Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Sekret ducha podobał mi się, choć nie wiem, czy tym razem napisałabym, najbardziej. Trzyma poziom, jest w klimacie nadchodzącego Halloween, choć doceniam, wspominanie o Dziadach. Choć w sumie i książka telefoniczna to już coś z czym współczesne dzieci raczej do czynienia nie miały. Przygody Zagadkowych Agentów nie są mordęgą dla mojego syna, jeśli przychodzi codziennie czas na czytanie. Choć muszę przyznać, że brakuje mi audiobooka na Storytel, wówczas ich przygody towarzyszyły by nam częściej.

Znowu daje się odczuć dbałość o słowo i przekazywane treści. Na końcu znalazłam ponownie słowniczek trudniejszych słów. Tym razem nie zostałam zaskoczona. Ale za każdym razem zaglądam tam z przyjemnością, a i mój syn lubi ten krótki sposób poszerzania słownictwa. No i powodu całego zamieszania nie domyśliłam się.

Książka, jak zwykle, została świetnie wydana. Prezentowo, książka powinna być opcją bardzo udaną.

Sekret ducha podobał mi się, choć nie wiem, czy tym razem napisałabym, najbardziej. Trzyma poziom, jest w klimacie nadchodzącego Halloween, choć doceniam, wspominanie o Dziadach. Choć w sumie i książka telefoniczna to już coś z czym współczesne dzieci raczej do czynienia nie miały. Przygody Zagadkowych Agentów nie są mordęgą dla mojego syna, jeśli przychodzi codziennie czas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mróz i ogrom śniegu z każdej strony. To już wystarczy, żeby wywołać dreszczyk emocji. W końcu kto chciałby utknąć w zamieci śnieżnej. Już na początku dostałam to czego chciałam, a przecież historia dopiero się rozpędzała. W końcu nie ma to jak trafić do odciętej przez tą samą śnieżycę tatrzańskiej gospody, pełnej obcych ludzi i trupa.

Można by powiedzieć, dosyć klasyczny schemat, w którym każdy podejrzewa każdego. A przecież głównego bohatera też do końca wykluczyć nie możemy. Będzie mordobicie, będą strzały i dużo przekleństw. Mój syn wręcz się zjeżył, po co oni tyle przeklinają? No właśnie po co? Ale widać usłyszał mniej odpowiedni dla niego fragment, bo rzeczywiście dialogi mocno podkręcone były, jednak w całokształcie uszy aż tak nie więdły. Choć nie obraziłabym się na mniejszy polot w tym temacie.

Książka jest dobra, wciągająca, w klimacie, jedyne co to ciut przydługa. Spokojnie obcięłabym połowę. Jednak Krzysztof Gosztyła to klasa sama w sobie, więc bez marudzenia mogłabym słuchać dalej. Choć czy dla samej fabuły to przeciąganie coś wnosi?

Jeśli macie ochotę na mroźny thriller to niezły kierunek jest. A ja w spokoju o pióro autora mogę sięgnąć po Wiedźmy z Dechowic.

Mróz i ogrom śniegu z każdej strony. To już wystarczy, żeby wywołać dreszczyk emocji. W końcu kto chciałby utknąć w zamieci śnieżnej. Już na początku dostałam to czego chciałam, a przecież historia dopiero się rozpędzała. W końcu nie ma to jak trafić do odciętej przez tą samą śnieżycę tatrzańskiej gospody, pełnej obcych ludzi i trupa.

Można by powiedzieć, dosyć klasyczny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To jedna z tych książek, po których nie wiadomo dokładnie czego się spodziewać. Skoro już w podtytule piszą o 99 obsesjach, pewnie będzie encyklopedycznie. Hasło i rozwinięcie, ale jak bardzo, nie dowiesz się póki nie otworzysz.

Muszę przyznać, że początek ciut ciężki dla mnie był. Niby to wprowadzenie i skrótowy przegląd haseł, ale więcej zamieszania wprowadził, niż ułatwił. Za to później już hasło i krótsze lub dłuższe rozwinięcie.

W miarę fajnie i lekko. Niektóre hasła dość abstrakcyjne się wydają, jak na obecne czasy. W końcu, kto i dlaczego miałby się obecnie obawiać kąpieli. Ale były czasy kiedy to ludzie chwalili się tym, że ich rodziny się nigdy nie myły i opór pokoleniowy był ogromny. Zresztą może kojarzycie mycie się przy niedzieli? A to hasło wcale nie takie stare jest. No i wszawica w szkołach i przedszkolach ma się dobrze.

Było trochę dat, było trochę dużych nazwisk psychiatrii. Ale były też nawiązania do naszych początków, więc czemu ten pająk tak przerażał człowieka pierwotnego. Czasami poważniej, czasami z przymrużeniem oka. Uświadamiająco, że lęk nam towarzyszy od zawsze i każdy czegoś się boi. Może przerodzić się w coś co nas mocno ogranicza, wręcz nie pozwala normalnie funkcjonować. Ale są sposoby, terapie, które mogą pomóc.

To nie jest książka do przeczytania na raz, ale z doskoku, po kilka haseł, kilka stron fajnie się po nią sięga. Potrafiła mnie skutecznie odciągnąć od stresów dnia codziennego, choć nie jest to typowy kierunek po który bym sięgnęła. Dziecięca chęć zgłębienia tematu została zaspokojona. Teraz mogę pomyśleć, żeby skupić się na tych zagadnieniach, które mnie męczą. A może razem ze świadomością, te mniejsze przynajmniej ,męczą ciut mniej.

