Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Tym razem będzie szybko... Bo tak samo szybko biegła akcja w książce. Aż chciało się krzyczeć "daj chwilę wytchnienia!", ale nie... Nie ma litości. Takim sposobem, gdy zakupiłam dwa ostatnie tomy, "zjadłam je" w dwa dni(razem).
A tak dodatkowo: w każdej części podobały mi się nagłe zwroty akcji, których - co było dla mnie zaskoczeniem - nie spodziewałam się. Prym w tym wiódł tom pierwszy, szczególnie w końcówce mocno tyczącej się tajemnic Vale'a. :)
Polecam. Naprawdę. I wielki plus za wyważony, dobrze zrobiony wątek miłosny, oraz przyjaźń damsko-męską, która nie zmieniła wszystkiego w trójkącik!

Tym razem będzie szybko... Bo tak samo szybko biegła akcja w książce. Aż chciało się krzyczeć "daj chwilę wytchnienia!", ale nie... Nie ma litości. Takim sposobem, gdy zakupiłam dwa ostatnie tomy, "zjadłam je" w dwa dni(razem).
A tak dodatkowo: w każdej części podobały mi się nagłe zwroty akcji, których - co było dla mnie zaskoczeniem - nie spodziewałam się. Prym w tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Kosogłosie", skrzywdziłeś mi psychikę... Za to Cię kocham, za to nienawidzę. W dodatku poruszyłeś we mnie coś, czego poruszać nie chciałam.
Dawno nie płakałam nad książką. Dawno nie płakałam z jej powodu... Co najwyżej tępo wpatrywałam się w przestrzeń, trawiąc treść. A co z "Kosogłosem"? Cóż... Tak to ja dawno nie płakałam. W ogóle od jakiegoś czasu nie płakałam... Do dzisiaj.
I co teraz...?

"Kosogłosie", skrzywdziłeś mi psychikę... Za to Cię kocham, za to nienawidzę. W dodatku poruszyłeś we mnie coś, czego poruszać nie chciałam.
Dawno nie płakałam nad książką. Dawno nie płakałam z jej powodu... Co najwyżej tępo wpatrywałam się w przestrzeń, trawiąc treść. A co z "Kosogłosem"? Cóż... Tak to ja dawno nie płakałam. W ogóle od jakiegoś czasu nie płakałam... Do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Oh, oh i jeszcze raz oh!
W końcu mogę czytać, w końcu mam czas.
Dawkowanie tej książki jest niemożliwe... Miałam czytać 10 rozdziałów dziennie i przy odrobinie szczęścia i samozaparcia starczyłaby mi na cały tydzień! Niestety... Pochłonęłam ją w 2 dni i to tylko dlatego, że pierwszego alkohol brutalnie zagonił mnie do łóżka... Albo raczej mężczyzna. :) Jaką ja musiałam mieć silną wolę, gdy czytałam pierwszą część i byłam w stanie ją dawkować...
Książka dorównuje poprzedniczce, nie ma co... Większość faktów proszę zaczerpać z tamtej opinii, gdyż uważam tamte słowa za wciąż aktualne.
Jedyne, co uległo zmianie, a bardzo mnie urzekło... Okładka. Gdybyśmy zostali przy równie uroczej, minimalistycznej wersji amerykańskiej, byłoby smutno. Bardzo się cieszę, że to właśnie Polska ma okładkę, która nie pozwala książki nie zakupić, chociażby dlatego, żeby stała sobie jako ozdoba na półce i która w dodatku oddaje CAŁY klimat zawarty na zapisanych literkami stronach. Jestem wniebowzięta...
Bardzo mnie raduje fakt, że zakończenie umożliwia mi nieco lepsze dożycie kolejnej częśći. Jest ciut... Delikatniejsze.

Oh, oh i jeszcze raz oh!
W końcu mogę czytać, w końcu mam czas.
Dawkowanie tej książki jest niemożliwe... Miałam czytać 10 rozdziałów dziennie i przy odrobinie szczęścia i samozaparcia starczyłaby mi na cały tydzień! Niestety... Pochłonęłam ją w 2 dni i to tylko dlatego, że pierwszego alkohol brutalnie zagonił mnie do łóżka... Albo raczej mężczyzna. :) Jaką ja musiałam mieć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Co tu dużo mówić, sięgnęłam po książkę jakiś czas po filmie(ba, nawet po czasie, po jakim zekranizowali drugą część). I szczerze powiem, że to był błąd... Bo nagle film, który mi się podobał, zaczął lekko irytować przez swoje niedociągnięcia i sprawy, które nie są tak jasne, jak być powinny dla kogoś, kto książki w ręce nie miał.

