Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Gdy dwa lata temu czytelników zelektryzowała wiadomość o nowym tłumaczeniu kultowej już „Ani z Zielonego Wzgórza”, to zadziało się bardzo dużo. Mnóstwo różnorakich opinii, od zachwytu, po poddanie w wątpliwość sens kolejnego przykładu — tym razem, wiernego oryginalnemu nazewnictwu. I tak w nasze ręce trafiła „Anne z Zielonych Szczytów”, którą naprawdę pokochałam. Od dłuższego czasu marzyłam o skompletowaniu całej serii, nigdy nie nadarzała się odpowiednia ku temu okazja. Najwidoczniej musiałam poczekać na Annę Bańkowską i jej tłumaczenia, przepięknie wydane.

To już tom szósty, wypełniony przygodami nie tylko rudowłosej bohaterki, ale też jej bliskich. Anne wraz z ukochanym mężem, Gilbertem, oraz piątką ich dzieci (do których wkrótce dołącza Rilla) wprowadza się do nowego domu, poetycko nazwanego Złotymi Iskrami (z poprzednich przekładów znanego jako Złoty Brzeg). Przed rodziną nagłe perypetie, choćby wizyta niesympatycznej ciotki Gilberta, i, co gorsza, małżeński kryzys Blythe’ów. A dobrze wiem, że sporo czytelników, na przestrzeni lat, było rozczarowanych tą fabułą. Czy słusznie?

Rozumiem, skąd pewna niechęć do takiego poprowadzenia akcji. Anne, choć nadal marzycielska, spotyka na swojej drodze bolączki dnia codziennego, dojrzewa, zmienia się na różnych płaszczyznach, co miłośnikom twórczości kanadyjskiej pisarki chyba trudno zaakceptować. Osobiście uważam, iż Maud Montgomery z czasem nadała jej bardziej ludzkiego rysu. Oczywiście, równocześnie Wyspa Świętego Edwarda jest odcięta od naszego pojmowania współczesności, z dobrocią drzemiącą w każdym człowieku, poczuciem, że wszelkie problemy można ostatecznie rozwiązać. Jednak nie wiem, czy ja w ogóle chcę wychodzić z krainy pełnej ciepła oraz zrozumienia.

Z tego miejsca chciałabym też pogratulować Annie Bańkowskiej, która nie przeraziła się wszystkich negatywnych komentarzy, sugerujących, iż „ruszyła świętość”. Tłumaczenia są naprawdę świetne, mimo mojego sentymentu do tych zakorzenionych w naszej literackiej kulturze. Seria zasłużyła na odświeżenie, nie tylko w sensie graficznym. Gorąco zachęcam, aby dać szansę nowym wydaniom, zakochać się w Ani jeszcze raz. Może po wielu latach? Tym razem, pod jej prawdziwym imieniem. Byle nie „Andzia”, byle nie zapomnieć o jednej literce na końcu! A ja? Naturalnie, czekam na następny tom. Feeria barw cudownie prezentuje się na półce!

www.majuskula.wordpress.com

────────

Gdy dwa lata temu czytelników zelektryzowała wiadomość o nowym tłumaczeniu kultowej już „Ani z Zielonego Wzgórza”, to zadziało się bardzo dużo. Mnóstwo różnorakich opinii, od zachwytu, po poddanie w wątpliwość sens kolejnego przykładu — tym razem, wiernego oryginalnemu nazewnictwu. I tak w nasze ręce trafiła „Anne z Zielonych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Pamiętniki są niezwykle ważnym nośnikiem przeżyć. Zwłaszcza te pisane w czasie wojen, gdy trudno być pewnym kolejnego dnia, mają w sobie nadzwyczajny ładunek emocjonalny. Kiedy analizujemy Niderlandy w kontekście Holocaustu, to na myśl przychodzi nam przede wszystkim postać Anny Frank, jej ponadczasowych słów, uniwersalnych bez względu na wiarę lub pochodzenie. Ale, oprócz Anny, mnóstwo innych ludzi także przelewało uczucia na papier, szukając jakiegokolwiek ujścia w próbie pojmowania niezrozumiałych wydarzeń.

Nad tematem holenderskich dzienników pochyliła się Nina Siegal, dziennikarka od wczesnego dzieciństwa mająca bezpośredni kontakt z kwestią obozów, eksterminacji. Jej rodzina przeszła przez to piekło, a Nina, już będąc dorosłą kobietą, postanowiła stworzyć książkę będącą formą autoterapii. „Pamiętnikarze” są lekturą dość wymagającą, zmuszającą do zadawania sobie trudnych pytań. Jak my postąpilibyśmy na miejscu przytoczonych w publikacji osób? Siegal przedstawia wpisy z notatników należących do dziewięciu twórców, nie każda z nich była Żydem. Czytamy o ludziach, których normalne życie zostało brutalnie przerwane przez bezsensowną nienawiść.

Autorka nie narzuca żadnego spojrzenia, wnioski przychodzą same, choć chwilami ciężko oceniać zachowanie ludności cywilnej niechętnej do pomocy. Równocześnie wiemy, iż żyli też Holendrzy o wielkich sercach, ryzykujący istnienie swoje oraz swoich rodzin. Głębokie ukłony dla Niny Siegal za ogrom pracy, jaki włożyła w napisanie tej książki, bo domyślam się, ile godzin musiała spędzić w archiwach, trzymając w dłoniach relikty szalenie bolesnej przeszłości. Jednocześnie cieszy mnie fakt, że tak dobrze skonstruowane pozycje są wydawane w Polsce, jako odtrutka na te wszystkie powieści romantyzujące wojenną rzeczywistość. Nie będę przytaczać konkretnych tytułów i autorów. Tutaj ze stron bije prawda, realna tragedia.

Książkę polecam dosłownie każdemu, nie trzeba interesować się historią, aby sięgnąć po „Pamiętnikarzy”, tym bardziej, iż całość napisano przystępnym językiem. Budzi się refleksja — minęło tyle dekad, a nadal słychać mroczny szept, dobiegający z przeszłości. Czyżby odległej? Jak możemy uniknąć powielania tych samych błędów? Wszyscy powinniśmy dogłębnie pomyśleć nad tym pytaniem, bez wysnuwania pochopnych wniosków. Dla nas, dla naszych dzieci, przyszłych pokoleń.

www.majuskula.wordpress.com

────────

Pamiętniki są niezwykle ważnym nośnikiem przeżyć. Zwłaszcza te pisane w czasie wojen, gdy trudno być pewnym kolejnego dnia, mają w sobie nadzwyczajny ładunek emocjonalny. Kiedy analizujemy Niderlandy w kontekście Holocaustu, to na myśl przychodzi nam przede wszystkim postać Anny Frank, jej ponadczasowych słów, uniwersalnych bez względu...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Priscilla. Elvis i ja Sandra Harmon, Priscilla Beaulieu Presley
Ocena 7,6
Priscilla. Elv... Sandra Harmon, Pris...

Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Gdy zostaniemy poproszeni o wymienienie przynajmniej jednej ikony popkultury, to sądzę, że mnóstwo osób przytoczy konkretne nazwisko, jaśniejące od wielu, wielu lat — Presley. Charakterystyczne ruchy, wpadające w ucho piosenki, a do tego bardzo oryginalny sceniczny wizerunek. Elvis nadal wydaje się kontrowersyjną postacią, choć od jego przedwczesnej śmierci minęło niemal pół wieku. Temat wraca niczym bumerang, media rozpisują o pikantnych plotkach z przeszłości, powstają kolejne filmy, książki, za każdym razem wzbudzające takie samo zaciekawienie. Aczkolwiek myślę, iż warto oddać głos samym zainteresowanym, a w tym przypadku, Priscilli Presley.

Wspomnienia byłej małżonki naszego bohatera ukazały się w połowie lat osiemdziesiątych, teraz możemy sięgnąć po polskie wznowienie, wydane z okazji premiery filmu zatytułowanego po prostu „Priscilla”. Kanwą historii jest właśnie ta autobiografia, od bardzo dawna chciałam ją przeczytać. Cóż, w końcu mi się udało! To niezwykle intymny pamiętnik, zapewniający nam, czytelnikom, dostęp do głębszego spojrzenia na relację burzliwą, opartą na wzajemnej fascynacji, lecz również na skrywanych problemach, które musiały znaleźć niezbyt przyjemne ujście.

