-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać460
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2017-07-28
2017-07-20
Po raz pierwszy spotkałem się z książką, której autor, Niemiec, pisze prawdę o wojnie. Zwykle wspomnienia bezpośrednich uczestników takich zmagań jak obrona miasta nasycone są wybielaniem swojej strony. Paul Peikert poszedł inną drogą. Powiedział prawdę, że wojnę wywołali sami Niemcy, nie zostawił suchej nitki na dowódcach obrony Festung Breslau. Na władzach III Rzeszy też. Zastanawiałem się co sądził wcześniej, gdy Hitler doszedł do władzy. I tu całkowite zaskoczenie. Dotarłem do zapisków tego księdza, w których bardzo ubolewał nad ślepotą swoich współziomków. Przewidywał, że wybór jakiego dokonano w 1933 roku doprowadzi świat na krawędź zagłady...
Czyli można być Niemcem i mówić prawdę o przyczynach i skutkach wojny. Tylko trzeba brzydzić się kłamstwem. Jakże niewielu to umie...
Jeszcze jedna uwaga. Książka nie zawiera fikcji literackiej. To wszystko działo się naprawdę!
Po raz pierwszy spotkałem się z książką, której autor, Niemiec, pisze prawdę o wojnie. Zwykle wspomnienia bezpośrednich uczestników takich zmagań jak obrona miasta nasycone są wybielaniem swojej strony. Paul Peikert poszedł inną drogą. Powiedział prawdę, że wojnę wywołali sami Niemcy, nie zostawił suchej nitki na dowódcach obrony Festung Breslau. Na władzach III Rzeszy też....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1979-02-01
2013
1985-11
2014-06-20
2014-06-24
Trudno jednoznacznie oceniać to, co pozostawił po sobie autor. Jednak "Zapiski.." to książka warta polecenia. Jest to czarna tragifarsa ujęta w rodzaj pamiętnika wymyślonego bohatera. Nie chcę streszczać książki, powiem krótko, w przygody tego całego Michaiła wrzucono wszelkie durnoty zrobione przez Armię Czerwoną podczas II Wojny. Warto zapoznać się z tą książką, ale nie należy brać jej dosłownie. Zwłaszcza gdy autor błazeńsko mija się z prawdą historyczną, choćby w sprawie dopuszczqalności obchodów robotniczego święta 1. Maja, lub w sprawie opisu dobrobytu międzywojennej RP.
Jednak książka warta przeczytania mimo prymitywizmu literackiego i zapiekłej rusofobii autora...
Trudno jednoznacznie oceniać to, co pozostawił po sobie autor. Jednak "Zapiski.." to książka warta polecenia. Jest to czarna tragifarsa ujęta w rodzaj pamiętnika wymyślonego bohatera. Nie chcę streszczać książki, powiem krótko, w przygody tego całego Michaiła wrzucono wszelkie durnoty zrobione przez Armię Czerwoną podczas II Wojny. Warto zapoznać się z tą książką, ale nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-01-01
Książka jest wychwalana przez wielu. Jako uczciwe i bez demagogii rozliczenie z okresem zsyłek i innych łajdactw zrobionych przez Stalina i jego sługusów. Wszystko wyglądało, w opisach chwalących dzieło, że warto przeczytać to, co na temat zbrodni przeciwko obywatelom przedwojennej Polski dokonanych rękami NKWD i pozostałego aparatu strachu, napisał Zbigniew Domino. Na ten temat trudno pisać bez emocji. No dobrze, nazwijmy sprawę po imieniu - słusznej złości. Zaręczano mi, że Zbigniew Domino wzniósł się ponad podziały. Uwierzyłem. I na początku nic nie zapowiadało tragedii...
Rzecz w tym, że tak jak kiepski aktor "położy" najciekawszą sztukę, tak całkowicie amatorskie wydawnictwo zniszczy dorobek pisarza. Podobno korekta w tym wydawnictwie jest po filologii polskiej... Pojadę Wiechem: przypuszczam że wątpię. Pewnie jest to PRAWIEfilologia PRAWIEpolska o specjalności dysortografia stosowana. Dowód? Proszę bardzo.
....................
