Wądoły
- Kategoria:
- literatura piękna
- Wydawnictwo:
- Mamiko
- Data wydania:
- 2022-01-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 2022-01-01
- Liczba stron:
- 148
- Czas czytania
- 2 godz. 28 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788366934238
- Tagi:
- literatura polska Wrocław
Wrocław ma nowego narratora, który ostrzelał swoim czujnym okiem Brochów i okoliczne dzielnice. Te migawki z codzienności tworzą słodko-gorzki kolaż, który boli, wzrusza i śmieszy. Przemysław Walczak przypomina nam, że nawet w rowach, wądołach i na językowych nieużytkach można trafić na prawdziwy diament. W tej frazie warto się przejrzeć.
“JUSTYNA PO RAZ PIERWSZY
Doszedłem do pobliskiego przystanku, mocno już mimo wczesnej pory rozgrzanego od słońca, i wsiadłem do tramwaju nr 3 z napisem „Leśnica”. Wagon ruszył z łoskotem i zaczął oddalać się od przystanku świecącego reklamami niczym ogromna żarówka. Zaraz za mną wszedł jakiś bezdomny z pomiętą reklamówką w dłoniach, który pojawił się nie wiadomo skąd. Teraz rozsiadł się obok i z tej pomiętej reklamówki wyciągnął pomarańczę. Z namaszczeniem zaczął ją obierać i układać na siedzeniu obok w efektowną gwiazdę. Obserwowałem z podziwem ten rytuał.
Tramwaj przetaczał się z łoskotem przez ulicę Opolską wzdłuż rzędu trupów kamienic przeznaczonych do rozbiórki. Pomyślałem właśnie teraz, nie wiedzieć czemu, że przecież ten świat jest popierdolony. Ludzie to jednak jest chory i podły gatunek, bo ekspansywny i pełen wściekłości. Niby zdolny do niezwykłego altruizmu, ale i do najgorszych zbrodni. Człowiek jest dla siebie największym wrogiem, a społeczeństwo – największym zagrożeniem. W ogóle ten świat spływa krwią i gównem. Najgorsze, co się może człowiekowi przytrafić, to się urodzić człowiekiem. Ten napad mizantropii nawet mnie rozbawił. Nie wiedziałem, co mam z tymi natrętnymi i niezbyt mądrymi myślami zrobić. Nie ulega wątpliwości, że ludzie to kurwy, podsumowałem w myślach, a pomarańczowa gwiazda bezdomnego wyglądała na ukończoną, więc teraz zabrał się za konsumpcję. Zwłaszcza niektórzy to kurwy – sam sobie jeszcze dopowiedziałem i patrzyłem, jak z siedzenia znika kawałek za kawałkiem pomarańczowa gwiazda. Minąłem przystanek przy Traugutta, obok gmachu wielkiego szpitala, który stał teraz martwy, bo szpital przeniesiono do nowej lokalizacji, a ponure, odrapane gmaszysko pozostało opuszczone, zostawione w niebycie przez nowego właściciela, który chyba nie wiedział, co z nim zrobić. Może nowy gospodarz przestraszył się morowego szpitalnego powietrza i nałożył kwarantannę, jaką siostra Brud-brud wyznaczała bliskim umierającego na czarną ospę. Tramwaj minął plac Wróblewskiego. Pomarańczowa gwiazda całkiem już znikła. Dojechałem wreszcie do Galerii Dominikańskiej. Tutaj wysiadłem, a tramwaj z bezdomnym od pomarańczy odjechał. […]”
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 9
- 7
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
Do sięgnięcia po książkę skusił mnie już sam tytuł, gdyż pochodzę z miejscowości położonej nad malowniczym Jeziorem Wądół.
Autor przedstawia w tej pozycji obraz społeczeństwa zamieszkującego wrocławski Brochów. Kogo tam nie znajdziecie? To cały wachlarz wszelkiej maści ludzkich ewenementów - żuli spod sklepu, tlenionych blondyn, dresów czy budowlańców. Wykreowane przez pisarza postacie są barwne, a czasem wręcz groteskowe. Styl jest bardzo obrazowy i karykaturalny, a czasami wręcz kpiarski oraz wulgarny.
Jeśli ktoś chce poznać wizję twórcy, pasującą do patologii w niejednym miejscu w Polsce, gdzie panują tzw. brud, smród i ubóstwo zdecydowanie polecam tę lekturę. Gratuluję bardzo dobrego debiutu.
