Himitsu

Profil użytkownika: Himitsu

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 6 lata temu
262
Przeczytanych
książek
350
Książek
w biblioteczce
43
Opinii
120
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| 1 cytat
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie

Okładka książki W śnieżną noc John Green, Maureen Johnson, Lauren Myracle
Ocena 7,1
W śnieżną noc John Green, Maureen...

Na półkach: , , , ,

"- Ale... Święta się skończyły.
- Och, nie, święta nigdy się nie kończą, jeśli nie chcesz. [...] Święta to stan umysłu."

Byłam zainteresowana tą książką od samego początku, choć nie miałam pojęcia, czego mogę się po niej spodziewać. Okładka głosi, że świątecznych opowiadań o miłości, ale czy ktoś z nas wyobraża sobie, co może się w nich pojawić? Ja nie byłam w stanie. Moje przypuszczenia odnośnie pomysłowości autorów potwierdziły się, gdy tylko rozpoczęłam czytanie pierwszej historii. To JEST coś oryginalnego, choć o samym odczuwaniu miłości trudno jest napisać coś odkrywczego.

Wszystkie trzy opowiadania mają pewien punkt wspólny - ich geneza to burza śnieżna w miasteczku Gracetown podczas nocy wigilijnej. W pierwszym z nich Jubilatka zostaje zmuszona do podróży pociągiem w tę noc, nikt nie mógł jednak przewidzieć, że pociąg stanie w miejscu ze względu na zaspę. Przyjęcia u chłopaka w rocznicę związku zamieniło się więc w najbardziej pechową historię świata. Druga historia mówi o trójce przyjaciół, próbujących przedostać się przez zamieć do cheerleaderek lub też... placków ziemniaczanych. Ich zabawne perypetie odkrywają jedną coś jeszcze. Uczucie, którego się nie spodziewali. Trzecie opowiadanie to historia o odkrywaniu siebie, zmianie na lepsze i wzmocnieniu uczucia, które zostało poważnie naruszone.

"- Cieszę się, że idziesz! - zawołała Diuk.
- Dzięki! - odkrzyknąłem, a ona dodała:
- Szczerze mówiąc, bez ciebie placki ziemniaczane nie mają sensu!"

Nie należy wymagać od tej książki wiele, bo każdy, kto podejdzie do jej czytania z takim właśnie założeniem srogo się zawiedzie. Nie, nie jest zła. Prawie fantastyczna. Tyle że jej urok leży w prostocie. Opowiadania nie mają skomplikowanej fabuły ani zatrważającej długości - choć to jedynie mała dygresja, bo przecież długość nie przekłada się na jakość - i skupiają się na jednym, to znaczy na romansie.

Zdecydowanie najlepsze jest pierwsze z nich - Podróż wigilijna. Niebanalne, dostatecznie rozwinięte, z sensownym zakończeniem. Nie obyło się bez niewielkich potknięć, ale ogólny odbiór jest bardzo dobry. Rzecz ma się trochę inaczej w przypadku pozostałych historii. Czyta się je równie przyjemnie, ale jakością odbiegają od pomysłu Johnson. Green wyróżnia się przede wszystkim tym, że głównym bohaterem uczynił chłopca i to z jego perspektywy opisuje wszystkie wydarzenia, ale to również u niego znajdziemy największą dawkę humoru - który jednak nie do wszystkich może trafić - i typowo nastoletniego myślenia. Z kolei Myracle niejako łączy wszystkie trzy opowieści i przez to Święta patronka świnek wydaje się być trochę przykrótka.

"Policzyłem, że w centrum będziemy za dwie minuty, a za dziesięć będziemy wsuwali specjalność Keuna - serowe gofry niefigurujące w menu. Rozmarzyłem się na myśl o tych gofrach, pokrytych roztopionym serem Kraft, równocześnie pikantnych i słodkich, o smaku tak wyrafinowanym i złożonym, że nie da się go nawet porównać do innych smaków, tylko do emocji. Gofry serowe, pomyślałem, są jak miłość bez lęku przed rozstaniem, a gdy dojeżdżaliśmy do ostrego skrętu tuż przed wjazdem do centrum, niemalże czułem ich smak w ustach."

