rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Powieść jak dobry wiersz

„Złodziejka książek” to powieść skrojona w świeży, nowoczesny sposób. Niemniej kiedy zaczęłam ją czytać, odrzuciło mnie. Pomyślałam, kolejna dołująca ambitna powieść. Kolejny trend, który przestanie być odkrywczy, zamieniając się w rutynę i kalkę. Wystarczyło jednak przebrnąć przez początek, by zmienić zdanie i na nowo odkrywać temat już wiele razy i w różnych czasach opisywany. Mimo że chodzi o nazistowskie Niemcy, problem holokaustu, smutek i tragizm wojny, to jednak czyta się inaczej niż książki do tej pory napisane na ten temat.

Czyta się inaczej, bo jest napisana inaczej. Powieść Markusa Zusaka jest przede wszystkim dobrze uporządkowana. Większe rozdziały są podzielone na mniejsze, a każdy posiada znaczący, wiele zapowiadający tytuł. Co jakiś czas pojawiają się, rzucane jak obrazy, definicje, pytania, wyjaśnienia, które bardzo pomagają czytelnikowi. W pewnym momencie pojawia się przepiękna, prosta, poetycka opowieść ilustrowana rysunkami, opowieść stworzona w trudnych warunkach przez ukrywającego się w piwnicy Żyda, a przeznaczona dla małej dziewczynki, bohaterki powieści. Ta 10-letnia dziewczynka - Liesel Meminger wprowadza nas w świat wojny, w świat zwykłych Niemców. Mamy więc punkt widzenia dziecka, jednego z wielu dzieci pokrzywdzonych już na początku wojny. Liesel zostaje oddana przez matkę na wychowanie do przybranych rodziców, po drodze do nich traci młodszego brata. Potem dopiero zaczyna się jej dzieciństwo. Przybrani rodzice (Hans i Rosa) okazują się poczciwymi prostymi ludźmi, którzy kochają przybraną córkę jak potrafią i okazują jej to w swoisty sposób. Ojciec (malarz pokojowy) pomaga przetrwać dziewczynce nocne koszmary, gra dla niej na akordeonie, uczy ją także czytać i pisać, choć sam ledwie skończył szkołę podstawową. Czuje jednak, że jest to dla niej ważne. Odtąd słowa prowadzą Liesel przez życie. Przybrana matka (praczka) jest osobą oschłą, twardą, która karze i krzyczy z byle powodu, ale pod tą powłoką kryje wielkie dobre serce. Jest też Max - Żyd, syn nieżyjącego przyjaciela Hansa, którego bez zmrużenia oka decydują się ukrywać. Między Maxem a Liesel zawiązuje się silna więź, i to znów dzięki słowom. W końcu, w momencie, gdy w jej życiu naprawdę zaczyna dziać się dobrze, a raczej spokojniej i bezpieczniej, jedno bombardowanie małego miasteczka, to bezpieczeństwo niszczy. Dziewczynka znów zostaje sama, cudem ocalona przez słowa właśnie.

W tej książce wszystko ma swój cel i splata się w logiczną całość. Autor mimo to nie tłumaczy niczego z przesadą, nie wykłada kawy na ławę, tylko w poetycki sposób nie dopowiada, zostawia czytelnikowi duże pole dla wyobraźni.

Dla mnie ta proza jest jak dobry wiersz, nad którym się zatrzymujemy i zaczynamy się zastanawiać nad wieloma rzeczami na tym świecie, i w końcu mamy możliwość sami dopisywać emocje i nastroje.

Czasami się mówi, że w prozie dozwolone jest to, co w poezji jest niedopuszczalne – zbyt duże gadulstwo. W „Złodziejce książek” nie ma zbędnych słów ani zbędnych wyjaśnień. A przecież jest to książka o słowach, choć także o śmierci, przyjaźni, miłości i Niemcach, którzy okazują się takimi samymi ludźmi jak my.

Powieść Zusaka, jak niektórzy sugerują, mogłaby się znaleźć w kanonie lektur, obok innych książek o wojnie, jako nowe spojrzenie, dopełnienie tego, co czytamy w szkole, druga strona medalu. Jednak nie jako lektura obowiązkowa, tylko uzupełniająca właśnie. Czytelnik powinien sięgać po nią z wyboru i wydaje mi się, że wielu się takich znajdzie. Myślę, że „Złodziejkę książek” trzeba brać tak, jak - moim zdaniem - chciał autor, po prostu.

Na pewno jest inna na wiele sposobów, a ukoronowaniem tej inności i świeżości spojrzenia jest oryginalna narracja, bo kto umiałby piękniej od śmierci pokazać, jak cenne jest życie.

