Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , ,

„Biegnąca z wilkami” to pozycja, której nie jestem w stanie jednoznacznie ocenić, stąd nie zdecydowałam się na wystawienie gwiazdek. Jest jednocześnie wybitna i pod wieloma względami fatalna. Spróbuję zatem opisać uczucia, jakie targają mną w związku z lekturą.
Zacznijmy od tego, że jest to bardzo ważna książka, kopalnia wiedzy o duchowym rozwoju kobiety, którą naprawdę powinno się przeczytać i to więcej niż raz. Na pewno będę jeszcze do niej sięgać, szukać w niej podpowiedzi, rad, wskazówek. Zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, dała bardzo wiele do myślenia, a moja psychika natychmiast zaczęła na nią reagować, przede wszystkim w postaci bardzo wymownych snów. Dla kogoś, kto ma jakie takie, choćby blade pojęcie o kwestiach duchowych, magicznych, ezoterycznych nie jest to może nic nadzwyczajnego, a jednak byłam zaskoczona aż takim odzewem ze strony samej siebie. Autorka nie jest jednak po prostu jakąś tam sobie pseudo znachorką, samozwańczą szeptuchą, „czary-mary babą”, ma solidne przygotowanie merytoryczne. Jako aktywna psychoterapeutka leczy ludzi, korzystając z najróżniejszych źródeł wiedzy i mądrości – zarówno tej „naukowej” jak i tej określanej jako „niekonwencjonalna”, co znajduje też odbicie w jej książce. To super, śmiem twierdzić, że takie hybrydy zwykle sprawdzają się najlepiej. Jakkolwiek jednak rozumiem, że jest ona przedstawicielką szkoły jungowskiej, to nazwisko Junga, wciskane w odniesieniach dosłownie co akapit, będzie dla mnie memicznie wręcz niestrawne jeszcze przez długi czas.
No dobrze, a czemu uważam też, że „Biegnąca z wilkami” jest fatalna? Spróbuję opisać na przykładzie. Wyobraźcie sobie, że przychodzicie na wykład znanego, wybitnego profesora, czekacie z wypiekami na twarzy, co będzie miał do powiedzenia. A on przychodzi na aulę w stroju błazna, staje na rękach i zaczyna przemawiać, jednocześnie klaszcząc stopami. Co do treści nie macie zastrzeżeń, ale wyobraźcie sobie, jak trudno jest się na niej skoncentrować, wyłowić jej sens i potraktować poważnie. Pomyślcie, ile osób, szczególnie mniej zaznajomionych z teoriami profesora, wyjdzie z wykładu zniesmaczona, mając go po prostu za idiotę? No właśnie. Sposób narracji Clarissy Pinkoli Estés to coś, co trzeba przełknąć i do czego trzeba przywyknąć najbardziej jak się da. Pod grubą (bardzo grubą) warstwą egzaltacji i sztucznej eteryczności, momentami śmieszności, naprawdę znajduje się bardzo wartościowa treść, trzeba ją tylko odsączyć, przefiltrować. Niestety autorce nie brak również naiwności, która rzutuje na warstwę merytoryczną książki. Często porusza ona kluczowe wręcz kwestie, jeśli chce, potrafi to zrobić zwięźle i rzeczowo (jak choćby w przypadku rozdziału o Brzydkim Kaczątku, o umiejętności znajdowania siebie mimo społecznego ostracyzmu, walki o bycie sobą), jednakże czasem włos się na głowie jeży od jednostronnych, żenująco dziecinnych kocopałów, jakby pani Estés za długo siedziała w swoich baśniach. Kobiety wyganiane z wiosek na czas menstruacji z pewnością szły tanecznym krokiem, z pieśnią na ustach, na pewno nie doświadczyły też przy tym żadnej formy przemocy fizycznej, psychicznej, odrzucenia, nienawiści itd. Nieee, no skądże. Bardzo nieobiektywne jest też spojrzenie autorki na kobiece kolektywy – nie mam wątpliwości, że grupy kobiece stanowiły od zarania dziejów najważniejsze kręgi wsparcia, pomocy, wymiany informacji i mądrości, jednak znów – życie to nie bajka, a grupy te nie ociekały wyłącznie cukrem, to również stara jak świat historia poniżeń, przymusu, przemocy, naginania kobiet do woli większości, ucinania skrzydeł i odbierania autonomii jednostki, choćby w imię wytartych tradycji (nie wiem jak to się ma do wspomnianego wcześniej rozdziału dotyczącego walki o swoją niezależność, raczej nijak, nie jest to niestety jedyny przypadek, gdy brak autorce konsekwencji i gdy zaprzecza sama sobie). Na ten temat jednak w książce nie ma ani zająknięcia. Na inne tematy za to Estés potrafi powtarzać się do znużenia – zbędna dłużyzna również jest bolączką książki, która mogłaby spokojnie być o 1/5, może nawet o 1/4 swojej objętości krótsza, nie tracąc ani na jakości przekazu, ani na swej gawędziarskiej formie.
Podsumowując, mimo bardzo wielu słabości, karygodnych błędów, uproszczeń i generalizacji, „Biegnącą z wilkami” polecam do lektury absolutnie każdemu – zarówno kobietom jak i mężczyznom, bowiem wiele poruszonych tu kwestii w takim samym stopniu dotyczy męskiej psychiki, ale oczywiście też pomaga nauczyć się lepiej rozumieć mechanizmy sterujące kobiecymi duszami. Mimo wszystko uważam ją za nowatorską, odkrywczą i otwierającą umysł. Jedno duże ale! Przed lekturą należy zaopatrzyć się w solidne, wytrzymałe i gęste sito – będzie potrzebne, by przebrnąć przez książkę i wyciągnąć jej esencję – a ta naprawdę jest warta zachodu.

