rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Udana książka przepełniona beztroską.

Czyli przygody pewnego Szweda, który całe (niekrótkie) życie brał, co los mu przynosił. Efektem swego usposobienia oraz niezliczonych nieprawdopodobnych okoliczności, Szwed ów:
- w akcji bieżącej gania się z gangsterami i policją;
- w akcji retrospekcyjnej, parafrazując „on częścią tej siły, która wiecznie polityki unikając, wiecznie nią steruje”.

Udana książka przepełniona beztroską.

Czyli przygody pewnego Szweda, który całe (niekrótkie) życie brał, co los mu przynosił. Efektem swego usposobienia oraz niezliczonych nieprawdopodobnych okoliczności, Szwed ów:
- w akcji bieżącej gania się z gangsterami i policją;
- w akcji retrospekcyjnej, parafrazując „on częścią tej siły, która wiecznie polityki unikając, wiecznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytana skutkiem wygranej w konkursie LC, niestety - nie mój gust.

Przeczytana skutkiem wygranej w konkursie LC, niestety - nie mój gust.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Mistycznie o przyrodzie, życiowo o ludziach.

Oto nadszedł czas, kiedy książka ta, walająca się po domu pod postacią nader niepozornego wydania z ‘72 roku, doczekała mojej uwagi i – okazała się skarbem.
Dla mnie to nie jest książka podróżnicza. A na pewno nie typu „101 atrakcji w weekend”. Jasne, atrakcje są - ale nikt za nimi nie goni, nie napiera, na nic się nie sili, za to siedzi w jednej wsi, na werandzie chaty na palach i patrzy, słucha, niespiesznie, leniwie, zagłębia się i zgłębia. W bogactwo dżungli, w społeczność, w historię, we wszechobecne „duchy”. Widzi robaka, ptaka, węża, człowieka, widzi ich indywidualności i podobieństwa, zależności, podziały. Zagląda do głów, do serc. I pisze. Ale to nie są opisy. To nie są anegdoty. Dla mnie to są niemal przypowieści. O nieufnym starcu, o kameleonie-demonie, o przeklętym polu ryżowym, o wojnie modliszek i pająków, o szczęśliwym ptaku drongo, o kolonializmie i politycznej nie-ciszy, o młodzieńczej krwi, o macierzyństwie, o gniewnej rzece i inne. Super.

Mistycznie o przyrodzie, życiowo o ludziach.

Oto nadszedł czas, kiedy książka ta, walająca się po domu pod postacią nader niepozornego wydania z ‘72 roku, doczekała mojej uwagi i – okazała się skarbem.
Dla mnie to nie jest książka podróżnicza. A na pewno nie typu „101 atrakcji w weekend”. Jasne, atrakcje są - ale nikt za nimi nie goni, nie napiera, na nic się nie sili, za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Hm...niby książka fabularna, ale mniejsza o fabułę. Jest ona tylko tłem, na którym Kundera prezentuje swoje opinie i rozważania - jak dla mnie często od fabuły ciekawsze. Tylko, że o wszystkim na raz, trochę jakby gawędził sam ze sobą – to, choć niewątpliwie celowe, niezbyt mi się podoba, wolę bardziej spójne kompozycje. No, ale najważniejsze, że niektóre tezy oraz pytania bez odpowiedzi, jakie stawia, są faktycznie świetne (przykłady poniżej). Mimo wszystko, ogólna ocena utworu zaledwie dobra.

- „Życie ludzkie dzieje się tylko raz i dlatego nigdy nie będziemy mogli stwierdzić, która z naszych decyzji była słuszna, a która zła, w danej sytuacji mogliśmy zdecydować tylko raz. Nie dano nam żadnego drugiego, trzeciego, czwartego życia, abyśmy mogli porównać konsekwencje różnych decyzji. Z historią sprawa ma się podobnie jak z życiem indywidualnym. Historia Czechów jest tylko jedna. Pewnego dnia się skończy, podobnie jak życie Tomasza i nie będzie można jej powtórzyć.”

- „w Kosmosie istnieje planeta, na której wszyscy ludzie narodzą się po raz drugi. (...) A może istnieje wiele następnych planet, na których ludzkość będzie się rodzić zawsze o jeden stopień (jedno życie) dojrzalsza. (...) Czy [człowiek] byłby mądrzejszy? Czy w ogóle dojrzałość leży w zakresie możliwości człowieka? Czy możemy ją osiągnąć przez powtarzanie? (...) Optymista to ten, który sądzi, że na planecie numer pięć historia ludzkości będzie już mniej krawawa.”

- „Od czasów rewolucji francuskiej jedna połowa Europy nazywa siebie lewicą, gdy tymczasem drugą oznacza się mianem prawicy. Jest niemal niemożliwością zdefiniowanie którejkolwiek z nich (...). Nie ma w tym niczego dziwnego: ruchy polityczne nie opierają się na racjonalnych zasadach, ale na wyobrażeniach, obrazach, słowach, archetypach, które wspólnie tworzą ten czy inny polityczny kicz.”