Powieść jak dobry wiersz

„Złodziejka książek” to powieść skrojona w świeży, nowoczesny sposób. Niemniej kiedy zaczęłam ją czytać, odrzuciło mnie. Pomyślałam, kolejna dołująca ambitna powieść. Kolejny trend, który przestanie być odkrywczy, zamieniając się w rutynę i kalkę. Wystarczyło jednak przebrnąć przez początek, by zmienić zdanie i na nowo odkrywać temat już wiele razy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Myślę, że w ogóle dobrze jest wziąć na wakacje jakiegoś Márqueza. Zupełnie banalnie zaczęłam w pandemii czytać „Miłość w czasach zarazy”. No i jak dobrze się to wtedy czytało. Całkiem fajny pomysł. Jeśli chcecie zagłębić się w historie miłości i to wcale nie banalne, a właśnie trudne, w miłości młodzieńcze, później te z rozsądku ale także dojrzałe, starcze, długotrwałe, wytrwałe i spełniające się po latach. Trwające całe życie, a nawet istniejące w tle życia, czy w tle innych miłości. Cała gama odcieni. Tyle przypadków i historii.
To trzeba sobie czytać w spokoju, może nie przez sto lat samotności ;), ale w spokojnym czasie, jak na przykład wakacje, nawet izolacja nie przeszkadza w czytaniu, a wręcz pomaga się wyciszyć.

https://www.bobreczki.pl/2020/08/16/ksiazka-na-czas-izolacji-albo-na-wakacje-nad-morzem-opowiesc-rozbitka/

Myślę, że w ogóle dobrze jest wziąć na wakacje jakiegoś Márqueza. Zupełnie banalnie zaczęłam w pandemii czytać „Miłość w czasach zarazy”. No i jak dobrze się to wtedy czytało. Całkiem fajny pomysł. Jeśli chcecie zagłębić się w historie miłości i to wcale nie banalne, a właśnie trudne, w miłości młodzieńcze, później te z rozsądku ale także dojrzałe, starcze, długotrwałe,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię tę dawną fantastykę, a i styl Bułhakowa.
Zapraszam do wysłuchania fragmentu

Lubię tę dawną fantastykę, a i styl Bułhakowa.
Zapraszam do wysłuchania fragmentu

Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Świetnie napisana powieść Pani Renaty Czarneckiej, dzięki której mam ochotę sięgnąć po wcześniejsze losy Bony.
Z przyjemnością czytało mi się 4 fragmenty tej książki na YouTube.

Świetnie napisana powieść Pani Renaty Czarneckiej, dzięki której mam ochotę sięgnąć po wcześniejsze losy Bony.
Z przyjemnością czytało mi się 4 fragmenty tej książki na YouTube.

Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Zapraszam do wysłuchania fragmentu

Zapraszam do wysłuchania fragmentu

Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Zachęcam do wysłuchania pierwszego fragmentu powieści
https://www.youtube.com/watch?v=cyo50eytltk

Zachęcam do wysłuchania pierwszego fragmentu powieści
https://www.youtube.com/watch?v=cyo50eytltk

Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Czegoś innego oczekuję od powieści historycznej.

Czytając „Niechciane dziedzictwo” Marii Paszyńskiej przez cały czas czuję dziwny dysonans, ta książka mnie nie niesie, a niestety jakby hamuje. Sięgnęłam po nią, by zobaczyć jak może wyglądać opisywanie tych samych zdarzeń, osób, czasów, przez dwie różne autorki. Losy Rakuszanki, postaci Jagiełły, Królowej Sonki, królewiczów: Władysława i Kazimierza mam mocno w pamięci z książek Doroty Pająk-Pudy, dlatego tak zainteresowało mnie, co może nowego odkryć, rozwinąć, pokazać inna autorka.

Dość ciekawa i wiele zapowiadająca narracja pierwszoosobowa kogoś z boku, bo przyjaciela , towarzysza z dzieciństwa synów Jagiełły, szybko stała się dla mnie niestety mało wiarygodna, miejscami przesadzona, czasem zbyt encyklopedyczna.
Ta wiedza encyklopedyczna jest jak przyklejona do scen uczuciowych, dialogów i opisów.
Brakuje spójności w tkaninie tej książki, jest jak patchwork pozszywany zbyt cienkimi nitkami, które od czytania niestety puszczają.