Jeśli chodzi o styl, to naturalnie autorzy różnią się od siebie, ale mają jedną cechę wspólną, o której już wcześniej wspominałam - prostotę. Nikt nie będzie miał problemu ze zrozumieniem tego, co napisali. Oczywiście wszystko napisane jest ładnym językiem, ale nie ma w nim nic wyszukanego, co jak najbardziej pasuje do założenia o napisaniu tych radosnych - bo takie są - i przyjemnych opowiadań.

Całość czyta się świetnie, z chęcią i wielką przyjemnością. Jest to lektura na chwilę drobnej przyjemności czy też poprawienie sobie samopoczucia. Kierowana przede wszystkim do kobiet, a głównie do młodych dziewczyn. Idealnie nadaje się na prezent, zwłaszcza gwiazdkowy, nawet dla dwunastolatki, więc jeśli ktoś chce sprezentować książkę swojej córce/siostrze/siostrzenicy/kuzynce etc., ta będzie doskonała.

"- Ale... Święta się skończyły.
- Och, nie, święta nigdy się nie kończą, jeśli nie chcesz. [...] Święta to stan umysłu."

Byłam zainteresowana tą książką od samego początku, choć nie miałam pojęcia, czego mogę się po niej spodziewać. Okładka głosi, że świątecznych opowiadań o miłości, ale czy ktoś z nas wyobraża sobie, co może się w nich pojawić? Ja nie byłam w stanie. Moje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

"Władza nie jest prawdziwa. To tylko pusty frazes."

Autor debiutujący to zawsze największa zagadka literatury. Nie wiadomo, jak pisze, nie wiadomo, co pisze i nie wiadomo, czy będzie się to podobać. Pierce Brown z całą pewnością zadbał przynajmniej o pierwsze wrażenie. Polskie wydawnictwo je dopełniło. Okładka, opis i promocja "Red Rising" mówią same za siebie. Mówiąc kolokwialnie, cholernie zachęca do zapoznania się z treścią.

"Na Marsie rośnie pewien kwiat. Jest czerwony i zahartowany do życia w naszej nieprzyjaznej glebie. Nazywa się haemanthus. To znaczy krwawy kwiat."

Darrow jest Czerwonym - osobą z najniższej warstwy społecznej, wyznaczoną do kolonizacji nowej planety dla przyszłych pokoleń. Wiedzie trudne i niebezpieczne życie, pracuje w kopalni jako helldiver, gdzie pomóc może mu tylko jego niebywała zręczność. Wydaje mu się, że jest przyzwyczajony do tej rzeczywistości. Sądzi, że może coś zmienić. Ale wkrótce okazuje się, że wszystko jest z góry ustawione, a cały świat, który zna, to jedno wielkie kłamstwo elity, mające utrzymać wszystkich w ryzach. Aby spełnić marzenie swojej ukochanej, Darrow staje się Złotym - członkiem najwyższej rasy, kimś więcej niż człowiek. Tylko po to, żeby zniszczyć ich od środka. Czasem, żeby pokonać tyranów trzeba stać się jednym z nich...

"Posłuszeństwo to największa cnota."

Na początku byłam tylko zainteresowana. Wstęp wydał mi się ciekawy, ale jednocześnie wzbudzał odczucia, które nie zachęcały mnie do dalszego czytania. Główny bohater był ponury i niesympatyczny. Zmieniło się to już po pierwszych rozdziałach. Kiedy tylko akcja zaczęła się rozwijać, ja nie mogłam przestać czytać. Chciałam więcej i więcej, jednocześnie mając świadomość, że będę żałować, gdy dotrę do końca, bo oczekiwanie na ciąg dalszy mnie załamie.

"Złoci tańczą w parach, Obsydianowi trójkami, a Szarzy w dwunastu [...]. My tańczymy sami, ponieważ helldiverzy wiercą wyłącznie w samotności. Tylko w samotności chłopiec może stać się mężczyzną."

