God and Sex. What the Bible Really Says

Okładka książki God and Sex. What the Bible Really Says Michael Coogan
Okładka książki God and Sex. What the Bible Really Says
Michael Coogan Wydawnictwo: Twelve Books historie biblijne
256 str. 4 godz. 16 min.
Kategoria:
historie biblijne
Wydawnictwo:
Twelve Books
Data wydania:
2010-10-01
Data 1. wydania:
2010-10-01
Liczba stron:
256
Czas czytania
4 godz. 16 min.
Język:
angielski
ISBN:
9780446574136
Tagi:
religia seks biblia judaizm chrześcijaństwo
Średnia ocen

7,0 7,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,0 / 10
1 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
648
574

Na półkach:

Książka miała dużą szansę być ciekawą, gdyby autor nie był dżenderystą i feminazistą. Obrzydliwie jednostronna i naciągnięta do granic perspektywa, w moim odczuciu, daleka od jakiejkolwiek użyteczności i dobrego smaku.

Pierwszy rozdział zaczyna się dość niewinnie, od tłumaczeń różnych zwrotów jak „poznać kogoś” albo „ułożyć mu się do stóp”. Delikatnie owiewa iluzją obiektywności, by po chwili, już w drugim rozdziale przywalić brutalną fangę w nos:

„Zastanawia mnie po co w tym ogrodzie, zasadzonym przez samego Boga, w ogóle umieścił to drzewo, skoro nie chciał, by mężczyzna ani kobieta dotykali go. Czy był to pierwszy z serii licznych testów, jakie bóstwo najwyraźniej z braku wszechwiedzy narzuciło swoim wybrańcom?”
Poważnie? To jest pytanie zawodowego biblisty? Pomijając popularny komunał „Niezbadane są wyroki boskie”, tak trudno zrozumieć, że to nie Bóg miał się o czymś przekonać, lecz Człowiek miał się przekonać o Wolności Woli i konsekwencjach z nią związanych? Gdyby Bóg chciał sielskiego Ogrodu, którego nic nie zakłóca, to poprzestałby na bezmyślnych zwierzętach. „Testowanie” ludzi nie ma czegokolwiek pokazywać Bogu, a ludziom – jego wszechwiedza jest tu niezachwiana. Nasze porażki mają nas Rozwijać. Wniosek autora dziecinny.

„Wcześniejsza generacja badaczy, głównie płci męskiej, uważała, że nie mogła ona być prorokinią – ostatecznie była kobietą – i że jej tytuł to było jedynie coś w rodzaju tytulatury „pani Prorokowa”, ale wziąwszy pod uwagę dowody istnienia kobiet jako prorokiń w innych miejscach Biblii, jak również na starożytnym Bliskim Wschodzie, nie ma powodu, by negować jej status prorokini na własny rachunek. Kto wie – może poznali się z mężem w szkole proroków?”
A ja, cały na biało, jako jedyny wiem jak było: cały świat, przez całą historię, gnębił i poniżał kobiety na każdym kroku… aż do dziś, gdy pojawili się „tęczowi wojownicy”, którzy też będąc mężczyznami, są pozbawieni wszelkich uprzedzeń i posiadają monopol na właściwą interpretację rzeczywistości. Szkoła dla proroków… To Bóg wybiera komu się objawi. To dar, a nie umiejętność ćwierćinteligencie.

„Argument zwolenników aborcji jest taki, że zasada „życie za życie” wyraźnie nie stosuje się do płodu, nie uważano go więc za istotę ludzką; inaczej utrata jego „życia” wymagałaby raczej śmierci sprawcy, niż tylko zapłaty. „Nie zabijaj” nie dotyczy aborcji”.
Tak pokrętna logika i wnioskowanie mogły się zrodzić tylko w lewackim umyśle, który sam we wstępie podkreślał, że nie można wyciągać pojedynczych cytatów, lecz wszystko odnosić do całości Pisma Świętego. Jak widać, gdy jest to niewygodne… amnezja. Dalej jest jeszcze żałośniej:

„Prorok oznajmia, że kara jest nałożona przez Boga. Czy to czyni Boga aborcjonistą? Być może tak (…)”
Biblista? Chyba farbowany. Nie słyszał, że do Niego wszelkie życie należy?
„Czy pomagałeś w stworzeniu świata...
Gdzieś był, gdy zakładałem ziemię?
Powiedz, jeżeli znasz mądrość.
Kto wybadał jej przestworza?
Wiesz, kto ją sznurem wymierzył?
Na czym się słupy wspierają?
Kto założył jej kamień węgielny
ku uciesze porannych gwiazd,
ku radości wszystkich synów Bożych? (…)” Hi 38, 4-7
Wychodzi na to, że Coogan Boga traktuje jak człowieka o magicznych zdolnościach, dziadka w chmurach, którego obowiązują dokładnie takie same prawa jak ludzi. Coś mi się zdaje, że z filozofią nie miał żadnej styczności.