- „Zaraz na początku Genesis jest napisane, że Bóg stworzył człowieka, aby mu powierzyć władzę nad ptactwem, rybami i ssakami. Oczywiście, Genesis spisał człowiek, a nie koń.(...) Ale wystarczyłoby, aby do gry przystąpił ktoś trzeci, na przykład przybysz z innej planety, którego Bóg powiedział: „Będziesz panował nad mieszkańcami całej reszty gwiazd”, aby cała oczywistość Genesis stała się problematyczna. Człowiek (...) opiekany na rożnie (...) być może przypomni sobie kotlet cielęcy, który zwykł krajać na własnym talerzu, i przeprosi (za późno!) krowę.”

- !! „Nigdy nie będziemy mogli z całą pewnością stwierdzić, do jakiego stopnia nasze stosunki z innymi ludźmi są wynikiem naszych uczuć, miłości, nienawiści, dobroci lub złości, a do jakiego są spowodowane stosunkiem sił pomiędzy nami a nimi. Prawdziwa dobroć człowieka może się wyrazić w sposób absolutnie czysty i wolny tylko w stosunku do tego, któ nie ma żadnej siły. Prawdziwa moralna próba ludzkości (...) polega na stosunku człowieka do tych, którzy są wydani na jego łaskę i niełaskę: do zwierząt. I tu właśnie doszło do jego podstawowej klęski, tak podstawowej, że wypływają z niej wszystkie inne.”

- „Żaden człowiek nie może przynieść drugiemu człowiekowi daru idylli. To umie zrobi tylko zwierzę, ponieważ nie zostało wygnane z raju. (...) Gdyby Karenin był człowiekiem, a nie psem, już dawno powiedziałby Teresie > Słuchaj, już od dawna mnie nie bawi noszenie codziennie w pysku rogalika. Nie możesz wymyślić dla mnie czegoś innego?< Ludzki czas nie toczy się po kręgu, ale biegnie naprzód po linii prostej. To jest powód, dla którego człowiek nie może być szczęśliwy, ponieważ szczęście jest pragnieniem powtarzalności.”

Hm...niby książka fabularna, ale mniejsza o fabułę. Jest ona tylko tłem, na którym Kundera prezentuje swoje opinie i rozważania - jak dla mnie często od fabuły ciekawsze. Tylko, że o wszystkim na raz, trochę jakby gawędził sam ze sobą – to, choć niewątpliwie celowe, niezbyt mi się podoba, wolę bardziej spójne kompozycje. No, ale najważniejsze, że niektóre tezy oraz pytania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Życiowa do bólu książka o prostych, twardych ludziach. Wysiedleńcach, którzy toczą, czasem wręcz heroiczną, walkę o przetrwanie. Ale bez umartwiania się, utraty ducha, człowieczeństwa. Po prostu robią, co muszą.
Mnóstwo prawdy o społeczeństwie, rodzinie, moralności, religii, o związku człowieka z ziemią, o byciu w drodze, o rewolucji... A wszystko to bez patosu, tak klimatycznie, naturalnie, z goryczą połączoną z humorem i jakąś...otuchą.
Wspaniała kompozycja powieści. Rozdziały-przerywniki zakreślają szerokie tło wydarzeń, a jednocześnie obfitują w zapadające w pamięć szczegóły.
Charaktery! Matka („na jej twarzy nie widać było śladu słabości”)! Były pastor Casy („Do diabła z tym wszystkim! Nie ma grzechu i nie ma cnoty, wszystko jest ludzkie”)!! Tom („Do rany przyłóż, ale jak go poniesie to lepiej uważać”)! Postacie epizodyczne: samozwańcza „pomocnica Jezusa w baczeniu na wszystko”, facet bez oka itp. itd.
Zamiast opiniować chciałoby się cytować i cytować, a najlepiej przytoczyć w całości.

Życiowa do bólu książka o prostych, twardych ludziach. Wysiedleńcach, którzy toczą, czasem wręcz heroiczną, walkę o przetrwanie. Ale bez umartwiania się, utraty ducha, człowieczeństwa. Po prostu robią, co muszą.
Mnóstwo prawdy o społeczeństwie, rodzinie, moralności, religii, o związku człowieka z ziemią, o byciu w drodze, o rewolucji... A wszystko to bez patosu, tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyszłe króliki lekiem na całe zło.

Życiowa, klimatyczna opowieść. Opisany w niej, parszywy i jakby z góry przesądzony los parobków z amerykańskich rancz, przypomina mi (jeszcze bardziej parszywe) życie mostowych z "Drogi Królów", a niekiedy też (nieco mniej parszywe :)) - moje własne.
Chodzi o to, że im dotkliwsza dopada nas beznadzieja, tym bardziej potrzebujemy czasem poudawać, pomarzyć, połudzić się lepszą przyszłością (np. własną hodowlą królików). I, przede wszystkim, potrzebujemy kogoś drugiego przy sobie. Bo jeśli będziemy się wspólnie oszukiwać, że nie jest tak źle, a będzie coraz lepiej (będą króliki), to od razu będzie nam...lepiej.

