Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Rzadko to piszę - strata czasu i pieniędzy. Pierwsze dwie strony były dobre.

Rzadko to piszę - strata czasu i pieniędzy. Pierwsze dwie strony były dobre.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo dobra książka. Dotyka intymnej sfery kobiecości - i dobrze, bo poza szkołami rodzenia jakoś się w naszej kulturze nie rozmawia o porodzie i połogu. W książce znajdują się też rozmowy na temat śmierci dziecka i matki, aborcji, dzieciach niechcianych i niepełnosprawnych, zapładnianiu in vitro. Muszę to powiedzieć, jako matka (świeżo upieczona, ale jednak) - nie czyta się tego miło. Miejscami brało mnie przerażenie i byłam przytłoczona tym, co może się przecież zdarzyć także i mnie. Jakbym zareagowała, gdybym się dowiedziała, że moje dziecko zmarło dwa dni przed porodem? Albo, ze noszę dziecko z tak masywnymi uszkodzeniami, że nawet, jeśli je urodzę, nie przeżyje więcej niż kilka dni?
Zastanawiałam się, czy polecić tę książkę matkom, albo przyszłym matkom. Ciężar niektórych zagadnień może je przytłoczyć, tak jak mnie. Doszłam do wniosku, że mimo wszystko polecę 'Mundrą' i to wszystkim kobietom. Nie można żyć w wiecznym szczęściu ignorując poważne tematy. Dlatego, z całego serca - polecam.

Bardzo dobra książka. Dotyka intymnej sfery kobiecości - i dobrze, bo poza szkołami rodzenia jakoś się w naszej kulturze nie rozmawia o porodzie i połogu. W książce znajdują się też rozmowy na temat śmierci dziecka i matki, aborcji, dzieciach niechcianych i niepełnosprawnych, zapładnianiu in vitro. Muszę to powiedzieć, jako matka (świeżo upieczona, ale jednak) - nie czyta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Subiektywne 8 gwiazdek. Wyjazd z Jeżyc mocno posłużył Borejkowskiej sadze, a klimat wiejskiego lata obudził wspomnienia z Nutrii i Nerwusa i Dziecka Piątku. Podziwiam Panią Musierowicz. Żeby w wieku 70 lat wciąż pisać tak udane książki o dorastaniu i młodzieńczej miłości, trzeba być kimś wyjątkowym.

Przy okazji, spóźnione wszystkiego najlepszego, Pani Małgorzato! : )

Subiektywne 8 gwiazdek. Wyjazd z Jeżyc mocno posłużył Borejkowskiej sadze, a klimat wiejskiego lata obudził wspomnienia z Nutrii i Nerwusa i Dziecka Piątku. Podziwiam Panią Musierowicz. Żeby w wieku 70 lat wciąż pisać tak udane książki o dorastaniu i młodzieńczej miłości, trzeba być kimś wyjątkowym.

Przy okazji, spóźnione wszystkiego najlepszego, Pani Małgorzato! : )

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wiele reportaży powtarza się z innych zbiorów. Te, których nie znałam, zrobiły na mnie duże wrażenie. Jak zwykle, w przypadku twórczości Wojciecha Tochmana.

Wiele reportaży powtarza się z innych zbiorów. Te, których nie znałam, zrobiły na mnie duże wrażenie. Jak zwykle, w przypadku twórczości Wojciecha Tochmana.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Witajcie w umyśle psychopatycznego mordercy. Od tej chwili przez 500 stron będziecie myśleć jak on, czuć to, co on i robić to, co on, czy Wam się to podoba, czy nie.
Jeśli miałabym kiedyś zwymiotować przy jakiejś książce, mogłaby to być ta książka.
Jeśli jakiś autor miałby kiedyś za swoją książkę dostać po pysku, to moim zdaniem Ellis miałby na to realne szanse.
Książka jest odrażająca, odrealniona, niemożliwa, nie do zniesienia.
Plus dla autora należy się za wykreowanie postaci Pata Batemana, mordercy, w którym można odnaleźć cechy psychopaty nawet wtedy, gdyby nie wiedziało się o jego, hm, hobby. Pozwolę sobie wyliczyć to, co zauważyłam: sztywność myśli i zachowań, przekonanie o wyższości własnych przekonań i przede wszystkim, przedmiotowe traktowanie istot żywych, a już zwłaszcza kobiet i homoseksualistów, którzy w umyśle Batemana są jakimś podgatunkiem, nie lepszym niż psy, które kupuje w sklepie zoologicznym i zabija dla rozrywki.
Mierząc wartość książki walorami literackimi, oceniłabym ją na przeciętną. Mierząc zdolnością do zapadania w pamięć - na genialną. W mojej osobistej opinii jest to książka obrzydliwa. Wiem, że już do niej nie wrócę.

