się podoba, bo informacje są nam dawkowane, a nie podawane na tacy od razu. Nie jest przy tym klasycznym polskim komisarzem, którego cechy w popularnych rodzimych kryminałach zlewają mi się w jedno. Drugoplanowe postaci trochę mu ustępują, ale ostatecznie też dają radę, choć brakuje im głębi.

Na minus niestety zaliczyłbym dialogi, jest dużo momentów, w których wydawały mi się mocno sztuczne. Zarówno pod względem ekspozycji i ilości szczegółów, które w nich dostajemy jak i… żartów? Wyśmiewania stereotypów? W ogóle, obśmianie stereotypowych zaściankowych poglądów ludzi jest tutaj zbyt przerysowane, odwołanie do bogobojności, homofobii albo kiboli. Wszystkie te elementy nie wypadają ani trochę wiarygodnie i zaniżają ogólną wartość książki.
— — —
Podsumowując, Robaki w Ścianie to całkiem zgrabny debiut, nienajgorszy kryminał i dość śrendia książka. Myślę, że jak pojawi się kontynuacja to po nią sięgnę, ale bez większych oczekiwań i jeśli dostanę kolejną opowieść na podobnym poziomie, będę zadowolony.

Po pierwsze, chciałbym bardzo podziękować wydawnictwu za to, że pomimo niezakwalifikowania się do akcji recenzenckiej, zdecydowało się rozesłać egzemplarze Robaków również do Bydgoszczan. Naprawdę miły gest, który warto docenić 🙂

Ale do meritum - muszę przyznać, że moje zainteresowanie wynikało tylko i wyłącznie z tego, że akcja dzieje się w moim mieście i lokalny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Radek pisze bardzo specyficzne książki i tu nie jest inaczej. Przez wiele stron nie do końca wiedziałem o czym czytam.

---

Poprzednia książka Radka Raka, Baśń o Wężowym Sercu..., naprawdę mnie zauroczyła. Wobec pierwszego tomu Agli miałem wysokie oczekiwania, których niestety książka w większości nie spełnia.

Z niewątpliwych zalet, Radek pisze pięknie. Naprawdę, cudownie składa zdania, buduje wypowiedzi i dialogi. Czytając jego książki mam silne skojarzenie z prozą Sapkowskiego, któremu można wiele zarzucać, ale warsztat pisarski opanował do perfekcji. Sam świat przedstawiony również na duży plus. Jest ciekawy, ma w sobie sporo tajemnicy, powoli odsłania karty i nie daje wszystkiego na tacy. Mam nadzieję, że dalsze tomy będą go bardziej rozwijać i pogłębiać.

Niestety kompletnie nieangażująca okazała się dla mnie cała historia Sofji. Ta postać została napisana bardzo dziwnie - sprawia wrażenie, że jest jak liść na wietrze, rzucany w wir wydarzeń, bez jakiejkolwiek własnej decyzyjności, bez inicjatywy. Próżno szukać w niej czegoś przyciągającego na tyle, żeby jej los mnie obchodził. Paradoksalnie dużo ciekawsze są wszelkie postaci poboczne, których życiorysy nie są przed nami do końca odsłonięte, zostawiają masę niedopowiedzeń i zachęty do rozmyślań.

Końcówka książki sugeruje, że kolejny tom będzie ciekawszy i pomimo, że pierwsza część serii do mnie nie przemówiła fabularnie, jestem zachęcony do kontynuowania. Może ta książka to tylko wypadek przy pracy?

Radek pisze bardzo specyficzne książki i tu nie jest inaczej. Przez wiele stron nie do końca wiedziałem o czym czytam.

---

Poprzednia książka Radka Raka, Baśń o Wężowym Sercu..., naprawdę mnie zauroczyła. Wobec pierwszego tomu Agli miałem wysokie oczekiwania, których niestety książka w większości nie spełnia.

Z niewątpliwych zalet, Radek pisze pięknie. Naprawdę, cudownie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zaraz po zakończeniu pierwszej części zabrałem się za drugą i muszę przyznać, że nie spodziewałem się, ale jest lepsza.

