Szaleństwo i metoda

Okładka książki Szaleństwo i metoda
Alejo Carpentier Wydawnictwo: Czytelnik Seria: Nike literatura piękna
442 str. 7 godz. 22 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Nike
Tytuł oryginału:
EL Recurso del metodo
Wydawnictwo:
Czytelnik
Data wydania:
1980-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1980-01-01
Liczba stron:
442
Czas czytania
7 godz. 22 min.
Język:
polski
ISBN:
8307000289
Tłumacz:
Kalina Wojciechowska
Tagi:
Kalina Wojciechowska powieść kubańska
Średnia ocen

                7,8 7,8 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,8 / 10
19 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
1178
1154

Na półkach: ,

Kolejny rozbuchany fresk wybitnego Autora i następne objawienie, pozwalające mi umocnić się w nienaruszalnym przekonaniu, że Alejo Carpentier „wielkim pisarzem był”. To czwarta jego książka, z którą miałem rozkosz obcować. Każda napełniła moją duszę tym, czego potrzebuję nie mniej niż jadła i napoju.

Tym razem to kipiąca erudycją i odwołaniami do przeróżnych tekstów kultury, kunsztownie napisana (te wspaniale, rozciągnięte po sam horyzont, wielokrotnie złożone zdania!), rzecz o naturze władzy – tyrańskiej, niekontrolowanej, a kontrolującej wszystko, okrutnej, a zarazem i groteskowej, bo od tragedii do farsy tylko krok, zwłaszcza w tym wymiarze życia, jaki od zawsze aż po cywilizacji kres niezmiennie gwarantuje nam polityka – czy to w Ameryce Łacińskiej, czy w bliższych nam szerokościach geograficznych. Złowrogi Pierwszy Funkcjonariusz to uniwersalna figura człowieka Trzymającego Władzę – gdziekolwiek bądź.

Poznajemy w pełni naturę tego prezesa wszystkich prezesów, który realizuje stały scenariusz każdego satrapy. Niektóre zachowania jakbyśmy skądś świetnie znali….

„Wiedział, że jest znienawidzony przez większość poddanych i świadomość tego wzrastała jako reakcja przeciw zewnętrznemu aspektowi rzeczy, powierzchownym satysfakcjom i uciechom, jakie znajdował w serwilizmie, uniżoności i pochlebstwach tych, którzy byli od niego zależni, wiążąc swoje interesy i dobrobyt z możliwie najdłuższym trwaniem mandatu zapominającego o wszelkiej praworządności i konstytucji”.

„Słowa, setki razy zdementowane przez jego czyny (...) odarte z treści., suche, jałowe, nieprzydatne. Przez cale lata filarami jego wielkich przemówień politycznych były słowa Wolność, Wierność, Niepodległość, Suwerenność, Honor Narodowy, Święte Zasady, Niepodważalne Prawa, Sumienie Obywatelskie, Wierność Naszym Tradycjom, Misja Historyczna, Obowiązki Wobec Ojczyzny etc.”

Ale po czasie…. „Słowa. Słowa. Słowa. Zawsze te same słowa. Ale przede wszystkim nie mówić o Wolności, kiedy w więzieniach pełno więźniów politycznych. Ani słowa o Honorze Narodowym ani Obowiązkach Wobec Ojczyzny – bo tych konceptów używali zawsze zbuntowani wojskowi. Nic o Misji Historycznej ani Popiołach Bohaterów - z tego samego powodu. Żadnej Niezależności – bo w jego wypadku za bardzo zbliżała się do zależności. Nic o Cnotach – kiedy powszechnie wiedziano, że jest właścicielem najbardziej dochodowych przedsiębiorstw w kraju. Nic o Niepodważalnych Prawach – ponieważ nie uznawał ich, kiedy okazywały się sprzeczne z jego jurysprudencją osobistą. Zdecydowanie wyczerpywał się jego słownik.”