„Biegnąca z wilkami” to pozycja, której nie jestem w stanie jednoznacznie ocenić, stąd nie zdecydowałam się na wystawienie gwiazdek. Jest jednocześnie wybitna i pod wieloma względami fatalna. Spróbuję zatem opisać uczucia, jakie targają mną w związku z lekturą.
Zacznijmy od tego, że jest to bardzo ważna książka, kopalnia wiedzy o duchowym rozwoju kobiety, którą naprawdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Przecudny zbiór legend i opowieści, podany w formie lekkiej, króciutkiej i przyjemnej, do tego przepięknie ilustrowanej. Szata graficzna książki jest zresztą ogromną jej wartością, zaczynając od okładki, ciekawie oprawionej w materiał, przez akwarelowe, delikatne ilustracje, oddające nastrój poszczególnych opowiadań; już sama w sobie jest małym dziełem sztuki.
Natomiast przedstawione opowieści to wybór nieoczywisty, taki, którego nie znajdziemy w innych opracowaniach, mniej popularne i rozpropagowane w popkulturze. To świetne uzupełnienie posiadanej wiedzy, ale też doskonały start w świat japońskich baśni, często definiujących tożsamość kulturową Kraju Kwitnącej Wiśni. To też bardzo przyjemna lektura, do stopniowego dawkowania, wspólnego snucia opowieści lub do połknięcia w jeden wieczór.

Przecudny zbiór legend i opowieści, podany w formie lekkiej, króciutkiej i przyjemnej, do tego przepięknie ilustrowanej. Szata graficzna książki jest zresztą ogromną jej wartością, zaczynając od okładki, ciekawie oprawionej w materiał, przez akwarelowe, delikatne ilustracje, oddające nastrój poszczególnych opowiadań; już sama w sobie jest małym dziełem sztuki.
Natomiast...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Świetny poradnik dla wszystkich kobiet, które chcą nauczyć się lepiej i świadomiej dbać o włosy. Wielka dawka wiedzy, do której zdecydowanie trzeba wracać w razie potrzeby - jak z każdym podręcznikiem, nie da się przeczytać raz i koniec. Tym bardziej, że ogrom informacji może nieco przytłaczać i onieśmielać, dlatego właśnie warto zaglądać do książki systematycznie, za każdym razem, kiedy będzie potrzebna ściąga przy podejmowaniu kolejnych prób i eksperymentów lub kiedy pojawią się wątpliwości. Mam wrażenie, że dzięki niej pielęgnacja może być świetną zabawą, a do tego bez ryzyka wyrządzenia sobie szkody. Po prostu z głową! ;)

Świetny poradnik dla wszystkich kobiet, które chcą nauczyć się lepiej i świadomiej dbać o włosy. Wielka dawka wiedzy, do której zdecydowanie trzeba wracać w razie potrzeby - jak z każdym podręcznikiem, nie da się przeczytać raz i koniec. Tym bardziej, że ogrom informacji może nieco przytłaczać i onieśmielać, dlatego właśnie warto zaglądać do książki systematycznie, za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dawno nie czytałam tak świetnego reportażu. Jednocześnie ciężki, co nie dziwi biorąc pod uwagę temat katastrofy z 2011 roku, niejednokrotnie wstrząsający, ale też napisany z zadziwiającą lekkością, z uczuciem i wyczuciem. Do płaczu, ale czasem nawet do śmiechu przez łzy. Czytałam go z zapartym tchem, jak najbardziej wciągający dreszczowiec, powieść sensacyjną. Szczególnie fragment, gdzie dokładnie, chwila po chwili, opisane zostały wydarzenia w elektrowni w Fukushimie - toż to gotowy scenariusz na oscarowy film!
Gorąco polecam, z kawałkiem serca pozostawionym gdzieś pomiędzy stronami.

