-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2016-07-29
2019-01-22
Może "ukryta łowczyni" nie była tak dobra jak jej poprzedniczka, ale trylogie już tak mają, że ich środkowy tom nie zawsze dorównuje pierwszemu i trzeciemu. Jednak i tak czytało mi się przyjemnie, a gdy w okolicach połowy książki akcja zaczęła zagęszczać się coraz bardziej to wprost nie mogłam oderwać się od lektury. Miło było wrócić do Trollus (chociaż przez większą część powieści akcja rozgrywa się w świecie ludzi) i znów spotkać bohaterów, których podczas lektury "Porwanej pieśniarki" zdążyłam polubić. Żałuję jedynie, że Vincenta i Victorii było tak mało, bo to są zdecydowanie moi ulubieni poboczni bohaterowie i mam nadzieję, że pojawią się na dłużej w kolejnym tomie.
Sama intryga, choć ciekawa, jest mimo wszystko dość przewidywalna. Podejrzewałam kto jest Anushką już od pierwszego tomu, a wszystkie wskazówki dane nam przez autorkę w "Ukrytej łowczyni" tylko potwierdzały moje wcześniejsze spostrzeżenia. Jednak pomijając ten aspekt i tak niektóre wydarzenia mnie zaskoczyły, a sama książka kończy się w takim momencie, że po prostu muszę wiedzieć, jak bohaterowie poradzą sobie z zaistniałą sytuacją i od razu sięgnę po "Waleczną czarownicę".
Może "ukryta łowczyni" nie była tak dobra jak jej poprzedniczka, ale trylogie już tak mają, że ich środkowy tom nie zawsze dorównuje pierwszemu i trzeciemu. Jednak i tak czytało mi się przyjemnie, a gdy w okolicach połowy książki akcja zaczęła zagęszczać się coraz bardziej to wprost nie mogłam oderwać się od lektury. Miło było wrócić do Trollus (chociaż przez większą część...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-01-26
Bardzo dobre zakończenie trylogii. W zasadzie to nie mam się do czego przyczepić, autorka rozegrała i zwieńczyła wszystkie wątki w świetny sposób, bez zbędnych dłużyzn i dygresji, rzuciła nowe światło na niektóre z postaci i dzięki czemu zrozumiałam ich motywacje, chociaż i tak już wcześniej podejrzewałam króla trolli o to, że nie jest aż tak zły, za jakiego go mają.
Samo zakończenie, te kilka, kilkanaście ostatnich stron, było moim zdaniem idealnie w punkt - słodko-gorzkie, ale mimo wszystko bardzo optymistycznie, nieprzesadzone i nieprzesadnie ckliwe (choć przyznam szczerze, że jedną łzę uroniłam). Porównując je z zakończeniami innych serii czy trylogii młodzieżowych jakie miałam przyjemność czytać to jest na pewno jednym z najlepszych.
Podsumowując, bardzo dobrze spędziłam czas nie tylko przy tym tomie, ale także przy całej historii Cecile, Tristana i innych bohaterów. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze do niej wrócę, ale na pewno będę ją miło wspominać i polecam wszystkim, którzy chcą przeczytać dobrą młodzieżówkę fantasy.
Bardzo dobre zakończenie trylogii. W zasadzie to nie mam się do czego przyczepić, autorka rozegrała i zwieńczyła wszystkie wątki w świetny sposób, bez zbędnych dłużyzn i dygresji, rzuciła nowe światło na niektóre z postaci i dzięki czemu zrozumiałam ich motywacje, chociaż i tak już wcześniej podejrzewałam króla trolli o to, że nie jest aż tak zły, za jakiego go mają.
Samo...
2020-10-11
Po "Królestwo Mostu" sięgnęłam, bo czytałam kiedyś inną serię autorki, czyli "Trylogię Klątwy", która bardzo mi się podobała i którą pozytywnie wspominam aż do dzisiaj. Musiałam więc sprawdzić, jak autorka poradziła sobie w innym świecie i z innymi bohaterami i już na wstępie muszę powiedzieć, że bardzo dobrze.
Lara jest księżniczką Marindriny, szkoloną od piątego roku życia do roli szpiega, której musi się podjąć, gdy wyjdzie za mąż za króla Ithicany, Arena. Ithicana jest właśnie tytułowym Królestwem Mostu, to ona ma monopol na kontrolę handlu i towarów, które przez ten most się przewijają, co nie sprzyja poszkodowanej w tej sytuacji Marindrinie. Lara ma za zadanie sprawić, by ta kwestia nie była już dłużej problemem jej ojca i rodaków, ale sprawy komplikują się, gdy dostrzega, że Ithańczyków, w tym Aren, wcale nie są potworami, za jakimi miała ich przez całe życie.
