-
Artykuły
„Shrek 5”, nowy „Egzorcysta”, powrót Avengersów, a także ekranizacje Kinga, Dahla i Hernana DiazaKonrad Wrzesiński4 -
Artykuły
„Wyluzuj, kobieto“ Katarzyny Grocholi: zadaj autorce pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać23 -
Artykuły
„Herbaciany sztorm”: herbatka z wampiramiSonia Miniewicz1 -
Artykuły
Wakacyjne „Książki. Magazyn do Czytania”. Co w nowym numerze?Konrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2022-01-08
2017-07-18
Książkowych rekomendacji mojej przyjaciółki nie ignoruję. W tym wypadku sięgałam raczej niechętnie, bowiem nie jest to lektura lekka i pogodna, ale po przeczytaniu, zdecydowanie zaliczam tą powieść do jednej z lepszych, jeśli chodzi o kategorię dystopia.
Później ze zdziwieniem odkryłam, że powieść liczy sobie mniej więcej tyle lat co ja. Że wcale nie była inspirowana trendem "konserwującej sie" (konserwatywnej) Europy, że tematyka praw kobiet nadal nie traci na znaczeniu. Ten świat wydaje się tak mało prawdopodobny jak ukrywanie kobiet pod czarnymi prześcieradłami w Arabii Saudyjskiej. Nie wydarzył się, ale totalitarne reżimy teokratyczne same w sobie nie są bardzo nieprawdopodobne.
To co jednak najbardziej uderza mnie to samo zakończenie. Koniec opatrzony jest komentarzem historyków z odległej przyszłości, którzy trafnie podsumowują, że w tym społeczeństwie patriarchalnym na straży kontroli i wyzysku jednych kobiet, stały inne kobiety. Przesłanie, które pozostaje uniwersalne z pewnością długo.
"...the best and most cost-effective way to control women for reproductive and other purposes was through women themselves..."
***
Dla czytających po angielsku: j. północnoamerykański. Warto pokusić się o przeczytanie w oryginale. Nie jest to lektura szczególnie trudna językowo, bez bardzo bogatej leksyki, ale przyjemna stylistycznie.
Książkowych rekomendacji mojej przyjaciółki nie ignoruję. W tym wypadku sięgałam raczej niechętnie, bowiem nie jest to lektura lekka i pogodna, ale po przeczytaniu, zdecydowanie zaliczam tą powieść do jednej z lepszych, jeśli chodzi o kategorię dystopia.
Później ze zdziwieniem odkryłam, że powieść liczy sobie mniej więcej tyle lat co ja. Że wcale nie była inspirowana...
2017-04-05
2017-05-26
Miejscami przegadana oraz bardzo podoba do "krótkiej historii ludzkości".
Niemniej, opisuje tendencje, które na pierwszy rzut oka w Polsce mogą nam sie wydawać niedorzeczne, lecz mają już miejsce na Zachodzie. Daje do myślenia.
Miejscami przegadana oraz bardzo podoba do "krótkiej historii ludzkości".
Niemniej, opisuje tendencje, które na pierwszy rzut oka w Polsce mogą nam sie wydawać niedorzeczne, lecz mają już miejsce na Zachodzie. Daje do myślenia.
2017-06-02
To powinna być pozycja obowiązkowa dla każdej osoby, która pracuje w międzynarodowym środowisku.
Po przynudnawym wstępie w typowo amerykańskim stylu miałam ochotę odrzucić tą książkę, co też uczyniłam na miesiąc. Czytanie pierwszych rozdziałów jednak przełamuje tą wizję kolejnego amerykańskiego czytadła, które odkrywa truizmy I wywarza otwarte drzwi oczywistości.
Tutaj naprawdę jest treść. Ksiązka opiera się na teorii 8 skal, skonstruowanej przez autorkę, która umieszcza większość kregów kulturowych na tej lub innej skali. Teoria ta daje teoretyczne wyjasnienie dla większości międzykulturowych gaf i konfliktów, które autorka przytacza jako przykłady.