Witajcie w umyśle psychopatycznego mordercy. Od tej chwili przez 500 stron będziecie myśleć jak on, czuć to, co on i robić to, co on, czy Wam się to podoba, czy nie.
Jeśli miałabym kiedyś zwymiotować przy jakiejś książce, mogłaby to być ta książka.
Jeśli jakiś autor miałby kiedyś za swoją książkę dostać po pysku, to moim zdaniem Ellis miałby na to realne szanse.
Książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zbiór baśniowych opowiastek. Na odprężenie, w chorobie, lub do poczytania dziecku. Bardzo mi się podobało.

Zbiór baśniowych opowiastek. Na odprężenie, w chorobie, lub do poczytania dziecku. Bardzo mi się podobało.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie mogę powiedzieć, że rozczarowała mnie ta książka. Czytało się lekko i dość szybko. Niewiele wiem o życiu Murakamiego, mimo to miałam wrażenie, że autor wplótł w treść sporo odniesień do siebie i swoich doświadczeń życiowych. Wydaje mi się, że kluczem do zrozumienia tej książki jest słowo "metafora".
Wtrącę jeszcze słówko na temat zakończenia, które w recenzji na jakimś portalu bądź blogu ktoś opisał ze skrzywieniem ust jako optymistyczne. Mnie zakończenie przeraziło. Dla mnie wcale nie było optymistyczne, wręcz przeciwnie! Murakami jakby urwał wpół zdania, każąc się czytelnikowi domyślić dalszego przebiegu sceny, która, w świetle wcześniejszego epizodu ze światem nierzeczywistym, powinna zaowocować szóstym... ale ok, bez spojlera.
Czy polecam? Tak, czemu nie? Akurat jest jesień. Murakami zawsze jest dobry na jesień.

Nie mogę powiedzieć, że rozczarowała mnie ta książka. Czytało się lekko i dość szybko. Niewiele wiem o życiu Murakamiego, mimo to miałam wrażenie, że autor wplótł w treść sporo odniesień do siebie i swoich doświadczeń życiowych. Wydaje mi się, że kluczem do zrozumienia tej książki jest słowo "metafora".
Wtrącę jeszcze słówko na temat zakończenia, które w recenzji na jakimś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie wiem, czego się spodziewałam, chyba czegoś podobnego do filmu. Z początku książka nawet mi się podobała, śmiałam się, szybko przewracając kartki. Tylko że im dalej w las (forrest), tym więcej nielogicznych i wziętych nie wiadomo skąd zwrotów akcji. Książka jest przerysowana, niemożliwa. Do tego stopnia, że grozi wykrzywieniem się miny w 'co ja pacze?', ewentualnie bardziej rozpowszechnione 'WTF?!'. Nie mówię, że całkiem mi się nie podobało. Czytało się naprawdę szybko i nawet przyjemnie. Po prostu książka nie odzwierciedla sensu życia tak pięknie, jak film.