Niestety, nieuchronny koniec zbliża się bardzo szybko, bo książkę czyta się w tempie ekspresowym. Autor w przystępny sposób serwuje czytelnikowi całą akcję. Styl jest prosty, momentami wydawałoby się, że za prosty, ale świetnie opisuje wszystkie wydarzenia. Dodatkowo, znakomicie pasuje do twardego charakteru powieści.

"Istnieje święto, podczas którego nosimy maski demonów, by chronić naszych zmarłych w dolinie przed złymi duchami. Czasami ponosimy klęskę."

Co jest w tej książce najlepsze, to z całą pewnością bohaterowie. Jest ich wielu, mają bardzo różne charaktery, a część z nich jest stworzona tak wspaniale, że nie da się ich nie pokochać! Sam Darrow wzbudza sympatię, dzięki czemu czytelnik nie irytuje się na przestrzeni całej fabuły. Oczywiście Brown przedstawił również takie postaci, które można znienawidzić od pierwszego spotkania, bo i ich nie mogło zabraknąć, ale to zdecydowanie mniejsze grono.

"Obietnice są jak łańcuchy [...]. Można je zrywać."

Część osób na pewno doszuka się w tej książce pewnych nawiązań do innych dzieł literackich. I owszem, drobne są. Takie jak domy - co, oczywiście, skojarzy się z "Harrym Potterem" - czy gra, którą niektórzy mogą porównać do "Gry Endera". Jednak wszystkie te powiązania są tak małe, że nie dostrzeże się ich, jeśli nie będzie się szukało na siłę.
Dlatego też z czystym sumieniem polecam "Red Rising" wszystkim fanom fantastyki. Pomimo pewnych mankamentów, jest to pozycja, która naprawdę wciąga i daje bardzo dużo rozrywki. Udany debiut, na którego kontynuację czekam z niecierpliwością!

"Władza nie jest prawdziwa. To tylko pusty frazes."

Autor debiutujący to zawsze największa zagadka literatury. Nie wiadomo, jak pisze, nie wiadomo, co pisze i nie wiadomo, czy będzie się to podobać. Pierce Brown z całą pewnością zadbał przynajmniej o pierwsze wrażenie. Polskie wydawnictwo je dopełniło. Okładka, opis i promocja "Red Rising" mówią same za siebie. Mówiąc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

"Jak wydostać się z tego labiryntu cierpienia?"


John Green stał się ostatnio niezwykle sławny nie tylko w Ameryce, ale również w Polsce. Głównie za sprawą podobno wspaniałej powieści "Gwiazd naszych wina". W końcu musiało nastąpić moje spotkanie z tym pisarzem. A chciałam zacząć je nie od jego najsłynniejszej książki, ale właśnie od debiutu. Pomyślałam sobie, że jeśli na tym etapie mnie zauroczy, to potem może być już tylko lepiej. Po przeczytaniu "Szukając Alaski" mogę powiedzieć całkiem szczerze, że rozumiem fenomen Greena. Fenomen, na który złożyło się kilka czynników.

Miles Halter jest zwyczajnym nastolatkiem w żaden sposób niewyróżniającym się z tłumu i nie posiadającym przyjaciół. Jego szkolne życie wieje nudą, a największą dla niego rozrywką jest zapamiętywanie ostatnich słów. Postanawia to jednak zmienić. Zapisując się do nowej szkoły z internatem wyrusza na poszukiwanie Wielkiego Być Może. Spotyka tam kilka interesujących osób, ale przede wszystkim poznaje fascynującą Alaskę Young, która od pierwszej ich rozmowy nie przestaje zaprzątać jego myśli.

