-
ArtykułyZakładki, a także wszystko, czego jako zakładek używamy. Czym zaznaczasz przeczytane strony książek?Anna Sierant29
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać368
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać8
Biblioteczka
2017-05-18
Kilka miesięcy temu na Facebooku trwałą dyskusja znanych w środowisku horroru osób, w której padły stwierdzenia, że Edward Lee jest jednym z lepszych kontynuatorów tradycji Lovecrafta.
Nie, nie jest. I nie zrozumcie mnie źle - to nie jest kolejna zła książka. Blisko 2/3 jej treści mnie wciągnęło, zaintrygowało, stworzyło iluzję, iż obcuję z dziełem znacznie przebijającym dotychczasowe pozycje Edwarda Lee na naszym rynku. Duża w tym zasługa nieepatowania makabrą na siłę. Powieść przez ten czas snuje się wolno, jest odpowiednio stonowana, a wszechobecne nawiązania do jednej z bardziej znanych powieści Mistrza jedynie zwiększają ciekawość. Nie ma w tutaj grozy, jest za to tajemniczość... i w zupełności mi to wystarcza.
Niestety, w pewnym momencie dochodzi do otwarcia drzwi, za którymi czyhać ma na bohatera groza, i to się nie udało. Otrzymujemy tutaj typowe zagrywki Edwarda Lee, dla odmiany przesunięte do granic absurdu. Charakterystycznym dla tego pisarza jest to, że lubi szokować, ale tutaj nie robi tego dobrze. Umieszczając nierealne rzeczy w nierealnym świecie sprawił, że to wszystko nie robi na nas żadnego wrażenia. Wręcz przeczy to stwierdzeniu autora, że jest to pastisz, ponieważ nie odnosi się on ani do stylu autora, ani nie jest świadomym naśladownictwem Widma na Innsmouth.
Wyjątkiem mogą być tutaj dialogi. Powszechnie mówi się, że Lovecraft miał problem z ich pisaniem. Nie wiem czy jest to świadome nawiązanie, czy też nie, jednak odnosi się wrażenie, iż główny bohater jest idiotą. Rozmowy dodatkowo cierpią na przesadną ekspozycję, zwłaszcza, że często wspomina się tam o rzeczach, których czytelnik domyślił się kilkadziesiąt stron wcześniej.
Muszę przyczepić się do jeszcze jednego. Zostaje wyjaśnione niemal wszystko. Każdy jeden element. Brakuje tutaj zagrożenie przed nieznanym. Przez takie zakończenie ulatnia się cały kosmiczny horror. Dlatego podtrzymuję swoje zdanie, że Edward Lee nie jest dobrym kontynuatorem idei Lovecrafta, ponieważ oczekuję czegoś znacznie więcej niż typowego "fanserwisu", a pod tym względem książka nie oferuje nic innego. Mimo wszystko, mam nadzieję, że w przyszłości Dom Horroru wyda na naszym rynku The Dunwich Romance, które to bez wahania zamówiłbym w przedsprzedaży. Mimo mojego narzekania powinniście dać szansę Zgrozie w Innswich. Przez długi czas książka sprawia niesamowicie dobre wrażenie, a mimo znacznie gorszego zakończenia nie czuję się rozczarowany.
Kilka miesięcy temu na Facebooku trwałą dyskusja znanych w środowisku horroru osób, w której padły stwierdzenia, że Edward Lee jest jednym z lepszych kontynuatorów tradycji Lovecrafta.
Nie, nie jest. I nie zrozumcie mnie źle - to nie jest kolejna zła książka. Blisko 2/3 jej treści mnie wciągnęło, zaintrygowało, stworzyło iluzję, iż obcuję z dziełem znacznie przebijającym...
Ciężko mi powiedzieć do kogo kierowana jest ta książka. Może dlatego, że sam jestem bezdzietny, jednak nie wiem czy zdecydowałbym się na czytanie tego swojemu dziecku. Jednak są ciekawsze bajki niż te opowiadające o kompensatorach na Sokole Millenium? Może nadałoby się dla ciut bardziej podrośniętego dziecka, ale wydaje mi się, że za mało w niej treści. I to jest największy minus tej książki - masę materiału źródłowego po prostu wycina, w tym chyba wszystkie zabawne sceny, które moim zdaniem powinny być główną atrakcją dla młodego czytelnika. Co przy dość biednych i pośpiesznych opisach sprawia, że niewiele tutaj do czytania. Niestety tym bardziej nie jest to książka dla fanów Star Wars. A szkoda, bo liczyłem chociaż, że rzuci troszkę więcej smaczków niż Rey latającą na symulatorze.
Plusem są niewątpliwie bardzo dobre ilustracje.
Ciężko mi powiedzieć do kogo kierowana jest ta książka. Może dlatego, że sam jestem bezdzietny, jednak nie wiem czy zdecydowałbym się na czytanie tego swojemu dziecku. Jednak są ciekawsze bajki niż te opowiadające o kompensatorach na Sokole Millenium? Może nadałoby się dla ciut bardziej podrośniętego dziecka, ale wydaje mi się, że za mało w niej treści. I to jest największy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZ cztery lata temu sięgnąłem po jeden z innych poradników Mastertona, jeszcze w innym wydaniu. Wydaje mi się, że mogła to być Magia Seksu. To co zapamiętałem z lektury, nie licząc oczywiście mniej lub bardziej przydatnych porad, to listy, które zawierały nieźle opisane sytuacje łóżkowe. Działało to niezwykle pobudzająco na mój młodociany umysł. Buszując po dyskoncie książkowym, trafiłem na Potęgę Seksu, którą niezwłocznie nabyłem ze względu na pewną wartość sentymentalną. I muszę przyznać, że trochę się rozczarowałem. Standardowy do bólu poradnik seksualny, z listami, które mają za zadanie udowodnić tezy autora. Ciekawe czy oszukała mnie pamięć, czy może autor, kierując książkę do mężczyzn, zrezygnował z owych opisów. Diabeł kusi mnie, by to sprawdzić.
Z cztery lata temu sięgnąłem po jeden z innych poradników Mastertona, jeszcze w innym wydaniu. Wydaje mi się, że mogła to być Magia Seksu. To co zapamiętałem z lektury, nie licząc oczywiście mniej lub bardziej przydatnych porad, to listy, które zawierały nieźle opisane sytuacje łóżkowe. Działało to niezwykle pobudzająco na mój młodociany umysł. Buszując po dyskoncie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Gdzie jest Nemo?" A gdzie był redaktor, że przepuścił coś takiego?
Poza tym o wiele milej wspominam Księżniczkę po Przejściach, która opowiadała więcej, ciekawiej, śmieszniej... Tutaj jest nijako, a wnikanie w jej "związek" z Harrisonem Fordem nie jest tak ciekawe jak mogłoby się wydawać.
"Gdzie jest Nemo?" A gdzie był redaktor, że przepuścił coś takiego?
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPoza tym o wiele milej wspominam Księżniczkę po Przejściach, która opowiadała więcej, ciekawiej, śmieszniej... Tutaj jest nijako, a wnikanie w jej "związek" z Harrisonem Fordem nie jest tak ciekawe jak mogłoby się wydawać.