Jak zaś Drogi Przywódca reaguje, gdy mu ktoś przypomina, że Konstytucja mówi o wyborach w nieprzekraczalnym terminie: ”- Ale kto, do cholery powiedział, że tu się odbędą jakiekolwiek wybory?- krzyknął Pierwszy Funkcjonariusz”. Po czym przypomniał artykuł tejże Konstytucji, iż wyborów nie można organizować podczas wojny: „Jeszcze pozostajemy w stanie wojny z Węgrami (to lata 20. XX wieku – przyp. mój) . Nie podpisałem traktatu z Węgrami bo tam panuje chaos (…) Teraz urządzić wybory to pogwałcić konstytucję ”. (Kojarzy się z niesławnymi wyborami kopertowymi???)

Jakby co, to mamy coś w zanadrzu na wroga wewnętrznego:

„A jeżeli będą zabici – rzekł Pierwszy Funkcjonariusz, kończąc zapinać kurtkę munduru polowego – żadnych uroczystych pogrzebów z niesieniem trumny na ramionach i przemówieniami nad grobem. To są manifestacje polityczne pod przykrywką żałoby. Oddać nieboszczyka rodzinie i niech go zakopią, bez krzyków i błazeństw, bo inaczej cała rodzina, razem z matką, dziadkami i pociotkami, pójdzie do więzienia”…

„I zaczęła się nowa maskarada. Zaciskane sznury, frezery dentystyczne świdrujące zdrowe zęby, chłosta kijami i kańczugami, kopanie w jądra i ludzie wieszani za przeguby i kostki nóg, i ludzie zmuszani stać przez cale dni na kołach wozu, nagie kobiety pędzone szablami przez korytarze, gwałcone, przypalane rozgrzanym do czerwoności żelazem, były rozstrzeliwania sfingowane i rozstrzeliwania prawdziwe, plamy krwi i ołów mauzerów na ścianach pachnących jeszcze zaprawą murarską, były defenestracje i krzyżowania, ludzi przewożono na Stadion Olimpijski, gdzie więcej było przestrzeni do masowego rozstrzeliwania - co pozwalało zaoszczędzić czas, jakiego wymagało formowanie plutonów egzekucyjnych”.

„Trzeba było dokonać przed bitwą wielkiej operacji oczyszczającej: palić domy i wsie, rozstrzeliwać po doraźnym sadzie wszystkich podejrzanych, rozpędzać wszystkie zabawy taneczne, zebrania z okazji chrzcin i rocznic urodzin, które tylko były pretekstami do uprawiania szeptanej propagandy, przekazywania wiadomości i organizowania powstań – nie zapominając o uroczystych czuwaniach przy zwłokach, których jakimś dziwnym przypadkiem nie było w trumnie”.

A pierwszy w państwie to – niczym w stadzie jeleni - także i pierwszy w rui: „O zmierzchu prowadził jakąś zakwefioną damę do sypialni Pierwszego Funkcjonariusza. („Niech pan tylko nie umrze tak, jak umarł prezydent Felix Faure” – mówił niezmiennie sekretarz, zostawiając swój depozyt w rękach szefa. „Attyla i Felix Faure to ci dwaj mężczyźni, którzy mieli najpiękniejszą śmierć”- równie niezmiennie odpowiadał Pierwszy Funkcjonariusz)” – a śmierć Faure do wyguglowania….

Przywódca w tym zbożnym celu udaje się też i na zewnątrz - incognito: „Dom publiczny wyższej kategorii, gdzie wzbroniony był wstęp każdemu, kto miałby skórę ciemniejszą niż minister robót publicznych - przyjęty jako miara oceny, bo aczkolwiek nie był czarną owcą gabinetu ministrów, to niewątpliwie mógł uchodzić za jego owcę najbardziej „przypieczoną” słońcem”.

Z rozlicznych słabości Pierwszego nieostatnią jest alkoholizm: ”I nadal krążył od fotela do fotela, wychylając ostatni kieliszek, który zawsze okazywał się przedostatnim”.

