rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Lubię czytać książki dla młodzieży. Naprawdę. Ostatnio jakakolwiek książka tego gatunku, którą przeczytam, zostawia mnie w kompletnej (lub częściowej) rozsypce. Tak było z „Gwiazd naszych wina“ (kto nie czytał, niech schowa głowę pod ziemię, serio, tę książkę trzeba przeczytać), „Igrzyska śmierci“ też sprawiły, że na parę dni miałam książkowego kaca. Jeszcze tylko parę tytułów mogłabym wymienić, bo nie ma dużo takich książek dla młodzieży (chyba, że ja znam ich niewiele). Jest to naprawdę przedziwne. Przecież młodzież, ludzie poszukujący siebie w świecie, powinii mieć do dyspozycji dużo książek, które pozwolą im się zatrzymać choć na chwilę i zastanowić nad swoim życiem. Przemyśleć, zastanowić się, podjąć decyzje, planować, działać. Na szczęście znalazłam kolejny tytuł, który trafia na półkę z najlepszymi książkami dla młodzieży. Po drugim spotkaniu z Harukim Murakamim, które nastąpiło przy książce „Norwegian Wood“ mogę uznać, że lubię książki tego autora. Po przeczytaniu „Na południe od granicy, na zachód od słońca“ nie byłam do końca pewna czy będę w stanie polubić twórczość tego pisarza. Teraz wszystko stało się jasne.

„Norwegian Wood“ to książka, która swój tytuł zawdzięcza jednej z piosenek zespołu The Beatles i przedstawia zdarzenia, które miały miejsce w życiu Tōru – głównego bohatera powieści – po samobójczej śmierci jego jedynego przyjaciela Kizukiego. Wtedy to poznaje bliżej Naoko, dziewczynę zmarłego. Jest nią zauroczony, zaczyna ich łączyć głębsze uczucie, zatrute przez depresyjną naturę dzieczyny i śmierć Kizukiego, bliskiego im obojgu.

Zacznę może od tego co najbardziej podoba mi się w tej książce. Jest to przede wszystkim historia człowieka, młodego człowieka, który boryka się z licznymi problemami. Nie żyje jego jedyny przyjaciel, a on zakochuje się w jego dziewczynie, studiuje i nie może znaleźć swojego miejsca w życiu. „Norwegian Wood“ przedstawia rzeczywistość, prawdziwe życie. Główny bohater musi zmierzyć się z tym co los stawia na jego drodze. I nie są to błahe sprawy. Cenię tę książkę za jej autentyczność, choć dotyka ona spraw trudnych i mi tak naprawdę nie znanych, bo nigdy nie miałam styczności z samobójstwem lub przerażającą samotnością. Głowny bohater jest zarazem narratorem zatem na kratkach powieści mamy przedstawione jego myśli i odczucia. Często są dość chaotyczne i poplątane, ale ten zabieg akurat bardzo mi się spodbał, gdyż dzięki niemu książka nabiera jeszcze większej autentyczności.

Okazało się również, że Harunki Murakami jest całkiem niezły w tworzeniu wyrazistych postaci. Bardzo polubiłamTōru, to jak myślał, co sądził o świecie. Podobnie Naoko, która być może jest jedną z dziwniejszych i nienormalnych postaci w całej literaturze, skradła moje serce swoją postawą. Sądzę, że naprawdę warto zapoznać się z tymi bohaterami. Należy również wspomnieć o tym, że nie ma w tej książce wyidealizowanej miłości, która kończy się spektakularnym happy endem. Miłość jest tu prawdziwa. Nieidealna, momentami naprawdę pokręcona i muszę przyznać, że raczej nie życzyłabym sobie podobnych relacji z innym człowiekiem w moim życiu. Ale jest w tej miłości również coś co zmusza do zastanowienia się nad wszystkim co nas otacza.

„Norwegian Wood“ oceniam naprawdę wysoko. Według mnie jest to książa, z którą warto się zapoznać. Choć momentami przedstawia dość poplątaną historię, to jednak została ona przekazana z taką szczerością i autentycznością, że ma w sobie coś przyciągającego. Przede wszystkim jest to książka przedstawiająca życie młodego człowieka, który musi zmierzyć się z wieloma problemami. Czekam z niecierpliwością na kolejne spotkanie z pozostałymi książkami japońskiego pisarza.

http://czekoladowa-przystan.blogspot.com/

Lubię czytać książki dla młodzieży. Naprawdę. Ostatnio jakakolwiek książka tego gatunku, którą przeczytam, zostawia mnie w kompletnej (lub częściowej) rozsypce. Tak było z „Gwiazd naszych wina“ (kto nie czytał, niech schowa głowę pod ziemię, serio, tę książkę trzeba przeczytać), „Igrzyska śmierci“ też sprawiły, że na parę dni miałam książkowego kaca. Jeszcze tylko parę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Miasto, w którym miała miejsce akcja wielu kultowych filmów i książek, gdzie codziennie na ulicach przemieszczają się miliony ludzi. Tygiel kulturalny, miejsce spełniania się marzeń o lepszym życiu, centrum nowoczesności. Mowa oczywiście o Nowym Jorku. Magdalena Rittenhouse w książce „Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero“ chce przybliżyć swoim czytelnikom to, bez wątpienia, niezwykłe miasto. I wiecie co? Udaje jej się to osiągnąć.

W książce Magdaleny Rittenhouse można znaleźć wszystkie najważniejsze informacje o Nowym Jorku, w szczególności o Manhattanie. Autorka przedstawia historię najistotniejszych budynków miasta, ulic, znanych ludzi i instytucji. Jej opowieść dotyczy zarówno początków miasta, które sięgają czasów, gdy na miejscu współczesnej metropolii zakładano pierwsze osady holenderskie, a także jego późniejszych dziejów. Snuje opowieść o gwałtownym rozwoju miasta na początku XX wieku, Wielkiej Depresji oraz tragicznych wydarzeniach, które miały miejsce w 2001 roku. Autorka książki zabiera czytelnika w podróż po Nowym Jorku pozwalając mu dzięki temu bliżej przyjrzeć się jego strukturze, ludziom zamieszkującym to zaskakujące miasto.

Książka „Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero“ została przygotowana z niezwykłą rzetelnością. Widać, że autorka włożyła bardzo dużo energii by przygotować to małe kompendium wiedzy o wielokulturowym mieście jakim jest Nowy Jork. Przeprowadziła wiele wywiadów a w książce przetacza słowa swoich rozmówców. Spędziła dużo czasu czerpiąc informacje z zakresu wielu dziedzin dzięki temu niezwykłą dokładnością przedstawia historię Nowego Jorku. Wydawać by się więc mogło, że książka Magdaleny Rittenhouse będzie nieciekawą lekturą, podczas której co dwa słowa będziemy widzieć kolejną datę, która za parę dni wyleci nam z pamięci. Nic bardziej mylnego! Autorka umiejętnie przekazuje wiedzę nie nudząc czytelnika a nawet wplatając w tekst liczne anegdoty.

Spacer z panią Rittenhouse po Nowym Jorku sprawił mi dużo przyjemności. Dzięki niemu mogłam bliżej przyjrzeć się genezie tej metropolii, dowiedzieć się jak powstawały pierwsze wieżowce w tym mieście, spróbować zrozumieć jak wygląda życie na Manhattanie. Lekturę książki „Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero“ należy urozmaicić własnymi badaniami prowadzącymi do głębszego poznania miasta. W książce bowiem znajduje się zaledwie parę fotografii. Aby zobaczyć o czym pisze autorka, przekonać się jak wygląda opisywany budynek, dobrze jest gdy znajdzie się jego zdjęcie w wyszukiwarce. Choć można to uznać za błąd, uważam, że jest to naprawdę dobre dla czytelnika. Podbudza wyobraźnię, zmusza do własnych badań, porównań i analizy. Książka pozwala zrozumieć fenomen Nowego Jorku – miasta, o którym można powiedzieć niemalże wszystko. Miasto bogactwa i biedy, chaosu i porządku, nowoczesności i zacofania. Jeżeli wydawało Wam się, że znacie Nowy Jork, po lekturze tej książki zrozumiecie jak bardzo się myliliście.

http://czekoladowa-przystan.blogspot.com/

Miasto, w którym miała miejsce akcja wielu kultowych filmów i książek, gdzie codziennie na ulicach przemieszczają się miliony ludzi. Tygiel kulturalny, miejsce spełniania się marzeń o lepszym życiu, centrum nowoczesności. Mowa oczywiście o Nowym Jorku. Magdalena Rittenhouse w książce „Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero“ chce przybliżyć swoim czytelnikom to, bez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Choć przy książkowych wyborach staram się nie kierować rankingami, listami pozycji „must read“ to jednak czasami po prostu przychodzi taki moment, kiedy chcę przeczytać powieść, która na jednej z takich list się znajduje. Tym razem mój wybór padł na „Olivera Twista“ autorstwa Charlesa Dickensa. Jest to powieść powieściopisarza uznawanego za jednogo z wybitniejszych autorów angielskich. Pisarz ten jest bliski mojemu sercu, ponieważ to on jest autorem „Opowieści wigilijnej“. Według mnie jest to jedna z lepszych książek jakie miałam okazję poznać, a przede wszystkim świetnie oddaje magię Świąt Bożego Narodzenia.

Wracając jednak do „Olivera Twista“ - jest to powieść, która ukazje nam przygody chłopca, tytułowego Olivera, którego żywot już od urodzenia naznaczony jest cierpieniem. Tuż po urodzeniu chłopca jego matka umiera, a chłopiec zostaje oddany do sierocinca, gdzie cierpi głód i niedostatek. Jego życie składa się z licznych przygód, z których mały Oliver nie zawsze wychodzi cało. Jednak dzięki pomocy dobrych ludzi, wszystko zamierza iść ku lepszemu.

