-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać460
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2015-08-08
2013-01-01
Książka jest wychwalana przez wielu. Jako uczciwe i bez demagogii rozliczenie z okresem zsyłek i innych łajdactw zrobionych przez Stalina i jego sługusów. Wszystko wyglądało, w opisach chwalących dzieło, że warto przeczytać to, co na temat zbrodni przeciwko obywatelom przedwojennej Polski dokonanych rękami NKWD i pozostałego aparatu strachu, napisał Zbigniew Domino. Na ten temat trudno pisać bez emocji. No dobrze, nazwijmy sprawę po imieniu - słusznej złości. Zaręczano mi, że Zbigniew Domino wzniósł się ponad podziały. Uwierzyłem. I na początku nic nie zapowiadało tragedii...
Rzecz w tym, że tak jak kiepski aktor "położy" najciekawszą sztukę, tak całkowicie amatorskie wydawnictwo zniszczy dorobek pisarza. Podobno korekta w tym wydawnictwie jest po filologii polskiej... Pojadę Wiechem: przypuszczam że wątpię. Pewnie jest to PRAWIEfilologia PRAWIEpolska o specjalności dysortografia stosowana. Dowód? Proszę bardzo.
....................
"- No, no, gospodarzu, uważajcie! Zrobimy dokładną rewizję w całym obejściu i jeśli coś znajdziemy, to będzie wtedy będzie gorzej. Lepiej oddać dobrowolnie...- Przerwał na chwilę i sięgnął po kolejny papier
- A teraz,obywatele, ogłoszę wam postanowienie władzy radzieckiej od którego, i to powiem wam od razu, nie ma żadnego odwołania- Zbliżył się do lampy i przeczytał jednym tchem:
"...Ukazom sowietskowo prawitielstwa grażdanie: Kalinowski Julian Feliksowicz razem z całą rodziną pieriesieliajetsja w druguju obłast na teritorii ZSRR..." (ortografia oryginalna)
.....................
Ręce opadają. Co to za pisownia? To jest język polski? To jest prawidłowa ortografia? GRRRR!!!
Na dodatek takich "kwiatków" jest więcej. Potraktowanie w tym stylu, nawet znienawidzonego, języka obcego jest wstrętnym barbarzyństwem i zahacza o zapiekłą fobię. A wystarczyło zaznaczyć, że wypowiedź jest po rosyjsku. W książce jest też sporo, zupełnie zbytecznych, rusycyzmów... Jakbyśmy nie mieli własnego języka. Jako zwieńczenia amatorszczyzny i niedoróbek wydawcy brakowało już tylko określenia w stylu - Związek Sowiecki Republik Sowieckich...
Przemiła pani z wydawnictwie stwierdziła, w rozmowie telefonicznej ze mną, że właściwie nic się nie stało (sic!), że może w kolejnym wydaniu ewentualnie poprawią nieco, a poza tym czepiam się niezbyt ważnych szczegółów. Moje starożytne wychowanie uratowało uszy tej pani od niechybnego odpadnięcia, po usłyszeniu komentarza, który zmełłem po nosem. I niech mi ktoś nie wciska twierdzeń, że wydawnictwo użyło zapisu fonetycznego. Takie drukowanie ma tyle wspólnego z fonetyką, co kino Luna z podróżą na Księżyc.
Dla mnie książka jest pewnym wzorcem i MUSI być wydana w sposób doskonały. Innego wyjścia nie ma. Tak, czepiam się. Tak, jestem złośliwy.
Znam przypadek, gdy złośliwy chochlik w zdaniu -Niebo było usłane gwiazdami- w słowie usłane, ł zamienił na r. Korektor nie zauważył i w rezultacie stracił pracę. Ale to za tej przebrzydłej komuny, która, jak dziś wszystkim wiadomo, mordowała dzieci za pomocą ortografii.
W rezultacie musiałem tę książkę najpierw przetłumaczyć sobie na jakiś bardziej ludzki język, zanim ją przeczytałem. A zapowiadało się tak ciekawie...
O, zapomniałem o najważniejszym.
Film nakręcony na podstawie tej książki to obraza filmu. Szkoda czasu i pieniędzy na obejrzenie. Dawno nie widziałem większego gniota. :/
.................................