Jak każdy władca, kocha sztukę, zwłaszcza gdy ogrzewa go jej blask. Zupełnie kapitalne są opisy, jak to Pierwszy Obatel zakłada operę i sprowadza gwiazdy, z Enrico Caruso na czele. Ale i na przedstawieniu opozycja nie będzie próżnować. Gdy już wredny Scarpia dostanie nożem w serce, na galerii rozlegają się owacje i okrzyki: ”Precz z tyranem!”; wybuchają petardy. Wystawne wystawienie kończy się sromotą, którą na dobre obrzydzi władzy operę…

A skoro „taki mamy klimat”, to i muzyka staje przed nieznanymi gdzie indziej wyzwaniami: „Czasem jakiś grzechotnik czy inny jadowity wąż wśliznął się na koncert, lecz zawsze w porę dostrzeżony przez wiolonczelistę, który najczęściej ze wszystkich muzyków patrzy na ziemię, gad padał martwy od uderzenia, celnie wymierzonego grzbietem smyczka”.

Jak każdy władca, Mandatariusz dba o cenzurę, a gdy ta coś przepuści, z nawiązką naprawia błąd: „Ktoś zadał ironiczne pytanie, czy ten Santa Klaus w czapce z lekka frygijskiej, mimo białego obramowania, cały ubrany na czerwono, nie jest przypadkiem czerwony w najbardziej niebezpiecznym sensie tego słowa. Ale nie wyszedł ten śmiały żart dziennikarzowi na zdrowie, bo jeszcze w Wielkim Tygodniu siedział zamknięty razem z homoseksualistami i sutenerami w celi nr 13 Wzorowego Więzienia".

Ale każda dyktatura ma kiedyś swój kres, choćby i po 20 latach. Nadchodzi taki czas: „I upadali szefowie rządów, upadali dowódcy garnizonów, upadali mandatariusze w mundurach czy kapeluszach panamskich, w nieustającej rozgrywce ustąpień i zastąpień, renominacji i denominacji, kompetencji odbieranych i przywracanych, niewdzięcznych misji powierzanych tym, którzy chcieli zostać w domu, dymisji nakazywanych telegraficznie i powoływania starych współpracowników popadłych w niełaskę, patriotycznych deklamacji i apelów do zgody i pojednania dla dobra narodu”.

W ramach tego dyktator zaprosi do siebie przywódcę rewolucjonistów, zamiast oddać swoim siepaczom. W genialnie skonstruowanej przez Autora scenie odegra przed nim komedię pt. „Wszyscy chcemy dobra naszego państwa”. Gdy nie uda mu się próba przekupstwa, dla kaprysu puści go wolno, dodając: „A najgorsze, że ci zazdroszczę: gdybym był w twoim wieku, byłbym po twojej stronie”.

„- Zostań tu, jeśli chcesz. Ale poczynając od wtorku, policja otrzyma rozkaz, żeby cię zabić, gdziekolwiek cię znajdzie.
- Moja śmierć zrobi panu jak najgorsza reklamę.
- Mój synu, Prawo Ucieczki jest kłamstwem powszechnie uznawanym. Tak samo prawo do samobójstwa zbiega czy tego, kto się powiesił w swej celi, bo zapomniano odebrać mu sznurowadeł. I dzieje się to w krajach najbardziej cywilizowanych, choćby miały najwspanialsze Ligi Praw Człowieka”.

A na samo pożegnanie taki dialog: „- W twoich oczach muszę wyglądać na coś w rodzaju Kaliguli, nie? – Raczej konia Kaliguli – odpowiedział w porywie niewiarygodnej bezczelności, zanim zbiegł po schodach z szybkością wiewiórki.

Ale jest coraz gorzej, czyli lepiej: „Na wszystkich murach, wszystkich płotach w mieście tysiące tajemniczych rąk wypisało kredą białą, niebieską, czerwoną, jedno zdanie, zawsze to samo: +Niech idzie precz! Precz z nim!+”.

