-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać274
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać7
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Biblioteczka
2021-07-16
2021-07-11
2021-07-10
2021-07-04
Nie wiem nawet, od czego zacząć.
„Światło głębin” to jedna z lepszych historii, jakie ostatnio czytałam.
Frances Hardinge zrobiła coś niewiarygodnego, pisząc tę książkę.
Wyszła poza wszelkie schematy, stereotypy…
Jak sama napisała, „złamałam prawa fizyki, pisząc tę książkę”.
Trudno jest powiedzieć, że było inaczej.
🤍 treść „Światła głębin” 🤍
(Większość to głównie streszczenie tego, co działo się na pierwszych stronach książki, także, jeśli chcecie poznać moje odczucia względem niej, zapraszam niżej ⬇️🤍)
Głównym bohaterem tego cudeńka jest piętnastoletni chłopiec, Hark. Mieszka on na Tęsknocie Pani, wyspie położonej w środku Miriad. Na co dzień jest drobnym krętaczem. Okłamuje ludzi w swoich własnych celach. Ma, wcale nie lepszego, starszego przyjaciela o imieniu Jelt. Razem łączy ich coś w rodzaju „więzi braterskiej”. Wspólnie wychowywali się w przytułku. Miejsce to zacieśniło relacje chłopców. Sprawiło, że nie byli dla siebie tylko przyjaciółmi.
Pewnego razu Jelt namawia Harka do wzięcia udziału w akcji gaszenia lamp. Wszystko to za sprawą Rigg, przywódczyni znanego wszystkim gangu, która każe zrobić to starszemu chłopakowi.
Hark na początku jest przeciwny pomysłowi przyjaciela, jednak zgadza się po pewnym czasie. W pewnym momencie, podczas tej niebezpiecznej wyprawy, łapią go gwardziści gubernatora.
Zostaje zesłany do więzienia.
Okazuje się, że z powodu wielkiego natężenia ludzi w lochach, będzie on wystawiony na licytację.
Wykupuje go doktor Vyne.
Ma on za zadanie szpiegować dla niej, w sanktuarium.
Zostaje tam jednym z nich, wtapia się w otoczenie.
Dowiaduje się niezwykłych, zdumiewających rzeczy o bogach oraz życiu przed ich wyginięciem.
Nigdy nie spodziewałby się, że część ciała starożytnego bóstwa może być w jego ręku…
Wydaje się czymś niezwykłym, dobrym i uzdrawiającym…
Okazuje się jednak, że nie jest tak cudowna, jak mówiono…
Rozpoczyna się walka o życie Jelta…
Czy będziesz walczyć wraz z Harkiem i jego towarzyszami za Jelta?
Czy zechcesz uratować świat przed złem?
Czy odważysz się?
Chcesz poznać historię bóstw oraz zagłębić się w tajemnicę głębin?
Sięgnij po tę książkę.
Ja to zrobiłam, zdecydowanie nie żałuję!
🤍 moje odczucia/opinia 🤍
Cała historia urzekła mnie. Autorka przez swoją książkę sprawiła, że na moment zapomniałam o Bożym świecie. Serio!
Frances Hardinge potrafi oczarować czytelnika swoim piórem. Taka wyobraźnia, jak w jej przypadku, jest bardzo mało spotykana.
Pierwsze strony, mogłabym nawet powiedzieć, że jakaś połowa książki to mój zachwyt nad jej warsztatem. (Autorki).
Kolejne strony to już tylko akcja, akcja i jeszcze raz akcja. Nie ma miejsca na wciśnięcie hamulców. 😉
Wszystko jest utrzymane w klimacie „mrocznej baśni”. Trudno tego nie wyczuć.
Baśniowy styl przeplata się z mrocznymi perypetiami…
Moją ulubioną postacią (bez wątpienia!) była Selfin. (Córka szefowej gangu, Rigg).
Poczułam do niej wielką sympatię, nawet coś w rodzaju szacunku.
Jej determinacja, odwaga i wytrwałość w drodze do osiągnięcia celu, pomimo wielu niemiłych przeszkód, jest niesamowita.
Co ja mówię!
Ta dziewczyna jest niesamowita!
Cieszę się bardzo, że Ella zaproponowała Frances stworzenie tejże postaci.
