rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Słuchałam gorszych. Trafna analiza ludzi na portalach randkowych, aż się nie chce próbować. Fabuła ma sens i się spina na końcu.

Słuchałam gorszych. Trafna analiza ludzi na portalach randkowych, aż się nie chce próbować. Fabuła ma sens i się spina na końcu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dwie gwiazdki: jedna dla tłumaczki, druga dla lektorki. To musiał być ciężki kawałek chleba. Mam nadzieję, że ta męka była przynajmniej opłacalna.

Dwie gwiazdki: jedna dla tłumaczki, druga dla lektorki. To musiał być ciężki kawałek chleba. Mam nadzieję, że ta męka była przynajmniej opłacalna.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na tylnej okładce pani Magdalena Zawadzka pisze, że "Sienkiewicz ma godnego następcę". Jak dla mnie to przy takim porównaniu Sienkiewicz się w grobie przewraca. Na plus dla autorki, że realia historyczne i wybór króla odwzorowała wiernie oraz za stylizowanie języka na dawny, ale bez miliona przypisów. Ot tak, żeby poczuć klimat. Bohaterowie trochę Oleńka i Kmicic (Sienkiewicz robi fikołka z saltem), a trochę romans historyczny. Sama historia ... cóż, nie ma tutaj większych zawiłości. Jeżeli ktoś szuka książki z milionem MOMENTÓW (if you know what I mean) to nie ten adres. Momenty są, a jakże, ale wszystko gubi się gdzieś w tej warstwie historycznej tak, że to nie związek bohaterów jest najważniejszy, ale walka o Rzeczpospolitą. Książka jest przez to dużo ciekawsza, niż zazwyczaj bywają romanse historyczne.

Na tylnej okładce pani Magdalena Zawadzka pisze, że "Sienkiewicz ma godnego następcę". Jak dla mnie to przy takim porównaniu Sienkiewicz się w grobie przewraca. Na plus dla autorki, że realia historyczne i wybór króla odwzorowała wiernie oraz za stylizowanie języka na dawny, ale bez miliona przypisów. Ot tak, żeby poczuć klimat. Bohaterowie trochę Oleńka i Kmicic...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Grażyna i Ludwik, bohaterowie "Jak zawsze", dzięki przypadkowi, magii czy też wielkim pragnieniom, mają możliwość ponownego przeżycia swoich najlepszych lat. Mąż i żona, partnerzy, kochankowie, rodzice, razem od 50 lat. Ona przychodziła do niego na terapię, on miał żonę i dla Grażyny się rozwiódł. Miłość, namiętność, seks, przywiązanie. W 2013 roku po swojej 50 rocznicy budzą się rano i ze zdziwieniem uświadamiają, że są młodzi i jest rok 1963. Sen? Złudzenie? Kiedy już przyzwyczajają się do tego nienaturalnego stanu - przecież jeszcze dzień wcześniej mieli po 80 lat - zaczynają zastanawiać się nad podjętymi lata temu decyzjami. Czy Grażyna dobrze zrobiła zostając z Ludwikiem? Czy rzeczywiście pierwsza żona Ludwika była zimna i niedostępna? Czy życie w małżeństwie było tym, o czym oboje marzyli? Pojawia się wiele pytań i nieporozumień. Świat, w którym się budzą, też jest inny. Wydaje się lepszy i bardziej kolorowy. Zaczynają swoje drugie życie przed największymi wydarzeniami, które na zawsze zmienią historię Polski. Czy można było inaczej? Czy dzięki ich wiedzy można tak pokierować losami kraju, żeby nie trafić pod władzę Moskwy?

Każdy z nas podjął w życiu różne decyzje. Niektórych jesteśmy pewni, a do innych czasami wracamy myślami i zadajemy sobie pytanie "A gdybym …". Nigdy nie dowiemy się, co by były gdybyśmy poszli inną drogą, możemy się jedynie domyślać. Książka jest dosyć smutną i dającą do myślenia refleksją nad ludzkim życiem. Nagle coś, czego bohaterowie Jak zawsze nie kwestionowali od 50 lat, może ulec zmianie. Mogą jeszcze raz podjąć decyzje, zobaczyć czy to inna ścieżka, na którą się nie zdecydowali, byłaby lepsza.

To, że książka jest nostalgiczna nie znaczy, że nie ma w niej humoru. Może nie gwarantuje wybuchów wesołości, ale wiele razy parskałam śmiechem. Duża w tym zasługa lektorów, którzy przeczytali i odegrali role fenomenalnie. Dla wszystkich ukłony i aplauz, ale Kazimierz Kaczor i Dorota Kolak pozamiatali.

Zakończenie? Nadal się nad nim zastanawiam. Smutne? Dające nadzieję? Jeszcze nie wiem. Chyba muszę przeżyć o 50 lat więcej, żeby zrozumieć.

