Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Opowiadania Stefana Grabińskiego poznałem najpierw jako radiowe słuchowiska, a potem adaptacje dźwiękowe z Audioteki Pyrkona. Z miejsca się w nich zakochałem i bywało, że słuchałem je co noc. Grabiński jest prawdziwym magikiem pięknego słowa i niesamowitego klimatu. Nie epatuje obrzydliwością i jest bardzo dystyngowany w grozie. Opowiadania mają już ponad 100 lat, więc może być ciężko z ich odbiorem... ale to słownictwo, klimacik. Uwielbiam. Grabiński jest moim niedoścignionym wzorem. Nawet o seksie i manii seksualnej potrafi pisać po dżentelmeńsku. Mistrz w każdym calu.

Warto wspomnieć, że seria Wydawnictwa Literackiego "Stanisław Lem poleca" ma swój niepowtarzalny smaczek. Lem firmował serię własnym nazwiskiem i wizerunkiem, oraz sam dopierał książki (niestety tylko cztery). To z tą serią wiąże się historia Philipa K. Dicka... która skończyła się paranoicznie. Lem rzadko doceniał pisarzy... więc doceńmy jego wybór. Książki zawierają ilustracje (Amber zreprodukował je w drugim wydaniu "Ubika"). Seria miodzio!

Najbardziej lubię opowiadania z 1919 roku, z cyklu "Demon ruchu". Niestety zabrakło pośród nich najlepszego, czyli "Ślepego toru" (który zekranizowano!). Z "Szalonego pątnika" bardzo przypadła mi do gustu "Dziedzina" (o zgrozo! Mam nadzieję, że moje kreacje mnie tak nie potraktują) oraz "Problemat Czelawy". Opowiadania z cyklu "Księga ognia" są również dobre. Największe wrażenie zrobiło na mnie jednak opowiadanie "Zez"... łał... taki klimat osiągnąć. Sztuka! Oraz finalnie i post mortem "Kochanka Szamoty" która objaśnił mi sam Stasiul.

Ktoś zapyta: a dlaczego nie ocenione na 10? Wydanie jest dość kiepskie, małe literki dla oszczędności papieru. Poza tym to co jest zaletą, na dłuższą metę jest wadą: dość archaiczny język i klimat... przy mocnym wejściu ciąży (podobnie jak u H.P. Lovecrafta czy E. Poe) i książka nieco się dłuży... dobrze sobie rozłożyć czytanie.

Ale i tak, dla mnie spotkanie z niesamowitnikiem Grabińskim, to spotkanie z absolutem.

Opowiadania Stefana Grabińskiego poznałem najpierw jako radiowe słuchowiska, a potem adaptacje dźwiękowe z Audioteki Pyrkona. Z miejsca się w nich zakochałem i bywało, że słuchałem je co noc. Grabiński jest prawdziwym magikiem pięknego słowa i niesamowitego klimatu. Nie epatuje obrzydliwością i jest bardzo dystyngowany w grozie. Opowiadania mają już ponad 100 lat, więc może...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wydział 7. Żywa woda Arkadiusz Klimek, Tomasz Kontny
Ocena 6,7
Wydział 7. Żyw... Arkadiusz Klimek, T...

Na półkach: , ,

Trzeci tom zrobił na mnie o wiele większe wrażenie niż dwa poprzednie. Nareszcie dowiadujemy się nieco więcej o Jakubie Lange i jego przeszłości. Może to wyjaśnia dlaczego jest podatny na wyczuwanie "niezwykłego". Rozwija się również wątek TW Aleksandry... świetna jest. Nie wiem czy tak w 1963 roku wyglądały cyganki... w późniejszych latach nigdy takiej nie spotkałem :) Bardzo przypomina postać kobiecą z serii "Skorpion" Mariniego. Wygląda cudownie.

No właśnie, ilustracje Arkadiusza Klimka są świetne. Dobrze oddają klimat, są wyraziste... nawet jeśli w niektórych kadrach wyglądają ekspresyjnie i zabawnie (coś a la Śledziu). Bardzo mi się podobają. Podobnie jak studia nad postacią Aleksandry w aktach końcowych. Okładka jest po prostu super... a na odwrocie Śmierć w masce pgaz. Mocna rzecz!

Fabuła tego zeszytu jest dłuższa, więc już się ciesze na kontynuację.

Trzeci tom zrobił na mnie o wiele większe wrażenie niż dwa poprzednie. Nareszcie dowiadujemy się nieco więcej o Jakubie Lange i jego przeszłości. Może to wyjaśnia dlaczego jest podatny na wyczuwanie "niezwykłego". Rozwija się również wątek TW Aleksandry... świetna jest. Nie wiem czy tak w 1963 roku wyglądały cyganki... w późniejszych latach nigdy takiej nie spotkałem :)...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wydział 7. Larinae Krzysztof Budziejewski, Tomasz Kontny
Ocena 6,6
Wydział 7. Lar... Krzysztof Budziejew...