Bywa, że nudziłam się czytając niektóre ze scen, bo czytałam je wcześniej u innej autorki i brzmiały tam ciekawiej. Kolejna wersja tych samych wydarzeń nie odkryła nic nowego i nie zapadła we mnie.
To, co zapamiętuję z tej książki, to właśnie pęknięcia materiału:

Przyjaciel królewiczów wspomina i opisuje ich wspólną piastunkę, pisze z czułością ale razi to, że ta piastunka nie ma imienia. Jeśli ktoś się kimś opiekuje, zajmuje, jest blisko, to raczej imię tego kogoś jest istotne, a zwłaszcza dzieci zapamiętują takie szczegóły, a nawet jeśli dobrze nie umieją mówić, to zapamiętują swoją dziecięcą wersję tego imienia. Tu jest tylko suchy, choć udający czuły, opis postaci piastunki, dla mnie przez to niewiarygodny. Jakby znał tę piastunkę z opisu kogoś innego, albo o niej czytał, a nie z osobistych relacji.
Narrator pisze, że opowieść traktuje o uczuciach, chociaż miała być o Jagiellonach, kryguje się pisząc w ten sposób. Bo to jest zarówno o uczuciach, jak i o Jagiellonach, tylko jedno i drugie w takiej samej dla mnie mocno rozwodnionej dawce.

Szczerze mówiąc, kilka razy, w trakcie czytania książki Marii Paszyńskiej prawie zostałam zwiedziona ładnymi, zgrabnymi opisami, pomimo tego, że współczesny język wdziera się tam i przez to czasem wybija z klimatu czasów Jagiellonów. Zwykle piszę recenzje książek autorów, którym uwierzyłam, którzy mnie zachwycili i porwali.
A jeśli coś mnie nie przekonuje, odkładam i już o tym nie piszę.
Tym razem jednak postanowiłam napisać kilka zdań, mimo że niekoniecznie mi się książka podobała. Głównie dlatego, że to nowe dla mnie uczucie, nie odrzucić książki całkowicie, bo wydała mi się banalna, mało ciekawa lub nieumiejętnie napisana, ale po przeczytaniu jej czuć pewien dysonans, między ładnie, sprawnie napisanymi zdaniami i opisami, a ich celem, czy powodem.

Wygląda to trochę tak jakby autorka miała świadomość, że to, co potrafi może osadzić w każdych czasach, napisać o każdej postaci, ale akurat tym razem przymierzyła do Jagiellonów i skoro trochę to ubranko opisowo-emocjonalne na nich pasuje, to czemu nie, wystarczy dodać dużo opisu, w miarę uniwersalnej waty słownej i oczywiście faktów, o których pisali już inni, by uwiarygodnić tę przymiarkę.

To, co niby wszyscy chwalą jako przystępny język, to trochę pójście na łatwiznę autorki. Dziwne dla mnie jest wrzucanie w treść definicji, które mają wypływać z ust, a raczej spod pióra przyjaciela Kazimierza i Władysława Jagiellończyków. Wyjaśnia on na przykład we własnych wspomnieniach starca czym jest cena i prandium. Naprawdę? Czy ktoś, kto dziś pisałby wspomnienia, nawet z perspektywy całego życia jako starzec, nawet dla potomnych, pisałby w stylu: spożywaliśmy obiad czyli ciepły posiłek w środku dnia, lub śniadanie czyli pierwszy posiłek po przebudzeniu rano. Przecież nikt, pisząc wspomnienia, nie będzie nawet zakładał, że teraz trzeba codzienne zwykłe rzeczy tłumaczyć komuś, kto być może przeczyta je za setki lat, jakby się je tłumaczyło kosmitom i jeszcze przewidzieć to, co potencjalnie zmieni kiedyś nazwę.
Zdecydowanie więc wolę nienarzucające się przypisy, do których mogę sięgnąć, kiedy chcę, jeśli potrzebuję, a nie, dowiadywać się o przedmiotach, czy nazwach czynności ze sztucznych opisów narratora, które sztucznie mi wydłużają powieść, napompowując ją czymś mało-wiarygodnym.

Dziwi też jak wiele wiedział ten chłopiec o każdym z bohaterów, wydaje się, że dużo więcej niż oni sami o sobie. Temu też nie jestem w stanie uwierzyć, że jak przyzwoitka był przy każdej scenie dialogu dwóch osób, z każdym był na tyle blisko, by dowiedzieć się najintymniejszych rzeczy.
Dlatego, mam wrażenie, że narrator jest sztucznie stworzony i trochę niedopracowany.

Nie jestem też w stanie uwierzyć niektórym tutaj wyobrażonym sytuacjom, czy uczuciom, owszem one mogły mieć miejsce ale zostały tak opisane, że mnie kompletnie nie przekonują, jak niespełniona miłość narratora do królowej Elżbiety, czy relacje i dialogi Elżbiety z dwórką Dorotą. Nie brzmi ani jedno ani drugie jak olśniewające wiarygodne przypuszczenie, tylko jak współczesna plotka bez pokrycia, co trywializuje powieść.