Z twórczości Dickensa miałam okazję poznać tylko „Opowieść wigilijną“, którą czytałam kilkakrotnie i która za każdym razem mnie oczarowywała. Spodziewałam się więc, że „Olivier Twist“ również będzie tak dobrą książką. Jednak chyba się pomyliłam. Angielski pisarz stworzył dobrą książkę, której czytanie sprawiło mi dużo przyjemności. Nie mogę jednak powiedzieć, że objawił się w niej geniusz autora, bo tak po prostu nie było. Na pochwałę zasługują natomiast opisy XIX-wiecznego Londynu, które bardzo dobrze zobrazowały wygląd tego miasta. Czułam się tak, jakbym na chwilę się tam przeniosła, spacerowała tymi mrocznymi uliczkami. Nie najgorzej również pisarz zbudował napięcie w tej powieści, ponieważ momentami było naprawdę dramatycznie i aż nie mogłam się oderwać od czytania.

Wszystko wygląda bardzo dobrze, mamy przecież historię osieroconego chłopca, który przeżywa liczne przygody, dobrze zbudowane napięcie, wyczerpujące i ciekawe opisy miasta, w którym ma miejsce większość akcji. Jednak czegoś mi zabrakło. Jest to naprawdę dobra książka, którą dobrze się czyta, ale nie widzę w niej tego, co powinno się w niej znaleźć. Nie ma tego co przyciąga czytelnika i sprawia, że potrafi pokochać książkę. Ciężko jest ocenić tę książkę, przecież to klasyka literatury. Mimo, że czegoś według mnie zabrakło w tej powieści, zachęcam Was do zapoznania się z nią. Uważam, że warto. Każdą książkę uznwaną za klasykę warto przeczytać.

http://czekoladowa-przystan.blogspot.com/

Choć przy książkowych wyborach staram się nie kierować rankingami, listami pozycji „must read“ to jednak czasami po prostu przychodzi taki moment, kiedy chcę przeczytać powieść, która na jednej z takich list się znajduje. Tym razem mój wybór padł na „Olivera Twista“ autorstwa Charlesa Dickensa. Jest to powieść powieściopisarza uznawanego za jednogo z wybitniejszych autorów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z pewnością bywały w Waszym życiu chwile, w których chcieliście, aby czas biegł szybciej. Może padał deszcza, wiał zimny wiatr, a wy czekaliście na przystanku na autobus? Może chcieliście aby wskazówka zegara poruszała się szybciej, kiedy staliście w kolejce do lekarza? Z pewnością niekiedy marzycie również o tym, aby czas stanął w miejscu. Cudowne spotkanie z przyjaciółmi, wspaniałe wakacje czy chociażby miły weekend – chcemy by te chwile trwały dłużej.

„Zaklinacz czasu“ to książka, która jednocześnie przedstawia nam historię trzech ludzi. Jeden z nich chciał odmierzać czas. Interesowało go to, że słońce zachodzi po to by znów piąć się w górę nad horyzontem następnego dnia. Był to pierwszy człowiek, który zaczął mierzyć czas. Poznajemy również nastolatkę zmagającą się ze swoimi sercowymi rozterkami oraz bardzo bogatego mężczyznę, który nie może się pogodzić ze swoją śmiertelną chorobą. Ich losy w dziwnych okolicznościach splotą się ze sobą...

Nie do końca wiem co mam napisać o tej książce. Na pewno nie mogę powiedzieć, że jest to dzieło, które zmieniło moje życie i bardzo mnie poruszyło. Nie napiszę tak, ponieważ byłoby to kłamstwo. Nie jest to powieść, która jest w stanie czegoś takiego dokonać. Czytając ją czułam się tak jakbym płynęła. Przez ocean lub morze. Płynę, chłonę historię ukazaną przez autora, ale nie znajduję na mojej drodze żadnej wyspy, żadnego punktu zaczepienia, czegoś co mogłoby mnie bardzo zainteresować. A jednak taka podróż przez tę powieść sprawiła, że coś choć przez chwilę ponownie zdałam sobie sprawę z tego, jak życie jest kruche.

Mitch Albom – autor książki – posługuje się prostym językiem, dzięki czemu „Zaklinacza czasu“ czyta się naprawdę szybko. (Dlatego udało mi się tę powieść przeczytać tuż przed egzaminami, w czasie kiedy powinnam się była uczyć.) Sama historia, jaką przedstawia nam autor, jest dosyć ciekawa. Może nie jest to najbardziej oryginalna opowieść z jaką miała okazję się spotkać, ale mimo wszystko jest w niej coś co przyciąga czytelnika. Może ten motyw czasu, któy stanowi główny temat hisotorii przedstawionej przez Mitcha Alboma? W końcu każdy się spieszy, nigdy nie ma na nic czasu, a czas jest tak ważny. Bo czas ucieka i wcale nie mamy go tak dużo jak nam się wydaje.

„Zaklinacz czasu“ to nie jest książka, która odmienia życie. A przynajmniej mojego życia nie zmieniła. Uświadamiała mi jednak, że każda minuta życia jest bardzo ważna, dzięki lekturze tej powieści łatwiej jest doceniać każdy kolejny dzień. Polecam ją każdemu niezależnie od wieku, czy zainteresowań. Każdemu z nas zostało darowane życie i powinniśmy uczyć się jak najlepiej je wykorzystywać. Kto wie? Może komuś z was „Zaklinacz czasu“ bardzo pomoże?

http://czekoladowa-przystan.blogspot.com/

Z pewnością bywały w Waszym życiu chwile, w których chcieliście, aby czas biegł szybciej. Może padał deszcza, wiał zimny wiatr, a wy czekaliście na przystanku na autobus? Może chcieliście aby wskazówka zegara poruszała się szybciej, kiedy staliście w kolejce do lekarza? Z pewnością niekiedy marzycie również o tym, aby czas stanął w miejscu. Cudowne spotkanie z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Pamiętacie jeszcze Alicję? Tak, tę Alicję z Krainy Czarów, której ciekawość była tak wielka, że wskoczyła do króliczej nory, nie myśląc o skutkach tego czynu. A co się potem wydarzyło? Myślę, że doskonale to wiecie. Bo któż z nas nie zna przygód Alicji? Niekoniecznie źródłem naszej wiedzy musi być książka Lewisa Carolla. Powstało przecież tak wiele ekranizacji tej cudownej opowiastki!

Przenieśmy się na chwilę znów do Krainy Czarów. Caroll sprawił, że jest to Kraina pełna wszelkiego rodzaju niezwykłości i oryginalności. Macie ochotę na rozmowę z Szalonym Kapelusznikiem? A może chcecie spotkać Kota z Cheshire? W Krainie Czarów jest to jak najbardziej możliwe! Nic więc dziwnego, że Alicja była tak zagubiona podczas swoich przygód. Świat, w którym się znalazła był bowiem niebanalny. Kraina Czarów wykreowana przez autora przynosi nam, czytelnikom, wiele pytań, które powstają z licznych sprzeczności. Tu nie ma miejsca na racjonalne myślenie. Nic nam ono nie pomoże, nie odpowie na pytania. Dlatego też często jest to książka nielubiana przez (w szczególności) dorosłych, ale także niekiedy dzieci.

Nie jest jednak tak, że w „Alicji w Krainie Czarów” jest tylko miejsce na niezrozumiałe sytuacje i mnóstwo absurdów. Jest też wiele dobrego humoru, uśmiechów, małych radości. Jest to przecież książeczka dla dzieci! Znalazło się oczywiście także miejsce na wspaniały styl Carolla i jego ogromną wyobraźnię.

Od razu robi mi się bardzo smutno, kiedy pomyślę, że czas mojego dzieciństwa przeminął. Bo dzieciństwo jest piękne między innymi dzięki właśnie takim książkom. Coraz ciężej będzie do nich wracać. Chociaż bez wątpienia nie raz jeszcze to zrobię. Dla takich powieści jak „Alicja w Kranie Czarów” warto. Naprawdę warto. Nigdy nie jest za późno.

Pamiętacie jeszcze Alicję? Tak, tę Alicję z Krainy Czarów, której ciekawość była tak wielka, że wskoczyła do króliczej nory, nie myśląc o skutkach tego czynu. A co się potem wydarzyło? Myślę, że doskonale to wiecie. Bo któż z nas nie zna przygód Alicji? Niekoniecznie źródłem naszej wiedzy musi być książka Lewisa Carolla. Powstało przecież tak wiele ekranizacji tej cudownej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Miłością do prozy sióstr Brontë pałam od chwili, gdy zapoznałam się z „Jane Eyre”, która była moją pierwszą powieścią tych znakomitych pisarek na mojej półce. Oczarowała mnie ta książka, uwiodła swoim przecudnym językiem i wspaniałą historią, którą w sobie zawiera. Z każdą kolejną powieścią, moje uwielbienie sióstr tylko się pogłębiało. Ich utwory, mimo że w różnym stopniu, dzięki różnym czynnikom, spodobały mi się. Kiedy tylko ukazała się w Polsce „Villette” w tak pięknym wydaniu bardzo się ucieszyłam. Opisywana jest ona bowiem jako najlepsza książka Charlotte Brontë. Czy naprawdę tak jest?

„Villette” przedstawia losy samotnej Lucy Snowne, która straciwszy wszystko: dom, rodzinę, majątek, postanawia wyruszyć w desperacką podróż do Francji. Tam dzięki szczęśliwemu biegu wydarzeń trafia do miasta Villette i zostaje zatrudniona na pensji dla dziewcząt przez Madame Beck. Od tego momentu staje się nauczycielką angielskiego. Lucy nie oczekuje od losu niezwykłych przeżyć i ekscytacji. Pragnie tylko wieść spokojny żywot. Okazuje się, że nie będzie jej to dane. Zostaje mimowolnie wplątana w tajemnicze zdarzenia, a jej serce zaczyna się powoli otwierać.