Na półkach: , ,

Podbijam gwiazdeczkę za akcję w Szczecinie. Ho ho, są prawdziwe retrowidoki jak dzisiaj nie istniejący lokal Kaskada (spłonął w 1981, 14 ofiar) oraz wciąż istniejący Mostek Japoński przerzucony nad jeziorkiem Rusałka, w Parku Kasprowicza. Reszta widoków? Bliżej nieokreślone widoki Śródmieścia i chyba Pogodna. Jako lokalny patriota bardzo lubię motywy szczecińskie w książkach. No i wydawnictwo ONGRYS jest ze Szczecina.

Fabuła ciekawa, podobnie jak w poprzednim zeszycie. Mocno zawiało Archiwum-X, ale co tam... wciąż jest posmak kawioru... eee... to znaczy pewnej świeżości pomysłu. Fajnie, że autorzy sięgają do polskiej historii i folkloru. Dobry kadr z uśmiechem :)

Generalnie zeszyt zachęca by sięgnąć po kolejne i patrzeć jak rozwija się wątek Szymona Wilka. Autorzy nie spieszą się, bardzo dobrze. Triumfalny powrót do konwencji zeszytów komiksowych z czasów PRL!

Podbijam gwiazdeczkę za akcję w Szczecinie. Ho ho, są prawdziwe retrowidoki jak dzisiaj nie istniejący lokal Kaskada (spłonął w 1981, 14 ofiar) oraz wciąż istniejący Mostek Japoński przerzucony nad jeziorkiem Rusałka, w Parku Kasprowicza. Reszta widoków? Bliżej nieokreślone widoki Śródmieścia i chyba Pogodna. Jako lokalny patriota bardzo lubię motywy szczecińskie w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wydział 7. Operacja Totenkopf Tomasz Kontny, Grzegorz Pawlak, Marek Turek
Ocena 6,4
Wydział 7. Ope... Tomasz Kontny, Grze...

Na półkach: , ,

W oko wpadł mi zeszyt 12... no i już musiałem zgarnąć całą serię. Zatem zeszyt pierwszy. Podoba mi się koncepcja: specjalny wydział służb bezpieczeństwa, zajmujący się sprawami dziwnymi i nadprzyrodzonymi. Ciekawe czasy, ciekawe pomysły. Do tego mamy różnych rysowników w każdym zeszycie. W "Operacji" rysunek przypomina nieco style Mikea Mignoli i to jest na plus. Zeszyt jest bardzo krótką formą, co już samo w sobie jest sztuką. Trzeba przedstawić fabułę w sposób spójny na raptem kilku stronach. Może to przyspieszać akcję, ale w "Operacji" dobrze to rozłożyli. Historia przypomina mi nieco opowieści o Zofiówce w Otwocku. Dobre, dobre.

Wygląda na to, że zeszyty będą połączone wątkiem głównych bohaterów. A dodatkowym smaczkiem jest ucharakteryzowanie kilku ostatnich stron na autentyczne (na tyle ile mieli weny twórcy) akta spraw UB.

Fajny klimatyczny pomysł.

W oko wpadł mi zeszyt 12... no i już musiałem zgarnąć całą serię. Zatem zeszyt pierwszy. Podoba mi się koncepcja: specjalny wydział służb bezpieczeństwa, zajmujący się sprawami dziwnymi i nadprzyrodzonymi. Ciekawe czasy, ciekawe pomysły. Do tego mamy różnych rysowników w każdym zeszycie. W "Operacji" rysunek przypomina nieco style Mikea Mignoli i to jest na plus. Zeszyt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Moje zejście na wyspę Lawapali przypominało lądowanie Gustawa Adolfa na Wyspie Uznam w 1630... już na plaży wywaliłem się na twarz. W podskokach biegłem sobie, szczęśliwy, że ponownie wkraczam w rozkoszny świat Hotelu Dziwnego. A tutaj taka buba. Jestem zawiedziony. Poprzednie albumy były wprost cudowne. Spotykaliśmy ciekawe postacie, zawsze była jakaś piękna plansza, która oglądałem z zachwytem. Niestety, piąta część zaje się być robiona na siłę. Nie było momentu, który by mnie zachwycił. Autorzy sięgnęli też po kiepski temat. Wiem, że to komiks dla dzieci, ale leseferysta we mnie burzył się podczas lektury. Własność prywatna nie jest zła i faktycznie wszystko do kogoś należy. Lepsze byłoby pokazać dzieciom czym jest własność i jakie rodzi skutki, tworzyć obszar do pytań zamiast krytykować w tak naiwny sposób. Niestety, dorosły potrafi czasami wejść za mocno. Ale dla dziecka we mnie, nie było zbyt wiele zabawek... historyjka weszła i wyszła. Ci sami cudowni bohaterowie... ale jakby mają mniej do powiedzenia. Czasami trzeba wiedzieć kiedy skończyć.

Jednak czekam na tom ostatni, poświęcony Bożemu Narodzeniu. Staram się zapomnieć o tej części.