Szkoda potencjału pisarki na takie zabiegi, jakby książka była pisana tak przy okazji, z boku, w pośpiechu i bez przekonania. A mogłaby być naprawdę głębszą. Podczas, gdy jestem przyzwyczajona, że do dobrej powieści historycznej wchodzę jak do komnat na Wawelu i cofam się w czasie, zapadając w piękny sen, bo na jawie tego się nie da doświadczyć, tak wchodząc w „Niechciane dziedzictwo” nie jestem pewna gdzie jestem, czy na Wawelu w czasach komuny, czy we współczesnych czasach opowiadanych mi przez przewodnika, gdy ze wszystkich stron wdziera się teraźniejszość, przeszkadza i zakłóca tak bardzo na jawie, że za chwilę zapominam co zwiedziłam i dlaczego.

Porównajmy z tymi książkami
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4822902/krolewskie-sny
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4938600/sonka-ostatnia-zona-jagielly
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4899831/matka-jagiellonow
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4801764/brzydka-krolowa-elzbieta-rakuszanka...
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/295576/jaszka-orfanem-zwanego-zywota-i-spra...

Nadal nie wierzę w słowa promocji
"Nigdy dotąd historia Polski nie została opowiedziana tak barwnie i przystępnie."

Czegoś innego oczekuję od powieści historycznej.

Czytając „Niechciane dziedzictwo” Marii Paszyńskiej przez cały czas czuję dziwny dysonans, ta książka mnie nie niesie, a niestety jakby hamuje. Sięgnęłam po nią, by zobaczyć jak może wyglądać opisywanie tych samych zdarzeń, osób, czasów, przez dwie różne autorki. Losy Rakuszanki, postaci Jagiełły, Królowej Sonki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zamieszczam jeden z 4 fragmentów czytanych przeze mnie na youtube , a tutaj w wywiadzie z Autorką jest moja opinia
https://youtu.be/wA6CYweEAr4?si=YaT_4_CgcimTJZIj

Zamieszczam jeden z 4 fragmentów czytanych przeze mnie na youtube , a tutaj w wywiadzie z Autorką jest moja opinia
https://youtu.be/wA6CYweEAr4?si=YaT_4_CgcimTJZIj

Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Zapraszam na wywiad z Autorką w plenerze

Zapraszam na wywiad z Autorką w plenerze

Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Mroźny fragment czytany w mroźnych warunkach - 4 odcinek "Dzieci Jagiellonów" na Youtube.
Zapraszam też do pozostałych trzech.

Mroźny fragment czytany w mroźnych warunkach - 4 odcinek "Dzieci Jagiellonów" na Youtube.
Zapraszam też do pozostałych trzech.

Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

W takich warunkach zimowych nagrałam pierwszy odcinek "Złotej królowej", akurat wschodziło słońce :)

Tymczasem po 5 odcinkach na youtube, które mogą uczynić wstęp do czytania "Złotej Królowej" nastąpił wywiad z autorką, do którego również zapraszam
https://www.youtube.com/watch?v=oGofoByhDMo

W takich warunkach zimowych nagrałam pierwszy odcinek "Złotej królowej", akurat wschodziło słońce :)

Tymczasem po 5 odcinkach na youtube, które mogą uczynić wstęp do czytania "Złotej Królowej" nastąpił wywiad z autorką, do którego również zapraszam
https://www.youtube.com/watch?v=oGofoByhDMo

Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Piliście kiedyś herbatę rozkwitającą, pozwoliliście sobie na ten rytuał, wrzucania zasuszonej kulki herbaty do gorącej wody, a później patrzyliście na proces rozwijania się, na taniec w wodzie płatków, na wypełnienie przezroczystej przestrzeni kwiatem i jego tańcem? Smak, zapach kolor, ruch, spokój, refleksja, odnalezienie.
Tak właśnie się czyta prozy poetyckie Darii Danuty Lisieckiej.
Każdy tekst wpada do naszej głowy jak zwinięta kulka herbaty i pod wpływem naszej myśli, interpretacji, odkrycia, rozkwita, wypełnia sobą. Pod wpływem połączenia tekstu Darii z naszym odbiorem świata powstaje mieszanina, którą możemy karmić nasze zmysły, napełniać umysł..........