Książkę polecam. Mocno. Dla mnie początek był ciężki, a potem pogalopowało. Czy masz lat 20, 30, 40 i więcej - każdy wyniesie z tej powieści coś innego. Dla każdego, w zależności od wieku, będzie miała inne przesłanie. Ile ludzi, tyle zrozumienia dla zachowania i decyzji bohaterów.

Więcej na: https://corkabibliotekarki.blogspot.com/2019/07/jak-zawsze-zygmunta-mioszewskiego-czyli.html

Grażyna i Ludwik, bohaterowie "Jak zawsze", dzięki przypadkowi, magii czy też wielkim pragnieniom, mają możliwość ponownego przeżycia swoich najlepszych lat. Mąż i żona, partnerzy, kochankowie, rodzice, razem od 50 lat. Ona przychodziła do niego na terapię, on miał żonę i dla Grażyny się rozwiódł. Miłość, namiętność, seks, przywiązanie. W 2013 roku po swojej 50 rocznicy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Się zaklepało w bibliotece, wypożyczyło, przeczytało, oddało. Kiedy odbierałam książkę w poniedziałek, zupełnie nie spodziewałam się, że w piątek już oddam ją z powrotem. Co więcej, w czasie czytania przejdę od smutku do radości, kiedy zauważyłam na książce informację o powstającej trzeciej części "Kwiatu paproci". Nie spodziewałam się po sobie takiego zaangażowania w lekturę, do której miałam ogromny dystans.

Wciągnęło mnie. Przepadłam. Książka trzyma w napięciu i nie brakuje w niej humoru, co tworzy świetną mieszankę. Oprócz tego mitologia słowiańska robi swoje i człowiek zdaje sobie nagle sprawę, jak dobrze zna mitologię nordycką, grecką, rzymską, a jak niewiele wie o swoich korzeniach. Moim jedynym wspomnieniem o mitologii słowiańskiej ze szkoły jest to, kiedy Mieszko I przyjął chrzest i zaczęto niszczyć posągi starych bogów - do dzisiaj pamiętam ilustrację z podręcznika do historii czy języka polskiego, jak linami obalano posąg Światowida. I tyle. Za to bogów greckich mogę wymieniać obudzona w środku nocy z pamięci od tyłu.

Oczywiście mogłabym się przyczepić do paru rzeczy, ale całość książki wychodzi na taki plus, że nie ma to sensu (natomiast przy poprzedniej części miało, oj miało).

Po lekturze "Nocy Kupały" Google na moim laptopie płonęło świętym ogniem, kiedy wyszukiwałam informacji o słowiańskich bogach i koligacjach rodzinnych wśród nich. Co więcej, po przeszukaniu własnego księgozbioru okazało się, że mam nawet w swoich zbiorach "Mitologię Słowian" Aleksandra Gieysztora. Poznawanie praprzeszłości czas zacząć.

Książkę czyta się niesłychanie szybko, jest lekka, łatwa, przyjemna. Do relaksu, oderwania się od rzeczywistości idealna. Gorzej, jeżeli gonią was terminy. Wtedy proponuję nawet nie zaczynać czytania, bo jak już raz wessie to ciężko przetłumaczyć sobie, że są przecież pilniejsze rzeczy niż czytanie książek. Mózg mówi "Czytaj!", Serce mówi "Czytaj!" - kimże jesteśmy, by z tym walczyć?

Więcej: http://corkabibliotekarki.blogspot.com/2017/02/noc-kupay-katarzyny-bereniki-miszczuk.html

Się zaklepało w bibliotece, wypożyczyło, przeczytało, oddało. Kiedy odbierałam książkę w poniedziałek, zupełnie nie spodziewałam się, że w piątek już oddam ją z powrotem. Co więcej, w czasie czytania przejdę od smutku do radości, kiedy zauważyłam na książce informację o powstającej trzeciej części "Kwiatu paproci". Nie spodziewałam się po sobie takiego zaangażowania w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tajemnica biblioteki Martin Widmark, Helena Willis
Ocena 7,6
Tajemnica bibl... Martin Widmark, Hel...

Na półkach: ,

To pierwsza książka z serii "Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai", którą przeczytałam. Jako bibliotekarka musiałam sprawdzić co też w tej bibliotece piszczy. I mam dość mieszane uczucia. Nawet bardzo mieszane. Jakbym była źle przygotowanym martini dla Jamesa Bonda.

Intryga bardzo mi się spodobała, sposób działania młodych detektywów również. Autor w nienachalny sposób przedstawił, jak zróżnicowane jest szwedzkie społeczeństwo. Trudno było zgadnąć, kto był złodziejem, bo każda osoba była bardzo prawdopodobna (posądzałam nawet bibliotekarkę). Tutaj olbrzymi plus dla autora za zagadkę - dla młodych czytelników świetne ćwiczenie umysłu. Ale grande finale - koszmar.