Nie ma żadnej tajemnicy w fakcie, że Elvis poznał Priscillę, kiedy ta miała zaledwie czternaście lat. Dorosły mężczyzna, wychowywany niegdyś w tradycyjnej rodzinie, stwierdził, iż tak młodziutka dziewczyna okaże się świetną gliną, którą można ulepić. Otoczył ją troską, kształtując jej zachowanie, sposób ubierania, malowania, czesania, stopniowo zamykając w złotej klatce. Bezgranicznie zakochana Priscilla z radością temu uległa, ale każde dziecko finalnie dorasta, zauważając, że w jego życiu nie dzieje się dobrze. Tym bardziej, gdy ma już pod opieką własne potomstwo, czyli córkę, Lisę Marie.

Całość czyta się błyskawicznie, interesująca opowieść, w mrocznym tego słowa znaczeniu. Mimo upływu czasu, Priscilla wciąż wypowiada się o mężu z szacunkiem, lecz nie tworząc laurki, nazywając rzeczy po imieniu. Jednocześnie nie chce, aby postrzegano ją jako ofiarę — sporo miejsca poświęca ukazaniu swojej przemiany, w kobietę silną, choć nadal pełną sentymentów. Nawet dzisiaj krążą o niej różne opinie, zwłaszcza wśród zagorzałych fanów Elvisa, ale chyba możemy zgodzić się, że to właśnie ona odpowiednio zadbała o pozostawiony przez Presleya dorobek, nie tylko ten muzyczny. Teraz, po śmierci Lisy Marie, dalej musi walczyć, dla swoich wnuczek.

www.majuskula.wordpress.com

────────

Gdy zostaniemy poproszeni o wymienienie przynajmniej jednej ikony popkultury, to sądzę, że mnóstwo osób przytoczy konkretne nazwisko, jaśniejące od wielu, wielu lat — Presley. Charakterystyczne ruchy, wpadające w ucho piosenki, a do tego bardzo oryginalny sceniczny wizerunek. Elvis nadal wydaje się kontrowersyjną postacią, choć od jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Niektóre książki odkrywamy najpierw przez ekranizację. Tak było w moim przypadku, gdy będąc dzieckiem obejrzałam w telewizji słynną „Awanturę o Basię”. Nigdy nie zapomnę wrażenia wywołanego śmiercią matki małej bohaterki. Lata mijają, a ja dalej uważam, że są historie, autorzy, broniący się przed upływem czasu, choćby troszkę „trącili myszką”, jak Kornel Makuszyński. Informacje o wznowieniach jego powieści zawsze cieszą, zwłaszcza w sytuacji, kiedy są ładnie wydane, przyciągając wzrok młodszego pokolenia.

Basię Bzowską poznajemy jako pięciolatkę, tracącą w wyniku tragicznego wypadku ukochaną mamę. Tata natomiast nie zdołał wrócić z zagranicznej podróży, zupełnie przepada. Zbiegiem wielu dziwnych okoliczności osierocona dziewczynka trafia na mnóstwo życzliwych osób, a, ostatecznie, zamiast pod opiekę przyjaciółki swej rodzicielki, Basią zajmuje się pewien pisarz. Wszakże „Stanisława Olszańska” może być równie dobrze „Stanisławem Olszowskim”, prawda? To dopiero pierwsza część przygód, bo w drugiej dojrzewająca już Barbara postanawia odszukać zaginionego ojca. Cóż, mnóstwo niesamowitych zdarzeń!

Mam ogromną słabość do książek oryginalnie przeznaczonych dla dzieci lub młodzieży, głównie przedwojennych, pisanych polszczyzną, której już nie ma. A pióro Makuszyńskiego po prostu czaruje, subtelnym dowcipem, lekkością, mimo poruszania ciężkich tematów. Oczywiście, pewne sformułowania mogą dzisiaj wzbudzać kontrowersje, jednak wydawnictwo, na czele z posłowiem Joanny Olech, zadbało o rozsądne wytłumaczenie — autor zwyczajnie żył w kompletnie innych czasach, nie posiadając tej wiedzy, jaką mamy teraz. Przypisy też okazały się być bardzo przydatne, doceniam sposób rozwiązania sytuacji.

„Awantura o Basię” jest powieścią niezwykle wzruszającą, a przy tym wypełnioną zabawnymi dialogami. Barwni bohaterowie, sprawiający sympatyczne wrażenie, uniwersalna prawda o potrzebie miłości, bez względu na wiek. Lektura dostarczyła mi dużo przyjemności, choć, jak wiadomo, w dziejszej rzeczywistości znalezienie dziecku domu nie mogłoby odbyć się aż tak prosto. Na szczęście, Basia finalnie dotarła do spokojnej przystani, wbrew wszelkim perturbacjom. Dlatego, po raz kolejny zachęcam, abyście zrobili w swoim „literackim” życiu miejsce dla postaci wykreowanych przez Kornela Makuszyńskiego. Staną się dla Was wspaniałymi przyjaciółmi.

www.majuskula.wordpress.com

────────

Niektóre książki odkrywamy najpierw przez ekranizację. Tak było w moim przypadku, gdy będąc dzieckiem obejrzałam w telewizji słynną „Awanturę o Basię”. Nigdy nie zapomnę wrażenia wywołanego śmiercią matki małej bohaterki. Lata mijają, a ja dalej uważam, że są historie, autorzy, broniący się przed upływem czasu, choćby troszkę „trącili...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Myślę, że Jeremiego Przybory nikomu nie trzeba przedstawiać. Osoba, która na trwałe wpisała się w polską kulturę, stając synonimem elegancji oraz kindersztuby. Piosenki tworzone razem z Jerzym Wasowskim chyba na zawsze, nomen omen, wkomponowano w nasz muzyczny krajobraz. Cytujemy je już od kilku pokoleń — dowcipne powiedzonka, romantyczne wyznania, nie tracą na aktualności. Wychowywana wśród tej poetyki, od dawna interesuje się Przyborą, zwłaszcza w duecie z Agnieszką Osiecką, ale nadszedł czas, aby jeszcze lepiej poznać samego dżentelmena. Naprawdę uradowała mnie wieść o premierze biografii napisanej przed Marię Wilczek-Krupę, dziennikarkę prasową i radiową, mającą na koncie książki o Wojciechu Kilarze, Henryku Mikołaju Góreckim.

„Żuan Don” robi wrażenie od pierwszego spojrzenia. To dosłownie potężna lektura, niemal siedemset stron wypełnionych tekstem oraz fotografiami. Ładne wydanie, cieszy mnie, że zdecydowano się na wkładkę ze zdjęciami, to zawsze jeszcze mocniej przybliża opisywanego bohatera. Wracając do kwestii merytorycznych (w końcu szata graficzna jest głównie dodatkiem), nie mogę niczego zarzucić. Na uwagę zasługuje fakt, ze autorka nie stworzyła laurki, pokazała Przyborę takiego, jakim był, z wadami, trudnymi związkami. Uwielbiał kobiety, łamał serca, choć jego też potrafiło pęknąć. Fascynujące historie, aczkolwiek, oprócz prywaty, bardzo ciekawiły mnie sprawy zawodowe.

Wiem, iż obszerność publikacji może przerażać, ale w trakcie lektury w ogóle nie czułam nudy. Błyskawicznie przerzucałam kolejne strony. Maria Wilczek-Krupa wykonała tytaniczną robotę, docierając do mnóstwa ludzi związanych z Jeremim, dokumentów, poświęcając na pisanie pięć lat życia. Tym samym, zaproponowała nam, czytelnikom, niezwykle wnikliwą biografię, pełną szczegółów, jednocześnie unikając przysłowiowego „lania wody”. Portret nie tylko Przybory, a również trzech epok. Autorka naszkicowała sugestywny obraz przemian, z jakimi mierzyła się Polska na przestrzeni dziesięcioleci.

