-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
Dziewiętnastoletnia Barbara Drapczyńska nie spodziewała się, że tego pamiętnego dnia, zimą 1941 roku, na spotkaniu tajnego uniwersytetu pozna miłość swojego życia – Krzysztofa – poetę, którego wiersze tak ją zachwycały. Fascynacja okazała się wzajemna – dziewczyna od razu przyciągnęła uwagę chłopaka o pięknej, delikatnej urodzie. Lecz w około panowała wojna, ludzie ginęli na ulicach, a rodziny Barbary i Krzysztofa żyły w ciągłym strachu. To nie było ani odpowiednie miejsce, ani czas na miłość. A jednak…
Ty jesteś moje imię to powieść polskiej autorki, Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak. Nie ukrywam, że sięgając po ten tytuł, nie byłam do niego specjalnie przekonana – kierowała mną po prostu ciekawość tego, jak autorka przedstawiła losy Krzysztofa Baczyńskiego, jednego z najznakomitszych polskich poetów. Na ogół nie czytuję polskiej literatury, ale tym razem cieszę się, że zrobiłam wyjątek, bowiem historia Basi i Krzysia pochłonęła mnie bez reszty i wciąż – po kilku tygodniach od lektury – nie mogę po niej zebrać swoich myśli.
„Ty jesteś moje imię, i w kształcie, i w przyczynie (…)”*
Autorka doskonale poradziła sobie z kreacją głównych bohaterów – nie miałam najmniejszego problemu z wyobrażeniem sobie zarówno dwójki młodych zakochanych, jak i tych, których los postawił na drodze Barbary i Krzysztofa. Pani Ignaciak potrafiła również bardzo realistycznie przedstawić sytuację Warszawy na początku lat 40-tych – uliczne egzekucje, łapanki, wywóz Żydów z getta, aż wreszcie przygotowanie do powstania. Widać dbałość o szczegóły i ogrom pracy, który włożyła w napisanie tej książki. Ponadto historia przesiąknięta jest atmosferą tamtych lat – niepokój, ale także nadzieja mieszają się ze sobą, mamiąc czytelnika niezwykle realistycznymi obrazami stolicy u progu powstania. Większość powieści snuje narrator wszechwiedzący, ale znalazły się także rozdziały opowiadane z punktu widzenia Barbary – to jej wewnętrzne monologi, które chronologicznie wyprzedzają fabułę przedstawianą przez narratora. Słowa Basi pełne są najróżniejszych emocji, niepokoju i miłości do ukochanego. Nie da się ukryć, że cała historia – choć opowiada o tragicznych losach poety i jego żony – przesycona jest jakąś niesamowitą, nie dającą się wyrazić słowami magią. Miłość, która połączyła Barbarę i Krzysztofa, jest wręcz namacalna. I to stanowczo najsilniej działa na odbiorcę.
Ty jesteś moje imię to powieść niezwykła. To książka, od której nie można się oderwać – doskonale skonstruowana historia o wielkim uczuciu, które miało nieszczęście narodzić się w samym centrum wojny, zdane na łaskę losu. To opowieść, która totalnie zmiażdżyła moje serce, w finale doprowadzając mnie do łez. Ty jesteś moje imię okazało się być jedną z najpiękniejszych historii miłosnych, jaką miałam możliwość poznać. Ba! Jestem pewna, że to jedna z najlepszych premier tego roku – książka zachwyca, porusza do głębi, ale przede wszystkim nie pozostawia czytelnika obojętnym na losy ludzi, którzy walczyli za Polskę, którzy ginęli w imię wolności. Szczerze polecam Wam historię Basi i Krzysia – to przepiękna opowieść o wielkiej, nieskończonej miłości, która poruszy nawet najtwardsze serca. Ja jestem tą książką zachwycona, zatem daję jej w pełni zasłużoną ocenę 6/6!
* fragment wiersza Krzysztofa Baczyńskiego, cyt. z Ty jesteś moje imię, str. 419
Dziewiętnastoletnia Barbara Drapczyńska nie spodziewała się, że tego pamiętnego dnia, zimą 1941 roku, na spotkaniu tajnego uniwersytetu pozna miłość swojego życia – Krzysztofa – poetę, którego wiersze tak ją zachwycały. Fascynacja okazała się wzajemna – dziewczyna od razu przyciągnęła uwagę chłopaka o pięknej, delikatnej urodzie. Lecz w około panowała wojna, ludzie ginęli...
więcej mniej Pokaż mimo to
Są takie książki, przy których nie możesz przestać płakać, a potem nie możesz przestać się uśmiechać przez łzy. Powieści, które rozczłonkowują czytelnika na milion kawałków i pozostawiają w absolutnym szoku. Lektury, po których nie wiemy, jak wrócić do normalności. Takie właśnie jest Po prostu bądź Magdaleny Witkiewicz! Sięgając po ten tytuł wiedziałam, że to będzie wzruszająca opowieść. Hasło z okładki obiecywało najpiękniejszą historię o miłości. Co więcej, dotychczas wszyscy, którzy sięgnęli po ten tytuł, byli zachwyceni. Jakie więc miałam wyjście? Kupiłam. Przeczytałam. I przepadłam.