Już pal licho, że bibliotekarka została przedstawiona w sposób stereotypowy - okulary, spódnica, pulowerek i bezkształtna masa na głowie. Prawie przestało mnie denerwować takie stereotypowe przedstawianie bibliotekarek, chociaż staram się je tępić i walczę z nim zaciekle w moim otoczeniu. Ale autorowi jakiś pastor musiał kiedyś zrobić straszną krzywdę, że przedstawia duchownych w swoich książkach w taki sposób. Kilka z tej serii już przeczytałam i w każdej książce, w której pojawia się postać pastora, jest on przedstawiany jak człowiek niespełna rozumu.

Więcej: http://corkabibliotekarki.blogspot.com/2017/03/tajemnica-biblioteki-czyli-lasse-i-maja.html

To pierwsza książka z serii "Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai", którą przeczytałam. Jako bibliotekarka musiałam sprawdzić co też w tej bibliotece piszczy. I mam dość mieszane uczucia. Nawet bardzo mieszane. Jakbym była źle przygotowanym martini dla Jamesa Bonda.

Intryga bardzo mi się spodobała, sposób działania młodych detektywów również. Autor w nienachalny sposób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Koleżanka, od której pożyczyłam książkę ostrzegała, że trzecia części "Kwiatu Paproci" to brazylijska telenowela w słowiańskim wydaniu. I rzeczywiście, w "Żercy" jest wszystko, czego nie powstydziłyby się wszystkie te brazylijsko-hiszpańsko-wenezuelskie seriale, w których martwi przestają być martwi, żywi przestają być żywi (ale potem jednak żyją), a iskry miłości i namiętności śmigają w powietrzu jak szalone.

Czego w tym tomie nie ma! Wszystko jest (wybredniejsi powiedzieliby, że za mało wybuchów, pościgów i brak płonącego helikoptera)! Wprawdzie po pierwszych stu stronach wiedziałam kto zabija, ale nie zepsuło mi to przyjemności z dalszego czytania książki. Bo to nie morderstwa są w tej książce najważniejsze. Mamy tutaj mieszaninę uczuć i przeznaczenia, wszystko podszyte świetnym humorem. Wprawdzie te wenezuelsko-brazylijskie zwroty akcji powodują, że czytelnik nagle mocno zastanawia się, co go jeszcze czeka i kiedy pojawi się cioteczna babka ze strony wuja z testamentem, w którym bohaterce zapisano pół majątku i hacjendę na południowym zboczu Kielc (spoiler - nie pojawia się).

Książkę oceniam bardzo pozytywnie. Wciąga, rozśmiesza, czasami zastanawia. Powtórzę się: jeżeli mnie wciągnęła to wciągnie też innych wybrednych, którzy raczej po taką literaturę nie sięgają. Bo gdyby to miał być zwykły romans, komedia romantyczna to pewnie nawet bym na to nie spojrzała. Ale słowiańskość robi swoje, książka owija czytelnika pradawną magią, wierzeniami, a iskry miłości, które przeskakują między bohaterami, stają się po prostu częścią mitologii słowiańskiej.

Więcej: http://corkabibliotekarki.blogspot.com/2017/05/jose-mieszko-antonio-pierwszy-wadco.html

Koleżanka, od której pożyczyłam książkę ostrzegała, że trzecia części "Kwiatu Paproci" to brazylijska telenowela w słowiańskim wydaniu. I rzeczywiście, w "Żercy" jest wszystko, czego nie powstydziłyby się wszystkie te brazylijsko-hiszpańsko-wenezuelskie seriale, w których martwi przestają być martwi, żywi przestają być żywi (ale potem jednak żyją), a iskry miłości i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytałam ją w ciągu jednego wieczoru, ale miałam momenty, że po prostu musiałam "Piąte dziecko" odłożyć i zająć się czymś innym, żeby na chwilę oderwać umysł od wydarzeń w książce, które były praktycznie kalką z tego, co słyszałam na wykładach. I mając w głowie te wszystkie historie, które słyszałam od wykładowców na studiach, bardzo przeżyłam czytanie tej książki. Autorka wręcz brutalnie prawdziwie namalowała słowem wstrząsający zapis walki rodziny o normalność z tytułowym "piątym dzieckiem" - niepełnosprawnym umysłowo chłopcem. Mając z tyłu głowy wiadomości ze studiów, mogłam czytać niesamowicie prawdziwe etapy, przez które przechodzi rodzina. Książka w sposób bardzo mocny pokazuje, jak może wyglądać życie rodziny z dzieckiem niepełnosprawnym intelektualnie. Rodziny, która mimo wszelkich trudności będzie chciała wychować swoje dziecko.