Reasumując, „Żuan Don” jest doskonałą propozycją dla miłośników twórczości jednej z najjaśniejszych gwiazd kultury. Oceniam bardzo wysoko, biografia, która skutecznie zajęła mi kilkanaście (jeszcze) zimowych wieczorów, przenosząc do nieistniejącego już świata. Świata często skomplikowanego, a równocześnie barwnego, bezkreśnie inspirującego.

www.majuskula.wordpress.com

────────

Myślę, że Jeremiego Przybory nikomu nie trzeba przedstawiać. Osoba, która na trwałe wpisała się w polską kulturę, stając synonimem elegancji oraz kindersztuby. Piosenki tworzone razem z Jerzym Wasowskim chyba na zawsze, nomen omen, wkomponowano w nasz muzyczny krajobraz. Cytujemy je już od kilku pokoleń — dowcipne powiedzonka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Zazwyczaj nie jestem wielką zwolenniczką zaczynania książek „od środka”, gdy mam sięgnąć po drugi tom, bez znajomości pierwszego. Jednak daleko mi do purystki, umiem nagiąć swoje zasady, zwłaszcza w sytuacji, kiedy tematyka danej powieści bardzo mnie ciekawi. I tak było w przypadku dylogii poświęconej niezwykle ważnej historycznie osobie, a chodzi o Napoleona. W ostatnim czasie, dzięki filmowi, nieco wzrosło zainteresowanie tą postacią, zauważyłam, że wielu chciałoby poznać go bliżej, unikając popkulturowego skojarzenia z niskim wzrostem, czarnym bikornem, miłością do Józefiny.

Powieść przybliża nam chwile napoleońskiego triumfu — wydaje się, iż mamy do czynienia z wszechwładną mocą, której nic nie może już zatrzymać. Niestety, seria złych decyzji prowadzi do monstrualnej klęski, do końca potęgi, końca niegdyś fascynującego życia. Ciężko odpowiednio udźwignąć tak skomplikowane losy, opisać je w sposób zajmujący, bez nadmiernego kolorowania, popadania w przesadę. Max Gallo był francuskim (pochodzenia włoskiego) pisarzem, historykiem i politykiem. Stworzył ponad sto książek, dedykowanych różnym epokom, aczkolwiek odnoszę wrażenie, iż autor zasługuje na większą popularność.

Gallo znakomicie przedstawił dzieje Napoleona. Razem badamy emocje, słabości i relacje, kształtujące wybory jego bohatera. To wieloaspektowy obraz człowieka napędzanego ambicjami, dręczonego niepewnością i zmagającego się ze złożonością przywództwa zarówno na froncie osobistym, jak i politycznym. Równocześnie, całość wypada bardzo przystępnie, dzięki czemu złożone wydarzenia historyczne są zrozumiałe nawet dla laika. Niektórym czytelnikom zabrakło jeszcze szerszego spojrzenia na kampanie wojskowe — ja natomiast uważam, iż dostatecznie ukazano strategiczny geniusz, pozwalający Napoleonowi podbić rozległe terytoria, to innowacyjne podejście militarne, jednak, jak wiemy, każdego może spotkać monstrualna porażka.

Choć pewne grono krytyków twierdzi, że ten portret skłania się ku hagiografii, sądzę coś przeciwnego. Autor nie bał zająć się kwestią kontrowersji i błędów naznaczających rządy Napoleona. Podsumowując, to mistrzowsko stworzona powieść, pełna pasji. Niezależnie od tego, czy jesteście entuzjastami historii, czy po prostu szukacie dobrej lektury, ta książka oferuje wciągającą podróż do życia człowieka, którego dziedzictwo wciąż kształtuje nasze rozumienie władzy i ambicji.

www.majuskula.wordpress.com

────────

Zazwyczaj nie jestem wielką zwolenniczką zaczynania książek „od środka”, gdy mam sięgnąć po drugi tom, bez znajomości pierwszego. Jednak daleko mi do purystki, umiem nagiąć swoje zasady, zwłaszcza w sytuacji, kiedy tematyka danej powieści bardzo mnie ciekawi. I tak było w przypadku dylogii poświęconej niezwykle ważnej historycznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Boże Narodzenie minęło, powinniśmy powoli wracać do regularnego życia, ale może warto jeszcze przedłużyć tę świąteczną atmosferę? A cóż nada się lepiej niż dobra książka? Dlatego chciałabym pokazać Wam historię naprawdę uroczą, wypełnioną po brzegi słodkością, romantyczną miłością, rodem z tak kultowych filmów, jak „Holiday”. Proszę wziąć w rękę kubek z gorącym kakao, otulić się kocem, a następnie oddać lekturze. Gwarantuję, że nie będziecie zawiedzeni.

Lindy Carmichael nie ma zbyt wielu powodów do radości. W pracy musi udowadniać wszystkim swoją wartość, na domiar złego, zakończył się jej związek, w bardzo nieelegancki sposób — ukochany zdradził ją z przyjaciółką. Zniechęcona Lindy świąteczny urlop postanawia spędzić w rodzinnym domu, gdzie mama podsuwa kobiecie stare listy do Świętego Mikołaja. Rodzicielka zachęca, aby córka znowu spróbowała podobny list napisać. Cóż można stracić, ile można zyskać? I tak na drodze naszej bohaterki ponownie staje Billy Kincade, kolega ze szkoły, którego niezbyt lubiła. Jednak magia Bożego Narodzenia potrafi zdziałać cuda, prawda?

Oczywiście, mamy do czynienia z historią dość przewidywalną, acz idealną, gdy nachodzi nas ochota na książki lekkie oraz przyjemne. Nie wynudziłam się w trakcie czytania, za to żywo zainteresowałam przygodami bohaterów. Łatwo ich polubić, zwłaszcza Lindy, której wiele zdarzeń dało w kość. Postać sprawiająca wrażenie, że mogłaby być fajną kumpelą, jeśli istniałaby w rzeczywistości. Dotknęło ją sporo przykrości ze strony najbliższych, ale umiała ostatecznie spojrzeć na swój los z pewnego dystansu, co wydało mi się całkiem inspirujące.

To moje pierwsze spotkanie z Debbie Macomber, a sądzę, iż nie ostatnie. Podobno jej własne doświadczenia są kanwą stworzonych przez nią powieści— dużo osób w nią nie wierzyło, a wydawnictwa hurtem odrzucały wszelkie pomysły na książki. Dzisiaj jest już poczytną autorką, lecz nie zapomniała o swoich trudnych początkach. Pozostaje mi życzyć kolejnych sukcesów, licząc na następne tytuły prezentowane na naszym rodzimym rynku. Czy Macomber przedstawia tak zwaną „literaturę wyższą”? Nie, aczkolwiek nie ma absolutnie nic złego w sytuacji, gdy lektura ma być po prostu rozrywką, niewymagającą większego skupienia. A w tym przypadku mogę obiecać Wam dobrą jakość, sympatycznie spędzony czas, jeszcze przy rozświetlonej choince. Cieszmy się tym okresem!

www.majuskula.wordpress.com

────────

Boże Narodzenie minęło, powinniśmy powoli wracać do regularnego życia, ale może warto jeszcze przedłużyć tę świąteczną atmosferę? A cóż nada się lepiej niż dobra książka? Dlatego chciałabym pokazać Wam historię naprawdę uroczą, wypełnioną po brzegi słodkością, romantyczną miłością, rodem z tak kultowych filmów, jak „Holiday”. Proszę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Uwielbiam książki, których styl charakteryzuje się bogactwem szczegółów, zanurzających czytelników w burzliwe czasy przewrotów politycznych i zmian społecznych. Właśnie takie zalety możemy znaleźć w fabularyzowanej biografii Józefiny, ukochanej Napoleona, napisanej przez Jacobine van den Hoek. Razem z nią przenosimy się w do lat dziewięćdziesiątych osiemnastego wieku. Poznajemy Marie-Josèphe Rose Tascher de la Pagerie, dla współczesnych znaną jako Józefina Bonaparte. To wtedy kobieta ucieka z niebezpiecznej Martyniki, ratując życie swoje oraz swojej córki. Trafia do stolicy Francji, gdzie uczy się jej syn. Niestety, Paryż ogarnął szał rewolucji. Rodzina próbuje żyć normalnie, mimo okoliczności. Tylko jak niepozorna Marie została ostatecznie cesarzową?

Autorka umiejętnie przeplata fakty oraz własne pomysły, tworząc narrację posiadającą podłoże i historyczne, i emocjonalne. Tytułowa róża staje się symbolem miłości i odporności w obliczu przeciwności losu, których naszej bohaterce nie brakuje. Oczywiście, czytając podobne powieści zawsze podkreślam, że należy pamiętać, iż, pomimo wszystko, mamy do czynienia z fikcją literacką, dlatego warto sobie zaznaczyć — nie każdy detal może okazać się prawdą. Niemniej jednak, Jacobine van den Hoek wykonała sporo pracy, aby przekazać tyle informacji, ile tylko się da.