Dawno nie czytałam tak świetnego reportażu. Jednocześnie ciężki, co nie dziwi biorąc pod uwagę temat katastrofy z 2011 roku, niejednokrotnie wstrząsający, ale też napisany z zadziwiającą lekkością, z uczuciem i wyczuciem. Do płaczu, ale czasem nawet do śmiechu przez łzy. Czytałam go z zapartym tchem, jak najbardziej wciągający dreszczowiec, powieść sensacyjną. Szczególnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie mogę zrozumieć, czemu "Morze wewnętrzne" ma tak niskie oceny. Mnie bez reszty urzekła w książce jej niespieszność, niedzisiejszość, jej bogate pokłady melancholii i nostalgii. Zgadzam się z opinią, że nie ma już takiego świata, niestety. Ale przede wszystkim zgadzam się ze, smutną moim zdaniem, konstatacją, że nikt już dziś tak nie pisze.
Książce brak jest wartkości, akcji, niespodziewanych zwrotów, nie wywołuje gwałtownych emocji, usta nie układają się same w kształt "O!". Być może współcześnie nie potrafimy już czytać takich dzieł (to samo zresztą tyczy się kina, które nie może być "nudne"), czego innego oczekujemy od literatury, w tym także podróżniczej. Ja lubię, kiedy lektura uderza w zupełnie inne struny, a nudzić się w jej towarzystwie jest ogromną przyjemnością.
Styl "Morza wewnętrznego" ze swą senną atmosferą, owianą mgłą przeszłości i tej specyficznej niematerialności, która towarzyszy przemyśleniom o czasach minionych, kojarzy mi się z serią (mangą i anime) Mushishi.
Choć muszę się zgodzić, że autor mnie również nie przypadł do gustu, to typ, którego ciężko polubić, mimo zgadzania się w wielu miejscach z jego refleksjami. No cóż, to też pewna odmiana względem większości literatury podróżniczej. Nie jestem zresztą do końca pewna, czy "Morze wewnętrzne" można tak do końca określić tym mianem. Chyba, że mówimy o podróżach poprzez czas, przestrzeń, wspomnienia i ludzkie emocje. Których, wbrew pierwszemu wrażeniu, wcale w książce nie brakuje.

Nie mogę zrozumieć, czemu "Morze wewnętrzne" ma tak niskie oceny. Mnie bez reszty urzekła w książce jej niespieszność, niedzisiejszość, jej bogate pokłady melancholii i nostalgii. Zgadzam się z opinią, że nie ma już takiego świata, niestety. Ale przede wszystkim zgadzam się ze, smutną moim zdaniem, konstatacją, że nikt już dziś tak nie pisze.
Książce brak jest wartkości,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lektura napawa przerażeniem. Myślę, że tym, co najbardziej porusza, jest rosnąca ze zgrozą świadomość, że opisywane zdarzenia nie są wcale tak nierealną wizją, że to się już dzieje - tu i teraz. Wystarczy popatrzeć na wpatrzone w ekrany społeczeństwo, na dzieci dostające histerii bez tabletu/smartfona choćby przez kilka minut, na ludzi, którzy nie potrafią już cieszyć się z wyjścia na koncert czy do restauracji, bo nieustannie muszą dzielić się swymi wrażeniami na portalach "społecznościowych". Każdego dnia można bez trudu zauważyć, jak bardzo oddalamy się od siebie, tłumacząc to próbą zbliżania się (sic!) i budowania relacji z jak najszerszym gronem znajomych i nieznajomych.
Może jestem niedzisiejsza, bo wolę czytać książki, spotykać się z ludźmi, rozmawiać, kłócić się i w każdym calu być niedoskonałą, a do tego cenię sobie swoją prywatność i nie mam problemu z wyjściem z domu bez telefonu. Tak czy inaczej, zdecydowanie wolę wizję tradycyjnego świata Mercera a od totalitaryzmu rodem z Circle uciekałabym, choćby w najdalszy zakątek świata.
Jeśli taki by pozostał.

Lektura napawa przerażeniem. Myślę, że tym, co najbardziej porusza, jest rosnąca ze zgrozą świadomość, że opisywane zdarzenia nie są wcale tak nierealną wizją, że to się już dzieje - tu i teraz. Wystarczy popatrzeć na wpatrzone w ekrany społeczeństwo, na dzieci dostające histerii bez tabletu/smartfona choćby przez kilka minut, na ludzi, którzy nie potrafią już cieszyć się z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Piękna, uwznioślająca lektura. Pozwala zrozumieć odrobinę lepiej japońską naturę czy może jej korzenie i źródła. Ale nie to stanowi o uroku książki, a jej nostalgia, ciepło, poetyckość. Opisane cienie, miejsca, ludzie i sytuacje potraktowane są przez autora ogromną dawką uczucia i delikatności, a z każdą przeczytaną stroną rośnie wrażenie przytulności i komfortu, na ustach mimowolnie zakwita lekki uśmiech. Nawet u osoby o naturze gwałtownej, charakterze bliższym raczej światłu i płomieniom, rodzi się spokój, uczucie błogości i potrzeba zaszycia się w opisanym opiekuńczym cieniu.
Dobrze jest czasem zwolnić w pędzącym dookoła świecie. Ta lektura nadaje się to tego idealnie. Pomaga pochylić się nad tym, czego na co dzień nie zauważamy. Zatrzymać się i zastanowić. Także nad sensem własnego postępowania.
Zadziwiające, ile artyzmu i jednocześnie filozofii zawrzeć można w tak banalnej z pozoru tematyce, potraktowanej przez autora z lekkością i przymrużeniem oka.

Piękna, uwznioślająca lektura. Pozwala zrozumieć odrobinę lepiej japońską naturę czy może jej korzenie i źródła. Ale nie to stanowi o uroku książki, a jej nostalgia, ciepło, poetyckość. Opisane cienie, miejsca, ludzie i sytuacje potraktowane są przez autora ogromną dawką uczucia i delikatności, a z każdą przeczytaną stroną rośnie wrażenie przytulności i komfortu, na ustach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Ostatni raz tak się spłakałam oglądając "Co się wydarzyło w Madison County". Przepiękna, wzruszająca opowieść, którą polecam czytać wyłącznie w zaciszu domu. Z arsenałem chusteczek pod ręką. Napisana lekko, mimo swego dramatyzmu optymistyczna, ciepła, pełna czułości. A także zabawna, pozostawiająca na twarzy uśmiech, pomimo łez. Po prostu wspaniała.