Moje zejście na wyspę Lawapali przypominało lądowanie Gustawa Adolfa na Wyspie Uznam w 1630... już na plaży wywaliłem się na twarz. W podskokach biegłem sobie, szczęśliwy, że ponownie wkraczam w rozkoszny świat Hotelu Dziwnego. A tutaj taka buba. Jestem zawiedziony. Poprzednie albumy były wprost cudowne. Spotykaliśmy ciekawe postacie, zawsze była jakaś piękna plansza, która...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nareszcie! Przeczytałem to monumentalne dzieło. Uwielbiam film Jerzego Hasa, będący ekranizacją dzieła Potockiego. Bardzo chciałem przeczytać Rękopis i była to pierwsza z dwóch książek którą wydrukowałem (drugą był słownik hieroglifów Garidnera). Bardzo się napaliłem na nowy przekład, wiedząc, że książka miała dość pokrętne losy. Nie przypuszczałem, że aż tak! Wspaniała praca przy rekonstrukcji. Wspaniała praca tłumaczki. Będąc zafascynowany filmem, czytało mi się łatwo... jednak zdaję sobie sprawę, ze objętość, styl, budowa szkatułkowa oraz tematyka typowa dla epoki, powoduje, że książka jest trudna w odbiorze i na dłuższą metę może nużyć. Musiałem przerwać w połowie, by złapać oddech :) Mimo fascynacji.

Niektóre fragmenty podobały mi się bardziej, inne mniej. Najbardziej te znane z filmu, bo czytając miałem przed oczami sceny, które zbudował Has. Alfons van Worden będzie dla mnie miał zawsze twarz Zbyszka Cybulskiego a Velasquez Holoubka. Tę książkę trzeba przeczytać, tzreba przeżyć.

Ważne: przypisy potrafią być z czterech liter. jest ich bardzo dużo i mocno rozbijają rytm czytania. Dobrze, że są, w wielu przypadkach przydają się, tworząc historyczne lub rzeczowe tło. Ale niektóry są doprawdy bez sensu. Na przykład doszukiwanie się związku gdzie nie musi go być: nazwisko księgarza wydającego książki Hervesa powiązano ze Sierra Morena. Doszukiwanie się związków don Kichotem, bo pojawił się ser z regionu gdzie mieszkała Dulcynea (Toboso). A kiedy przypis by się przydał np. objaśniając słowo cortejo... przypisu brak. Albo zawsze usłużnie zostajemy poinformowani o różnicach miedzy wersjami, a gdy pojawia się powtórzenie z wykładu o systemie Velasqueza... cisza. Życie.

Mimo wszystko to przepiękna książka i cudownie się wędrowało przez wszystkie szkatułki. Smakowałem tę powieść. nie dziwię się, że przeszła do historii literatury.

Nareszcie! Przeczytałem to monumentalne dzieło. Uwielbiam film Jerzego Hasa, będący ekranizacją dzieła Potockiego. Bardzo chciałem przeczytać Rękopis i była to pierwsza z dwóch książek którą wydrukowałem (drugą był słownik hieroglifów Garidnera). Bardzo się napaliłem na nowy przekład, wiedząc, że książka miała dość pokrętne losy. Nie przypuszczałem, że aż tak! Wspaniała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Trzeci tom i szlus. Nie. Już widzę, że to jest jednak nie dla mnie. Przy pierwszych dwóch tomach jeszcze byłem zachwycony, ale po długiej przerwie, kiedy podszedłem do tej mangi na chłodno... nie potrafię przywołać tamtych emocji. Manga wydaje mi się przereagowana i strasznie egzaltowana (tak, wiem, to generalnie cecha charakterystyczna mangi). Nie potrafiłem się już wczuć, tym bardziej, że większość stron fabuły w ogóle nie ma. Jest cała masa emocji, mnóstwo, morze, ocean... a ja płynę i płynę. I w końcu czuję się jak Meduza. To nie na moje lisie nerwy. Można się zachwycać emocjami, rozkosznym kotkiem.. no ale na Boga, przez 12 tomów??? (to znaczy nie wiem, czy przez wszystkie 12, bo ja wysiadam przy 3 :P) Nie, nie, nie, to nie dla ciebie Lisie. Zatem koniec.

Wierzę, że może spodobać się osobom wrażliwym i egzaltowanym. Osobom noszącym drzewko na koszulce... i takim tam innym. Nie mam pojęcia o co chodzi temu całemu Moriyamie. Lepiej to zaparkować teraz. Jedźcie dalej, drodzy czytelnicy, Lis pomacha Wam chusteczką z peronu.

Trzeci tom i szlus. Nie. Już widzę, że to jest jednak nie dla mnie. Przy pierwszych dwóch tomach jeszcze byłem zachwycony, ale po długiej przerwie, kiedy podszedłem do tej mangi na chłodno... nie potrafię przywołać tamtych emocji. Manga wydaje mi się przereagowana i strasznie egzaltowana (tak, wiem, to generalnie cecha charakterystyczna mangi). Nie potrafiłem się już wczuć,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Alicja w krainie czarów Sławomir Jezierski, Jerzy Szyłak
Ocena 7,0
Alicja w krain... Sławomir Jezierski,...

Na półkach: , ,

Każdy zna historię Alicji, prawda? PRAWDA? No, więc czas na komiks. Moim zdaniem idealnie zabrał się do tego Sławomir Jezierski. Nie jest on nowicjuszem komiksowym, kto zna Kica Przystojniaka ten wie, więc poradził sobie doskonale. Historia jest surrealistyczna więc delikatna doza surrealistycznego rysunku, w charakterystycznym doborze kolorów i delikatnych "tłustych" formach daje niesamowite wrażenie. Czuć dziecięcość, ale to nie jest w żaden sposób rażące. Już dawno chciałem wciągnąć ten komiks do kolekcji, bo jest naprawdę wyjątkowy. Aż żal, że nie ma wznowienia, miał pecha wyjść w trudnych czasach.

Polecam dla wielbicieli twórczości Sławomira Jezierskiego, książki o Alicji oraz dla młodszego czytelnika, by się "wciągnął" zarówno w komiksy jak i książki.

Każdy zna historię Alicji, prawda? PRAWDA? No, więc czas na komiks. Moim zdaniem idealnie zabrał się do tego Sławomir Jezierski. Nie jest on nowicjuszem komiksowym, kto zna Kica Przystojniaka ten wie, więc poradził sobie doskonale. Historia jest surrealistyczna więc delikatna doza surrealistycznego rysunku, w charakterystycznym doborze kolorów i delikatnych "tłustych"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo przyjemny zbiorek opowiada, których bohaterami są różne zwierzęta, nie tylko tytułowy kotek. Są opowiadania w których pojawia się i lis (prawidłowo). Historyjki są proste, czasami z morałem a czasami zupełnie bez. Troszkę takie powiastki a la La Fontaine, tylko osadzone w bliższych nam czasach. Najbardziej podobały mi się trzy opowiadania. "Jak lis podarował Księżycowi czapę" pokazuje jak szczodre, miłe i sympatyczne są lisy. Serce na dłoni i troska o bliźniego. Ostatnią czapę oddadzą Łysemu, by ten nie marzł. Niczego w zamian nie oczekują. No... drobnostki. Chwila by oświetlić drogę do kurnika. Ktoś musi utulić kurki do snu, prawda? Tytułowe opowiadanie "O kotku, który szukał czarnego mleka". Piękne opowiadanie, które uczy, że nie musimy być tacy sami jak ci których kochamy. Nie warto szukać czarnego mleka. Bardzo wychowawcze "Mrum, Gawrotek i pączki", którego przesłanie zamyka się w słowach "nie ma pączków bez pracy" a "pączki własnej pracy smakują najlepiej".

Do tego rozkoszne ilustracje Marii Mackiewicz. Chociaż zauważyłem drobne nieporozumienie. W opowiadaniu "Kolo dębu zwierz rogaty..." autorka wspomina Kozę... no i kozę rysuje ilustratorka ale nie kozę czyli samicę sarny europejskiej (Capreolus capreolus) tylko kozę domową (Capra hircus). Co koza domowa miałaby robić w lesie?

Mimo, że to ramotka z 1989 roku, to moim zdaniem warto poczytać ją dzieciom. Bedzie wiele okazji do wspólnych rozmów a ilustracje maja ten przyjemny dawny klimat.

Bardzo przyjemny zbiorek opowiada, których bohaterami są różne zwierzęta, nie tylko tytułowy kotek. Są opowiadania w których pojawia się i lis (prawidłowo). Historyjki są proste, czasami z morałem a czasami zupełnie bez. Troszkę takie powiastki a la La Fontaine, tylko osadzone w bliższych nam czasach. Najbardziej podobały mi się trzy opowiadania. "Jak lis podarował...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nathanaelle Fred Beltran, Charles Berbérian
Ocena 6,0
Nathanaelle Fred Beltran, Charl...

Na półkach: , ,

No... czterech liter nie urwało. A jakoś tak się spodziewałem. Może to skojarzenie Freda Beltrana z Technokapłanami czy Magalexem. Ale tam był doświadczony scenarzysta Jodorowsky. Trochę też razi element wokeizmu, zupełnie nie potrzebny, bo kolor skóry głównej bohaterki nie ma znaczenia. Mogłaby być Azjatką albo Innuitką. Tym bardziej, że czarnoskórych postaci można policzyć na palcach jednej ręki. Jakoś dziwnie homogeniczne społeczeństwo a jednak... Ale to najmniejszy problem tego komiksu. Tutaj fabuła ewidentnie nie dorasta do graficznej wizji świata. Bo grafika dowozi ale fabuła jest słabawa, sztampowa, wszystko już było. Widać, ze Berberian chciał się zrobić na Jodorowskyego ale to nie bardzo wyszło. Wykorzystanie kantaty Jana Sebastiana Bacha "Also hat Gott die Welt geliebt" (BWV 68, napisana z okazji święta Zesłania Ducha Świętego) jest chyba jedynym smaczkiem... chociaż dość pompatycznym. Zakończenie też nie przypadło mi do gustu. Jasne, była to kulminacja fabuły i pomysłu... ale jakoś tako miałko wyszło. Wolałbym jednak dobitne zakończenie. Mogę sobie powiedzieć, ze to dopiero początek... ale po co?

No... czterech liter nie urwało. A jakoś tak się spodziewałem. Może to skojarzenie Freda Beltrana z Technokapłanami czy Magalexem. Ale tam był doświadczony scenarzysta Jodorowsky. Trochę też razi element wokeizmu, zupełnie nie potrzebny, bo kolor skóry głównej bohaterki nie ma znaczenia. Mogłaby być Azjatką albo Innuitką. Tym bardziej, że czarnoskórych postaci można...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Niedźwiedź, kot i królik Maria Rostocka, Michał Rostocki
Ocena 6,0
Niedźwiedź, ko... Maria Rostocka, Mic...

Na półkach: , ,

Ła, mocna rzecz. Łatwo się oszukać, bo wbrew pozorom, to nie jest komiks dla dzieci. Już ten palący fajka królik na okładce powinien dać do myślenia. To tak na marginesie, bo czytam, że co niektórzy się oszukali. To bardzo mroczny komiks. Niesamowite, że tandem autorów potrafiło stworzyć tak komplementarny album. Fabuła w 99% jest opowiedziana nastrojowym obrazem. Maria Rostocka potrafi świetnie ten nastrój budować. Tajemniczy, ciężki... niepokojący a nawet brutalny. Ale wszystko w delikatnych pociągnięciach pędzla, dość oszczędnych. Kiedy czytałem (chociaż bardziej wypada powiedzieć "oglądałem") słyszałem wszystkie dźwięki jakie wzbudzał obraz. Bohaterowie posługują się mową w postaci piktogramów, nie ma problemu z ich zrozumieniem. Hierarchia, komunikacja, przemoc. Pojawia się też lis... no cóż, nie miał zbyt fajnej roli. Typowa lisofobia! Chyba najbardziej przerażał mnie królik i ten jego opętańczy wyraz pyszczka... ciągle jara fajka... a kot wali coś (%?) z gwinta. Finał jest godny całego nastroju: dowozi ale nie zaspokaja, nie oczyszcza z napięcia i mroku.

Bardzo kojarzy mi się z motywem Komnaty z "Pikniku na skraju drogi". Trzech poszukiwaczy, każdy ze swoim motywem, motyw podróży przez nieprzyjazny teren... napięcie, tajemnica, mrok... najlepsze skojarzenie. Piękna sztuka, prawdziwej kultury gniewu twórczego.

Ła, mocna rzecz. Łatwo się oszukać, bo wbrew pozorom, to nie jest komiks dla dzieci. Już ten palący fajka królik na okładce powinien dać do myślenia. To tak na marginesie, bo czytam, że co niektórzy się oszukali. To bardzo mroczny komiks. Niesamowite, że tandem autorów potrafiło stworzyć tak komplementarny album. Fabuła w 99% jest opowiedziana nastrojowym obrazem. Maria...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kowalski, do tablicy! Sławomir Grabowski, Marek Nejman
Ocena 8,1
Kowalski, do t... Sławomir Grabowski,...

Na półkach: , ,

Nie miałem pojęcia, że Polska ma swojego "Mikołajka", bo to książka zbudowana na tym samym patencie. Nie wiem czy autorzy znali książki o francuskim chłopcu... i na nich się wzorowali. W sumie to nie ważne. Jaś Kowalski jest bardzo polski i nieco starszy od mikołajki. A w każdej klasie były wyraziste typy najsilniejszego, najlepszego w nauce, najsłabszego w nauce, najładniejszej dziewczynki i nienażartego żarłoka. Oraz cała masa uczniów będąca tłem dla tych gwiazd socjometrycznych. Świetnie się czytało przygody Jasia... przypominały się własne figle i wpadki. Autorzy nie silą się na jakąś edukację czytelnika, ot pokazują dzieciaki, które chcą się bawić, ulegają fantazjom, po prostu żyją w swoim świecie... no i muszą chodzić do szkoły, gdzie zderzają się ze światem rzeczywistym. Bawiły mnie przypadki Jasia, idealnie się czytało krótkie rozdziały. Nie są powiązane w wspólną fabułą, taki zapis szkolnych dni.

Z przyjaznością sięgnę po kolejne tomiki. Czas szkoły podstawowej był najcudowniejszym okresem mojego życia... zaraz po przedszkolu :) Tyle wspomnień...

Nie miałem pojęcia, że Polska ma swojego "Mikołajka", bo to książka zbudowana na tym samym patencie. Nie wiem czy autorzy znali książki o francuskim chłopcu... i na nich się wzorowali. W sumie to nie ważne. Jaś Kowalski jest bardzo polski i nieco starszy od mikołajki. A w każdej klasie były wyraziste typy najsilniejszego, najlepszego w nauce, najsłabszego w nauce,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Hotel Dziwny. Duchy w chmurach Florian Ferrier, Katherine Ferrier
Ocena 7,3
Hotel Dziwny. ... Florian Ferrier, Ka...

Na półkach: , , ,

Ach, jakby ktoś miał wątpliwości, Hotel Dziwny to komiks o przyjaźni. Przyjaciele nie zostawiają drugich w potrzebie. Potrafią nawet zbudować balon i polecieć nim do Krainy Duchów. Tam gdzie przyjaźń to crimen. Balon oczywiście musi być wyjątkowy, wygląda jak mały domek, w pełni wyposażony. Nie zapomniano nawet o kwiatkach! Dostajemy również ilustracje na pełną planszę, które wyglądają fantastycznie! Zakochałem się w tym stylu już od pierwszego albumu. I wyobraźnia twórców. Sami przekonajcie się czym są komety. Komiks nienachalnie zachęca do czytania, bo tym razem ta wielka namiętność pana Leclaire uratowała wszystkich. To druga z moich ulubionych postaci. Nocny stróż, dla którego książki są droższe niż jedzenie. Może duchy-policjanci za bardzo przypominają Paszczaków strażników parku z Muminków... ale to jest bardzo dobra inspiracja.

Ach, jakby ktoś miał wątpliwości, Hotel Dziwny to komiks o przyjaźni. Przyjaciele nie zostawiają drugich w potrzebie. Potrafią nawet zbudować balon i polecieć nim do Krainy Duchów. Tam gdzie przyjaźń to crimen. Balon oczywiście musi być wyjątkowy, wygląda jak mały domek, w pełni wyposażony. Nie zapomniano nawet o kwiatkach! Dostajemy również ilustracje na pełną planszę,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Hotel Dziwny. Jego Wysokość Król Grzybów Florian Ferrier, Katherine Ferrier
Ocena 7,3
Hotel Dziwny. ... Florian Ferrier, Ka...

Na półkach: , , ,

Uwielbiam grzyby! Zbierać, uprawiać i jeść. Ale grzyby zamieszkujące krainę Hotelu Dziwnego są doprawdy rozczulające. Takie zabawnie naiwne. I te wszystkie sceny grupowe z ich udziałem.Przy lekturze wiele razy nasuwają się podobieństwa do Doliny Muminków, ale para Francuzów wspaniale i twórczo rozwinęła ten koncept. Niepokorny Kaki, który miga się od pracy i popada w tarapaty przez swoją niefrasobliwość. Fantastyczny stworek. Ten świat jest taki na wskroś dziecięcy i nawet gdy pojawiają się w nim Rabusie czy niebezpieczne Chrząszczypawki... zawsze znajdzie się rada by zażegnać niebezpieczeństwo bez przemocy. Podobnie jak w filmach wytwórni Ghibli, dość dużą wagę przywiązuje się do jedzenia, które często się pojawia, wygląda smakowicie i realistycznie... i zdrowo. Każdy album zawiera przepis, które fajnie byłoby zrobić z rodzicami. Lubię wszystkie postacie, także te drugoplanowe, ale moje serce skradł Celestyn. Zaprzyjaźnilibyśmy się z pewnością.

Uwielbiam grzyby! Zbierać, uprawiać i jeść. Ale grzyby zamieszkujące krainę Hotelu Dziwnego są doprawdy rozczulające. Takie zabawnie naiwne. I te wszystkie sceny grupowe z ich udziałem.Przy lekturze wiele razy nasuwają się podobieństwa do Doliny Muminków, ale para Francuzów wspaniale i twórczo rozwinęła ten koncept. Niepokorny Kaki, który miga się od pracy i popada w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

No i to jest prawdziwie sentymentalny powrót do przeszłości. Po lekturze "Dymków z Tintina" oraz "Bedomnych wampirów" mam nareszcie pełen kontekst. Pisałem już w poprzednich opiniach, że autor miał swój najlepszy czas na przełomie lat 80/90 i ten album to potwierdza. Mimo, że mamy w nim do czynienia z przeróbkami oryginalnych pomysłów dla Tintina... to są one IMO lepsze wizualnie i fabularnie. To jak zostały splecione lody głównych bohaterów z Nerwosolkowa z Wampirami, jest genialne. Oryginalna wersja była dobra na rynku frankofońskim i fajnie było ja poznać... jednak nabijanie się z własnych bohaterów bawi o wiele bardziej. Zaskakująca jest konsekwencja autora w kreacji świata. Przecież rysunki nie są realistyczne, wiec nie wymagają spójności. A jednak! Pracownia Profesorka Nerwosolka jest zawsze w piwnicy i schodzi się do niej schodami. Detal... ale daje się zauważyć jak Baranowski był przywiązanych do tych historyjek. Rysunek jest staranny i bogaty w detale. Humor słowny nie jest tak wysilony jak w późniejszych komiksach. Jest lekki i nie barwiony (zbędną) polityką. Właśnie takiego Baranowskiego uwielbiam.

No i to jest prawdziwie sentymentalny powrót do przeszłości. Po lekturze "Dymków z Tintina" oraz "Bedomnych wampirów" mam nareszcie pełen kontekst. Pisałem już w poprzednich opiniach, że autor miał swój najlepszy czas na przełomie lat 80/90 i ten album to potwierdza. Mimo, że mamy w nim do czynienia z przeróbkami oryginalnych pomysłów dla Tintina... to są one IMO lepsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jestem zawiedziony. Część historyjek znałem już polskich adaptacji "Przepraszam Remanent" oraz "Dymki z Tintina jak dymki z komina", nie były więc nowością. Ok, mają wartość historyczną, wydano je w w większym formacie, w fajnej nowej, twardej oprawie (z grafiką wykonaną specjalnie dla tego albumu). Jednak... duży format rozciągnął grafiki i okazało się, że (podobnie jak atom) komiks zbudowany jest głównie z próżni. Może nie dosłownie, ale rysunki który były "gęste" i "intensywne", "działo się na nich"... teraz wydały mi się jakieś mdłe. Widać też degradację stylu, bo te same postacie stają się co raz prostsze w swoim kształcie. Zdarzają się przebłyski tego genialnego, kochanego Baranowskiego z lat 80/90. Fabuła też kuleje... głównie przez wielokrotnie przerabiane dymki. To przestało być zabawne bardzo szybko: "O jaki długi dymek nie mam pojęcia co w nim wpisać"... bo autorowi nie podobały się te stworzone przez Jeana Dufaux, potem własne i w końcu mamy to co mamy. Nie. Śmieszne. Próby uaktualnienia żartów? Wyszło strasznie miałko i sztucznie.

A może to ja? Nie zrozumiałem tego genialnego albumu? Raczej po prostu niektóre rzeczy należy pozostawić takimi jak były, nie silić się na nowe... nie ma potrzeby. Baranowski zawsze będzie dla mnie gwiazda polskiego komiksu. Ale czytać wolę jego stare, dobrze znane komiksy. Jednak rysowanie dla gazet niszczy styl rysownika...

Jestem zawiedziony. Część historyjek znałem już polskich adaptacji "Przepraszam Remanent" oraz "Dymki z Tintina jak dymki z komina", nie były więc nowością. Ok, mają wartość historyczną, wydano je w w większym formacie, w fajnej nowej, twardej oprawie (z grafiką wykonaną specjalnie dla tego albumu). Jednak... duży format rozciągnął grafiki i okazało się, że (podobnie jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo ciekawy materiał archiwalny, źródlo historyjek które znamy z innych komiksów ("Przepraszam remanent" oraz znane przygody Profesorka Nerwosolka czy Bąbelka i Kudłaczka). Styl odbiega od tego klasycznego, do którego przyzwyczaił nas Baron Tuszka Idewas. Kilka historyjek było dla mnie kompletna nowością... ale to nie ten ukochany styl (jakiś taki bardziej niechlujny, rysowany na kolanie). Fantastyczne było zobaczyć oryginał, czy też pierwotny zamysł niektórych historii jak "Stop straszy" czy "Bezdomni" (wydanych w Polsce w 1990 roku). Na szczególna uwagę zasługują ilustracje do wiersza Jacquesa Brela "Kiedy mam tylko miłość" - pamiętam tylko malutką reprodukcję w przedmowie Adama Hollanka do jednego z Yansów. Drugim wartym uwagi materiałem są szkice w dziale "Dodatki" do "Fanny Hill" oraz komiksu marynistycznego. Przecież to bombowa adaptacja stylu! Bardzo chciałbym przeczytać komiks Baraowskiego właśnie w takim stylu, bardziej realistyczny (z opisu wynika, ze nie leżał mu do końca taki styl i redaktorzy "Tintina" trochę go wymuszali).

Oceniam na mocną szóstkę bo to raczej archiwalia.

Bardzo ciekawy materiał archiwalny, źródlo historyjek które znamy z innych komiksów ("Przepraszam remanent" oraz znane przygody Profesorka Nerwosolka czy Bąbelka i Kudłaczka). Styl odbiega od tego klasycznego, do którego przyzwyczaił nas Baron Tuszka Idewas. Kilka historyjek było dla mnie kompletna nowością... ale to nie ten ukochany styl (jakiś taki bardziej niechlujny,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kriegsmaschine Filip Andronik, Senad Mavric, Jean-Pierre Pécau
Ocena 6,4
Kriegsmaschine Filip Andronik, Sen...

Na półkach: , ,

Prawdziwym bohaterem tego komiksu jest wspomniany w podtytule Panzerkampfwagen VI Tiger. W komentarzach wspomniano o "ikonicznym" pojeździe II światowej... jednak nie zgodzę się. Tiger po prostu obrósł legendą (co jest wyjaśnione w komiksie) jednak IMO bardziej ikoniczny jest Panzerkampfwagen IV, którego było więcej, w różnych modyfikacjach i który sprawdził się bardzo dobrze, zwłaszcza z długolufowym działem 7,5 cm KwK 40.

Tygrys miał być jedną z cudownych broni zapewniających przewagę w wojnie. Przyszedł jednak zbyt późno, w zbyt małej ilości i był zbyt skomplikowany w produkcji. Jednak nawet jego niewielka ilość potrafiła zasiać panikę w sercach alianckich żołnierzy. To zasługa nie tylko maszyny ale doskonale wyszkolonych załóg.

Fabularnie dostajemy prostą historię arystokraty nie przepadającego za nazizmem (przypadek przypadek) i fanatycznego zwolennika nazizmu z nizin społecznych. Ale opowieść jest tylko pretekstem by rysować czołgi w walce. Chociaż fabuła części o czołgu IS-2 była o wiele ciekawsza. Ta nie wniosła nic. No może fragmentem ostatniej akcji Wittmana. A sceny batalistyczne są bardzo przyjemne.Pojawiają się też inne pojazdy pancerne jak M24 Chaffee czy M26 Persching.

Na tym etapie mogę stwierdzić, że lubię tę serię. Jest kilka czołgów, które chciałbym zobaczyć w komiksie :)

Prawdziwym bohaterem tego komiksu jest wspomniany w podtytule Panzerkampfwagen VI Tiger. W komentarzach wspomniano o "ikonicznym" pojeździe II światowej... jednak nie zgodzę się. Tiger po prostu obrósł legendą (co jest wyjaśnione w komiksie) jednak IMO bardziej ikoniczny jest Panzerkampfwagen IV, którego było więcej, w różnych modyfikacjach i który sprawdził się bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Drugie wydanie debiutu książkowego Adama Hollanka... no... nie jest najlepsze. Możliwe, że to problem czasu, rok 1984 (czy w ogóle lata 80') to nie był najlepszy czas dla Polski i rynku książki. Wydawnictwo "Śląsk" rozpoczęło serię "Ze spodkiem", w nowym formacie i szacie graficznej (okładkę zaprojektował Andrzej Kacperek). Jednak... upchnęli powieść na nieco mniejszej ilości stron, w formacie o połowę mniejszym :( Wyrzucili tak istotny słowniczek. Dodano posłowie Andrzeja Niewiadomskiego (jeden z autorów "Fantastyki", współautor "Leksykonu Fantastyki Naukowej" Wydawnictwa Poznańskiego), które nie rekompensuje braku autorskiego słowniczka... wielka szkoda. To wydanie jest wciąż o wiele łatwiej dostępne niż pierwsze z 1958... jednak jest gorsze. Dlatego obniżam ocenę... chociaż to ta sama fabuła. O wartości książki stanowi nie tylko fabuła ale również wydanie i (jak w tym przypadku) treści dodatkowe. Okładka jest fajna i nawiązuje do treści... jednak to trochę za mało.

Drugie wydanie debiutu książkowego Adama Hollanka... no... nie jest najlepsze. Możliwe, że to problem czasu, rok 1984 (czy w ogóle lata 80') to nie był najlepszy czas dla Polski i rynku książki. Wydawnictwo "Śląsk" rozpoczęło serię "Ze spodkiem", w nowym formacie i szacie graficznej (okładkę zaprojektował Andrzej Kacperek). Jednak... upchnęli powieść na nieco mniejszej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pierwsza książka Adama Hollanka. Jeszcze jednak sporo czasu upłynie nim będzie współtworzył kultowe czasopismo "Fantastyka". Książka wydana w 1958 roku zaskakuje tym jak bardzo jest "science" w tym całym "fiction". Na końcu książki znajduje się słowniczek, gdzie autor szerzej wyjaśnia zagadnienia z fabuły. I to naprawdę robi wrażenie, jaką naukową podbudowę stworzył: elektronowy katalog (coś jak współczesny internet), maszynka indukcyjna (kuchenka indukcyjna), elektronowy tłumacz (Google Translator). Do tego zagadnienia teoretyczne (mniej lub bardziej) jak antygrawitacja, antymateria, teoria pola. Pod tym względem bije na łeb Stanisława Lema, bo nie są to tylko filozoficzno-społeczne teorie. Chociaż pojawiają się ciekawe wizje społeczeństwa przyszłości... tak bardzo podobne do tego, którego teraz doświadczamy.

Jak część naukowa jest niezła, to fikcyjna tj. fabularna już taka sobie. Literacko to jest słabe, za dużo nieuzasadnionych tempem wydarzeń równoważników zdań. Dialogi i opisy brzmią wręcz sztucznie. Autor rozkręca się tam gdzie może opowiedzieć o świecie. Język mu się rozluźnia i buduje zdania wielokrotnie złożone. To czyta się fajnie. Jednak tak czy inaczej lektura nie odpycha.

Fabuła też nie jest zbyt wyrafinowana. Kilka wątków: obyczajowy, kryminalny i techniczny ostatecznie się splata w średnią historię. Momentami jak kwiatek do kożucha... ale autor miał zacięcie sensacyjne i wprowadził "starego detektywa" Głaza... który momentami mnie drażnił. Zachowanie femme fatale bardzo pretensjonalne. Czasami fabuła była mocno naciągana, po to by dopiąć wątki. Jakby autor się zorientował, że kończą mu się kartki. Wysyła jednego z bohaterów przez cały świat, by zrobił coś istotnego dla fabuły (opisane na 3 stronach) i zabrać go z powrotem na Antarktydę. Ostatecznie wszystko się okazuje i dostajemy podsumowanie historii od Głaza. Trochę to niezborne.

W takich ramotkach, jeśli nie znajduję walorów literackich ani fabularnych - skupiam się na walorach historycznych lub naukowych, prognozowaniu przyszłości. "Katastrofa" jest wartościowa pod tym ostatnim względem. Plus próby opisania świata i społeczeństwa najbliższej przyszłości. Generalnie więc oceniam na 7. Ale pozycja raczej dla archeologów SF.

Pierwsza książka Adama Hollanka. Jeszcze jednak sporo czasu upłynie nim będzie współtworzył kultowe czasopismo "Fantastyka". Książka wydana w 1958 roku zaskakuje tym jak bardzo jest "science" w tym całym "fiction". Na końcu książki znajduje się słowniczek, gdzie autor szerzej wyjaśnia zagadnienia z fabuły. I to naprawdę robi wrażenie, jaką naukową podbudowę stworzył:...

więcej Pokaż mimo to