Do sięgnięcia po książkę skusił mnie już sam tytuł, gdyż pochodzę z miejscowości położonej nad malowniczym Jeziorem Wądół.
więcej Pokaż mimo toAutor przedstawia w tej pozycji obraz społeczeństwa zamieszkującego wrocławski Brochów. Kogo tam nie znajdziecie? To cały wachlarz wszelkiej maści ludzkich ewenementów - żuli spod sklepu, tlenionych blondyn, dresów czy budowlańców. Wykreowane przez...
Gruz się sypie, pogoda szara jak woda po myciu ubłoconej podłogi, głowa mało przyswaja a ja mam na to książkę, którą się skubie jak źdźbła wystające z przegnitego siennika. Wądół to taka podmokła dolina, wybój pełen osadu...
"Wądoły" trafiły do mnie wprost od autora i nawet nie mogłam przypuszczać, jak dobrą rzecz mi podarowano. Wskoczyłam w zaplute blokowisko, gdzie chodzi się z głową w ramionach i gdzie nie wiadomo czy lepiej mieć szluga czy nie mieć... a tam pisarz, obserwator, twórca zawracający do czasów brzydkich i uczuć pięknych. Tam kpina z Polski zamkniętej w kwadraty, tam subtelność Justyny, Higienistka z najgorszych koszmarów, tam siostra Ratched z betonu i Magdalena po wielokroć. Tu i teraz to wszystko Brochów, napakowany sterydami, o wyglądzie ku*ewki, szeleszczący plastikowym erzacem.
Będzie obskurnie, wulgarnie i rwanymi dialogami spisane - tak pewnie pomyślicie. A tam zdania jak czysta poezja, piekne, nasycone barwami lub szarością, dźwiękami bądź ciszą i opowieścią. I miłość i porażka, tylko pisać można o tym, bo przeżywać aż żal. Jak się dzieje to scenicznie - ustawia nam autor postaci, rysuje obrazek, czasem przy listku uleci w opisy, które dech zapierają. Potem idzie, a życie dzieje się wstecz, do dzieciństwa albo biegnie do kobiet różnych jak kamyki na drodze. Wrocław przytula te opowieści do szorstkiej piersi a pisarz zmaga się z weną kapryśną i słucha, bo jego rolą jest opowiadać, wbijać szpile, nonszalancko drwić.
Małe 146 stron drobnego druczku. Walczak kpiarz, widz, pisarz co pisze o pisaniu - może to autopisanie, bo wszyscy namawiali a może dziennik nieistniejącej postaci. Ale jest tak ciekawie i tak zgrabnie, że tę książkę tylko w ramki wstawić. Choć na pewno się z niej wymknie jak zdjęcie na okładce. Bo tu świat jest aberracją. I to jest świetne.
Katarzyna
Dziękuję Autorowi za egzemplarz książki.
Gruz się sypie, pogoda szara jak woda po myciu ubłoconej podłogi, głowa mało przyswaja a ja mam na to książkę, którą się skubie jak źdźbła wystające z przegnitego siennika. Wądół to taka podmokła dolina, wybój pełen osadu...
więcej Pokaż mimo to"Wądoły" trafiły do mnie wprost od autora i nawet nie mogłam przypuszczać, jak dobrą rzecz mi podarowano. Wskoczyłam w zaplute blokowisko, gdzie...
„Wądoły” to debiutancka powieść Przemysława Walczaka, wrocławianina od lat kilkunastu. Na początku warto przyjrzeć się tytułowi tekstu. „Wądół” to podmokła dolina, która powstaje poprzez coraz większą ilość osadów na jej dnie. Potocznie określa się tak także „dół na drodze”, jakiś rodzaj podstępnej przeszkody, przeszkadzającej w dotarciu do celu. Wądoły to również wieś w województwie pomorskim. Dla głównego bohatera owym „wądołem” jest jedna z wrocławskich dzielnic, w jego oczach zapomniana przez wszystkich, rozpadająca się, rozkładająca, choć też próbująca w kilku miejscach podźwignąć się z tego stanu. To miejsce jest dla narratora czymś w rodzaju więzienia. A jedyną bronią – dla niego – w tym miejscu jest słowo.
„Chciałbym ułożyć opowieść z tych fragmentów. Zlepić ją z tych zjaw, dybuków, komarów, much, kraczących wron, tlących się niedopałków, pustych butelek, zgniecionych puszek, srających psów (także ich gówien) i wreszcie pijanych meneli. Pełną życia, zachwycającą bogactwem i różnorodnością. Nieokiełznane, azjatyckie, półdzikie, porosłe bujnymi trawami, krzaczorami, habaziami i bulgoczące polskie błoto. Pewnego sierpniowego poranka, a już pełnego oślepiającego słońca, wyszedłem stamtąd, żeby już nigdy nie powrócić. Miałem wtedy ochotę jak najszybciej wyjść, wrócić do jakiegoś spokojnego hotelu i wziąć długi prysznic, żeby zmyć z siebie atmosferę tego miejsca, spłukać z siebie kurz ulicy i wszystkie gówniane wspomnienia”.
