-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać442
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2021-01-04
2019-06-13
2019-05-01
2015
2017
2019-01
Zarys fabuły: urodziny Bronagh.
Co może pójść nie tak w noweli opowiadającej o urodzinach Bronagh, głównej bohaterki powieści "Dominic"? Liczyłam na miłą, krótką historię o pięknym dniu z życia już-nie-nastolatki, szczęśliwie zakochanej młodej kobiety; spodziewałam się jakichś scen seksu (gatunek new-adult zobowiązuje?). Tymczasem dostałam opowieść, która najpierw radośnie rzuca nas w wir mniej lub bardziej romantycznych/zabawnych atrakcji, które dla ukochanej przygotował Dominic, a później próbuje skłonić bohaterów (a wraz z nimi czytelników) do filozoficznych(?) refleksji nad istotą miłości, zmienianiem się dla drugiej osoby i zaufaniem.
To pseudo-filozoficzne zakończenie pojawiło się w tej historii znikąd; może miało udowodnić, że Bronagh dojrzała przez 3 lata, które minęły od wydarzeń z "Dominica", a może że dziewczyna kocha Dominica tak bardzo, że jest gotowa się dla niego zmienić, ponieważ nagle dostrzega swoje wady, których nie widziała wcześniej.
Jak dla mnie, nowela obeszłaby się bez tych "poważnych elementów", oceniałabym ją wtedy przez pryzmat lekkiego, zabawnie-seksownego czytadła. Ale ponieważ pompatyczne i "poważne" wypowiedzi bohaterów przyprawiły mnie o śmiech i skłoniły do przewracania oczami... Nie mogę postawić wyższej oceny niż 4 gwiazdki.
Zarys fabuły: urodziny Bronagh.
Co może pójść nie tak w noweli opowiadającej o urodzinach Bronagh, głównej bohaterki powieści "Dominic"? Liczyłam na miłą, krótką historię o pięknym dniu z życia już-nie-nastolatki, szczęśliwie zakochanej młodej kobiety; spodziewałam się jakichś scen seksu (gatunek new-adult zobowiązuje?). Tymczasem dostałam opowieść, która najpierw radośnie...
2018
Największym zarzutem, jaki mogę skierować wobec "Dominica", to kreacja bohaterów. Główni bohaterowie, Dominic i Bronagh (a wraz z nimi ich koledzy i koleżanki z liceum), to osoby niemal pełnoletnie, zachowują się jak dzieci z podstawówki. W wieku lat około osiemnastu chłopcy nie ciągną dziewczynek za włoski, żeby zwrócić na siebie ich uwagę; nie dokuczają im, żeby dziewczynki zaszczyciły ich spojrzeniem; nie spotkałam się też w tym wieku z nieuzasadnioną, jawną nienawiścią i dokuczaniem innym uczniom "bo tak".
Zachowanie głównych bohaterów wobec siebie również uważam za drażniące. Bronagh, choć początkowo żywi jawna niechęć do Dominica z powodu jego dziecinnych przytyków skierowanych w jej stronę i zawsze podkreśla, jak bardzo go nienawidzi, poddaje się jego awansom. Całuje go, po czym odpycha, "bo ja cię nienawidzę". OkEj. <spoiler>Dominic "przypadkiem" pojawia się na jej randce z innym i niszczy to rendez-vous? To nic, kilka godzin później pozwala mu włożyć rękę do swoich majtek.<koniec spoileru> Magia wyrzeźbionej klaty, jak sądzę?
Dominic, jak na rasowego książkowego bad-boya przystało, zalicza wszystkie panny dookoła i radośnie dokucza Bronagh przy każdej okazji, potem pomaga jej w opałach, wspomina coś o tym, jak bardzo mu na niej zależy, po czym znowu daje się przyłapać z inną. "Ależ nie, to nieporozumienie, to nie tak, Bronagh!"
Gdy skarżyłam się na charakterologiczne aspekty historii, Koleżanka, która tę powieść przeczytała wcześniej, zadała mi pytanie: "Ale co ty wymagasz od takich książek?"
Pomijając drażniących bohaterów, "Dominica" czytało mi się przyjemnie. Nie jest to typowa historia insta-love, końcówka była naprawdę niezła (choć trochę, troszeczkę przedramatyzowana), a Autorce udało się wciągnąć mnie w "mroczny świat braci Slater" na tyle, że najpewniej przeczytam też pozostałe tomy.
Podsumowując, nie zniechęcam do lektury, ale nie uznaję "Dominica" za dzieło wybitne. Ot, troszkę mroczna historia new adult z bohaterami, którzy zachowują się jak ośmiolatki.