Uwielbiam prozę Charlotte dzięki temu, że z tak wielką dokładnością przedstawia ona swoich bohaterów. Każda postać stanowi zagadkę, którą z kolejnymi stronami powieści Czytelnik powoli odkrywa. Bardzo lubię przyglądać się sylwetkom tym niezwykłym bohaterom i analizować ich zachowanie, myśleć o tym, jakie życie wiedli. Choć Lucy nie przypadła mi do gustu, tak jak chociażby Jane z innej powieści Charlotte, to z wielką przyjemnością przyjrzałam się jej nietypowej osobowości. Za to właśnie w szczególności bardzo lubię powieści Charlotte, za tych wszystkich cudownych bohaterów.

Wspomniałam, że nie przepadam za Lucy. Jej postać ma w sobie cechy, które mnie od niej odpychały. Mimo to z ochotą zapoznawałam się z jej losami, gdyż miała wspaniały zmysł obserwacji. Nie skupiała uwagi na sobie, lecz opisywała swoich przyjaciół, pracodawczynię, uczennice i innych ludzi napotkanych na drodze życia. Charlotte dała jej w podarku świetną umiejętność, którą wykorzystała po to, aby przedstawić Czytelnikowi ludzi, których postanowiła umieścić w swojej książce. Nie poczułam sympatii do głównej bohaterki, a jednocześnie narratorki (chociaż nie było aż tak źle, zdarzały się bardziej irytujące istoty, którym została powierzona ta funkcja), natomiast polubiłam jej przyjaciół. Doktor John to w moich oczach miły, uczciwy bohater, spieszący z pomocą chorym i potrzebującym, zabawie przekomarzający się z matką, który jest podporą dla Lucy. Jest postacią, którą chciałoby się kiedyś spotkać, gdyż niewielu ludzi jest takich jak on. I choć to ten bohater najbardziej urzekł mnie swoją osobowością, tak naprawdę każda z postaci Charlotte Bronte zasługuje na uwagę.

Jednak to nie tylko bohaterowie sprawiają, że z wielką chęcią sięgam po książki sióstr Bronte. Przede wszystkim bardzo lubię język jakim się one posługują, to jak wyrażają uczucia bohaterów, opisują przyrodę, ludzi, budynki. W „Villette” szczególnie spodobały mi się opisy przeżyć Lucy, ale także miasta, w którym miała ona zamieszkać. Dzięki temu można lepiej poznać to francuskie miasto w XIX wieku. Skoro już wspomniałam o tym XIX wieku... Książki sióstr Brontë są idealne do tego by zobaczyć jak wyglądało życie ponad wiek temu. Dzięki nim można przeżyć niezwykłą podróż do przeszłości. Tym razem Charlotte Brontë zabierze swoich Czytelników nie tylko do Anglii, ale również Francji.

Powieść „Villette” jest naprawdę dobrą lekturą, z którą można miło spędzić czas. Do cienkich książek ona nie należy, ale to dlatego, że wszystko jest tu opisane z niezwykłą precyzją. Charlotte napisała książkę, która zaskakuje, zwłaszcza na samym końcu. Zakończenie dosłownie wgniotło mnie w fotel. Mimo, że mówi się, że „Villette” to najlepsza powieść Charlotte to nie mogę się z tym
zgodzić. Dla mnie numerem jeden jest i chyba już zawsze będzie „Jane Eyre”. Warto się zapoznać z „Villette”. Nawet bardzo wymagający Czytelnik znajdzie w tej powieści coś, co mu się spodoba.

czekoladowa-przystan.blogspot.com

Miłością do prozy sióstr Brontë pałam od chwili, gdy zapoznałam się z „Jane Eyre”, która była moją pierwszą powieścią tych znakomitych pisarek na mojej półce. Oczarowała mnie ta książka, uwiodła swoim przecudnym językiem i wspaniałą historią, którą w sobie zawiera. Z każdą kolejną powieścią, moje uwielbienie sióstr tylko się pogłębiało. Ich utwory, mimo że w różnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Paryż to miasto uznawane za stolicę mody. To właśnie tam projektowane są stroje, w których chodzi później większość ludzi. O mieszkańcach tego miasta można powiedzieć, że są wzorem elegancji i szyku. Tymi słowami można też opisać ceniące się kobiety mieszkające w Paryżu. Nic więc dziwnego, że większość osób pragnie dowiedzieć się w jaki sposób można naśladować paryżanki, by tak jak one być ikoną stylu.

Książa „Lekcja Madame Chic” przedstawia rady i wskazówki napisane przez kobietę, która przez pewien okres swojego życia mieszkała w domy rodziny Chic w Paryżu. Tam nauczyła się od Madame Chic jak być ikoną stylu i szyku. Zasady panujące w domu państwa Chic wywarły na niej ogromne wrażenie, dlatego też postanowiła się przyjrzeć bliżej życiu paryżanek. Teraz, wspomnienia przedstawia w swojej książce i pozwala Czytelniczkom również stać się chic.

Jennifer L. Scott podzieliła swoją książkę na rozdziały, a w każdym z nich Czytelnik może znaleźć praktyczne parady dotyczące konkretnego zagadnienia. Mamy więc trochę o prawidłowym odżywaniu i zasadach panujących w domu państwa Chic podczas posiłku. Mowa jest również o aktywności fizycznej, która powinna towarzyszyć nam codziennie. Autorka książki udowadnia, że nie trzeba iść co tydzień na siłownię, aby być wysportowanym. Udziela małych wskazówek, które na pewno przydadzą się niejednej kobiecie. W „Lekcjach Madame Chic” znajdziemy również rady autorki dotyczące stylu i urody. Przyglądając się Francuzkom zauważyła ona w jaki sposób najchętniej się ubierają i malują - unikają przepychu i wyzywającego makijażu. Jennifer L. Scott pisze w swojej książce również o tym, jak żyć z klasą. Przedstawia przykłady z własnego życia i udziela wskazówek jak być chic.

Autorka pisze prostym i przystępnym językiem, dlatego też jej książkę czyta się bardzo szybko. Porady udzielane przez nią w „Lekcjach Madame Chic” są praktyczne i możliwe do zrealizowania w życiu każdej kobiety. Często wystarczy niewiele być stać się kobietą stylową.

Rodzina państwa Chic kierowała się w swoim życiu pewnymi zasadami. Zawsze wspólnie zasiadali do trzydaniowego obiadu, w tle grała muzyka klasyczna. Codziennie używali swojej najlepszej zastawy stołowej. Jestem pewna, że wiele kobiet nie ma ochoty zaczynać zmieniać swoje życie na rzecz twardych zasad, które będą później uważać za codzienną rutynę. Jednak jestem też przekonana o tym, że niektórzy chcieliby wprowadzić w swoim domu takie zasady. Muzykę poważną, która będzie towarzyszyć rodzinie codziennie podczas posiłków i rozmów, obiadów, które będzie spożywać się uroczyście, z całą rodziną. Dla takich właśnie ludzi „Lekcje Madame Chic” będą lekturą inspirującą i dostarczającą wielu przyjemności.

Mogą pojawić się zarzuty co do tej książki, że spostrzeżenia poczynione przez Jenniffer nie są rewolucyjne i zaskakujące, że większość z nich jest powszechnie znana. Według mnie, mimo to warto przeczytać tę książkę. Niekiedy do zmiany swojego życia, pewnych przyzwyczajeń potrzeba tylko impulsu. Kto wie? Może dla Was ta książka będzie takim właśnie impulsem?

Jestem przekonana, że zasady przedstawione przez Jennifer L. Scott będą trudne do zrealizowania w życiu codziennym. Świat się zmienia, podobnie jak ludzie. Teraz, w czasach pozbawiony niemalże wszystkich zasad może jednak warto się z nimi zapoznać? Chociażby po to, aby tylko niektóre z nich wprowadzić do swojego życia. Polecam. Warto przeczytać tę książkę.

czekoladowa-przystan.blogspot.com

Paryż to miasto uznawane za stolicę mody. To właśnie tam projektowane są stroje, w których chodzi później większość ludzi. O mieszkańcach tego miasta można powiedzieć, że są wzorem elegancji i szyku. Tymi słowami można też opisać ceniące się kobiety mieszkające w Paryżu. Nic więc dziwnego, że większość osób pragnie dowiedzieć się w jaki sposób można naśladować paryżanki, by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W życiu bywają gorsze i lepsze chwile. Czasami mam ochotę na książkę, która pozostawi w mojej głowie masę pytań, o której będę długo myśleć. Niekiedy jednak przychodzą takie momenty, gdy przyszłość przedstawia się w szarych barwach, a życie jest pozbawione sensu. Wtedy do akcji wkraczają „książkowe-pocieszacze”, których zadaniem jest postawić czytelnika na nogi, dać mu powód do dalszego, lepszego życia. Niedawno miałam w swoim życiu taki moment (nadal troszeczkę mam). Ochota na czytanie książek zupełnie we mnie wygasła, nie chciało mi się nic robić. Jednak udało mi się jakoś zmusić się do sięgnięcia po lekturę. Wybór padł na osławioną autorkę Katarzynę Michalak, na jej książkę „Rok w poziomce”.

Fabuła już od początku wydała mi się być oklepaną. Ewa – główna bohaterka - jest nieszczęśliwa. Marzy o prawdziwym domu. Pragnąc zarobić pieniądze na jego kupno przyjmuje propozycję pracy od swojego kolegi w jednoosobowym wydawnictwie tworzonym przez nią samą. Jej zadaniem jest znalezienie i wydanie super-bestsellera. Na swojej drodze do wymarzonego celu poznaje wielu wspaniałych ludzi, ale również zmaga się z wieloma problemami.

Miało być tak słodko, przyjemnie, wspaniale. No cóż, tak niestety nie było. Zdecydowanie za dużo cukru. Za dużo przewidywalności. Moje pierwsze wrażenia z tej książki były dosyć pozytywne. Wydało mi się, że nie będzie aż tak źle. Powieść była sympatyczna, przyjemna. Potem zaszła w moich odczuciach z zmiana. Bowiem w książce pojawiła się jej autorka. Tak, tak. Właśnie tak było. Zdziwiłam się bardzo. „O co chodzi?” – pytałam się, byłam zdziwiona i zaskoczona. Nie dość, że autorka umieściła samą siebie w powieści to jeszcze do tego w postaci wróżki, która pojawia się i znika przekazując Ewie dobrą radę. To mnie bardzo zniechęciło i odrzuciło od książki.