Dopiero książka uświadomiła mi ogrom zniewolenia, które widać w Panem. Dopiero książka spowodowała, że zaczęłam płakać na filmie(bądź co bądź, drugiej części, ale to nie ważne), bo autentycznie przerażało mnie to, co widziałam.

Stałam się jednością z bohaterami, żyjącymi nieustannie w strachu o własne życie i w bezsilności w kwestii tyranii władz. Do tej pory nie wiem, jak się otrząsnąć z wszystkich przeżyć, jak wyzbyć się lęku z codzienności. Odnoszę wszystko do pewnych wydarzeń w naszej przeszłości, widzę pewne podobieństwa, rozumuję i roztrząsam, dlaczego ludzie postępowali tak, a nie inaczej, mając nakreślony doskonały obraz odczuć dzięki książce.

Aż pojawia się nadzeja... Nadzieja, która rodzi bunt. I wszystko, co znane, trzeba pożegnać.

"Igrzyska Śmierci". Do tej pory nie wiem, jak Suzanne Collins wpadła na to, by napisać taką historię. Mam wrażenie(może się myle), że kwestia zniewolenia, tyranii to taki mały temat tabu, mimo że przewijał się( i przewija wciąż) często w historii ludzkości. Fakt upodlenia mieszkańców dystryktów do tej pory mną wstrząsa. Walka z głodem, próby zaspokojenia podstawowych potrzeb, podczas gdy ludzie z Capitolu opływają w luksusy i ich największym zmartwieniem jest to, że ktoś wbił nóż w stół... Mahoniowy stół! No po prostu zbrodnia wszechczasów!

Od razu po przeczytaniu, książka została pożyczona znajomej, a ja zakupiłam kolejną część. Czuję, że to seria, na którą warto wydać pieniądze, by mieć ją w swej biblioteczce.

Co tu dużo mówić, sięgnęłam po książkę jakiś czas po filmie(ba, nawet po czasie, po jakim zekranizowali drugą część). I szczerze powiem, że to był błąd... Bo nagle film, który mi się podobał, zaczął lekko irytować przez swoje niedociągnięcia i sprawy, które nie są tak jasne, jak być powinny dla kogoś, kto książki w ręce nie miał.

Dopiero książka uświadomiła mi ogrom...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mówi się, że książki uwrażliwiają człowieka na piękno otaczającego go świata. Mówi się...
Cóż. Mamy przed nosem idealny przykład na to "mówienie".

Książka uruchamia kilka procesów w naszym mózgu... Nie wiem jakich, ale na pewno wiem jedno: nawet my nie jesteśmy w stanie dokonać wyboru pomiędzy tym, kogo z dwóch ludzi chcemy uśmiercić. Dobrze, że to nie my mamy wpływ tym przytłaczającym wyborem na przebieg akcji.
Droga Jodi Picoult... Jak śmiałaś wprowadzić mnie w stan bycia między młotem a kowadłem? Czemu musiałam spierać się sama ze sobą, chcąc wybrać mniejsze zło, by mieć spokojny umysł? Że osoba, którą wytypowałam na stracenie, była tą, która z jakiegoś powodu bardziej na nie zasługiwała? Dlaczego!?

Nie wiem czy autorka ma taki sposób pisania, czy też nie, ale zawiłości jej pomysłów przelanych w fabułę są szokujące. Mimo, że przewidziałam w jakimś stopniu jedną z ważniejszych spraw, odkryło się przede mną setki innych, pomniejszych(lub też nie), które szokowały w każdym swoim calu.

Droga Jodi Picoult... Sięgnę po resztę Twoich książek z największą przyjemnością.

Mówi się, że książki uwrażliwiają człowieka na piękno otaczającego go świata. Mówi się...
Cóż. Mamy przed nosem idealny przykład na to "mówienie".

Książka uruchamia kilka procesów w naszym mózgu... Nie wiem jakich, ale na pewno wiem jedno: nawet my nie jesteśmy w stanie dokonać wyboru pomiędzy tym, kogo z dwóch ludzi chcemy uśmiercić. Dobrze, że to nie my mamy wpływ tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

I tak jak myślałam, przypuszczenia mnie nie myliły. Druga książka Jakuba Gołębia, jaką dane mi było dostać w swoje łapska, okazała się identycznie kontrowersyjna i burząca mur "prawdoracji" (układany przez całe życie) co pierwsza.

Nie zdziwcie się, ale "Rząd doskonały" z doskonałą łatwością obali wasze wypracowane, niekiedy niczym głębszym nieuzasadnione myślenie. Uderzy was od razu od środka, nie owijając w bawełnę. Kolejno udowodni, że to, co stanowiło jeździectwo i stanowi do tej pory, jest złe, w dodatku potwierdzi to naprawdę mocnymi dowodami, których przynajmniej ja nie mam zamiaru obalać. Książka udowodniła mi również, że tak naprawdę nie wiem nic albo przynajmniej niewiele, na temat nie sprawiania czterokopytnemu bólu.