To właśnie dzięki Selfin pokochałam tę powieść jeszcze bardziej.
Mogłabym rozwodzić się nad tą bohaterką godzinami, ale zostawię wam na jej temat jedno zdanie, coś w rodzaju przemyślenia:
To silna, niewiarygodnie wytrwała dziewczyna, we współczesnych realiach wiele młodych dziewczynek mogłoby mieć ją za dobry wzór.
Ostatnie strony książki to coś niesamowitego. Decyzje naszych bohaterów wprawiają w drżenie.
Raz złościmy się i mamy ochotę powiedzieć naszym bohaterom, żeby natychmiast zmienili zdanie,
niekiedy zaś wręcz wyskakujemy z fotela, ucieszeni tym, co zadziało się w książce,
momentami dopada nas wzruszenie…
Przez ostatnie strony (nomen omen) się płynie, dryfuje…
„Światło głębin” zasługuje na wasze uznanie i jak największy rozgłos!
Czytajcie! 🤍
Moja ocena – 8/10
Nie wiem nawet, od czego zacząć.
„Światło głębin” to jedna z lepszych historii, jakie ostatnio czytałam.
Frances Hardinge zrobiła coś niewiarygodnego, pisząc tę książkę.
Wyszła poza wszelkie schematy, stereotypy…
Jak sama napisała, „złamałam prawa fizyki, pisząc tę książkę”.
Trudno jest powiedzieć, że było inaczej.
🤍 treść „Światła głębin” 🤍
(Większość to głównie...
2021-06-28
𝙧𝙚𝙘𝙚𝙣𝙯𝙟𝙖 𝙗𝙚𝙯𝙥𝙤𝙟𝙡𝙚𝙧𝙤𝙬𝙖
„Korona w mroku” najzwyczajniej w świecie mnie zachwyciła.
Jest to drugi tom serii „Szklany tron”, znanej już zapewne większej części czytelników.
Opinia ta będzie bezspojlerowa, postaram się bardziej skupić na uczuciach towarzyszących mi przy czytaniu, niż na samej fabule.
Owa część, moim zdaniem, została napisana dojrzałej, niż poprzednia.
Mamy tutaj więcej fantastyki, niżeli wątków obyczajowych (jak było w poprzednim tomie).
Punkt ten zdecydowanie na plus. W „Szklanym tronie” brakowało mi magii, tamta część skupiała się bardziej na wystawnych ucztach, strojach, dworskich plotkach…
Czyli tym, wokół czego, kręci się życie na zamku.
Tutaj zaś, mamy więcej niesamowitych zdarzeń, potworów, zaklęć…
Tym razem także czułam sympatię do głównej bohaterki, Celaeny. Może została ona trochę nadszarpana, ze względu na niektóre jej decyzje, jednak nadal pozostała.
Czytając, miałam po prostu wrażenie, że jestem tam, gdzie Celaena. Autorka potrafi opisać wszystko, tak, iż wręcz mamy to wszystko przed oczami.
Początek był troszkę nużący. W około 150 stronie przerwałam czytanie.
Dopiero po kilkunastu dniach powróciłam do tej historii.
Po tym zdarzeniu pochłonęłam ją.
Kolejne strony przewracały się jakby same.
Lektura tej powieści była świetnym uczuciem.
Zakończenie zdecydowanie było… ach!
Bardzo, ale to bardzo niespodziewane i zapadające w pamięć. Myślę, że takiego zwrotu akcji mało kto się spodziewał.
Pokłony dla Sarah J. Mass za tę książkę!
Nie mogę doczekać się, aż poznam dalsze losy Celaeny!
Ta część była lepsza od swojej poprzedniczki, na to samo liczę w związku z „Dziedzictwem ognia”.
Jeśli tom pierwszy nie trafił w wasze gusta, zaopatrzcie się w „Koronę mroku”, jestem pewna, że spodoba się wam ona bardziej. Głównie fanom fantastyki.
Moja ocena to 8/10, polecam!
𝙧𝙚𝙘𝙚𝙣𝙯𝙟𝙖 𝙗𝙚𝙯𝙥𝙤𝙟𝙡𝙚𝙧𝙤𝙬𝙖
„Korona w mroku” najzwyczajniej w świecie mnie zachwyciła.