"- No, no, gospodarzu, uważajcie! Zrobimy dokładną rewizję w całym obejściu i jeśli coś znajdziemy, to będzie wtedy będzie gorzej. Lepiej oddać dobrowolnie...- Przerwał na chwilę i sięgnął po kolejny papier
- A teraz,obywatele, ogłoszę wam postanowienie władzy radzieckiej od którego, i to powiem wam od razu, nie ma żadnego odwołania- Zbliżył się do lampy i przeczytał jednym tchem:
"...Ukazom sowietskowo prawitielstwa grażdanie: Kalinowski Julian Feliksowicz razem z całą rodziną pieriesieliajetsja w druguju obłast na teritorii ZSRR..." (ortografia oryginalna)
.....................
Ręce opadają. Co to za pisownia? To jest język polski? To jest prawidłowa ortografia? GRRRR!!!
Na dodatek takich "kwiatków" jest więcej. Potraktowanie w tym stylu, nawet znienawidzonego, języka obcego jest wstrętnym barbarzyństwem i zahacza o zapiekłą fobię. A wystarczyło zaznaczyć, że wypowiedź jest po rosyjsku. W książce jest też sporo, zupełnie zbytecznych, rusycyzmów... Jakbyśmy nie mieli własnego języka. Jako zwieńczenia amatorszczyzny i niedoróbek wydawcy brakowało już tylko określenia w stylu - Związek Sowiecki Republik Sowieckich...
Przemiła pani z wydawnictwie stwierdziła, w rozmowie telefonicznej ze mną, że właściwie nic się nie stało (sic!), że może w kolejnym wydaniu ewentualnie poprawią nieco, a poza tym czepiam się niezbyt ważnych szczegółów. Moje starożytne wychowanie uratowało uszy tej pani od niechybnego odpadnięcia, po usłyszeniu komentarza, który zmełłem po nosem. I niech mi ktoś nie wciska twierdzeń, że wydawnictwo użyło zapisu fonetycznego. Takie drukowanie ma tyle wspólnego z fonetyką, co kino Luna z podróżą na Księżyc.
Dla mnie książka jest pewnym wzorcem i MUSI być wydana w sposób doskonały. Innego wyjścia nie ma. Tak, czepiam się. Tak, jestem złośliwy.
Znam przypadek, gdy złośliwy chochlik w zdaniu -Niebo było usłane gwiazdami- w słowie usłane, ł zamienił na r. Korektor nie zauważył i w rezultacie stracił pracę. Ale to za tej przebrzydłej komuny, która, jak dziś wszystkim wiadomo, mordowała dzieci za pomocą ortografii.
W rezultacie musiałem tę książkę najpierw przetłumaczyć sobie na jakiś bardziej ludzki język, zanim ją przeczytałem. A zapowiadało się tak ciekawie...
O, zapomniałem o najważniejszym.
Film nakręcony na podstawie tej książki to obraza filmu. Szkoda czasu i pieniędzy na obejrzenie. Dawno nie widziałem większego gniota. :/
.................................
Teraz słówko na temat audiobooka. Czytający tę książkę Jacek Kiss to bardzo dobry lektor, ale nie do przejścia dla niego były, zapisane po barbarzyńsku, wtrącenia rosyjskie. Niestety, jak amator wydawniczy popełnia (twierdzę teraz, że celowo) kardynalne błędy, to lektor je powtarza. Ciekawe czy doczekam się prawidłowej wersji...
Wydawnictwo, przez uparte twierdzenie, że czepiam się zbytecznych szczegółów (ortografia jest zbyteczna?) wymusiło na mnie to, że nieprędko sięgnę po jakiekolwiek publikacje tej oficyny. Moda na bylejakość króluje na całego. W rezultacie muszę oświadczyć, że Wydawnictwo Studio Emka stanowi ilustrację "Pieprznej ballady", której fragment dedykuję korekcie tego PRAWIEWydawnictwa
Słów kilka w sprawie grupy facetów
chcę tu wygłosić,
Lecz zacząć muszę nie od konkretów,
a od przeprosin:
Skruszon szalenie, o przebaczenie
pokornie proszę,
Że trochę pieprzny jest felietonik,
który wygłoszę.
Lecz mam nadzieję, że choć się w słowie
tutaj nie pieszczę,
To wybaczycie mi to, Panowie,
raz jeden jeszcze…
Otóż – faceci wokół się snują,
co są już tacy,
Że czego dotkną, zaraz… popsują,
w domu czy w pracy,
Gapią się w sufit, wodzą po gzymsie
wzrokiem niemiłym,
Na niskich czołach maluje im się
straszny wysiłek!