To jedna z tych książek, po których nie wiadomo dokładnie czego się spodziewać. Skoro już w podtytule piszą o 99 obsesjach, pewnie będzie encyklopedycznie. Hasło i rozwinięcie, ale jak bardzo, nie dowiesz się póki nie otworzysz.

Muszę przyznać, że początek ciut ciężki dla mnie był. Niby to wprowadzenie i skrótowy przegląd haseł, ale więcej zamieszania wprowadził, niż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetnie wydana, jak zresztą inne książki wydawnictwa, więc spokojnie mogę napisać, że nie niszczą się tak łatwo. Choć nie są to typowe książeczki tekturowe dla maluchów. Mój dwulatek ich nie niszczy, a z przyjemnością przegląda. Bardzo dobry kierunek, jeśli chodzi o prezent, nie tylko pod względem wydania, ale też treści, no i koparka. Co tu dużo pisać sama koparka, już przyciąga chłopaka. A przynajmniej moich.

Ilustracje są uproszczone, ale mają swój urok. Książeczka ma spokojne, wyciszające tempo, ale jednocześnie jest wystarczająco ciekawa, żeby nie dać się tak łatwo odłożyć.

Reakcja maszyn budowlanych na wydarzenia jest w punkt. Gdyby moje otoczenie tak reagowało, życie byłoby łatwiejsze. Ostatnie strony Koparka i Nauka, o cyklu życia motyla, są idealnym uzupełnieniem historyjki, a jednocześnie rozszerzają, podnoszą ciut grupę wiekową do której można ją skierować. Sięgniemy też po poprzednie 2 tomy przygód Koparki.

Świetnie wydana, jak zresztą inne książki wydawnictwa, więc spokojnie mogę napisać, że nie niszczą się tak łatwo. Choć nie są to typowe książeczki tekturowe dla maluchów. Mój dwulatek ich nie niszczy, a z przyjemnością przegląda. Bardzo dobry kierunek, jeśli chodzi o prezent, nie tylko pod względem wydania, ale też treści, no i koparka. Co tu dużo pisać sama koparka, już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przygody 3 kumpli, trzecioklasistów szkoły podstawowej. Już ogarniętych w szkolnych warunkach. Już cwaniaczących na potęgę. Świetnie pomysły mają, a jednocześnie krew mrożące w żyłach dla matki dziecka na początku edukacji. Choć przyznam szczerze, że jak widzę poczynania mojego trzecioklasisty i jego kolegów, coraz mniej mnie dziwi.

Jednak ta akcja z opuszczeniem szkoły i jazdą autobusem przez całe miasto. Nie chciałabym dowiedzieć się, że moje dziecko zniknęło ze szkoły i nie wiadomo co się z nim dzieje. Kolejna akcja z agresywnym starszym chłopakiem na terenie szkoły, tekstami, których nie odczytali prawidłowo i tylko krok dzielił jednego z nich od pobicia. Na szczęście pojawiła się dyrektorka i jej czujności życzę wszystkim dzieciakom, które mimowolnie przyciągną uwagę agresora.

Fajna, mądra, zabawna, wciągająca, ale też łatwa do powrotów. Przyjemna w całokształcie. Dostosowana do podobnej grupy wiekowej, do której należą nasi bohaterowie. Pokazuje, że szkołę można odbierać różnie, na szczęście z kumplami nudzić się nie można, choć pokłócić jak najbardziej. Z tego co widzę kolejnego tomu nie ma, ale mam nadzieję, że kiedyś powstanie.

Przygody 3 kumpli, trzecioklasistów szkoły podstawowej. Już ogarniętych w szkolnych warunkach. Już cwaniaczących na potęgę. Świetnie pomysły mają, a jednocześnie krew mrożące w żyłach dla matki dziecka na początku edukacji. Choć przyznam szczerze, że jak widzę poczynania mojego trzecioklasisty i jego kolegów, coraz mniej mnie dziwi.

Jednak ta akcja z opuszczeniem szkoły i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak jak lubię książki magiczne Magdaleny Kubasiewicz, jak Czarodziejka z ulicy Reymonta mnie wymęczyła. Zaczynałam ją 3 razy, po raz ostatni z silnym postanowieniem uporania się z nią. Miało być lekko, łatwo i przyjemnie, więc odpaliłam ją do generalnych porządków w pokoju mojego syna, na które mnie wzięło pod koniec wakacji. Nie byłam wstanie się skupić na treści. Przyspieszałam, zwalniałam, cofałam. Normalnie nie miewam takich problemów i audiobook do sprzątania wchodzi mi zacnie. I mam tu na myśli też te trudniejsze, wymagające więcej zaangażowania.

Kolejne podejście, w wannie, kiedy to miałam czas dla siebie na relaks. I znowu to samo, myśli mi uciekały zupełnie gdzie indziej. Wyłapałam więcej, pamiętałam większość z poprzedniego słuchania, więc najgorzej nie powinno być. A mimo to wciągnąć się nie mogłam. Próbowałam ją jeszcze ciągnąć podczas jazdy samochodem, ale nawet jako pasażer bardziej interesowało mnie otoczenie.