Ale pomyślałam sobie „może jeszcze będzie lepiej”. I czytałam dalej. Przestałam zwracać uwagę na „cudowną wróżkę” Michalak. I było znów całkiem znośnie. Do czasu kiedy zaczęłam coraz mniej lubić Ewę. Nagle jej zachowanie zaczęło mi irytować. Wszystko jej nie pasowało, stała się jakaś taka… dziwna. Nie podobały mi się sytuacje z jej udziałem, a do tego bardzo mnie denerwowały. Nie mniej jednak tylko Ewa okazała się być taką nieznośną osóbką. Bardzo polubiłam Andrzeja, Karolinę i innych sympatycznych bohaterów tej książki.

„Rok w poziomce” przeczytałam bardzo szybko. Czytałam tę książkę, trochę narzekałam, ale brnęłam dalej i dalej… Wciąga. Ta opowieść naprawdę wciąga. Jest trochę głupiutka, bezsensowna, irytująca, ale przyjemnie mi się ją czytało. Oczekiwałam książki trochę bardziej pozytywnej, bardziej motywującej. Ale nie było aż tak najgorzej. Po pani Michalak spodziewałam się czegoś lepszego. Czegoś mniej przewidywalnego, mniej słodkiego. Jest to autorka ostatnio tak zachwalana, więc myślałam, że jej książka będzie prezentowała wyższy poziom. A już zupełnie nie spodziewałam się tego, że w powieści pojawi się sama autorka! Nie skreślam jednak od razu Katarzyny Michalak, może jeszcze przeczytam kiedyś jakąś jej książkę.

czekoladowa-przystan.blogspot.com

W życiu bywają gorsze i lepsze chwile. Czasami mam ochotę na książkę, która pozostawi w mojej głowie masę pytań, o której będę długo myśleć. Niekiedy jednak przychodzą takie momenty, gdy przyszłość przedstawia się w szarych barwach, a życie jest pozbawione sensu. Wtedy do akcji wkraczają „książkowe-pocieszacze”, których zadaniem jest postawić czytelnika na nogi, dać mu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” to książka, która kojarzy mi się z wakacjami. Dokładnie pamiętam tamte wspaniałe chwile. Plaża, nasze polskie, piękne morze, słońce i dobra książka. Teraz tylko można pomarzyć o takich wspaniałych miejscach, takich cudownych chwilach… Dobra, dobra. Koniec tych złudnych nadziei. Teraz mamy jesień, a ja chciałabym napisać coś o książce, która idealnie nadaje się do czytania zarówno podczas lata, jak i w trakcie jesiennej chandry.

Od jakiegoś czasu w mojej głowie siedziała myśl, która nie dawała mi spokoju. Otóż to, bardzo chciałam przeczytać serię Millenium – tak, TĘ serię – polecaną przez wielu czytelników, znaną prawie każdemu. Aż w końcu nadszedł ten moment, kiedy „Millenium” znalazło się u mnie w domu. Oczywiście, wiadomo jak to jest, każdy szanujący się czytelnik ma cały stos książek, które powinien w najbliższym czasie przeczytać. Tak też (jak już się wszyscy domyślają) było i ze mną. Seria wylądowała na półce i tak stała, stała… Aż w końcu nastały wakacje. I wyjazd nad morze. A ja, oczywiście co zrobiłam? Wzięłam pierwszą część „Millenium” ze sobą. Czy żałuję? Zdecydowanie nie!

Mikael Blomkvist – główny bohater – jest dziennikarzem i wydawcą magazynu „Millenium”. Po opublikowaniu artykułu o znanym przedsiębiorcy, zostaje on oskarżony o zniesławienie. Jego wiarygodność zostaje mocno nadszarpnięta, postanawia więc na jakiś czas wycofać się z życia zawodowego. Otrzymuje od Henrika Vangera – byłego dyrektora wielkiego koncernu – zaskakującą propozycję. Mężczyzna daje mu zlecenie rozwiązania sprawy sprzed czterdziestu lat dotyczącej zaginięcia jego wnuczki Harriet.

Oczywiście, jak to można od razu przewidzieć, Mikael przyjmuje daną mu propozycję. Wkrótce potem zaczyna się jego współpraca z intrygującą Lisbeth Salander - młodą, intrygującą outsiderką i genialną researcherką. Zaczyna się prawdziwa przygoda…

Jak to wspaniałomyślnie na okładce głosi wypowiedź z dziennika „The Times” :„Cały ten szum jest w pełni uzasadniony (…). W książce świetne jest wszystko – bohater, fabuła, atmosfera.” I naprawdę ciężko jest się z nią nie zgodzić. Już od pierwszej przeczytanej strony (czy może raczej pochłoniętej) czuć, że będzie to niezwykła lektura. I taka rzeczywiście jest ta powieść. Przepełniona emocjami, które wsiąkają w czytelnika. Z każdą przeczytaną stroną chce się więcej, jeszcze więcej…

Jednym z największych plusów tej książki (przyznają to chyba wszyscy, który mieli okazję się z nią zapoznać) jest bez wątpienia postać Lisbeth Salander. Od momentu, w którym pojawiła się ona w powieści, cała historia nabrała innego znaczenia. Wszystko z jej udziałem było niezwykłe, takie intrygujące, niebezpieczne. Przy niej postać, dosyć przeciętnego bohatera jakim wydaje mi się być Mikael, stała się bardziej wyrazista i pełniejsza. Krótko mówiąc – powieść „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” nie byłaby tą samą książką, gdyby zbrakło w niej Lisbeth.

Tytuł powieści sugeruje nam (przynajmniej częściowo) temat, jaki porusza ta powieść. Pragnę zaznaczyć, że nie jest to „lekki” kryminał. Jest to książka, której główny wątek stanowi dość poważny i burzliwy temat. Z pewnością czytając tę książkę, niejednemu czytelnikowi może wstąpić na plecy dreszcz, jak to było w moim przypadku.

„Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” to książka, którą mimo tego, że porusza temat z pewnością niełatwy, czyta się z wielką przyjemnością. Jest to bardzo dobry kryminał, ze wspaniałą atmosferą, którą przesiąknięta jest każda strona książki. Jednocześnie, trzeba zaznaczyć, że nie jest to książka z górnej półki. Jest to bardzo dobra powieść, nie przekazująca nam jednak żadnych ważnych wartości. Ot, taka książka idealna na plażę (jak to było w moim przypadku) lub na jesienny wieczór (no, może parę wieczorów).

czekoladowa-przystan.blogspot.com

„Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” to książka, która kojarzy mi się z wakacjami. Dokładnie pamiętam tamte wspaniałe chwile. Plaża, nasze polskie, piękne morze, słońce i dobra książka. Teraz tylko można pomarzyć o takich wspaniałych miejscach, takich cudownych chwilach… Dobra, dobra. Koniec tych złudnych nadziei. Teraz mamy jesień, a ja chciałabym napisać coś o książce,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wielki Brat patrzy. Obserwuje cię. Widzi WSZYSTKO.

Rok 1984. Oceanią rządzi Partia. Prowadzi ona wojnę z Wschódazją (albo Eurazją). Społeczeństwo mieszkańców mocarstwa podzielone jest na trzy klasy społeczne: funkcjonariuszy należących do Wewnętrznej Partii, którzy pełnią najwyższe stanowiska urzędnicze; szeregowych Zewnętrznej Partii będących urzędnikami niższego szczebla; oraz proli, czyli inaczej klasę pracującą, lekceważoną i pogardzaną przez władzę. Mieszkańców kontrolują teleekrany i wszechobecne podsłuchy. Ważne jest by nikt nie dopuścił się do myślozbrodni. Każdy musi kochać i uwielbiam Wielkiego Brata.

Winston Smith to mieszkaniec Londynu, pracownik Ministerstwa Prawy paradoksalnie zajmującego się fałszowaniem informacji. Dostrzega on, że system Oceanii jest bezsensowny i szalony. Stara się dociec, czy to co Partia przekazuje obywatelom jest prawdą. W jednym ze sklepów należących do proli kupuje zeszyt i pióro – materiały zakazane przez ówczesne władze. Zaczyna spisywać swoje myśli tym samym dopuszczając się myślozbrodni.

Autor – Geogre Orwell – pokazuje czytelnikom przerażającą wizję świata. Wizję, która tak naprawdę już się na naszych oczach powoli urzeczywistnia. Świat Orwella jest przerażający, pełen kłamstw, pozbawiony miłości. Brak w nim jakichkolwiek uczuć. Książkę odbiera się tak, jakby była napisana w szarych barwach. Wszędzie widać tylko smutek. Okropne wydaje się to, że ludzi przejawiają entuzjazm, gdy zabijani są jeńcy wojenni. Odrażające i przerażające jest również to, że społeczeństwo Oceanii jest pozbawione wolności myśli i słowa, ponieważ Partia kontroluje umysły swoich podwładnych.

„Rok 1984” jest ostrzeżeniem i przestrogą. Przypomina o komunizmie i przestrzega przed tym, że te czasy mogą powrócić. Nikt nie chciałby żyć w takim świecie. Dlatego musimy strać się by takie czasy nigdy nie nastały, by taki świat nigdy nie istniał.

Orwell pisze dobrze, dobrze się czyta jego prozę. Przedstawia fakty w bezpośredni i przystępny sposób. Łatwo można zrozumieć to co pisze auto, trudniej natomiast przyswoić, gdyż pisze niekiedy o trudnych i niepojętych rzeczach.