"Rząd doskonały" dzieli się na trzy poddziały. Pierwszy opisuje ogłowia i kiełzna(wędzidłowe i te bezwędzidłowe), opisując schematy działania każdego oraz jakie niedogodności ich użytkowanie powoduje/może powodować. W drugiej zetkniemy się z siodłami co popularniejszych typów(westowe, angielskie, bezterlicowe), gdzie równie dobrze Kuba obrazuje nam, co dzieje się z koniem podczas roboty w takim sprzęcie. Na końcu mamy opisane wszelkie patenty i ich mniej lub bardziej szlachetne działanie.

Informacje zawarte w książce zburzyły również i mój mur racji. Sądziłam, że wiem dużo, że znam schematy działania i zasady, że wiem jak funkcjonuje dana rzecz. Wiecie co? Jeśli choć jedna dziesiąta tego "wiem" okaże się prawdziwa, to byłby to istny cud. Osobiście nie jestem w stanie przestawić się "na już" na rzeczy, które do typowego obrazu jeździectwa nie należały, jednak z chęcią popoprawiam kilka szczegółów, jak choćby stopień dopięcia popręgu i wymiana wędzidła na bardziej dogodne i takie, które sprawia mniejszy dyskomfort. Jeszcze nie jestem gotowa na wielkie zmiany...

Książka zmusza każdego, kto ma styczność z końmi, do myślenia. Jeśli jesteś gotów na obalenie dotychczasowego światopoglądu - czytaj, droga wolna. Oczywiście polecam całą sobą.

I tak jak myślałam, przypuszczenia mnie nie myliły. Druga książka Jakuba Gołębia, jaką dane mi było dostać w swoje łapska, okazała się identycznie kontrowersyjna i burząca mur "prawdoracji" (układany przez całe życie) co pierwsza.

Nie zdziwcie się, ale "Rząd doskonały" z doskonałą łatwością obali wasze wypracowane, niekiedy niczym głębszym nieuzasadnione myślenie. Uderzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książkę nabyłam po promocyjnej cenie, na wykładzie "Kopyto jako źródło problemów" pana Jakuba Gołębia. Jestem bardzo usatysfakcjonowana zawartymi w niej informacjami oraz nie omieszkam ominąć kolejnego wykładu, który poszerzy wiadomości w niej zawarte. :)

"Kopyta doskonałe" to pozycja zapewne dość konstrowersyjna, szczególnie dla czytelnika z Polski. Dlaczego? Ponieważ nasz kraj w jeździectwie i sprawach opieki nad końmi jest daleeeko, daleko za krajami lepiej rozwiniętymi.
Np. tak samo jak sprawa masażu i fizjoterapii koni jest jeszcze u nas wyśmiewana, tak w Skandynawii stosują te metody od 35 lat.
Ale powracając do książki...

Okraszona setką zdjęć, ukazuje ciąg przyczynowo-skutkowy powstawania wszelkich problemów, analizując dogłębnie, jaki jest najmniejszy, pierwszy element w tym łańcuszku. Książka zaczyna się od omówienia tego, na czym autor będzie pracował przez całą pozycję - anatomii kopyta. Poznajemy wszelkie struktury i dostajemy na tacy dokładne znaczenie ich w całym, nadzwyczaj złożonym systemie, jakim jest kopyto.
Wiedza podawana, "papu do buzi" - nic tylko brać i chłonąć. Zwłaszcza, że z reguły mało który weterynarz ma jakiekolwiek pojęcie o kopycie. Zazwyczaj opiewa ono na "o tyle, o ile" - na wykładach mi mówili... "Że tak ma być skątowane i koniec. I koniecznie kuć...".

Potem przechodzimy do trzech kluczowych czynników mających wpływ na kształtowanie kopyta, z dokładnym wyjaśnieniem i przedstawieniem przykładów i faktów, dlaczego powinno być tak, a nie inaczej. I w tym momencie zaczyna burzyć nam się nasz zbudowany z poukładanych cegiełek świat jeździecki. To, co dotychczas było prawdą wręcz podstawową, swego rodzaju aksjomatem, staje się... czymś, co krzywdzi naszego konia. Dowiadujemy się, dlaczego konie NIE POWINNY być kute, dlaczego POWINNY być żywione ciągle pobieranymi małymi dawkami paszy objętościowej, dlaczego owies jest ZŁY.
Dlatego uważam tą książkę za kontrowersyjną pozycję, z resztą nie mniej kontrowersyjną od "Rząd doskonały", która opiewa w objaśnienia tyczące się np. krzywdy wyrządzanej wędzidłem. Można powiedzieć, że traktujemy trochę treści zawarte w jego książkach jak "pseudonatural", który pełen jest idiotyzmów(nie mówię o normalnych szkołach naturalnych - absolutnie), a z którym żyć i borykać się na codzień nam przyszło.