W końcu uznałam, że mam w miarę luz i zamierzam zmierzyć się z nią na raz. I niemal mi się to udało, bo przerwy nie były dłuższe, niż 30 minut. Z momentami, kiedy to dosłownie siedziałam i słuchałam. Ale nie ja nie lubię tych bohaterów, tak po całości. Nie ma jednego, który wzbudziłby we mnie sympatię, a wręcz wnerwiali mnie po całości. W sumie to też wyczyn. Ani dialogi, ani wydarzenia, ani miejscówki.

Niby wszystko było poprawne, w klimatach o których czytać lubię i już za to daję plus. Ale męczyłam się, nawet myślą, że nie jest to seria Wilcza Jagoda. Czuję niedosyt i rozczarowanie. Pewnie jeszcze sięgnę po inną książkę autorki, ale już mi się tak nie spieszy.

Tak jak lubię książki magiczne Magdaleny Kubasiewicz, jak Czarodziejka z ulicy Reymonta mnie wymęczyła. Zaczynałam ją 3 razy, po raz ostatni z silnym postanowieniem uporania się z nią. Miało być lekko, łatwo i przyjemnie, więc odpaliłam ją do generalnych porządków w pokoju mojego syna, na które mnie wzięło pod koniec wakacji. Nie byłam wstanie się skupić na treści....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiedziałam, czego mogę się po tej książce spodziewać. Jak bardzo drastyczna będzie? Jak mocno nastawiona na kontrowersję? A może to typowy wyciskacz łez? Jak się okazało słaba jest moja intuicja, bo książka to rzeczywiście pamiętnik z trudnego momentu w życiu Amy, choć wydaje się być biografią Briana.

Nie będę udawać, łez kilka poleciało, ale był to tylko jeden fragment i to chyba najbardziej adekwatny. Nie było tu nic drastycznego, co mogłoby negatywnie wpływać na osoby wrażliwe. Wszystko było spokojne, delikatne, wyważone, jakby emocje były przytłumione.

Były zmagania z lekarzami, była niełatwa ścieżka do uzyskania zielonego światła od Dignitas, był też postęp choroby. Załapało się też więcej osób chorych z otoczenia, których przykłady nie nastrajały optymistycznie. Paskudna choroba.

Sam temat kontrowersyjny może być, ale czy on taki jest. Szkoda, że tak łatwo i chętnie odbiera się ludziom możliwość decydowania, przy oburzającym braku szeroko pojętego wsparcia.

Przepiękna postawa teściowej Amy, której to zupełnie nie spodziewałam się. W sumie spodziewałabym się wszystkiego poza taką właśnie reakcją i takich ludzi wokół życzyłabym wszystkim.

To dobra pozycja, łagodnie otwierająca przestrzeń do rozmowy. Ale czegoś mi w niej zabrakło. Może mocniejszego wyrażenia emocji.

Nie wiedziałam, czego mogę się po tej książce spodziewać. Jak bardzo drastyczna będzie? Jak mocno nastawiona na kontrowersję? A może to typowy wyciskacz łez? Jak się okazało słaba jest moja intuicja, bo książka to rzeczywiście pamiętnik z trudnego momentu w życiu Amy, choć wydaje się być biografią Briana.

Nie będę udawać, łez kilka poleciało, ale był to tylko jeden...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciąg dalszy przygód Tereski Trawnej. Jednak nie trzeba się czytać wcześniejszych, żeby wciągnąć się w bieżące wydarzenia. Spotkania rodzinne wywierają nie małe wrażenie na psychice uczestników. Miały być urodziny seniorki rodu, wyszła stypa, która raczyła się przeciągnąć o okres świąteczny. Jednak nie będzie to jedyny trup, a dojdzie jeszcze solidna rodzinna tajemnica i ktoś kto dybie na spadek.

Wszystko fajnie, ale w komediach kryminalnych Marty Kisiel, tym co lubię najbardziej jest tu i teraz. Pierwszorzędny humor sytuacyjny i spostrzeżenia, które pokrywają się z moim spojrzeniem na świat. Jak jeszcze dodać obłędne operowanie słowem. Czysta przyjemność słuchania, którą podziela też mój mąż. Ostatnio nawet powiedział, że chce całą serię w wersji papierowej mieć w domu. Bo ma zamiar wracać sobie do nich, jak najdzie go ochota. Polecam.

Ciąg dalszy przygód Tereski Trawnej. Jednak nie trzeba się czytać wcześniejszych, żeby wciągnąć się w bieżące wydarzenia. Spotkania rodzinne wywierają nie małe wrażenie na psychice uczestników. Miały być urodziny seniorki rodu, wyszła stypa, która raczyła się przeciągnąć o okres świąteczny. Jednak nie będzie to jedyny trup, a dojdzie jeszcze solidna rodzinna tajemnica i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka jest świetnie wydana. Twarda oprawa, którą nie tak łatwo zniszczyć. Dobry, cienki, żółty papier, z odpowiednio dużą czcionką, łaskawy dla oczu. Przyjemne, adekwatne do wydarzeń ilustracje.

Miałam ją już dłuższy czas w domku, kiedy po nią sięgnęłam, więc muszę przyznać, że nie pamiętałam o czym miała być. Ale miałam ochotę uszczuplić mój stosik premier, które minęły. Wciągnęłam ją jednego dnia, a dokładniej w kilka godzin. Nie mogę napisać, że na jedno posiedzenie, bo jednak obowiązki nie będą czekały.