Józefin, jej osobowość, otoczenie, fascynuje mnie od lat, więc z przyjemnością ponownie zgłębiłam się w jej życiorys, przedstawiony w sposób niezwykle interesujący, a przy tym realistyczny. My, czytelnicy, zostajemy dosłownie wciągnięci w perypetie postaci, a wszystkie mają własne aspiracje, zmagania i sekrety. Losy bohaterów splatają się z wydarzeniami historycznymi, dzięki czemu możemy spoglądać na radykalne zmiany, jakie zachodziły w Europie na przestrzeni lat. Elementy romantyczne nie przyćmiewają całości, każdy wątek odpowiednio wyważono, dlatego zarówno fani powieści historycznych, jak i romansów, nie powinni być rozczarowani.

„Róża Napoleona” pozostawiła po sobie bardzo dobre wrażenie, toteż zamierzam z wielką uwagą śledziła dalszy rozwój kariery Jacobine van den Hoek. Właśnie dowiedziałam się, że w styczniu premierę będzie miała jej kolejna książka, zatytułowana „Madame”, opowiadająca o niesamowitym życiu Marie Tussaud, artystki, założycielki słynnego londyńskiego muzeum figur woskowych. Cóż, trzeba mieć nadzieję, iż powieść szybko ukaże się także w Polsce. Trzymam za autorkę kciuki!

www.majuskula.wordpress.com

────────

Uwielbiam książki, których styl charakteryzuje się bogactwem szczegółów, zanurzających czytelników w burzliwe czasy przewrotów politycznych i zmian społecznych. Właśnie takie zalety możemy znaleźć w fabularyzowanej biografii Józefiny, ukochanej Napoleona, napisanej przez Jacobine van den Hoek. Razem z nią przenosimy się w do lat...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Diuna. Książka do kolorowania Frank Herbert, Tomislav Tomić
Ocena 8,8
Diuna. Książka... Frank Herbert, Tomi...

Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Jesienne (patrząc na aurę, raczej „zimowe”) wieczory skłaniają ku wielu rozrywkom zarezerwowanym właśnie na tę porę roku. W ostatnich latach ogromną popularnością cieszą się kolorowanki, składające się z mnóstwa elementów, stworzone z myślą o młodzieży i dorosłych. Odnoszę wrażenie, że „boom” nie mija, choć kiedyś sądziłam, iż pojawią się zupełnie inne trendy. Idealną propozycją dla fanów spędzania czasu z kredkami lub pisakami (a ich nie brakuje, patrząc na wyniki sprzedaży kolorowanek) jest jedna z najnowszych publikacja — książka do kolorowania inspirowana kultową „Diuną”. Znakomity hołd oddany autorowi i fascynującym postaciom, które od dziesięcioleci urzekają czytelników na całym świecie.

Dostajemy aż czterdzieści cztery grafiki, o różnym stopniu „zaawansowania”. Każdy znajdzie coś dla siebie, albo dość proste wzory, albo te wypełnione detalami. W zależności od tego, ile mamy czasu, ile mamy chęci. Szkice stworzył Tomislav Tomić, chorwacki ilustrator, którego kreskę już kojarzyłam wcześniej, ze względu na jego współpracę z wydawnictwem Bloomsbury Publishing. Pracował dla nich nad rysunkami do nowych wydań „Harry’ego Pottera”, książek wprost z magicznego świata. Co zaskakujące, Tomić polegał głównie na swojej wyobraźni, gdyż ekranizacji nie oglądał, a z powieściami zapoznał się pobieżnie w ramach zlecenia. Cóż, tyle mu wystarczyło do wykonania czegoś pięknego! Ale dzisiaj nie o tym.

„Diuna” charakteryzuje się mocnym papierem — nie jestem ekspertem, jednak wydaje mi się, że spokojnie można używać dowolnych technik. Wspaniała sposobność, aby wypróbować nowe kredki, flamastry, farby. Ja, tradycyjnie, sięgnęłam po kredki. I mogę stwierdzić, iż kolorowanie było sporą frajdą. Nawet nie wiem, kiedy upłynęły mi dwie godziny, zanim dokończyłam swoje „dzieło”. Będąc naprawdę zadowoloną z efektów. Uniwersum powieści Herberta znam, choć sama jeszcze nie miałam okazji czytać, zawsze wypada mi coś innego, ale teraz czuję się, pisząc pompatycznie, zainspirowana. Świetna lektura na zimowe miesiące.

Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami. Jeśli macie obok siebie fana „Diuny”, który już posiada książki, to ciekawym dodatkiem może być obdarowanie go właśnie kolorowanką. Albo lepiej od razu zaopatrzyć się w dwa egzemplarze? Do tego materiały plastyczne, tym sposobem otrzymujemy fantastyczny pomysł na wspólną rozrywkę.

www.majuskula.wordpress.com

────────

Jesienne (patrząc na aurę, raczej „zimowe”) wieczory skłaniają ku wielu rozrywkom zarezerwowanym właśnie na tę porę roku. W ostatnich latach ogromną popularnością cieszą się kolorowanki, składające się z mnóstwa elementów, stworzone z myślą o młodzieży i dorosłych. Odnoszę wrażenie, że „boom” nie mija, choć kiedyś sądziłam, iż pojawią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Oto ostatnia część kultowej serii autorstwa Arthura C. Clarke’a, finalny etap fascynującej i wizjonerskiej przygody. Fabuła rozgrywa się w przyszłości, w której ludzkość rozszerzyła swoją obecność w kosmosie. Monolity wciąż odgrywają kluczową rolę w kształtowaniu przebiegu ewolucji, pozostając pewnego rodzaju zagadką. Frank Poole, odnaleziony po dryfowaniu w próżni, wraca do świata dzięki nowoczesnej medycynie. Od jego zaginięcia minęło tysiąc lat, a Poole musi poznać otaczającą go rzeczywistość, w każdym aspekcie — klucz do rozwiązania wielu tajemnic nadal trzyma David Bowman.

Jedną ze znaczących zalet całej serii jest zdolność Clarke’a do płynnego wplatania w narrację skomplikowanych koncepcji naukowych. Barwne opisy kosmicznych zjawisk i technologii sprawiają, że lektura staje się ekscytującym doświadczeniem nie tylko dla osób rozmiłowanych w science-fiction, ale też takich, które gatunek dopiero odkrywają. Odnoszę także nieodparte wrażenie, iż autor zachęcił spore grono czytelników do samodzielnego poszerzania wiedzy w temacie astronomii, astronautyki, pięknych elementów składających się na fascynujące eksploracje kosmosu, ciągle nam obcego.

Charakterystyczne dla Arthura Clarke’a są filozoficzne kontemplacje, pytania dotyczące przyszłości ludzkości, potencjalnych zagrożeń wynikających z rozwijania technologii, symbiotycznej relacji pomiędzy człowiekiem a maszyną — bardzo aktualny temat. Spotkałam się z opiniami, że te dywagacje są „nudne”, „niepotrzebnie zapychają książki”, aczkolwiek ja mam odmienne zdanie. Lubię lekkie intelektualne zmęczenie. Duża frajda, pole do dyskusji z innymi fanami serii, można w przyjacielski sposób nieco się posprzeczać, spojrzeć na mnóstwo kwestii z zupełnie nowej perspektywy. Muszę podkreślić, znowu, pod jak wielkim wrażeniem jestem, gdy chodzi o ponadczasowość „Odysei kosmicznej”, zwłaszcza teraz.