Przyszłe króliki lekiem na całe zło.

Życiowa, klimatyczna opowieść. Opisany w niej, parszywy i jakby z góry przesądzony los parobków z amerykańskich rancz, przypomina mi (jeszcze bardziej parszywe) życie mostowych z "Drogi Królów", a niekiedy też (nieco mniej parszywe :)) - moje własne.
Chodzi o to, że im dotkliwsza dopada nas beznadzieja, tym bardziej potrzebujemy czasem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Emocjonalny spadek/upadek .

My, czytelnicy Lackberg, często trochę narzekamy w opiniach na wtórność lub inne niedostatki jej książek, a jednak czytamy je dalej. Niektórzy wręcz tłumaczą się, że oni wcale nie chcieli, nie planowali, że to kolejny tom sam się znalazł w ich rękach, więc niejako zmuszeni – czytają. Ale tylko tak...z ciekawości. No więc właśnie! Fakt, że te książki, mimo schematyczności, wciąż nas ciekawią, świadczy o nich jak najlepiej! Nie ma co się tłumaczyć, tylko przyznać, że je lubimy i czytać w najlepsze.

„Kamieniarz” bardzo mi się podobał. Główny wątek obrazuje to, o czym często myślę, czyli jak ogromnie ważne dla dzieci są relacje w domu rodzinnym, jak dużo te maluchy uczą się przez naśladownictwo, między innymi chłoną rozmaite obciążenia i skrzywienia emocjonalne, które później mogą się wlec przez całe pokolenia. Także tło psychologiczne tej historii wydaje mi się dość realistyczne, podobnie tło obyczajowe (podobają mi się u Lackberg portrety drugoplanowych małżeństw), za to mniej realistyczna jest szalona kombinacja zgonów w otoczeniu Patrika i Eriki. SPOILER: Czy zauważyliście, że w bieżącej akcji mamy aż 4 zgony, a każdy z innej przyczyny? Morderstwo, samobójstwo, wypadek, a na koniec morderstwo w obronie dziecka. Do tego, po sąsiedzku, próba otrucia, pedofilia i chora dewocja. Szalona kombinacja, ale cóż - fabularnie atrakcyjna :)

Emocjonalny spadek/upadek .

My, czytelnicy Lackberg, często trochę narzekamy w opiniach na wtórność lub inne niedostatki jej książek, a jednak czytamy je dalej. Niektórzy wręcz tłumaczą się, że oni wcale nie chcieli, nie planowali, że to kolejny tom sam się znalazł w ich rękach, więc niejako zmuszeni – czytają. Ale tylko tak...z ciekawości. No więc właśnie! Fakt, że te...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Klasyk. Z tych klasyków dla (potencjalnych) mentalnych outsiderów.

Tyle wiedziałam o „Buszującym w zbożu”. I, mimo woli, nastawiłam się na górnolotne rozważania. A tu - w treści owszem, jak najbardziej, ale w formie – nic poetyckiego, nic zawiłego, język wręcz mówiony. I to mówiony przez nastolatka, który poetycką zawiłość zapewne miałby w pogardzie jako bufonadę. Wracając do treści – chłopak jest mocno przybity ową właśnie, wszechobecną bufonadą, obłudą, karierowiczostwem, głupotą i w ogóle wszystkim wokół. Miota się w poszukiwaniu czegoś innego, sam nie bardzo wie, czego.

Książka do szybkiego czytania i długich refleksji.Największe wrażenie robi prawdopodobnie (?) na ludziach bardzo młodych.

Jeszcze dwie kwestie:

1) Zakończenie. (SPOILERY!) Pozostawiło mnie z poczuciem niedosytu. Nie chodzi o to, że Holden nie dokonał niczego wielkiego, bo tak właśnie w życiu jest. Człowiek marzy o ucieczce, napala się, ale ostatecznie brakuje mu jaj/stwierdza, że gdzie indziej i tak ludzie mają te same wady/rezygnuje, ze względu na kogoś bliskiego. Więc nie o to chodzi. Mój niedosyt dotyczy przede wszystkim postaci Jane. Spodziewałam się, że jeszcze się pojawi. Niekoniecznie, że będzie ślub i dzieci. Wręcz, za którymś kolejnym razem, gdy Holden chciał do niej zadzwonić, ale „nie był w nastroju”, pomyślałam sobie , że jak go wreszcie najdzie, to dowie się, że dziewczyna nie żyje, lub coś w tym stylu. Właściwie, wystarczyłoby mi, żeby jeszcze raz wymienił jej imię, np. wspomniał, że znów „postanowił do niej dryndnąć”.