Ostatni raz tak się spłakałam oglądając "Co się wydarzyło w Madison County". Przepiękna, wzruszająca opowieść, którą polecam czytać wyłącznie w zaciszu domu. Z arsenałem chusteczek pod ręką. Napisana lekko, mimo swego dramatyzmu optymistyczna, ciepła, pełna czułości. A także zabawna, pozostawiająca na twarzy uśmiech, pomimo łez. Po prostu wspaniała.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nareszcie wyd. Kirin zdecydowało się na wydanie monografii zamiast zbioru artykułów, który z założenia skazany byłby na nierówność i pobieżne, niewyczerpujące potraktowanie omówionej tematyki, a jakim już kilkukrotnie złamało mi serce. Niniejsza publikacja to coś, na co czekałam od dłuższego czasu i czego chciałabym poprosić więcej, szczególnie w okolicach tematyki japońskiej popkultury.
Przejrzysta konstrukcja pracy, przystępny, niezadęty język przy jednoczesnym zachowaniu rzetelności i konsekwencji. Mniam, tak to ja czytać lubię.
Jedyne, co mnie osobiście nieco uwierało, to przydługie opisy niektórych z omawianych dzieł, w zasadzie ich streszczenia, nawet całkiem szczegółowe. Ale być może czepiam się dlatego, że tematyka cyberpunku, a już szczególnie bardziej specyficznych gatunków filmowych, czerpiących z nurtów takich jak horror, porno, czy gore nigdy nie były w moim najbliższym kręgu zainteresowań. Mimo to książkę przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem i bez wątpienia z przyjemnością.
Podsumowując - jeszcze raz, zdecydowanie - poproszę więcej takich opracowań!

Nareszcie wyd. Kirin zdecydowało się na wydanie monografii zamiast zbioru artykułów, który z założenia skazany byłby na nierówność i pobieżne, niewyczerpujące potraktowanie omówionej tematyki, a jakim już kilkukrotnie złamało mi serce. Niniejsza publikacja to coś, na co czekałam od dłuższego czasu i czego chciałabym poprosić więcej, szczególnie w okolicach tematyki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka bardzo niejednoznaczna, trudna w ocenie, wymykająca się klasyfikacjom. Jest to zarówno jej zaletą jak i wadą. Myślę, że największym minusem jest niemożność określenia odbiorcy, do którego miała być skierowana. Zdecydowanie nie jest to lektura stricte podróżnicza, co może sugerować tytuł. To książka traktująca przede wszystkim o rozwoju duchowym, teologii, poszukiwaniu Boga w dalekim zakątku świata, o trudach misjonarstwa, szczególnie w ciężkich, wojennych czasach. Trochę szkoda, że ktoś poszukujący takiej lektury może minąć "Japonię..." obojętnie.
Tym bardziej, że napisana jest wspaniałym językiem, autor miał ewidentny dar opowiadania. Wplatane w narrację anegdoty są urocze i zabawne, ale o dramatycznych losach Japonii okresu wojennego i powojennego czyta się z zapartym tchem i łzami w oczach.
Szczerość, dobroduszność i pasja równie jaskrawo jawią się we fragmentach dotyczących blasków, cieni i niuansów wiary. Bez wątpienia da się stwierdzić, że o. Arrupe nie minął się ze swoim powołaniem. Jest bardzo przekonujący; myślę, że mogę zrozumieć każdego, kto pod jego opieką zdecydował się na nawrócenie na wiarę chrześcijańską. Choć muszę przyznać, że jednocześnie zapamiętanie autora w krzewieniu swego wyznania bywało czasem męczące w odbiorze i czyniło niektóre fragmenty książki potwornie nużącymi.
Mimo minusów książki, mimo jej zdezaktualizowania w wielu miejscach, niektórych dłużyzn - szczerze polecam. Choćby dla fragmentów opisujących tragedię Hiroshimy, której autor był świadkiem, której straszliwości doświadczył i której stawiał czoła na ile tylko pozwalały jego siły i możliwości. Ale także dla przywrócenia nadziei, że są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie, dla dostrzeżenia, że jednak w każdym tli się dobro, nawet w najgorszych przestępcach - trzeba tylko wiedzieć, jak je z nich wydobyć. Nawet jeśli brzmi to nieprawdopodobnie i naiwnie.