Trochę żałuję zakończenia wspaniałej podróży, ale właściwie każdy nurtujący wątek ciekawie rozwiązano, dalsze rozciąganie nie miałoby większego sensu. Zdaję sobie sprawę z faktu, iż sporo osób widzi w tym tomie po prostu chęć zarobienia pieniędzy, lecz, po raz kolejny, nie umiem się zgodzić z podobnymi opiniami. Clarke nie musiał więcej pisać, jednak chyba, na szczęście, chciał. Godne pożegnanie z bohaterami oraz tymi, którzy dają im nieśmiertelność, czyli czytelnikami.

www.majuskula.wordpress.com

────────

Oto ostatnia część kultowej serii autorstwa Arthura C. Clarke’a, finalny etap fascynującej i wizjonerskiej przygody. Fabuła rozgrywa się w przyszłości, w której ludzkość rozszerzyła swoją obecność w kosmosie. Monolity wciąż odgrywają kluczową rolę w kształtowaniu przebiegu ewolucji, pozostając pewnego rodzaju zagadką. Frank Poole,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Myślę, że miłośnikom polskiego teatru nie trzeba przedstawiać postaci Stanisława Brejdyganta — wybitnego aktora, reżysera, także pisarza, a prywatnie ojca scenarzysty Igora Brejdyganta i piosenkarza Krzysztofa Zalewskiego. Jako amatorka wszelkiego rodzaju biografii lub autobiografii musiałam sięgnąć po „Pokoje”, chcąc bliżej poznać człowieka, który zawsze kojarzył mi się z wielką klasą, piękną dykcją, nawet wtedy, gdy będąc kilkuletnim dzieckiem oglądałam słynny „Klan” (Brejdygant grał tam rolę Janusza Zamojdowskiego). W swojej książce autor opowiada o dawnych czasach, zaczynając od dzieciństwa, poprzez pierwsze fascynacje teatrem, innymi ludźmi, aż do czwartej dekady życia.

Przyznaję, iż jestem trochę zaskoczona, jednak wyłącznie pozytywnie. Nie spodziewałam się wzbudzenia we mnie takiego zafascynowania praktycznie wszystkim, co w tej autobiografii odkryłam. Pełną szczerość, wobec siebie oraz czytelnika, bez przeskakiwania nad mroczniejszymi aspektami życiorysu — cenię zaufanie. Pan Stanisław nie ukrywa, że w latach młodości lubił zabawę, jak większość osób związanych ze środowiskiem artystycznym, lecz unikał narkotyków, przekraczania konkretnej granicy destrukcji. Są to wspomnienia ciekawie nakreślające nie tylko historię głównego zainteresowanego, ale też po prostu Polski, znanej nam z opowiadań naszych rodziców lub dziadków.

Przez moment zastanawiałam się, dlaczego nie dodano żadnej wkładki ze zdjęciami. Aczkolwiek doszłam do wniosku, że zwyczajnie nie są potrzebne — Brejdygant czaruje słowem, kreśląc obrazy sugestywne, kolorowe, również wówczas gdy porusza tematy smutne, a ważne. Podkreślając, nomen omen, rolę marzeń, tych o własnym domu, nie wynajmowanych pokojach, w których, mimo wszystko, pozostawił wiele z siebie. Marzeń o „dziedzicu” — doczekał się dwóch wspaniałych synów. Wreszcie, o miłości — ją także finalnie znalazł. Zakończenie mnie w jakiś sposób wzruszyło, ponieważ widać, iż autor zawsze będzie nienasycony wobec kwestii artystycznych, to dla niego naturalna metoda na satysfakcjonujące istnienie.

I tego Stanisławowi Brejdygantowi życzę, codziennych zachwytów nad dziełami teatru, kina, literatury. Ja jestem zauroczona jego książką, stylem pisania. Zdecydowanie zamierzam sięgnąć po więcej, przy najbliższej nadarzającej się okazji. „Pokoje” serdecznie polecam każdemu, kto przepada za nietuzinkowym spojrzeniem na rzeczywistość, zwłaszcza tę z przeszłości.

www.majuskula.wordpress.com

────────

Myślę, że miłośnikom polskiego teatru nie trzeba przedstawiać postaci Stanisława Brejdyganta — wybitnego aktora, reżysera, także pisarza, a prywatnie ojca scenarzysty Igora Brejdyganta i piosenkarza Krzysztofa Zalewskiego. Jako amatorka wszelkiego rodzaju biografii lub autobiografii musiałam sięgnąć po „Pokoje”, chcąc bliżej poznać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Michael Fiore nie wiedzie życia spokojnego i pozbawionego adrenaliny. Wpływowy człowiek, członek mafii, czeka na ważną sprawę sądową, w której ma status istotnego świadka. Na razie musi zaszyć się w teksańskim miasteczku, Jacobsville, czekając na rozwój wypadków. Pewnego dnia na jego drodze, dosłownie, staje Bernadette Epperson. Kobieta cierpi na reumatoidalne zapalenie stawów, które skutecznie potrafi ją wyłączyć z codzienności. Mimo tego, Bernie nie poddaje się chorobie, co ujmuje pozornie twardego Michaela. Jakim cudem tak różne osoby mogą się w ogóle połączyć?

Niedawno miałam okazję przeczytać książkę Diany Palmer „Skrywane tajemnice” — i muszę powiedzieć, że choć wiele jej poprzednich opowieści mi się podobało, to ta nie spełniła moich oczekiwań w taki sposób, jaki się spodziewałam. Diana Palmer słynie z tworzenia całkiem wciągających historii pełnych romansu i intryg, a „Skrywane tajemnjce” mają swoje zalety, ale samo wykonanie nie do końca chwyciło mnie za serce. Czasami tak się zdarza.

Jednym z aspektów pisarstwa Diany Palmer, którą cenię, jest umiejętność tworzenia ludzkich postaci, wzbudzających jakiekolwiek emocje. Aczkolwiek w przypadku Bernie i Michaela, autorka chyba aż za mocno chciała sprawić, abyśmy ich polubili. Choć ich relacja jest pełna napięcia, brakuje jej głębi i rozwoju, jakich zazwyczaj oczekuję. A szkoda, bo chciałabym lepszego skupienia na samej Bernadette, nadania jej bardziej ludzkiego rysu, gdyż miała potencjał na interesującą bohaterkę.
Akcja książki przedstawia, oczywiście, Teksas — barwnie opisany. Palmer rzeczywiście musi kochać ten stan, w sposób nieco stereotypowy, niczym ze starych amerykańskich pocztówek, ale szczery.

Sam pomysł na tę konkretną fabułę był niezły, jednak przedstawiony trochę za bardzo przewidywalnie, a żałuję zmarnowania wątku kryminalnego. Nieźle się zapowiadał. Tempo książki wydawało się nieco nierówne, z momentami intensywnej akcji, po których następowały przerwy w fabule. Choć „Skrywane tajemnice” może nie są moją ulubioną powieścią Diany Palmer, nadal stanowią przyjemną lekturę dla fanów romansów. Jeśli nie mieliście jeszcze styczności z twórczością Palmer, ta książka pozwoli przedsmakować jej charakterystycznego stylu opowiadania historii. Jeśli jednak, tak jak ja, już ją dobrze znacie, możecie zatęsknić za bardziej złożoną fabułą.

www.majuskula.wordpress.com

────────

Michael Fiore nie wiedzie życia spokojnego i pozbawionego adrenaliny. Wpływowy człowiek, członek mafii, czeka na ważną sprawę sądową, w której ma status istotnego świadka. Na razie musi zaszyć się w teksańskim miasteczku, Jacobsville, czekając na rozwój wypadków. Pewnego dnia na jego drodze, dosłownie, staje Bernadette Epperson....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Od transformacji Jowisza minęło pięćdziesiąt lat. Heywood Floyd, żyjący już od ponad wieku, ma po raz pierwszy w historii wylądować na komecie Halleya. Zabierze go tam statek kosmiczny o nazwie „Universe”, będący własnością chińskiego milionera. Niestety, drugi pojazd, „Galaxy”, nieoczekiwanie znajduje się na księżycu Jowisza — Europie. Załoga musi czekać na ratunek ze strony „Universe”, a wszystko obserwuje siła, znana kiedyś jako David Bowman…

Clarke znowu zabiera czytelników w międzygwiezdną przygodę, która pobudza zarówno intelektualnie, jak i emocjonalnie. Jego talent w tej książce, podobnie w przypadku poprzednich pozycji z serii, charakteryzuje się przede wszystkim wizjonerskimi koncepcjami i wciągającą narracją, co osobiście po prostu uwielbiam. Wiem, że pojawiają się opinie, iż tom trzeci chwilami przynudza. Ale barwne opisy lodowej powierzchni Europy, jej dziwnych krajobrazów, tajemnic kryjących się pod lodem przenoszą czytelników do świata, który jest zarówno obcy, jak i w pewnych kwestiach podobny do naszego. Kreacja Europy przez Clarke’a jest hipnotyzująca. Jego dbałość o szczegóły i umiejętność tworzenia poczucia zachwytu sprawiają, że księżyc ożywa w sposób, jaki może osiągnąć niewielu autorów.