Tej książki nie da się otworzyć nie przeczytawszy jej do końca, a przynajmniej ja nie mogłam. Danielle L. Jensen ma w swojej prozie coś, co przyciąga nawet do najprostszej, wydawałoby się, historii, bo losy Lary i Arena są w większości przewidywalne, jednak nie zmienia to faktu, że "Królestwo Mostu" czyta się fantastycznie. Akcja naprawdę nie stoi w miejscu, tak naprawdę już na pierwszych kartkach książki dzieje się dużo, autorka nie pozwala nam się nudzić, co w takim gatunku jak fantastyka młodzieżowa uważam za ogromny plus.
Moim ulubionym wątkiem jest chyba ten, nazwijmy to, społeczny. Lara przybywa do Ithicany przekonana o tym, że jej mieszkańcy to opływające w luksusie i zbytku demony, które tylko czekają, żeby zdobyć jeszcze więcej złota kosztem Marindriny i innych państw, okazuje się jednak, że wcale tak nie jest. Uwielbiam właśnie to, jak ten wątek został pokazany - Lara stopniowo wkracza w świat Ithańczyków, poznaje ich codzienne zmagania z brutalną rzeczywistością, ale jednocześnie nie zapomina o swoich rodakach, co czyni z niej postać otwartą i empatyczną, którą polubiłam od razu. Z resztą, czego można się było spodziewać, podobnie jest z Arenem, którego również niemal z miejsca polubiłam.
Nie mogę się już doczekać kiedy sięgnę po "Zdradziecką królową". Nie jestem pewna, czy będzie to już zakończenie historii Lary i Arena oraz innych bohaterów, ale jeśli tak, to znając zakończenie "Trylogii klątwy", które uważam za jedno z lepszych w fantastyce młodzieżowej, jestem tym bardziej podekscytowana.
Po "Królestwo Mostu" sięgnęłam, bo czytałam kiedyś inną serię autorki, czyli "Trylogię Klątwy", która bardzo mi się podobała i którą pozytywnie wspominam aż do dzisiaj. Musiałam więc sprawdzić, jak autorka poradziła sobie w innym świecie i z innymi bohaterami i już na wstępie muszę powiedzieć, że bardzo dobrze.
Lara jest księżniczką Marindriny, szkoloną od piątego roku...
2020-10-20
"Zdradziecka królowa" podobała mi się mniej niż poprzedniczka. Było tu o wiele więcej akcji i wydarzeń, które zatrzymywały mnie przy lekturze, ale moim zdaniem było to źle wyważone, zbyt mało było miejsca na oddech między jednym zwrotem akcji a kolejnym. Szkoda też, że autorka nie pociągnęła dalej motywu sióstr, który zaczął się niemal na początku książki - uważam, że byłby to bardzo ciekawy zabieg. Zakończenie całkowicie odbiega od tego, co dostaliśmy w Trylogii klątwy i muszę przyznać, że trochę się rozczarowałam - liczyłam na odrobinę dramatyzmu, ale myślę, że większości czytelników się spodoba.
Po lekturze tej dylogii uważam, że jednak Trylogia Klątwy prezentowała się lepiej i to ona będzie moją ulubioną serią tej autorki, ale nie zmienia to faktu, że tę serię też uważam za dobrą i wartą uwagi.
"Zdradziecka królowa" podobała mi się mniej niż poprzedniczka. Było tu o wiele więcej akcji i wydarzeń, które zatrzymywały mnie przy lekturze, ale moim zdaniem było to źle wyważone, zbyt mało było miejsca na oddech między jednym zwrotem akcji a kolejnym. Szkoda też, że autorka nie pociągnęła dalej motywu sióstr, który zaczął się niemal na początku książki - uważam, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-04-26
Nie podobała mi się aż tak jak poprzedniczki, ale miło było znowu wrócić na Wyspę Księcia Edwarda i poczytać o mojej ulubionej bohaterce z dzieciństwa.