Wygląda na to, że Problem Trzech Ciał był tylko wprowadzeniem w uniwersum, rozstawieniem pierwszych pionków na szachownicy i wyjaśnienie podstaw stojących za konfliktem. Wprowadzone nam zostały interesujące koncepcje (tytułowa gra, sofony, Trisolaris i motywacje głównych frakcji), ALE no właśnie. Dopiero tu jest mięsko.

Nie zrażajcie się początkiem książki, bo tak jak Liu w P3C rozstawiał pionki, tak na początku Ciemnego Lasu rozstawia figury. Mamy zatem wprowadzenie nowych bohaterów, sytuacji społeczno-geopolitycznej, Wpatrujących się w Ścianę. Ponownie, jest oryginalnie, wiarygodnie i widać, że autor ma przemyślane to co chce przekazać.

I jak już te figury są rozmieszczone, to zaczynają się prawdziwa partia, której nie powstydziliby się najwięksi mistrzowie szachowi. Dostajemy predykcje w tematach politycznych, socjologicznych dużych mas ludzkich, technologicznych (głównie inżynieria, z wiadomych z części pierwszej względów). W pełni opracowany obraz strategii i długofalowych działań. Osadzenie w tym kontekście istotnych jednostek, które wpływają na kluczowe wydarzenia i "zmieniają bieg historii" to zabieg, dzięki któremu na szczęście książka nie stała się kroniką przyszłościowo-historyczną i mamy postaci, z którymi możemy sympatyzować. To prawdopodobnie uratowało książkę przed całkowitym zanudzeniem czytelnika.

Duży nacisk położony został na kwestie technologii i muszę przyznać, że zabieg rozwoju jedynie inżynierii, bez postępu w badaniach podstawowych jest niesamowicie inteligentnym zagraniem. Powoduje to, że książka staje się wyjątkowo wiarygodna i unika problemu magicznego futuryzmu, w który w sposób nieunikniony można wpaść czyniąc predykcję na temat rozwoju mechaniki kwantowej.

Kolejne ciekawe zagadnienie to podejście do Paradoksu Fermiego. Nie powiem więcej, żeby nie wchodzić w spojlery, ale pomysł jest znakomity. Jedyne co szkoda, to że dość łatwo można było przejrzeć zamiary (choć przyznaję, tylko ogólny kierunek, nie szczegóły).

Teraz dwa ogromne minusy, pierwszy fabularny, drugi techniczny. Zakończenie jest rozczarowujące i generyczne, zupełnie nie podoba mi się końcówka. Ale no, powiedzmy, że jest to subiektywne, osobiście nie trafia do mnie taka narracja.

Druga natomiast, bardzo obiektywna i ogromna - nie mam pojęcia czy to wina autora, któregoś z tłumaczy, wydawcy czy jeszcze kogoś innego, ale TA KSIĄŻKA NIE JEST PODZIELONA NA ROZDZIAŁY. To znaczy jest, ale całkowicie bezsensownie. Każdy rozdział to przeskok o kilka/dziesiąt/set lat, i o ile na pierwszy rzut oka ma to sens, tak jak sobie uświadomimy, że w takim układzie jeden rozdział zajmuje... 1/3 książki (?!), a równolegle prowadzonych jest kilka wątków, w różnych miejscach, z innymi postaciami... Po pierwsze można się zgubić, po drugie bardzo trudno sobie rozłożyć czytanie. Za każdym razem, gdy odkładałem książkę, miałem wrażenie, że robię to w połowie wątku, ten brak rozgraniczenia zaburza poczucie postępu u czytelnika i demotywuje do zabrania się za lekturę. Tutaj na pewno dużo lepszy odbiór może być wersji audio, niestety ja czytałem w papierze.

Podsumowując: bardzo solidne sci-fi, podejmujące wątki polityki, strategii, socjologii dużych mas ludzkich, technologii, zawierający też wątki dystopijne i space opery. Zrealizowane z rozmachem, dobrze umotywowane i wiarygodne. Z kilkoma drobnymi wadami.

Ostatecznie świetny przedstawiciel gatunku i znakomita kontynuacja, lepsza niż część pierwsza.

Zaraz po zakończeniu pierwszej części zabrałem się za drugą i muszę przyznać, że nie spodziewałem się, ale jest lepsza.