W kolejnej części książki, dowiadujemy się o sposobach rechabilitacji co popularniejszych przypadków(trzeszczkowce, rotacja kości kopytowej, skrzywienia, pęknięcia, flary...). Oczywiście - wszystko jest zilustrowane. Każde opisane, błędne kopyto, każda błędna postawa konia. Dodane są również zdjęcia, jak było po jakimś czasie odpowiedniej opieki nad kopytami. Różnica była widoczna i mocno uderzała w nasze poczucie nieomylności. Były też rady, jak zwalczać rzeczy codzienne - np. głupią, a mocno problematyczną i bolesną, gnijącą strzałkę. Co stosować, czego absolutnie nie(a często jest zalecane!), bo powoduje takie i takie przykrości.

Droga do "szczęśliwych kopyt" na pewno nie będzie łatwa, prosta i przyjemna. Będzie to droga nawet przez mękę, zmuszająca nas do wielu wyrzeczeń, jak choćby zapewnienie naszemu czterokopytnemu długich, codziennych pobytów na pastwisku(np. niekiedy wiąże się to ze zmianą stajni z halą, na taką bez niej). Bez niektórych rzeczy, wyprowadzanie struktury takiej jak kopyto sensu mieć nie będzie i musimy też mieć tą świadomość... Nie można wyprowadzać kopyt połowicznie. Trzeba albo rehabilitować na całego, albo po prostu odpuścić... Książek(jakichkolwiek) też nie ma sensu czytać w połowie(omijając co drugą stronę).

Osobiście przyznam, że powody i objaśnienia(z ilustracjami na prawie każdej stronie!) jakie zamieszcza pan Jakub Gołąb, do mnie przemówiły w każdym calu. I zaczęłam zmieniać życie mojego konia, który mimo kucia przez całe życie(lat 10), nagle został rozkuty, na miesiąc przed przeczytaniem książki.
Bardzo dużo dało mi do myślenia też to, że pan Jakub Gołąb posiada własne stadko koni, którymi opiekuje się sam, włącznie z kopytami(przedstawiał własne przykłady w książce). U każdego widać poprawę. :)

Cieszę się bardzo, że mogłam się dowiedzieć o tej książce i ją zdobyć - tym lepiej, że w "nowym, poszerzonym wydaniu". Polecam każdemu, kogo interesuje szczegółowe zagadnienie kopyta oraz wszystkim tym, którzy są gotowi na rewolucje w ich jeździeckim myśleniu.

Książkę nabyłam po promocyjnej cenie, na wykładzie "Kopyto jako źródło problemów" pana Jakuba Gołębia. Jestem bardzo usatysfakcjonowana zawartymi w niej informacjami oraz nie omieszkam ominąć kolejnego wykładu, który poszerzy wiadomości w niej zawarte. :)

"Kopyta doskonałe" to pozycja zapewne dość konstrowersyjna, szczególnie dla czytelnika z Polski. Dlaczego? Ponieważ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Odwaga... To słowo zna chyba każdy, jednocześnie każdy interpretuje je inaczej. Odważnymi nazywamy ludzi, którzy ratują życia innych ale też, co nieliczni, ochrzcili odważnymi tych, co potrafią przyznać się do błędu, wyjawić prawdę.

To była moja pierwsza styczność z twórczością Nicholasa Evansa. Już na wstępie powieści dowiadujemy się o dramacie, jaki rozgrywa się w życiu małego chłopca. Jego matka zostaje skazana na śmierć, widzi się z nią ostatni raz w życiu, w więzieniu. Kolejny rozdział przedstawia nam jeszcze młodszego Tommy'ego, który zmuszony zostaje wyjechać do szkoły z internatem. Lęk chłopca jest uzasadniony, gdyż powodu swoich dolegliwości i dziwactw, zostaje szybko odtrącony... Ta historia zgrabnie przeplata się z późniejszymi latami życia Toma. Teraz jest już dorosłym mężczyzną w średnim wieku, po rozwodzie. Ma również syna, z którym mu się nie układa. Obydwie historie potraktowane zostają w pewien sposób podobnym scenariuszem: oskarżenie o morderstwo.