2) Tłumaczenie. Przeczytałam wersję pani Słysz i chcę powiedzieć, że choć książka ma etykietkę wulgarnej, to według mnie bardziej dosadne jest to, co między wierszami, niż sam język. Holden, którego poznałam z tego przekładu, używa głównie wulgaryzmów „cholerny” oraz „rany kota”, co niespecjalnie mnie zgorszyło :). Oczywiście dziś w ogóle jest „wyczynem” kogokolwiek zgorszyć czy zszokować, nie to, co w czasach premiery „Buszującego...”. No i zapewne przeczytałam wersję ugrzecznioną w stosunku do oryginału, nie wiem jak w stosunku do wersji pani Skibniewskiej. Trochę mnie to ciekawi, ale nie na tyle, żeby czytać drugi przekład, więc może ktoś się podzieli spostrzeżeniami :).

Klasyk. Z tych klasyków dla (potencjalnych) mentalnych outsiderów.

Tyle wiedziałam o „Buszującym w zbożu”. I, mimo woli, nastawiłam się na górnolotne rozważania. A tu - w treści owszem, jak najbardziej, ale w formie – nic poetyckiego, nic zawiłego, język wręcz mówiony. I to mówiony przez nastolatka, który poetycką zawiłość zapewne miałby w pogardzie jako bufonadę. Wracając...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo przyjemna lektura o łamaniu kości i o tym jak można przypadkiem stworzyć potwora.

Daję gwiazdkę mniej niż wcześniej przeczytanym (nie po kolei) częściom cyklu. Nie dlatego, że ta jest słabsza, ale chyba moje wymagania trochę wzrosły. :)

Książka fajna, przeczytałam z przyjemnością i zaciekawieniem, natomiast...dla szukających wartości dodanej może to być za mało. Nie wniosła do mojego życia nic specjalnie nowego pod względem światopoglądowym, literackim, edukacyjnym ani emocjonalnym. Nie przeczę, że zawiera garść trafnych i bardzo różnorodnych spostrzeżeń psychologicznych, lecz ich też nie nazwałabym szczególnie odkrywczymi.

Niemniej było warto – zbrodnia paskudna (jak przyjemnie), motyw oryginalny, wątki pogmatwane (głównie tajemnice rodzinne i interpretacje wiary), no i prywatne sprawy znanych już (i nieznanych) bohaterów – przyjemna lekturka.

Aha, na koniec muszę „pochwalić” Erikę (życiową wybrankę prowadzącego śledztwo Patrika), że raz się opamiętała. Czy raczej Camillę Lackberg– że oszczędziła czytelnikom farsy typu: Erika na finiszu ciąży dniami i nocami dziarsko pomykająca po miejscach zbrodni, oczywiście bez wiedzy policji. Niepotrzebnie się tego obawiałam – Erika wyjątkowo tylko jeden niewinny raz angażuje się w dochodzenie. :)

Bardzo przyjemna lektura o łamaniu kości i o tym jak można przypadkiem stworzyć potwora.

Daję gwiazdkę mniej niż wcześniej przeczytanym (nie po kolei) częściom cyklu. Nie dlatego, że ta jest słabsza, ale chyba moje wymagania trochę wzrosły. :)

Książka fajna, przeczytałam z przyjemnością i zaciekawieniem, natomiast...dla szukających wartości dodanej może to być za mało....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Brzydkie cesarzątko i podła baba.

Najpierw spostrzeżenie konstrukcyjne :) :
Nie przypadło mi do gustu rozpoczęcie kontynuacji świetnej powieści „Ja, Klaudiusz” od obszernego wprowadzenia nowego bohatera. Zabieg ten, choć uzasadniony, sprawił, że fala mojego entuzjazmu po lekturze pierwszej części opadła i odłożyłam książkę na długo. (W ogóle jej czytanie niestety strasznie mi się rozwlekło, ale to nie z „winy” książki.)
I - odnośnie zamieszczenia w treści owego uzasadnienia - kolejne spostrzeżenie konstrukcyjne :) :
Forma czyjejś fikcyjnej autobiografii pozwala autorowi, w razie potrzeby, bardzo wygodnie i bezpośrednio tłumaczyć czytelnikowi np. dlaczego pisze tak jak pisze, „udając”, że robi to bohater.