Dalszy ciąg recenzji na blogu, zapraszam:
https://bobreczki.wordpress.com/2023/05/18/obloki-nad-bulwarem-jak-rokwitajaca-herbata/

Piliście kiedyś herbatę rozkwitającą, pozwoliliście sobie na ten rytuał, wrzucania zasuszonej kulki herbaty do gorącej wody, a później patrzyliście na proces rozwijania się, na taniec w wodzie płatków, na wypełnienie przezroczystej przestrzeni kwiatem i jego tańcem? Smak, zapach kolor, ruch, spokój, refleksja, odnalezienie.
Tak właśnie się czyta prozy poetyckie Darii Danuty...

więcej Pokaż mimo to video - opinia

Okładka książki Wierzcie w Mikołaja! Benjamin Chaud, Lotta Olsson
Ocena 6,6
Wierzcie w Mik... Benjamin Chaud, Lot...

Na półkach:

Coś w sam raz przed świętami, na adwent.
Brzoskwinię (córkę) urzekły ilustracje. Książka zaczyna się pierwszego dnia adwentu i można ją czytać przez cały ten czas, ma trochę kryminalno-zagadkowy charakter, dla dzieci oczywiście.
Skandynawskie książki są takie prawdziwe i takie życiowe. Czytając, czułam się trochę jakbym oglądała skandynawski film.
Mi i moim dzieciom się podobała.
Trochę więcej napisałam tutaj, zapraszam na bloga:

https://bobreczki.wordpress.com/2018/01/23/niezaplanowany-wpis-jak-zawsze/

Coś w sam raz przed świętami, na adwent.
Brzoskwinię (córkę) urzekły ilustracje. Książka zaczyna się pierwszego dnia adwentu i można ją czytać przez cały ten czas, ma trochę kryminalno-zagadkowy charakter, dla dzieci oczywiście.
Skandynawskie książki są takie prawdziwe i takie życiowe. Czytając, czułam się trochę jakbym oglądała skandynawski film.
Mi i moim dzieciom się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka jest napisana przez osobę hiperwrażliwą, dużo tam o tym, jak taka osoba się czuje w różnych sytuacjach, jak się zachowuje, co w niej się dzieje. Ale też o tym, jak inni reagują na jej reakcje, można wreszcie zrozumieć dzięki temu niektóre zachowania, których czasem nie rozumiemy albo uważamy za przesadzone, szufladkujemy w niewłaściwą szufladkę.

Są też porady dla takich osób, jak sobie radzić ze sobą, jak w rozmaitych sytuacjach, czego unikać.

Dla mnie bardzo ważne jest, dzięki komu na jakąś książkę trafiłam, kto mi ją polecił, albo od kogo się przypadkiem o niej dowiedziałam.

Dlatego też chcę napisać, że zobaczyłam ją na profilu facebookowym u mojej wspaniałej polonistki z liceum, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Tytuł mnie w mgnieniu oka zainteresował, rekomendacja p. profesor oczywiście też. Dlatego szybko ją kupiłam i, odkładając wszystko inne, czytałam kiedy się da. Naprawdę wiele dla mnie odkrywa, trochę wyjaśnia, niektóre domysły potwierdza, niektórym zaprzecza.
Na pewno warto do niej zajrzeć ze zdrowym podejściem oraz dystansem, bo nic nie jest czarne ani białe tylko i mogą nas lub bliskich dotyczyć tylko niektóre zachowania, czy cechy.

A tu kilka słów więcej we wpisie na moim blogu
https://bobreczki.wordpress.com/2020/03/18/nadwrazliwi-znacie-takich/#more-2512

Ta książka jest napisana przez osobę hiperwrażliwą, dużo tam o tym, jak taka osoba się czuje w różnych sytuacjach, jak się zachowuje, co w niej się dzieje. Ale też o tym, jak inni reagują na jej reakcje, można wreszcie zrozumieć dzięki temu niektóre zachowania, których czasem nie rozumiemy albo uważamy za przesadzone, szufladkujemy w niewłaściwą szufladkę.

Są też porady...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnio jakoś mam takie wrażenie, jakby książki, które czytam były płytami chodnika i jakby ktoś je przede mną układał specjalnie. Nie spieszę się, nie mam czasu, by się spieszyć, więc idę dość wolno po tych płytach. Wiem jednak, że aby iść dalej, muszę na każdej stanąć.
Kluczem do moich lektur nie są nowości rynkowe, ani reklamy, tylko entuzjastyczne podejście znajomych. Mówi się, że młodzi nie czytają. A oni właśnie odkrywają literaturę i to taką z działu klasyki, ale takiej nieoczywistej, tzw. „lektury nieobowiązkowe”. To trochę tak, że właśnie przypomniałam sobie, że są książki, które kiedyś, jeszcze na studiach chciałam przeczytać, ale nie starczyło na to czasu, a później też się nie składało, więc czemu nie teraz. Teraz, kiedy próbuję sięgnąć po coś z nowości i jakoś wszystko odkładam, bo mnie nie wciąga. Bo szkoda mi czasu na zapchajdziury, powieści mniej ważne, rozrywkę, która przelatuje przez człowieka. Współcześnie jest pewne niebezpieczeństwo, że pisarze na topie, których haczyk połknął czytelnik, zaczynają pisać na ilość, co zawsze, w którymś momencie może osłabić jakość. Jedna, dwie książki są super, a później wkrada się rutyna i sztampa, wymuszona konieczność. Spieszą się, bo czytelnik czeka, bo trzeba z opowieści robić serial, bo łykną, co pozwoli zarobić.
Może tak być, chociaż nie musi.
No i jest też tak, że wiele już zostało napisane, łatwo więc zostać wtórnym na zasadzie prostej, banalnej analogii. Jest przecież różnica między wtórnością, a nawiązaniami, czy inspiracją. Współcześni siłą rzeczy nawiązują do jakiejś tradycji, dalszej, czy bliższej naszym czasom i tylko niektórzy robią to dobrze, ciekawie, odkrywczo. Ja na razie mam ochotę sięgnąć właśnie do tradycji.