Książka warta przeczytania przez wszystkich. Mocna, dająca do myślenia. Pokazuje pesymistyczny obraz dziecka niepełnosprawnego intelektualnie od momentu urodzenia do dorosłości. Dla ludzi po oligofrenopedagogice obowiązkowa.

Więcej: http://corkabibliotekarki.blogspot.com/2017/06/piate-dziecko-doris-lessing-czyli.html

Przeczytałam ją w ciągu jednego wieczoru, ale miałam momenty, że po prostu musiałam "Piąte dziecko" odłożyć i zająć się czymś innym, żeby na chwilę oderwać umysł od wydarzeń w książce, które były praktycznie kalką z tego, co słyszałam na wykładach. I mając w głowie te wszystkie historie, które słyszałam od wykładowców na studiach, bardzo przeżyłam czytanie tej książki....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka to zapiski Henry'ego Hartmanna - amerykańskiego chirurga, dziadka Jürgena Thorwalda. Dzięki swojemu ojcu, który chciał, żeby jego syn był wykształconym lekarzem, Henry ukończył medycynę, praktykował a później zajął się podróżowaniem po świecie i dokumentowaniem największych odkryć i postępów jemu współczesnej medycyny.

Szczegółowe opisy odkryć i jak do nich dochodziło spowodowały, że dotarło do mnie jak wielu ludzi musiało umrzeć w męczarniach, jak wiele lekarze z poprzednich wieków ćwiczyli i pracowali, żeby dokonywać odkryć, żeby udoskonalać swój warsztat pracy, żeby ciągle iść do przodu. Oczywiście, było też wielu, bardzo wielu lekarzy, którzy uważali, że pewnych operacji nie należy przeprowadzać, a bardzo chorych ludzi oddać należy w opiekę Bogu. Całe szczęście, że znalazło się parę osób, które postanowiło w tamtym czasie "zabawić się w Boga". Paru ludzi z otwartymi umysłami, lata praktyki, narażanie się na wyśmiewanie na konferencjach i w czasopismach lekarskich. I nagle ich metody zaczęli przejmować i udoskonalać inni, równie postępowi lekarze, którzy też nie mogli już patrzeć na wszechobecną śmierć i zgony pooperacyjne.

Książkę czyta się dosyć mozolnie, jest naszpikowana szczegółami, datami. Nie da się zboczyć myślami na inne tory - chwila nieuwagi i już nie wiemy, gdzie skończyliśmy czytać. Widać, że dziadek Thorwalda wykonał tytaniczną pracę w odszukiwaniu faktów historycznych dotyczących postępowych operacji w "złotym wieku chirurgii". Lektura mocna, wstrząsająca, czasami wyciskająca łzy z oczu (popłakałam się jak bóbr przy jednym z rodziałów).

Bardzo polecam, bo warto uświadomić sobie, że to, co dzisiaj jest dla nas czymś niesamowicie oczywistym i powszednim, kiedyś było niesamowitym, przełomowym odkryciem.

Więcej na: http://corkabibliotekarki.blogspot.com/2017/08/in-postep-we-trust-czyli-stulecie.html

Książka to zapiski Henry'ego Hartmanna - amerykańskiego chirurga, dziadka Jürgena Thorwalda. Dzięki swojemu ojcu, który chciał, żeby jego syn był wykształconym lekarzem, Henry ukończył medycynę, praktykował a później zajął się podróżowaniem po świecie i dokumentowaniem największych odkryć i postępów jemu współczesnej medycyny.

Szczegółowe opisy odkryć i jak do nich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytając "Był sobie pies" płakałam jak bóbr. Nie, nawet nie. RYCZAŁAM! Do tego stopnia się zapętliłam we łzach, że kiedy skończyły mi się chusteczki to wycierałam nos w poszewkę, żeby tylko nie przerwać czytania. Tak bardzo zalewałam się łzami, że w którymś momencie w mojej głowie pojawiła się myśl, że na pewno się odwodniłam.

Książka napisana z perspektywy psa. Na początku wydawała mi się za bardzo dziecięca, napisana zbyt naiwnym językiem. A po kolejnych rozdziałach wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jak może myśleć pies, ale gdybym się zastanawiała to zdecydowanie tak, jak napisana jest ta powieść. Prosto, a jednocześnie na swój sposób pokrętnie. Z oddaniem i miłością, a jednocześnie z niepewnością w związku z zachowaniem ludzi. Strachem, a jednak odrobiną ufności. Trudno jest mi stwierdzić, jak bardzo narracja odwzorowuje potencjalne zachowanie psa (jestem zadeklarowaną kociarą), ale z moich nielicznych obserwacji psów stwierdzam, że chyba oto właśnie chodziło.

Jednych książka jedynie delikatnie wzruszy, drudzy - tak jak ja - będę wylewali hektolitry łez. Jeszcze inni, dla których zwierzęta wyglądają jedynie dobrze na talerzu, nie wzruszą się w ogóle.