Książka bardzo niejednoznaczna, trudna w ocenie, wymykająca się klasyfikacjom. Jest to zarówno jej zaletą jak i wadą. Myślę, że największym minusem jest niemożność określenia odbiorcy, do którego miała być skierowana. Zdecydowanie nie jest to lektura stricte podróżnicza, co może sugerować tytuł. To książka traktująca przede wszystkim o rozwoju duchowym, teologii,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Fenomenalna pozycja, którą poleciłabym każdemu - początkującym jak i zaawansowanym. Pomaga przypomnieć sobie i/lub uświadomić, o co w magii tak naprawdę chodzi, zdjąć z oczu kilka klapek i na nowo zastanowić się nad własnym postępowaniem. Potężna dawka rzetelnej wiedzy, z rzadka jedynie przetykanej drobnymi błędami i potknięciami. Te jednak są skrupulatnie wyłapywane i objaśniane przez tłumacza - chapeau bas! Gdyby nie one, pewnie dałabym najwyższą ocenę, choć robię to bardzo rzadko. Jednak w swojej dziedzinie ta książka może śmiało uchodzić za podręcznik, tytuł, bez którego trudno byłoby się obejść.
Bardzo spodobał mi się język - nie nazbyt pompatyczny, wyszukany, jaki czasami można spotkać w podobnych publikacjach; również nie do przesady uproszczony i infantylny, czytając nie ma się poczucia, że jest się traktowanym z góry i niepoważnie. Autorka stara się zachować formułę naukową, choć nie brak jej osobistych wtrętów. Nie są one jednak męczące, wprowadzają raczej ciepłą atmosferę, jak podczas rozmowy z życzliwą osobą.
Moje ogromne uznanie Autorka zdobyła także uwagami dotyczącymi tego, czego należy się wystrzegać w praktykowaniu magii. Rozdział poświęcony takim ostrzeżeniom jest nie tylko czytelny i konkretny, ale również dowcipny (o czym może świadczyć już sam jego tytuł, "Dziedzina trzymetrowego kija"). Rozjaśnił mi wiele w głowie i pozwolił wreszcie zrozumieć, czemu niektóre książki, po które sięgałam (w całości lub we fragmentach) instynktownie budziły moją niechęć, nieufność i w jakiś sposób nie byłam w stanie potraktować ich poważnie. Teraz wiem czemu.

Fenomenalna pozycja, którą poleciłabym każdemu - początkującym jak i zaawansowanym. Pomaga przypomnieć sobie i/lub uświadomić, o co w magii tak naprawdę chodzi, zdjąć z oczu kilka klapek i na nowo zastanowić się nad własnym postępowaniem. Potężna dawka rzetelnej wiedzy, z rzadka jedynie przetykanej drobnymi błędami i potknięciami. Te jednak są skrupulatnie wyłapywane i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Spotlight. Zdrada Matt Carrol, Sacha Pfeiffer, Michael Rezendes, Walter Robinson
Ocena 7,2
Spotlight. Zdrada Matt Carrol, Sacha ...

Na półkach: , ,

Trudno jest cokolwiek napisać po lekturze "Spotlight". Trudno się otrząsnąć. Targają mną różne emocje, wszystkie wyraziste jak rzadko. Obrzydzenie, przerażenie, gniew. I niedowierzanie, bo w głowie się nie mieści, że wszystko, o czym przeczytałam, wydarzyło się naprawdę. Niby człowiek ma świadomość, że problem istnieje, nie godzi się na to, oburza go to i szokuje. Ale dopiero w bezpośredniej konfrontacji, po zapoznaniu się ze szczegółami, zaczyna dostrzegać skalę, czuje się prawdziwie dotknięty, uświadamia sobie, czym tak naprawdę jest pedofilia, a już szczególnie ta w wykonaniu księży. A autorzy nie zamierzają niczego tuszować, niczego upiększać lub łagodzić. Opisy niektórych bestialstw są naprawdę wstrząsające, włos się jeży na głowie, a nóż otwiera w kieszeni.

Poza rzetelnością i skrupulatnością, moją uwagę zwrócił obiektywizm autorów. Oczywistym jest, że działają przeciwko każdej osobie stojącej za molestowaniem, niezależnie od formy i stopnia, w jakich się do niego przyczyniła. Jednak dostrzegłam, że brak jest tu wartościowania i jednoznacznego stawania po stronie niewierzących i przeciwników kościoła lub też społeczności katolickiej. Moim zdaniem potrzeba tytanicznego wysiłku, by po zapoznaniu się z materiałem nie stać się radykalnym antyklerykałem, szczególnie z perspektywy autorów raportu, którzy spędzili miesiące patrząc w oczy zarówno katom, jak i setkom ofiar. Mimo to książka przedstawia zarówno stanowisko środowiska antykościelnego, które skandal oczywiście utwierdził jedynie w słuszności swej pozycji, jak i osób silnie związanych z kościołem katolickim, których wiara została wystawiona na ciężką próbę. Znaleźć też można głosy, by z całą stanowczością bronić się przed radykalizacją osądów, niezależnie od strony barykady. A nie jest to zadanie łatwe.

Z tą książką trzeba się z zapoznać. Trzeba WIEDZIEĆ. Jest wstrząsająca. I znakomita.

Trudno jest cokolwiek napisać po lekturze "Spotlight". Trudno się otrząsnąć. Targają mną różne emocje, wszystkie wyraziste jak rzadko. Obrzydzenie, przerażenie, gniew. I niedowierzanie, bo w głowie się nie mieści, że wszystko, o czym przeczytałam, wydarzyło się naprawdę. Niby człowiek ma świadomość, że problem istnieje, nie godzi się na to, oburza go to i szokuje. Ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Koncepcja soft power i szeroko rozumianej kultury w polityce i stosunkach międzynarodowych jest wciąż traktowana bardzo po macoszemu, wielu naukowców wciąż uważa tę dziedzinę za nie dość poważny materiał do badań. Bardzo niesłusznie, gdyż nie tylko jest to moim zdaniem najciekawszy aspekt polityki zagranicznej i prowadzenia współpracy międzynarodowej, ale też niezwykle istotny, kształtujący wizerunek państwa poza jego granicami. "Międzynarodowe Stosunki Kulturalne" świetnie to udowadniają. Już sam wstęp zachęca do zagłębienia się w lekturze. I jest to bardzo przyjemne zajęcie, bo w ogóle nie ma się poczucia czytania podręcznika akademickiego. Książka czytelna, zrozumiała, przejrzysta, napisana lekkim językiem, a wciąż znakomita merytorycznie. Cóż dodać więcej - jeśli nawet nie miało się zbyt wiele do czynienia z tematyką soft power i kultury w polityce, jest to świetny start, baza do ugruntowania swojej wiedzy. I zagrożenie, że z tematem pozostanie się na dłużej.
Jedyny minus za kwestię korekty. Niechlujność składu, błędy interpunkcyjne, literówki, brak konsekwencji w stosowaniu nazw własnych i skrótów momentami nieco zakłócały przyjemność z lektury.