Ciężko jest pisać o uczuciach, które towarzyszą tej lekturze. Trudno je określić. Każdy inaczej odbierze tę powieść. Książkę „Rok 1984” powinien przeczytać każdy. Bez wyjątku – każdy. Prędzej, czy później powinien to zrobić. Z pewnością nie wszystkim się spodoba to powieść. Ale bez wątpienia, warto ją znać.

Zakończenie mnie dobitnie zdołowało. Szczerze mówiąc, od początku nie miałam nadziei. Gdzieś tam w głębi serca wiedziałam jak to się skończy. Ale żal w moim sercu był ogromny. I smutek. Smutek nad tym, że tak świat może kiedyś wyglądać.

czekoladowa-przystan.blogspot.com

Wielki Brat patrzy. Obserwuje cię. Widzi WSZYSTKO.

Rok 1984. Oceanią rządzi Partia. Prowadzi ona wojnę z Wschódazją (albo Eurazją). Społeczeństwo mieszkańców mocarstwa podzielone jest na trzy klasy społeczne: funkcjonariuszy należących do Wewnętrznej Partii, którzy pełnią najwyższe stanowiska urzędnicze; szeregowych Zewnętrznej Partii będących urzędnikami niższego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Z pewnością znacie bardzo sympatycznego Kubusia, którego zwą Puchatkiem. Ba, kto go nie zna! Czy to w książkach, czy w bajkach wyświetlanych od czasu do czasu w telewizji - na pewno mieliście okazję kiedyś się z nim spotkać i trochę bliżej go poznać.

„Pewnego razu, bardzo dawno temu, mniej więcej w zeszły piątek, mieszkał sobie Kubuś Puchatek, zupełnie sam w lesie, pod nazwiskiem pana Woreczko”. – str. 10

Kubuś to przemiły Miś, którego nie da się nie polubić. Jest to bardzo poczciwy i głupiutki Miś o Bardzo Małym Rozumku. Przypominacie sobie jak to Puchatek postanowił zdobyć troszeczkę miodku? Zaczął wspinać się na drzewo, ale niestety skończyło się to dosyć niefortunnie…

„-Ratunku! - zawołał Puchatek zlatując na gałąź o pół łokcia niżej. – Gdybym zamiast tego… - powiedział i nie skończył, bo zleciał na następną gałąź o dwa łokcie niżej. – Domyślacie się chyba, co miałem zamiar zrobić – wyjaśnił Puchatek fikając koziołka i zlatując na łeb, na szyję na inną gałąź o trzy łokcie niżej. – Oczywiście, że to było z mojej strony raczej… - przyznał spadając na następne sześć gałęzi. – A wszystko to, moim zdaniem, przez to – powiedział opuszczając ostatnią gałąź i fikając przy tym trzy koziołki – wszystko to przez to, że zanadto lubię miodek. Ratunku! – zawołał padając z wdziękiem w krzaki jałowca.” – str. 13

A potem, Puchatek poprosił Krzysia o balony. No cóż, ostatecznie, mimo licznych ciekawych pomysłów, Misiowi nie udało się podkraść miodu pszczołom. Możemy poznać jeszcze wiele przygód z udziałem głupiutkiego misia. Puchatek utknął kiedyś w otworze wejściowym do norki Królika, tropił też zwierzęta patrząc na ślady pozostawione na śniegu, a także szukał ogonu Kłapouchego. Kubuś miał jeszcze wiele, wiele przygód. Zachęcam Was, by bliżej się im przyjrzeć. Przypomnieć sobie, powspominać…

„-Ach, ty Misiu, Misiu, okropnie cię lubię – powiedział Krzyś.
-I ja cię też - powiedział Puchatek.” – str. 61

czekoladowa-przystan.blogspot.com

Z pewnością znacie bardzo sympatycznego Kubusia, którego zwą Puchatkiem. Ba, kto go nie zna! Czy to w książkach, czy w bajkach wyświetlanych od czasu do czasu w telewizji - na pewno mieliście okazję kiedyś się z nim spotkać i trochę bliżej go poznać.

„Pewnego razu, bardzo dawno temu, mniej więcej w zeszły piątek, mieszkał sobie Kubuś Puchatek, zupełnie sam w lesie, pod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tak się złożyło, że miałam okazję przeczytać do tej pory z książek Lucy Maud Montgomery tylko serię o Ani z Zielonego Wzgórza. Od dawna chodziłam z myślą, żeby w końcu sięgnąć po inne dzieła tej autorki. Kiedy dowiedziałam się o akcji ”Tydzień z literaturą dziecięcą” stwierdziłam, że to właśnie na taką okazję czekałam. Pobiegałam szybko do biblioteki i wypożyczyłam sobie „Emilkę ze Srebrnego Nowiu”.

Emilka Starr to dwunastoletnia dziewczynka. Kiedy jej schorowany ojciec umiera, zostaje sierotą, którą ma zająć się nieznana jej rodzina Murray’ów. Emilka przeprowadza się do domu swoich ciotek w Srebrnym Nowiu. Tam znajduje nowych przyjaciół, a także poznaje uroki przepięknej okolicy. Wrażliwa i mądra dziewczynka nie odnajduje wspólnego języka z krewnymi. Staje się to przyczyną licznych nieporozumień między nimi.

Pierwsze wrażenie towarzyszące mi przy poznawaniu Emilki? Ogromne podobieństwo do Ani. Tej mojej, ukochanej Ani, którą tak bardzo lubię. Emilka jest sierotą, musi zamieszkać u obcych jej ludzi. Znajoma sytuacja, prawda? Jednakże kiedy dokładniej zgłębiałam charakter głównej bohaterki, stwierdziłam, że jest ona inna od Ani. Różnią się one temperamentem, osobowością oraz typowym dla siebie zachowaniem. Co jednak nie zmienia faktu, że podobieństwo jest widoczne.

Książkami Lucy Maud Montgomery czyta się bardzo szybko i z wielką radością. Tak też było i w tym przypadku. Z „Emilki ze Srebrnego Nowiu” wręcz bije ciepło. Styl pani Montgomery jest bardzo przyjemny, wprawia czytelnika w miłą atmosferę panującą w książce.

„Emilka ze Srebrnego Nowiu” bardzo mi się spodobała. Czytanie tej książki sprawiło mi nie małą przyjemność. Dzięki niej znów przeniosłam się w lata dzieciństwa, kiedy to zapoznawałam się z Anią Shirley. Z wielką chęcią sięgnę po kolejne tomy opowiadające o dalszych przygodach Emilki. I już wiem, że z pewnością się na nich nie zawiodę.

czekoladowa-przystan.blogspot.com

Tak się złożyło, że miałam okazję przeczytać do tej pory z książek Lucy Maud Montgomery tylko serię o Ani z Zielonego Wzgórza. Od dawna chodziłam z myślą, żeby w końcu sięgnąć po inne dzieła tej autorki. Kiedy dowiedziałam się o akcji ”Tydzień z literaturą dziecięcą” stwierdziłam, że to właśnie na taką okazję czekałam. Pobiegałam szybko do biblioteki i wypożyczyłam sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pamiętacie jeszcze Alicję? Tak, tę Alicję z Krainy Czarów, której ciekawość była tak wielka, że wskoczyła do króliczej nory, nie myśląc o skutkach tego czynu. A co się potem wydarzyło? Myślę, że doskonale to wiecie. Bo któż z nas nie zna przygód Alicji? Niekoniecznie źródłem naszej wiedzy musi być książka Lewisa Carolla. Powstało przecież tak wiele ekranizacji tej cudownej opowiastki!

Przenieśmy się na chwilę znów do Krainy Czarów. Caroll sprawił, że jest to Kraina pełna wszelkiego rodzaju niezwykłości i oryginalności. Macie ochotę na rozmowę z Szalonym Kapelusznikiem? A może chcecie spotkać Kota z Cheshire? W Krainie Czarów jest to jak najbardziej możliwe! Nic więc dziwnego, że Alicja była tak zagubiona podczas swoich przygód. Świat, w którym się znalazła był bowiem niebanalny. Kraina Czarów wykreowana przez autora przynosi nam, czytelnikom, wiele pytań, które powstają z licznych sprzeczności. Tu nie ma miejsca na racjonalne myślenie. Nic nam ono nie pomoże, nie odpowie na pytania. Dlatego też często jest to książka nielubiana przez (w szczególności) dorosłych, ale także niekiedy dzieci.

Nie jest jednak tak, że w „Alicji w Krainie Czarów” jest tylko miejsce na niezrozumiałe sytuacje i mnóstwo absurdów. Jest też wiele dobrego humoru, uśmiechów, małych radości. Jest to przecież książeczka dla dzieci! Znalazło się oczywiście także miejsce na wspaniały styl Carolla i jego ogromną wyobraźnię.

Niedawno zaopatrzyłam się w przepiękny egzemplarz „Alicji w Kranie Czarów” ilustrowany przez Tove Jansson. Książka wypełniona jest ślicznymi obrazkami, od których wręcz nie można oderwać wzroku. Ostatnio oglądałam powieść Carolla z moją najmłodszą siostrą i razem zachwycałyśmy się tymi cudownymi ilustracjami. Jak widać, nie tylko mi się bardzo podobają.

Od razu robi mi się bardzo smutno, kiedy pomyślę, że czas mojego dzieciństwa przeminął. Bo dzieciństwo jest piękne między innymi dzięki właśnie takim książkom. Coraz ciężej będzie do nich wracać. Chociaż bez wątpienia nie raz jeszcze to zrobię. Dla takich powieści jak „Alicja w Kranie Czarów” warto. Naprawdę warto. Nigdy nie jest za późno.

czekoladowa-przystan.blogspot.com

Pamiętacie jeszcze Alicję? Tak, tę Alicję z Krainy Czarów, której ciekawość była tak wielka, że wskoczyła do króliczej nory, nie myśląc o skutkach tego czynu. A co się potem wydarzyło? Myślę, że doskonale to wiecie. Bo któż z nas nie zna przygód Alicji? Niekoniecznie źródłem naszej wiedzy musi być książka Lewisa Carolla. Powstało przecież tak wiele ekranizacji tej cudownej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na przestrzeni wieków rola kobiet w społeczeństwie się bardzo zmieniała. Podobnie jak ich przywileje, pozycja wśród ludzi. Nie mniej jednak cały czas postać kobiety jest potrzebna i istotna. W książce Erica-Emmanuela Schmitta znajdziemy na to najlepszy przykład.