Oczywiście nie trzeba znać tych skal, żeby wyjść z takich sytuacji cało, niemniej w czasie lektury, niejednokrotnie wspominalam z zażenowaniem moje własne doświadczenia, kiedy nie koniecznie mogłam dogadać się z kolegami z Indii (nie umieli powiedzieć wprost, że coś nie jest możliwe i nigdy nie odpowiadali bezpośrednio na pytania, na ktore odpowiedz byla negatywna, nawet dociskani do muru). Albo gdy sposób komunikacji w czasie dyskusji w moim niemieckim teamie niewiedzieć czemu uważałam za ... zbyt agresywny wobec mnie, choc na codzien mielismy swietny kontakt. Oczywiście, nie przeczytałam tej ksiązki wtedy, poradziłam sobie mimo to i przywyklam do tego bez nazywania rzeczy po imieniu. Niemniej ta książka daje to wyjaśnienie, którego osoby z innego kręgu kulturowego nie potrafią dać. Mówi, skąd te odczucia moga sie brac. Czlowiek wyposazony w swiadomosc tych roznic, potrwafi duzo lepiej zdiagnozowac tlo potencjalnego punktu niezgody, a takze przemyslec wlasciwe jego rozwiazanie. W ksiazce znajduja sie bowiem przyklady tego, w jaki sposob wyjsc z konfliktowych sytuacji, gdy na pozor wydaje sie to nie mozliwe. Zdecydowanie wezme sobie do serca wiele stron o komunikacji z kulturami azjatyckimi, a nawet z Rosja czy Ameryką Łacińska. Z wielu tych różnic nie zdawałam sobie dotąd bardzo sprawy, zwłaszcza, że znająchiszpański zakładałam, że praca z Latynosami jest równie nieskomplikowana jak z Niemcami czy Hiszpanami z kontynentu. Cóz... nie jest ;). Zdecydowanie też już nigdy nie napiszę wprost maila do kolegów Filipin jeśli będzie on choc troche negatywny (choc dla mnie obiektywny). Zdecydowanie otworzylo mi to oczy na wiele kwestii.
Ksiazka skupia sie na komunikacji miedzykulturowej w biznesie i jest szczegolnie polecana menegarom, ktorzy zarzadzaja grupa osob o miedzynarodowym pochodzeniu lub tez wspolpracuja z klientem miedzynarodowym. Mysle, ze faktycznie dla takich osob ta pozycja bedzie najbardziej przydatna. Ewentualnie jeszcze dla studentów, ktorzy studiuja za granica i zdaja egzaminy poza krajem pochodzenia - moze ulatwic zrozumienie istnienia roznic w systemie edukacji i percepcji.
Zdecydowanym plusem jest to, ze autorka lekko podsmiewa sie ze swojej amerykanskosci. Nie da sie ukryc, jest to ksiazka w kierunku amerykanskiego czytadla, z typowa przejrzystoscia i czasem tlumaczeniem oczywistosci, ma tez charakter popularnonaukowy, czyta sie lekko, zawiera duzo przykladow, ale jednoczesnie cala teoria tych skal bardzo dobrze trzyma sie kupy i przyzwoicie broni, totez moge szczerze polecic osobom zainteresowanym zglebieniem tematu jako mocna pozycje do przeczytania na poczatek.
To powinna być pozycja obowiązkowa dla każdej osoby, która pracuje w międzynarodowym środowisku.
Po przynudnawym wstępie w typowo amerykańskim stylu miałam ochotę odrzucić tą książkę, co też uczyniłam na miesiąc. Czytanie pierwszych rozdziałów jednak przełamuje tą wizję kolejnego amerykańskiego czytadła, które odkrywa truizmy I wywarza otwarte drzwi oczywistości.
Tutaj...
2017-07-09
2017-07-17
Świat szpiegów od kuchni w tempie dojrzewania sera pleśniowego.
A kiedy serwują Ci na koniec masz wrażenie, że smak rozczarowuje a sam ser chyba jeszcze do jedzenia nie dojrzały.