Koncepcja soft power i szeroko rozumianej kultury w polityce i stosunkach międzynarodowych jest wciąż traktowana bardzo po macoszemu, wielu naukowców wciąż uważa tę dziedzinę za nie dość poważny materiał do badań. Bardzo niesłusznie, gdyż nie tylko jest to moim zdaniem najciekawszy aspekt polityki zagranicznej i prowadzenia współpracy międzynarodowej, ale też niezwykle...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Bardzo ciekawa pozycja. Wciągająca, napisana lekkim, przystępnym i zrozumiałym językiem. Autorka na wstępie zaznacza, że wiele z tego, co pisze jest spekulacjami, domysłami i pewnym wyobrażeniem, jak sytuacja mogłaby wyglądać. Wynika to z oczywistych braków w ilości informacji o czasach tak nam odległych. Niemniej przypuszczalny obraz, stworzony przez panią Cooney, staje się dzięki takiemu przedstawieniu bardziej realistyczny, a historyczne postaci zyskują ludzkie oblicza, emocje, uczucia. Czytelnik może dzięki temu zrozumieć motywy postępowania starożytnych, w pewien sposób poczuć ich bliskość, a nawet zacząć się utożsamiać z pewnymi postaciami i ich zachowaniami. A to sprawia, że książkę czyta się z zapartym tchem, jak powieść, a nie jak nudnawe opracowanie historyczne.
Jeśli miałabym do czegokolwiek się przyczepić, to do rażącej momentami stronniczości. To pozycja napisana przez kobietę o kobiecie, widać więc sympatię, jaką Kara Cooney darzy swoją główną bohaterkę. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie było to momentami doprowadzane do przesady, gdyby nie usilne próby "wybielenia" postaci Hatszepsut, jej motywów i działań, niezależnie od ich skutków. Ale biorąc pod uwagę fantastyczny całokształt, można autorce to wybaczyć.

Bardzo ciekawa pozycja. Wciągająca, napisana lekkim, przystępnym i zrozumiałym językiem. Autorka na wstępie zaznacza, że wiele z tego, co pisze jest spekulacjami, domysłami i pewnym wyobrażeniem, jak sytuacja mogłaby wyglądać. Wynika to z oczywistych braków w ilości informacji o czasach tak nam odległych. Niemniej przypuszczalny obraz, stworzony przez panią Cooney, staje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony rozumiem osoby komentujące przede mną i zgadzam się, że autorka spróbowała upchnąć zbyt wiele postaci i wydarzeń na zbyt niewielu stronach. Momentami ciężko było się połapać, trochę jakby próbowało się czytać streszczenie Gry o Tron. Pozostawia to pewien niedosyt, szczególnie kiedy uświadomić sobie, ile ciekawych rzeczy mogłoby jeszcze zostać tu opisanych, ile emocji zamordowanych zostało krótkim "minęło kilka miesięcy". Z drugiej strony jednak nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że postaci są płaskie a książka nieciekawa, nudna. Mi się ją czytało błyskawicznie i z ogromną przyjemnością. Ze smutkiem też zamknęłam ją po przeczytaniu ostatniej strony i już przebieram nóżkami na myśl o dalszej części.
Być może moje ogólne wrażenie jest spowodowane tym, że to od tego tytułu zaczęłam przygodę z Lian Hearn. Być może inaczej bym na niego patrzyła, gdybym najpierw przeczytała "Opowieści Rodu Otori". Niezależnie od przyczyn, przygody Dziecka Jelenia wciągnęły mnie i książkę serdecznie polecam uwadze.