„(…) jeśli Bogu tak zależy na każdym porodzie, to dlaczego jest tyle poronień?”
Żebyś nie był bezmyślnym robotem i w swojej Wolności mógł zadawać te kretyńskie pytania rodem z podstawówki.

„Pozostałości tego starożytnego patriarchalizmu istnieją nadal. Na wielu amerykańskich weselach panna młoda jest „oddawana” przez swojego ojca, a jeszcze nie tak dawno temu kandydat na męża musiał prosić swego zamierzonego teścia „o rękę” jego córki, co dziś wydaje się dziwaczne”.
Nie jest oddawana jak przedmiot, a przekazywana pod opiekę, jako największy skarb, osobę, która samą obecnością daje radość i spełnienie. Poza tym, tylko w lewackiej wizji zatomizowanego społeczeństwa dziwacznym jest bycie ostrożnym w przyjmowaniu nowego członka RODZINY – bo to nie jest tak, że się kogoś komuś oddaje, lecz zawsze kogoś się przyjmuje do szerszej wspólnoty.

„Niegdyś, opowiada Biblia przy różnych okazjach, żył mężczyzna, którego żona była bezpłodna – „jałowa”, w tradycyjnym, nieszczęśliwym i pejoratywnym przekładzie”. Człowieku! Ty jesteś badaczem historii? Przecież to było zwyczajne określenie. Od kiedy to własną miarę przykłada się do absolutnie wszystkiego? Indywiduum pokroju pana Coogana zapewne wyśmiewałaby się z naszych przodków, że na tron mówili stolec.

"I choć ryzykowne jest odczytywać przez naszą wrażliwość tekst z innej kultury, tutaj być może być słusznie uważamy..."
Czyli jednak czegoś Pana uczyli, ale że jest skażony dżenderyzmem, czuje się usprawiedliwiony stosować swoją wiedzę wybiórczo i zapominać przyjętych zasad, gdy są niezgodne z własnymi założeniami, co czyni tę książkę produktem propagandowym, który nie ma zwiększać wiedzy i skłaniać do refleksji, a przede wszystkim ma siać ferment i ideologizować umysły, którym brakuje wiedzy.

„Co robił Ismael? Intencją narratora jest zasugerowanie czegoś okropnego: Ismael „bawił się z” Izaakiem: oto dlaczego – jak również nie chcąc, by dziedzictwo Izaaka było pomniejszone – Sara kazała Abrahamowi odesłać Ismaela i Hagar. Jest tutaj ślad homoseksualnego kazirodztwa…”
Tak tak, a ponieważ Adam i Ewa chodzili po Edenie nadzy, to pewnie Bóg ich wykorzystywał seksualnie, a bohaterski wąż ich w tym uświadomił i dlatego zaczęli się zasłaniać przed gwałcicielem… a potem kredkami namalowali tęczę i zły molestor ich wypuścił ze wzruszenia.

Nie ma co przedłużać i pastwić się nad tym paszkwilem. Ogółem logika Coogana sprowadza się do tego, że gdyby Bóg nie chciał, abyśmy wsadzali członki w odbyty, to by je zrobił węższymi. Obsesja na punkcie seksu w tej książce dorównuje Freudowi:
Chłopak zaprasza dziewczynę na lody – OHO! Sugeruje jej oral!
Matka daje synowi banana – OHO! Pobawiłaby się jego ptaszkiem!
I do tego ta obleśna lewacka nowomowa. Patriarchalizm, mizoginia, seksizm, szowinizm, ucisk, wykorzystywanie, okropne tradycje i domyślnie zacne skrzywdzone kobiety.

Bez uprzedniego przeczytania Pisma Świętego i zgłębienia teologii i apologii, można sobie zrobić niezłą krzywdę. Nie radzę posługiwać się argumentami z tej książki w dyskusjach, bo zostaniecie wyśmiani przez każdego, kto zaledwie przeczytał Biblię.

Dno dna… a temat ciekawy – wystarczyło podejść do niego uczciwie, bez lewackiego skrzywienia. Dużo faktów, a przy tym drugie tyle manipulacji, kłamstw i podprogowych sugestii.