Nie podobała mi się aż tak jak poprzedniczki, ale miło było znowu wrócić na Wyspę Księcia Edwarda i poczytać o mojej ulubionej bohaterce z dzieciństwa.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-04-12
Chyba moja ulubiona książka o Ani. Ciekawa, inna od poprzedniczek, przeczytana za jednym zamachem. Idealna na chłodne, letnie popołudnie.
Chyba moja ulubiona książka o Ani. Ciekawa, inna od poprzedniczek, przeczytana za jednym zamachem. Idealna na chłodne, letnie popołudnie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-03-21
Nie tak dobra jak poprzedniczka, jednak dalej trzymająca poziom, ciepła, urocza, miejscami zabawna. Warta uwagi, zwłaszcza, jeśli komuś przypadła do gustu część pierwsza.
Nie tak dobra jak poprzedniczka, jednak dalej trzymająca poziom, ciepła, urocza, miejscami zabawna. Warta uwagi, zwłaszcza, jeśli komuś przypadła do gustu część pierwsza.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-03-17
Ta książka to moje dzieciństwo - uwielbiałam wracać do Ani i jej przygód, bo sprawiały, że mogłam oderwać się od szarej rzeczywistości i przenieść na chwilę w bardziej beztroskie miejsca. Bardzo cieszę się, że ta książka powstała.
Ta książka to moje dzieciństwo - uwielbiałam wracać do Ani i jej przygód, bo sprawiały, że mogłam oderwać się od szarej rzeczywistości i przenieść na chwilę w bardziej beztroskie miejsca. Bardzo cieszę się, że ta książka powstała.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-06-09
Wiele osób ma problem ze zbiorami opowiadań, ponieważ nie można ocenić ich całościowo, tak jak książki. I nic dziwnego, w końcu każde opowiadanie jest odrębną całością. Mam podobnie i przypominam sobie o tym za każdym razem kiedy sięgam po kolejny zbiór opowiadań. Nie inaczej było z "Opowieściami z Avonlea".
Ten zbiorek kilkunastu opowiadań był ciepły, pełen miłości i kojący serce, ale w zasadzie to tyle. Nie ma tu nic odkrywczego, może poza jednym opowiadaniem, o którym za chwilę. Same tematy opowiadań powtarzają się względem innych utworów Montgomery - skłóceni kochankowie, sieroty, stare panny odnajdujące miłość... To wszystko jest owszem, urocze i kojące, ale ma jedną wadę - już było. A opowiadania są zwyczajnie za krótkie by można było z tego konkretnego zbiorku wyciągnąć coś więcej.
Mimo to znalazło się w "Opowieściach z Avonlea" takie opowiadanie, które poruszyło mnie bardziej niż niejedna powieść, czyli "Stara Dama". Cudowne, ciepłe, i po prostu piękne, moim zdaniem najpiękniejsze i najlepsze z całego zbioru. I to z jego powodu oceniam całość na pięć, a nie cztery gwiazdki.
Cały zbiór nie jest bynajmniej czymś, co nie-fan twórczości autorki powinien znać, a gdybyście mieli przeczytać z niego tylko jedno opowiadanie - niech będzie to wspomniana wyżej "Stara Dama".
Wiele osób ma problem ze zbiorami opowiadań, ponieważ nie można ocenić ich całościowo, tak jak książki. I nic dziwnego, w końcu każde opowiadanie jest odrębną całością. Mam podobnie i przypominam sobie o tym za każdym razem kiedy sięgam po kolejny zbiór opowiadań. Nie inaczej było z "Opowieściami z Avonlea".
Ten zbiorek kilkunastu opowiadań był ciepły, pełen miłości i...
2023-01-03
Już od pięciu lat Falcio. Kest i Brasti tułają się po świecie. Kiedyś byli Wielkimi Płaszczami, gwardią króla, która niosła mądrość i sprawiedliwość we wszystkie te miejsca, gdzie były one potrzebne. Teraz jednak król nie żyje, państwem żądzą wiecznie spiskujący książęta, a Wielkie Płaszcze owiane są złą sławą. Trójka bohaterów ma jednak zadanie do wykonania, zadanie, które przed swoją śmiercią zlecił im sam król. Jego powodzenie wisi jednak na włosku, gdy w mieście, w którym zmuszeni są przebywać zawiązuje się spisek koronacyjny, a Falcio, Kest i Brasti muszą zawalczyć o wszystko w co wierzą i czemu służą, żeby pokonać spiskowców i wypełnić wolę króla.