„Kobieta w lustrze” to książka opowiadająca historie trzech kobiet. Bardzo się od siebie różnią, jednak po bliższym poznaniu bohaterek powieści Schmitta można zauważyć podobieństwo między nimi. Pierwsza z nich – Anne – żyje w XVI wieku, jest zakochana w przyrodzie. Niedługo ma wyjść za mąż nie chce jednak żyć tak jak wszystkie kobiety – chce czegoś więcej. W dzień ślubu ucieka sprzed ołtarza. Jej życie od tej pory bardzo się zmieni.

Druga z kobiet – Hanna – ma wszystko czego tylko można zapragnąć. Mieszka w ogromnym, pięknym domu, ma mnóstwo pieniędzy i wspaniałego męża. Czuje się mimo tego nieszczęśliwa i samotna. Brak jej dziecka. Nie może go urodzić, a wszyscy tego od niej wymagają. Doprowadzi to do zgubnych skutków tej sytuacji.

Anny natomiast to gwiazda filmowa. Swoje tłumione codziennie emocje zaczyna uwalniać dopiero na planie filmowym, co sprawia, że gra naprawdę dobrze i szybko staje się popularna. Jest bardzo nieszczęśliwa, zaczyna sięgać coraz częściej po różnego rodzaju używki.

Do tej pory stykałam się tylko z opowiadaniami Schmitta – wszystkie z nich były dla mnie niezwykłe. Tym razem jednak udało mi się sięgnąć po dłuższą formę tego autora i tym razem również się nie zawiodłam. Mimo tego, że autor opowiada historię trzech kobiet równolegle łatwo można odnaleźć się w każdym ze światów przedstawionych w każdej z nich. Schmitt zgrabnie połączył te historie, serwując czytelnikowi zaskakujące zakończenie.

Przede wszystkim losy kobiet, które Schmitt przedstawił w swojej książce, mają nam coś przekazać. Pomóc coś odkryć, dostrzec w naszym życiu. Pokazać to, co jest tak naprawdę ważne. Historie Anne, Hanny i Anny przedstawiają losy kobiety w różnych okresach dziejów świata. Czy ich rola się zmienia w różnych wiekach? Wydaje mi się, że nie. Może ktoś będzie mógł się utożsamić z jedną z bohaterek? Może odnajdzie w niej cząstkę siebie? Wszystko to jest bardzo możliwe.

„Kobieta w lustrze” to wspaniała książka, która wciąga czytelnika i go zachwyca. Bardzo poruszyły mnie historie kobiet przedstawione w tej powieści. Innej opinii trudno byłoby się po mnie spodziewać. Jeżeli Schmitt jest autorem powieści to wiadomo, że będzie ona bardzo dobra. Po jego utwory mogę sięgać z zamkniętymi oczami, nie patrząc na okładkę, opis czy recenzje. Polecam gorąco „Kobietę w lustrze”. Myślę, że warto ją przeczytać.

czekoladowa-przystan.blogspot.com

Na przestrzeni wieków rola kobiet w społeczeństwie się bardzo zmieniała. Podobnie jak ich przywileje, pozycja wśród ludzi. Nie mniej jednak cały czas postać kobiety jest potrzebna i istotna. W książce Erica-Emmanuela Schmitta znajdziemy na to najlepszy przykład.

„Kobieta w lustrze” to książka opowiadająca historie trzech kobiet. Bardzo się od siebie różnią, jednak po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

C.S. Lewis znany jest każdemu z nas. Był to wielki człowiek, przede wszystkim jednak wspaniały pisarz. Większość z nas czytała „Opowieści z Narnii” (bądź też przynajmniej słyszała o tej książce). Zanurzyła się w cudowną i urokliwą krainę jaką jest Narnia. Może też ktoś z Was zapoznał się z autobiografią autora – książką „Zaskoczony radością”, w której pisarz pisze głównie o wielkich przemianach jakie zaszły w jego życiu, ale także opowiada o takich przyziemnych rzeczach jak uczęszczanie do szkoły. A może mieliście do czynienia z powieścią „Dopóki mamy twarze”? Jest to piękna historia o starożytnej krainie Glome, w której rozegrały się pełne tajemnic i grozy wydarzenia. Tym razem jednak nie będę Wam opowiadać ani o wspaniałej krainie Narnii, ani o samym Lewisie, ani też o starożytnych historiach. Tym razem będzie to coś zupełnie innego. Choć oczywiście równie cudownego.
„Koniec człowieczeństwa” to zbiór trzech esejów: „Ludzie bez torsów”, „Droga” i „Koniec człowieczeństwa”, które autor wygłosił w lutym 1943 roku. Głównym tematem każdego z nich była etyka i moralność człowieka – zarówno współcześnie, jak i w latach poprzednich. Lewis swoje rozważania i uwagi opiera na Tao, czyli nazywanym tak przez niego prawie naturalnym, tradycyjną moralnością.
Książeczka napisana przez Lewisa wydawała mi się bardzo króciutka. Stwierdziłam, że przeczytam ją w jeden wieczór. Okazało się, że ilość treści zupełnie nie jest taka sama jak jej wartość. I tak jeden wieczór zamienił się w cały miesiąc. Czytałam tę książkę po parę, czasami kilkanaście linijek, niekiedy po kilkadziesiąt stron. Każdy akapit, każde zdanie, każde słowo napisane przez autora należy przeanalizować, zatrzymać się nad nim dłużej tak, aby jego treść dotarła do czytelnika. Lewis jak zwykle czyni ze swoich utworów prawdziwą czytelniczą i intelektualną ucztę. Kiedy już treść słów autora do nas dotrze, należy się nad nimi zastanowić. Pomyśleć, co oznaczają, dlaczego pisarz porusza takie tematy, starać się jak najwięcej wynieść z lektury tej niepozornej książeczki.
Autor porusza ważne kwestie w swoich esejach. Pisze o tym jak człowieczeństwo się zmienia. O tym jak ludzie się zmieniają. A także o tym jak zmieniają się ich pierwszorzędne wartości. Lewis zauważa pojawienie się nowych prądów myślowych, które w imię postępu i rozwoju zaprzeczają samej istocie człowieczeństwa. Odrzucają to co dla ludzi zawsze było naturalne, wprowadzają nowe wartości. Czy to zjawisko nadal się pogłębia, czy może niknie? A może dopiero zacznie się rozwijać?
Eseje Lewisa zebrane w książce „Koniec człowieczeństwa” pokazują, że człowiek ma pewne zasady moralne, którymi się posługuje. Niezależnie od tego, gdzie się urodził i w co wierzy, każdy człowiek ma pewne wartości, które są dla niego ważne. Nie jest istotne to, czy ludzie posługują się kodeksem spisanym w Biblii czy też w wersach "Eddy poetyckiej" – wartości moralne będą wśród każdego bardzo podobne. Autor chce pokazać, że próby ingerowania w zasady moralne towarzyszące ludziom od początku istnienia, są początkiem walki z samym człowieczeństwem.
„Koniec człowieczeństwa” mimo swojej niezwykle małej objętości, stanowi źródło ważnych i wartościowych esejów, z którymi warto się zapoznać. Autor pisze w nich o rzeczach, które powinny nas zainteresować, ponieważ dotyczą właśnie nas. Tradycyjna moralność ludzi jest zjawiskiem powszechnym – każdy kieruje się jakimiś wartościami. Warto jest więc zapoznać się z wykładami Lewisa, by przekonać się jak są one ważne. Istotne są również próby ingerencji w system wartości ludzi w imię tzw. postępu. Polecam zapoznanie się z „Końcem człowieczeństwa”, gdyż można się wiele dowiedzieć z tej niepozornej książki. Niech Was nie przerażą zawiłości językowe i dość trudny tekst. Nie jest to przecież powieść sensacyjna, którą czyta się z zapartym tchem. Jest to uczta literacka, którą należy się delektować.

czekoladowa-przystan.blogspot.com

C.S. Lewis znany jest każdemu z nas. Był to wielki człowiek, przede wszystkim jednak wspaniały pisarz. Większość z nas czytała „Opowieści z Narnii” (bądź też przynajmniej słyszała o tej książce). Zanurzyła się w cudowną i urokliwą krainę jaką jest Narnia. Może też ktoś z Was zapoznał się z autobiografią autora – książką „Zaskoczony radością”, w której pisarz pisze głównie o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Tak to już jest – człowiek z natury nie może długo przebywać w jednym miejscu. Cały czas czegoś szuka, do czegoś dąży – po prostu podróżuje. Zapewne większość ludzi marzy o prawdziwej, niezwykłej wyprawie do wspaniałego, niezapomnianego miejsca. Ja też chciałabym wybrać się gdzieś, gdziekolwiek… najlepiej jak najdalej, na drugi koniec świata. O prawdziwej podróży mogę tylko marzyć i śnić, ale od czego są książki? Na podróż zaprosiła mnie pani Beata Pawlikowska, z którą poleciałam na tajemniczą wyspę Bali…

Na początku były problemy – język, waluta, hotel. Gdy już się z tym udało uporać, zaczęło się poznawanie Bali. Wycieczki po okolicznych plażach, polach ryżowych, tropikalnych lasach. Zaznajamianie się z tamtejszym jedzeniem, kulturą, religią. Poznawanie tamtejszych ludzi. Kłopoty z transportem, Boże Narodzenie o zapachu durianów (czyli najbardziej śmierdzących owoców świata).