PS.
Obyczajowość to nie Prawo Boże, i Coogan dobrze o tym wie, jednak "zapomina", gdy jest mu to niewygodne.

Książka miała dużą szansę być ciekawą, gdyby autor nie był dżenderystą i feminazistą. Obrzydliwie jednostronna i naciągnięta do granic perspektywa, w moim odczuciu, daleka od jakiejkolwiek użyteczności i dobrego smaku.

Pierwszy rozdział zaczyna się dość niewinnie, od tłumaczeń różnych zwrotów jak „poznać kogoś” albo „ułożyć mu się do stóp”. Delikatnie owiewa iluzją...

więcej Pokaż mimo to

avatar
271
245

Na półkach: ,

Spokojnie, można oddychać. W niedzielny walentynkowy poranek nie przychodzę tu dilować słowem bożym, nie wymagam klepania na klęczkach pacierzy i nie straszę strachami z albumu strachów katolickich. Przychodzę z książką, której tytuł sugerował mi, że to być może literatura z rodzaju tej grubymi nićmi szytej saj- faj o ufo, wróżeniu z lotu ptaków i prawdzie, która jest daleko stąd. Że będzie trochę jak z rozmową z płaskoziemcą o kulistości Ziemi. Użycie słowa „naprawdę” w tytule pachnie przecież szczyptę terrorem. Szybkie zgooglowanie autora (światowej klasy biblista) i wydawnictwa potwierdziło, że moje obawy mijają się z prawdą jak stąd do Władysławowa i z powrotem, a książka „Bóg i seks” Coogana zapowiada się dobrej jakości kulturoznawczą przebieżką. I właśnie dokładnie tak w rzeczywistości jest. Michael Coogan bierze na tapet porosłe pleśnią wyobrażenia na temat seksualności prezentowanej w Biblii i interpretuje je na nowo trzymając się kurczowo (i bardzo słusznie) kontekstów kulturowych z tam i z wtedy. Dawid to już nie kochanek Jonatana, a cudzołożnik i morderca. Mieszkańcy Sodomy nie zgrzeszyli sodomią, a pogwałceniem utrzymujących społeczny ład zasad gościnności i opieki nad słabszymi. Tyle przykładów z klasyki. Jest tu też bez liku historii i wtrętów, które nieprzerobione przez popkulturę nie funkcjonują w świadomości zbiorowej (między innymi historia Sefory, kobiety w nietypowej roli mohela, obrzezującego). To bardzo warte uwagi króciutkie opracowanie i sam już nie wiem, jak zachęcić do sięgnięcia po. Może funkcjonujący na leniwym biegu niedzielny mózg skłonić do małej rozgrzewki!? Zatem biorąc pod uwagę, że w języku hebrajskim „stopy” to synonim genitaliów spróbujcie zinterpretować nowotestamentową scenę w której kobieta myje i całuje jezusowe stopy. Polecam!

(Swoją drogą na książeczkę trafiłem przeglądając i obserwując profil nie kogo innego, a jego. Medellin, big thx!)

Spokojnie, można oddychać. W niedzielny walentynkowy poranek nie przychodzę tu dilować słowem bożym, nie wymagam klepania na klęczkach pacierzy i nie straszę strachami z albumu strachów katolickich. Przychodzę z książką, której tytuł sugerował mi, że to być może literatura z rodzaju tej grubymi nićmi szytej saj- faj o ufo, wróżeniu z lotu ptaków i prawdzie, która jest...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1548
694

Na półkach: , , ,

Amerykański biblista prezentuje w swoim erudycyjnym opracowaniu wiele zaskakujących, niemniej jednak mocno opartych na źródłach historycznych, etnograficznych i lingwistycznych interpretacji licznych scen biblijnych odnoszących się do sfery życia seksualnego. Część z nich jest łatwo kojarzona, gdyż ich wymowa jest jasno sformułowana i są to teksty powszechnie znane, jak np. zakazy współżycia z krewnymi z Księgi Kapłańskiej, zasady zawierania małżeństw i rozwodzenia się czy poligamia wielu biblijnych patriarchów. Inne, jak historie Onana i jego żony czy mieszkańców Sodomy mają zaskakujące interpretacje. Wreszcie część tego opracowania zawiera objaśnienia, które mogą wywrócić do góry nogami uładzone poglądy konserwatystów przyjmujących Biblię w znaczeniu literalnym.