Bohater Przemysława Walczaka to człowiek pogubiony, choć z ambicjami. Próbuje być lepszy od otoczenia, opisuje je właściwie bez emocji (chyba, że są nimi lęk lub gniew).
Widać to zwłaszcza, gdy kreśli soczyste portrety sąsiadów. To kibole, menele, alkoholicy, nieudacznicy, wieczni imprezowicze oraz ich opalone na brąz w trumiennych solariach partnerki, mające chęć być królowymi życia, takimi, jakie codziennie widzą w programach o celebrytach. Ten narrator Walczaka przypomina mi trochę niektórych bohaterów Ireneusza Iredyńskiego. Miota się, pogardza, cierpi. A piekło mieszka za ścianą, pobrzękując butelką z piwem, ogłuszając się mocnymi środkami przeciwbólowymi i papką z telewizora. Jest trochę przerażające, trochę śmieszne, ale to śmiech rozpaczliwy. Jak refren wraca też zdanie o tym, że narrator koniecznie musi napisać powieść. Pisanie to lina ratunkowa.
Właściwie cały czas przebywamy w głowie narratora i widzimy świat jego oczami, poprzez jego system wartości, skojarzeń i przemyśleń. Jest to świat bogaty i niewątpliwie jest narrator człowiekiem wykształconym, oczytanym, ciągle wszystko dogłębnie analizującym, a jednocześnie bezwładnym, poddającym się okolicznościom, nie umie się sprzeciwić, choć tego pragnie. Pragnie tego pokoju w hotelu, nowego początku, lecz kręci się w kółko po zaśmieconych ulicach. Dlatego też w pewnym momencie zgadza się na podróż z koleżanką ze szkoły do Wądołów. Być może w poszukiwaniu innego świata, zgubionego dzieciństwa? Choćby odrobiny piękna? Jakiegoś marzenia? Jednak wszystko nadal widzi tak, jak bohater jednej z baśni Andersena. Jak gdyby w oko i w serce wpadł mu kawałek raniącego lodu.
Może nie umie inaczej, bo z kawałków, fragmentów rwanej, miejscami nerwowej opowieści poznajemy także mrok jego dzieciństwa, niezrozumienie w szkole, a zwłaszcza postać opresyjnej nauczycielki, nazywanej przez niego siostrą Ratched (modelowa zimna i bezduszna tyranka, znajdująca przyjemność w zastraszaniu i poniżaniu bezbronnych uczniów). Tak, tak – to ta Ratched – kultowa postać z „Mechanicznej pomarańczy”, powieści Kena Keseya z 1962 roku. Narrator Walczaka też jak bohaterowie powieści Keseya za wolnością tęskni i zniewolony jest na wiele sposobów – poprzez wspomnienia, poprzez apatię, poprzez widzenie świata, poprzez stany, a to euforii, a to znów lęku.
Uważny czytelnik znajdzie w tej powieści wiele literackich, filmowych tropów i choć bohater Walczaka bywa boleśnie irytujący w swoim poczuciu wyższości (być może jest ono rozpaczliwą próbą wypłynięcia na powierzchnię własnej niemożności i smutku),to jednak jakoś mu się kibicuje w tym, aby spełnił wreszcie to marzenie, wyrwał się z marazmu, napisał powieść i uporządkował szalejące w głowie myśli. W tym kontekście budzi on także współczucie i zaczynamy podejrzewać, że być może mamy do czynienia z konstrukcją literacką opisującą depresję lub inną chorobę, która przykrywa cały świat całunem brzydoty, mnoży biografie, nie pozwalając się człowiekowi wyrwać. Wądół wciąga. Wądół zabija wrażliwość i odwagę. Wądół więzi. Piekło to inni, ale jeszcze bardziej własne ja.
To, co napisałam powyżej jest jedną z interpretacji. Bo „Wądoły” to może być także na przykład historia społeczna, opowiadająca o mieście, które z wierzchu polukrowane, ukrywa wstydliwie na zapleczu rozpacz, biedę i uprzedzenia. Może i o pokoleniu, które chciałoby więcej, inaczej, ale uwięzione na śmieciówkach i w bylejakości – stara się przeżyć jeden dzień naraz i nie umrzeć z wysiłku, który wynika ze zmagań z rzeczywistością.