Powrót znanych nam bohaterów wzbudza nostalgię. Zwłaszcza obserwowanie starzenia się Floyda, nadające mu finalnie więcej ludzkich cech, a samej powieści realizmu.
Narracja ponownie porusza tematy kluczowe dla całej serii, w tym ewolucję człowieka, naturę inteligencji pozaziemskiej i konsekwencje zaawansowanej technologii. Autor płynnie wplata te wątki w fabułę, skłaniając czytelników do zastanowienia się nad głębokimi pytaniami o wszechświat.
Doceniam sposób, w jaki Clarke nadal zgłębiał te dające do myślenia tematy, dzięki czemu powieść stała się nie tylko ekscytującą kosmiczną przygodą, ale także podróżą czysto filozoficzną.

Zdolność Arthura C. Clarke’a do łączenia nauki i fikcji w połączeniu z jego zgłębianiem istotnych tematów sprawia, że ​​cała seria jest obowiązkową lekturą dla fanów science-fiction. Myślę, iż nadal inspiruje pokolenia czytelników i myślicieli. Teraz zamierzam zabrać się za tom czwarty, dopełniając obrazu — chyba znowu uniknę rozczarowania. To proza, która pozostaje przystępna, nawet jeśli zgłębia zawiłe naukowe koncepcje. Znakomita cecha, warta podkreślenia.

www.majuskula.wordpress.com

────────

Od transformacji Jowisza minęło pięćdziesiąt lat. Heywood Floyd, żyjący już od ponad wieku, ma po raz pierwszy w historii wylądować na komecie Halleya. Zabierze go tam statek kosmiczny o nazwie „Universe”, będący własnością chińskiego milionera. Niestety, drugi pojazd, „Galaxy”, nieoczekiwanie znajduje się na księżycu Jowisza —...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Kim była Wallis Simpson? Intrygantką, która uwiodła nieszczęsnego następcę brytyjskiego tronu? Zakochaną kobietą, gotową na wszystko, w imię miłości? A może, tak naprawdę, Bessie Warfield, potrafiącą stworzyć od podstaw swój własny życiorys? Jej los uległ drastycznej zmianie, gdy na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych przybyła wraz z mężem, Ernestem, do Londynu. Niezbyt urodziwa Amerykanka znudzona nowym krajem, poznaje samego księcia Walii. Brzmi bajkowo? Jednak rzeczywistość okazała się o wiele mniej kolorowa, bo któż mógł przypuszczać, iż z uczucia wyniknie aż tyle komplikacji? Komplikacji mających wpływ na historię…

────────

Po przeczytaniu świetnej „Królewskiej guwernantki” bardzo czekałam na kolejną książkę tej samej autorki, a zauważyłam, że tematyka „rojalistyczna” mocno ją zainteresowała jako pisarkę. I tak w moje ręce trafiła „Wallis” — tytuł ekscytujący, ponieważ ta bohaterka zawsze mnie fascynowała, aczkolwiek wcześniej nie miałam okazji, aby poznać więcej szczegółów dotyczących jej osoby. Oczywiście, musimy pamiętać, iż Wendy Holden tworzy powieści, biografie fabularyzowane, gdzie pewne sytuacje upiększa, jednak płynnie splata fakty historyczne z wciągającą narracją, uchwycając istotę niezwykłej kobiety, której miłość wstrząsnęła fundamentami brytyjskiej monarchii.

Razem z autorką śledzimy drogę, jaką przeszła Wallis, szukająca swojego miejsca na świecie. W miarę rozwoju opowieści jesteśmy świadkami złożoności charakteru Wallis, jej ambicji i magnetycznego uroku, który przyciąga uwagę księcia Edwarda, człowieka bogatego, uwielbianego, ale ostatecznie dość zagubionego. Na wyróżnienie zasługuje forma, w jakiej Simpson została przedstawiona — widzimy ewolucję od młodej kobiety, marzącej o wspaniałym życiu, do dojrzałej i zdecydowanej osoby, przypadkiem (?) uwikłanej w wymykającej się tradycji historii miłosnej. Lecz to nie tylko romantyzm kipiący z każdej strony. Autorka zagłębia się w tematy poświęcenia, oczekiwań społecznych i zderzenia uczucia z obowiązkiem, wzbudzając w czytelniku wiele skrajnych emocji.

Myślę, że „Wallis” to znakomita propozycja dla fanów fikcji historycznej, umacniająca reputację Wendy Holden jako utalentowanej pisarki, podchodzącej do swoich bohaterów z szacunkiem oraz empatią. Cóż, teraz pozostaje wypatrywać następnej książki — tym razem poznamy młodość Diany Spencer…

www.majuskula.wordpress.com

────────

Kim była Wallis Simpson? Intrygantką, która uwiodła nieszczęsnego następcę brytyjskiego tronu? Zakochaną kobietą, gotową na wszystko, w imię miłości? A może, tak naprawdę, Bessie Warfield, potrafiącą stworzyć od podstaw swój własny życiorys? Jej los uległ drastycznej zmianie, gdy na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych przybyła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Kate Bush praktycznie od początku swojej kariery ma wierne grono fanów. Ale to młode pokolenie całkiem niedawno udowodniło, że pewni artyści mogą milczeć, a potem powrócić w pełni chwały, bez problemu podbijając serca nowej rzeszy miłośników muzyki. Jednak Kate od lat pilnie strzeże prywatności, w każdym wymiarze, niegdyś prezentując przede wszystkim oblicze sceniczne. Tom Doyle zdołał spotkać się z tą niesamowitą postacią, pochylając nad różnymi aspektami jej drogi, aby ostatecznie opisać fakty oraz własne spostrzeżenia.

„Kasię Krzaczek”, jak nazywał ją redaktor Tomasz Beksiński, uwielbiam ogromnie, miłością trudną, choć piękną, bo ciężko znaleźć mi drugą równie oryginalną artystkę. Wbrew pozorom, Bush nie jest efemeryczną i kruchą kobietką, tańczącą w białej sukience. Pewna siebie, swoich decyzji, najczęściej kontrowersyjnych, gdy chodzi o show-business — tak lepiej można ją określić. Zgodnie z tytułem tej biografii, Tom Doyle przedstawia nam pięćdziesiąt krótkich rozdziałów obrazujących wiele urywków jej życia, także osobistego, jednak z zachowaniem zasad szacunku dla niej i jej rodziny.

Oczywiście, pozostaje lekki niedosyt, aczkolwiek fani Kate dobrze wiedzą, że dosłownie każda nowa informacja jest istotna, bowiem nasza bohaterka od zawsze pokazuje tyle, ile uznaje za stosowne. Za to ją cenię, za tajemniczość, której nie wywołuje pycha, przekonanie o własnej wielkości, a po prostu pragnienie zwyczajności będąc nadzwyczajną osobą. Naprawdę się cieszę, że taka publikacja została wydana również w Polsce. Cóż, próbuję pokonać paskudną skłonność do oceniania okładek, ale ta wygląda świetnie i musiałam o niej wspomnieć. Idealnie pasuje do treści: Kate figlarna, zadziorna, chyba chciałaby, abyśmy ją tak właśnie widzieli.

Aktualnie znowu przechodzę okres powrotu do namiętnego słuchania jej muzyki, jakoś lepiej ją czując, rozumiejąc teksty, inspiracje, które Bush kierowały oraz nadal kierują. Ostatnio mam duże szczęście do dobrych biografii, najpierw nieodżałowany Charlie Watts, zaraz później „Kasia”. Jeśli naszła Was ochota na lekturę szybką, acz treściwą, to zdecydowanie Wam polecam książkę Toma Doyle’a. Napisaną inteligentnie, z pasją. I, muszę przyznać, zazdroszczę autorowi spotkania z Kate. Gdybym tylko miała okazję, to sama z wielką przyjemnością spędziłabym z nią czas. Pewne fascynacje nigdy nie mijają — mimo wszystko!

www.majuskula.wordpress.com

────────

Kate Bush praktycznie od początku swojej kariery ma wierne grono fanów. Ale to młode pokolenie całkiem niedawno udowodniło, że pewni artyści mogą milczeć, a potem powrócić w pełni chwały, bez problemu podbijając serca nowej rzeszy miłośników muzyki. Jednak Kate od lat pilnie strzeże prywatności, w każdym wymiarze, niegdyś prezentując...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Już od dawna po Polsce krąży dowcip o „szlachcie, która nie pracuje” i osobach chwalących wykwintnym pochodzeniem, ponieważ ich nazwisko charakteryzuje konkretna końcówka. Jednak ileż można czytać o księżniczkach? Czasem należy pochylić się nad prawdą, często trudną, ale wartą uwagi. Tak, jak zrobiła to Joanna Kuciel-Frydryszak, oddająca hołd polskim chłopkom.