Nie wiem, czego się spodziewałam, chyba czegoś podobnego do filmu. Z początku książka nawet mi się podobała, śmiałam się, szybko przewracając kartki. Tylko że im dalej w las (forrest), tym więcej nielogicznych i wziętych nie wiadomo skąd zwrotów akcji. Książka jest przerysowana, niemożliwa. Do tego stopnia, że grozi wykrzywieniem się miny w 'co ja pacze?', ewentualnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niedawno sięgnęłam po tę książkę ponownie, by przywołać do siebie wspomnienia z lat szczenięcych. Uwielbiałam Sienkiewicza, a 'W pustyni i w puszczy' była jego pierwszą książką przeczytaną przeze mnie.
I co?
I muszę powiedzieć, że nic ze wspominek nie wyszło. Pełna przygód podróż przez nieodkryty ląd pozostała w sferze dziecięcych marzeń. Dorosła kobieta, która czytała książkę, zaskoczona została mnóstwem uprzedzeń rasowych, religijnych i płciowych, jakie zostały jej zafundowane pod płaszczem przygody i patriotyzmu.
Panie Sienkiewiczu, nadal Pana kocham, miłością dziecka do ojca, ale po ponownej lekturze 'W pustyni i w puszczy' uświadomiłam sobie, że nadszedł czas, bym puściła Pana dłoń i rozpoczęła własną literacką przygodę. Dziękuję Panu za zaszczepienie we mnie miłości do powieści.

Niedawno sięgnęłam po tę książkę ponownie, by przywołać do siebie wspomnienia z lat szczenięcych. Uwielbiałam Sienkiewicza, a 'W pustyni i w puszczy' była jego pierwszą książką przeczytaną przeze mnie.
I co?
I muszę powiedzieć, że nic ze wspominek nie wyszło. Pełna przygód podróż przez nieodkryty ląd pozostała w sferze dziecięcych marzeń. Dorosła kobieta, która czytała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Krótkie, zabawne :) Przykład humoru, który się nie starzeje.

Krótkie, zabawne :) Przykład humoru, który się nie starzeje.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Troszkę za dużo Lovecrafta, jak na jeden raz dla osoby nie mającej z jego prozą wielu doświadczeń.
Opowiadania same w sobie bardzo mi się podobały. Sęk w tym, że każde ma podobny, przytłaczający klimat, co w moim przypadku było przyczyną robienia sporych przerw w czytaniu. Wraz z każdym kolejnym przeczytanym opowiadaniem zaobserwowałam też coraz wolniejszy rozwój akcji, co w praktyce dawało kilkadziesiąt stron nudy i tak napiętą końcówkę, że jeszcze parę minut po przeczytaniu oddychałam głęboko, starając się nie świrować i nie zaciągać w panice rolet (czytałam zawsze późną nocą). Czy to zaleta, czy wada? Nie wiem. Na pewno jest to cecha opowiadań Lovecrafta.
Polecam fanom baśni i mitów, fanom zjawisk nadprzyrodzonych, grozy, tajemnicy. Przestrzegam miłośników literatury popularnej przed językiem, któremu zdecydowanie bliżej do literatury pięknej, niż popularnej.

Troszkę za dużo Lovecrafta, jak na jeden raz dla osoby nie mającej z jego prozą wielu doświadczeń.
Opowiadania same w sobie bardzo mi się podobały. Sęk w tym, że każde ma podobny, przytłaczający klimat, co w moim przypadku było przyczyną robienia sporych przerw w czytaniu. Wraz z każdym kolejnym przeczytanym opowiadaniem zaobserwowałam też coraz wolniejszy rozwój akcji, co...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Chłopak czy dziewczyna? Lisa Papademetriou, Chris Tebbetts
Ocena 6,4
Chłopak czy dz... Lisa Papademetriou,...

Na półkach: ,

Idealny wybór na całodzienne plażowanie (sprawdzone!). Książka lekka, zabawna, napisana przystępnie, ale nie infantylnie tudzież z trudem. Przeczytałam w jeden dzień i dobrze się bawiłam. Polecam.