Nie zdradzę Wam, o czym jest ta historia, bo najlepiej rozpocząć lekturę zupełnie w ciemno. Opowieść została poprowadzona z punktu widzenia głównej bohaterki, Pauliny, natomiast w drugiej części książki pojawiają się fragmenty z punktu widzenia mężczyzny. W historii Poli odnalazłam odrobinę własnych doświadczeń i być może dlatego ta opowieść tak bardzo mnie poruszyła. Znałam emocje, które targały główną bohaterką i dlatego współczułam jej bardziej, niż się spodziewałam. Jestem pod wrażeniem tego, jak autorka trafnie ubrała w słowa czystą rozpacz, jak przedstawiła targające człowiekiem uczucia. Historia wciąga w zasadzie od pierwszej strony. Lekturę rozpoczęłam wieczorem, skończyłam w środku nocy – nie mogłam odłożyć tej książki na później, po prostu musiałam wiedzieć, co będzie dalej. Uwielbiam to – czytanie do późnych godzin, wzruszenia i całkowite zaangażowanie się w losy bohaterów. Gdybym mogła sobie czegoś zażyczyć w życiu, to na pewno więcej takich książek!
Po prostu bądź to piękna historia. Opowiada o prawdziwej, szczerej miłości, o głębokiej rozpaczy i stracie, a także o nadziei, która trwa wbrew wszystkiemu. Magdalena Witkiewicz świetnie przedstawiła uczucia targające bohaterami i to, co ich połączyło. Miłość w jej wydaniu to nie są wielkie słowa i obietnice, ale codzienne, małe, czasem niezauważalne gesty. Miłość to ciche poświęcenie dla drugiej osoby, to trwanie w dobrych i złych chwilach, kochanie „pomimo” a nie „ponieważ”. Przyznaję wydawcy rację, Po prostu bądź to rzeczywiście jedna z najpiękniejszych książek o miłości – bez patosu, bez wzniosłych słów, po prostu o miłości. Uważam, że to najlepsza książka w dorobku Magdy Witkiewicz – gratuluję i poproszę o jeszcze! A Wam z całego serca polecam tę cudowną historię – łzy wzruszenia gwarantowane!
http://tirindeth.blogspot.com/2015/10/po-prostu-badz-magdalena-witkiewicz.html
Są takie książki, przy których nie możesz przestać płakać, a potem nie możesz przestać się uśmiechać przez łzy. Powieści, które rozczłonkowują czytelnika na milion kawałków i pozostawiają w absolutnym szoku. Lektury, po których nie wiemy, jak wrócić do normalności. Takie właśnie jest Po prostu bądź Magdaleny Witkiewicz! Sięgając po ten tytuł wiedziałam, że to będzie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-23
2024-04-10
Małżeństwo dla jednych jest tylko zlepkiem liter, nic nieznaczącym wyrazem, formalnością. Dla innych będzie to termin o niezwykłym, sentymentalnym znaczeniu, początkiem nowej drogi, przysięgą na całe życie. Przecież być razem w zdrowiu i chorobie oraz „dopóki śmierć nas nie rozłączy” brzmi tak pięknie, tak romantycznie... Jednak to tylko słowa. Zawsze to będą tylko słowa. Liczą się czyny. I to, co będzie po ślubie. Bo przecież przed ślubem zawsze jest tak pięknie...
Ewa bardzo kochała swojego męża. Tak bardzo, że dla niego była gotowa zrezygnować ze ślubu kościelnego i wesela, pozwoliła mu zamieszkać w swoim mieszkaniu, codziennie gotowała mu obiady, sprzątała, pracowała zawodowo i wierzyła, że jej życie jest idealne. I choć nie nastąpiło wielkie bum, choć nie wydarzyło się nic, co definitywnie zmieniłoby jej nastawienie, to jednak coś się zmieniło. Powoli, od środka i na pierwszy rzut oka niezauważalnie jej związek zaczął się psuć. Może to codzienność i rutyna? A może odmienne priorytety? Cokolwiek zmieniło jej relację z mężem, było nieubłagane. Ewa zaczęła dostrzegać rysy na wizerunku idealnego męża. Bo przecież był idealny – nie pił, nie ćpał, zawsze wracał do domu i przynosił niemałą wypłatę. Jednak to nie wystarczyło. A przecież Ewa chciała być TYLKO szczęśliwa... czy to tak wiele?