Spodziewałam się po tej książce czegoś trochę innego, ale w sumie to mogło być gorzej. Podoba mi się sam pomysł na Wielkie Płaszcze i to, że autor zrobił z tej historii coś w rodzaju powieści płaszcza i szpady. Akcja praktycznie nie zwalnia przez całą książkę, jednak mam wrażenie, że brakuje jej mięsa - są potyczki, walki, pościgi i ucieczki, ale po pewnym czasie stały się one po prostu nudne, bo nie prowadzą do niczego większego, no może poza jedną rzeczą. Mam wrażenie, że przez całą książkę fabuła niewiele ruszyła do przodu, a na ostatnich kartkach w ogóle chyba stoi w miejscu. I wiem, że to dopiero pierwszy tom, a przede mną jeszcze trzy, ale nadal uważam, że w porówaniu do tego ile się tu działo, to bohaterowie ugrali niewiele.
Bohaterów nie polubiłam jakoś szczególnie. Falcio mnie czasem irytował, bo jęczybuła z niego straszna, Kest nie zapadł mi w ogóle w pamięć, mimo że książkę skończyłam niedawno, a Brasti najczęściej mnie denerwował swoim humorem. Najciekawsza była chyba Szwaczka, była najbardziej charakterna ze wszystkich. I zgadzam się z jedną z innych opinii - jeśli między Falciem a jedną z żeńskich bohaterek naprawdę zawiąże się poważniejsza relacja romantyczna, a na to chyba zanosi się już teraz, to chyba autor pogalopował nie w tym kierunku co trzeba.
Mój największy zarzut czy też komentarz do tej książki to chyba to, jak Sebastian de Castell podszedł do scen walki, albo to jak ja je odbieram - ciężko mi stwierdzić . Ich opisy są naprawdę dobre, dynamiczne i widać, że autor się na tym zna i wie co pisze. Są jednak one według mnie tak częste i szczegółowe (a warto zaznaczyć, że w innych aspektach szczegółów jest raczej mniej niż więcej), że kojarzą mi się z walkami w klasycznych, papierowych RPGach. Może to zbyt daleko idące skojarzenie, ale przez całą lekturę "Ostrza zdrajcy" nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że czytam skrót walki z sesji RPG przełożony z rozgrywki na papier i z dodanymi ozdobnikami. Na dodatek to, ile jest tych walk na przestrzeni książki sprawia, że po prostu mam przesyt. Nie jest to wada, pewnie niektórym się to podoba i fajnie, tylko że ja już jestem trochę zmęczona, a to dopiero pierwszy tom.
Nawet teraz jak tak o tym myślę, to ta książka wygląda jak zapis kampanii RPG z perspektywy jednej z postaci graczy. Nie jestem pewna czy mi się to do końca podoba, chyba to co wygląda dobrze w grze nie zawsze da się dobrze przenieść na papier.
Mimo wszystko przeczytam przynajmniej kolejny tom, jeśli nie całą serię. Przez te trzy kolejne tomy dużo się jeszcze może zadziać, może seria nawet mi się spodoba, dlatego nie skreślam jej.
Już od pięciu lat Falcio. Kest i Brasti tułają się po świecie. Kiedyś byli Wielkimi Płaszczami, gwardią króla, która niosła mądrość i sprawiedliwość we wszystkie te miejsca, gdzie były one potrzebne. Teraz jednak król nie żyje, państwem żądzą wiecznie spiskujący książęta, a Wielkie Płaszcze owiane są złą sławą. Trójka bohaterów ma jednak zadanie do wykonania, zadanie, które...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-04-21
Eryk, młody mężczyzna, w ramach przysługi godzi się zastąpić swojego przyjaciela na stanowisku nauczyciela w wiejskiej szkole na Wyspie Księcia Edwarda. Nie jest z tego faktu zadowolony aż do momentu, gdy na spacerze po okolicy spotyka młodą, prześliczną dziewczynę i zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia.
Jest to chyba najsłabsza książka Montgomery, jaką miałam okazję czytać, choć słowo "książka" jest chyba na wyrost, bo "Kilmeny ze Starego Sadu" jest króciutka, a jej lektura nie zajmuje dłużej niż jeden wieczór. Mimo tego jest męcząca - rozwodzenie się nad urodą Kilmeny nie było niczym ciekawym, tym bardziej że sama bohaterka nie miała za bardzo okazji pokazać swojego charakteru. Sam romans również jest dosyć słaby właśnie dlatego, że opiera się głównie na tym, że Kilmeny jest prześliczna. Takie podejście do tematu dziwi tym bardziej, że w swojej wcześniejszej "Ani z Zielonego Wzgórza" Montgomery wielokrotnie podkreślała, że uroda nie jest tak ważna jak charakter i inteligencja.