Na początku wszystko zapowiada się świetnie i wspaniale, potem niestety już tak nie jest. Czytelniku, pewnie myślisz: to ciekawa książka, dla osób, które lubią poznawać nowe miejsca. Niestety, ja powiem, że nie. Bynajmniej nie. Pani Beata ma dziwny sposób podróżowania. Bardzo dziwny. Otóż, biega od jednego do drugiego punktu informacji turystycznej, w poszukiwaniu jak najgorszych środków komunikacji. Bo według pani Pawlikowskiej dzięki temu może poznać sposób życia mieszkańców Bali. Dobrze, rozumiem. Ale przecież nie wszyscy tamtejsi ludzie podróżują najgorszymi środkami transportu! A skoro autorka nie może jechać wymarzonym przez siebie pojazdem, to czy nie mogłaby odpuścić? Przecież nic się chyba nie stanie jak pojedzie busem o jedną klasę wyższym? Pani Beata spędziła wiele godzin w poszukiwaniu najgorszego pojazdu. Czy jest tego sens?

Pani Pawlikowska jest również człowiekiem poszukującym duchowości, dążącym do własnych ideologii, a nade wszystko bardzo ekologicznym. Odniosłam wrażenie, że autorka przez swoje analizy, refleksje chciałaby zmienić cały świat. Od razu, szybko. Zmienić na swoje własne wyobrażenie świata. Czyli przede wszystkim zakaz jedzenia mięsa. Wydaje mi się, że pani Beata za dużo o tym pisze. Dla niej jedzenie zwierząt jest wręcz niedopuszczalne. Człowiek powinien żyć również w zgodzie z przyrodą. Pani Pawlikowska chciałaby chyba, żeby ludzie żyli tak jak nasi przodkowie sprzed co najmniej paru wieków! Przecież niemożliwe jest to, aby teraz, kiedy wszyscy są tak przywiązani do telefonów i Internetu, mieli się zmienić. Wydaje mi się, że lepiej jest pogodzić się z tym stwierdzeniem niż mówić, jak to jest teraz źle, że wszyscy powinni szanować przyrodę. Można, a nawet trzeba promować bycie ekologicznym, bo to jest bardzo ważne. Ale nie zmienimy całego świata! Europejczyk, według autorki, podróżuje, uważa się za lepszego od innych, wydaje osądy i oceny. Niektóre osoby może i uważają się za takich ludzi, ale znowu miałam wrażenie jakby nie było odstępstwa od teorii Pani Pawlikowskiej.

Nie zgadzam się z wieloma poglądami i opiniami pani Beaty. Nie mniej jednak, dzięki tej książce mogłam poznać Bali. Wędrować po tej wyspie, cieszyć się miejscami, o których istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia. Dzięki tej książce wiem trochę więcej o kulturze tamtych miejsc, znam kulturę tamtejszych ludzi. Nie jest to może książka jaką chciałam przeczytać, książka o której marzyłam. Mimo paru momentów, w których chciałam zamknąć powieść i już do niej nie wracać, dotrwałam do końca. Warto było ją przeczytać choćby nawet dla ładnych zdjęć, które znajdują się w środku. Jestem przekona, że osobom, które lubią panią Pawlikowską i jej książki, „Blondynka na Bali” przypadnie do gustu, a może nawet będą nią oczarowani. Moje pierwsze spotkanie z panią Beatą uważam jednak za nieudane.

Tak to już jest – człowiek z natury nie może długo przebywać w jednym miejscu. Cały czas czegoś szuka, do czegoś dąży – po prostu podróżuje. Zapewne większość ludzi marzy o prawdziwej, niezwykłej wyprawie do wspaniałego, niezapomnianego miejsca. Ja też chciałabym wybrać się gdzieś, gdziekolwiek… najlepiej jak najdalej, na drugi koniec świata. O prawdziwej podróży mogę tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ostatnio przeczytałam książkę pod lekkim przymusem, ale z jakże wielką przyjemnością. Mowa o zbiorze krótkich opowiadań kryminalnych Agathy Christie pt. „Dwanaście prac Herkulesa”. Dlaczego pod przymusem? Ponieważ była to moja lektura szkolna. A dlaczego z przyjemnością? Kryminały wielkiej Agathy czyta się tylko z przyjemnością!

Znany Herkules Poirot czuje, że staje się za stary na zagadki kryminalne, że nie ma już siły ich rozwiązywać. Planuje zakończyć karierę detektywa. Postanawia zrobić to w bardzo zjawiskowy sposób. Nawiązując do swojego imiennika, silnego i odważnego Herkulesa znanego z mitologicznych opowiadań, postanawia wykonać podobnie jak on dwanaście prac. Tym razem jednak do wykonania ich potrzebna będzie nie siła, lecz inteligencja i spryt. Ponad to zadania mają nawiązywać do prac znanych z mitologii.

Po raz kolejny, kryminał wspaniałej Agathy Christie, pozwolił mi przenieść się do Anglii pełnej zagadek. W zbiorze opowiadań znajdziemy wiele ciekawych spraw, które rozwiązuje Herkules Poirot. Mimo że każda z historii jest bardzo krótka, autorka każdą z nich wspaniale opisuje. Agatha Christie jest genialna w tworzeniu fabuły kryminałów. W jej książkach nie ma niedociągnięć, braków, rażących pomyłek. Wszystko jest idealne, na swoim miejscu. Tak było również i tym razem. Można by nawet określić to mianem perfekcji i z pewnością to wyrażenie nie będzie przesadą.

Książka jest napisana językiem nie z tej epoki. Jestem pewna, że niektórym będzie to przeszkadzać. Mnie natomiast bardzo się to podoba. Język jest bardzo ładny, słowa wyważone. Warte uwagi wydaje mi się również nawiązanie do mitologii. Autorka zgrabnie wplata do historii zagadek rozwiązywanych przez Herkulesa, motywy prac jakie wykonywał mitologiczny bohater.

Zbiór opowiadań Agathy Christie uważam za książkę wartą przeczytania. Nie jest to może najlepsze dzieło z licznego dorobku artystycznego autorki, ale przyjemnie się ją czyta. Cieszy mnie również fakt, że jest to lektura szklona. Może dzięki niej młodzież zacznie czytać kryminały…? Jednak patrząc na reakcje osób z mojej klasy wątpię, żeby ktoś z nich przeczytał choć jeden kryminał po omówieniu lektury. Nadzieję jednak trzeba mieć.

Ostatnio przeczytałam książkę pod lekkim przymusem, ale z jakże wielką przyjemnością. Mowa o zbiorze krótkich opowiadań kryminalnych Agathy Christie pt. „Dwanaście prac Herkulesa”. Dlaczego pod przymusem? Ponieważ była to moja lektura szkolna. A dlaczego z przyjemnością? Kryminały wielkiej Agathy czyta się tylko z przyjemnością!

Znany Herkules Poirot czuje, że staje się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ostatnimi czasy zauważyć można dosyć nagły i niezwykle szybki wzrost wydawanych książek, które potocznie nazwy się młodzieżówkami. Ten termin nie do końca zgodny jest z prawdą – jestem przekonana, że po tego typu książki nie sięgają tylko nastolatki, ale również studentki, a może nawet kobiety mające własny dom i dzieci? I nie widzę w tym nic złego. Oprócz tego, że dorosłe osoby powinny sięgać po trochę ambitniejszą literaturę. Bo przecież każdemu należy się chwila relaksu, odpoczynku od cięższych lektur.

Dlatego chcąc trochę odpocząć od wymagających lektur, zajrzałam do naszych drogich koleżanek: Arii, Hanny, Emily oraz Spencer. Ich życie nadal jest nadzwyczaj ciężkie i pełne tajemnic. Ale po kolei. Po zaginięciu Ali, jej cztery przyjaciółki oddalają się od siebie, nie ma z nimi tej, której osoba je łączyła. Wkrótce potem policja znajduje ciało zaginionej zakopane za jej domem. Cztery dziewczyny zaczynają dostawać niepokojące SMS-y od A. – tajemniczej osoby, która zna najskrytsze sekrety przyjaciółek, o których wiedziała tylko Ali. (Uwaga! Nie czytałeś/aś poprzednich części? Jeżeli nie chcesz znać tego co się wydarzyło dalej nie poznawszy wcześniej książek, nie czytaj tekstu do końca tego akapitu). Okazuje się, że A. jest Mona - najbliższa przyjaciółka Hanny. Umiera ona w skutek złamania karku podczas nieszczęśliwego upadku ze stromego zbocza. Zabójcą Ali okazuje się być Ian Thomas, który zostaje zatrzymany. Dziewczyny powinny być już bezpieczne. Ale w żadnym stopniu nie są. Nadal przychodzą do nich wiadomości od A. Przyjaciółki będą musiały wrócić do przeszłości i jeszcze raz przyjrzeć się szkolnym wspomnieniom, które nabiorą nowych znaczeń.

Wszystko to jest bardzo zamotane, prawda? Autorka zwodzi czytelnika, zmienia bardzo szybko położenie przyjaciółek. Wszystko w serii Pretty Little Liars jest dynamiczne. Sara Shepard bardzo komplikuje życie bohaterek. Zmienia ich sytuację rodzinną, koleżeńską. Poznając przygody Arii, Hanny, Emily i Spencer nie ma czasu na nudę. Każdy tom pochłania się w zawrotnym tempie. Język jakim posługuje się autorka nie grzeszy pięknością, nad którą można się rozwodzić i chwalić. Jest za to lekki i prosty w odbiorze. Idealny na chwilę odpoczynku, oderwania się od rzeczywistości.

Niektóre książki opowiadają o przyjaźni nastolatek, młodzieńczej miłości, modzie i chęci bycia popularnym, mówią o zagadkach kryminalnych, prześladowaniach. I ktoś może mówić, że to już było, że to nic nowego. A ja śmiało odpowiem: „I co z tego. Czytam serię Pretty Little Liars, bo też chcę odpocząć. Trochę rozrywki mi się należy”. A każdy mol książkowy potrafi odpoczywać tylko przy lekkiej książce.