Fajne, mądre dzieciaki 11-latka i 12 latek. Genialny pies policyjny na emeryturze. Wakacje i pierwsze wolne od rodziców wyprawy. Donatywa gdańska, czyli bardzo cenne maleństwo, pod nazwą której wcześniej nie słyszałam, a może nie kojarzę.

Podoba mi się styl autora, dopasowany do odbiorcy, ale nie uwłaczający jego inteligencji. Dobre tempo, równomiernie rozłożona akcja, brak dłużyzn oraz nic nie wnoszących faktów. Nie ma też dziwnych skrótów i cięć. Może akcja nie jest przesadnie skomplikowana, ale doceniam logikę i płynność wydarzeń. To chyba zasługa specjalnych konsultacji z Karolą, o których autor pisze w Podziękowaniu.

Podobała mi się ta historia i mam nadzieję, że autor napisze kolejne przygody Chaosa i spółki. Bardzo dobra przygotówka dla dzieci, ale i rodzic może dać się wciągnąć.

Książka jest świetnie wydana. Twarda oprawa, którą nie tak łatwo zniszczyć. Dobry, cienki, żółty papier, z odpowiednio dużą czcionką, łaskawy dla oczu. Przyjemne, adekwatne do wydarzeń ilustracje.

Miałam ją już dłuższy czas w domku, kiedy po nią sięgnęłam, więc muszę przyznać, że nie pamiętałam o czym miała być. Ale miałam ochotę uszczuplić mój stosik premier, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Spodziewałam się czegoś z pogranicza thrillera i kryminału, ale im dalej czytałam, tym bardziej wychodziła mi obyczajówka. Obyczajówka z niewyjaśnionym zaginięciem. Widzę, że na Lubimy Czytać została przypisana do literatury pięknej. Ale wybierając ją sugerowałabym się opisem samej autorki, który znalazłam na końcu książki w Od Autorki. Powieść obyczajowa ze społecznie trudnymi tematami.

Te społecznie trudne tematy to przemoc domowa, która przechodzi z pokolenia na pokolenie. Autorka opisała ją w niezwykły sposób, z ukazaniem schematów. Bez stygmatyzowania ofiary. Daje czytelnikowi możliwość podjęcia próby zrozumienia.

Marta Malinowska potrafi pisać, jednak muszę przyznać, że z początkiem miałam problem, bo Patrycja nie jest bohaterką, która do mnie przemawia. Utknęłam po wejściu na strych. Książek z przemocą domową też unikam, więc i początek pamiętnika Bogusi mi nie pomógł. A na samym strychu, co sugerował tytuł, mało się działo i ostatecznie wytłumaczenie mało satysfakcjonujące było.

Książka jest przeplatana relacjami z życia poprzednich mieszkanek małego wrocławskiego domku. Co nadawało niesamowity klimat całości. Fajnie pogrzebać w historii danego miejsca, do której najczęściej dostępu nie mamy.

Spodziewałam się czegoś innego, niż dostałam, ale ostatecznie nie jestem rozczarowana. Po trudnym początku i problemach z motywacją do dalszego czytania, 2/3 książki pochłonęłam w ciągu 1 dnia. Co prawda trupa znalazłam koło połowy, sprawcę podejrzewałam z dużym wyprzedzeniem, to jednak końcówka przy serniczku rzuca mrok.

Spodziewałam się czegoś z pogranicza thrillera i kryminału, ale im dalej czytałam, tym bardziej wychodziła mi obyczajówka. Obyczajówka z niewyjaśnionym zaginięciem. Widzę, że na Lubimy Czytać została przypisana do literatury pięknej. Ale wybierając ją sugerowałabym się opisem samej autorki, który znalazłam na końcu książki w Od Autorki. Powieść obyczajowa ze społecznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Spodobał mi się pomysł, chatka z piernika we współczesnym świecie. Nie skupiałam się wcześniej o czym jest książka, więc już na wstępie pójdziemy w zupełnie inną stronę, z bardziej przyziemnym zagrożeniem. Choć w sumie to tylko kwestia postrzegania samego zagrożenia. Fajne, inteligentne, nie takie sztampowe dzieciaki zmuszone, żeby zmagać się trudną sytuacją. Ogrom niedopowiedzeń. Kto jest wrogiem? Kto stwarza największe zagrożenie? Czy jest szansa, żeby wyplątać się z tej sytuacji?

Wystarczająco ciekawie, żeby przyciągać uwagę. A jednocześnie jest kilka dłużyzn, które sprawiają, że łatwo ją odłożyć. Moich chłopaków nie zainteresowała, ale nie wykluczam, że za parę lat może się to zmienić. Początek i koniec był dobry, ale nie dotarłabym do niego, gdybym nie uznała, że czas się spiąć i wysłuchać do końca. Inne pozycje bardziej mnie przyciągały, ale nie jestem grupą docelową. Ma potencjał, ale jednak spodziewałam się więcej. Czas na ekranizację, może ona zmieni moje podejście.