Co do pozostałych spostrzeżeń i wrażeń:
Książkę odłożywszy, nie miałam wątpliwości, że w dogodniejszym czasie przeczytam i że będzie warto. Kiedy akcja wróciła do momentu obrania Klaudiusza cesarzem od razu zrobiło się ciekawiej. Bohater jest takim pałacowym „brzydkim kaczątkiem”, które, co prawda nie pięknieje i nadal ma padaczkę, ale przynajmniej przestaje być pośmiewiskiem. Graves przedstawia go jako człowieka i władcę bliskiego ideału (choć pijącego i grającego w kości). Inteligentnego, honorowego, nie pragnącego zbytku ani czci, kierującego się troską o dobro Rzymu oraz - paradoksalnie – pragnącego przywrócenia republiki. Klaudiusz bardzo odważnie i konsekwentnie realizował wielkie przedsięwzięcia w różnych dziedzinach, często według własnych pomysłów. W przeciwieństwie do przedsięwzięć poprzednika Kaliguli nie miały one na celu zaspokojenia wyłącznie własnej próżności, ale np. głodu obywateli. To wszystko wskazywałoby, że głowę na karku nie tylko miał, ale z powodzeniem jej używał. Że trochę cudzych głów tymczasem ściął - cóż, takie czasy, takie stanowisko. I taki wpływ żony. Racjonalizm Klaudiusza zupełnie zawodził w stosunku do Messaliny i cesarz pozostawał niewiarygodnie wprost ślepy na jej zepsucie. Prawdziwe? Może i tak. Ciekawe, czy prostytutka Kalpurnia stanowiąca dla odmiany wzór cnót duchowych to też postać historyczna i na ile wiernie przedstawiona? (Bo łatwo uwierzyć, że cesarzowa była k..., ale, że k... wzorową mentalną cesarzową, to już trudniej.)

Styl Gravesa nazwałabym szlachetnym. Jest bogaty, ale nie skomplikowany czy nadęty.
Jest...czysty? Bogaty i czysty? Może być. Chodzi o to, że dowcip i ironia są niemal stale obecne, ale raczej w domyśle, bez narzucania się. Brak wulgarności, choć byłoby wielkie pole do popisu (wyobraźmy sobie współczesną ekranizację!). Wiadomo: różnych form poszukujemy i nieraz wulgarność, drastyczność czy chamski humor są nam miłe. Ale chcę podkreślić, że Graves potrafił coś rzadziej spotykanego tj. świetnie ubawić czytelnika nie stosując tych popularnych chwytów. Bardzo mi się to podoba.

Wspomnę jeszcze, że powieść dostarcza ciekawostek z różnych dziedzin (taktyka wojenna, astrologia, dawne kulty, np. druidyzm), którymi niekoniecznie zainteresowałabym się jako odrębnymi tematami. Innymi słowy: dobra książka w przyjemny sposób poszerza nasze horyzonty i tzw. wiedzę ogólną, a nigdy nie wiadomo co się przyda, np. w teleturnieju przy pytaniu za milion złotych :).

Polecam.

Brzydkie cesarzątko i podła baba.

Najpierw spostrzeżenie konstrukcyjne :) :
Nie przypadło mi do gustu rozpoczęcie kontynuacji świetnej powieści „Ja, Klaudiusz” od obszernego wprowadzenia nowego bohatera. Zabieg ten, choć uzasadniony, sprawił, że fala mojego entuzjazmu po lekturze pierwszej części opadła i odłożyłam książkę na długo. (W ogóle jej czytanie niestety strasznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Żul też swój honor ma.

Wspaniała książka. Niebanalna, śmieszna, filozoficzna.

Polecam fanom Wędrowycza jako coś lepszego.

Żul też swój honor ma.

Wspaniała książka. Niebanalna, śmieszna, filozoficzna.

Polecam fanom Wędrowycza jako coś lepszego.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetny warsztat literacki i rozrywka, gorzkie wnioski.

Powieść przeczytałam zgoła nie ze względu na jej wartość historiograficzną, lecz rozrywkowo-literacką. Ciekawa i świetnie napisana fabuła, podobałaby mi się nie mniej gdyby była fikcją. A jednak... świadomość, że nie jest fikcją sprawiła, że:

1. Tym bardziej podziwiam pracę autora. (A jednocześnie zastanawiam się czy trudniej opowieść wiernie/wiarygodnie odtworzyć czy samemu wykreować...czy większą pracę wykonał Graves, czy niedawno czytany Sanderson...to pewnie kwestia talentu i smykałki do bądź dziejopisarstwa bądź fantastyki bądź czegoś innego...ok, po prostu podziwiam solidne przygotowanie książki, a w tym obaj Panowie osiągnęli najwyższy poziom, choć jeden czerpał z antycznych źródeł, a drugi – no właśnie skubany- skąd??)

2. Czuję się podbudowana, że mimochodem sporą dawkę historii przyswoiłam :)

3. Zastanawiam się, jakim cudem ów przewspaniały Rzym w ogóle funkcjonował przy tym, co oni tam wyprawiali. Tak, Graves świetnie wyjaśnia wiele spraw: Reformy, podboje, budowle i wszystko, co zostało zrobione w wieku augustowskim, pozwoliło przez jakiś czas „jechać dalej” następcom; Tyberiusz, mimo wszystkich wad, organizacyjnie nie był jeszcze najgorszy, a nawet Kaligula sobie radził dopóki miał kasę. No ale ileż można utrzymywać imperium bazując głównie na działaniach jednej Liwii (potwornie perfekcyjnej manipulatorki). Jeśli tak było naprawdę, to i tak długo pociągnęli. A najbardziej rozbroiło mnie całe ich „sądownictwo”.