Eryk, młody mężczyzna, w ramach przysługi godzi się zastąpić swojego przyjaciela na stanowisku nauczyciela w wiejskiej szkole na Wyspie Księcia Edwarda. Nie jest z tego faktu zadowolony aż do momentu, gdy na spacerze po okolicy spotyka młodą, prześliczną dziewczynę i zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia.
Jest to chyba najsłabsza książka Montgomery, jaką miałam...
2023-04-23
W Srebrnym Gaju mieszka Pat. Dziewczynka jest niezwykle przywiązania do wszystkiego co ją otacza, począwszy od domu, a na najmniejszym krzaczku w ogrodzie skończywszy. Bardzo przeżywa wszystkie zmiany, jakie zachodzą w jej otoczeniu i będzie musiała się dopiero nauczyć, że zmiany, mniejsze i większe, to nieodłączne elementy życia.
To chyba najbardziej "leniwa" z książek Montgomery, przynajmniej z tych, które już zdążyłam poznać. Akcja płynie nieśpiesznie i w większości skupia się na Srebrnym Gaju. Sama Pat jest inna niż pozostałe bohaterki autorki. Ma dużą, kochającą się rodzinę, nie jest aż tak ambitna i nie chce zostać nauczycielką, nie ma też zapędów literackich jak Emilka i Ania. Nie znaczy to jednak że jest nieciekawa - jej ogromne serce, sentymentalizm i zdecydowanie robią z niej bohaterkę uroczą, o której przyjemnie się czyta. Jednak moje serce skradła Judysia - jej postać jest cudowna i ciepła, dokładnie taka, jaką zapamiętałam.
Sama książka, jak wiele innych tej autorki, potrafi też złamać serce. Do dzisiaj pamiętam kiedy jako mała dziewczynka wylewałam rzewne łzy nad tą książką. I chyba dlatego tak bardzo chciałam do niej wrócić po latach.
Z chęcią sięgnę po kolejny tom.
W Srebrnym Gaju mieszka Pat. Dziewczynka jest niezwykle przywiązania do wszystkiego co ją otacza, począwszy od domu, a na najmniejszym krzaczku w ogrodzie skończywszy. Bardzo przeżywa wszystkie zmiany, jakie zachodzą w jej otoczeniu i będzie musiała się dopiero nauczyć, że zmiany, mniejsze i większe, to nieodłączne elementy życia.
To chyba najbardziej "leniwa" z książek...
2023-04-25
Książka gorsza od poprzedniego tomu, ale nadal dobra, a przede wszystkim bardzo ciepła i taka "swojska", oczywiście w pozytywnym znaczeniu. No i także potrafi złamać serce, podobnie jak część poprzednia.
Nie jest to może najlepsza seria Montgomery, ale zdecydowanie jest warta uwagi, zwłaszcza fanów jej twórczości.
Książka gorsza od poprzedniego tomu, ale nadal dobra, a przede wszystkim bardzo ciepła i taka "swojska", oczywiście w pozytywnym znaczeniu. No i także potrafi złamać serce, podobnie jak część poprzednia.
Nie jest to może najlepsza seria Montgomery, ale zdecydowanie jest warta uwagi, zwłaszcza fanów jej twórczości.
2023-03-03
Nowa Zelandia, lata 60. XIX wieku. U wybrzeży Hokitika cumuje „Z Bogiem”, na którym przypłynął Walter Moody, skuszony wizją zbicia fortuny na miejscowych działkach obfitych w złoto. Zanim jednak Moody na dobre zaaklimatyzował się w nowym miejscu jest świadkiem dziwnego zgromadzenia w palarni hotelu Korona – dwunastu różnych, zdawałoby się przypadkowych mężczyzn, rozprawia o tajemniczych zdarzeniach mających miejsce w Hokitika: zaginięciu najbardziej majętnego poszukiwacza złota, próbie samobójczej najpopularniejszej w okolicy prostytutki oraz śmierci lokalnego odludka, mieszkającego niedaleko. Wszystko miało miejsce w tym samym dniu i zgromadzeni próbują połączyć ze sobą wszystkie trzy wydarzenia. Nie jest to jednak łatwe, gdyż jak się okazuje, zdarzenia są powiązane także z nimi samymi, a żeby wyjaśnić wszystko od początku do końca cała trzynastka – włączając w to Moody’ego – będzie musiała cofać się miesiące wstecz i przypominać sobie rzeczy pozornie przypadkowe.