Idealny wybór na całodzienne plażowanie (sprawdzone!). Książka lekka, zabawna, napisana przystępnie, ale nie infantylnie tudzież z trudem. Przeczytałam w jeden dzień i dobrze się bawiłam. Polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oto Hollywood przyszło i zamieszkało na mojej półce z książkami, pod postacią 'Alienisty', Caleba Carra.
Pierwsze zetnięcie z książką - jak z superprodukcją w kinie, z małymi tylko zmianami technicznymi. Zapala się lampka nocna, z mroku nocnego stolika wynurza się tytuł pisany złotymi literami na czarnym tle. A potem przewraca się pierwsza strona i w wyobraźni tworzy się pierwsza scena.
Na wstępie zostaję zaszczycona spotkaniem z wielką postacią ze świata polityki - Theodorem Rooseveltem - jak z uznanym aktorem światowego formatu. Potem poznaję pozostałych aktorów i wpatruję się w piękną panoramę dziewiętnastowiecznego Nowego Jorku - ulice, kamienice, dorożki... Nagle kamera wpada pomiędzy budynki i zatrzymuje się na pierwszym miejscu zbrodni. Panowie w melonikach i z laseczkami w dłoniach, 'dżentelmeni', pochylają się nad zmasakrowanym ciałem chłopięcej prostytutki. Pojawia się Tajemnica i zawiązuje spisek mający na celu jej rozwiązanie.
Czytam więc dalej. Kamera nie pokazuje już Nowego Jorku, widuję tylko dżentelmenów wsiadających do dorożek i kamienice, te obskurne i te zadbane, na zmianę. Razem z dżentelmenami chodzę po restauracjach. Mam wrażenie, że w dziewiętnastowiecznym Nowym Jorku nie ma niczego, poza dorożkami, restauracjami, kamienicami i Metropolitan Opera. Ach, no i domami uciech. Czasem gdzieś się przewinie beztwarzowy tłum imigrantów, o którym dowiaduję się tylko, że jest groźny i może wywołać zamieszki.
Jest krwawo, akcja toczy się szybko. Nawet, gdy bohaterzy nie biorą właśnie udziału w jakiejś akcji wywiadowczej, prowadzą pełne napięcia rozmowy, kreślą na podstawie szczegółów profil mordercy. Używają odcisków palców, grzebią w kartotekach, przekupują ludzi, przeprowadzają błyskotliwe wywiady, każdy udany. Hm. Nie za łatwo to idzie? Okej, autor wiele razy podkreśla, że używają nowoczesnych metod, ale... nowoczesnych jak dla kogo. W takiej scenerii i takim klimacie, wolałabym wziąć udział w śledztwie prowadzonym bez porównywania odcisków palców. Doceniłabym je dużo bardziej. No, ale to szczegół, więc nie zrażam się, czytam dalej.
Zbliżam się powoli do rozwiązania akcji. Oto nadchodzi tak zwana cisza przed burzą, a potem bum! - i jestem w sercu punktu kulminacyjnego. Tutaj to dopiero czuć Hollywood. Tak. Nie tak. Inaczej. O, wstaje! A nie, jednak nie. Ach, więc to jeszcze nie koniec? Ale o co chodziło? A, już wiem, o to. No, ok, koniec książki.
No właśnie, koniec książki. Co to było, właściwie? Jakoś tak mignęło przed oczami.
Odkładam książkę na półkę. Jutro nie będę o niej pamiętać. Tak dla mnie kończy się historia 'Alienisty'. Gdyby to był film, nadawałby się świetnie na sobotni wieczór ze znajomymi, najlepiej na dużym ekranie. Film nakręcony z rozmachem, pełen efektów, ale jednocześnie taki, do którego już się później nie będzie wracać.

PS: Pozwolę sobie jeszcze wtrącić słówko na temat psychologii mordercy zastosowanej przy kreacji jednego z bohaterów 'Alienisty'. Autor w podziękowaniach na końcu książki przytacza tytuły książek, które wykorzystał przy pisaniu powieści. Dobrze, że się przygotował, ale, według mnie, coś poszło nie tak. Jego kreacja mordercy jest właśnie książkowa, sztuczna. Postać, której kreacja ta dotyczy, sprawia wrażenie tworzonej na szybko, według wiedzy podręcznikowej i na wzór kilku rzeczywistych postaci. To zlepek, który tak naprawdę nie ma twarzy ani własnego głosu. Szkoda.
W pewnym momencie książki zdenerwowałam się i zniechęciłam do autora, myśląc, że, nie mając dogłębnego przygotowania w kwestii psychiki mordercy (sama też takowego nie posiadam, ale kompletnym laikiem też nie jestem), na zbyt wiele sobie pozwolił. Sprawa dotyczy listu pozostawionego przez mordercę matce jednej z ofiar, który jest kalką listu przysłanego przez Alberta Fisha rodzicom zjedzonej przez niego Grace Budd, w 1934 r. Czytając ten list, miałam wrażenie, że autor w paru momentach bezczelnie zerżnął treść z oryginału. Rozchmurzyłam się nieco po przeczytaniu wspomnianych już podziękowań, w których autor przyznaje się do inspiracji listem Alberta Fisha. Niesmak jednak pozostał.
Dziękuję za uwagę.