Wygląda na to, że Problem Trzech Ciał był tylko wprowadzeniem w uniwersum, rozstawieniem pierwszych pionków na szachownicy i wyjaśnienie podstaw stojących za konfliktem. Wprowadzone nam zostały interesujące koncepcje (tytułowa gra, sofony, Trisolaris i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Przegryw: mężczyźni w pułapce gniewu i samotności Aleksandra Herzyk, Patrycja Wieczorkiewicz
Ocena 6,9
Przegryw: mężc... Aleksandra Herzyk, ...

Na półkach: ,

Mam wrażenie, że wiele negatywnie oceniających tę książkę osób nie bierze poprawki na to, że jest to REPORTAŻ. Do tego w bardzo specyficznej formie, bo jest to obserwacja uczestnicząca, z ingerencją w badaną społeczność. Taka forma rządzi się swoimi prawami i wiele wymienianych tutaj wad jest tak naprawdę jedynie efektem przyjętej konwencji.

Faktycznie miejscami trudno jest wyczuć na ile przytaczane historie są zgodne z prawdą, a na ile to fantazje poszczególnych osób na swój temat pod wpływem tego, że ktoś wreszcie pochylił się nad ich problemami. Faktycznie trochę dziwnie czyta się, że autorki na czatach grupowych zostały później "bardziej z przyzwyczajenia, niż potrzeby zbierania materiałów".

Ale nie można odmówić tej książce jednego - porusza mocno przemilczany w dyskusji publicznej temat. Pochyla się (i empatyzuje!) z grupą powszechnie wyszydzaną, wyśmiewaną, niezrozumianą, w której znajduje się masa ludzi nie widzących szans na poprawę swojej sytuacji. I to należy docenić, szczególnie że nie przeczytamy tutaj o żadnych uprzedzeniach, nie dostaniemy żadnych prześmiewczych komentarzy, ani (nawet w skrajnych przypadkach) moralizowania czy oceniania. Pod tym względem to bardzo dobra robota.

Mam wrażenie, że wiele negatywnie oceniających tę książkę osób nie bierze poprawki na to, że jest to REPORTAŻ. Do tego w bardzo specyficznej formie, bo jest to obserwacja uczestnicząca, z ingerencją w badaną społeczność. Taka forma rządzi się swoimi prawami i wiele wymienianych tutaj wad jest tak naprawdę jedynie efektem przyjętej konwencji.

Faktycznie miejscami trudno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja spojlerowa, bo bez spojlerów o tej książce mówić się nie da (część spojlerowa wyraźnie oznaczona).

---

Z naprawdę wielu miejsc słyszałem same zachwyty nad tą książką. Że nowa Diuna, że najlepsze sci-fi od lat, że nowatorskie i pomysłowe. Zawsze jak dochodzą do mnie takie głosy, to zabieram się do dzieła jak do jeża, bez względu czy to książka, film czy gra. A to z tego powodu, że naprawdę często wszystko zakończone jest ostatecznie wielkim rozczarowaniem albo zwykłym ”meh”.

I od razu mogę powiedzieć, że część z tych oczekiwań początek serii Liu Cixina spełnia. Nie, nie jest to druga Diuna (ale też Diuna nie jest aż tak niesamowita z perspektywy lat). Ale jest to świetne sci-fi, z nakierowaniem na ten pierwszy człon. Jest bardzo pomysłowe, zarówno pod względem fabularnym jak i narracyjnym. Jestem przekonany, że spora część tego efektu wynika z faktu, że autor jest przedstawicielem innej kulturowo części świata. Siłą rzeczy sposób pisania, budowania postaci i prowadzenia wątków różni się od klasycznego podejścia zachodnich pisarzy.

I tak postaci oraz relacje między nimi wydają się zwykle słabo zarysowane. Nie uzewnętrzniają się zbytnio ze swoimi emocjami przed wszechwiedzącym narratorem tak jak można by tego oczekiwać. Co nie przeszkadza w pełnym zrozumieniu motywacji i intencji każdej istotnej dla powieści osoby, a ten element niesamowicie wysoko cenię, szczególnie w fantastyce, bo obala to pewien szkodliwy stereotyp gatunku.