Uważam "Odważnych" za dosyć specyficzną pozycję z tego względu, że najwyczajniej w świecie byłam w stanie ją odłożyć. Nie mówię, że nie wciągała, bo i owszem, robiła to często i sprawnie. Po prostu czytałam ją dla przyjemności, nie byłam zmuszona niczym, by po nią znów sięgnąć. Historia, z jaką dane mi było się zetknąć, wywarła na mnie spore wrażenie. Była autentyczna i odnosiło się wrażenie, że może spotkać i nas. Mocno ją odebrałam, gdyż w jakimś sensie tyczy się mnie i tego co może nastąpić. Powieść wielokrotnie mnie zaskakiwała, zostawiając z otwartymi ustami oraz często rozbudzała przeróżne emocje, gdy dowiadywałam się o tym, co los zgotował bohaterom.

Książka ma tytuł, który mocno odnosi się do treści w niej zawartych. Dostrzegam to dopiero teraz, po przeczytaniu całości. Według mnie, powieść jest ponadczasowa i zmuszająca do refleksji. Ukazuje zawiłości losu i skomplikowane relacje rodzinne. Mamy również szansę wgłębić się w świat sławy, który okazuje się po prostu zgniły. Gorąco polecam!

Odwaga... To słowo zna chyba każdy, jednocześnie każdy interpretuje je inaczej. Odważnymi nazywamy ludzi, którzy ratują życia innych ale też, co nieliczni, ochrzcili odważnymi tych, co potrafią przyznać się do błędu, wyjawić prawdę.

To była moja pierwsza styczność z twórczością Nicholasa Evansa. Już na wstępie powieści dowiadujemy się o dramacie, jaki rozgrywa się w życiu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytałam... I jestem z tego dumna. Naprawdę, to był nie lada wyczyn. "Granica" była pierwszą lekturą, do jakiej wystartowałam z ambicjami i zawziętością po naprawdę bolesnym spotkaniu z inną lekturą sprzed ponad roku.
Ale zacznijmy od początku:

"Granica" Zofii Nałkowskiej to jedna z tych "złych" i nielubianych lektur uczniów szkoły średniej. Czy się z tym zgadzam? Może... I postaram się wyjaśnić dlaczego.

Gdy zaczęłam czytać, zostałam od razu zbombardowana miliardem nazwisk. Gubiłam się w tym, kto jest kim, nie wiedziałąm czy w danym momencie jest mowa o matce, o ojcu, o małej dziewczynce czy o bracie kuzyna matki. Zabawa w zgadywanki ciągnęła się przez kilka pierwszych rozdziałów, aż w końcu udało mi się poskładać większość kawałków tej dziwnej układanki. Oczywiście, zagubienie trwało do końca, ale już nie musiałam się skupiać na tym, jakie relacje panują między dwoma aktualnie opisywanymi bohaterami.

Potem uderzyły mnie zbyteczne, "pięknie i cudownie ubarwiające majestatyczność świata" opisy. Do porzygu czytałam o rzeczach niesamowicie zbytecznych, które rozciągały akcję niemiłosiernie w czasie. Nie wspominając już o naprawdę bezsensownych, kilkustronnicowych rozmyślaniach z opowiastkami o przeszłości, nie widziałam potrzeby w tym, by wiedzieć, że gdy Elżbieta z Zenonem wysiadają z pociągu i przechodzą przez tory, to w tych torach(!) rosną malutke akacje, przypominające sobą rdzawe plamki, walcząc o coś tam. Naprawdę...? Czy gdy nadepnę na ślimaka to będę rozwodzić się nad tym, jak to cudownie i wspaniale chrupnął, jak to smutnie wyglądał jego bezbarwny i przypruszony czernią śluź, a jego skorupka smętnie układała się w misterną abstrakcję? Nie... Stwierdzę, że po prostu nadepnęłam na ślimaka i tyle. Opis owych malutkich drzewek przydawał się tylko do tego, by dowiedzieć się, co było w tych torach, kiedy przez nie przechodzili. Nie było potem o tym ani jednej wzmianki.
To samo było dalej. Przechodząc przez most z bohaterami dostajemy kolejną mokrą szmatą w twarz - bo trzy żabki skoczyły kolejno(!) do wody pod mostem, znikając w tafli wody z głuchym chlupnięciem jakby wrzucono kamienie(czy jakoś tak... w każdym bądź razie doskonale oddaje to sposób ujaskrawiania każdej sekundy ich życia).
Te opisy często były zapisane jednym, długim zdaniem na pół strony. I tak po każdej czynności: zrobił krok, a w tle świergoliły skowronki i (...) a teraz stanął na ziemi drugą nogą i podniósł pierwszą, a obok rosły maczki i (...). Ehh...
Powiem szczerze, że często się przy tej książce wyłączałam na chwilę... Gdy się orientowałam, że bezmyślnie śledzę tekst wzrokiem, nie wracałam do ominiętych akapitów, tylko brnęłam dalej. Nie odczuwam, bym coś straciła nie powracając do tych fragmentów.