Czytanie tej książki to była przeprawa, ale jakże cudowna. Sięgając po „Wszystko, co lśni” wiedziałam, że to nie byle jaka książka, w końcu to najdłuższe dzieło nagrodzone Bookerem, a jego autorka jest najmłodszą, która otrzymała tę nagrodę – w mojej opinii całkowicie zasłużenie. Nie spodziewałam się jednak, że ta książka będzie aż tak dobra – dopracowana w najmniejszych szczegółach, napisana tak pięknym i cieszącym czytelnika językiem. Pełno jest tu najróżniejszych kreacji bohaterów, których ilość może na początku przytłaczać, ale z biegiem lektury wszystko się klaruje, ponieważ każdy z nich jest inny, każdy reprezentuje trochę inną moralność (lub jej brak), ma inne cele, sympatie i inne racje i po bliższym poznaniu nie sposób ich ze sobą pomylić. Ponadto smaku, a także realizmu, dodaje książce tygiel kulturowy, który nie jest tylko pustym określeniem.
To co najbardziej mnie zachwyciło i zdziwiło, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa, jest konstrukcja powieści, zbudowana na zasadzie złotego podziału, czy jak kto woli, boskiego podziału. To w połączeniu z rozległą analizą astrologiczną (chyba tak to mogę nazwać) daje naprawdę przemyślaną konstrukcyjnie powieść, która wraz z jej treścią stanowi niesamowity materiał nie tylko do czytania, ale i do interpretacji.
Jest to historia przypominająca te z okresu, w którym toczy się akcja – jest tu trochę westernu, powieści przygodowej, kryminał a nawet szczypta romansu. To w porównaniu z rozmachem tej historii a także z przepięknym stylem Catton tworzy naprawdę wspaniałą opowieść, która opowiada wręcz niesłychaną, ale jednak, jak można się przekonać, całkiem prawdopodobna historię, w której pierwsze skrzypce grają nie tyle ludzie, co złoto – a ono, jak wiadomo, lśni nawet piękniej niż gwiazdy.
Nowa Zelandia, lata 60. XIX wieku. U wybrzeży Hokitika cumuje „Z Bogiem”, na którym przypłynął Walter Moody, skuszony wizją zbicia fortuny na miejscowych działkach obfitych w złoto. Zanim jednak Moody na dobre zaaklimatyzował się w nowym miejscu jest świadkiem dziwnego zgromadzenia w palarni hotelu Korona – dwunastu różnych, zdawałoby się przypadkowych mężczyzn, rozprawia o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-01-20
Po pokonaniu księżnej Patriany Falcio i jego towarzysze mają przed sobą kolejne wyzwanie - wynieść Aline na tron i postarać się, by ani przed tym wydarzeniem ani po nim nie została zamordowana przez zazdrosne i żądne władzy książęta. Poza tym próbują zorganizować przyszłej królowej sojuszników do walki o władzę. Falcio prowadzi też własną walkę, czy raczej wyścig z czasem, bo trucizna, która nadal znajduje się w jego ciele, powoli go zabija, a mężczyzna doskonale wie, że jeszcze nie może pozwolić sobie na śmierć.
Powiem wprost - ta część była jeszcze gorsza niż poprzednia. Chaotyczna, pełna dziwnych wydarzeń, które toczą się za szybko i nie pozwalają wczuć się w akcję. Ale to w sumie małe zarzuty, bo są czytelnicy, którzy lubią właśnie takie niedające oddechu książki, i dla takich ta seria pewnie będzie idealna.
Największy mój zarzut jest jednak nie do akcji i tego, jak szybko pędzi, a do trójki głównych bohaterów. Falcio, Kest i Brasti to mężczyźni dorośli, mają po trzydzieści kilka lat, a zachowują się jak nastolatkowie. I o ile w przypadku Kesta i Brastiego można się jeszcze kłócić że nie do końca tak jest, bo ten pierwszy jest bardzo opanowany, a ten drugi w pewnym momencie narzuca sobie jakiś cel i skrupulatnie go wypełnia, to Falcio swoim zachowaniem przekracza ludzkie pojęcie. Jest swoistym liderem grupy, więc powinien dawać przykład swoim podejściem i decyzjami, a zamiast tego często postępuje głupio i nieodpowiedzialnie, narażając siebie i innych na bezsensowne niebezpieczeństwo. Jest impulsywny, nigdy nie pomyśli zanim coś zrobi, a to, że prawie wszystko mu się udaje mimo tej bezmyślności sprawia, że całość jest po prostu śmieszna.