Oto Hollywood przyszło i zamieszkało na mojej półce z książkami, pod postacią 'Alienisty', Caleba Carra.
Pierwsze zetnięcie z książką - jak z superprodukcją w kinie, z małymi tylko zmianami technicznymi. Zapala się lampka nocna, z mroku nocnego stolika wynurza się tytuł pisany złotymi literami na czarnym tle. A potem przewraca się pierwsza strona i w wyobraźni tworzy się...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Żywe trupy: Najskrytsze pragnienia Charlie Adlard, Robert Kirkman
Ocena 7,6
Żywe trupy: Na... Charlie Adlard, Rob...

Na półkach: ,

Cholernie dobry komiks. Szacun za całokształt.

Cholernie dobry komiks. Szacun za całokształt.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na starej płycie winylowej brytyjskiego zespołu, pomiędzy zabawnym Drive My Car a pełnym pretensji You Won't See Me, znajduje się krótka ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym. Stały rytm, delikatne, wysokie dźwięki gitary i dziwne słowa zachęcają do zamknięcia oczu i cofnięciu się do lat 60-tych, do zachłyśnięcia się rewolucją kulturalną, seksualnością i muzyką, jak wszystkimi kolorami tęczy. Dziewczyna zaprasza chłopaka do swego pokoju, wyłożonego modnym, tanim, norweskim drewnem. Rozmawiają do późna, chłopak liczy na coś więcej, lecz ona każe mu spać w wannie, a rano, gdy chłopak się budzi, jej już nie ma. W akcie zemsty za sprawiony zawód, chłopak pali pokój dziewczyny. Tytułowe norweskie drewno płonie do szczętu.
Od tego utworu wzięła nazwę powieść Murakamiego Norwegian Wood.
Tematyka powieści nie jest nowa, nie jest też raczej odkrywcza, z tego też powodu znajdą się osoby, których książka zwyczajnie znudzi. Sporo upraszczając, jest to powieść o dorastaniu i trudnych relacjach międzyludzkich.
Moim zdaniem tym, co zachwyca i jednocześnie przyciąga czytelników do Norwegian Wood, jest subtelność. Nie podobają mi się recenzje, które sprowadzają fabułę tej powieści do trójkąta miłosnego. Według mnie Murakami wychodzi daleko ponad tego typu podział, kreśląc relacje między bohaterami nie grubym markerem, ale całym zestawem kolorowych cienkopisów. Z tego szkicu nie wychodzą jednak bezkształtne bazgroły, a, co ciekawe, całkowicie przezroczysta kartka, przez którą można widzieć świat, ale nie można się z nim porozumieć. Taki symbol samotności.
Norwegian Wood jest napisane przystępnym, prostym językiem i opisuje codzienność, lecz gdzieś między kartkami kryje się magia, którą ciężko na pierwszy rzut oka dostrzec. Może to właśnie owa subtelność sprawia, w rzeczach codziennych czytelnik zauważa pewną niezwykłość.
Powieść tę należy przeczytać do końca, aby spróbować ją zrozumieć. Na pierwszy rzut oka wszystko tu jest proste i nie ma się nad czym zastanawiać, ale Murakami okrasza swą fabułę szczegółami nie do końca jasnymi, tworzy ścieżki, którymi czytelnik może pójść, choć nie musi. Już samo to, że powieść rozpoczyna się dwadzieścia lat po opisywanej przez Watanabe historii, jest wkazówką: "Czytasz nie po to, żeby zobaczyć, jak to się skończyło, a po to, żeby zrozumieć, dlaczego tak się stało". Jeśli chodzi o mnie, nadal mam kilka pytań, na które pewnie prędko nie znajdę odpowiedzi.
Komu się ta książka spodoba? Wielu książek Murakamiego nie czytałam, więc nie wiem, czy polecać ją wielbicielom jego prozy, chociaż, co się będę, wielbiciele pewnie i tak przeczytają, o ile już tego nie zrobili. Poleciłabym ludziom szukającym obyczaju podanego w prostej, acz pięknej, efemerycznej formie. Może się też spodobać tym, którzy lubią zgłębiać ludzkie charaktery, bądź wrażliwcom. To książka dobra na okres jesienno-zimowy.
Nie wiem, czy komuś odradzać. Moim zdaniem nie ma człowieka lubiącego książki, któremu chciałabym powiedzieć 'Nie czytaj, to nie dla Ciebie, nie spodoba Ci się'.
I już.