4. Zadziwia mnie sterowalność ludzi (jako jednostek i jako mas). Niemal cały naród rzymski grał posłusznie w teatrze jednego gościa, nawet, jeśli gość ów był niekwestionowanym wariatem (kulminacją była dla mnie bitwa z Neptunem). Robili to głównie z dwóch powodów: strachu o życie, lub nadziei na osobiste profity, ale czy to aż tak proste? Wygląda na to, że tak. Banalne i stosowane od zawsze – ludzie zastraszeni lub przekupieni tracą wolną wolę. Ile wtedy zostaje z człowieczeństwa i sensu życia?

5. Starożytność zupełnie przestała mi się wydawać odległa. Podłości, podstępy, absurdy, rozpusta i inne wybryki rodziny cesarskiej, choć ciężko w nie uwierzyć, przecież w większości mają swoje współczesne odpowiedniki. Czy dziś, bliżej i dalej od nas, nie znajdą się u władzy tyrani, obłudnicy i szalone głowy? Przecież wciąż usuwają niewygodne osoby dzisiejszymi „truciznami”, dostosowują religie do swoich celów, nawet czynią senatorami swoje ulubione „konie w ludzkich skórach” (pewnie czasem uczciwiej by było posadzić prawdziwe zwierzę), itd., itd.? Dlaczego ludzie nie stają się lepsi?

Świetny warsztat literacki i rozrywka, gorzkie wnioski.

Powieść przeczytałam zgoła nie ze względu na jej wartość historiograficzną, lecz rozrywkowo-literacką. Ciekawa i świetnie napisana fabuła, podobałaby mi się nie mniej gdyby była fikcją. A jednak... świadomość, że nie jest fikcją sprawiła, że:

1. Tym bardziej podziwiam pracę autora. (A jednocześnie zastanawiam się czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka o czasie, napisana z najwyższą dbałością o brak akcji.

Jedyna książka, jaką sobie przypominam, którą porzuciłam niedoczytawszy (około połowy). Nie znoszę porzucać, czego się podjęłam, a jednak gratuluję sobie tej decyzji. Właściwie od jej ciężaru uwolnił mnie mąż, dla którego nie istnieje "wypada" ani „cierpienie uszlachetnia”, tylko czysty hedonizm. I jest to wstęp do dyskusji o tym, dlaczego czytamy. Po co miałabym dalej męczyć tomiszcze o upływie czasu w odczuciu kolesia, który przyjechawszy „na chwilę” niepostrzeżenie wsiąkł w specyficzną atmosferę sanatorium i oto – idzie na śniadanie! Ewentualnie weranduje. Dobra, czasem też z kimś porozmawia. Tak, wiem – dbałość o brak akcji to jest właśnie istota tej książki, celowa, przemyślana i głęboka. I wierzę, że można „Czarodziejskiej Górze” ulec (jak główny bohater), no ale hedonizmu w takiej lekturze za grosz, a uszlachetniać się też wolę póki co przy czymś innym.

Książka o czasie, napisana z najwyższą dbałością o brak akcji.

Jedyna książka, jaką sobie przypominam, którą porzuciłam niedoczytawszy (około połowy). Nie znoszę porzucać, czego się podjęłam, a jednak gratuluję sobie tej decyzji. Właściwie od jej ciężaru uwolnił mnie mąż, dla którego nie istnieje "wypada" ani „cierpienie uszlachetnia”, tylko czysty hedonizm. I jest to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Wzruszenie dla opornych”

Gratuluję i zazdroszczę autorowi:

1. Pomysłu. Świetny, oryginalny, zapadający w pamięć pomysł na książkę to jest to.

2. Umiejętności wywoływania reakcji emocjonalnych, nawet u opornych. (Głównie uśmiechu - niesamowitym ciepłym humorem, przedziwnie pasującym do tragicznego tematu. Ale też łez, co dla mnie opornej było nowe i okazało się na swój sposób przyjemne.)

3. Ujmującego, prostego, lecz treściwego języka.

„Wzruszenie dla opornych”

Gratuluję i zazdroszczę autorowi:

1. Pomysłu. Świetny, oryginalny, zapadający w pamięć pomysł na książkę to jest to.

2. Umiejętności wywoływania reakcji emocjonalnych, nawet u opornych. (Głównie uśmiechu - niesamowitym ciepłym humorem, przedziwnie pasującym do tragicznego tematu. Ale też łez, co dla mnie opornej było nowe i okazało się na swój...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Kryminał ku pokrzepieniu serc”

Przyznając książce 8/10 nie oceniam jej poziomu literackiego w odniesieniu do ogółu znanej mi literatury, lecz poziom mojej satysfakcji z jej lektury w stosunku do własnych oczekiwań. A w danym czasie oczekiwałam dobrej, „samoczytającej się” rozrywki, książki-przerywnika pomiędzy czymś bardziej czasochłonnym.