Teraz słówko na temat audiobooka. Czytający tę książkę Jacek Kiss to bardzo dobry lektor, ale nie do przejścia dla niego były, zapisane po barbarzyńsku, wtrącenia rosyjskie. Niestety, jak amator wydawniczy popełnia (twierdzę teraz, że celowo) kardynalne błędy, to lektor je powtarza. Ciekawe czy doczekam się prawidłowej wersji...
Wydawnictwo, przez uparte twierdzenie, że czepiam się zbytecznych szczegółów (ortografia jest zbyteczna?) wymusiło na mnie to, że nieprędko sięgnę po jakiekolwiek publikacje tej oficyny. Moda na bylejakość króluje na całego. W rezultacie muszę oświadczyć, że Wydawnictwo Studio Emka stanowi ilustrację "Pieprznej ballady", której fragment dedykuję korekcie tego PRAWIEWydawnictwa
Słów kilka w sprawie grupy facetów
chcę tu wygłosić,
Lecz zacząć muszę nie od konkretów,
a od przeprosin:
Skruszon szalenie, o przebaczenie
pokornie proszę,
Że trochę pieprzny jest felietonik,
który wygłoszę.
Lecz mam nadzieję, że choć się w słowie
tutaj nie pieszczę,
To wybaczycie mi to, Panowie,
raz jeden jeszcze…
Otóż – faceci wokół się snują,
co są już tacy,
Że czego dotkną, zaraz… popsują,
w domu czy w pracy,
Gapią się w sufit, wodzą po gzymsie
wzrokiem niemiłym,
Na niskich czołach maluje im się
straszny wysiłek!
Bo jedna myśl im chodzi po głowie,
którą tak streszczę:
“Co by tu jeszcze spieprzyć, Panowie?
Co by tu jeszcze?“
Czasem facetów – żeby mieć spokój -
- ktoś tam przerzuci
Do jakiejś sprawy, co jest na oko
nie do popsucia!
I już się prężą mózgów szeregi
i wzrok się pali,
I już widzimy, żeśmy Kolegi
nie doceniali…
A oni myślą w ciszy domowej
lub w mózgów truście:
“Co by tu jeszcze spieprzyć, Panowie?
Co by tu jeszcze?“
Książka jest wychwalana przez wielu. Jako uczciwe i bez demagogii rozliczenie z okresem zsyłek i innych łajdactw zrobionych przez Stalina i jego sługusów. Wszystko wyglądało, w opisach chwalących dzieło, że warto przeczytać to, co na temat zbrodni przeciwko obywatelom przedwojennej Polski dokonanych rękami NKWD i pozostałego aparatu strachu, napisał Zbigniew Domino. Na ten...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kiedyś znałem tylko "Archipelag GUŁAG" i nie sądziłęm, że Aleksander Sołżenicyn wceśniej coś napisał. Wiem, to był mój wielki brak w wykształceniu. Nadrobiłem ten brak po latach i nie żałuję.
Takiego debuitu pisarskiego mogą pozazdrościć inni pisarze. To dzieło mogło wywrócić pewnik ustanowiony przez bezmyślny aparat ucisku. Nie dziwota, że przez wiele lat krążyła w drugim obiefu. Prawda kłuła w oczy...
Skromna książka, niewielka, czyta się ją szybko. "Jeden dzień..." to obraz ktorgi na jaką skazał człowieka bezduszny aparat zamordyzmu. Człowiek jako trybik w wielkiej machinie zniewolenia. Wykruszy się, zużyje, nikt go nie zauważy. Zastąpi go inny trybik. Tak samo zniewolony...
Kiedyś znałem tylko "Archipelag GUŁAG" i nie sądziłęm, że Aleksander Sołżenicyn wceśniej coś napisał. Wiem, to był mój wielki brak w wykształceniu. Nadrobiłem ten brak po latach i nie żałuję.
Takiego debuitu pisarskiego mogą pozazdrościć inni pisarze. To dzieło mogło wywrócić pewnik ustanowiony przez bezmyślny aparat ucisku. Nie dziwota, że przez wiele lat krążyła w drugim...
2012-01-01
Krzysztof Kamil Baczyński napisał kiedyś
"...Niebo złote ci otworzę,
w którym ciszy biała nić
jak ogromny dźwięków orzech,
który pęknie, aby żyć
zielonymi listeczkami,
śpiewem jezior, zmierzchu graniem,
aż ukaże jądro mleczne
ptasi świt.
Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne - obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył."
