rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Urocza, trochę przytłaczająca, zwłaszcza w dwóch kulminacyjnych punktach, ale napisana w tak urokliwy sposób, że nie mogłam przestać czytać.

Najbardziej podobały mi się relacje między wszystkimi bohaterami, chociaż wątek Chase'a i jego brata pod koniec został spłycony, a ja chciałam wiedzieć więcej.

Szybko sięgnęłam po drugi tom, który niestety ostudził mój zachwyt nad tą historią.

Urocza, trochę przytłaczająca, zwłaszcza w dwóch kulminacyjnych punktach, ale napisana w tak urokliwy sposób, że nie mogłam przestać czytać.

Najbardziej podobały mi się relacje między wszystkimi bohaterami, chociaż wątek Chase'a i jego brata pod koniec został spłycony, a ja chciałam wiedzieć więcej.

Szybko sięgnęłam po drugi tom, który niestety ostudził mój zachwyt nad tą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To była dość przytłaczająca historia. Obydwa tomy przyciągnęły mnie, ale było w nich coś smutnego. Polubiłam wszystkich bohaterów, ich relacje były przedstawione w tak świetny sposób, że w pewnym momencie zaczęłam żałować, że autorka postanowiła obciążyć ich tak dużym ciężarem.

W pewnym momencie zrobiło się już zbyt dramatycznie, a końcówka nie spodobała mi się. Epilog niczego nie wyjaśnił, zostawił otwartą furtkę na tyle szeroko, że być może autorka postanowi wrócić kiedyś do tego świata. Ten tom znalazł się po drugiej stronie barykady, biło od niego smutkiem.

W tego typu powieściach poważne problemy są przedstawiane w bardzo płytki sposób, tutaj na szczęście nie miałam takiego odczucia. W pewnych momentach miałam wrażenie, że gdzieś to już czytałam, ale w tej historii coś urzekło mnie bardziej.

Liczyłam na coś znacznie lżejszego, ale koniec końców nie było źle. I tak na dobrą sprawę mógł być tylko jeden tom. Wyciąć trochę z pierwszego, więcej z drugiego i być może koniec nie byłby taki byle jaki.

To była dość przytłaczająca historia. Obydwa tomy przyciągnęły mnie, ale było w nich coś smutnego. Polubiłam wszystkich bohaterów, ich relacje były przedstawione w tak świetny sposób, że w pewnym momencie zaczęłam żałować, że autorka postanowiła obciążyć ich tak dużym ciężarem.

W pewnym momencie zrobiło się już zbyt dramatycznie, a końcówka nie spodobała mi się. Epilog...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dlaczego tak duże wydawnictwo wydaje książkę z taką okładką? Pomijając już to, że była sklejona w najprostszym programie graficznym, ale ona po prostu nie jest czytelna ani zachęcająca. Mnie odpycha, nie przeczytam.

Dlaczego tak duże wydawnictwo wydaje książkę z taką okładką? Pomijając już to, że była sklejona w najprostszym programie graficznym, ale ona po prostu nie jest czytelna ani zachęcająca. Mnie odpycha, nie przeczytam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Druga część serii, tym razem o drugim bliźniaku.

Historia przypadkowego spotkania i dwóch weekendów i gdyby nie epilog, wydaje mi się, że podobałoby mi się bardziej. Z reguły nie lubię zakończeń otwartych, ale w przypadku historii Lucie i Theo mam wrażenie, że byłoby lepszym rozwiązaniem.

Sama historia śmieszna i urocza, więcej w niej seksu niż w poprzedniej, ale autorka operuje językiem tak dobrze, że taka ilość w ogóle nie przeszkadza.

Czegoś mi brakowało, nie jestem w stanie powiedzieć czego. Być może spodziewałam się po Theo więcej niż dostałam. Może liczyłam na więcej niż dwa weekendy opisane na ponad 300 stronach. Nie mniej historia bardzo mi się podobała i nie żałuję tych kilku godzin, które poświęciłam na czytanie.