Jest to drugi tom serii „Szklany tron”, znanej już zapewne większej części czytelników.
Opinia ta będzie bezspojlerowa, postaram się bardziej skupić na uczuciach towarzyszących mi przy czytaniu, niż na samej fabule.
Owa część, moim zdaniem, została napisana dojrzałej, niż poprzednia.
Mamy...
2021-06-25
Za kryminałami nie przepadam. Z reguły ich nie czytam.
Jeśli już sięgnę po jakiś, znaczy to, że ma naprawdę dobry, intrygujący opis.
Tak właśnie było w przypadku „Brudu”. Zainteresowała mnie jego zapowiedź.
Tor w Służewcu, szykująca się transakcja dziesięciolecia.
W „walce” o kupno mierzą się Bułgarzy, Szwajcarzy oraz Polacy, a ściślej, mówiąc, Waldemar Skoneczny.
Jest on niejako faworytem przetargu, ma dobrą ofertę i jest miliarderem.
Wszystko wydaje się jasne i iść po jego myśli – to on wygra.
Ma pieniądze, dobrą pozycję.
Okazuje się jednak inaczej, a ataków medialnych na jego osobę przybywa coraz więcej.
Dziennikarz śledczy, Wiktor Zybert dostaje dodatkowo teczkę z IPN i sporą sumę pieniędzy od swojego szefa.
W zamian za to, Zybert, ma za zadanie prześwietlić biznesmena.
Reputacja Skonecznego spada, a dziennikarz dowiaduje się coraz to nowych faktów w sprawie, na domiar wszystkiego spotyka na swojej drodze Zofię Staruchowską, byłą asystentkę miliardera. Na jaw wychodzą coraz to nowe informacje o Skonecznym, ale czy aby na pewno prawdziwe?
Ktoś próbuje oczernić biznesmena, za wszelką cenę.
Wiktor Zybert postanawia, wbrew wszystkiemu, dowieść kto mógłby za tym stać. Czy jego plan się powiedzie? Jak daleko jest w stanie posunąć się ktoś żądny pogrążyć miliardera?
Czy to, aby na pewno bezpieczne wplątywać się w sam środek afery? Ile jeszcze brudów ujży światło dzienne?
Bartosz Kurek w swoim debiucie ukazuje nam kulisy pracy dziennikarzy.
Jak nam wiadomo, sam był nim przez kilkanaście lat.
Mamy tutaj smaczki związane z owym tematem.
Możemy poznać wszystko „od kuchni”.
Książka była bardzo realistyczna, w pewnym momencie można powiedzieć, że to, co się tam wydarzyło, miało swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Być może miałam takie wrażenie dzięki postaciom „Brudu”.
Bohaterowie tutaj nie należą tutaj do tych „z gatunku płaskich”.
Sam główny bohater, Wiktor, zachowuje się naturalnie, można powiedzieć o nim, że to np. zwykły przechodzień z ulicy.
Nie jest jakoś specjalnie wyniosły, ani też od razu „prostacki”.
Myślę więc, że wielu czytelników polubi Zyberta ;).
To samo można powiedzieć o innych, tych z tego trochę dalszego planu, są tacy życiowi, po prostu, jak jedni z nas.
„Brud” to książka zaskakująca, pełna napięcia. W głowie co chwilę pojawia się myśl – „co będzie dalej”, albo „jak to możliwe?!”.
Nieraz można złapać się za głowę w związku z wydarzeniami tego tytułu.
Myślałam, że zakończenie nie będzie w stanie mnie zaskoczyć. A tu proszę. Okazało się całkiem inaczej. Pozostawiło ono wiele znaków zapytania i tak naprawdę jest furtką do nowej historii. Należy się za to duży plus.
Cała historia pochłonęła mnie, by na końcu zostawić z rozdziawioną buzią w geście zapytania.
Świetny kryminał zmieniający nieco moje podejście do tego gatunku.
Akcji tutaj nie brakuje, zagadek też… Normalnie bomba!
Bardzo dobra pozycja no i debiut oczywiście, za całość należy się 7/10. Polecam!
Za kryminałami nie przepadam. Z reguły ich nie czytam.
Jeśli już sięgnę po jakiś, znaczy to, że ma naprawdę dobry, intrygujący opis.