Spodobał mi się pomysł, chatka z piernika we współczesnym świecie. Nie skupiałam się wcześniej o czym jest książka, więc już na wstępie pójdziemy w zupełnie inną stronę, z bardziej przyziemnym zagrożeniem. Choć w sumie to tylko kwestia postrzegania samego zagrożenia. Fajne, inteligentne, nie takie sztampowe dzieciaki zmuszone, żeby zmagać się trudną sytuacją. Ogrom...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Początek był bardzo spokojny, niemalże obyczajówkowy. Skaczemy między raczej przygnębiającą teraźniejszością, a bajkową przeszłością. Bohaterki nie polubiłam, głównie przez tą przeszłość. Piękna jak modelka panienka, która wyrwała się z małego miasta do warszawki. Gdzie poznała starszego właściciela dobrze zarabiającej firmy, któremu rozwaliła małżeństwo i planowała układać sobie cukierkowe życie. Bynajmniej nie uważam jej za jedyną złą. Ale ten typ mnie nudzi i irytuje. Skoro to przeszłość, to coś nie wyszło i w sumie ciekawe jest to jak nie wyszło. Choć to tylko wątek poboczny, budujący postać.

Teraźniejszość to toksyczna mamusia, rozczarowana, że córka wróciła i już nie ma się czym chwalić. Praca w małej redakcji, poniżej możliwości. Wyjazd służbowy, w celu przygotowania materiału reklamowego, dla nowego ośrodka, w którym ja bym nie chciała spędzić wakacji. No i w końcu zaczyna się dziać.

Przeklęta ziemia, prastary grobowiec, nawiedzony dom, mieszkańcy Trzcinic i ich tajemnice, wcześniejsze nietypowe śmierci. Czy to tylko stare legendy? Śledztwo policyjne i dziennikarskie. Amnezja.

Lektorka Aleksandra Zawadzka nie przeszkadzała mi w odbiorze książki. A słuchając czytanej przez nią książki wyłapałam wiele szczegółów, które uciekły mi podczas mojego czytania wersji papierowej.

Lubię styl pisania autorki, bo znowu było lekko, łatwo i przyjemnie. A jednocześnie mrocznie, choć w letnich sukienkach. Nie obraziłabym się, gdyby było jeszcze mroczniej. Książka wciąga i nie chce się jej odkładać. Bez problemu odciągała moją uwagę od rozpraszaczy. Pozostawiła po sobie pewien niedosyt. Co dokładnie było w artykule wyrwanym przez księdza? Ogromnie chciałabym poznać tą historię w rozbudowanej formie. Mirce udało się sporo odkryć, szkoda jednak, że nie pogrzebała więcej. Nie obraziłabym się, gdyby książka była dwa razy dłuższa, o ile autorka rozbudowałaby mroczną przeszłość mieszkańców Trzcinic.

Epilog to typowa wisienka na torcie, których chciałoby się więcej, choć pewnie już nie robiłyby takiego wrażenia.

Początek był bardzo spokojny, niemalże obyczajówkowy. Skaczemy między raczej przygnębiającą teraźniejszością, a bajkową przeszłością. Bohaterki nie polubiłam, głównie przez tą przeszłość. Piękna jak modelka panienka, która wyrwała się z małego miasta do warszawki. Gdzie poznała starszego właściciela dobrze zarabiającej firmy, któremu rozwaliła małżeństwo i planowała układać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Próg wejścia jest dużo wyższy, niż się tego spodziewałam. Długo nie udawało mi się w wciągnąć w wydarzenia i dość chętnie jej odpuszczałam. Syn bardzo szybko stracił zainteresowanie, a o Cukierka nadal się upomina. Mąż poprosił o zmianę, na coś innego, nie mając nic przeciwko n-temu podejściu do Cukierka. Nie mam wersji papierowej, więc ciężko mi stwierdzić jednoznacznie, czy to tylko wina audiobooka. Wiele ich już przesłuchałam i lubię tą formę. Bywają jednak książki, które w audiobooku są trudniejsze w odbiorze.

Dużo też zależy od lektora, niektórych słuchać się nie da. Cukierka rewelacyjnie czyta Janusz Zadura. Wynalazkowem zajęła się Anna Konieczna, może nie zniechęca, ale mojej rodziny nie przyciąga tak jak Pan Janusz.

Założenia były fajne. Bohaterowie ciekawi, kreatywni, różnorodni, a przynajmniej wystarczająco dla młodego czytelnika. Nowe miejsce, nowe zasady, wakacje, więc niby dużo czasu wolnego. A jednocześnie dużo się dzieje. Młoda ekipa próbuje uratować świat przed geniuszem zła. Wynalazki mające ułatwić życie, które nie do końca spełniają swoje zadanie. Humorzaste roboty.

Daje się ją lubić, przynajmniej moim zdaniem. Bo moi panowie zrezygnowali z możliwości bliższego zapoznania się z tą pozycją.

Próg wejścia jest dużo wyższy, niż się tego spodziewałam. Długo nie udawało mi się w wciągnąć w wydarzenia i dość chętnie jej odpuszczałam. Syn bardzo szybko stracił zainteresowanie, a o Cukierka nadal się upomina. Mąż poprosił o zmianę, na coś innego, nie mając nic przeciwko n-temu podejściu do Cukierka. Nie mam wersji papierowej, więc ciężko mi stwierdzić jednoznacznie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lekko, łatwo i przyjemnie, więc klasycznie. Na to liczyłam i dokładnie to dostałam. Humor w punkt taki jaki lubię. Ilość szpilek wbijanych sobie między bohaterami zacna. Ilość puszczonych do czytelnika oczek jeszcze większa. Bawiłam się przednio, a mój mąż miał jeszcze większy ubaw. Niby sam nie wyszukuje takich książek, a szybciutko wyłapuje moje polecajki w tej kategorii. No i takich pozycji najlepiej słucha się w towarzystwie.