Inna sprawa, że autor Falcia nie oszczędza. Było to już sporo przesadzone w tomie poprzednim, ale tutaj urosło do rozmiarów karykatury albo absurdu. Nie będę się wdawać w szczegóły żeby nie robić innym spoilerów, ale pewnie każdy kto czytał pamięta "Lament". Jeśli autor już w drugim tomie robi bohaterowi - i to głównemu! - takie rzeczy to aż strach pomyśleć, co wymyśli w dwóch kolejnych.
A, i wątek miłosny. Na szczęście nie poszło w tę stronę o której myślałam, ale i tak nie jest dobrze, bo jest nudno, a chemii między Falciem i jego wybranką nie ma wcale.
Szczerze mówiąc to nie wiem czy sięgnę po kolejne tomy. Chciałam przeczytać "Cień rycerza" żeby zobaczyć, czy pierwszy tom nie był przypadkiem tylko "wypadkiem przy pracy", ale chyba jednak nie.
Po pokonaniu księżnej Patriany Falcio i jego towarzysze mają przed sobą kolejne wyzwanie - wynieść Aline na tron i postarać się, by ani przed tym wydarzeniem ani po nim nie została zamordowana przez zazdrosne i żądne władzy książęta. Poza tym próbują zorganizować przyszłej królowej sojuszników do walki o władzę. Falcio prowadzi też własną walkę, czy raczej wyścig z czasem,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-07-14
Chyba najsłabsza z dotychczas przeze mnie przeczytanych książek Montgomery, ale mimo to bardzo przyjemna w lekturze (choć widać, że się zestarzała, np. jeśli chodzi o traktowanie dzieci czy kobiet). Moim zdaniem idealna na lato.
Chyba najsłabsza z dotychczas przeze mnie przeczytanych książek Montgomery, ale mimo to bardzo przyjemna w lekturze (choć widać, że się zestarzała, np. jeśli chodzi o traktowanie dzieci czy kobiet). Moim zdaniem idealna na lato.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-07-06
Chyba najbardziej autobiograficzna ze wszystkich powieści Montgomery. Ciężko czytało mi się o Emilce, targanej depresją (najprawdopodobniej) i po prostu nieszczęśliwą, zwłaszcza pod koniec powieści. I choć doceniam całą trylogię o Emilce, to chyba jednak moją ulubioną pozostanie seria o Ani, jednak tą niemniej polecam wszystkim, którzy Anię lubią.
Chyba najbardziej autobiograficzna ze wszystkich powieści Montgomery. Ciężko czytało mi się o Emilce, targanej depresją (najprawdopodobniej) i po prostu nieszczęśliwą, zwłaszcza pod koniec powieści. I choć doceniam całą trylogię o Emilce, to chyba jednak moją ulubioną pozostanie seria o Ani, jednak tą niemniej polecam wszystkim, którzy Anię lubią.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-07-06
Emilka jako bohaterka jest całkiem inna niż Ania, ale polubiłam ją mimo to. Z resztą, jej też zdarzają się całkiem zabawne przygody - na przykład takie jak ta z psem, która jest chyba moim ulubionym "gagiem" ze wszystkich przeze mnie przeczytanych książek Montgomery. Poza tym widać w tej powieści niepodrabialne pióro Montgomery, co dla mnie podnosi wartość całej historii.
Emilka jako bohaterka jest całkiem inna niż Ania, ale polubiłam ją mimo to. Z resztą, jej też zdarzają się całkiem zabawne przygody - na przykład takie jak ta z psem, która jest chyba moim ulubionym "gagiem" ze wszystkich przeze mnie przeczytanych książek Montgomery. Poza tym widać w tej powieści niepodrabialne pióro Montgomery, co dla mnie podnosi wartość całej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-05-22
Czytałam "Wymarzony dom Ani" ostatnim razem jako mała dziewczynka i pamiętam, że to był ostatni tom przygód rudowłosej marzycielki, jaki mi się podobał, choć nawet ten nie był wtedy w moim odczuciu tak dobry jak poprzednie. Po latach postanowiłam sobie przypomnieć cały cykl i kiedy dotarłam do tego tomu, wydawało mi się, że będzie podobał mi się jeszcze mniej niż za pierwszą lekturą, choć w sumie nie było tak źle.