Użyłem fragmentu jednego z wierszy Baczyńskiego jako motta.
Tylko jakże można wyjąć to szkło bolesne... Autorka pisząc te wspomnienia właśnie w ten sposób próbowała wyciszyć swoje złe emocje, złe wspomnienia. Osobiście przeżyła koszmar tortur podczas przesłuchań, a potem lata w obozie w Ravensbrück. Takie przeżycia są nieusuwalne z psychiki. Wracają nocnymi koszmarami. Jest to kazetensyndrom. Miałem w rodzinie dwie osoby (już nie żyją) które przeżyły taki sam koszmar i wiem doskonale jak trudno było im przejść nad takimi przeżyciami do porządku dziennego. Na dodatek ten czas, który czaszki białe toczył, nie został do końca rozliczony...
Książka pisana jest językiem przystępnym i nie jest przepełniona, ku mojej wielkiej radości, demagogią. Własnie dlatego warto ją przeczytać. Uprzedzam jednak lojalnie, to bardzo mocna literatura. Najtwardsi mogą mieć kłopoty z nerwami przy lekturze tej książki. Autorka to znana i uznana postać w świecie lekarskim. Jest psychiatrą o ustalonej renomie.
Krzysztof Kamil Baczyński napisał kiedyś
"...Niebo złote ci otworzę,
w którym ciszy biała nić
jak ogromny dźwięków orzech,
który pęknie, aby żyć
zielonymi listeczkami,
śpiewem jezior, zmierzchu graniem,
aż ukaże jądro mleczne
ptasi świt.
Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne - obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj...
1980-01-01
Autobiografie zbrodniarzy nie do końca oddają ich uczucia. Tak sądzę. Najczęściej są pisane w więzieniu, gdzie taki kat oczekuje wyroku. Są wyjątki, ale Rudolf Franz Ferdinand Höß pisał w 1947 roku w Krakowie. Był, po części, ofiarą łajdackiego systemu, któremu ślepo służył mając poczucie dobrze pełnionego obowiązku. Cieszył się uśmiercaniem ludzi, a równocześnie uważa się tylko za wykonawcę rozkazów. Hipokryzja na całego. Takie odczucia mam po przeczytaniu tego, co pozostawił po sobie ten zbrodniarz...
Autobiografie zbrodniarzy nie do końca oddają ich uczucia. Tak sądzę. Najczęściej są pisane w więzieniu, gdzie taki kat oczekuje wyroku. Są wyjątki, ale Rudolf Franz Ferdinand Höß pisał w 1947 roku w Krakowie. Był, po części, ofiarą łajdackiego systemu, któremu ślepo służył mając poczucie dobrze pełnionego obowiązku. Cieszył się uśmiercaniem ludzi, a równocześnie uważa się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-01-01
Z tym dziełem Sołżenicyna miałem do czynienia jeszcze zanim oficjalnie można było to czytać w Polsce. Po prostu słuchałem regularnie RWE, gdzie temat radzieckiego totalitaryzmu nie był tabu.
Totalitaryzm Hitlera ma w Polsce bardzo dużo opracowań i, ogólniej, wydanych książek. Są to różne rzeczy: od wspomnień bezpośrednich uczestników wydarzeń po opracowania naukowe.
Stalinizm jest mniej poznanym systemem. często krążą na jego temat niesprawdzone plotki. Sołżenicyn postarał się o dostarczenie czytelnikom pełnej (jak tylko mógł) wiedzy w tej sprawie. O czasach kultu jednostki trudno mówić bez bardzo energicznych reakcji. Nikita Chruszczow na XX Zjeździe KPZR uchylił nieco pokrywę na tej puszce Pandory i wywołał istną burzę. ZSRR zatrząsł się w posadach. Chcąc utrzymać się u władzy KC KPZR bardzo szybko zakończył odwilż. W efekcie niesłusznie skazani nawet nie usłyszeli jednych, chociażby, przeprosin.
Niestety, totalitaryzm wszelkiego rodzaju jest bardzo złym systemem rządzenia i zawsze rozwinie się jak rak na zdrowej tkance społeczeństwa. Nie wolno milczeć na temat rządów posługujących się metodą bata na grzbiecie ludności, gdyż takie państwo jest zwykle powodem wojny. Jak np. Niemcy po rządami Hitlera. Podobnie było w ZSRR.