Na starej płycie winylowej brytyjskiego zespołu, pomiędzy zabawnym Drive My Car a pełnym pretensji You Won't See Me, znajduje się krótka ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym. Stały rytm, delikatne, wysokie dźwięki gitary i dziwne słowa zachęcają do zamknięcia oczu i cofnięciu się do lat 60-tych, do zachłyśnięcia się rewolucją kulturalną, seksualnością i muzyką, jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Biorąc do ręki tę książkę, wiedziałam dwie rzeczy: że chcę ją przeczytać, i że mi się nie spodoba. Miałam rację.
Kiedyś, w dalekiej przeszłości, zwykłam czytać pewien katolicki miesięcznik. Przyciągały mnie w nim tzw 'świadectwa', czyli listy różnych osób, którym Jezus pomógł. Nosiły one mniej więcej takie tytuły: "Strzeżcie się jogi", "Zło czaiło się w aikido", "Moja walka z samogwałtem", "Jezus jest zwycięzcą", "Niebezpieczeństwo pornografii", "Demony istnieją!" (o wywoływaniu duchów) itp. Książka "Byłam czarownicą" to dokładnie ten sam typ tekstu. Mocno subiektywna, sensacyjna, miejscami egzaltowana opowieść. Ogromnie nietolerancyjna w swym pragnieniu chronienia niewinnych duszyczek. Jak dla mnie również mało wiarygodna.
Nie polecam książki osobom młodym i naiwnym - tylko się przestraszą. Nie polecam jej również tym, którzy szukają swojej religijnej ścieżki, no chyba, że poszukują umocnienia w wierze katolickiej - wtedy znajdą to, czego szukają. Jeśli miałabym opisać, jak wyobrażam sobie reakcje różnych ludzi na tę ksiązkę, to powiedziałabym, że katolicy będą ją uwielbiać, wiccanie się nią zdenerwują (i słusznie), we wrażliwych zasieje ziarno zwątpienia, a twardo stąpający po ziemi nawet jej nie skończą, bo uznają, że nie warto.
Osobiście nie polecam.

Biorąc do ręki tę książkę, wiedziałam dwie rzeczy: że chcę ją przeczytać, i że mi się nie spodoba. Miałam rację.
Kiedyś, w dalekiej przeszłości, zwykłam czytać pewien katolicki miesięcznik. Przyciągały mnie w nim tzw 'świadectwa', czyli listy różnych osób, którym Jezus pomógł. Nosiły one mniej więcej takie tytuły: "Strzeżcie się jogi", "Zło czaiło się w aikido", "Moja walka...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Spirala Roderick Gordon, Brian Williams
Ocena 7,6
Spirala Roderick Gordon, Br...