Mam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony rozumiem osoby komentujące przede mną i zgadzam się, że autorka spróbowała upchnąć zbyt wiele postaci i wydarzeń na zbyt niewielu stronach. Momentami ciężko było się połapać, trochę jakby próbowało się czytać streszczenie Gry o Tron. Pozostawia to pewien niedosyt, szczególnie kiedy uświadomić sobie, ile ciekawych rzeczy mogłoby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dawno nie czytałam tak fenomenalnej książki. Temat nie jest łatwy, lekki ani nazbyt przyjemny, jednak Gaddis opisał go w niesamowity sposób, dzięki czemu całość czytało się jak dobry kryminał, z wypiekami na twarzy. Genialne wyważenie między szczegółowością i starannością - autor nie pominął żadnego istotnego wydarzenia opisanej epoki - a brakiem przeładowania materiału, który mógłby być nużący i wprowadzać zamęt, przesyt informacji. Dorzućmy do tego lekki język, bez zadęcia, jakie często zdarza się pojawiać w naukowych rozprawach, z lekką nutką ironii i dowcipu. I odwagę, by krytykować i chwalić zgodnie ze swym własnym sumieniem i podejściem do tematu (bardzo uczciwym i sprawiedliwym, według mnie), a nie według tego, co przyjęło się uważać za politycznie poprawne. Autor nie boi się dać prztyczka w nos "bohaterom" lub pochwalić i docenić "tych złych", wtedy kiedy trzeba.
Dla mnie jest to jedna z tych książek, dzięki którym można naprawdę dać się wciągnąć w temat i zakochać w nim. I mówię to z pełnym przekonaniem, jako człowiek, któremu zawsze ciężko przychodziło przyswajanie historii europejskiej. Wiele kwestii stało się dla mnie wreszcie zrozumiałych, w przypadku innych wiem już przynajmniej, na czym się oprzeć, by z jasnym, otwartym umysłem szukać dalej. Z całego serca polecam! I z pewnością (i przyjemnością) nieraz wrócę jeszcze do tego tytułu.

Dawno nie czytałam tak fenomenalnej książki. Temat nie jest łatwy, lekki ani nazbyt przyjemny, jednak Gaddis opisał go w niesamowity sposób, dzięki czemu całość czytało się jak dobry kryminał, z wypiekami na twarzy. Genialne wyważenie między szczegółowością i starannością - autor nie pominął żadnego istotnego wydarzenia opisanej epoki - a brakiem przeładowania materiału,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Bardzo ciekawa pozycja, będąca zbiorem kilkunastu artykułów i esejów, dotykających z różnych stron tematu japońskiej animacji i komiksu. Większość prac napisana przystępnym językiem, jest więc łatwa i przyjemna w odbiorze, wciągająca, jednocześnie dostarczając wielu cennych informacji i pozostając na bardzo przyzwoitym poziomie merytorycznym. Polecam pasjonatom i tym, którzy chcą tę tematykę poznać nieco głębiej, nie pozostając jedynie na poziomie biernego odbiorcy: widza/czytelnika.

Bardzo ciekawa pozycja, będąca zbiorem kilkunastu artykułów i esejów, dotykających z różnych stron tematu japońskiej animacji i komiksu. Większość prac napisana przystępnym językiem, jest więc łatwa i przyjemna w odbiorze, wciągająca, jednocześnie dostarczając wielu cennych informacji i pozostając na bardzo przyzwoitym poziomie merytorycznym. Polecam pasjonatom i tym,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trudno jest mi wystawić jednoznaczną ocenę. I mam bardzo mieszane uczucia wobec tej książki. Z jednej strony doceniam jej wartość, doskonałą znajomość niełatwego, nieoczywistego i niezbyt popularnego tematu. Z całą pewnością warto o tym mówić, przybliżać, uświadamiać. No właśnie, ale czemu mówię tu, że temat filmu animowanego jest niepopularny, przecież to bzdura? Ano owszem, ale pan Giżycki piszę o bardzo specyficznym rodzaju animacji - o tej awangardowej, autorskiej, podziemnej niemalże, a z całą pewnością ocierającej się mocno o sztukę i zacierającej granice między ruchomym obrazem a malarstwem, rzeźbiarstwem i innymi formami artyzmu. To wspaniale, że ktoś podejmuje się tak ambitnego tematu. Tu jednak pojawia się moje małe "ale"...
Skoro jest to temat tak niszowy, można powiedzieć, przeznaczony dla bardzo hermetycznego grona odbiorców, może przydałoby się w jakiś sposób zasygnalizować to w tytule, zaakcentować, czego można się spodziewać po kartach dzieła? Owszem, jest "Nie tylko Disney". Ale! Gdy ktoś pisze "nie tylko", rozsądny czytelnik konstatuje, że jest to jeden z wielu elementów, ale który jednak ZNAJDZIE wewnątrz. Zostanie jednak wprowadzony w błąd, gdyż już na pierwszej stronie dowie się, że książka dotyczy czegoś zupełnie innego i że zapewne poczuje się w związku z powyższym zawiedziony. A czy nie można było tego zawodu po prostu uniknąć, stosując prosty zabieg adekwatnego tytułowania pracy?
No dobrze, nie będzie Disneya - tego już się dowiedzieliśmy. No, ale zdaje się, że animacja mainstreamowa, popularna na całym świecie, nie ogranicza się wyłącznie do dzieł tej jednej wytwórni. Czytelnik liczy zatem, że może dowiedzieć się czegoś na temat obrazów innych wytwórni, może coś o historii, z czym to się je - w końcu podtytuł brzmi "rzecz o filmie animowanym", co można zrozumieć na bardzo wiele sposobów. Figa z makiem, dostanie tylko i wyłącznie (z jednym wyjątkiem - rozdział o pracach braci Fleischer) materiał dotyczący kina alternatywnego.
Spójrzmy teraz na problem od drugiej strony, a więc miłośnika alternatywy, łaknącego jak kania dżdżu czegokolwiek o swoim ukochanym temacie. Łatwo nie jest, bo to absolutna nisza. Czy ten tytuł go przyciągnie? Czy zawiera w sobie ukryte słowo-klucz, jakiś haczyk, który go znęci, przyciągnie i z daleka zawoła: "to jest książka, której szukasz, dokładnie o tym, co cię interesuje"? Śmiem wątpić. W efekcie mamy zawód i frustracje obu stron - tej, która sięgnęła po książkę, licząc na coś innego, i tej, która tego nie zrobiła, bo nie wiedziała, że warto.
Ostatnim, co mi się bardzo nie spodobało, to dwubiegunowość myślenia autora. Zero-jedynkowość i czarno-białość. Autor nie tylko nie darzy sympatią prac Disneya (jest to sygnalizowane wprost), ale utożsamia z nimi cały ogromny, ogólnoświatowy przemysł kina animowanego, który nie zalicza się do awangardy. Bagatelizuje więc jego rolę, wartość, jakość. Wszystko, co nie jest kinem autorskim, jest z gruntu złe. Oj, nieładnie, bardzo nieładnie.
Być może przemawia przeze mnie subiektywizm, ponieważ to nie moja bajka - dosłownie i w przenośni. W dodatku szukałam czegoś zupełnie innego (tak, dałam się nabrać na tytuł, szukając materiałów o światowej animacji, która to, drogi panie Giżycki, nie zaczyna się i nie kończy na Disneyu). Niemniej sztukę również kocham i dowiedziałabym się chętnie więcej o alternatywie animacyjnej, która jest i jednym i drugim - sztuką i filmem. Ale z własnej woli, nie z przypadku, niefortunnej kolizji z książką, obfitującej w rozczarowanie. Niemniej nie zakochałam się ani w tej pozycji, ani już na pewno nie w (zwodniczym) tytule. Starałam się, jednak podejście autora mnie nie przekonało, a wręcz zniechęciło do dalszego zgłębiania poruszanej przez niego tematyki.