Jest takie powiedzenie: Jeżeli jakiś naród nie chce pamiętać swojej historii, to przeżyje ją powtórnie. W karykaturalnej formie. Dlatego "Archipelag..." trzeba przeczytać. Jednak do lektury tego dzieła trzeba podejść z dystansem i na spokojnie.
Z tym dziełem Sołżenicyna miałem do czynienia jeszcze zanim oficjalnie można było to czytać w Polsce. Po prostu słuchałem regularnie RWE, gdzie temat radzieckiego totalitaryzmu nie był tabu.
Totalitaryzm Hitlera ma w Polsce bardzo dużo opracowań i, ogólniej, wydanych książek. Są to różne rzeczy: od wspomnień bezpośrednich uczestników wydarzeń po opracowania...
2012-01-01
2013-01-01
Na temat Warłama Szałamowa przeczytałem po raz pierwszy w "Archipelagu gułag" Sołżenicyna. Literatura rozliczeniowa z tamtym okresem napisana ciekawym językiem i bez demagogii to rzadkość. To wszystko działo się naprawdę. To, o czym autor pisze, działo się w rzeczywistości. Polecam wszystkim do przeczytania. Naprawdę warto. Tylko uprzedzam z góry, że książka silnie działa na czytelnika, lepiej żeby osoby o słabszej konstytucji nie czytały tego wieczorem.
Na temat Warłama Szałamowa przeczytałem po raz pierwszy w "Archipelagu gułag" Sołżenicyna. Literatura rozliczeniowa z tamtym okresem napisana ciekawym językiem i bez demagogii to rzadkość. To wszystko działo się naprawdę. To, o czym autor pisze, działo się w rzeczywistości. Polecam wszystkim do przeczytania. Naprawdę warto. Tylko uprzedzam z góry, że książka silnie działa...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
O ile sama powieść, to rodzaj wewnętrznego monologu, pewnego typu wewnętrznej spowiedzi i jest rodzajem rozliczenia z koszmarną przeszłością, to po przeczytaniu tekstu z okładki musiałem zażyć środki uspokajające, bo autor zapisu tam wydrukowanego wykazał się najwyższą pogardą dla bohatera, będącego ofiarą niemieckiego planu o nazwie „Endlösung der Judenfrage”.
Schmidt Thron, autor haniebnego zapisu, twierdzi m.in. „Bohater Kertesza to człowiek nieustępujący ani na krok, po Oświęcimiu, konsekwentnie uchylający się przed normalnością; a jednocześnie żałosny egoista, który rozkoszuje się upadkiem, wykorzystuje Oświęcim jako wymówkę, nie chcąc sprostać wymaganiom życia”.
Jak jestem łagodny, tak autora tej wypowiedzi roztarłbym na ścianie jak pluskwę. Nie dostrzega, świętoszek jeden, żadnego związku pomiędzy działalnością jego rodaków (NIEMCÓW jakby ktoś miał jeszcze wątpliwości), a kondycją psychiczną bohatera. I jest to, przepraszam z ostre słowa, ten typ bezczelności, który wywołuje u mnie najgorsze instynkty. Bo to wygląda tak, że ktoś mnie dusi i jednocześnie bardzo mi współczuje (jak panu gały wylazły, jak pan zsiniał - i dusi dalej). Autor powieści „Kadysz za nienarodzone dziecko” na własnej skórze odczuł niemiecki porządek w mordowaniu i nie ma się czemu dziwić, że w usta bohatera książki wkłada uzasadnioną obawę, przed powtórką z bandytyzmu. Widzę tu typowe zachowania związane z KZsyndromem. Strach przed tym, aby dziecko nie przeżyło koszmaru rodziców, jest, niestety, w pełni uzasadniony. Zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę, że wielu arcyłajdaków II Wojny Światowej uniknęło sprawiedliwości dokonując w spokoju żywota gdzieś np. w Ameryce Południowej.
O ile sama powieść, to rodzaj wewnętrznego monologu, pewnego typu wewnętrznej spowiedzi i jest rodzajem rozliczenia z koszmarną przeszłością, to po przeczytaniu tekstu z okładki musiałem zażyć środki uspokajające, bo autor zapisu tam wydrukowanego wykazał się najwyższą pogardą dla bohatera, będącego ofiarą niemieckiego planu o nazwie „Endlösung der Judenfrage”.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSchmidt...