rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Znany Stand-up'er bierze się za pisanie książek. I to nie biografia, nie spis najlepszych żartów czy scenariusze do swoich event'ów. Pacześ rzuca się na głęboką wodę powieści, na wodę w której nie poradziło sobie wielu autorów. I do tego co z tego wyszło mam mieszane uczucia. Z jednej strony podczas czytania tej książki miałem wrażenie jakbym czytał scenariusz kolejnej polskiej produkcji filmowej z Karolakiem i Domagałą w roli głównej. Z drugiej zaś strony książka dotyka ciekawego, jednocześnie mrocznego problemu z którym spotykamy się wcześniej czy później w naszym życiu. Bo kto z nas nie spotkał pijaczka pod osiedlowym sklepem z rechoczącym zwierzakiem na szyldzie? Kto nie widział jak grupki nastolatków popijają wyciągane z plecaków piwka? Autor fajnie przedstawia to jak środowisko w którym dorastamy ma wpływ na nas w przyszłości, jak sami stajemy się ludźmi przed którymi kiedyś chowaliśmy się w pokoju pod kołdrą czy stołem. Na podstawie Oskara widzimy jak alkohol, który zniszczył mu dzieciństwo, niszczy jego dorosłość. Drugim bohaterem z którym podążamy przez szybko biegnącą fabułę jest Wiktor Król. Człowiek sukcesu. Przystojny, bogaty, ustawiony na całe życie. To widzi każdy, my zaś mamy szansę zajrzeć w jego problemy, które popychają go do ostateczności. Średnia książka, która mogłaby być lepiej napisana, utrzymana w całości w jednym stylu. Sięgnąłem po tą książkę bez żadnych oczekiwań i nie czuję aby czas, który poświęciłem na tą książkę był stracony czy zmarnowany. Jest to dobry debiut, chociaż ryzyko było duże biorąc pod uwagę formę w jakiej książka została napisana.

Znany Stand-up'er bierze się za pisanie książek. I to nie biografia, nie spis najlepszych żartów czy scenariusze do swoich event'ów. Pacześ rzuca się na głęboką wodę powieści, na wodę w której nie poradziło sobie wielu autorów. I do tego co z tego wyszło mam mieszane uczucia. Z jednej strony podczas czytania tej książki miałem wrażenie jakbym czytał scenariusz kolejnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powiew świeżości czy zatęchłe, zastane powietrze w starej piwnicy?
Moim zdaniem „Outpost” w większości jest tą piwnicą, jednak czuć, że ktoś próbował przewietrzyć. Autor znany ze stworzenia uniwersum Metro czy z powieści „Futu.re” serwuje nam to co lubimy w jego dziełach. W „Metro” mieliśmy korytarze skryte w ciemnościach, tutaj mamy most skąpany w zielonej, toksycznej mgle. Jest to jedyny most łączący brzegi Wołgi, reszta została zniszczona podczas rosyjskiej wojny domowej w wyniku której również sama Rosja przestała istnieć. Zostały pojedyncze miasta w tym stolica, Moskwa. Przez całą książkę towarzyszy nam tajemnica mostu, tego co za nim, na nim, i pod nim. Autor świetnie utrzymuje napięcie towarzyszące życiu w takim miejscu. Jednak opisy tego co dzieje się bez związku z mostem, już nie są takie ekscytujące. Są w historii momenty, które można odczuć jako wciśnięte na siłę, żeby jeszcze trochę przedłużyć rozwikłanie sekretu, odłożyć eskalację akcji na trochę później. Kiedy jednak ten moment nadchodzi robi się naprawdę ciekawie. W powieściach Glukhovsky'ego podoba mi się to, że nigdy nie wiadomo z jakiej strony przyjdzie kataklizm, śmierć, choroba ale czuć, że ten moment na pewno nadejdzie. W „Outpost” również zostało to rozwiązane w niecodzienny, ciekawy i mroczny sposób.
Odwieczna walka dobra ze złem, w której zło zaczęło mieć dużą przewagę i wielu „zwolenników”.
Autor jednak nie postarał się o wyrazistość postaci. Są dosyć przewidywalne, proste ale w swój dziwny sposób pasują do tego świata. Mają proste marzenia, które są niemożliwe w swojej prostocie do zrealizowania, cierpią głód, nudę, zazdrość niespełnioną miłość. Mimo, że spodziewałem się dużo więcej po tym autorze, zwłaszcza po przeczytaniu „Futu.re”. Książka jest przeciętna, w niektórych momentach dobra i tylko tyle. Jednak jeżeli powstanie kontynuacja, pewnie po nią sięgnę.

Powiew świeżości czy zatęchłe, zastane powietrze w starej piwnicy?
Moim zdaniem „Outpost” w większości jest tą piwnicą, jednak czuć, że ktoś próbował przewietrzyć. Autor znany ze stworzenia uniwersum Metro czy z powieści „Futu.re” serwuje nam to co lubimy w jego dziełach. W „Metro” mieliśmy korytarze skryte w ciemnościach, tutaj mamy most skąpany w zielonej, toksycznej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Ślepnąc od świateł" Jakuba Żulczyka zabiera nas do Warszawy, nie do turystycznej, pięknej części miasta. Zabiera nas tam, gdzie turyści boją się zaglądać, tam gdzie celebryci z bolącą twarzą od sztucznych uśmiechów pokazują swoje prawdziwe, zmęczone oblicze. Jacek, główny bohater, sprawia wrażenie człowieka, który wszystko ma pod kontrolą, człowieka który nie odlicza czasu sekundami czy minutami. Czas odlicza pieniędzmi, narkotykami i kilometrami. Razem z nim sprzedajemy kokainę, poznajemy tajemnice i typy zachowań ludzi którzy od nas kupują. Książka pokazuje Warszawę brudną, zmęczoną tym, że to miasto nigdy nie zasypia, nie ma kiedy odpocząć. Autor przedstawił nam barwne, dobrze napisane postacie, jednak przesiąknięte stereotypami. Tajemniczy, prowadzący wewnętrzny dialog i walkę z samym sobą główny bohater. Mięśniaki, czujący podniecenie kiedy mogą kogoś skarcić, wystarczy im tylko wskazać tą osobę. Szef wypluwający swoje słowa z gniewem i chciwością. I oczywiście przeciwnik, osoba która kontroluje wszystkich innych, bez ich wiedzy. Fabuła płynie, ma fajne zwroty akcji, wartką akcję, krwawe pojedynki i intrygi. Ma to czego oczekuje się od powieści gangsterskiej. Jednak jak dla mnie, dużym minusem są sny. Wiem, są one pokazaniem zmiany Jacka, przedstawieniem jego przeszłości i przyszłości jednocześnie, tym, że tak naprawdę nad niczym nie ma kontroli. Kontroluje go miasta, swoimi czarnymi żyłami i brudnym sercem. Ale myślę, że powieść czytałoby się lepiej, gdyby ich nie było, gdybyśmy pozostali w strefie realnej nie przechodzili w „marzenia” senne. Żulczyk przedstawił wiarygodną historię, z wiarygodnymi dobrze napisanymi postaciami. Dobra książka brak snów sprawiłby, że byłaby lepsza. Polecam.

"Ślepnąc od świateł" Jakuba Żulczyka zabiera nas do Warszawy, nie do turystycznej, pięknej części miasta. Zabiera nas tam, gdzie turyści boją się zaglądać, tam gdzie celebryci z bolącą twarzą od sztucznych uśmiechów pokazują swoje prawdziwe, zmęczone oblicze. Jacek, główny bohater, sprawia wrażenie człowieka, który wszystko ma pod kontrolą, człowieka który nie odlicza czasu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jeżeli chodzi o książki Kinga, zawsze jest o nich głośno, zawsze są najwyżej na listach bestsellerów, Do pewnego momentu ich unikałem, wydawały mi się zbyt „seryjnie” pisane przez autora. Pewnego dnia w pracy, przyjaciel polecił mi „Wielki marsz” pisany jeszcze pod pseudonimem jako Bachmann. Ta książka wywarła na mnie duże wrażenie, ogromne wręcz. Po rozmowach, drugą pozycją jaką mi polecił był właśnie „Smętarz dla zwierzaków”. Drugi raz nie zawiodłem się. Książka jest świetnie napisana, trzyma w napięciu, wciąga człowieka w siebie, testuje jego empatię, spojrzenie na świat. King genialnie stworzył postacie. Nie są to płytkie, jednowymiarowe, elementy w świecie książki. One tworzą książkę, tworzą atmosferę. Miałem zupełnie inne odczucia czytając bieg wydarzeń relacjonowany przez Juda, czuć było jego wiek, mądrość, siłę jego wspomnień, tego co przeżył. Jego historie nadawały zdarzeniom głębi, zapachu. Aura wokół Louisa, Rachel, Ellie i Gage'a zmieniała się wraz z biegiem wydarzeń, podczas ich rozmów, rozmyślań czy innych codziennych spraw dało odczuć się panujące w powietrzu napięcie, miłość, strach o przyszłość, było to namacalne. Genialne, pierwszy raz spotykam się z tak głębokimi postaciami, tak odczuwalnymi zmianami atmosfery, która zależy od tego, z czyjej perspektywy oglądamy akcję książki. Fabuła nie jest za długa, nie jest naciągana, akcja jest szybka i na swój sposób logiczna. Autor prowadzi nas za rękę do końca książki, a my boimy się co znajdzie się an następnej stronie, mimo że w głębi siebie wiemy co się stanie. Możemy zgodzić się z czynami Louisa, możemy się z nimi nie zgadzać. Ale co my byśmy zrobili w takiej sytuacji, mając takie możliwości? Ja mam nadzieję, że tego się nie dowiemy.

Jeżeli chodzi o książki Kinga, zawsze jest o nich głośno, zawsze są najwyżej na listach bestsellerów, Do pewnego momentu ich unikałem, wydawały mi się zbyt „seryjnie” pisane przez autora. Pewnego dnia w pracy, przyjaciel polecił mi „Wielki marsz” pisany jeszcze pod pseudonimem jako Bachmann. Ta książka wywarła na mnie duże wrażenie, ogromne wręcz. Po rozmowach, drugą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Tomine’a. Nigdy wcześniej też nie interesowałem się komiksem, a jedyne doświadczenie z taką formą przedstawiania fabuły, miałem z dzieciństwa czytając „Kaczora Donalda”. „Niedoskonałości” dostałem jako prezent urodzinowy i trochę czasu minęło zanim zabrałem się za przeczytanie. Jednak, jestem zaskoczony, jak na pozór prosta, oklepana historia, może mieć głębsze znaczenie, wydźwięk. W tej narysowanej bardzo „filmowo” historii związku dwóch ludzi, nie odnajdziemy romantyzmu, walki o miłość czy przesłodzonych dialogów. Znajdziemy natomiast prawdziwy obraz ludzi, których związek ze sobą męczy. Od początku opowieści czuć, że nie ma „tego” czegoś. Jest to łatwy, szybki komiks do przeczytania, nie nakładający presji refleksji na czytelnika ale skłaniający do niej. Naprawdę jestem zaskoczony prostotą, ale jednocześnie wielowarstwowością. Polecam.

Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Tomine’a. Nigdy wcześniej też nie interesowałem się komiksem, a jedyne doświadczenie z taką formą przedstawiania fabuły, miałem z dzieciństwa czytając „Kaczora Donalda”. „Niedoskonałości” dostałem jako prezent urodzinowy i trochę czasu minęło zanim zabrałem się za przeczytanie. Jednak, jestem zaskoczony, jak na pozór prosta,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W skrócie: moralny kac po świetnej zabawie.
Dla mnie, pewnie jak dla większości czytelników „Paragraf 22” był pierwszym kontaktem z twórczością J.Hellera. Nie był to kontakt łatwy. Oczywiście, książka w sposób komiczny, może groteskowy opowiada o losach głównego bohatera, Yossariana i jego oddziału stacjonującego podczas II wojny światowej na Pianosie we Włoszech.No właśnie połączenie komizmu z II wojną światową? Odważne połączenie. I jak dla mnie skuteczne. Podczas czytania książki nie raz się zaśmiałem, nie raz zasmuciłem i przeraziłem. Nie raz nawet wzbudziła we mnie obrzydzenie. Zachowanie Yossariana i jego obozowych kolegów śmieszy. Zachowanie „Kadry kierowniczej” też sprawia, że śmiejemy się pod nosem. Ale, mnie przynajmniej, niejednokrotnie naszła refleksja, że oni boją się o własne życie, ich zmysy na każdym kroku przypominają, że jutro mogą już nie żyć. Każdy żołnierz pokazywał to inaczej, Yossarian symulował choroby, McWatt chciał cieszyć się każdą chwilą życia jaka mu pozostał, Orr.. Sprawy Orra nie będę wyjaśniać, ale niezły z niego spryciarz. Powieść może śmieszyć, ale sprawia, że człowiek źle się czuje, że śmieje się z takich rzeczy. Świat opisany przez Hellera, kiedy zdjąć z niego przesłonę żartu, jest brutalny, krwawy, bezlitosny. Generałowie nie wiedzą co mają robić, nie obchodzi ich bezsensowna śmierć żołnierzy w powietrzu i na ziemi. Żołnierze cierpią na bezsenność, koszmary.. Autor świetnie żongluje sytuacjami komicznymi i takimi które ten komizm skutecznie powstrzymują. Wojna opisana w sposób śmieszny to nadal wojna. Dla mnie, książka naprawdę ważna i długo zapadająca w pamięć.