Bo jedna myśl im chodzi po głowie,
którą tak streszczę:
“Co by tu jeszcze spieprzyć, Panowie?
Co by tu jeszcze?“
Czasem facetów – żeby mieć spokój -
- ktoś tam przerzuci
Do jakiejś sprawy, co jest na oko
nie do popsucia!
I już się prężą mózgów szeregi
i wzrok się pali,
I już widzimy, żeśmy Kolegi
nie doceniali…
A oni myślą w ciszy domowej
lub w mózgów truście:
“Co by tu jeszcze spieprzyć, Panowie?
Co by tu jeszcze?“
Książka jest wychwalana przez wielu. Jako uczciwe i bez demagogii rozliczenie z okresem zsyłek i innych łajdactw zrobionych przez Stalina i jego sługusów. Wszystko wyglądało, w opisach chwalących dzieło, że warto przeczytać to, co na temat zbrodni przeciwko obywatelom przedwojennej Polski dokonanych rękami NKWD i pozostałego aparatu strachu, napisał Zbigniew Domino. Na ten...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1980-01-01
Autobiografie zbrodniarzy nie do końca oddają ich uczucia. Tak sądzę. Najczęściej są pisane w więzieniu, gdzie taki kat oczekuje wyroku. Są wyjątki, ale Rudolf Franz Ferdinand Höß pisał w 1947 roku w Krakowie. Był, po części, ofiarą łajdackiego systemu, któremu ślepo służył mając poczucie dobrze pełnionego obowiązku. Cieszył się uśmiercaniem ludzi, a równocześnie uważa się tylko za wykonawcę rozkazów. Hipokryzja na całego. Takie odczucia mam po przeczytaniu tego, co pozostawił po sobie ten zbrodniarz...
Autobiografie zbrodniarzy nie do końca oddają ich uczucia. Tak sądzę. Najczęściej są pisane w więzieniu, gdzie taki kat oczekuje wyroku. Są wyjątki, ale Rudolf Franz Ferdinand Höß pisał w 1947 roku w Krakowie. Był, po części, ofiarą łajdackiego systemu, któremu ślepo służył mając poczucie dobrze pełnionego obowiązku. Cieszył się uśmiercaniem ludzi, a równocześnie uważa się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Z publikacją panów Hansa von Ahlfena i Hermanna Niehoffa zetknąłem się bardzo dawno temu. Jeszcze zanim ktokolwiek w Polsce pomyślał o wydaniu. Tytuł brzmiał "So Kämpfte Breslau 1945: Verteidigung und Untergang von Schlesien Hauptstadt" i mocno zgrzytałem zębami znajdując takie ciekawostki jak "Konieczność niewzbudzania paniki przez ewakuację. Dlatego nie zorganizowano większych transportów"... Szanowni autorzy raczyli nie widzieć, że służą bestii. Jak większość niemieckiej generalicji. Oni tylko wykonywali rozkazy. Ciekawe potwierdzenie znaleźć można w archiwach, gdzie zachowały się dokumenty świadczące coś wręcz przeciwnego.
Np. konieczność wyburzenia sporej części śródmiejskiej zabudowy w celu zrobienia pasa startowego dla samolotów. A że przy okazji zginęła wielka ilość ludzi, to już generałów mniej obchodziło (znalazłem kiedyś opracowanie gdzie wyliczono, że na każdy metr bieżący tego pasa poświęcono życie dziesięciu osób!). Kto zna Wrocław, ten wie gdzie budowano to lotnisko. Z rozkazu tych generałów obracano w gruzy niemałe połacie miasta, aby stworzyć linie obrony. Naturalnie nikt nie zatroszczył się o mieszkańców, których wyrzucono na pastwę losu. Nawet nie pozwalano na zabranie osobistych rzeczy. Taka jest prawda. Wrocław po wojnie odbudowywano długo, a ślady wojny widać do dziś.
Nie miej książkę warto przeczytać, mimo zastrzeżeń co do prawdomówności autorów.
Z publikacją panów Hansa von Ahlfena i Hermanna Niehoffa zetknąłem się bardzo dawno temu. Jeszcze zanim ktokolwiek w Polsce pomyślał o wydaniu. Tytuł brzmiał "So Kämpfte Breslau 1945: Verteidigung und Untergang von Schlesien Hauptstadt" i mocno zgrzytałem zębami znajdując takie ciekawostki jak "Konieczność niewzbudzania paniki przez ewakuację. Dlatego nie zorganizowano...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to