Ot, przemęczyłam, zachwytów nie rozumiem.
PO ANGIELSKU: język brytyjski. Z powodzeniem można się uczyć na tym słów, bowiem leksyka tej książki jest przebogata I urocza. Największy plus tej książki. Po 200 stronach zaczęłam skreślać wszystkie te "am I" , "don't you", "wouldn't we" na końcu zdania. Na większości stron pojawiają się po 4-5 razy co jest niebywale irytujące. Po skreśleniu jednak jakoś lepiej mi się czytało ;-)
Świat szpiegów od kuchni w tempie dojrzewania sera pleśniowego.
A kiedy serwują Ci na koniec masz wrażenie, że smak rozczarowuje a sam ser chyba jeszcze do jedzenia nie dojrzały.
Ot, przemęczyłam, zachwytów nie rozumiem.
PO ANGIELSKU: język brytyjski. Z powodzeniem można się uczyć na tym słów, bowiem leksyka tej książki jest przebogata I urocza. Największy plus tej...
Podczas gdy w Polsce dopiero co przetłumaczono poprzednią wersję, Caroline Hirons wydała pod koniec 2021 wznowioną i poprawioną edycję swojej, przez jej fanów nazywanej, "biblii".
Nie czytałam pierwszej edycji i choć miałam świadomość istnienia pani Hirons już od paru lat, jej youtube'owo a potem instagramowa osobowość nie robiła na mnie wrażenia. Sposób w jaki się wypowiada zawsze kojarzył mi się z jakąś wygadaną konsultantką w Sephorze, która zawsze wie lepiej i której nie przegadasz.
Tym niemniej kupiłam jej książkę i ją uwielbiam. Mogę być w tej kwestii stronnicza. Otóż stan mojej skóry nie szczególnie mnie zajmował, ani tym bardziej trendy (no może oprócz "polskie"+"wegańskie"). Zmieniło się to gdy w 2020 ciężko przeszłam covid i nieoczekiwanie wszystko co kładłam na twarz szczypało, piekło i bolało. Przez 2 tygodnie myłam twarz tylko wodą, błądząc i szukając kolejnych specyfików, które przyniosłyby jakąś ulgę. Porady aptekarki przynosiły tylko jakieś nietrafione zakupy.
Wróciłam zatem do bloga pani Hirons, w jej typowym stylu usłyszałam "do this, stop this nonsense, cermides, oils, you're dehydrated" i faktycznie pomogła. Udało mi się znależć coś co mi pomogło bez wydawania kasy na kolejne kosmetyki, na których jest napisane że czyni cuda, a tylko uczula.
Stąd stronniczość.
A teraz książka:
Styl jej wypowiedzi, łopatologiczny, na poziomie przedszkolaka, nierzadko, powtarzający niektóre fakty do znudzenia (np o chusteczkach nawilżanych) - cóż, to nadal jest. Czytając to po angielsku, z góry współczuję tłumaczowi. Ona mówi i pisze w stylu instagramowych live'ów i nie wiele da się z tym zrobić. To jej znak rozpoznawczy, tymi niewybrednymi komentarzami oraz zdumiewająvymi metaforami zapada w pamięć i za to ludzie ją cenią. Niemniej - to nadal babka , która opowiada ci o kosmetykach, które działają lub nie, ale z 25letnim doświadczeniem w branży. Ale wciąż sprzedawca z wieloletnim doświadczeniem w sprzedaży. I po wielu kursach sprzedaży. No - to widać i słychać. Nie czepiam się tego stylu i tego przekazu, bo on jest na miarę naszych czasów i na miarę współczesnej medialnej i telligencji, często zbyt in your face, ale to zapada, trafia i w rezultacie komuś coś zostaje w głowie z tej lektury.