A przed upadkiem próba szantażu współpracowników (może i my się doczekamy?): „Jeśli jego rodacy uznają jego odejście za konieczne i jeśli jego najwierniejsi współpracownicy podzielają ten punkt widzenia, gotów jest przekazać władzę natychmiast temu, kto uważa się za najbardziej powołanego, żeby ją przejąć. „Czekam na waszą odpowiedź, panowie”. Ale panowie nie odpowiadali. I po kilku minutach osłupienia, śmiertelnego obrachunku z rzeczywistością nastąpił Strach, Wielki Strach, Siny Strach, niepokonany. Wszyscy pomyśleli nagle, spoglądając na siebie wzajem, że pozostanie na stanowisku , obecność, nieugiętość, a przede wszystkim pełna akceptacja odpowiedzialności, pełne przejęcie na siebie win tego, który czekał na jakiś głos ze wzrastającą niecierpliwością, jest jedyną rzeczą, jaka ich może ocalić przed czymś, co już krążyło wokół ich domów".

Zaraz potem zbyt zasiedziały lokator Pałacu Prezydenckiego jest zmuszony – dość szczęśliwie dla siebie - wymknąć się z niego podczas antyrządowych zamieszek jak szczur ambulansem, udając kogoś innego. Potem trafia pod opiekuńcze skrzydełka amerykańskiego konsula. Bo choć Dobry Wujek Sam ma już serdecznie dość tej żałosnej postaci, to nie opuści wszak w potrzebie kogoś, kto przez lata pozwalał doić swój kraj nigdy nienasyconym korporacjom z USA…

Według mnie ta zachwycająca, a zarazem – co tu kryć - wiele wymagająca od czytelnika książka, to jakby mocniej rozbudowany i bardziej intelektualny „Cesarz” Kapuścińskiego, w znakomitym iberoamerykańskim opakowaniu. Oba te traktaty o istocie władzy to swoiste arcydzieła.

I jeszcze o wspaniałym języku Carpentiera, który pokochałem bezgranicznie już od „Królestwa z tego świata”. To język nawiązujący do najpełniejszego baroku, jaki istniał, czyli kolonialnego. Odpowiadający swym rytmem i frazą nie tylko bujności równikowej puszczy, ale i szalonemu przeładowaniu południowoamerykańskiej estetyki.

Taka mała próbka: „Był to świat ociekających potem hibiskusów, fałszywych goździków – pułapka na owady – pian, które od świtu do zmierzchu zwijały i rozwijały swe woluty, grzybów pachnących octem, tłustych kwiatów na spróchniałych pniach, zielonych mączek i trocin, rozwalonych budowli termitów, perfidnych traw, od których gniła skóra butów…

PS Fatalny błąd tłumacza w wydaniu z 1980 r. Na str. 358 czytamy: „Babe Ruth zamykająca butelkę rumu”. Na litość, Babe Ruth to przecież ówczesny, a najsłynniejszy w dziejach, amerykański baseballista….

Kolejny rozbuchany fresk wybitnego Autora i następne objawienie, pozwalające mi umocnić się w nienaruszalnym przekonaniu, że Alejo Carpentier „wielkim pisarzem był”. To czwarta jego książka, z którą miałem rozkosz obcować. Każda napełniła moją duszę tym, czego potrzebuję nie mniej niż jadła i napoju.

Tym razem to kipiąca erudycją i odwołaniami do przeróżnych tekstów...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    66
  • Przeczytane
    30
  • Posiadam
    10
  • Nike
    2
  • 05 Inne
    1
  • Seria Nike
    1
  • Ebook
    1
  • GLOWY WAWELSKIE
    1
  • Literatura piękna
    1
  • ZAKUPY
    1

Cytaty

Więcej
Alejo Carpentier Szaleństwo i metoda Zobacz więcej
Alejo Carpentier Szaleństwo i metoda Zobacz więcej
Alejo Carpentier Szaleństwo i metoda Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także