Więcej na: http://corkabibliotekarki.blogspot.com/2018/08/kiedy-widze-zwierzatko-chce-je.html

Czytając "Był sobie pies" płakałam jak bóbr. Nie, nawet nie. RYCZAŁAM! Do tego stopnia się zapętliłam we łzach, że kiedy skończyły mi się chusteczki to wycierałam nos w poszewkę, żeby tylko nie przerwać czytania. Tak bardzo zalewałam się łzami, że w którymś momencie w mojej głowie pojawiła się myśl, że na pewno się odwodniłam.

Książka napisana z perspektywy psa. Na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Takie książki historyczne (właściwie historyczno-biograficzna) jak Damy złotego wieku pokazują, że polska historia jest świetnym materiałem na serial formatu "Dynastii Tudorów" czy "Rodziny Borgiów". Książkę czyta się szybko, jest niesamowicie wciągająca. Nie ma w niej miliona dat, nie ma rozwodzenia się nad każda najmniejsza bitwą. Pokazane są tylko najważniejsze wydarzenia związane z opisywaną postacią, które pozwalają czytelnikowi zweryfikować też własną wiedzę historyczną m.in. na temat Hołdu Pruskiego w 1525 roku. Autor obala popularne jak i mniej znane mity dotyczące panującej dynastii jak i różnych wydarzeń.

Bona Sforza. Barbara Radziwiłłówna. Anna Jagiellonka. Trzy kobiety. Trzy życiorysy. W trudnych czasach każda z nich musiała poradzić sobie z tym, co przyniósł jej los. Można powiedzieć, że Bona Sforza złapała cytrynę życia i zrobiła z niej świetną lemoniadę. Miałam dziwne przeświadczenie, że życie polskich rodzin królewskich było dość nudnawe. W sensie, jakoś specjalnie jakiś sensacyjnych szczegółów na lekcjach historii się nie dowiadywałam. A kobiety w rodach panujących były tym bardziej nudne, bo przecież co taka kobieta w tamtych czasach mogła zdziałać, przecież nadawała się tylko do grania na lutni i rodzenia dzieci. Aż tu nagle: bam! To co tam się wyprawiało to materiał na kilka sezonów świetnego serialu. HBO, please, do it!

Kupujcie, wypożyczajcie, czytajcie, bo to świetna książka, które nie zanudzi, a pozwoli poznać trochę faktów historycznych i życiorysy kobiet, który zadziwiają.

Więcej na: http://corkabibliotekarki.blogspot.com/2016/11/trucie-zoto-koronacja-smierc-w.html

Takie książki historyczne (właściwie historyczno-biograficzna) jak Damy złotego wieku pokazują, że polska historia jest świetnym materiałem na serial formatu "Dynastii Tudorów" czy "Rodziny Borgiów". Książkę czyta się szybko, jest niesamowicie wciągająca. Nie ma w niej miliona dat, nie ma rozwodzenia się nad każda najmniejsza bitwą. Pokazane są tylko najważniejsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wiem, wiem, nie jestem targetem dla takich powieści. Ale tak samo nie dla mnie powinni być "Zwiadowcy", a bardzo mi się podobali. (Po namyśle to zestawienie książki erotycznej z książka dla młodzieży jest chyba nie na miejscu :P).

Książka zaczyna się, o dziwo, dobrze. Na początku trzyma w napięciu, wciąga czytelnika. A potem jest już tylko gorzej. "Mistrz" to powieść, która stara się być lepsza od zwykłego romansu, ale nie umie. W sumie gdyby usunąć wszystkie sceny i nawiązania erotyczne to można by to jeszcze jakoś przełknąć (haha). Ale gdyby usunąć wszystkie sceny erotyczne to mało co by zostało i nikt by tego nie przeczytał.

Gdybym miała ocenić tę książkę tylko patrząc na przynależność do gatunku to powiedziałabym: well done, wszystko jest, można czytać między przewijaniem dziecka a tłuczeniem ziemniaków. Natomiast jest to książka erotyczna miałka, źle napisana, praktycznie kalka Greja. Patrząc z punktu widzenia językoznawczego po prostu zła.

Więcej na: http://corkabibliotekarki.blogspot.com/2016/11/mistrz-katarzyny-michalak-czyli-powiesc.html

Wiem, wiem, nie jestem targetem dla takich powieści. Ale tak samo nie dla mnie powinni być "Zwiadowcy", a bardzo mi się podobali. (Po namyśle to zestawienie książki erotycznej z książka dla młodzieży jest chyba nie na miejscu :P).

Książka zaczyna się, o dziwo, dobrze. Na początku trzyma w napięciu, wciąga czytelnika. A potem jest już tylko gorzej. "Mistrz" to powieść,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dziewczyna z pociągu". Wszyscy o tym gadają, wszyscy czytają, ekranizacja, objawienie roku, thriller trzymający w napięciu. Wow wow. To postanowiłam sprawdzić co w trawie piszczy.