Bardzo ciekawy debiut, a powieść – choć niewielką – da się czytać – jak sądzę – na wiele różnych sposobów. Spróbujcie znaleźć własny.
„Wądoły” to debiutancka powieść Przemysława Walczaka, wrocławianina od lat kilkunastu. Na początku warto przyjrzeć się tytułowi tekstu. „Wądół” to podmokła dolina, która powstaje poprzez coraz większą ilość osadów na jej dnie. Potocznie określa się tak także „dół na drodze”, jakiś rodzaj podstępnej przeszkody, przeszkadzającej w dotarciu do celu. Wądoły to również wieś w...
więcej Pokaż mimo toPod względem sposobu kreowania postaci, Wądoły, prozatorski debiut Przemysława Walczaka, przywołuje poniekąd na myśl Żywoty świętych osiedlowych Lidii Amejko. W obu książkach przedstawione zostały bowiem sylwetki najbardziej „reprezentatywnych” mieszkańców polskich osiedli. Walczak opowiada o nich z pozycji narratora, przyglądając się swoim sąsiadom z wrocławskiego Brochowa. Znajdziemy tutaj zatem sylwetki wyrzeźbionych na siłowni czterdziestolatków z tatuażami na ramieniu, dorodnych żuli, agresywnych mechaników samochodowych, tlenione blondyny, budowlańców czy też influencera robiącego za celebrytę.
Kreacje te są barwne, być może nawet przejaskrawione, w tym karykaturalnym odzwierciedleniu jednak nad wyraz prawdziwe i wiarygodne. Walczak koncentruje swoją uwagę na przywarach swoich bohaterów, kreśląc tragikomiczny obraz części polskiego społeczeństwa. Być może określić go można mianem obrazu nędzy i rozpaczy, niemniej jedno jest pewne: nad wyraz sporo w nim prawdy i samego życia. Autor opowie o mniej chlubnej stronie polskości, o Polakach kochających tandetę i zamienniki, lubujących się w kuchni PRL-u czy grillowaniu, topiących smutki w najtańszym piwie, tonących w oparach nikotyny, z niewygaszonym odruchem zbieractwa rzeczy zbędnych, żyjących życiem chałturowych seriali i sąsiadów zza ściany.
Świat ów to świat erzacu i wielkoświatowych marzeń, jednocześnie świat pozbawiony subtelności, przepełniony socjopatycznymi jednostkami, zasiedlającymi obskurne trupy budynków, jak je nazywa Walczak. Osiedlowy realizm jest tu duszący, miażdżący i sugestywny. Wrocławianin ukazuje absurdy polskości w pełnej krasie, bez upiększających filtrów, bez wygładzenia i retuszu. To krytyczne spojrzenie, w którym niejeden Polak przejrzy się niczym w zwierciadle. Prócz trafnych refleksji dotyczących ludzi, autorowi nie brakuje celności w odzwierciedleniu architektonicznej strony polskiej ulicy. To krajobraz poszarzały, brudny, często tonący w błocie, przedstawiony w sposób surowy, bez obróbki. Pisarz nie sili się na delikatność, w jego spojrzeniu odnaleźć można zaskakująco dużo chropowatości.
Brutalność tę balansuje wpisaną pomiędzy wiersze ironią i zaskakującą nonszalancją słowa. Walczak czuje bowiem jego wagę, potrafi się nim bawić, co w sposób naturalny przedkłada się na czytelnika. Wądoły to zaskakująco dojrzały, przemyślany debiut podczas lektury którego nie sposób się nie uśmiechnąć pod nosem czy nie przytaknąć nad celnością niejednego spostrzeżenia w nim zawartego. Przyjemna, zaskakująco dobra opowieść o bliskiej nam rzeczywistości, której staramy się na co dzień nie dostrzegać, która, chcąc nie chcąc, istnieje, a którą Przemysław Walczak wprawnie odzwierciedla.
www.bookiecik.pl
Pod względem sposobu kreowania postaci, Wądoły, prozatorski debiut Przemysława Walczaka, przywołuje poniekąd na myśl Żywoty świętych osiedlowych Lidii Amejko. W obu książkach przedstawione zostały bowiem sylwetki najbardziej „reprezentatywnych” mieszkańców polskich osiedli. Walczak opowiada o nich z pozycji narratora, przyglądając się swoim sąsiadom z wrocławskiego...
więcej Pokaż mimo to