Od strony technicznej jedyne, co na początku odrzucało mnie od tej serii to okładki rodem z canvy i okropnie długie tytuły nie mające wiele wspólnego z oryginalnymi. A to romanse warte przeczytania!

Poza tym polecam każdemu, komu spodobała się część pierwsza.

Druga część serii, tym razem o drugim bliźniaku.

Historia przypadkowego spotkania i dwóch weekendów i gdyby nie epilog, wydaje mi się, że podobałoby mi się bardziej. Z reguły nie lubię zakończeń otwartych, ale w przypadku historii Lucie i Theo mam wrażenie, że byłoby lepszym rozwiązaniem.

Sama historia śmieszna i urocza, więcej w niej seksu niż w poprzedniej, ale autorka...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Urocza historia, przy której nareszcie świetnie się bawiłam.

Od początku wydawało mi się to wszystko za proste, pierwsza połowa jest też trochę pusta, bo nie dzieje się tak dużo, za to dalsza część historii zdecydowanie nadrabia zaległości.

Oczywiście, jakżeby inaczej, domyśliłam się o co chodzi, ale nie odebrało mi to kompletnie frajdy z czytania. Nawet mała tragedia ma swoje usprawiedliwienie i nie drażniła mnie tak, jak w przypadku większości romansów, bo autorka nie wie, co ma zrobić by wywołać emocje, więc leci po skrajnościach. Tu obyło się bez tego, wszystko jest wyważone, a rozwiązanie ma swój sens.

Aż trudno uwierzyć, że to ta sama autorka, która pisała o chłopaku z okna. Tylko okładka robiona w canvie nie zachęca, na szczęście wiem, że tak już niestety z większością romansów u nas jest.

To trzeci w tym roku romans, jaki miałam okazję przeczytać, i (ze smutkiem) muszę stwierdzić, że przebił "Wiosnę koloru słońca" (a to jest przecież moja seria numer 1).

Trzymam na czytniku już drugą część i nie mogę doczekać się kolejnej historii z tego świata.

Urocza historia, przy której nareszcie świetnie się bawiłam.

Od początku wydawało mi się to wszystko za proste, pierwsza połowa jest też trochę pusta, bo nie dzieje się tak dużo, za to dalsza część historii zdecydowanie nadrabia zaległości.

Oczywiście, jakżeby inaczej, domyśliłam się o co chodzi, ale nie odebrało mi to kompletnie frajdy z czytania. Nawet mała tragedia ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To tylko lekki romans... W każdym razie tego oczekiwałam. Autorka w podziękowaniach wspomniała coś o realizmie, a ja nie mogę zostawić tego bez komentarza.

Zaczęło się przyjemnie. Nic zobowiązującego, raczej komedia na jeden wieczór. Ona piękna, on piękny. Piękne domy, piękne marzenia. Było dobrze do pewnego momentu, w którym nie zrozumiałam, że głowni bohaterowie (a raczej bohaterka) nie potrafią ze sobą rozmawiać. I przez to właśnie dochodziło do coraz częstszych, irytujących przepychanek. Taki już urok tego typu historii, ale w pewnym momencie było tego już zdecydowanie za wiele.

Fizyczne problemy głównej bohaterki to coś, co absolutnie potrafię sobie wyobrazić, ba, nawet utożsamić. Ale niestety nawet relacje z jej matką nie potrafiły przekonać mnie do jej specyficznego usposobienia. Powiedzmy, że wątek Kristen i Josha był jeszcze okej.

Ale dlaczego autorka zrobiła coś takiego bohaterom drugoplanowym? Czy naprawdę nie obyłoby się bez tego? Czy naprawdę dodało to coś dobrego do całej historii? No nie, to jedynie podkreśliło, że problemy Kristen są po prostu przerysowane, obnażyło to też jej nieumiejętność w rozmawianiu z drugim człowiekiem.