Amerykański biblista prezentuje w swoim erudycyjnym opracowaniu wiele zaskakujących, niemniej jednak mocno opartych na źródłach historycznych, etnograficznych i lingwistycznych interpretacji licznych scen biblijnych odnoszących się do sfery życia seksualnego. Część z nich jest łatwo kojarzona, gdyż ich wymowa jest jasno sformułowana i są to teksty powszechnie znane, jak np....

więcej Pokaż mimo to

avatar
476
457

Na półkach: , ,

Podtytuł — "Co naprawdę mówi Biblia" — wiele sugeruje. Autor jest utytułowanym biblistą z doktoratem z języków i literatury bliskowschodniej, więc wie, o czym pisze. Według mnie, napisał przede wszystkim, że do utworów pochodzących z odrębnych kultur należy podchodzić bardzo ostrożnie. Normy społeczne ewoluują, słowa zmieniają znaczenie. Do tego dochodzą tłumaczenia, zmiany wprowadzane przez kopistów omyłkowo lub w dobrej wierze...

Do najczęściej podawanych zaskakujących przykładów należą stopy, które mogą (ale nie muszą) stanowić synonim genitaliów. Jak zgadnąć, co naprawdę chciał przekazać odbiorcy ewangelista, kiedy pisał o Marii myjącej Jezusowi nogi?

Więcej zachwytów tutaj: https://finklaczyta.blogspot.com/2019/03/bog-i-seks-daje-do-myslenia.html

Podtytuł — "Co naprawdę mówi Biblia" — wiele sugeruje. Autor jest utytułowanym biblistą z doktoratem z języków i literatury bliskowschodniej, więc wie, o czym pisze. Według mnie, napisał przede wszystkim, że do utworów pochodzących z odrębnych kultur należy podchodzić bardzo ostrożnie. Normy społeczne ewoluują, słowa zmieniają znaczenie. Do tego dochodzą tłumaczenia, zmiany...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1232
119

Na półkach: , ,

Książka niezwykle treściwa, a przy tym przystępna i rzetelna. Oraz obrazoburcza. Wiele scen biblijnych już nigdy nie będzie po jej przeczytaniu takich samych. Bo skoro - co wykazane na dziesiątkach przykładów - stopy są eufemizmem dla genitaliów, to jak widzieć scenę, w której kobieta myje i całuje "stopy" Jezusa?

Autor jest znanym biblistą, a książka zawiera część jego wykładów dla studentów. Najogólniej ujmując: ukazuje problem znany przede wszystkim tłumaczom, ale nieobcy i tym, którzy zastanawiali się kiedykolwiek nad wiernością tłumaczeń tekstów z języków obcych. A szczególnie takich, które pochodzą z epok odległych zarówno czasowo, jak i kulturowo. Nie wystarczy przetłumaczenie słowa - trzeba znać jego odcienie znaczeniowe i funkcjonowanie w kontekstach, a ponadto realia epoki. W stosunku do Biblii jest to wiedza dostępna naprawdę garstce. Co więc jesteśmy w stanie wyczytać z tekstu, któremu każdy tłumacz nadaje konkretne znaczenie - niekonieczne słuszne - a różne odłamy chrześcijaństwa dodają do nich własne interpretacje? I czy można w ogóle powoływać się współcześnie na autorytet biblijny w kwestiach moralności (seksualnej)?

Odpowiedź jest w zasadzie oczywista: nie można. Nie tylko dlatego, że Biblia dostarcza różnorodnych odpowiedzi w kwestiach choćby aborcji czy rozwodu, ale dlatego, że składające się na nią teksty pisane były w różnych epokach i kierowano je do różnych społeczności (inaczej przedstawiano ten sam problem Żydom nawróconym na chrześcijaństwo, a inaczej nawracanym Grekom i Rzymianom). Nowy Testament niewiele zmienia w stosunku do Starego, a jakiekolwiek dodatki są niemożliwe, pozostawiając nas w rzeczywistości semickiej wieków sprzed naszej ery - w całkowicie odmiennym świecie. I jeśli usiłuje się chwytać tylko niektórych, optymistycznych cytatów, przymykając oczy na całą resztę, to tylko dowodzi się tego, jak bardzo niespójnym tworem jest Biblia, którą przecież w ramach świętej księgi powinno się traktować całościowo: na jakiej podstawie ignorować jeden cytat, a forsować drugi?