Treść:
W kwestii cery wysuszonej przesusoznej itp z uwagi na powyżsżą stronniczość dla mnie to guru. W pozostałych kwestiach nie jestem żadną specjalistką, lecz prezentuje ona trend zgoła inny niż dotąd. Nazwijmy go "dermatologiczny", "składniki które działają, reszta to marketing". Odróżnia się tym na tle innych tego typu influencerek także w Polsce gdzie nawołuje się do stosowania kosmetyków "naturalnych", "eko", "organicznych", a przy tym pełnych olejków eterycznych i "naturalnych alergenów" od których cera może szczypać jeszcze bardziej. Dlatego przeczytamy raczej o takiej pielęgnacji cery w której "stop this nonsence, everything is natural" czyli marki /składniki które mają udowodnione naukowo działanie a nie zielony naturalny marketing.
To co mi się podoba to dość jasna struktura książki, opis typów cery, opis tego jakich kosmetyków używać w jakiej kolejności, opis róznych chorób cery, opis w jakim wieku używać więcej /mniej czego,na jakie "skin condition" (problemy skórne?) Stosować co, co używać w czasie ciąży a co w czasie menopauzy, czego nie używać nigdy i co na pewno nie zadziała, co pokochać bo bez korekcji chirurgicznej to wiele nie zdziałasz wieć oszczęść kasę.
Szczególnie podobał mi się ostatni rozdział o markach oraz marketingu w tym lista tez, które przemysł beauty wygłasza, a które nie maja zdaniem pani Hirons sensu. I...wiedząc, że pracuje ona w tej branży 25lat, to buduje jej wiarygodność. O wielu z nich pisze, że nie jest fanką i dlaczego.
Tego typu rozdział dość krytyczny wobec niektórych marek to wg mnie też znak czasów i dużej pewności siebie, gdyż będąc częścią tej branży i doradzając wielu markom, rozpoczyna publiczną dyskusję na temat szkodliwych jej zdaniem dla zdrowia ludzi trendów, oskarżając o to marki, te trendy promujące,wprost lub nie. Innymi słowy, C Hirons ma ambicję kształtować etyczne naukowe trendy, a nie BYĆ trendem.
Przy tym, doceniam również fakt, że propozycje kosmetyczne uwzględniają szerszy przedział cenowy. Wprawdzie wiele z nich to kosmetyki jednak high-end, to jednak można znaleźć coś z róznych półek.
To co do mnie nie trafiło w tej książce to promowanie lokalnych brytyjskich marek siłą rzeczy niedostępnych w Polsce, a także wyraźne sympatyzowanie z brandami swoich przyjaciół czyli markami Zelens, Kate Sommerville, Dr D Gross, Josh Rosebrook oraz Jordan Samuel. Z powyższych tylko DGross jest dostępna w Polsce. Niewykluczam, że to dobre marki, ale czytanie peanów pochwalnych na ich temat jest już dość męczące, bo robi to wszędzie i na każdym kanale jakby to był ostatni cud świata (np kosmetyk the blue cocoon jest kultowy tylko i wyłącznie dlatego że ona uczyniła go kultowym). Życzyłabym sobie, żeby do polskiego wydania, ktoś dopisał wstęp lub suplement z propozycją czegoś z lokalnego rynku.
Niemniej - dużo się z tej książki dowiedziałam nawet znając już blog czy oglądając czasem livey na instagramie.
Myślę, że to pozycja do której wrócę na pewno przed 40stką i później. Gdy cały internet pisze o pielęgnacji skóry dwudziesto i trzydziestolatek, w końcu ktoś poświęca uwagę osobom starszym oraz w czasie i po menopauzie. I choć mam 34l i dość normalną i nieskomplikowaną cerę, jak to ujęła Caroline, "the goal is OLD", starzenie czeka nas wszystkich.
Podczas gdy w Polsce dopiero co przetłumaczono poprzednią wersję, Caroline Hirons wydała pod koniec 2021 wznowioną i poprawioną edycję swojej, przez jej fanów nazywanej, "biblii".
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNie czytałam pierwszej edycji i choć miałam świadomość istnienia pani Hirons już od paru lat, jej youtube'owo a potem instagramowa osobowość nie robiła na mnie wrażenia. Sposób w jaki się...