Tło wątków politycznych związanych z Chinami drugiej połowy XX-go wieku i rewolucji kulturowej maoizmu lat 60. i 70. poprowadzone zostały ŚWIETNIE. Nie ma większego zagłębiania się w nieistotne szczegóły, ale ejst na tyle dokładnie, że nawet laik niezaznajomiony z tematem nie czuje się zagubiony na kartach książki. Jednocześnie widać, że dla Liu historia ta jest żywa, był jej częścią (jako dziecko) i nie jest wobec niej obojętny, przytaczając dramaty zwykłych ludzi w taki sposób, że trudno nie zatrzymać się na moment i nie podumać nad kondycją społeczeństwa.

Książka ma niestety duże problemy z tempem. Miejscami ciągnie fabułę do przodu w dziwnie szalonym tempie, żeby za chwilę na kilkadziesiąt stron zabierać nas na retrospekcje historii, których główny zarys już dostaliśmy i w gruncie rzeczy niewiele wnoszą do powieści.

Trochę do zarzucenia mam też przedstawionej w książce grze - z jednej strony naprawdę ciekawy koncept, na czasie, odróżniający tę powieść od innych klasycznych książek sci-fi.

[CZĘŚĆ SPOJLEROWA]

Z drugiej słowo granie mi w tym wypadku kompletnie nie pasuje. To bardziej obserwowanie fikcyjnego świata w VR, nie widzę tam tych elementów gamingowych, jakiejś decyzyjności poza momentem, w którym nasz bohater tłumaczy NPCom tytułowy problem trzech ciał. Ten fragment mógłby być bardziej wiarygodnie zaprezentowany.

Trochę realizmu brakuje też w przedstawieniu Trisolarian i niestety widać tu miejscami leniwe pisanie. Używanie słownictwa typowo charakteryzującego nas - ludzie, człowiek, osoba, ziemia itd. Przez to obcy sprawiają wrażenie bardzo ludzkich, co jest bardziej wadą niż zaletą. Nie kupuję również tego, że Trisolarianie są wszechwiedzący w kwestii poprzednich cywilizacji, które istniały na ich planecie. Wydaje mi się to strasznym wręcz uproszczeniem fabularnym, tak samo z resztą jak system automatycznego dekodowania i kodowania wiadomości na język zrozumiały dla obcych.

Dla wyrównania muszę jednak przyznać, że ostatnie rozdziały, w których przenosimy się bezpośrednio na Trisolaris są NAJLEPSZĄ częścią powieści. Obserwacja dochodzenie tamtejszej cywilizacji do etapu opracowania sofonów, mianipulacji wielowymiarową prestrzenią, nam znaną jedynie z teoretycznych rozważań matematyków i fizyków teoretycznych, przedstawieniem społeczeństwa tej obcej cywilizacji, jej motywacji i przekonań. Naprawdę czapki z głów przed tą zmianą narracyjną i wprowadzeniem drugiego bohatera zbiorowego, z którym możemy się utożsamić.

[KONIEC CZĘŚCI SPOJLEROWEJ]

Podsumowując, jest to naprawdę solidna literatura, nie aż tak dobra, żeby popadać w przesadny zachwyt, ale na tyle dobra, żeby z czystym sumieniem polecić każdemu miłośnikowi gatunku. Miejscami zachwyca nowatorskimi pomysłami, ale cierpi też na pewne wady, obok których nie można przejść obojętnie i udawać, że ich nie ma.

Nie mogę się doczekać czytania kolejnych części, bo podobno są jeszcze lepsze. Niedługo się przekonamy.

Recenzja spojlerowa, bo bez spojlerów o tej książce mówić się nie da (część spojlerowa wyraźnie oznaczona).

---

Z naprawdę wielu miejsc słyszałem same zachwyty nad tą książką. Że nowa Diuna, że najlepsze sci-fi od lat, że nowatorskie i pomysłowe. Zawsze jak dochodzą do mnie takie głosy, to zabieram się do dzieła jak do jeża, bez względu czy to książka, film czy gra. A to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Opowieść podręcznej. Powieść graficzna Margaret Atwood, Renée Nault
Ocena 8,1
Opowieść podrę... Margaret Atwood, Re...