Kolejny tom serii Sary Shepard „Zepsute” mogę uznać za jak najbardziej udaną kontynuację poprzednich czterech tomów. Autorka bardzo dobrze poprowadziła akcję tak, że nadal historia dziewczyn jest ciekawa i bardzo tajemnicza. Serię Pretty Little Liars polecam tym, którzy chcą odpocząć przy lekkich książkach dla młodzieży. Nie jest to literatura wysokich lotów, ale można spędzić z nią przyjemnie czas. Nie ważne ile macie lat, czy jesteście nastolatkami, czy wręcz przeciwnie. Chcecie przeczytać coś wciągającego i tajemniczego? Śmiało sięgajcie po Pretty Litle Liars!

Ostatnimi czasy zauważyć można dosyć nagły i niezwykle szybki wzrost wydawanych książek, które potocznie nazwy się młodzieżówkami. Ten termin nie do końca zgodny jest z prawdą – jestem przekonana, że po tego typu książki nie sięgają tylko nastolatki, ale również studentki, a może nawet kobiety mające własny dom i dzieci? I nie widzę w tym nic złego. Oprócz tego, że dorosłe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Trzeba to Rowling przyznać – weszła na rynek wydawniczy ponownie z wielkim zamieszaniem. Pod koniec ubiegłego roku mówiło się tylko o tym, że sławna autorka „Harrego Pottera” postanowiła napisać kolejną książkę. A ja, oczywiście, wiedziona ciekawością zaraz po premierze zaopatrzyłam się w „Trafnym wybór”. Potem odłożyłam tę książkę i leżała, leżała, aż w końcu zdecydowałam się po nią sięgnąć. Z lękiem przekręcałam kolejne kartki. Bałam się tej książki. Nie miałam pojęcia o czym jest. Teraz już wiem. Czy warto było ją czytać?

Barry nie żyje. Ta straszna wiadomość pogrąża miasteczko Pagford w ogromnej rozpaczy. Oto nie ma już radnego, który bronił praw osób odrzuconych przez społeczeństwo. Zaczyna się walka o miejsce Barry’ego w radzie. Dzieci odwracają się od swoich rodziców, a żony od mężów. Trwa walka. Nic teraz nie będzie takie samo.

Po przeczytaniu książki „Trafny wybór” mogę stwierdzić, że polityka zabija ludzi. Powoli niszczy ich życie, niszczy wszystko wokół. Wciąga do świata brutalności i fałszerstwa. Kiedy człowiek poczuje władzę nie chce jej oddać. Walczy o nią do upadłego. Nie widzi, że ten wyścig szczurów niszczy jego życie. Co z tego, że robi to dla dobra narodu, dla dobra mieszkańców małego Pagford? Zabija sam siebie i swoją rodzinę. Po śmierci Barry’ego niektórzy wyczuli idealną okazję do zostania radnym. I zaczęło się… Nie chcę przez to stwierdzić, że WSZYSCY, którzy chcą objąć władzę są od razu źli. Niektórzy, tak jak Barry, chcą dobrze. Często jednak tak się wciągną w wir politycznych konfliktów, że zapomną o rodzinie i o rzeczach naprawdę ważnych. Zaczną oddalać się od najbliższych.

„No cóż, to jest polityka, Miles – powiedziała Samanta, nie ukrywając już rozbawienia. – Brudna robota” – str. 337

Rowling chciała ukazać brutalność świata. Udowodnić, że ludzie są źli. Z pewnością jej się to udało. Pokazała jaki jest naprawdę świat. Czarno na białym, bez ogródek mówi o okrutności ludzi. Tylko czy ja tego oczekiwałam od tej książki? Chciałam brutalności? Autorka pokazała również to, że nieletni nie są niewinni. Nie ma się co oszukiwać – narkotyki, alkohol, papierosy – coraz częściej dosięga to młodych ludzi. Jednak nie wszyscy są tak ulegli jak mogłoby się wydać. Butelka alkoholu i kłopoty nie mają znaczenia. Dla niektórych to nie wystarcza. Krystal – bohaterka książki, wychowana w najbiedniejszej dzielnicy Pagford, której matka jest narkomanką, stara się żyć normalne. Chce mieszkać w czystym domu wśród kochającej się rodziny. Poszukuje szczęścia. Ale sama nie daje sobie rady…

Język jakim Rowling posługuje się w „Trafnym wyborze” jest gorszy niż w Harrym Potterze. Co się zmieniło? Wydaje mi się, że to ja urosłam, zmieniłam pogląd na literaturę. Już nie jestem dzieckiem, które pierwsza lepsza wciągająca książka zaciekawi. Wszystko inaczej oceniam. Autorka pisze dobrze, ale nie najlepiej. W wielu innych książkach można znaleźć ładniejszy język. Nie jest to z pewnością książka z półki z bardzo dobrą literaturą. Zwróciłam również uwagę na to, że Rowling bardzo rozwlekła całą fabuła. Napisała powieść 500-stronicową, ale czy była taka potrzeba? Barry umiera bardzo szybko, bo czytamy o tym już na pierwszych stronach powieści. Czytam, trochę się nudzę, ale czytam dalej… A pogrzeb jest dopiero w połowie książki. Wydaje mi się, że autorka trochę za bardzo to rozciągnęła w czasie, że aż męczy to czytelnika. Trzeba jednak przyznać, że końcówka książki jest bardzo dobra. Trzyma w napięciu i tak naprawdę do ostatniej strony nie wiadomo co się wydarzy.

Czy polecam „Trafny wybór”? Faktem jest, że ta książka pozostawiła mnie trochę rozbitą i zdruzgotaną. Ciągną się za mną teraz pytania, praktycznie bez odpowiedzi. Jest to książka ciężka, nie dla osób o słabych nerwach. Niektórym mogą też przeszkadzać dosyć liczne wulgaryzmy. Książka z dużą wiarygodnością pokazuje, że świat jest brutalny i zły. Powiem tak: czytacie ją na własną odpowiedzialność.

I nadal nie wiem, nie jestem pewna czy „Trafny wybór” zakończył się szczęśliwie czy wręcz przeciwnie…

Trzeba to Rowling przyznać – weszła na rynek wydawniczy ponownie z wielkim zamieszaniem. Pod koniec ubiegłego roku mówiło się tylko o tym, że sławna autorka „Harrego Pottera” postanowiła napisać kolejną książkę. A ja, oczywiście, wiedziona ciekawością zaraz po premierze zaopatrzyłam się w „Trafnym wybór”. Potem odłożyłam tę książkę i leżała, leżała, aż w końcu zdecydowałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ostatnio sięgnęłam po kolejną część „Pretty Little Liars”. Tym razem padło na „Zabójcze”, które są już szóstym tomem tej popularnej serii. Zawsze wydawało mi się, że pisanie tak wielu części będących rozwinięciem jednej książki jest bezsensu, że w połowie będzie wiadomo jak wszystko się dalej potoczy, a czytanie będzie pozbawione uroku i tajemnicy. Sara Shepard po raz kolejny udowadnia, że można pisać ciekawe, wielotomowe serie.

Cztery przyjaciółki: Emily, Aria, Hanna i Spencer muszą szybko odkryć prawdę śmierci Alison, bo w przeciwnym przypadku A. zacznie realizować swoje groźby. Wszystko staje się coraz bardziej skomplikowane. Potencjalny zabójca Ali nie żyje, dziewczyny znajdują jego ciało w lesie. Chwilę później okazuje się, że… zwłoki zniknęły. Zabrał/a/o je A.? Jason, brat zmarłej dziewczyny chyba coś wie, ale nie chce zdradzić swojej tajemnicy. Czy dziewczyny rozwiążą kolejne zagadki zanim stanie się coś złego?

Sara Shepard po raz kolejny pozytywnie mnie zaskoczyła. Nadal buduje w swoich książkach tą znaną z poprzednich części grozę i napięcie. Czytając tę książkę czułam się tak, jakbym to ja była na miejscu bohaterek. Przez cały czas czułam na plecach dreszcz strachu, gdyż historia czterech przyjaciółek, mimo może na początku była trochę naiwna, to potem jest naprawdę przerażająca i zaskakująca. Przekręcając kolejne kratki książek z serii „Pretty Little Liars” czułam się tak jakbym wkraczała do nieznanego mi świata. Powoli wchodzę na nowe ziemie będąc przygotowaną na niespodzianki i zaskoczenia. A jednocześnie nie wiem co mnie spotka. Czy będę przestraszona, radosna, czy zdenerwowana? Kolejne kartki i tomy ukazują coraz to nowsze i ciekawsze zdarzenia.

Autorka nie posługuje się językiem, który zasługiwałby na szczególe laury. Pisze zwyczajnie, prosto, do młodzieży. I to wcale nie jest złe. Bo takie książki też są potrzebne. Przecież czytamy nie tylko trudne do przebrnięcia tomy, które potrafią (co niektóre) zmienić nasze życie. Książki lekkie, mało wymagające też są potrzebne. Dzięki nim możemy przecież odpocząć, zrelaksować się, a do tego dobrze się bawić.

Tom szósty „Pretty Little Liars” jak i całą serię polecam tym, którzy lubią książki skierowane do młodzieży. Jest to seria pełna niespodzianek, w której cały czas odkrywa się coś nowego. Nie jest to literatura wysokich lotów, ale przyjemnie się ją czyta i można z nią miło spędzić czas. Polecam ją również osobom, które lubią liczne niespodzianki, zagadki i tajemnice, gdyż w „Zabójczych” ich na pewno nie zabraknie.

Ostatnio sięgnęłam po kolejną część „Pretty Little Liars”. Tym razem padło na „Zabójcze”, które są już szóstym tomem tej popularnej serii. Zawsze wydawało mi się, że pisanie tak wielu części będących rozwinięciem jednej książki jest bezsensu, że w połowie będzie wiadomo jak wszystko się dalej potoczy, a czytanie będzie pozbawione uroku i tajemnicy. Sara Shepard po raz...

więcej Pokaż mimo to