Dlatego sięgnęłam po Steinbecka, skoro młodzi „kupują” jego prozę z własnej woli, skoro po przeczytaniu mówią „wow”, to coś w tym musi być. I jest. Nie są to realia nasze geograficznie, ani nam współczesne, ale zaczynają niesamowicie wciągać od pierwszych słów. Swoją prostotą, ponadczasowością, głębokim humanistycznym przesłaniem. „Tortilla Flat” to nazwa dzielnicy w małym miasteczku Monterey, w którym po I wojnie światowej żyje grupa potomków hiszpańskich konkwistadorów. To trochę zbieranina ludzka, czytając o nich, możemy mieć przed oczami współczesnych bezdomnych, ludzi z marginesu. Spędzają czas na piciu wina, poszukiwaniu sposobów jak je zdobyć, szukają miłości. Nie trudnią się pracą, zdobywają więc jedzenie, czy ubranie inaczej, niewiele im trzeba, ale jak już coś postanowią, są temu wierni, jak Pirat, który mieszkał w kurniku razem ze swoimi pięcioma psami. Na co dzień Pirat zajmował się sprzedażą znalezionego drewna, za które otrzymywał dwadzieścia pięć centów dziennie. Za pieniądze uzbierane z tysiąca dni pracy, zamierzał ufundować złoty lichtarz dla świętego Franciszka, co obiecał w modlitwach, w zamian za darowanie życia choremu psu. Mimo że na początku pieniądze, które gromadzi Pirat stają się pokusą dla pozostałych kompanów, to jednak finalnie przyjaciele pomagają mu w osiągnięciu celu. Ten cel staje się rzeczą nadrzędną. Tam się liczą zupełnie inne wartości niż we współczesnym świecie, tam, mimo przecież też zwykłych ludzkich wad, błędów, liczy się człowieczeństwo, prawda, honor, wierność. Ta powieść to oczyszczenie, to lepszy dzień, zwolnienie kroku i myśli, to coś, czym można się inspirować i o czym się pamięta.

Zamieszczam link do recenzji na moim blogu, bo jest tam trochę więcej
https://bobreczki.wordpress.com/2019/02/16/chodnik-festina-lente/#more-1875

Ostatnio jakoś mam takie wrażenie, jakby książki, które czytam były płytami chodnika i jakby ktoś je przede mną układał specjalnie. Nie spieszę się, nie mam czasu, by się spieszyć, więc idę dość wolno po tych płytach. Wiem jednak, że aby iść dalej, muszę na każdej stanąć.
Kluczem do moich lektur nie są nowości rynkowe, ani reklamy, tylko entuzjastyczne podejście znajomych....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli autor/autorka napisze swoją pierwszą książkę, to często jej samej trudno nazywać siebie pisarką, trochę nie dowierza, a trochę boi się co dalej. Ale gdy pisze już książkę drugą i trzecią, a może następną… i robi to w najbardziej optymalnym czasie, nie, zbyt szybko, ani też za wolno, nie odkłada, to już znaczy bardzo dużo. To oznacza, że to nie wybryk, chwilowa fanaberia, tylko prawdziwe powołanie.
Nie zamierzam niczego owijać w bawełnę, będzie szczerze, bo uważam, że tylko tak to ma sens.
Przed przeczytaniem pierwszej książki Doroty Pająk-Pudy nie znałam wydawnictwa MG zupełnie.
Ale czekając na kolejne książki tej autorki, sięgam również po inne pozycje tam wydane. Trochę z ciekawości, a trochę dlatego, że wydają też klasykę. I ładnie wydają.
Przeczytałam też lub zaczęłam czytać kilkoro autorów współczesnych, niektóre książki czytałam i będę czytać na swoim kanale na YT, stoją w kolejce, ale niektórych niestety nie zamierzam.
I nie mówię tu o klasyce, klasykę zawsze chętnie poczytam, a może i pokuszę się o kilka słów recenzji.