Od połowy książka zaczęła mnie nawet wciągać. Zaczęło się dziać coś interesującego. Już myślałam, że bitwa z tą pozycją może nie będzie taka zła... I znowu dostałam kolejną szmatą w twarz.
Sielankowy opis etapów życia zakochanych: poznawania rodziców jednego i drugiego, ślubu, podróży poślubnej, oczywiście wszystko okraszone stosownymi opisikami. Padłam. I nie powstałam. Mój mózg się wyłączył zupełnie, jelita dostały skrętu(choć nie wiem dlaczego). Musiałam kilka godzin się odstresowywać, odmóżdżać, wyglądałam jak chora umysłowo dziewczyna z tępym wyrazem twarzy, w jakiejś dziwnej agonii.

Wtem wpadłam na genialny pomysł(hurra!), gdyż moje nerwy dalej nie pozwalały kontynuować lektury. Włączyłam muzykę relaksacyjną. Chwilę posłuchałam i... zaczęłam czytać. Nagle: albo te opisy i irytujące fragmenty zwyczajnie nie pojawiały się, albo to ta muzyka sprawiła, że nagle przestałam zwracać na nie szczególną uwagę i przebrnęłam gładko przez resztę stron, zaciekawiona dalszymi zdarzeniami.

Książka niesamowicie mnie wymęczyła początkiem i tym jednym, sielankowym rozdziałem, jednak jestem skłonna uraczyć ją tak mocną oceną przez ciekawie poruszoną trudną sprawę miłości do dwóch kobiet i problemów z niej wynikających. Na pewno da się przez nią przebrnąć bezboleśnie, jeśli ktoś lubi bądź nie zwraca uwagi na zbyteczne dodatki.

Tyle ode mnie.

Przeczytałam... I jestem z tego dumna. Naprawdę, to był nie lada wyczyn. "Granica" była pierwszą lekturą, do jakiej wystartowałam z ambicjami i zawziętością po naprawdę bolesnym spotkaniu z inną lekturą sprzed ponad roku.
Ale zacznijmy od początku:

"Granica" Zofii Nałkowskiej to jedna z tych "złych" i nielubianych lektur uczniów szkoły średniej. Czy się z tym zgadzam?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cóż mogę powiedzieć o tej książce? Jest ciekawa... I wciągająca. Nie mogłam się od niej odkleić, a to wielki plus.

Prawie cała akcja dzieje się w Idrisie, w Alicante - mieście szkła. Wszystkie krajobrazy są barwnie opisane, a cały ten światek przedstawiony został naprawdę pięknie i przyjemnie. Przez całą książkę towarzyszyło mi prześliczne, błękitne niebo, które było tam tak rozsławione...

Książka jak na mój gust jest mocno przewidywalna. Bawiłam się wręcz w to, czy moje przypuszczenia okażą się słuszne i brnęłam w historie dalej. Zazwyczaj miałam rację, oczywiście w tych kwestiach, o jakich pomyślałam. Nie uważam tego za wadę, ta "zabawa" sprawiała mi wiele radości. Zbrodnią byłoby nie wspomnieć, że książka jednak w kilku miejscach zaskakuje obrotem zdarzeń, jak i pomysłem.

Główny męski bohater irytował mnie niezmiernie od samego początku - podejrzewam, że taki był zamysł autorki, bo w innym przypadku inaczej ujęte byłoby jego postępowanie. Miał być tym irytującym Jacem, przy którego poczynaniach mieliśmy zgrzytać zębami. Miał nas złościć i miał nas drażnić każdy(bądź większość) jego krok. To samo tyczy się głównej bohaterki - choć tu nie wiem, czy to było zamierzone posunięcie pani Cassandry. Ta upartość Clary i niekiedy czysta głupota połączona z nierozwagą nieraz sprawiała, że wzdychałam z politowaniem, pacając się w czoło ręką. Oj dużo nerwów się najadłam, czytając książkę... Choć w jakiś sposób i ta dziewczyna ubarwiała świat przedstawiony. Na szczęście, pod koniec panienka Clary przystopowała i stała się rozsądniejsza.

Ostatnia część trylogii, jak na nią przystało, wyjaśniła wszystkie wątki. To dobrze. Choć ja czułam pewien niedosyt, że to wszystko się po tym wyjaśnieniu tak nagle urwało. Nie pomógł temu nawet ostatni rozdział o zabawie, oj nie...

Ta część podobała mi się chyba najbardziej. Największą w tym zasługę ma malowniczy Idris, który zwyczajnie mnie urzekł i czystą przyjemnością było przemierzanie tego kolorowego światka wraz z bohaterami.