To pozycja na raz, jak już zaczniesz nie chcesz się odrywać. Ale też, jak nie masz wyboru, bardzo łatwo do niej wrócić. Nie ma tu nic szczególnie zawiłego jeśli chodzi o fabułę, która jest ciekawa, nie taka oczywista. Jednak cała moja uwaga i mojego męża też, skupiała się bardziej na humorze sytuacyjnym. Plus ta niesamowita dbałość o język i genialna zabawa nim. Chciałoby się napisać idealna opcja na lato, ale tak serio Dywan z wkładką jest opcją świetną na każdą pogodę, gdy samopoczucie podupada.

Jakbym miała wybierać to Dywan z wkładką dużo bardziej przypadł mi do gustu, niż Nagle trup. Jednak może to wynikać bardziej rodzinnej tematyki. No bliżej mi do tych sytuacji było. Choć spokojnie, nikt tam Was idealnym macierzyństwem nękać nie będzie. Za to taka teściowa to złoto.

Lekko, łatwo i przyjemnie, więc klasycznie. Na to liczyłam i dokładnie to dostałam. Humor w punkt taki jaki lubię. Ilość szpilek wbijanych sobie między bohaterami zacna. Ilość puszczonych do czytelnika oczek jeszcze większa. Bawiłam się przednio, a mój mąż miał jeszcze większy ubaw. Niby sam nie wyszukuje takich książek, a szybciutko wyłapuje moje polecajki w tej kategorii....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsze podejście do tego wydania nie było szczególnie udane. Mój drugoklasista czytał nieźle, ale słownictwo na początku okazało się dla niego na tyle trudne, że szybko się zniechęcał. I w rezultacie nie przebrnął przez nią. A ja go nie męczyłam, w końcu początek roku szkolnego to spore obciążenie. No i inne pozycje wchodziły mu łatwiej.

Przez chwilę była dostępna w audiobooku na Storytel, ale zanim się za nią zabraliśmy zniknęła. Szkoda.

I tym oto sposobem, całkiem niedawno zabrałam się za nią sama. Zacne wydanie, zarówno oprawa, kartki, jak i ilustracje. Świetna opcja na prezent. Ale też po prostu ładna książka, którą nie tak łatwo zniszczyć, do własnych zbiorów. Czcionka dopasowana do młodego, samodzielnego czytelnika.

Początek ciężkawy, więc w sumie nie dziwię się, że 8 latek mógł mieć z nią problemy. Na szczęście później rozkręca się, wciąga i nie zauważyłam większych problemów. Na końcu książki jest spis bohaterów oraz mini słowniczek, co bardzo lubię, choć wolałabym, żeby były na początku.

Po jej przeczytaniu stwierdzam, że chyba jednak nie znałam tej historii. Tudzież, jak przy niektórych klasycznych powieściach, rozwiązania zatarło się w mojej pamięci. Choć w tym wypadku, nie pamiętałam kolejnych wydarzeń. Więc najprawdopodobniej Pies Baskerville’ów był dla mnie tylko hasłem, a nie znaną historią. Cieszę się, że w końcu ją poznałam.

Pierwsze podejście do tego wydania nie było szczególnie udane. Mój drugoklasista czytał nieźle, ale słownictwo na początku okazało się dla niego na tyle trudne, że szybko się zniechęcał. I w rezultacie nie przebrnął przez nią. A ja go nie męczyłam, w końcu początek roku szkolnego to spore obciążenie. No i inne pozycje wchodziły mu łatwiej.

Przez chwilę była dostępna w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nelly Rapp i bal wampirów Christina Alvner, Martin Widmark
Ocena 7,5
Nelly Rapp i b... Christina Alvner, M...

Na półkach:

Książka jest świetnie wydana. Solidna okładka, dobry żółtawy papier, spora czcionka dostosowana do głównych odbiorców. Co prawda mój syn już sprawnie śmiga po książkach, ale dobrze dobrana wielkość tekstu znacząco wpływa na komfort czytania. Ilustracje są przyjemne.

Podoba mi się, że na wstępie pokazują z jakimi bohaterami będziemy mieli do czynienia.

Sama Nelly Rapp jest fajną, rezolutną dziewczynką. Po pierwszym tomie, nie mogę napisać, żebym miała jej cokolwiek do zarzucenia. Dziewczynki będą miały kolejną bohaterkę, o której przygodach można czytać. Jednak na chwilę obecną nie mogę napisać, żeby chłopcom spodobać się nie mogła. Przynajmniej nie przewiduję, żeby mój syn miał z tym większy problem. Ale to wyjdzie przy Akademii Upiorów, bo on będzie czytał od początku.

Wydarzenia są intrygujące i zabawne, choć i kilka scen z dreszczykiem znajdziemy. Nelly jednak radzi sobie ze wszystkim wybornie. Działanie pod presją to zdecydowanie jej domena. Spodobało mi się również zwrócenie uwagi na klasowych prześladowców, wyśmiewających i poniżających innych.

Przyjemna seria dla dzieciaków klas 1-3, choć napisałabym raczej 2-3, bo tekstu trochę jest. Ale seria raczej zachęci, niż zniechęci do czytania.