Po prostu nie wszyscy autorzy mnie przekonują i właśnie, dlatego że sama szanuję swój czas, nie będę go tracić na rzeczy według mnie nie do końca udane lub przeciętne, na autorów, którzy nie udźwignęli tematu lub zwyczajnie się z nim minęli.

U Pająk-Pudy nie ma nigdy wrażenia, że pisze na siłę, albo się męczy ze swoją bohaterką. Myślę, że jest tak dlatego, że, gdy Autorka upatrzy już sobie bohaterkę, o której chce pisać, to tak wystarczająco długo ta królowa nie daje jej spokoju, że, siłą rzeczy, ten niepokój pomaga stworzyć całą postać. Chęć opowiedzenia sobie samej życia tejże królowej, stworzenia poniekąd jej życiorysu, dopowiedzenia tych wszystkich białych plam historii, które są rozlane na życiorysach kobiet, to najlepsze powody i motor do działania. To zdecydowanie nie są książki pisane na zamówienie, bo tak trzeba, nie są to książki pod publikę, ani też z konieczności. Dorota Pająk-Puda pisze swoje książki prosto z wnętrza. Tak, uważam że ona sama sobie chce opowiedzieć te historie i tym wygrywa, bo siebie się nie oszuka , jeśli się jest wymagającym, nie wciśnie się sobie byle czego.

Dla mnie druga książka Autorki jest jeszcze ciekawsza niż pierwsza. Uważam, że Pająk –Puda nie jest po to na rynku pisarskim, by rozciągać swoje powieści w długie opisy, by powielać Sienkiewicza, Kraszewskiego, by ścigać się, czy próbować naśladować Cherezińską. Ci wszyscy autorzy mają swoje miejsce w literaturze, doskonałe miejsce i swoje ”pomniki” i właśnie dlatego potrzebny jest ktoś taki jak autorka „Matki Jagiellonów”, kto potrafi pisać współcześnie, nie popadając w dłużyzny, inteligetnie stosować skróty i urwania, by inteligentny odbiorca odczytał , dopowiedział, domyślił się, zbudował w sobie przestrzeń, by zrozumieć. A przy tym nie lekceważy tradycji i historii, choćby przez archaizujący lekko język. Proza Pająk- Pudy to nie konkurencja dla innych autorek piszących współcześnie prozę historyczną, to idealnie pasujący puzel w obszerny obrazie historii Polski, historii z punktu widzenia kobiecego. To puzel, którego brakowało w tym obrazie.

„Sonka” więc, czyli powieść o Zofii Holszańskiej , teściowej Elżbiety Rakuszanki, ostatniej żonie Jagiełły, tej, która dała początek dynastii Jagiellonów, już na pierwszych stronach szokuje i intryguje. Pokazuje nam jak długą i trudną drogę miała do przebycia kobieta w tamtych czasach, by zyskać poważanie i szacunek, by się z nią liczono, i to kobieta, która stała się królową.
Scena , od której książka się zaczyna, pokazuje Zofię młodą, niewinną ale zbuntowaną i tak ustawianą przez własną matkę i inne kobiety, by służyć mężczyźnie, by przypadkiem nie urazić. Tylko siła, inteligencja, wewnętrzna intuicja i młodzieńczość mogły się przeciw temu buntować, przeciw ustawianiu kobiety na tym niższym zawsze miejscu, uroda niestety mogła tylko przeszkadzać.
I już w tej pierwszej scenie wiadomo, że miłość i siła mogą zrodzić się tam, gdzie pojawia się szacunek. Bo bez szacunku miłość praktycznie nie istnieje.
Dorota Pająk –Puda uderza w książce mocnymi akapitami, po których potrafi nam właśnie dać tę przestrzeń i czas na przeżycie sceny, na przemyślenie i odreagowanie.
Tak samo doskonale jawi się scena pierwszego zbliżenia 70 –letniego Jagiełły i 17-letniej Sonki, której przecież głównym zadaniem ma być urodzenie królowi następcy tronu.