Gdyby nie druga połowa tej historii, dałabym zdecydowanie wyższą ocenę. Z komedii zrobiła się nieuzasadniona niczym tragedia, która była tylko po to żeby sprawić, aby głowni bohaterowie zaczęli znowu ze sobą rozmawiać. Daleko takiemu splotowi wydarzeń do realizmu.

Świetnie, że autorka postawiła sobie za cel pokazanie kobiety z takimi problemami, natomiast to, co działo się później, co miało dać Kristen i Joshowi happy ending, było zbędne i wcale nie musiało skończyć się w ponury sposób. To nie było lekkie, to było przytłaczające, okropnie amerykańskie i oderwane od realiów świata.

To tylko lekki romans... W każdym razie tego oczekiwałam. Autorka w podziękowaniach wspomniała coś o realizmie, a ja nie mogę zostawić tego bez komentarza.

Zaczęło się przyjemnie. Nic zobowiązującego, raczej komedia na jeden wieczór. Ona piękna, on piękny. Piękne domy, piękne marzenia. Było dobrze do pewnego momentu, w którym nie zrozumiałam, że głowni bohaterowie (a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po rozczarowującym Crescent City, który był kopią dwóch poprzednich serii Sarah J. Maas (i nie tylko swoich własnych książek), nadszedł czas na wyczekiwany, czwarty tom Dworów. Miałam szansę przeczytać tę książkę w oryginale i niestety, ale było to moje ostatnie podejście do tej autorki.

Przede wszystkim powtarzalność motywów zabija wszystkie książki Maas, będącą wcześniej moją ulubioną autorką. To, co działo się w tej historii powodowało, że łapałam się za głowę, a Nesta była przecież jedną z moich ulubionych bohaterek Maas...

Niewątpliwie bardzo wiernym fanom książka się spodoba albo będzie wydawało się, że się podoba – tak było w moim przypadku. Niestety im dalej w fabułę, tym moje rozczarowanie rosło.

Nie ukrywam, czytając miałam wrażenie, że to nie Maas pisała ten tom. Tak samo było w przypadku Kingdom of Ash. Doszłam do pewnych wniosków, natomiast na ten moment zostawię je dla siebie.

Dla mnie ten tom jest na równi z ACOFAS – równie absurdalny, płytki i może nie tyle niepotrzebny jak nowelka, co pisany żeby łatwo i szybko się sprzedał.

Dzięki tej oto książce, straciłam kompletnie zainteresowanie Dworami - ba! - sprzedałam wszystkie książki Maas, łącznie z Domem i Tronem.

Po rozczarowującym Crescent City, który był kopią dwóch poprzednich serii Sarah J. Maas (i nie tylko swoich własnych książek), nadszedł czas na wyczekiwany, czwarty tom Dworów. Miałam szansę przeczytać tę książkę w oryginale i niestety, ale było to moje ostatnie podejście do tej autorki.

Przede wszystkim powtarzalność motywów zabija wszystkie książki Maas, będącą wcześniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak jak w pierwszej części prawie niczego nie brakowało, tak tutaj niestety fabuła jednak trochę rozczarowuje, zwłaszcza końcówka, ale o tym później.

Można powiedzieć, że przeczytałam te książki ciągiem, w dwa dni. Lektura bardzo przyjemna, napisana ładnym językiem, natomiast od połowy drugiego tomu coś przestało mi się aż tak bardzo podobać.

Przede wszystkim pojawiło się trochę więcej wątków, a akcja nabrała rozpędu, ale te wszystkie sytuacje zostały pozbawione realności, czegoś co sprawiłoby, że uwierzyłabym w realność tej historii, tych rozwiązań. Niestety tutaj wkroczyła powierzchowność i brak logiki, na co się naprawdę nie zapowiadało. Po prostu jeśli coś przez wiele lat nie było możliwe, jak udało się tego dokonać w ciągu kilku dni czy tygodni?