To moja czwarta książka z serii, którą czytam nie po kolei i w odstępach czasu. Jednak, choć nie traktuję jej priorytetowo, naprawdę bardzo ją lubię. Sięgając po kolejną część czuję się, jakbym odwiedzała starych znajomych i trochę żałuję wtedy, że nie „łyknęłam” serii na raz. Z drugiej strony być może dzięki przerwom seria mnie nie nudzi i nie przeszkadzają mi pewne jej cechy, które w nadmiarze mogłyby być wadami. Np. powtarzalny schemat, prosty język, sielankowa sfera obyczajowa, zbyt pobłażliwa policja, zbyt nieskazitelny Patrik, a zwłaszcza Erika jako irytująca baba notorycznie włażąca gdzie nie trzeba, mimo to tolerowana, wręcz kochana, a do tego skuteczna. Powtórzę: wszystko to dostrzegam, ale w ogóle mi to nie przeszkadza. Książka wciąga i cieszy. Wątek kryminalny jest ciekawy. Finał bynajmniej nie był dla mnie szokiem, ale też nie mogę mu zarzucić wielkiej przewidywalności. Dopiero krótko przed końcem zyskałam przekonanie o jego kształcie.

Jak wiadomo, poczytność „Syrenki” jest ogromna, bo, poza tym, że kąsek smaczny i rozreklamowany, to i grupa docelowa łatwych w odbiorze książek z trupem jest bardzo szeroka. Ale, ale...piszę o tym, bo pragnę zauważyć, że według mnie trzon tej grupy dla sagi o Fjallbace, a już zwłaszcza dla „Syrenki”, stanowią kobiety ciężarne oraz matki małych dzieci. (Przypadkiem do tej grupy należę, choć serię polubiłam będąc od niej z dala.) Zastanawiam się, czy Camilla Lackberg traktuje to jako misję, czy po prostu tak jej wyszło, ale podejrzewam, że częste odwoływanie się do spodziewanych/posiadanych przez bohaterów dzieci nie jest tylko narzędziem fabularnym, ale, że autorka napisała te fragmenty specjalnie, aby wspomniane matki poczuły się rozumiane, doceniane i uśmiechnęły się uśmiechem „kupa - skąd ja to znam” (a wszyscy pozostali skrzywili się ze znudzeniem). Taki „kryminał ku pokrzepieniu serc”. Dysonans wprowadza fakt, że u Lackberg często krzywda spotyka dzieci, a w „Syrence” krzywda niemała i co wrażliwsza matka może jej nie strawić. Ale myślę, że to też misja. Wstrząśnięcie rodzicami, przypomnienie im, że zło w człowieku najczęściej bierze się z niedostatku miłości w dzieciństwie i przykazanie: „Rodzice, kochajcie dzieci swoje, a jeśli macie kilkoro – kochajcie je po równo.” Tak...a oprócz pokrzepienia i ostrzeżenia książka jest świetna dla matek oraz wszystkich robiących kilka rzeczy na raz, ze względu na przejrzystą formę, krótkie rozdziały i akapity, a także ów niewymagający język.

Opinię piszę na świeżo po „Syrence”, ale z tego, co pamiętam, można ją spokojnie uogólnić na pozostałe części cyklu. Polecam wszystkim, niezależnie od płci i sytuacji rodzinnej.

„Kryminał ku pokrzepieniu serc”

Przyznając książce 8/10 nie oceniam jej poziomu literackiego w odniesieniu do ogółu znanej mi literatury, lecz poziom mojej satysfakcji z jej lektury w stosunku do własnych oczekiwań. A w danym czasie oczekiwałam dobrej, „samoczytającej się” rozrywki, książki-przerywnika pomiędzy czymś bardziej czasochłonnym.