Kolejne fragmenty układanki powoli trafiają na swoje miejsce, bez większych sensacji. Napisać książkę, która trzyma w napięciu i tak zniszczyć zakończenie - to powinno być karalne. "Puf!" i po wszystkim.

Więcej na: http://corkabibliotekarki.blogspot.com/2016/10/paula-hawkins-dziewczyna-z-pociagu.html

"Dziewczyna z pociągu". Wszyscy o tym gadają, wszyscy czytają, ekranizacja, objawienie roku, thriller trzymający w napięciu. Wow wow. To postanowiłam sprawdzić co w trawie piszczy.

Kolejne fragmenty układanki powoli trafiają na swoje miejsce, bez większych sensacji. Napisać książkę, która trzyma w napięciu i tak zniszczyć zakończenie - to powinno być karalne. "Puf!" i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po „Pieśniarzu Wiatru” nie od razu zabrałam się za drugi tom trylogii. Nie czułam potrzeby. Zakończenie pierwszego tomu nie zachęciło mnie do natychmiastowego kontynuowania lektury. Treść następnej części wydawała się oczywista – można było podejrzewać, że w kolejnym tomie poznamy historię życia Manthan w nowym Aramanth. A tutaj, ha ha, autor zrobił psikusa (taki dowcipniś).

Mija 5 lat od wydarzeń w "Pieśniarzu Wiatru". Lud Manth wiedzie spokojne życie. Nie wiedzą, że za chwil kilka zostanie ono zniszczone i zrównane z ziemią. Do miasta zbliża się armia Hegemonii, której zadaniem jest grabienie, łupienie i pozyskiwanie niewolników. Tak też dzieje się z Aramanth. Miasto zostaje zniszczone, a Mathanie - jako niewolnicy - zabrani w długa podróż do Hegemonii. Kestrel, której udaje się uniknąć pojmania, zabiera srebrny głos Pieśniarza Wiatru i podąża przez pustynię za swoim ludem. Dziewczyna dodatkowo cierpi z powodu rozłąki ze swoim bratem-bliżniakiem – zawsze byli blisko siebie, a ich rozstanie przysparza dziewczynie niemal fizycznych cierpień. Kestrel zdaje sobie sprawę, że to na jej barkach spoczywa los Manthan i musi wymyślić sposób, żeby ich uwolnić. Nadchodzi czas na podejmowanie ważnych decyzji, czas na walkę ze swoimi dręczycielami.

Autor wprowadził w drugiej części o wiele więcej brutalności niż było w pierwszym tomie trylogii. Wyraziste opisy przemocy i terroru, pozwalają sobie świetnie wyobrazić to, co przeżywa lud Manth. Muszę powiedzieć, że po drugim tomie byłam przerażona. Zarowie z pierwszego tomu to ledwo szkolna drużyna koszykówki w porównaniu z tym, co autor serwuje czytelnikom w drugim tomie (chociaż nieskończoność Zarów przeraża bardzo). Akcja w drugim tomie jest napięta jak cięciwa łuku i tylko czekać, aż nie wytrzyma i puści. Pierwszy tom to jest wyprawa na poziomki do parku, drugi tom to sprawdzian dla twardzieli. Przy czytaniu książki cały czas, gdzieś z tyłu głowy, miałam porównanie zdarzeń przedstawionych w niej do tego, co działo się w Auschwitz. To trochę porównanie na wyrost, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Nicholson w swoich opisach ociera się trochę o okrucieństwo nazistów w stosunku do więźniów obozu. Zakończenia rozdziałów są otwarte co powoduje, że zdanie „przeczytam jeszcze jeden rozdział i pójdę spać” w ogóle nie ma racji bytu. Mój przykład: po kolejnym rozdziale odłożyłam książkę i zgasiłam światło, ale po mniej niż pięciu minutach zapaliłam lampkę ponownie i wzięłam książkę, bo nie mogłam przestac myśleć o tym, co będzie.

W tym tomie znowu autor zawiera uniwersalną prawdę i zadaje pytania. Co lepsze: trudna wolność czy dobra niewola? Czy należy pogodzić się ze swoim losem, czy może jednak szukać wyjścia z trudnej sytuacji? Czy należy odzyskać wolność nawet za cenę życia innych ludzi? Lud Manth zadaje sobie trudne pytania, czytelnik również stara się na nie odpowiedzieć.