„Nie wiedziałam wtedy, ze z małżeństwem jest jak z nową posadą: ile na początku wynegocjujesz, tyle masz. Potem bardzo trudno zmienić warunki – zarówno pracy, jak i życia. Mechanizm działania jest dokładnie taki sam.” *
Kiedy sięgnęłam po Opowieść niewiernej, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Obawiałam się troszkę, że w moje ręce trafiła historia wyuzdanej kobiety bez skrupułów, która niszczyła wszystkich dookoła za cenę własnych przyjemności. Jak bardzo się myliłam! Już od pierwszych stron zrozumiałam, że ta książka wiele mnie nauczy. Magdalena Witkiewicz stworzyła powieść nietuzinkową, tak po prostu. Książkę, która być może niejednej kobiecie otworzy oczy.
Narratorką powieści jest główna bohaterka – Ewa. Trzydziestoletnia kobieta z rozbrajającą szczerością opowiada czytelnikowi dzieje swojego życia, pokazując początki swojej znajomości z mężem, wspólne zamieszkanie, ślub... nie wstydzi się tego, co ją spotkało, spowiada się nam ze swoich błędów, porażek, a także sukcesów. W stosunkowo lekkim stylu i za pomocą prostego języka wkłada w swoją opowieść szereg najróżniejszych emocji – od złości po radość, od rozpaczy po euforię. Jej opowieść nie jest pozbawiona samokrytyki, a to sprawia, że bohaterka staje się nam bliższa – jest zwyczajną kobietą, która ma wady i zalety i przyznaje się do nich. Szczerze mówiąc, Ewę polubiłam od razu. Tak samo jak jej przyjaciółkę Gośkę, która okazała się kapitalną towarzyszką i powierniczką nieszczęśliwej bohaterki. Z tymi dziewczynami niewątpliwie mogłabym się zaprzyjaźnić. I chyba dlatego ich historia wywołała we mnie tak wiele odczuć – razem z bohaterkami uśmiechałam się w dobrych chwilach i płakałam w tych złych. Jednak to finisz historii najbardziej mnie rozkleił. Ot, taka ze mnie beksa.
Zdrada małżeńska nie jest łatwym tematem i w Opowieści niewiernej nie otrzymamy prostych odpowiedzi na pytania dotyczące tego zagadnienia. Bohaterka nie próbuje się wybielić, jest świadoma swoich czynów. Nie uraczymy więc niepodważalnych uwag na temat słuszności bądź niesłuszności zdrady, nie będziemy musieli również czytać o religijnych dysputach związanych z tym problemem. Otrzymamy za to prawdziwą, realistyczną opowieść o kobiecie, która nigdy nie podejrzewałaby siebie o takie zachowanie. Żadna z nas by siebie o to nie podejrzewała, prawda? Wiele z Was pewnie powie, że brzydzi się zdradą. Łatwo jest bowiem kogoś oceniać... Zawsze powtarzam, że punkt widzenia zależy od punktu położenia. I choć szanuję instytucję małżeństwa i nie pochwalam zdrady, gdyby ktoś mnie o to zapytał, to jednak staram się nie podchodzić do tematu jednoznacznie oraz zdecydowanie. Czasami życie pisze swoje własne scenariusze, na które nie mamy wpływu. Bezpieczniej więc nie mówić NIGDY.
Opowieść niewiernej to książka prawdziwa, realistyczna, uniwersalna... po prostu życiowa. Bez upiększania pokazuje historię zwyczajnej kobiety, która marzyła po prostu o szczęśliwym życiu. Opowieść Ewy, tak osobista i wciągająca, zachwyca i zmusza nas do refleksji nad własnym życiem, nad własnymi wyborami. Czy będąc na miejscu tej młodej, niedocenionej, samotnej kobiety postąpiłybyśmy podobnie? Czy zdecydowałybyśmy się na zdradę? Czy walczyłybyśmy o małżeństwo, które ma w sobie wszystko z wyjątkiem miłości? To trudne pytania, na które nie ma też łatwych odpowiedzi. Wszystkie nasze czyny pociągają za sobą konsekwencje. Grunt, by postępować w zgodzie z samym sobą. I by nie pogubić się we własnych uczuciach. Czasem i ja tracę nadzieję na swój happy end, więc tym mocniej doceniam powieść Magdaleny Witkiewicz i płynące z niej przesłanie, by nigdy się nie poddawać. Historię Ewy polecam więc uwadze każdej kobiety – ufam, że niejedna z Was, nim się obejrzy, pokocha tę książkę tak, jak ja. Z ręką na sercu daję ocenę 6/6, bowiem naprawdę nie ma w tej historii niczego, do czego mogłabym się przyczepić! Ta powieść jest po prostu doskonała!
* cytat str. 12
Małżeństwo dla jednych jest tylko zlepkiem liter, nic nieznaczącym wyrazem, formalnością. Dla innych będzie to termin o niezwykłym, sentymentalnym znaczeniu, początkiem nowej drogi, przysięgą na całe życie. Przecież być razem w zdrowiu i chorobie oraz „dopóki śmierć nas nie rozłączy” brzmi tak pięknie, tak romantycznie... Jednak to tylko słowa. Zawsze to będą tylko słowa....
więcej Pokaż mimo to