Oto książka, która premierę miała bardzo niedawno, a już zbiera praktycznie same pozytywne opinie. I ja to doskonale rozumiem, bo mamy do czynienia prawdopodobnie z najlepszym tegorocznym reportażem. Sięgając po swój egzemplarz byłam gotowa na dużą dawkę wzruszeń — cóż, nie zawiodłam się. Autorka z empatią oraz szacunkiem przybliża czytelnikom losy kobiet prowadzących życie w czasach, gdy na barkach nosiły dosłownie cały ich świat. Zmęczone biedą, nieustannym strachem o zdrowie bliskich, a dopiero później o swoje. Mogły być prababkami większości z nas, a teraz my możemy na nie spojrzeć z perspektywy lat. Spojrzeć z czułością, próbą pojęcia ich ciężkiego położenia.

Rzadko kiedy miały powód do śmiechu, ale też były młodymi dziewczynami, poszukującymi swego mitycznego kwiatu paproci. Kuciel-Frydryszak włożyła w tę publikację dużo pracy, przedstawiając nam zmiany historyczne oraz społeczne, dotykające Polskę na przestrzeni różnych okresów. Myślę, że aktualnie, po lekturze, wielu z nas lepiej zrozumie pewne zachowania charakterystyczne dla starszych członków naszych rodzin, a mające swoje korzenie w pokoleniowych traumach. Marzymy o nowych modelach telefonu, tytułowe bohaterki marzyły o porządnej parze butów. I nie chodzi o to, żeby czuć się winnymi, bo żyjemy w bardziej komfortowej rzeczywistości. Po prostu „Chłopki” zmuszają do mnóstwa refleksji, klarowniejszego zerknięcia w tył, abyśmy mocniej szły naprzód. Wręcz parły, z siłą naszych przodkiń, a były niesamowicie silne.

Mimo trudnego tematu, książkę czyta się szybko, w czym pomaga świetny styl, w jakim ją napisano: rzeczowy, konkretny, pozbawiony zbędnego oceniania, choć pełen empatii. Jeśli szukacie reportażu godnego wszelkiej uwagi, oryginalnego, to właśnie go znaleźliście. Ogromnie mnie cieszy, iż miałam okazję po „Chłopki” sięgnąć, emocje towarzyszące lekturze zostaną ze mną na długo. Zamierzam zacząć jeszcze raz, od początku, z ołówkiem w ręku, aby podkreślić najistotniejsze fragmenty.

www.majuskula.wordpress.com

────────

Już od dawna po Polsce krąży dowcip o „szlachcie, która nie pracuje” i osobach chwalących wykwintnym pochodzeniem, ponieważ ich nazwisko charakteryzuje konkretna końcówka. Jednak ileż można czytać o księżniczkach? Czasem należy pochylić się nad prawdą, często trudną, ale wartą uwagi. Tak, jak zrobiła to Joanna Kuciel-Frydryszak,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Charlie Watts to nazwisko doskonale znane każdemu miłośnikowi rocka. Był znakomitym perkusistą związanym z jednym z najpopularniejszych zespołów, The Rolling Stones, a równocześnie człowiekiem dość enigmatycznym, dbającym o prywatność. Jak jeszcze można scharakteryzować tę postać? Na to pytanie stara się odpowiedzieć autoryzowana biografia, napisana przez Paula Sextona, dziennikarza zakochanego w muzyce już od czasów nastoletnich.

W tym roku mija druga rocznica śmierci Wattsa, a muszę przyznać, wiadomość o jego odejściu naprawdę mnie zasmuciła. Tak jest z legendami, wydaje nam się, że są wieczne. Na osłodę pozostała książka, która sprawia, iż finalnie mamy okazję, aby lepiej przyjrzeć się osobie wręcz niesamowitej w swoim perfekcjonizmie i pracowitości. Zazwyczaj gwiazdy rocka budzą wrażenie totalnie wyluzowanych, jednocześnie walczących z wewnętrznymi demonami, co próbują zagłuszyć imprezowym stylem życia. Niespodzianka, bo Charlie był kompletnym przeciwieństwem tego stereotypu, o czym poświadczają jego najbliżsi, w tym koledzy z zespołu.

Oryginalnie muzyk jazzowy, dodawał brzmieniu The Rolling Stones świeżości. Zawsze przygotowany do swej roli, maksymalnie skoncentrowany, pełen pasji, ale, mimo wszystko, to spokojne rodzinne życie uwielbiał najbardziej. Zwierzęta, kolekcjonowanie, rysowanie, u boku ukochana żona. W biografii Sextona znajdziemy dużo anegdot, ciekawostek, rozczarowani mogą czuć się czytelnicy poszukujący skandali — raczej ich brak, ponieważ Watts od nich zwyczajnie stronił. Jednak po tę książkę zdecydowanie warto sięgnąć, wbrew namnożeniu dat oraz nazwisk, w których chwilami ciężko się połapać. Już lepiej rozumiem, dlaczego właśnie Charlie był w swym zespole po prostu niezastąpiony, teraz jeszcze bardziej skupiam uwagę na jego grze, gdy słucham nagrań albo oglądam koncerty.

Owszem, Paul Sexton skonstruował pewnego rodzaju laurkę. Cóż, czy mógł inaczej? Każdy człowiek ma wady, lecz w przypadku tego konkretnego głównego bohatera wymyślanie bzdur nie miałoby najmniejszego sensu. Mogę tylko domyślać się wagi straty, którą Shirley Ann Shepherd odczuwa bez męża, spędzili razem prawie sześćdziesiąt lat, wypełnionych wzajemnym szacunkiem, co w celebryckim (dość obraźliwe słowo, wiem) świecie wydaje się niemal niemożliwe. Obym natrafiała jak najczęściej na tak piękne historie!

www.majuskula.wordpress.com

────────

Charlie Watts to nazwisko doskonale znane każdemu miłośnikowi rocka. Był znakomitym perkusistą związanym z jednym z najpopularniejszych zespołów, The Rolling Stones, a równocześnie człowiekiem dość enigmatycznym, dbającym o prywatność. Jak jeszcze można scharakteryzować tę postać? Na to pytanie stara się odpowiedzieć autoryzowana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Alan Wilson Watts był brytyjskim filozofem, mówcą i pisarzem, skoncentrowanym na popularyzowaniu azjatyckich nurtów filozoficznych, przedstawiając je w przystępny sposób. W kręgu jego zainteresowań było mnóstwo zagadnień. Zalicza się do nich właśnie tao, pojęcie kluczowe dla taoizmu, ale też konfucjanizmu, zasada leżąca u podstawy naszego świata — jedynego, jaki mamy, lecz mieniącego się różnymi historiami, wydarzeniami.

Po raz pierwszy spotkałam się z osobą Alana Wattsa kilka lat temu, przy okazji czytania jego „Drogi zen”, naprawdę dobrej książki, która wzbudziła we mnie ciekawość głębszego poznania buddyzmu. Od pierwszej strony wniknęłam w tę tematykę, przede wszystkim dzięki przyjemnemu stylowi samego autora. Owszem, troszkę moralizatorskiemu, jednak pełnemu szacunku do czytelnika, będącego na początku swojej „odkrywczej” drogi. Teraz, po długim czasie, nadarzyła się okazja, aby spróbować kolejnej publikacji.

Ta książka świetnie pokazuje wyraźny kontrast pomiędzy myśleniem wschodnim a zachodnim. Watts znakomicie potrafił przekształcić koncepcje filozoficzne w łatwiej zrozumiałe anegdoty, często okraszone subtelnym humorem, sprawiającym, że przyswajanie wiedzy staje się czystą przyjemnością z lektury. Stosunkowo krótkiej, ale wiele w sobie zawierającej. Czuć naleciałości psychologiczne, zgodne z kolejną pasją autora, który niegdyś poznał nawet słynnego Junga — tao jako forma terapii, elementy mogące posłużyć w trakcie pracy z pacjentem. Pozostajemy otoczeni pytaniami, na które Alan nie do końca udzielił odpowiedzi, zachęcając, abyśmy sami ich poszukiwali. Dużą rolę odgrywa indywidualne podejście do tematu, wszakże ile osób, tyle spojrzeń na świat.