Tutaj również nie ma tak dużo romansu, jak w tomie pierwszym. Poznajemy za to bliżej wszystkich bohaterów, a niektóre otwarte wątki albo nie zostały zamknięte, albo autorka wzruszyła ramionami i stwierdziła, że to, co wybrała, będzie dostateczne. Dla mnie nie było.

Główni bohaterowie też stracili jakiś blask, chociaż ze względu na to, jak przebiega akcja, akurat to można zrozumieć.

Natomiast to, w jaki sposób pozbyto się króla, zdecydowanie było najbardziej rozczarowującym punktem akcji, a zaraz po nim ostatnie rozdziały, które zostawiły zakończenie tak otwarte, że na dobrą sprawę nie można być do końca pewnym jak wszystko się tak naprawdę potoczyło. Wiem, że będą jeszcze dwa tomy skupiające się na dwójce innych bohaterów, jednak nie wiem, czy autorka przedstawi życie Lary i Arena "już po" tak, jakbym sobie tego życzyła.

Poza naiwnością i powierzchownością w niektórych momentach, ten tom też był dobry. Jak na młodzieżówkę fantasy bez magii i tak wypada świetnie i na pewno sięgnę po kontynuację, jeśli się pojawi. No i na pewno ta seria jest lepsza niż przeciętne "Mroczne wybrzeża" tej autorki.

Tak jak w pierwszej części prawie niczego nie brakowało, tak tutaj niestety fabuła jednak trochę rozczarowuje, zwłaszcza końcówka, ale o tym później.

Można powiedzieć, że przeczytałam te książki ciągiem, w dwa dni. Lektura bardzo przyjemna, napisana ładnym językiem, natomiast od połowy drugiego tomu coś przestało mi się aż tak bardzo podobać.

Przede wszystkim pojawiło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy można stworzyć powieść fantasy bez magii? Można, a Danielle L. Jensen to udowodniła. Bardzo dobre wprowadzenie w świat, ciekawie rozbudowani bohaterowie i nienachalna relacja pomiędzy nimi. Język, jakim posługuje się autorka jest naprawdę przyjemny, a to sprzyjało szybkiemu czytaniu. Mam zastrzeżenie do wyboru nazw miejsc, istne łamacze językowe, dość trudne do zapamiętania, jeśli wszystkie w tym samym czasie były wspominane. Tak samo imiona. Raz Zarrah, potem James. Mimo wszystko cieszę się, że od razu zakupiłam dwie części, bo natychmiast po ukończeniu tej, sięgnęłam po drugą. No i niestety, ale... Nie będę tutaj przecież pisać o drugiej części ;) Tylko proszę nie spodziewać się cudów, to bardzo lekka młodzieżówka, skupiająca się głównie na jedynym wątku, na głównej parze bohaterów. Czego zabrakło? Mimo wszystko opisy nie były tak uszczegółowione, jakbym tego chciała, zwłaszcza opis mostu, który przecież gra tutaj bardzo ważną rolę.
Wydane ładnie, cieszę się, że wydawnictwo zdecydowało się na okładkę pierwszego amerykańskiego wydania ;)

Czy można stworzyć powieść fantasy bez magii? Można, a Danielle L. Jensen to udowodniła. Bardzo dobre wprowadzenie w świat, ciekawie rozbudowani bohaterowie i nienachalna relacja pomiędzy nimi. Język, jakim posługuje się autorka jest naprawdę przyjemny, a to sprzyjało szybkiemu czytaniu. Mam zastrzeżenie do wyboru nazw miejsc, istne łamacze językowe, dość trudne do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo "płaska" pozycja. Autorka mogła trochę bardziej się postarać i dodać głębi bohaterom jak i całej historii. Takiego pomysłu na świat wykreowany nie da się zamknąć w jednym tomie, bo zawsze czegoś brakuje albo jest natłok informacji, w tym przypadku wypadło na to pierwsze, a szkoda. Wyszło mdło, bo za słodko, i naiwnie, bardzo naiwnie. Dlatego uważam, że to pozycja dla osób 13-17. Naprawdę szkoda pomysłu, bo się zmarnował. Nie rozumiem zachwytów, chociaż podejrzewam, że to o okładkę niezastąpionej Charlie Bowater chodzi. Ładnie wygląda na zdjęciach.