Tak właśnie było w przypadku „Brudu”. Zainteresowała mnie jego zapowiedź.
Tor w Służewcu, szykująca się transakcja dziesięciolecia.
W „walce” o kupno mierzą się Bułgarzy, Szwajcarzy oraz Polacy, a ściślej, mówiąc, Waldemar Skoneczny.
Jest...
2021-06-22
2021-06-05
Ten tytuł zna już chyba każdy książkoholik. Przynajmniej ten, który już trochę siedzi w „internetach” ;)
Moja opinia pewnie zginie w gąszczu innych, ale co tam zapraszam na moje odczucia co do tej historii!
„Szklany tron” to pierwszy tom serii o tym samym tytule.
Opowiada on o losach osiemnastoletniej Celeaeny znanej całemu ludowi zabójczyni. W wieku siedemnastu lat została ona skazana na niewolniczą pracę w kopalniach soli.
Po roku od tego momentu przybywa do niej następca tronu.
Ma dla niej propozycję
– albo weźmie udział w turnieju o miano królewskiej obrończyni i po czterech latach służby zostanie uwolniona,
– lub nadal będzie musiała pracować w wyniszczających warunkach w Endovier. Decyzja o wyborze tej pierwszej opcji wydaje się jasna, lecz dla zabójczyni taką nie jest. Przecież to król skazał ją na karkołomne prace w kopalni. To on zabił tysiące buntowników, którzy próbowali mu się przeciwstawić…
Jednak wolność jest kusząca, a w dodatku na wyciągnięcie ręki…
Celaena wybiera się do Endovier, by stoczyć walkę z innymi przeciwnikami o miano obrończyni.
Wydawać, by się mogło to bułką z masłem dla kogoś jej pokroju, jednak w zamku ktoś potajemnie zabija uczestników turnieju.
Są to okrutne zabójstwa, które nie zostawiają po sobie…
mózgu martwego…
Napięcie w zamku rośnie.
Czy Celeana zdoła podołać zadaniu? Może nie uda się jej to…? Kto jest zabójcą uczestników? Jakie zagadki skrywa władca? Czy jej trener, Chaol, zdoła być milszym, niż jest i będzie mnie opryskliwy? (musiałam 😂).
Książka z początku nie ponosi. Mamy tutaj raczej przewidywalną fabułę, zwykłe dworskie intrygi… Poza tym zaś zero magii, fantastyki. Te osoby, które tego właśnie poszukują w „Szklanym tronie” mogą być na początku zawiedzione. To dopiero około w połowie zaczyna się dziać… sporo, bardzo sporo…
Spędziłam miły czas, czytając tę pozycję. Z początku trudno było mi się wkręcić, ale potem… Pokochałam ten świat i postacie<3
O dziwo główna bohaterka nie irytowała mnie. Jest to jeszcze bardziej dziwne ze względu na to, że do prawie każdego, czy każdej bohaterki (tych głównych) mam jakieś lekkie uprzedzenia, czasami ich decyzje mnie dziwią, zachowanie irytuje… Tutaj zaś tak nie było. Bardzo polubiłam Celaenę (choć przecież była zabójczynią!) i jej charakterek.
Co do innych postaci, Dorian i Chaol nie byli idealni, to prawda, ale jeśliby ich złączyć… (wiem, że może się to wydawać dziwne) ACH! Z pewnością dla niejednej czytelniczki byłby to taki „książkowy mąż”. Dosłownie! Dobra, nie ukrywajmy, dla mnie też 😏.
Właśnie z tego powodu nie jestem, ani team Chaol, ani team Dorian.
Jak wspominałam, akcja zaczyna nabierać tempa dopiero w końcowej części „Szklanego tronu”. Poza tym rzeczy dzieją się tutaj bardzo powoli i wręcz „sielsko”.
Jak mówi większa część czytelników pierwsza i druga część to tylko przedsmak przed kolejnymi tomami… Jestem ciekawa jak przypadną mi one do gustu.
Póki co moja ocena tego tytułu to 7/10, głównie dlatego, żeby potem nie było komplikacji co do tego, który tom jest lepszy, oraz by nie zabrakło skali ocen :DD
Ten tytuł zna już chyba każdy książkoholik. Przynajmniej ten, który już trochę siedzi w „internetach” ;)
Moja opinia pewnie zginie w gąszczu innych, ale co tam zapraszam na moje odczucia co do tej historii!