Na półkach:

Nie mam niestety porównania jak wypada powieść graficzna z powieścią źródłową ani z serialem, mogę więc ocenić jedynie jako samodzielne dzieło. A pod tym względem wypada naprawdę ciekawie. Interesująca dystopia w trochę innym stylu niż te inne najpopularniejsze jej przykłady w popkulturzy (głównie dlatego, że skupiona na kobiecym punkcie widzenia). Kreska bardzo dobrze dopasowana do stylu powieści, kilka obrazów zostanie w mojej głowie na dłużej. Pod względem tekstowym wydaje mi się, że jednak jest trochę zbyt powtarzalnie, prostolinijnie i monotonnie.

Mimo wszystko polecam jako zapoznanie ze światem Podręcznej.

Nie mam niestety porównania jak wypada powieść graficzna z powieścią źródłową ani z serialem, mogę więc ocenić jedynie jako samodzielne dzieło. A pod tym względem wypada naprawdę ciekawie. Interesująca dystopia w trochę innym stylu niż te inne najpopularniejsze jej przykłady w popkulturzy (głównie dlatego, że skupiona na kobiecym punkcie widzenia). Kreska bardzo dobrze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie polubiłem się z tą książką jakoś i nie podzielam powszechnych zachwytów. Sposób narracji jakoś mi nie pasuje, wątki są zbyt rozmyte i bardzo długo nie do końca wiadomo o co tej książce chodzi. Relacje między śledczymi niezbyt wiarygodne, wątek romantyczny wrzucony na siłę jakby po to, żeby tylko odhaczyć. Cała książka trochę sprawia mi wrażenie po prostu odhaczania popularnych motywów. Serii raczej nie będę kontynuował.

Nie polubiłem się z tą książką jakoś i nie podzielam powszechnych zachwytów. Sposób narracji jakoś mi nie pasuje, wątki są zbyt rozmyte i bardzo długo nie do końca wiadomo o co tej książce chodzi. Relacje między śledczymi niezbyt wiarygodne, wątek romantyczny wrzucony na siłę jakby po to, żeby tylko odhaczyć. Cała książka trochę sprawia mi wrażenie po prostu odhaczania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Całe szczęście okazuje się, że druga część serii była po prostu wypadkiem przy pracy i Mike Omer wraca na swój standardowy poziom i zapisuję go na swojej liście jako pisarza kryminałów, po którym można sięgać praktycznie w ciemno i dostać porządną intrygę, z dobrym tempem i dość ciekawymi postaciami.

Całe szczęście okazuje się, że druga część serii była po prostu wypadkiem przy pracy i Mike Omer wraca na swój standardowy poziom i zapisuję go na swojej liście jako pisarza kryminałów, po którym można sięgać praktycznie w ciemno i dostać porządną intrygę, z dobrym tempem i dość ciekawymi postaciami.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To nie jest tak, że jest to zła książka - jest po prostu strasznie przegadana. Patrząc po ocenach spodziewałem się znacznie lepszej historii. O ile samo zakończenie i powiązanie wątków okazało się bardzo ciekawe, całość bez żadnej straty dla meritum mogłaby być o połowę krótsza.

To nie jest tak, że jest to zła książka - jest po prostu strasznie przegadana. Patrząc po ocenach spodziewałem się znacznie lepszej historii. O ile samo zakończenie i powiązanie wątków okazało się bardzo ciekawe, całość bez żadnej straty dla meritum mogłaby być o połowę krótsza.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Solidna pozycja sci-fi. Weira znałem do tej pory jedynie z Marsjanina, a i to jedynie z wersji filmowej Scotta. Spodziewałem się jednak porządnej dawki fantastyki naukowej, z amerykańskim super-bohaterem i nie małą dawką humoru. Dokładnie to dostałem, ale nie dziwię się głosom negatywnym osób, które spodziewały się czegoś poważniejszego.

Projekt Hail Mary to w gruncie rzeczy bardzo lekka powieść sci-fi - bez filozofii, rozmyślań natury egzystencjalnej w obliczu spotkania obcej rasy czy zagrożenia zagładą. Na samym końcu jest to historia o człowieku w stylu "zabili go i uciekł", jak w porządnym blockbusterze filmowym. Czy jest to wada? Nie, jeśli na to się nastawiacie przed lekturą.

!!!UWAGA, DALSZA CZĘŚĆ ZAWIERA SPOJLERY, ZARÓWNO FABUŁY JAK I ZAKOŃCZENIA!!!



To co na minus, to bardzo mało wiarygodny wątek pierwszego kontaktu z naszym małym, ciężkim przyjacielem - poszło zdecydowanie zbyt gładko i idealistycznie, wszystko idzie łatwo, przyjemnie, bez wzajemnej niechęci i dystansu przed nieznanym. Równie mało wiarygodna jest współpraca całego świata w ramach projektu Hail Mary, nasza ludzka natura nie poradziłaby sobie tak dobrze. Samo zakończenie książki równie naiwne i sztampowe jak ona cała, a logika tego, że człowiek może być nauczycielem dla istot tak szybko przyswajających informacje, z pamięcią wręcz fotograficzną (chociaż może to nie najlepsze porównanie dla stworzeń bez oczu) jest... no nie na jej po prostu i tyle.

Wątki retrospekcyjne to totalne fabularne pójście na łatwiznę, a wyjaśnienie amnezji to Deus Ex Machina w najczystszej, najobrzydliwszej postaci.

Paradoksalnie najlepiej ta książka się spisuje dopóki nie mamy współpracy pomiędzy jedynymi ocalałymi przedstawicielami obu zagrożonych ras.

To teraz plusy, żeby nie było, że tylko krytykuję. Książka bardzo solidnie trzyma w napięciu, udało mi się ją przesłuchać we właściwie trzech sesjach, a biorąc pod uwagę jej długość i fakt, że powinienem zamiast tego spać trochę mówi o tym, jak dobrze Weir potrafi utrzymać czytelnika/słuchacza. Na plus wszelkie tematy związane z częścią "sci" w nazwie gatunku - może nie jestem specjalistą, ale wszelkie zagadnienia związane z chemią, fizyką, biologią czy inżynierią wydawały mi się logiczne i wiarygodne. Nie rozjeżdżało mi się to wszystko pod względem logiki, a same motywacje i decyzje bohaterów (pomimo że często zbyt trafne, żeby zachować pozory wiarygodności) dobrze przemyślane i poprowadzone.

Solidna pozycja sci-fi. Weira znałem do tej pory jedynie z Marsjanina, a i to jedynie z wersji filmowej Scotta. Spodziewałem się jednak porządnej dawki fantastyki naukowej, z amerykańskim super-bohaterem i nie małą dawką humoru. Dokładnie to dostałem, ale nie dziwię się głosom negatywnym osób, które spodziewały się czegoś poważniejszego.

Projekt Hail Mary to w gruncie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moja druga po Solaris przeczytana książka Lema. Pierwsza była wybitna, po tę sięgnąłem zachęcony premierą polskiej gry o tym samym tytule, mocno nawiązującej do świata wykreowanego w tej powieści.

To jest zupełnie inny Lem niż ten, którego poznałem poprzednio. Wówczas otrzymałem złożony tekst, stawiający na pierwszym miejscu dysputy filozoficzne, rozbudowane opisy i dumanie nad sensem. Niezwyciężony na tym tle prezentuje się wręcz jako powieść sensacyjna, złożona w dużej mierze z wątków survivalowych, batalistycznych i taktycznych. Czytając opinie właśnie tego się spodziewałem, bo ze znanych dzieł jest to podobno najbardziej dynamiczna w narracji pozycja autora i mocno to czuć.

I z jednej strony bardzo mocno doceniam światotwórstwo, to sci-fi nie zestarzało się jakoś znacząco, nie czuć tych lat rozwoju technologii, który osiągnęliśmy (poza może papierowymi mapami) podczas czytania. Sam temat "obcych" podjęty również bardzo ciekawie i jak na lata, w których książka powstała innowacyjnie. Niestety jest jeden zabieg, który całkowicie zepsuł mi przyjemność z czytania. Jest to moment, kiedy w połowie książki biolog wchodzi porozmawiać z astrogatorem i... tłumaczy mu dosłownie całą intrygę nad którą się głowimy od początku książki. Rany, o ile Lem był faktycznie wizjonerem w kwestiach technologicznych i wspaniałym filozofem, tak tutaj popisał się tak tak leniwym pisarstwem fabuły, że aż mi oczy na wierzch wyszły. I gdyby nie to, książka faktycznie mogłaby dostać ode mnie i 8, ale całkowicie zabił mi ten zabieg jakąkolwiek stawkę i zacząłem się czuć, jakbym był biernym obserwatorem wydarzeń, które już nic a nic mnie nie obchodzą. Szkoda.

Moja druga po Solaris przeczytana książka Lema. Pierwsza była wybitna, po tę sięgnąłem zachęcony premierą polskiej gry o tym samym tytule, mocno nawiązującej do świata wykreowanego w tej powieści.

To jest zupełnie inny Lem niż ten, którego poznałem poprzednio. Wówczas otrzymałem złożony tekst, stawiający na pierwszym miejscu dysputy filozoficzne, rozbudowane opisy i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wielkie rozczarowanie. Po opisach książki i czytanych wcześniej opiniach, spodziewałem się rozbudowanego traktatu przekazującego w piękny sposób proste prawdy o życiu. Dostałem kompletnie nieangażującą opowiastkę, z której właściwie nic nie wynika, która nie wzbudziła prawie żadnych emocji, nie dostarczyła wartości. Właściwie jedyny powód, dla którego tę książkę skończyłem, to fakt że jest dość krótka. Nie wiem czy to kwestia mojej wrażliwości, tłumaczenia, różnic kulturowych czy może książka faktycznie jest po prostu słaba.

Książka ma masę powtórzeń - 10 razy mówi nam o tym samym, jakbyśmy dwie strony później zapomnieli o tym co zostało dopiero co powiedziane. Przytaczanie dwóch specyficznych zagadnień, które porusza jest bardzo dziwnie skonstruowane.

Z jednej strony mamy matematykę jako dziedzinę nauki, która zostaje przedstawiona od zupełnych podstaw, a anegdotki profesora odnoszą się do znajdowania wszędzie liczb (co samo w sobie z matematyką jako taką ma tyle wspólnego co wymienianie literek z literaturą). Raz na jakiś czas wskoczy zagadnienie, które nie jest przystępne nawet dla osoby w tym temacie wykształconej, więc mamy ogromny dysonans. Kiedy mówimy o wyciąganiu średniej liczb, zostaje to wyłożone jak w podstawówce, ale jak mówimy o zagadnieniach akademickich, mamy to wszystko wziąć na wiarę i po prostu czytać słowa, których nie rozumiemy.

Analogicznie sprawa ma się z baseballem - jako osoba kompletnie o nim nic nie wiedząca, po przeczytaniu książki nadal nic o nim nie wiem, nie mam ochoty się dowiedzieć, a fragmenty na jego temat miałem ochotę pominąć. Zarzucenie czytelnika nazwiskami, specjalistycznym słownictwem bez wyjaśnienia i statystykami meczów, to elementy, których równie dobrze mogłoby w ogóle nie być, bo nie wnoszą one wartości, a wywołują jedynie niezrozumienie.

Odzierając książkę z tych dwóch elementów (albo chociaż istotnie je ograniczając), można by otrzymać powiastkę obyczajową na połowę tych stron, które dostaliśmy i nie stracić zupełnie nic z przesłania i treści. Same postaci wydają się bardzo papierowe, pozbawione osobowości i sprawczości. Relacje między nimi wydają mi się niewiarygodne i niezrozumiałe. Opiekunka, która zaczyna spędzać czas na szukaniu liczb spełniających jakieś zależności, co opisywane jest tak jakby stało się to jej obsesją to zabieg tak dziwny, że nie wiem jak można pomyśleć o nim jak o "przejawie zamiłowania dla matematyki".

No nie, zupełnie nie trafiła do mnie ta książka. I to nie jest tak, że mam problem z samym gatunkiem, z zamiłowaniem zaczytuję się chociażby w książkach Jakuba Małeckiego, które analogiczne tematy życia zwykłych ludzi podejmują dużo dojrzalej, z większym zrozumieniem i wiarygodnością. U Ogawy tego nie widzę.

Wielkie rozczarowanie. Po opisach książki i czytanych wcześniej opiniach, spodziewałem się rozbudowanego traktatu przekazującego w piękny sposób proste prawdy o życiu. Dostałem kompletnie nieangażującą opowiastkę, z której właściwie nic nie wynika, która nie wzbudziła prawie żadnych emocji, nie dostarczyła wartości. Właściwie jedyny powód, dla którego tę książkę skończyłem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dość udane zakończenie cyklu, chociaż oczywiście bez żadnego zaskoczenia, skoro to prequel. Mam wrażenie, że ta część wyjątkowo mocno się dłużyła, ale obserwowanie Seldona w późnym okresie życia mimo wszystko było ciekawe i nawet dość wiarygodnie przedstawione.