Więcej na: http://corkabibliotekarki.blogspot.com/2016/09/trylogia-ognisty-wiatr-williama.html

Po „Pieśniarzu Wiatru” nie od razu zabrałam się za drugi tom trylogii. Nie czułam potrzeby. Zakończenie pierwszego tomu nie zachęciło mnie do natychmiastowego kontynuowania lektury. Treść następnej części wydawała się oczywista – można było podejrzewać, że w kolejnym tomie poznamy historię życia Manthan w nowym Aramanth. A tutaj, ha ha, autor zrobił psikusa (taki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Przysięgam starać się bardziej,
sięgać wyżej i pracować ze wszystkich sił,
by jutro być lepszym niż dziś.
Z miłości do naszego Imperatora i dla chwały Aramanth!”

Poznajmy miasto Aramanth. Wszystko w nim jest idealnie poukładane. Również ludzie i ich życie. Każdy człowiek podporządkowany jest punktacji. Punkty przyznaje się od najmłodszych lat. Za wszystko. Punkty zebranego przez każdego członka rodziny wpływają na ogólną rodzinną punktację. Im punktacja jest wyższa, tym lepiej żyje się rodzinie – począwszy od mieszkania, a skończywszy na produktach w sklepie. Ponieważ miasto składa się z kręgów. Im wyższa punktacja, tym zamieszkuje się bardziej luksusową dzielnicę. Ale rodzinie Hathów, którą poznajemy, jakoś specjalnie na tej punktacji nie zależy. Hanno Hath, ojciec, jest bibliotekarzem. Mama, Ira Hath, zajmuje się wychowaniem dwuletniej córeczki Pinto, zwanej PinPin. Hanno i Ira mają jeszcze dwójkę dzieci – 10-letnie bliźniaki Kestrel i Bowman, którzy mają zdolność rozmawiania ze sobą za pomocą myśli. Wśród tego uporządkowanego świata rodzina odstaje – Hanno od trzech lat nie awansował i nie specjalnie się tym przejmuje, jego żona jest najszczęśliwsza, kiedy cała rodzina jest razem, podobnie dzieci. Kestrel nie cierpi tego miasta, kocha za to Pieśniarza Wiatru – dziwną konstrukcję ustawioną w Białej Dzielnicy. Podobno kiedyś śpiewał, ale jego głos został odebrany, by ocalić miasto. Według legendy przyjdzie czas, że zaśpiewa znowu. Tylko kiedy? Po tym jak wszystko idzie źle, a punktacja rodziny spada na łeb na szyję – Kestrel dostaje zadanie od samego Imperatora by odnaleźć głos Pieśniarza Wiatru. Kestrel, razem z bratem Bowmanem i kolegą z klasy, Mumpo, wyruszają w niebezpieczną podróż. W podróż, która musi zakończyć się sukcesem, by miasto się odmieniło, a ludzie zaczęli żyć normalnie.

Książka trzyma w napięciu i bardzo dobrze się ją czyta. Naszpikowana jest dość nagłymi zmianami akcji. Wstrzymałam oddech kiedy pojawili się Zarowie, najbardziej przerażający wojownicy na świecie. Kiedy czytelnikowi wydaje się, że teraz już nic nie może stanąć podróżnikom na drodze, autor książki wylewa nam na głowę kubeł zimnej wody.

Książka ma dość jasne przesłanie: czy to jest tak ważne, żeby każdego kolejnego dnia być lepszym, niż było się wczoraj? Czy ilość punktów, jaką zdobywamy, na prawdę świadczy o poziomie naszej wiedzy? Dużą rolę w książce odgrywa też strach i walka z nim. Kestrel boi się Starych Dzieci, ale wie, że musi z nimi walczyć. Hanno boi się o swoją żonę i dzieci, ale wie, że jeżeli na miasto nie spadnie nagła odmiana to życie jego rodziny przemieni się w piekło. Ale strach trzeba pokonać, bo inaczej nigdy nie pójdzie się do przodu.

Więcej na: http://corkabibliotekarki.blogspot.com/2016/09/trylogia-ognisty-wiatr-williama.html

„Przysięgam starać się bardziej,
sięgać wyżej i pracować ze wszystkich sił,
by jutro być lepszym niż dziś.
Z miłości do naszego Imperatora i dla chwały Aramanth!”

Poznajmy miasto Aramanth. Wszystko w nim jest idealnie poukładane. Również ludzie i ich życie. Każdy człowiek podporządkowany jest punktacji. Punkty przyznaje się od najmłodszych lat. Za wszystko. Punkty...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka niezwykła. Wybuchałam śmiechem, żeby zaraz zastanowić się, czy aby na pewno to co przed chwilą przeczytałam jest śmieszne. Autor ma niesamowitą zdolność opisywania trudnych zdarzeń w lekki sposób, przemyca ogrom cierpienia pod płaszczem zabawnych, humorystycznych opowiastek. Czytelnik może na chwilę wejść do świata jego odczuć i myśli.
Książka daje do myślenia. Jest piękna, smutna, zabawna, tragiczna, radosna - wszystko na raz. Warto ją przeczytać, żeby w trochę inny sposób spojrzeć na osoby dotknięte autyzmem i na ich opiekunów.