To niezwykle interesujące, jak dobrze Watts rozumiał wschodni styl analizowania życia. Nie tworzył na siłę „zamienników” charakterystycznych dla naszego kręgu kulturowego, a raczej postanowił zabrać nas w podróż i pokazać źródło. Niektórzy twierdzą, że ta książka jest „przestarzała”, z czym absolutnie się nie zgadzam, ponieważ pewne wartości pozostają ponadczasowe. Nadal można z nich czerpać, wbrew upływowi lat, bo teraźniejszość bez przeszłości nie istnieje, mimo wszystko. Sądzę, iż sama będę wracała do „Tao filozofii”, spoglądała na treść pod różnymi kątami. Równocześnie już myśląc o innych publikacjach Alana Wattsa, jakie chciałabym w końcu przeczytać.

www.majuskula.wordpress.com

────────

Alan Wilson Watts był brytyjskim filozofem, mówcą i pisarzem, skoncentrowanym na popularyzowaniu azjatyckich nurtów filozoficznych, przedstawiając je w przystępny sposób. W kręgu jego zainteresowań było mnóstwo zagadnień. Zalicza się do nich właśnie tao, pojęcie kluczowe dla taoizmu, ale też konfucjanizmu, zasada leżąca u podstawy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Marion Crawford — to nazwisko większości osób nic nie powie. A właśnie ona stała się odpowiedzialna za współwychowanie dwóch wyjątkowych dziewczynek, Elizabeth i Margaret, z których pierwszą finalnie koronowano na brytyjską królową, znaną praktycznie na całym świecie. Kim była „Crawfie”? Jej praca początkowo miała potrwać tylko miesiąc, a zajęła lata. Trudne, ale też satysfakcjonujące obowiązki zaowocowały stałym zapisaniem na kartach historii. Oto droga kobiety, pragnącej uczyć biedne dzieci, aby ostatecznie trafić do najważniejszej familii w kraju.

Elżbieta II, wraz z rodziną kilka pokoleń wstecz od zawsze fascynuje liczne grono ludzi. Na fali tej niesłabnącej popularności ciągle tworzone są nowe książki oscylujące wokół nie wyłącznie monarchini, a również królewskiego otoczenia, bliższego oraz dalszego. Wendy Holden, całkiem poczytna angielska pisarka, postanowiła wziąć na tapet właśnie „Crawfie”, guwernantkę młodziutkich księżniczek. Sama zainteresowana niegdyś opublikowała memuar traktujący o jej życiu z Windsorami — a zrobiła to za aprobatą Jerzego VI. Gładka historia, przyjemna, odrobinę powierzchowna. Natomiast Holden spróbowała mocniej wniknąć w prywatę Marion: pochodzenie, marzenia, relacje z mężczyznami.

Powieść, samą w sobie, czyta się naprawdę dobrze, choć trochę może rozczarować osoby nastawione na bliższe poznanie Windsorów. Autorka niemal zupełnie oddała uwagę swojej bohaterce. Oczywiście, praca zawsze pełniła w życiu Crawford szalenie ważną rolę, aczkolwiek, wedle wizji twórczyni „Królewskiej guwernantki”, nie tylko ona. Szczerze, momentami czułam lekki przesyt ingerowaniem w kwestie uczuciowe, ciężko mi stwierdzić, ile w nich w ogóle prawdy. Dlatego przymykam oko. Jednak z zainteresowaniem śledziłam metody wychowawcze rezolutnej „Crawfie”, która ogromną wagę przywiązywała do pokazania Elżbiecie i Małgorzacie codzienności ludzi spoza socjety. A wszystko na tle istotnych dla Wielkiej Brytanii wydarzeń, jak abdykacja Edwarda VIII.

Opowieść o Marion rzuca dużo zimnego światła na Windsorów, umiłowania powagi, tradycji, nawet kosztem szczęścia własnego oraz innych. Wendy Holden napisała kolejne dwa tomy ściśle o rodzinie królewskiej, tym razem poświęcone Wallis Simpson i Dianie Spencer (premiera angielskiego wydania w sierpniu). Jestem ich ciekawa, bo w ostatecznym rozrachunku, „Królewska guwernantka” porusza interesujące zagadnienie, przy całkiem dobrym wykonaniu.

www.majuskula.wordpress.com

────────

Marion Crawford — to nazwisko większości osób nic nie powie. A właśnie ona stała się odpowiedzialna za współwychowanie dwóch wyjątkowych dziewczynek, Elizabeth i Margaret, z których pierwszą finalnie koronowano na brytyjską królową, znaną praktycznie na całym świecie. Kim była „Crawfie”? Jej praca początkowo miała potrwać tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.majuskula.wordpress.com

────────

Clerfayt to kierowca rajdowy, już kończący sportową karierę. Przybywa do alpejskiego sanatorium, z zamiarem odwiedzenia kolegi. Miejsce nie napawa optymizmem — chorzy na gruźlicę dobrze wiedzą, jaki los ich ostatecznie czeka. Trudno być radosnym, zadowolonym, mimo niezdarnych prób potrzymania na duchu ze strony personelu. Clerfayt poznaje Lillian Dunkerque, jedną z pacjentek, kobietę pragnącą jeszcze zaznać normalności, zanim odejdzie. Parę dużo dzieli, ale więcej łączy…

Remarque był pisarzem wielkiego kalibru, przede wszystkim ze względu na jego umiejętność pokazywania ważnych spraw za pomocą prostych słów. W swoich książkach przedstawia zwykłych ludzi, mierzących się z naprawdę ludzkimi problemami. Są pełni wad, również zalet, moglibyśmy ich spotkać w rzeczywistości. „Nim nadejdzie lato” stworzono ponad sześć dekad temu, z akcją osadzoną w czasach powojennych, a rozterki bohaterów nadal sprawiają wrażenie świeżych, po prostu z innymi, niż dzisiaj, okolicznościami. Lillian doskonale pojmuje wagę swojej ciężkiej choroby, widma śmierci, zirytowana tym, jak wiele osób nie docenia faktu, że zwyczajnie żyją. Z drugiej strony, Clerfayt po własnych doświadczeniach rozumie, iż nie znamy przyszłości, świadomość kruchości naszego istnienia potrafi przerazić.

Para w pewnym momencie zaczyna wyznawać zasadę cieszenia się każdym dniem — podróżując, a my wraz z nimi. Remarque przepięknie kreśli powierzchownie błahe szczegóły. Jedzenie, smakujące i wybornie, i gorzko, spożywane wśród filozoficznych rozmów o przemijaniu. Autor dokładnie opisuje konflikt priorytetów między dwiema postaciami o różnych podejściach do życia. Bo Clerfayt z już kiedyś spotkał okrutny los, podczas gdy Lillian wciąż tonie w szczęśliwych chwilach, już ostatnich. Jednak oboje umieją zmienić swoje przyzwyczajenia.

Dużo w tej książce dramatu, łez, poczucia niesprawiedliwości, aczkolwiek wydaje mi się, że to taki specyficzny rodzaj literatury, któremu warto dać szansę. Skłania do wielu frapujących refleksji, wzbudzając zastanowienie nad własnym jestestwem, celami, albo ich brakiem. Zetknęłam się z zarzutami, iż w powieściach Remarque’a „brakuje fabuły”. Proszę mi wierzyć, bywają pozycje, gdzie najistotniejsze są detale i zachęta do przemyśleń. Czasami dobrze po nie sięgnąć, ot. „Nim nadejdzie lato” pozostawia czytelnika i z bólem, i nadzieją.

www.majuskula.wordpress.com

────────

Clerfayt to kierowca rajdowy, już kończący sportową karierę. Przybywa do alpejskiego sanatorium, z zamiarem odwiedzenia kolegi. Miejsce nie napawa optymizmem — chorzy na gruźlicę dobrze wiedzą, jaki los ich ostatecznie czeka. Trudno być radosnym, zadowolonym, mimo niezdarnych prób potrzymania na duchu ze strony personelu. Clerfayt...

więcej Pokaż mimo to