Książka jest świetnie wydana. Solidna okładka, dobry żółtawy papier, spora czcionka dostosowana do głównych odbiorców. Co prawda mój syn już sprawnie śmiga po książkach, ale dobrze dobrana wielkość tekstu znacząco wpływa na komfort czytania. Ilustracje są przyjemne.

Podoba mi się, że na wstępie pokazują z jakimi bohaterami będziemy mieli do czynienia.

Sama Nelly Rapp...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To nie jest najłatwiejsza do czytania książka, dla kogoś kto woli sięgać po powieści. Pierwsze rozdziały przeleciałam szybko, bo są nieźle napisane i byłam pewna, że szybko ją skończę. Jednak okazało się, że potrzebuję jednak więcej skupienia. Oczywiście o ile chcę z niej coś wyciągnąć, a takie miałam założenie, bo szkoda mi czasu, na nic mi nie dające pozycje. Zapełnianie regałów też nie jest moim celem. Więc najlepszym sposobem na znośne przyswojenie treści był max 1 rozdział na raz. Dzięki czemu miałam chwilę na przetrawienie tego co przeczytałam. Choć nadal nie uważam, żebym wchłonęła wszystko w zadowalający sposób. Jednak pierwsze koty za płoty, jeśli dam jej kiedyś kolejną szansę, będzie lepiej.

Małe traumy to ciekawe zagadnienie, bo dotyczy niemal wszystkich. Niby niczego nam nie brakuje, spokojnie zaspokajamy większość swoich potrzeb, żyje się nam dosyć wygodnie, a jednak nie jesteśmy do końca szczęśliwi. Już samo zlokalizowanie o co nam tak serio chodzi, wcale nie jest takie łatwe.

Będzie o małych traumach z dzieciństwa i czasów szkolnych. Po czasie łatwo się ten okres wybiela, ale jak poświęcić temu chwilę, ciarki mogą przejść po plecach na te wspomnienia. Choć przecież nie mówmy o dużych traumach. Ale "Małe traumy narastają i zależą od kontekstu". Będzie też o fałszywych przyjaźniach i oczywiście pracy.

Tematów jest dużo, na szczęście popartych całkiem sensownymi przykładami, a potem następuje autoanaliza, akceptacja i akcja.

Nie trzeba czytać jej w całości, wystarczy skupić się na tematach, które mocniej rezonują. Oczywiście miałam swoje tematy, na których skupiłam się bardziej. Jednak nie uważam, żebym straciła cokolwiek, z czasem na pierwszym miejscu, czytając ją w całości. Bo przyniosła mi ukojenie, którego w sumie nie spodziewałam się po niej. Za to liczyłam na odpowiedzi, w kategorii, w której nigdy ich nie uzyskuję. Tutaj dostałam koniec nitki do kłębka, co z nią zrobię zależy ode mnie.

Jeśli nie jesteście do końca szczęśliwi, a macie w sobie przestrzeń na próby poszukiwań w takich rejonach, wówczas warto dać jej szansę. Mnie zaskoczyła pozytywnie. Ale też czytałam ją dosyć długo, bo przechodziłam różne emocjonalnie fale. Trafiając w nie do końca komfortowe dla mnie miejsca, czułam ucisk.

To nie jest najłatwiejsza do czytania książka, dla kogoś kto woli sięgać po powieści. Pierwsze rozdziały przeleciałam szybko, bo są nieźle napisane i byłam pewna, że szybko ją skończę. Jednak okazało się, że potrzebuję jednak więcej skupienia. Oczywiście o ile chcę z niej coś wyciągnąć, a takie miałam założenie, bo szkoda mi czasu, na nic mi nie dające pozycje. Zapełnianie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kiełbaska nie chce iść do przedszkola Siri Melchior, Oliver Zahle
Ocena 7,8
Kiełbaska nie ... Siri Melchior, Oliv...

Na półkach:

Urocza, ale nie przesłodzona historia o niezwykłej/zwykłej, relacji córki z ojcem. Ojcem, który nazywa ją pieszczotliwie Kiełbaską, bo jest do schrupania. Ilustracje Siri Melchior są fantastyczne. Książka wydana, jak zwykle bez zarzutu.

Nie ma tu za dużo tekstu, ale to nie oznacza, że przekaz ucieka. Choć moim pierwszym wrażeniem było to, że chciałabym, żeby rodzice mogli poświęcić więcej czasu dziecku z rana. Na tak bezkonfliktowe i bezstresowe rozwiązywanie trudnych sytuacji. Bez tej presji czasu, szybciej, szybciej, bo się spóźnię do pracy i będzie afera.

Tata pięknie poprowadził zabawę, tak, żeby Kiełbaska sama doszła do odpowiednich wniosków. Nie chciała iść do przedszkola, bo tam nudno jest. Chciałabym, żeby moi synowie tak szybko i chętnie chodzili do przedszkola, jak to miało miejsce z Kiełbaską, na koniec książeczki. Mądra i niezwykle przyjemna pozycja dla młodszych, przyszłych czytelników.

Urocza, ale nie przesłodzona historia o niezwykłej/zwykłej, relacji córki z ojcem. Ojcem, który nazywa ją pieszczotliwie Kiełbaską, bo jest do schrupania. Ilustracje Siri Melchior są fantastyczne. Książka wydana, jak zwykle bez zarzutu.