Na półkach: ,

Chyba się starzeję, bo ta książka zupełnie do mnie nie trafia. Zresztą tak, jak poprzednia część. Póki cała historia opierała się na poznawaniu podziemnego świata, póty mi się podobało. Teraz, gdy fabuła zwróciła się w stronę walki ze złowrogą rasą panującą, książka mnie po prostu nudzi. Do tego te wstawki z pożeraniem ludzi, rozwalaniem głów i Bóg wie, czym jeszcze... nie wiem, czemu ma to służyć. I nie wiem, dla kogo jest ta książka: dla dzieci, czy dla dorosłych? Cykl zaczynał się, jakby miał być przygodówką dla dzieci, ale czytając tę i poprzednią część stwierdziłam, że nie dałabym tego do czytania swojemu dziecku. Co więcej, dorosłemu też nie, bo zwyczajnie by się nie spodobało, nie trzymało pewnego poziomu.
Dlatego wydaje mi się, że chyba się starzeję.
Nic, następną część też pewnie przeczytam, z przyzwyczajenia. Życzę powodzenia autorom.

Chyba się starzeję, bo ta książka zupełnie do mnie nie trafia. Zresztą tak, jak poprzednia część. Póki cała historia opierała się na poznawaniu podziemnego świata, póty mi się podobało. Teraz, gdy fabuła zwróciła się w stronę walki ze złowrogą rasą panującą, książka mnie po prostu nudzi. Do tego te wstawki z pożeraniem ludzi, rozwalaniem głów i Bóg wie, czym jeszcze... nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jednego nie odmówię tej opowieści - łatwości w czytaniu. Całej reszty już jej odmówię.
Spojrzenie na problem holocaustu poprzez infantylizm przypomina mi zgrzytanie zębami, i taki też ma, w moim przypadku, efekt - złościłam się podczas czytania właściwie bez ustanku. Przesłanie powieści wydaje mi się za proste. Nie widzę tu zła rodzącego się w umysłach ludzkich, widzę chłopca, któremu oszczędzano strasznej prawdy, a sam nie potrafił (lub nie chciał) się jej domyślić. Ogólnie podsumowując: wkurzająca bajka, o której będę pamiętać tylko dlatego, że wielu innym ludziom się podoba. Tani tragizm, płytki sens, rozmyta sceneria.
No, popsioczyłam :)
My, Polacy, drugą wojną światową i masową zagładą Żydów jesteśmy naznaczeni. Mam wrażenie, że w żadnym innym kraju nie pielęgnuje się tej pamięci tak, jak u Nas i że w żadnym innym kraju nie czyta się tyle na ten temat, co u Nas. Dlatego oczekiwałam po 'Chłopcu' czegoś więcej. A dostałam...
Jeśli ktoś koniecznie chce, to polecam, ale ot, żeby zobaczyć, o co chodzi.