To moja czwarta książka z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

- O czym to?
No i masz. Jak zwięźle odpowiedzieć na takie zagadnięcie oddając istotę książki i (jeśli warto) zachęcając potencjalnego czytelnika? Najłatwiej jest z kryminałami: - O czym to? – Kryminał. I wiadomo: trupy i zagadki – każdy lubi. Jeśli się rozwiniesz, że dobry kryminał, już masz komu pożyczyć jak skończysz. A co z „Paragrafem”? Chcesz go w jednym zdaniu przybliżyć i polecić (jeśli czytałeś to chcesz, nie ma innej opcji), tylko jak?
- O czym to?
- Ee...o wojnie.
- Nuda. Połowa książek jest o jakiejś wojnie.
Fakt, nic to o „Paragrafie” nie mówi.
- Więc...o strachu przed śmiercią na wojnie.
- Jeszcze lepiej. Śmiertelna nuda.
Wyobrażenie słuchacza zmierza w kierunku odwrotnym niż nasze. Ale jak można sobie wyobrazić coś takiego nie czytając?
- No o strachu przed śmiercią na wojnie. O jej bezsensie. Wiesz, o lotnikach, którzy bombardują miasta i punkty strategiczne. Przy każdym nalocie zabijają i sami mogą zginąć. Uśmiejesz się.
- ??
- Tak! Będziesz rył ze śmiechu! Oni wszyscy totalnie zwariowali od tej wojny: oficerowie, szeregowi, doktor i kapelan – każdy jest swojego rodzaju wariatem tkwiącym w absurdalnej na wskroś wojennej machinie. Zabijają, umierają, defilują, bawią się, piją, biją się, chodzą na dziwki, robią interesy, i przeżywają setki absurdalnych sytuacji. Właściwie nikt nie myśli o śmierci. (Tylko jeden Yossarian. Nie, żeby był jakimś mędrcem czy coś, po prostu chce wylatać swoje i zabrać tyłek z frontu póki cały. Ale tu nie sposób „wylatać swoje” – machina tego nie przewiduje.) Ty też, czytając nie będziesz myślał o śmierci, tylko rył. Według mnie rozdziały można czytać w dowolnej kolejności, bo to książka nie tyle fabularna, co tysiąca anegdot. Chociaż zakończenie jednak ją spaja i nadaje znaczenia pewnym, wydawałoby się przypadkowym szczegółom. Spodziewałam się, że na którymś kolejnym absurdzie po prostu się urwie, a tu proszę, mocny akcent i zaskoczenie...
-Rozgadałaś się, miało być w jednym zdaniu.
- No tak...w jednym... Najważniejsze i zachęcające do przeczytania zdanie o tej książce: Będziesz rył ze śmiechu!
(A jak skończysz ryć, zasmucisz się. Bo ile tu strasznej prawdy o wojnie i jej bezsensie. Nazwijmy to: książka pozornie głupawa.)

- O czym to?
No i masz. Jak zwięźle odpowiedzieć na takie zagadnięcie oddając istotę książki i (jeśli warto) zachęcając potencjalnego czytelnika? Najłatwiej jest z kryminałami: - O czym to? – Kryminał. I wiadomo: trupy i zagadki – każdy lubi. Jeśli się rozwiniesz, że dobry kryminał, już masz komu pożyczyć jak skończysz. A co z „Paragrafem”? Chcesz go w jednym zdaniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Doskonała robota.

Książka pod wieloma względami nie podobna do niczego, co znałam.

Fantastyczny świat dopracowany w każdej chyba dziedzinie: geografii, etnografii, biologii, historii, mitologii, religii, życia społecznego, etc. A w każdej z nich oryginalne pomysły i nadnaturalne smaczki, jak choćby samo Burzowe Światło.

Fantastyczna fabuła-pajęczyna: Początkowo luźne nici zagęszczają się i splatają w misternie zaplanowaną sieć losów, zagadek, intryg i konfliktów, aby schwytać i unieruchomić czytelnika, który wie, że już wpadł, ale coraz silniej przeczuwa, że sieć-majstersztyk to jeszcze nie wszystko i że w tle szykuje się coś wielkiego, tajemniczego i bardzo złowieszczego. Bardziej niż sama wojna na Strzaskanych Równinach. Bo, co do konkretów, jak zawsze wielka wojna i ktoś „ratujący świat” być musi, wszak to temat niewyczerpany, jak walka dobra ze złem. Ale w takim wydaniu absolutnie nie nużący ani wtórny. Przeżywamy świetną przygodę, opowiedzianą w przemyślany, stopniujący napięcie sposób i – co niezmiernie ważne, a wcale nie gwarantowane – trzymającą się kupy! Mamy przy tym towarzystwo postaci, z którymi szybko się zżywamy, ale powoli ich rozpracowujemy (w dużej mierze robimy to razem z nimi samymi), co oczywiście tylko podkręca naszą ciekawość. A prócz przygody, książka dostarcza też nieco nauki uniwersalnej, której kwintesencja brzmi „życie ponad śmiercią, siła ponad słabością, podróż ponad celem”.

Fantastyczny styl narracji, który zwięźle można określić jednym pochlebnym słowem: umiarkowanie. A nieco obszerniej: język nie przeszkadza fabule. Ogrom pojęć, które musimy przyswoić, zjawisk, które chcemy zrozumieć, stworzeń, które próbujemy sobie wyobrazić (nie tracąc wątku!) został tak dawkowany, że książka (budząca grozę osób postronnych swoim rozmiarem), wcale nie jest ciężka w odbiorze. Ma wszystko, co trzeba (opis, akcję, humor i powagę) w zrównoważonych proporcjach.

Wielkie wrażenie. Chwała dobrej literaturze :)

Doskonała robota.

Książka pod wieloma względami nie podobna do niczego, co znałam.

Fantastyczny świat dopracowany w każdej chyba dziedzinie: geografii, etnografii, biologii, historii, mitologii, religii, życia społecznego, etc. A w każdej z nich oryginalne pomysły i nadnaturalne smaczki, jak choćby samo Burzowe Światło.

Fantastyczna fabuła-pajęczyna: Początkowo luźne...

więcej Pokaż mimo to