Nie ma tu za dużo tekstu, ale to nie oznacza, że przekaz ucieka. Choć moim pierwszym wrażeniem było to, że chciałabym, żeby rodzice mogli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niby mamy rok 1949, ale wszystko jest inaczej. Niby płyniemy przez kolejne wydarzenia, bardziej kryminalne, ale coś tu nie gra. W niezniszczonym Kołobrzegu stoi wielki hotel. Co to za podział, na prawą i lewą część hotelu? A wokół morderstwa, strajki i groźba rewolucji.

Niby jedno morderstwo właśnie wydarzyło się, ale im głębiej grzebią śledczy, tym więcej i ciekawsze rzeczy wypływają. Choć może najświeższe nie są. To co się dzieje ogólnie i ma wpływ na Kołobrzeg mocno abstrakcyjne dla mnie jest, ale też nie mogę napisać, żeby wydawało mi się to ciekawe. Nadaje klimatu, ale dla mnie to są zawsze fragmenty, które uciekają, nie robiąc wrażenia. Choć mój mąż właśnie na tą alternatywną historię zwróciła uwagę bardziej, niż na kryminalne wątki. Więc co kto lubi, to dla siebie wyciągnie.

Samo morderstwo i próby jego rozwikłania, pokazują dużo więcej, niżbym się tego spodziewała. Fajnie te inne, dziwne, nie koniecznie potrzebne wątki, przeplatają się. Do końca nie wiadomo, który będzie miał większe znaczenie. A to właśnie lubię. Choć w sumie, jakbym miała wybierać, to największe wrażenie zrobiła na mnie historia Latarnika.

Miałam ochotę na coś innego, dziwnego i dokładnie to dostałam. W bardzo dobrym wydaniu.

Niby mamy rok 1949, ale wszystko jest inaczej. Niby płyniemy przez kolejne wydarzenia, bardziej kryminalne, ale coś tu nie gra. W niezniszczonym Kołobrzegu stoi wielki hotel. Co to za podział, na prawą i lewą część hotelu? A wokół morderstwa, strajki i groźba rewolucji.

Niby jedno morderstwo właśnie wydarzyło się, ale im głębiej grzebią śledczy, tym więcej i ciekawsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka jest świetna. Co ją otworzyłam to mnie wciągała. Mimo, że przerwy między kolejnymi podejściami, pamiętałam co się wydarzyło wcześniej. A u mnie nie każda książka radzi sobie z takim testem. Jeśli dobrze sprawdziłam, jest to pierwsza książka autorki, czego zupełnie nie odczułam. Została napisana lekko, łatwo i przyjemnie.

Książka została dobrze wydana, bo po latach nadal wygląda świetnie. Miękka, pływająca, z żółtymi stronami, dobra czcionka dla oka.

Polubiłam bohaterów, którzy nie byli na jedno kopyto. A wręcz autorka postarała się o to, żeby w miarę czytania, dodać im kolorów i podrzucić smaczki dla czytelników. Podobały mi się wstawki karciane, choć zupełnie ich nie rozumiałam. Ale nie obraziłabym się, gdyby moja mama tak spędzała popołudnia z koleżankami. A może i ja, niby mnie nie ciągnie, bo wolę książkę. A jednak zawsze mi się podobały mi się spotkania karciane, nie zahaczające o hazard. Więc może, jak uda mi się dożyć czasu, kiedy to będę mogła kombinować z jego nadmiarem, przynajmniej spróbuję.

Niby to obyczajówka, a jednak akcja płynie wartko, więc zgodziłabym się z tą literaturą piękną. Nie nudziłam się, co więcej niemal do końca nie wiedziałam, gdzie tak naprawdę autorka prowadzi mnie. Bo która z tych historii jest dominującą. W którą się zagłębimy. Niby podejrzewałam kilka opcji i miałam rację. A jednocześnie zupełnie nie spodziewałam się, gdzie to wszystko zakończy się.

Oczywiście wielokrotnie, potakiwałam sobie, no tak zachowania małej społeczności. Jak popatrzeć na najbardziej drastyczne zachowania małych społeczności to tu mamy, mega ułagodzoną wersję. Ale nawet mieszkając gdzieś całe życie, nie muszę być świadoma, niewygodnych wydarzeń. A próby przebijania się przez mur milczenia, niezwykłej odwagi wymagają.

Co jednak ciekawe, chyba najbardziej zirytowała mnie ostatnia scena.

Biały latawiec ma jeszcze kontynuację, a mianowicie Noc Komety, którą muszę sobie kupić, zanim zniknie. Bo jeśli Wydawnictwo Skarabeusz rzeczywiście przestało istnieć, nie wiadomo co się z tą serią dziać będzie. A ja mam ochotę ją poznać. Po inne książki autorki też sięgnę. Na razie mogę tylko żałować, że nie są dostępne na Storytel.

Książka jest świetna. Co ją otworzyłam to mnie wciągała. Mimo, że przerwy między kolejnymi podejściami, pamiętałam co się wydarzyło wcześniej. A u mnie nie każda książka radzi sobie z takim testem. Jeśli dobrze sprawdziłam, jest to pierwsza książka autorki, czego zupełnie nie odczułam. Została napisana lekko, łatwo i przyjemnie.

Książka została dobrze wydana, bo po latach...

więcej Pokaż mimo to