Książka niezwykła. Wybuchałam śmiechem, żeby zaraz zastanowić się, czy aby na pewno to co przed chwilą przeczytałam jest śmieszne. Autor ma niesamowitą zdolność opisywania trudnych zdarzeń w lekki sposób, przemyca ogrom cierpienia pod płaszczem zabawnych, humorystycznych opowiastek. Czytelnik może na chwilę wejść do świata jego odczuć i myśli.
Książka daje do myślenia....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ukochana książka z mojego dzieciństwa. Na początku czytała mi ją mama, dzięki czemu bardzo długo byłam potem nazywana Zwierzątkiem mojej Mamy. Kiedy już na tyle podrosłam, że mogłam przeczytać ją sama, zachwyciła mnie ponownie. A kiedy czytałam ją ponownie rok temu, przy okazji pisania pracy licencjackiej, zachwyciłam się jej dwuznacznością: jedni ludzie to urodzone Bromby, inni to Glusie, a jeszcze inni mają w sobie dużo z Kajetana Chrumpsa. To książka, która nigdy nie zanudza, obojętnie ile lat ma czytelnik.
Przy okazji tej książki przytoczę zdarzenie. Seminarium licencjackie. Wybieramy tematy prac. Mój wybór padł na "Serwis internetowy bromba.pl". Pani profesor zadaje mi pytanie: czy pani wie co to jest Bromba? Bez zająknięcia odpowiadam, skąd znam Brombę, że to jedna z moich ulubionych książek i kto ją napisał. Rozglądam się po twarzach moich koleżanek z seminarium - patrzą na mnie jak na kosmitę. Pani profesor zadaje pytanie: czy ktoś z państwa słyszał o Brombie? Cisza. To była jedna z takich sytuacji, kiedy zdałam sobie sprawę, że będąc córką bibliotekarki, może i czytam więcej, ale też czytam rzeczy różne, często pomijane i zapominane.

Ukochana książka z mojego dzieciństwa. Na początku czytała mi ją mama, dzięki czemu bardzo długo byłam potem nazywana Zwierzątkiem mojej Mamy. Kiedy już na tyle podrosłam, że mogłam przeczytać ją sama, zachwyciła mnie ponownie. A kiedy czytałam ją ponownie rok temu, przy okazji pisania pracy licencjackiej, zachwyciłam się jej dwuznacznością: jedni ludzie to urodzone Bromby,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Przeczytaj i powiesz mi co myślisz" usłyszałam od mamy, która jest nauczycielem-bibliotekarzem i często daje mi różne książki do przeczytania, żebym ustaliła dla dzieci w jakim wieku książka jest przeznaczona. Dobrze, spróbuję, chociaż to pewnie książka dla dzieci i mnie zanudzi. Nic podobnego! Czułam się tak, jak za dawnych lat, kiedy w podstawówce w świetle latarki pod kołdrą do późna czytałam książki (chociaż mama kazała iść spać!). "Ruiny Gorlanu" po prostu pochłonęłam. Położyłam się do łóżka i powiedziałam: "Tylko jeden rozdział". Oderwałam się od książki dziesięć rozdziałów później i z trudem przekonałam samą siebie, że czas iść spać, jest prawie 3:00, a muszę wcześnie wstać. Po powrocie do domu, między robieniem obiadu a włączeniem pralki, dokończyłam książkę. Oddałam ją mamie ze słowami: "Musisz kupić następną! I chcę ją przeczytać pierwsza!".
"Ruiny Gorlanu" mają w sobie to COŚ, co wciąga. Na początku wszystko wydawało mi się zbyt oczywiste. Ale później rozwój wypadków zaskakuje tak bardzo, że czytelnik może przypuszczać, co będzie dalej, ale nie jest w stanie powiedzieć, że na pewno tak będzie.
Polecam "Ruiny Gorlanu" dużym i małym fanom fantastyki. Na okładce widnieje cytat, w którym "Zwiadowcy" są porównani do "Władcy Pierścieni". Jak na razie nic wspólnego z "Władcą..." nie znalazłam, za to książka stylem i miejscem akcji przypomina mi trochę "Opowieści z Narnii", co jest plusem, bo "Opowieści..." uwielbiam.
Nigdy nie jest za późno na dziecięce marzenia. A ja chcę zostać zwiadowcą, a co!

"Przeczytaj i powiesz mi co myślisz" usłyszałam od mamy, która jest nauczycielem-bibliotekarzem i często daje mi różne książki do przeczytania, żebym ustaliła dla dzieci w jakim wieku książka jest przeznaczona. Dobrze, spróbuję, chociaż to pewnie książka dla dzieci i mnie zanudzi. Nic podobnego! Czułam się tak, jak za dawnych lat, kiedy w podstawówce w świetle latarki pod...

więcej Pokaż mimo to