Królowa Zofia była piękną ale płochą, młodą niedoświadczoną dziewczyną, nie umiała pisać ani czytać, ale bycie królową to jak studia wyższe, to tylko przekucie swojego talentu i intelektu na to, co może być najlepsze, na mądrość i rozwagę. Autorka pokazuje nam na kartach powieści tę właśnie przemianę.
Zadaniem Pająk –Pudy nie jest pisanie książki naukowej, to powieść historyczna , jednak z zachowaniem wszystkich faktów i dat historii, tło historyczne jest więc bardzo silnie i dobrze zbudowane i na nim pięknie namalowane są charaktery ludzkie: króla, królowej, ważnych dla nich osób, dzieci. To nie posągowe, sztywne postacie, tylko ludzie bliscy nam uczuciem, emocją codziennością.
Powiedziałabym więc, że Dorota Pająk- Puda jest kronikarzem codzienności i emocjonalności królowych polskich, potrafi tchnąć w nie życie i nas-czytelników do tego ich życia zaprowadzić.
Dzięki temu możemy patrzeć na Kaźka i Władka Jagiellończyków jako chłopców od narodzin do stawania się królami.

Nie mogę nie wspomnieć , że z wielką ciekawością, a i satysfakcją czytałam w ”Sonce” o tych wydarzeniach, o których wcześniej czytałam w „Matce Jagiellonów”, tylko tym razem z punktu widzenia innej kobiety: ślub Kazimierza z Elżbietą Rakuszanką, ich pierwsze chwile, narodziny pierwszego syna Władka (Władysława Jagiellończyka). Książki się świetnie dopełniają.

Piękne jest to jak Dorota Pająk – Puda, mając zaledwie kilka danych historycznych, w sposób bardzo wiarygodny , na ich podstawie, buduje piękną historię miłości Sonki. Robi to tak, że jako czytelnicy po prostu wierzymy tej historii, patrzymy na nią ze zrozumieniem i chcielibyśmy wręcz główną bohaterkę wspierać.

„Matka Jagiellonów” już była dobrze napisaną powieścią historyczną, ale „Sonka” według mnie napisana jest jeszcze lepiej, już przez spokojniejszą i pewniejszą siebie Autorkę.

Oczywiście czekam na kolejne. O Trzeciej książce „Złotej Królowej” napiszę osobny tekst, natomiast już nie mogę doczekać się następnej.

Na koniec jeszcze chciałabym wspomnieć jak cieszy mnie fakt, że Dorota jest związana właśnie z wydawnictwem MG, bo to gwarancja, co roku ukazywania się jej nowej książki, a to tylko motywacja i wzmocnienie, poparcie jej pomysłów na kolejne bohaterki, bo pomysłów jej nie brakuje. A w tym wydawnictwie książki mają naprawdę piękne wydania i niezwykle pasujące okładki.

Bierzcie i czytajcie, bo warto, to świetne uzupełnienie encyklopedycznej i podręcznikowej wiedzy historycznej.
Dołączam link do wywiadu z Autorką, który udało mi się przeprowadzić.

Jeśli autor/autorka napisze swoją pierwszą książkę, to często jej samej trudno nazywać siebie pisarką, trochę nie dowierza, a trochę boi się co dalej. Ale gdy pisze już książkę drugą i trzecią, a może następną… i robi to w najbardziej optymalnym czasie, nie, zbyt szybko, ani też za wolno, nie odkłada, to już znaczy bardzo dużo. To oznacza, że to nie wybryk, chwilowa...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach: ,

Zapraszam do opinii na blogu
https://bobreczki.wordpress.com/2019/08/20/kiedy-w-wakacje-za-oknem-pasa-sie-konie/

Zapraszam do opinii na blogu
https://bobreczki.wordpress.com/2019/08/20/kiedy-w-wakacje-za-oknem-pasa-sie-konie/

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zapraszam do opinii na blogu
https://bobreczki.wordpress.com/2019/08/20/kiedy-w-wakacje-za-oknem-pasa-sie-konie/

Zapraszam do opinii na blogu
https://bobreczki.wordpress.com/2019/08/20/kiedy-w-wakacje-za-oknem-pasa-sie-konie/

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trafiające w serce wiersze, zapraszam do moich kilku słów po opinii o "Sercątku", bo tak się składa, że czytałam prawie równocześnie. Opinia na blogu
https://www.bobreczki.pl/2018/04/19/obiecanych-kilka-slow-o-sercatku/

Trafiające w serce wiersze, zapraszam do moich kilku słów po opinii o "Sercątku", bo tak się składa, że czytałam prawie równocześnie. Opinia na blogu
https://www.bobreczki.pl/2018/04/19/obiecanych-kilka-slow-o-sercatku/

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zapraszam do mojej recenzji na blogu
https://bobreczki.wordpress.com/2018/04/19/obiecanych-kilka-slow-o-sercatku/#more-1147

Zapraszam do mojej recenzji na blogu
https://bobreczki.wordpress.com/2018/04/19/obiecanych-kilka-slow-o-sercatku/#more-1147

Pokaż mimo to