Największym zarzutem, jaki mogę skierować wobec "Dominica", to kreacja bohaterów. Główni bohaterowie, Dominic i Bronagh (a wraz z nimi ich koledzy i koleżanki z liceum), to osoby niemal pełnoletnie, zachowują się jak dzieci z podstawówki. W wieku lat około osiemnastu chłopcy nie ciągną dziewczynek za włoski, żeby zwrócić na siebie ich uwagę; nie dokuczają im, żeby...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-09-12
2011-07
2011-03-30
2015-06-30
2015-01-28
2014-12-25
2014-10-30
2014-09-12
2014-08-19
2014-08-17
Po tym, co wydarzyło się w poprzednim tomie, życie Juliet uległo zmianie. Choć wróciła do "domu", od razu wpakowała się w niemałe tarapaty. Pomaga jej niegdysiejszy znajomy jej ojca, profesor Victor von Stein. Niestety, tragedie zdają się prześladować naszą bohaterkę, ponieważ niebawem w mieście uaktywnia się seryjny morderca. Juliet szybko odkrywa istnienie powiązania pomiędzy sobą a każdą z ofiar. Wnioski, które wyciąga, to dopiero początek dramatów, jakie napotka na swojej drodze.
Nie ukrywam, że nie mogłam doczekać się lektury tej części - zwłaszcza po tym, jak zakończyła się Córka szaleńca. Druga część, jakkolwiek mało prawdopodobne się to wydawało, jest jeszcze bardziej ciarkogenna i momentami naprawdę przerażająca. Wystarczy uruchomić wyobraźnię - co przy literackim warsztacie autorki nie stanowi większego problemu - i niepewne przemierzanie ciemnych korytarzy własnego mieszkanie macie zapewnione!
Autorka zaplanowała na ten tom ciekawą intrygę. Co najlepsze, do samego końca udało jej się trzymać mnie w niepewności odnośnie tego, kto za tym wszystkim stoi. Sekrety odkryłam wraz z Juliet, co uznaję za niesamowity plus - rzadko zdarza mi się tak długo kluczyć (chyba że są to kryminały Agathy Christie). W Her dark curiosity nie zabrakło też miejsca na romans. Ale taki pełnokrwisty, bez zbędnego "nie możemy", "nie powinniśmy". Nie zajmuje on dużo miejsca, stanowi wręcz tło dla pozostałych wydarzeń, ale dreszczu emocji nie można nie poczuć.
Osobiście jestem zachwycona Her dark curiosity i już nie mogę doczekać się ostatniego tomu debiutanckiej trylogii Megan Shepherd. Was natomiast szczerze zachęcam do lektury!
Po tym, co wydarzyło się w poprzednim tomie, życie Juliet uległo zmianie. Choć wróciła do "domu", od razu wpakowała się w niemałe tarapaty. Pomaga jej niegdysiejszy znajomy jej ojca, profesor Victor von Stein. Niestety, tragedie zdają się prześladować naszą bohaterkę, ponieważ niebawem w mieście uaktywnia się seryjny morderca. Juliet szybko odkrywa istnienie powiązania...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-02-26
2014-01-23
2014-02-04
Ryen i Misha poznali się w czasach podstawówki - ich szkoły zorganizowały projekt mający na celu nawiązanie korespondencyjnych przyjaźni pomiędzy uczniami. Ich listowna znajomość przetrwała dłużej, niż ktokolwiek mógłby podejrzewać. W ciągu siedmiu lat pisania do siebie, para zdołała dobrze się poznać, ale wskutek zawartego pomiędzy sobą układu - zero wyszukiwania się na Facebooku, odwiedzania w domu, rozmów telefonicznych czy wymiany zdjęć - nigdy się tak naprawdę nie zobaczyła. Obydwoje zaczynają czuć do siebie coś więcej niż zwykłą przyjaźń i nagle... kontakt się urywa. Kilka miesięcy później w szkole Ryen pojawia się nowy uczeń, Masen, który zdaje się mieć na celu zdyskredytowanie jej w oczach innych i doskonale wie, gdzie uderzyć, by zabolało ją to najbardziej.
Pomysł na historię - ten przedstawiony na okładce - wydał mi się bardzo ciekawy. Liczyłam, że "Punk 57" okaże się dramatycznym romansem młodzieżowym, w którym związek bohaterów zostanie przedstawiony w bardziej realistyczny sposób. Ostatecznie, Ryen i Misha korespondowali ze sobą przez siedem długich lat, więc o insta love nie może być mowy, prawda?
Jakież było moje zdziwienie, kiedy zerknęłam na Goodreads i zobaczyłam, że to nie young adult, a new adult. Toteż uprzedzam, że to lektura dla młodych dorosłych, niekoniecznie dla małoletniej młodzieży, nie dajcie się zwieść!
O czym właściwie jest "Punk 57"? O ścieraniu się dwóch osób - popularnej Ryen oraz nowego, tajemniczego Masona. O próbie odkrycia powodów, dla którego kontakt pomiędzy bohaterką a Mishą się urwał. O smutnej codzienności niektórych osób w szkołach - "wyrzutków", "dziwaków", osób szukających akceptacji innych. Wreszcie o tym, jak bardzo można się zmienić, by wpasować się w otoczenie i zyskać jego "akceptację", a pośrednio o tym, jak wiele masek nosimy na co dzień, w zależności od tego, z kim mamy do czynienia.
To naprawdę historia z przesłaniem - choć zanim odkryjemy jego pełnię, musimy przebrnąć przez element, który wywołał we mnie skrajnie sprzeczne uczucia.