Wykaże zatem autor, że poza starotestamentową twarzą pasterza i wojownika, o jakich szeroko wiadomo, ma też Jahwe twarz, o której najchętniej się milczy: przemocowca, który co chwila znęca się nad "ukochaną". Co oczywiście nie było niczym szokującym dla ówczesnej kultury. Pokazując natomiast, jak kiepskim rabinem był pod względem znajomości prawa Jezus (oraz że tak naprawdę niewiele jego słów odnajdzie się w Nowym Testamencie),uświadamia autor, że - mimo najszczerszych chęci postępowej twarzy chrześcijaństwa - nie jest możliwe równościowe czy feministyczne odczytanie Biblii inaczej niż poprzez wyrwanie zdarzenia lub słów z kontekstu. Pojawiające się na kartach kobiece wyjątki to naprawdę wyjątki - dla dawniejszych tłumaczy biblijnych tak niepojęte, że czasem zmieniano im płeć na jedynie słuszną męską.
Będzie tu więc o tym, że Dekalog skierowany był wyłącznie do mężczyzn, a o kobiecie mowa w nim jako o rzeczy - bardziej wartościowej niż niewolnik, ale mniej od nieruchomości - którą spokojnie w ramach praw gościnności wydać można na zbiorowy gwałt. A ten z kolei jest straszną zbrodnią, bo obniża wartość posiadanej rzeczy (tak, żony albo córki). Na wielu przykładach ukazuje autor to, co umyka przy ocenzurowanych opowieściach biblijnych - "monogamię" i o co tak naprawdę chodziło z cudzołóstwem oraz sodomią. Napisze też, że najczęściej przytaczany w kontekście miłości fragment z Listu do Koryntian nie odnosi się wcale do miłości między małżonkami (co jest w zasadzie oczywiste, jeśli nie czyta się go wyrwanym z kontekstu, jak to najczęściej bywa). A na koniec wróci do samych początków - do miejsca Jahwe w wierzeniach semickich, wśród innych bogów, oraz jego żony. Mamy tu w bonusie ilustrację znaleziska archeologicznego, które przedstawia wizerunek małżonków. Urocze potworki o bydlęcych głowach i ogonach, w wersji męskiej ze sporym fallusem, wypisz-wymaluj bóstwa panteonów babilońskiego czy egipskiego - albo demony z filmów o egzorcyzmach.

Konkluzja jest prosta: jedyną uniwersalną myślą biblijną jest miłowanie sąsiada i nieszkodzenie mu. Ale do tego nie trzeba powoływać się na Biblię.

Książka powinna być lekturą obowiązkową w ramach lekcji religii, jeśli mają się wciąż takie odbywać.

Książka niezwykle treściwa, a przy tym przystępna i rzetelna. Oraz obrazoburcza. Wiele scen biblijnych już nigdy nie będzie po jej przeczytaniu takich samych. Bo skoro - co wykazane na dziesiątkach przykładów - stopy są eufemizmem dla genitaliów, to jak widzieć scenę, w której kobieta myje i całuje "stopy" Jezusa?

Autor jest znanym biblistą, a książka zawiera część jego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
280
185

Na półkach: ,

Czy biblia może stać na straży moralności seksualnej skoro przy odpowiedniej interpretacji* dokonanej przez światowej klasy krytyków pisma staje się zwykłym sacro-porno? To pytanie zostawiam otwarte i jeśli ma ktoś ochotę by poznać na nie odpowiedź niniejsza pozycja M. Coogana może być pomocna.

* np. w biblii poznać kogo nie koniecznie oznaczało poznanie personalne osoby wcześniej nie znanej ale tez oznaczało wejście w relacje czysto seksualne; ponadto słowo stopy mogło tyczyć się sfer intymnych człowieka a nie ściśle jego kończyn dolnych.

Czy biblia może stać na straży moralności seksualnej skoro przy odpowiedniej interpretacji* dokonanej przez światowej klasy krytyków pisma staje się zwykłym sacro-porno? To pytanie zostawiam otwarte i jeśli ma ktoś ochotę by poznać na nie odpowiedź niniejsza pozycja M. Coogana może być pomocna.

* np. w biblii poznać kogo nie koniecznie oznaczało poznanie personalne osoby...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    103
  • Przeczytane
    33
  • Posiadam
    20
  • Popularnonaukowe
    3
  • Nie posiadam
    2
  • 2021
    1
  • Teraz czytam
    1
  • Moje, przeczytane
    1
  • Święte
    1
  • Psychologia, filozofia, socjologia itp.
    1

Cytaty

Więcej
Michael Coogan Bóg i seks. Co naprawdę mówi Biblia Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także