Mam wrażenie, że mało jest tu Ani w Ani. Jasne, w kolejnych tomach jest jej jeszcze mniej, bo akcja skupia się na jej dzieciach, jednak podczas lektury tej książki miałam wrażenie, że Ani tu prawie nie ma. Bohaterka jest oczywiście starsza niż była w poprzednich częściach, wiadome więc było, że nie będzie już tak zabawna, ale mimo to straciła według mnie na uroku, który miała. Mam wrażenie, że po ślubie stała się lekko głupiutka, a takie zachowanie nie pasuje do niej wcale, zwłaszcza gdy zestawi się Anię z tego tomu z Anią z choćby dwóch pierwszych.
Inne postacie... No cóż, prócz kapitana Jakuba i panny Kornelii to mam wrażenie, że nikt za bardzo się nie wyróżniał. Brakowało mi towarzystwa z Zielonego Wzgórza, a także przyjaciółek Ani z Avonlea i ze studiów, choć wiem, że to nie o tym miała być ta książka. Mimo to, nie było tu żadnej na tyle barwnej czy ciekawej postaci, która przykułaby moją uwagę.
Czytałam "Wymarzony dom Ani" ostatnim razem jako mała dziewczynka i pamiętam, że to był ostatni tom przygód rudowłosej marzycielki, jaki mi się podobał, choć nawet ten nie był wtedy w moim odczuciu tak dobry jak poprzednie. Po latach postanowiłam sobie przypomnieć cały cykl i kiedy dotarłam do tego tomu, wydawało mi się, że będzie podobał mi się jeszcze mniej niż za...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się jakich istot brakuje w literaturze fantasy, to czytając "Porwaną pieśniarkę" sami odpowiecie sobie na to pytanie. Mieliśmy już czarodziejów, smoki, wiedźminów itd. aż wreszcie ktoś wpadł na pomysł i dodał do tego wszystkiego trolle, bo "Porwana pieśniarka" opowiada w dużej mierze właśnie o nich.
Na samym początku poznajemy naszą główną bohaterkę, Cecile, która szkoli się na śpiewaczkę operową i w przyszłości chcę takową zostać, idąc w ślady matki. Spędza swój ostatni dzień na farmie, i właśnie wraca z miasta do rodzinnego domu, gdy porywa ją jej znajomy i przemarzniętą i obdartą z ubrań oddaje trollom. Tam wkrótce odbywa się ceremonia zaślubin Cecile z księciem trolli, Tristanem, połączona z tak zwaną Ceremonią Łączenia, która ma za zadanie wyswobodzić trolle z miasta pod Górą, gdzie dawno temu uwięziła je czarownica. Jak można się domyślić, klątwa nie została złamana, a życie Cecile zmienia się diametralnie.
Autorka miała bardzo dobry, wręcz oryginalny pomysł na całą fabułę. jej styl jest przyjemny i prosty, a opisywana historia wciąga i angażuje. Rozdziały pisane z pierwszej osoby są jak najbardziej na miejscu, bo możemy poznać myśli i uczucia naszych bohaterów bezpośrednio od nich, a to w całej historii jest bardzo ważne. Największym dla mnie zaskoczeniem było jednak ukazanie trolli. Nie były one przedstawione tak stereotypowo jak zwykle. mamy w tej powieści trolle, pół-trolle, ćwierć-trolle, trolle z domieszką ludzkiej krwi, hybrydy różnego rodzaju. Świat przedstawiony jest bardzo barwny w sensie psychicznym, każdy jest inny, każdy ma inne cele i ambicje. Głowna bohaterka nie denerwowała mnie za bardzo, w większości przypadków była rozsądna.Tristana również polubiłam, tak samo jak większość postaci z tej książki.
Dobra, warta przeczytania książka z zakończeniem, po którym nie sposób nie sięgnąć po kolejną część.
Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się jakich istot brakuje w literaturze fantasy, to czytając "Porwaną pieśniarkę" sami odpowiecie sobie na to pytanie. Mieliśmy już czarodziejów, smoki, wiedźminów itd. aż wreszcie ktoś wpadł na pomysł i dodał do tego wszystkiego trolle, bo "Porwana pieśniarka" opowiada w dużej mierze właśnie o nich.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNa samym początku poznajemy naszą...