„Szklany tron” to pierwszy tom serii o tym samym tytule.
Opowiada on o losach osiemnastoletniej Celeaeny znanej całemu ludowi zabójczyni. W wieku siedemnastu lat...
2021-06-03
Tak, tak, nie czytasz poradników.
Owszem, owszem, owszem, odpycha cię samo to słowo. I wiesz co? Ja też tak miałam. Do czasu przeczytania ,,Wypalenia".
Z reguły nie czytałam ich i większość uważałam po prostu za odgrzewane kotlety. (Poniekąd nadal mam takie zdanie) Większość zazwyczaj mówi o samoakceptacji i często pojawiają się zdania typu: uwierz w siebie, jesteś najlepsza!
To błahe formułki, które, chyba każda z nas, zna już na pamięć i już od dawien dawna nie działają na nas.
Świat wręcz zalewa nas tego typu książkami, stosując (co najważniejsze- działające) chwyty marketingowe.
Nim się zorientujemy, a sami kupujemy coś w tym stylu...
Bo która z nas nie skusiła się kiedyś na coś z powodu okładki? Albo niezłej ,,rekomendacji..."
Jednak zostawmy to na inny post, teraz nie o tym.
Poradnik ten jest dla każdej kobiety, która „ma już dość”. Od kobiet dla kobiet. „Wypalenie” nie zostało napisane w sposób naukowy, ani też potoczny. Idealnie zbalansowane, łączy w sobie te dwa style, dając nam znakomitą całość. Łączy przykłady życia codziennego i potoczne określenia ze sformułowaniami i badaniami naukowymi. Mogłoby wydawać się, że łatwo jest się, w tym pogubić.
To nieprawda. Autorki „prowadzą nas za ręce” przez całość. Na końcu mamy spis (swoją drogą bardzo długi) wszystkich źródeł. Uważam jednak, że po przeczytaniu i treściwym wytłumaczeniu wszystkiego przez autorki, w żaden sposób nie będzie to nam potrzebne.
Warte wspomnienia jest też to, że w książce czuć feministyczne podejście Emily i Amelii do sprawy. Nie patyczkują się i nazywają wszystko po imieniu. Same, w podziękowaniach, podkreślają, że chciały, aby „wypalenie” było w jak najwyższym stopniu feministycznym poradnikiem.
Przyznam też, że zwróciły one moją uwagę na postępowanie wobec innych kobiet oraz na to, jak wiele nas, kobiety łączy, jak wiele musimy w życiu przechodzić...
Choć w teorii książka ma za zadanie odpowiedzieć nam, w jaki sposób poradzić sobie ze stresem oraz, jak nie doprowadzić do życiowego wypalenia, to mówi też o innych ważnych dla nas zagadnieniach.
O niektórych z nich pewnie nawet nie miałyście pojęcia… Zresztą, tak, jak i ja. Zagadnienia nam nieznane, ale stale obecne w codziennym życiu.
Stałam się dzięki tej pozycji bardziej świadoma na problemy otaczającego nas, współczesnego świata. Pomogła mi też ona w pewien sposób spojrzeć w inaczej na niektóre sprawy…
Ważna i godna przeczytania. Nawet jeśli nie macie w zwyczaju czytać tego typu książek, przeczytajcie.
Daję wysoką, bo 8/10, ocenę.
Tak, tak, nie czytasz poradników.
Owszem, owszem, owszem, odpycha cię samo to słowo. I wiesz co? Ja też tak miałam. Do czasu przeczytania ,,Wypalenia".
Z reguły nie czytałam ich i większość uważałam po prostu za odgrzewane kotlety. (Poniekąd nadal mam takie zdanie) Większość zazwyczaj mówi o samoakceptacji i często pojawiają się zdania typu: uwierz w siebie, jesteś...
2021-06-01
‼Recenzja zawierać będzie spojlery także, nie polecam czytać bez znajomości pierwszego tomu.‼
Po wydarzeniach z „Tuszu” nasza główna bohaterka jest w patowej sytuacji.
Straciła zaufanie swoich najbliższych, jak i rządu. Ma wybór – zostać wydana na publiczny sąd przez naznaczonych lub szpiegować dla nich, w krainie nienaznaczonych.