Mówię tu o relacji pomiędzy Ryen a Mishą. Nie mam pojęcia, co kierowało Autorką, kiedy opisywała ich dorosły, nie-listowy związek. Bohater niemal od samego początku jest dla bohaterki okropny, upokarza ją i wyśmiewa, ponieważ "to niemożliwe, żeby moja słodka Ryen zachowywała się w ten sposób i była tak okropna dla innych; muszę ją ukarać". Nie zliczę, ile razy miałam ochotę nim potrząsnąć i zapytać, "W czym jesteś od niej lepszy, skoro kryjesz swoje uczucia do niej pod maską wredoty? I nawet nie masz odwagi powiedzieć, kim naprawdę jesteś?!"
"Punk 57" to powieść z gatunku new adult, więc należy spodziewać się seksu. Faktycznie jest go trochę i absolutnie nie mam z tym problemu - sceny są napisane bardzo dobrze, z odpowiednią ilością "ognia", ale... Ten związek oparty jest jedynie na fizyczności! Zaczyna się od pocałunku, zaraz przechodzi przez macanie z całowaniem i mknie dalej i Ryen stwierdza, że ona w sumie lubi, może nawet kocha, swojego łóżkowego partnera choć, z punktu widzenia fabuły, kompletnie go nie zna. Jaki z tego wniosek? Chłopak może poniżać i upokarzać swoją (potencjalną) seksualną partnerkę, a ona i tak go pokocha, bo jest przystojny i robi jej dobrze?! Nie mam pojęcia, dlaczego Penelope Douglas uznała, że w mądrą historię z przesłaniem dobrze będzie wpleść taki wątek?! Niesamowicie mnie to drażniło i zdecydowanie obniżyło moją ocenę powieści. Oczywiście ostatecznie wszystko się wyjaśnia i kończy w satysfakcjonujący, piękny sposób, ale niesmak pozostał.
Na początku, kiedy poznałam Ryen i Mishę, szybko wyrobiłam sobie o nich zdanie: chłopaka polubiłam, natomiast dziewczynę - niezbyt. W trakcie lektury moje poglądy zaczęły się zmieniać i, ani się obejrzałam, a to Ryen szczerze kibicowałam (poza tymi chwilami, kiedy lgnęła do swojego szkolnego seksownego prześladowcy), natomiast notowania Mishy poszybowały w dół i zasadniczo tam pozostały. Podoba mi się, że Penelope Douglas nie uczyniła swoich bohaterów jednoznacznie dobrymi lub złymi, dodała im głębi i ukrytych motywów, ale Misha... tak nie kreuje się bohaterów, których czytelnik ma polubić.
Mamy tu też kilku bohaterów pobocznych - potraktowanych raczej szablonowo, momentami wręcz przerysowanych - ale tym razem wydaje mi się, że taka ich kreacja jest uzasadniona. Owszem, fajnie byłoby zobaczyć ich inne oblicze, szczególnie w momencie, kiedy powieść próbuje nam przekazać, że oblicze, które pokazujemy w szkole, nie zawsze jest tym samym, które pokazujemy rodzinie czy bliskim znajomym. Jednak, ponieważ większość wydarzeń opisywana jest z perspektywy Ryen lub Mishy, rozumiem, że te inne "twarze" drugoplanowych postaci nie są ukazywane - w końcu nasi główni bohaterowie nie wiedzą o innych (nawet o sobie nawzajem) wszystkiego.
Na plus "Punka 57" zaliczam muzyczny aspekt powieści. Na początku książki znajduje się skompletowana przez Autorkę playlista (warto przesłuchać), ale to nie wszystko. Misha należy do zespołu i pisze teksty, więc Penelope Douglas pokusiła się o przygotowanie pełnych dwóch kawałków (które odgrywają w historii pewną większą rolę). Po zakończeniu lektury z przyjemnością przeczytałam te dwie piosenki i serio żałuję, że nie mogę ich posłuchać.
Podsumowując, "Punk 57" to powieść z dobrym przesłaniem i pierwszorzędnie skopanym wątkiem romantycznym. Odnoszę wrażenie, że Autorka za bardzo próbowała dopasować swoją historię do wymagań gatunku new adult. Sceny erotyczne wypadają naprawdę dobrze, ale oparty na fizyczności związek nie pasuje do książki, która, w zamyśle, ma promować dobre wzorce. Jak dla mnie, 6/10 - za dobrze wykreowanych bohaterów, przesłanie, piosenki, ciekawy pomysł na historię i ogniste sceny seksu. Oraz związek Ryen i Mishy, który mógł zostać jednym z moich ulubionych w tym roku, ale ostatecznie zostawił po sobie przede wszystkim gorzki posmak.
Ryen i Misha poznali się w czasach podstawówki - ich szkoły zorganizowały projekt mający na celu nawiązanie korespondencyjnych przyjaźni pomiędzy uczniami. Ich listowna znajomość przetrwała dłużej, niż ktokolwiek mógłby podejrzewać. W ciągu siedmiu lat pisania do siebie, para zdołała dobrze się poznać, ale wskutek zawartego pomiędzy sobą układu - zero wyszukiwania się na...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to