Największe zastrzeżenia mam jednak do wydawnictwa, które nie wie jak wydawać książki. Pod tym względem ta książka jest chyba największym kwiatkiem, jakiego udało mi się zerwać na polskim rynku czytelniczym. Odebrało mi to radość z czytania. Kpina. Lepiej niech trzymają się harlekinów i innych tanich romansów rodem z kiosku ruchu, bo od takiej lektury zazwyczaj nie wymaga się za wiele.

Bardzo "płaska" pozycja. Autorka mogła trochę bardziej się postarać i dodać głębi bohaterom jak i całej historii. Takiego pomysłu na świat wykreowany nie da się zamknąć w jednym tomie, bo zawsze czegoś brakuje albo jest natłok informacji, w tym przypadku wypadło na to pierwsze, a szkoda. Wyszło mdło, bo za słodko, i naiwnie, bardzo naiwnie. Dlatego uważam, że to pozycja dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Długo zastanawiałam się nad oceną (to jest kilka godzin po premierze, więc nie tak znowu długo), bo z pewnością nie jest to część najlepsza, ale z drugiej strony tak bardzo wyczekiwana...

W głowie ułożyłam sobie genialny plan, by nie nastawiać się, aż tak pozytywnie, bo jednak minęło osiem lat od premiery pierwszej części, a wiemy jak to z kontynuacjami jest. Nie zawsze wychodzą. Czy tak było w tym przypadku? Absolutnie nie. Dlaczego więc taka, a nie inna ocena, skoro jest to moja ukochana seria? Wynika to z faktu, że już od kilku dni chodziłam nabuzowana, a gdy wzięłam swoją świeżutką kopię do rąk, uderzyła we mnie tak silna nostalgia, jak jeszcze nigdy w życiu. Jest wiele powodów, dla których tak bardzo kocham te książki. Ja po prostu okrutnie bałam rozstawać się z bohaterami... Dalej czuję w sobie pustkę, którą potrafię opisać słowami, ale i tak nie jest to wystarczające, by określić stan, w jakim się teraz znajduję. Mam po prostu mieszane uczucia.

Czy płakałam? Tak.
Czy się śmiałam? Jak najbardziej.
Czy mój głód został zaspokojony? Prawdę mówiąc przydałby mi się bon na jedzenie (kto wie, ten wie).

Nie wiem, naprawdę nie wiem, od czego zacząć.

Na pewno bliżej poznajemy paczkę przyjaciół, chociaż chciałabym więcej Alex, która w tej części jest wyjątkowo upierdliwa (do tego wrócę pod koniec), a mniej Evy, której historia była absolutnie zbędna. Również matka Emely nie popisała się swoim zachowaniem, ale właśnie dlatego tak kocham tę serię – bo nie zawsze jest cukierkowo i perfekcyjnie, a bohaterowie nie są płascy; są po prostu ludźmi ze swoimi wadami i zaletami.

Tutaj cała fabuła opiera się na naszej głównej parze, no prawie, bo często wracano do tematu Jessici. I absolutnie nie jest to złe, że autorka dała jej trochę ekranowego czasu, natomiast nie do końca było to wyważone. A może twierdzę tak dlatego, że chciałam jeszcze więcej Emely i Elyasa.

Sytuacje były urocze, prześmieszne i prawdziwe; oczywiście było też romantycznie. Kilka wątków zostało otwartych, ale tylko odrobinkę, a autorka nie wróciła już do nich pod koniec, co natychmiast wywołało pytanie – czy pojawi się "Jesień..."? Wyobrażacie sobie tę dwójkę i ich przyjaciół na przykład dziesięć lat później? Jest to coś, na co w głębi serca liczę. Muszą być cztery tomy, koniec kropka.