Jest zmuszona wybrać to drugie.
Wybiera się, więc, w bardzo niebezpieczną, podróż, do Featherstone.
Czeka ją wyprawa w głąb prawdziwego miejsca urodzenia…
Czy nienaznaczeni przyjmą ją z otwartymi ramionami? Czy też będą zachowywali się jak opowiadano w strasznych bajkach…? Czy Leora dochowa w tajemnicy fakt, że tak naprawdę jest szpiegiem?
„Iskra” jest, moim zdaniem, zdecydowanie lepsza od swojej poprzedniczki, „Tuszu”.
W części tej mamy zdecydowanie więcej akcji, zwrotów wydarzeń.
Wszystko to mogłoby być naprawdę czymś dobrym i bardzo wysoko przeze mnie ocenionym, gdyby nie…
Główna bohaterka. Tak, właśnie ona.
Już na samym początku odstręczało mnie jej zachowanie i miałam ochotę własnoręcznie ją ukatrupić.
Rozumiem zastosowany zabieg przez autorkę. (tutaj może być mały spojler ‼) W końcu nie ot tak porzuca się coś, w co się wierzyło przez całe dotychczasowe życie. Leora po prostu nie mogła ot tak przejść na inną stroną. Bardzo jednak irytował mnie fakt, jak pozostawała po swojej stronie barykady.
Było to poniekąd nielogiczne, jak i po prostu – zaprzeczało faktom, stanowi faktycznemu
(‼ część już bez spojlerowa).
Jak w pierwszej części jeszcze rozumiałam motywy postępowania bohaterki, tak tutaj było to dla mnie nie do pomyślenia jak postępowała.
Bardzo polubiłam się za to z Gull.
Cieszę się, że była tutaj pokazana część jej historii, życia.
Dzięki temu łatwiej było mi ją zrozumieć, jak i… nawiązać z nią jakąś więź.
Była w wielu aspektach podobna do mnie samej…
Zakończenie było trochę nieoczekiwane, jak i łatwe do przewidzenia.
Większego zaskoczenia tutaj nie było.
W sumie jak przez większość „Tuszu”.Nie „Iskry”!
Nadal pozostaje dla mnie ciekawą, jak i taką… hmm w tej części trochę mroczną, taką doprawdy przenoszącą w inny świat…
Może to ten świat sprawił, że moja ocena jest taka, a nie inna…
Jeśli nadal czytacie tę „recenzję”, to zapewne „Tusz” już macie za sobą, i najzwyczajniej w świecie sprawdzacie, czy kolejna część jest równa pierwszej, czy może jest lepsza i warto poświęcić jej czas.
Ja jestem za tym drugim.
„Tusz” zawiódł was? Czujecie niedosyt po zakończeniu? Macie wątpliwości co do „Iskry”?
Chciałabym rozwiać je, a teraz przytoczyć to, co najważniejsze przy wyborze.
-Główna jest bardzo nieznośna i irytująca. Kto nie polubił jej w 1 tomie tutaj może wyrywać sobie włosy i myśleć nad tym jak może być taka głupia. (No co, ma być szczerze 😂)
-Jeśli interesuje was „druga strona medalu” życia w tamtym świecie to jak najbardziej warto sięgnąć po „Iskrę”
- „Tusz” jest moim zdaniem trochę uboższy w akcję, ale tam, jak już jest, to jest to akcja „mocna”.
„Iskra” pod tym względem wygląda trochę inaczej. Tu mamy więcej wątków akcji, ale nie są one tak „mocne”.
Moja ocena to 7/10.
‼Recenzja zawierać będzie spojlery także, nie polecam czytać bez znajomości pierwszego tomu.‼
Po wydarzeniach z „Tuszu” nasza główna bohaterka jest w patowej sytuacji.
Straciła zaufanie swoich najbliższych, jak i rządu. Ma wybór – zostać wydana na publiczny sąd przez naznaczonych lub szpiegować dla nich, w krainie nienaznaczonych.
Jest zmuszona wybrać to drugie.
Wybiera...
Z romansami bywa u mnie bardzo różnie. Niektóre bardzo lubię, a inne niekoniecznie. A jak było z ,,Fake. I że ci nigdy nie odpuszczę?"