Cóż mogę powiedzieć o tej książce? Jest ciekawa... I wciągająca. Nie mogłam się od niej odkleić, a to wielki plus.

Prawie cała akcja dzieje się w Idrisie, w Alicante - mieście szkła. Wszystkie krajobrazy są barwnie opisane, a cały ten światek przedstawiony został naprawdę pięknie i przyjemnie. Przez całą książkę towarzyszyło mi prześliczne, błękitne niebo, które było tam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mój Boże... To jedyne słowa, jakie mi przychodzą na myśl tuż po przeczytaniu książki. Zabawny zbieg okoliczności, nieprawdaż?

Moja wygłodniała dusza dostała to, czego poszukawała podświadomie od dawien dawna. Wspaniale wykreowany postapokaliptyczny świat i to bez zombie! Cud, miód i orzeszki. Dorzućmy do tego jeszcze żądne krwi anioły, co to wyszły spod dłuta Michała Anioła, szczyptę miłości, tonę rozczłonkowanych zwłok skąpanych w krwi i... voilà! Siesiepy uprawia czołobitność nad "Angelfall"!

Spoglądałam na mizernie chudą książeczkę z nutką powątpiewania. Spodziewałam się opowiastki dla małolat, okraszonej pięknym górnolotnym romansem między dwoma bohaterami. O ja paskudna! Zlinczujcie mnie za to, byle prędko, bo... jestem zbyt zajęta oczekiwaniem kolejnego tomu. I nie dziwcie się, że książka nie znalazła się na półkach "młodzieżowych". Z tej książki wylewają się wnętrzności i śmierć.

Akcja opisana w raptem na 300 stronach sprawia wrażenie opisanej na minimum 600. Nie, to nie jest minus, w żadnym wypadku. Po prostu wszelkie zbędne lamenty i opisy złapano za fraki i wyrzucono z "Angelfall" precz! A mimo to, dało się wykreować złożony, niesamowicie realistyczny świat i nie papierowych bohaterów(choć nakreślonych niekiedy kilkoma słowami).

To było najlepiej wydane 25zł w moim życiu. W to nie wątpię.

Mój Boże... To jedyne słowa, jakie mi przychodzą na myśl tuż po przeczytaniu książki. Zabawny zbieg okoliczności, nieprawdaż?

Moja wygłodniała dusza dostała to, czego poszukawała podświadomie od dawien dawna. Wspaniale wykreowany postapokaliptyczny świat i to bez zombie! Cud, miód i orzeszki. Dorzućmy do tego jeszcze żądne krwi anioły, co to wyszły spod dłuta Michała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie przeczytałam jej do końca. Szczerze powiedziawszy, była lekturą, która sprawiła, że przez ponad rok nie sięgnęłam po nic, co było w spisie lektur. Głowny bohater mnie w końcu tak zirytował swoim zachowaniem, że poległam. A zaczęłam czytać pozytywnie nastawiona do lektury, gdyż miała być "fajna". Nie znoszę, gdy w książcę widzę charakter, który ma rozterki na zasadzie: "Zejdę po schodach... ale może jednak nie? Ale zejdę! Niee, jednak nie...". Być może dlatego, że sama takie mam?
W każdym bądź razie nie uważam tej książki za złą. W żadnym przypadku! Pewnie i bym ją przeczytała do końca bez większych problemów, nawet z przyjemnością, gdyby nie główny bohater.

Nie przeczytałam jej do końca. Szczerze powiedziawszy, była lekturą, która sprawiła, że przez ponad rok nie sięgnęłam po nic, co było w spisie lektur. Głowny bohater mnie w końcu tak zirytował swoim zachowaniem, że poległam. A zaczęłam czytać pozytywnie nastawiona do lektury, gdyż miała być "fajna". Nie znoszę, gdy w książcę widzę charakter, który ma rozterki na zasadzie:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przeczytałam ją już w podstawówce. Przez całe liceum nie zadali mi tej książki jako lektury, nad czym mocno ubolewam... Powinni tą książkę przeczytać wszyscy i poznać okropieństwa tamtych czasów.

Przeczytałam ją już w podstawówce. Przez całe liceum nie zadali mi tej książki jako lektury, nad czym mocno ubolewam... Powinni tą książkę przeczytać wszyscy i poznać okropieństwa tamtych czasów.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tyle osób nie lubi tej książki. Czytałam ją zafascynowana. Wciągnął mnie świat, w jakim zmuszeni byli żyć tamci ludzie i nie przeszkadzał mi nawet język, jakim książka była napisana. Twórczość Żeromskiego mnie na dzień dzisiejszy przeraża, ale tą książkę wspominam bardzo miło. Może dlatego, że znalazłam w tej książce element, który mocno mnie zaciekawił?