Trudno jest mi wystawić jednoznaczną ocenę. I mam bardzo mieszane uczucia wobec tej książki. Z jednej strony doceniam jej wartość, doskonałą znajomość niełatwego, nieoczywistego i niezbyt popularnego tematu. Z całą pewnością warto o tym mówić, przybliżać, uświadamiać. No właśnie, ale czemu mówię tu, że temat filmu animowanego jest niepopularny, przecież to bzdura? Ano...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie wiem co jest gorsze: sama powieść, tłumaczenie, czy korekta. Dramat. Pomysł na lekką, przyjemną i miłą w odbiorze opowiastkę fajny, ot, taka sobie przygodówka a'la Dan Brown. Do poczytania przed snem albo w podróży. Ale wykonanie katastrofalne. Do tego błędy ortograficzne (+interpunkcyjne, stylistyczne, składnia, fleksja, etc, etc...) na poziomie podstawówki naprawdę osłabiają. Gdybym miała zaginać róg strony za każdym razem, kiedy znalazłam byka, musiałabym to robić z każdą kartką - i to wielokrotnie. "Męszczyzna" (sic!) ostatecznie zamordował moją wiarę w ludzkość. I to, co gorsza, dwukrotnie. Próbowałam sobie tłumaczyć, że może to jednak literówka, że może jednak tam miała być "włoszczyzna". No, ale nie, ni w ząb nie pasowała do reszty treści. Choć w przypadku tego dzieła nie oznaczało to jej całkowitej dyskwalifikacji.
Brawo, perełka...

Nie wiem co jest gorsze: sama powieść, tłumaczenie, czy korekta. Dramat. Pomysł na lekką, przyjemną i miłą w odbiorze opowiastkę fajny, ot, taka sobie przygodówka a'la Dan Brown. Do poczytania przed snem albo w podróży. Ale wykonanie katastrofalne. Do tego błędy ortograficzne (+interpunkcyjne, stylistyczne, składnia, fleksja, etc, etc...) na poziomie podstawówki naprawdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Moja ukochana książka Chmielewskiej. Przy mało której rżę tak jak przy tej. W dużej mierze jest to zasługa pana Muldgaarda i jego cudownej polszczyzny. Ale przede wszystkim to polszczyzna, humor, ironia, pióro Pani Joanny i jej niesamowite pomysły na paranoiczne, zagmatwane historie. Najzabawniejsze jest w nich to, że mimo swej absurdalności, są często bardzo życiowe. Ileż to już razy zdarzało mi się mówić "zupełnie jak u Chmielewskiej". Co świadczy tylko o jej niesamowitym zmyśle obserwatora. A co do "Wszystko czerwone", jeśli wydaje ci się, że jesteś złym człowiekiem, bo płaczesz ze śmiechu nad (kolejną) ludzką śmiercią, nie martw się - to Chmielewska, z tobą wszystko jest w porządku. A słowo "katafalk" nigdy już nie będzie wywoływać we mnie smutku. Na samą o nim myśl parskam śmiechem, choćby pisząc te słowa.

Moja ukochana książka Chmielewskiej. Przy mało której rżę tak jak przy tej. W dużej mierze jest to zasługa pana Muldgaarda i jego cudownej polszczyzny. Ale przede wszystkim to polszczyzna, humor, ironia, pióro Pani Joanny i jej niesamowite pomysły na paranoiczne, zagmatwane historie. Najzabawniejsze jest w nich to, że mimo swej absurdalności, są często bardzo życiowe. Ileż...

więcej Pokaż mimo to