Dość udane zakończenie cyklu, chociaż oczywiście bez żadnego zaskoczenia, skoro to prequel. Mam wrażenie, że ta część wyjątkowo mocno się dłużyła, ale obserwowanie Seldona w późnym okresie życia mimo wszystko było ciekawe i nawet dość wiarygodnie przedstawione.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Preludium Fundacji to książka pierwsza w chronologii samej historii przedstawionej w całym cyklu. Pokazuje nam historię, od której wszystko się zaczęło - początek drogi Hariego Seldona do opracowania psychohistorii i równoległego powolnego upadku Imperium Galaktycznego, które poznajemy jeszcze w czasach świetności, gdzie nikt nie spodziewa się jakichkolwiek problemów.

Po przeczytaniu pięciu tomów wydanych wcześniej, ale później w kolejności chronologicznej, obserwowanie Seldona jako młodego, zagubionego naukowca jest doświadczeniem dziwnym. Oto człowiek, kładący podwaliny pod najważniejsze wydarzenia kolejnych tysiącleci, w pełnej okazałości - zwykły człowiek, z takimi samymi problemami, rozsterkami i wątpliwościami jak każdy inny. Świetne uzupełnienie cyklu i przybliżenie początków człowieka-legeny Fundacji.

Preludium Fundacji to książka pierwsza w chronologii samej historii przedstawionej w całym cyklu. Pokazuje nam historię, od której wszystko się zaczęło - początek drogi Hariego Seldona do opracowania psychohistorii i równoległego powolnego upadku Imperium Galaktycznego, które poznajemy jeszcze w czasach świetności, gdzie nikt nie spodziewa się jakichkolwiek problemów.

Po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest to zakończenie (chronologicznie) cyklu Fundacja i muszę przyznać, że jest bardzo, ale to bardzo satysfakcjonujące. Niby nic ciekawego się tu nie dzieje w samej fabule, całość kręci się właściwie wokół jednego tematu, ale wszystkie przemyślenia, które Asimov przemyca między wierszami skłaniają do myślenia i rozważania rzeczy, które powinno poruszać dobre sci-fi.

Jest to zakończenie (chronologicznie) cyklu Fundacja i muszę przyznać, że jest bardzo, ale to bardzo satysfakcjonujące. Niby nic ciekawego się tu nie dzieje w samej fabule, całość kręci się właściwie wokół jednego tematu, ale wszystkie przemyślenia, które Asimov przemyca między wierszami skłaniają do myślenia i rozważania rzeczy, które powinno poruszać dobre sci-fi.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Solidna książka, która zmienia dotychczasową kronikarsko-historyczną narrację Fundacji w klasyczną powieść osadzoną w konretnym czasie, miejscu i z postaciami, które pozwalają nam się sobą nacieszyć. Bardzo odświeżające, zabieg, którego seria zdecydowanie potrzebowało, aby rozpędzić się na nowo.

Solidna książka, która zmienia dotychczasową kronikarsko-historyczną narrację Fundacji w klasyczną powieść osadzoną w konretnym czasie, miejscu i z postaciami, które pozwalają nam się sobą nacieszyć. Bardzo odświeżające, zabieg, którego seria zdecydowanie potrzebowało, aby rozpędzić się na nowo.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W tym tomie zaczyna robić się ciekawie. Fundacja zbacza ze ścieżki wytyczonej przez Seldona, co zdecydowanie zwiększa stawkę i powoduje, że czyta się jakoś ciekawiej, niż poprzednie tomy, które sprawiały wrażenie, że ponownie odtwarzamy rozegraną już partię szachów ze znanym nam wynikiem ostatecznym.

W tym tomie zaczyna robić się ciekawie. Fundacja zbacza ze ścieżki wytyczonej przez Seldona, co zdecydowanie zwiększa stawkę i powoduje, że czyta się jakoś ciekawiej, niż poprzednie tomy, które sprawiały wrażenie, że ponownie odtwarzamy rozegraną już partię szachów ze znanym nam wynikiem ostatecznym.

Pokaż mimo to