W skrócie: moralny kac po świetnej zabawie.
Dla mnie, pewnie jak dla większości czytelników „Paragraf 22” był pierwszym kontaktem z twórczością J.Hellera. Nie był to kontakt łatwy. Oczywiście, książka w sposób komiczny, może groteskowy opowiada o losach głównego bohatera, Yossariana i jego oddziału stacjonującego podczas II wojny światowej na Pianosie we Włoszech.No właśnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tytuł “Na dnie w Paryżu i w Londynie” możemy wziąć dosłownie. Autor rzeczywiście znalazł się na dnie, i na szczęście chciał podzielić się z nami swoimi przeżyciami. Jednakże książkę należy podzielić na dwie części, nie tylko ze względu na opisywane miasto, ale też na przyjemność czytania. Tak jak część Paryską Orwell napisał w swoim stylu, lekkim piórem o rzeczach poważnych, tak Londyn jest opisywaniem w kółko tego samego. W stolicy Francji mamy dużo wątków, kolorowych postaci, opisów restauracji, hoteli. Moją uwagę najbardziej przykuł fakt jak autor potrafi opisać biedę, wyciągając z czytelnika dwie skrajnie różne emocje. Orwell potrafi nas zasmucić i rozweselić jednocześnie przez swój styl i spostrzeżenia na temat stanu swojego portfela ale i zwracając naszą uwagę na ludzi którzy w różnym stopniu potrafią radzić sobie z biedą. Chcąc uniknąć towarzyskiego upokorzenia za ostatnie pieniądze kupują kawę byleby tylko znajomi o nich źle nie pomyśleli. Potrafi zniechęcić do jedzenia w drogich restauracjach paryskich przeprowadzając nas krok po kroku przez proces przygotowania posiłku. Moim zdaniem książka mogłaby być skrócona o połowę opowieści z Londynu i dużo czytelnik by na tym nie stracił. Ileż można czytać o herbacie, dwóch kromkach chleba i bielonych ścianach w schronisku. Ale może autor chciał pokazać monotonię życia włóczęgi? Jeżeli tak, to świetnie mu się to udało.

Tytuł “Na dnie w Paryżu i w Londynie” możemy wziąć dosłownie. Autor rzeczywiście znalazł się na dnie, i na szczęście chciał podzielić się z nami swoimi przeżyciami. Jednakże książkę należy podzielić na dwie części, nie tylko ze względu na opisywane miasto, ale też na przyjemność czytania. Tak jak część Paryską Orwell napisał w swoim stylu, lekkim piórem o rzeczach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Wielki Marsz” Bachmanna, a w rzeczywistości Stephena Kinga, przenosi nas do czasów dystopicznych Stanów Zjednoczonych Ameryki. 100 chłopców, wyrusza w podróż zasłaną bólem, łzami- a przede wszystkim krwią i śmiercią ludzi, którzy dopiero na krótko przed „zarobieniem czerwonej kartki” zauważają, że umierają naprawdę. Jest to powieść wstrząsająca, wzruszająca a nawet zmuszająca do powstrzymywania krzyku w gardle kiedy skurcz czy upadek zawodnika powoduje podniesienie karabinów żołnierzy. Sam złapałem się na gorączkowym przewracaniu stron z jedną myślą w głowie „Dalej, wstawaj, NO DALEJ!”. Zawodnicy podczas marszu zmieniają się, dziczeją, obojętnieją. Niektórzy giną cicho, niektórzy błagają, niektórzy chcą wrócić do domu. „Wielki Marsz” Pięknie pokazuje walkę wewnętrzną, z własną psychiką, pokazuję do czego zdolny jest człowiek który chce żyć. Ukazuje jak różne charaktery, różne podejścia do życia i do śmierci zostają zweryfikowane przez nieustanny morderczy spacer. Jedyne czego mi brakuje, to, że autor nie wyjaśnił genezy Wielkiego marszu. Osobiście lubię wiedzieć co kierowało ludźmi , którzy zdecydowali się zorganizować coś tak przerażającego. Jeszcze cytat na koniec- „Zachęcam każdego Amerykanina do częstych, intensywnych spacerów. To nie tylko zdrowe – to frajda.”

„Wielki Marsz” Bachmanna, a w rzeczywistości Stephena Kinga, przenosi nas do czasów dystopicznych Stanów Zjednoczonych Ameryki. 100 chłopców, wyrusza w podróż zasłaną bólem, łzami- a przede wszystkim krwią i śmiercią ludzi, którzy dopiero na krótko przed „zarobieniem czerwonej kartki” zauważają, że umierają naprawdę. Jest to powieść wstrząsająca, wzruszająca a nawet...

więcej Pokaż mimo to