W mojej głowie nawet uroiła się myśl, że Netflix powinien się tą serią zainteresować, bo ilość sarkazmu jaki wypływa z każdej strony jest po prostu nie do przyjęcia. Jakby nie patrzeć, Carina Bartsch operuje językiem sarkazmu perfekcyjnie. Przy czym nie jest ani chamsko, ani sucho. Jest tak, jak powinno być.

Moimi ulubionymi momentami było w "bezczelny" sposób wręczenie Emely prezentu świątecznego, jak i powrót do pewnych listów. Tutaj akurat niezdarność Emely na coś się przydała.

Czy było warto? Absolutnie. Ten tom przeczytałam najszybciej z całej trójki, bo w nieco ponad trzy godziny. Styl autorki poprawił się, przez powieść leciałam i leciałam, aż nagle uderzył we mnie koniec. I to w jak bardzo elyasowym stylu... Chociaż, nie zaprzeczam, chciałam tego elyasowego stylu więcej. Niestety obyło się bez pikanterii.

Daj, daj, daj, zupełnie jak mewy z filmu "Gdzie jest Nemo". No cóż ja mogę poradzić, więź jaką poczułam z bohaterami, od wielu lat nie rozerwała się i raczej nigdy do tego nie dojdzie. Ja tylko ładnie proszę o czwartą książkę...

Za jakiś czas przeczytam tę część jeszcze raz i niewątpliwie moja ocena się zmieni.

Każdy, kto pokochał bohaterów i ich świat wykreowany przez Carinę Bartsch, obowiązkowo musi sięgnąć po tę część.

***
Uwaga, poniżej kilka linijek tekstu dla osób, które mają już lekturę za sobą.
*
*
*
Po pierwsze.
Czy nieznośność Alex wynikała z ciąży? Wszystkie gwiazdy na niebie na to wskazywały, a w rozdziale "Rodzina i inne tragedie" (swoją drogą, trafniej być nie mogło) myślałam, że w jakiś sposób świat się o tym dowie. Jednak nie, a więc pozostało nam gdybać.
Po drugie.
Chyba każdy wie, że Eva ma nierówno pod sufitem i chyba każdy wiedział, że ma nimfomańskie zapędy. Poza tym jej wątek absolutnie niczego nie wniósł do fabuły, a autorka mogła poświęcić te kilka stron na coś znacznie lepszego. Nie wiem, cokolwiek, byle nie ona.
Po trzecie.
Dlaczego Purpurowy Królik zamienił się w "Purple Haze"? Tłumaczka albo zapomniała, albo stwierdzono, że lepiej pozostać przy oryginale. Absolutnie nieistotne, zwróciło tylko moją uwagę.
Po czwarte.
Wspomniałam już, że musi powstać tom czwarty?

Długo zastanawiałam się nad oceną (to jest kilka godzin po premierze, więc nie tak znowu długo), bo z pewnością nie jest to część najlepsza, ale z drugiej strony tak bardzo wyczekiwana...

W głowie ułożyłam sobie genialny plan, by nie nastawiać się, aż tak pozytywnie, bo jednak minęło osiem lat od premiery pierwszej części, a wiemy jak to z kontynuacjami jest. Nie zawsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czuję, że padłam ofiarą żartu, z którymi na początku miała problem główna bohaterka. Jestem tak mocno skonsternowana, jak chyba jeszcze nigdy nie byłam, podczas czytania żadnej książki. Jeśli ktoś kiedykolwiek zerknął na standardowe opowiadanie na Wattpadzie, nie musi inwestować w tę książkę.

Czuję, że padłam ofiarą żartu, z którymi na początku miała problem główna bohaterka. Jestem tak mocno skonsternowana, jak chyba jeszcze nigdy nie byłam, podczas czytania żadnej książki. Jeśli ktoś kiedykolwiek zerknął na standardowe opowiadanie na Wattpadzie, nie musi inwestować w tę książkę.

Pokaż mimo to