Jednego nie odmówię tej opowieści - łatwości w czytaniu. Całej reszty już jej odmówię.
Spojrzenie na problem holocaustu poprzez infantylizm przypomina mi zgrzytanie zębami, i taki też ma, w moim przypadku, efekt - złościłam się podczas czytania właściwie bez ustanku. Przesłanie powieści wydaje mi się za proste. Nie widzę tu zła rodzącego się w umysłach ludzkich, widzę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Oscar Wilde we wstępie do "Portretu Doriana Graya" napisał: "W rzeczywistości sztuka odzwierciedla widza, nie życie." To chyba z powodu tej prawdy tak trudno mi ocenić "Dziecię boże" Cormaca McCarthy'ego. Wychowałam się na wsi, co, dla mnie akurat, jest czymś, co pozytywnie wyróżnia z grona wilków miejskich. Ale dzięki temu dobrze znam problemy, z którymi zmaga się tożsamość wielu polskich wsi, znam też, co może akurat teraz istotniejsze, strukturę takiego małego skupiska ludzkiego. Wiem, jakie piękno na co dzień oferuje przyroda tej garści ludzi, którzy znają pięć słów na krzyż i przetapiają psy na smalec. Znałam "panów", o których każdy, szczycący się zadbanym ogródkiem mieszkaniec mówił z lekkim skrzywieniem ust. Znałam rodziny, bogate jedynie w dzieci. Znałam też, i to nawet dość blisko, mężczyznę, który przez pewien czas żył jak Lester Ballard - po ludziach, w opuszczonych szopach itp. Pamiętam, jak wielki szacunek miałam dla jego umiejętności przeżycia i wiedzy o lesie. Swoją drogą, zabawne, w jaki sposób teraz zapewniam mu nieśmiertelność - bo facet nie żyje już od kilku lat, powiesił się, gdy poważnie zachorował, gdy stało się jasne, że cały i zdrowy z tego nie wyjdzie. Mogę jedynie powiedzieć, że na tę nieśmiertelność zasługuje.
Teraz do rzeczy.
"Dziecię boże" to mieszanka piękna, oniryzmu i pewnego rodzaju romantyzmu z brudną rzeczywistością, w której niezbędne do przeżycia czynności wykonuje się machinalnie, a smród i mróz są do tego stopnia przy tym nieodłączne, że nie zwraca się na nie uwagi. Kontrast jest na tyle duży, że większość ludzi opisuje tę książkę, jako wstrząsającą, a głównego bohatera jako odrażającego. Na pewno jest w tym prawda, ale mam wrazenie, że takie spojrzenie przyćmiewa powody, z jakich Ballard postępuje, jak postępuje. Wielu ludzi miało takie wrażenie przede mną, stąd drugie spojrzenie na książkę: obraz zrodzonego przez społeczeństwo potwora.
Oczywiście, widzę tu potwora i boję się go, czuję niesmak, gdy czytam o tym, co robił, widzę też wyraźnie całe jego otoczenie i to, jaki miało, a raczej jakiego nie miało udziału w tym wszystkim. I właśnie dlatego, że nie jest mi obcy syndrom bitego psa, o mało się nie popłakałam pod koniec. Z żalu nad tym człowiekiem. Chętnie napisałabym więcej, ale nie chcę przez nieuwagę popsuć komuś czytania. Sam fakt, jak bardzo podziałały na mnie losy Ballarda, zmusił mnie do zapytania samej siebie, czy aby na pewno wszystko pod sufitem równiutkie. Chyba nie chcę znać odpowiedzi.
Strona techniczna wydała mi się bez zarzutu, chociaż do sławnej "Drogi" jej daleko. Autor wplótł pod koniec do tekstu trochę moralizatorstwa, które przy całej jego poetyckiej oszczędności wydało mi się nachalne i nie na miejscu. Losy Ballarda poprowadzone w miarę wiarygodnie, plus za poszerzenie wiedzy o życiu w kilku konkretnych aspektach.
Muszę się poważnie zastanowić, komu to polecić. Najchętniej napisałabym 'nikomu', ale nie dlatego, że książka jest słaba, tylko z obawy o to, jak zostanie zrozumiana. Z drugiej strony, czy mam na to jakikolwiek wpływ?
Napiszę, komu nie polecam: osobom wrażliwym, nastawionym na rozrywkę i przyjemność, szukającym czegoś na poprawę humoru.
O, wiem, komu polecam. Inteligentnym.

Oscar Wilde we wstępie do "Portretu Doriana Graya" napisał: "W rzeczywistości sztuka odzwierciedla widza, nie życie." To chyba z powodu tej prawdy tak trudno mi ocenić "Dziecię boże" Cormaca McCarthy'ego. Wychowałam się na wsi, co, dla mnie akurat, jest czymś, co pozytywnie wyróżnia z grona wilków miejskich. Ale dzięki temu dobrze znam problemy, z którymi zmaga się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedna z tych ważnych książek, które każdy musi sobie sam przeczytać, żeby je przeżyć, przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Nie będę tutaj uprawiać grafomaństwa, w głównym opisie jest wszystko, co potrzeba, aby zachęcić, bądź odstraszyć.
U mnie maksymalna liczba gwiazdek, zarówno za treść, jak i jej przedstawienie.

Jedna z tych ważnych książek, które każdy musi sobie sam przeczytać, żeby je przeżyć, przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Nie będę tutaj uprawiać grafomaństwa, w głównym opisie jest wszystko, co potrzeba, aby zachęcić, bądź odstraszyć.
U mnie maksymalna liczba gwiazdek, zarówno za treść, jak i jej przedstawienie.

Pokaż mimo to