Jak już wspomniałam, rozumiem fenomen Greena. "Szukając Alaski" to powieść naprawdę wspaniała, jednakże... nie jedyna w tym stylu. Już po rozpoczęciu czytania nasunęła mi się myśl, w której stwierdziłam, że my też mamy taką książkę. I jest tak samo dobra. Albo lepsza, w zależności od punktu widzenia. Jednak nie ma najmniejszych szans na to, żeby "Radio Armageddon" Jakuba Żulczyka dorównało sławie tego amerykańskiego pisarza. Ponieważ wspomnianą historię czyta się ciężko. Jest bez wątpienia powieścią trudną. Powieścią o młodzieży, dla młodzieży, której młodzież jednak nie powinna czytać, jak się mówi. A Green pisze lekko. Choć tematyka obu książek jest podobna, "Szukając Alaski" przedstawiona została w sposób łagodniejszy, mniej odważny i bardziej przystępny. DLATEGO przyniosła autorowi taką sławę.

Nie da się jednak zaprzeczyć, że ten debiut zaliczyć można do grona świetnych. Wybitnych wręcz. Historia zbuntowanych nastolatków, która bawi, ciekawi i wzrusza, ale nie w ten dołująco-depresyjny sposób, a w lekki, stonowany. Green dobiera tego typu wątki w znakomity sposób, a dodatkowo przedstawia je tak specyficznie, że te wydarzenia nie do końca docierają do świadomości czytelnika. Są tam, ale jak gdyby za mgłą, jakby były nieprawdziwe. Takie gwałtowne, nagłe, wzbudzające szok i niedowierzanie.

Co już napisałam, powieść, choć porusza odważny i mocny temat, przedstawiona jest w formie, która go tonuje, łagodzi i sprawia, że nie jest odbierany tak drastycznie. Dodatkowo, ponieważ pisana jest lekkim językiem, niezwykle szybko brnie się przez całą fabułę i kiedy akcja już się kończy, cała treść tak naprawdę przybiera tę rzeczywistą formę i wtedy można powiedzieć tylko: łał, to było coś, na jednym wydechu.

Oprócz tego, na pewno nie będzie to żadnym zaskoczeniem, kiedy napiszę, że czytelnik, sięgający po tę książkę dostaje naprawdę fantastyczne kreacje bohaterów. Głównej postaci - Milesa Haltera, Kluchy - jego przyjaciół - tu warto wspomnieć o Pułkowniku, który fascynuje, choć z początku wydaje się raczej niezbyt sympatyczny - a przede wszystkim samej Alaski. Alaski, która do końca powieści pozostaje nieodkryta, tajemnicza i bardzo skomplikowana. Wzbudzająca wiele emocji.

John Green zachwycił mnie tytułem "Szukając Alaski". Dał mi coś niesamowitego, zapadającego w pamięć i poruszającego. Wiem, że sięgnę po jego kolejne dzieła. Wiem, że teraz MUSZĘ je przeczytać. Ponieważ ten autor zauroczył mnie już swoim debiutem. Polecam każdemu, żeby przekonał się sam, co takiego jest w Greenie i jaki jest jego fenomen.

"Jak wydostać się z tego labiryntu cierpienia?"


John Green stał się ostatnio niezwykle sławny nie tylko w Ameryce, ale również w Polsce. Głównie za sprawą podobno wspaniałej powieści "Gwiazd naszych wina". W końcu musiało nastąpić moje spotkanie z tym pisarzem. A chciałam zacząć je nie od jego najsłynniejszej książki, ale właśnie od debiutu. Pomyślałam sobie, że jeśli na...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Himitsu Korose

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


Ulubione

Jonathan Carroll - Zobacz więcej
Alan Alexander Milne Kubuś Puchatek Zobacz więcej
Alan Alexander Milne Kubuś Puchatek Zobacz więcej
Cassandra Clare Miasto Kości Zobacz więcej
Umberto Eco - Zobacz więcej
Stephen King Serca Atlantydów Zobacz więcej
Antoine de Saint-Exupéry - Zobacz więcej
Charles Bukowski Szmira Zobacz więcej
Cassandra Clare Mechaniczny anioł Zobacz więcej
Brent Weeks Droga Cienia Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
262
książki
Średnio w roku
przeczytane
19
książek
Opinie były
pomocne
120
razy
W sumie
wystawione
234
oceny ze średnią 7,5

Spędzone
na czytaniu
1 587
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
20
minut
W sumie
dodane
1
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]