🤍,,o czym to było?" 🤍
Emma Thompson to dwudziestosześcioletnia mieszkanka Londynu. Jej życie wydaje się układać, aż do momentu straty pracy i mieszkania...
Nasza bohaterka jest zmuszona przeprowadzić się do... ekhm... śmierdzącej
nory, zresztą jak sama to miejsce nazywa.
Po całym tym incydencie zaczyna pracę w klubie fitness. Wszystko mogłoby się fajnie potoczyć gdyby nie... Dashwood, brat jej największego wroga, Alexa. Jest on stałym bywalcem klubu, a swoim urokiem zwala wszystkie kobiety z nóg. Oczywiście do tego grona należy też Emma. No bo jak mogłoby być inaczej...
Zaprasza ją na kolację, a tam okazuje się coś jeszcze bardziej niefrasobliwego- Will (czyli przystojniak z klubu) ma narzeczoną!
Czy Emmę może spotkać coś jeszcze gorszego? Ją? Oczywiście, że tak...
Kobieta zostaje wciągnięta w niecodzienny układ...
Alex proponuje jej by udawali małżeństwo! W dodatku wciągają to tego Willa i jego piekną narzeczoną, Camilię!!
Jakby tego było mało, mają to zrobić na rodzinnej kolacji, w posiadłości Dashwoodów!!!
Szykujcie się na dawkę emocji!
🤍moja opinia🤍
Styl pisania autorki jest bardzo przystępny. „Fake” czyta się szybko, lekko.
Nie czuć tutaj też, że śmieszne dialogi między bohaterami, czy jakieś sytuacje są wymuszone.
Autorka serwuje nam świetny romans. Bawi się schematami i dostarcza dawkę dobrego humoru. Trudno o niezaśmianie się podczas czytania, to niewykonalne!
Jednak podczas czytania potrzebne będą wam też chusteczki…
Ponieważ pomimo zapowiadającej się nam lekkiej lektury, nie do końca taką jest. Mamy tutaj dużo kwestii związanych z problemami nam znanych lub takich, które np. dotykają kogoś nam bliskiego…
Także, jest miło, zabawnie, ale i też poważnie.
Daje nam to naprawdę ciekawy obraz. (Swoją drogą, muszę się pochwalić, że od początku ta powieść mi się taka wydawała 😆🤪).
Bohaterowie zostali wykreowani bardzo dobrze, szczególnie sprawcy całego wydarzenia – „Thompson i Dashwood”, ale i innym nie można tego odmówić. 😉
Emma ujęła mnie całą swoją postacią. Tak samo, jak i jej babcia! 🤍
Po pewnym czasie takich postaci przybyło, ale gdybym o tym wspominała, zapewne byłby to spoiler.
Minusem jaki mogę wytknąć ,,Fake", jest to w jaki sposób ,,się to wszystko zaczęło". Mianowicie, zaproszenie Emmy na spotkanie, cały układ...
Jak dla mnie potoczyło się to wszystko za szybko. Jeśli przyjrzeć się temu bliżej...
Czy wasz największy wróg byłby w stanie ot tak zaprosić was na kolację z rodzicami, w dodatku w waszym domu?
No... nie sądzę 😅
Oprócz tego, nie mam większych zarzutów.
Podsumowywując- nieoczywista, pełna tajemnic… wyśmienita!
Uważam czas spędzony z „Fake. I że ci nigdy nie odpuszczę” za czas spędzony dobrze i… owocnie 😉
To za sprawą nagranego przeze mnie filmiku na tiktoku. Zresztą… sami zobaczcie! (nazwa: deserowa_).
Także was zachęcam do przeczytania, autorce gratuluję świetnego debiutu, a wydawnictwu, Editio Red, dziękuję za egzemplarz!
Z romansami bywa u mnie bardzo różnie. Niektóre bardzo lubię, a inne niekoniecznie. A jak było z ,,Fake. I że ci nigdy nie odpuszczę?"
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to🤍,,o czym to było?" 🤍
Emma Thompson to dwudziestosześcioletnia mieszkanka Londynu. Jej życie wydaje się układać, aż do momentu straty pracy i mieszkania...
Nasza bohaterka jest zmuszona przeprowadzić się do... ekhm... śmierdzącej
nory,...