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tyle osób nie lubi tej książki. Czytałam ją zafascynowana. Wciągnął mnie świat, w jakim zmuszeni byli żyć tamci ludzie i nie przeszkadzał mi nawet język, jakim książka była napisana. Twórczość Żeromskiego mnie na dzień dzisiejszy przeraża, ale tą książkę wspominam bardzo miło. Może dlatego, że znalazłam w tej książce element, który mocno mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kiedy zadano mi ją w szkole, nie wiedziałam, że tak ona mi się spodoba. Gdy zaczęłam czytać, moim sercem coś wstrząsnęło. Do dzisiaj jest to książka, którą kocham i bronię.

Kiedy zadano mi ją w szkole, nie wiedziałam, że tak ona mi się spodoba. Gdy zaczęłam czytać, moim sercem coś wstrząsnęło. Do dzisiaj jest to książka, którą kocham i bronię.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ta książka... Ma w sobie coś. Coś, co sprawia, że każdej minucie spędzonej z tą książką towarzyszyła niesamowita niepewność.
Jest to jedyna książka tej autorki, jaką przeczytałam. Zachęciły mnie do tego konie umieszczone w powieści - swoją drogą bardzo dobrze umieszczone. Autorka musi mieć na codzień styczność z jazdą konną, ponieważ nie mogę się przyczepić żadnych opisów. Nic mnie nie raziło, a to duży plus.

Wątek miłosny pomiędzy głównymi bohaterami nie narzuca nam się na każdym kroku, co bardzo mi się podoba. Jest jedynie subtelnym dodatkiem w całej historii, jednak nie mniej ważnym. W końcu na pierwszym planie ma być Wyścig Skorpiona i przygotowania do niego!

Stworzenie książki na temat mitycznych koni podobnych kelpiom(kelpie żyją w zbiornikach wodnych zamkniętych, nie w morzach!)jest niesamowicie intrygujące, a umieszczenie akcji na wyspie w czasie października powoduje, że książka nie jest przyjazna i cieplutka. Mało w niej miejsca na uśmiech czy radość pełną gębą. Tu wszystko co ma miejsce, jest zimne. Każdy cień radości jest na miarę złota.

Jeśli kiedykolwiek nakręcą film na podstawie tej książki, jestem prawie pewna, że go nie spartolą. Nie da się... Jeśli ktoś się podejmie pracy nad filmem, będzie wręcz pod przymusem nadania m odpowiedniego klimatu, co poprowadzi dalej ku rzetelnemu, dobrze zrobionemu filmowi. Klimat jest kluczem przewodnim...

To jest jedyna książka, do której wręcz chcę wrócić. Nie potrafię czytać książek więcej niż raz.

Odniosę się może do okładki... Drogie wydawnictwo: wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy wchodzę do sklepu jeździeckiego i widzę paszę z niemieckiej firmy, która ozdobiona jest obrazkiem. Obrazek ten wzięliście i przerobiliście na swoje potrzeby. Nie powiem, nie spodobało mi się to. Nie wiem czemu nie wpadliście na pomysł, że oryginalna okładka jest świetna, tak samo jak tytuł "Wyścig Skorpiona"(w wolnym tłumaczeniu z oryginału) nie brzmi absolutnie źle. Bolesne...

Ta książka... Ma w sobie coś. Coś, co sprawia, że każdej minucie spędzonej z tą książką towarzyszyła niesamowita niepewność.
Jest to jedyna książka tej autorki, jaką przeczytałam. Zachęciły mnie do tego konie umieszczone w powieści - swoją drogą bardzo dobrze umieszczone. Autorka musi mieć na codzień styczność z jazdą konną, ponieważ nie mogę się przyczepić żadnych opisów....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kreacja bohaterów jak i pomysł na książkę(kwestia aniołów i wszelkich zawiłości z nimi związanych) bardzo przypadły mi do gustu. Niestety, wątek miłosny zajmujący większość książki(gdzie upadłość Patcha była tylko dodatkiem) to nie moje klimaty, jednak wiem, że na pewno sięgnę po dalsze części - chociażby dla samego pomysłu i bohaterów. :) To, co przeżyłam z tą książką to moje i mało co mnie zniechęci do dalszego brnięcia przez strony.

Kreacja bohaterów jak i pomysł na książkę(kwestia aniołów i wszelkich zawiłości z nimi związanych) bardzo przypadły mi do gustu. Niestety, wątek miłosny zajmujący większość książki(gdzie upadłość Patcha była tylko dodatkiem) to nie moje klimaty, jednak wiem, że na pewno sięgnę po dalsze części - chociażby dla samego pomysłu i bohaterów. :) To, co przeżyłam z tą książką to...

więcej Pokaż mimo to