W klatce Maciej Sobczak 5,1
Książka cholernie mnie rozczarowała, mimo że nie spodziewałem się po niej żadnych fajerwerków: po prostu lubię od czasu do czasu sięgać po zupełnie nieznanych mi autorów z rodzimej trzódki. Tak się stało również i tym razem, z początku nie zauważyłem nawet, że historia przedstawiona w tomie "W klatce" ma kontynuację (której, śpieszę donieść, nie zamierzam czytać).
Spodziewałem się krwawego horroru, a dostałem mierny kryminał, w dodatku osadzony nie w Polsce a w USA, co przełożyło się na toporność w przedstawieniu tamtejszych realiów, niezgrabny język postaci i ich wysoce nienaturalne, jak na Amerykanów, zachowania. Ot, taka kiepska krajowa podróbka klimatu Stanów Zjednoczonych. Przykre to wielce.
Sama historia w sumie nie jest aż taka zła, chociaż momentami zbyt wydumana. Książka napisana jest wyjątkowo nierówno: raz akcja wlecze się niemiłosiernie, to znowu pędzi jak szalona przeskakując wątki "po łebkach". Narracja raz w pierwszej, innym razem w trzeciej osobie... To miał być jakiś literacki eksperyment? Jeśli tak, to przykro mi bardzo, ale wybitnie się autorowi nie udał. Jakby tego mało było, podział na rozdziały jest często gęsto z kosmosu, a tam gdzie przydałaby się jakaś przestrzeń (tekst aż krzyczy o to!),nie ma na to żadnych szans. Nie dosyć, że wyraźnie brak autorowi warsztatu, to jeszcze redaktorzy tego "dzieła" nie popisali się w żaden sposób, a odpowiednio wykonaną pracą mogli książce wiele pomóc...
Znam nieco, nie chwaląc się, branżę literacką i branżę wydawniczą, z zewnątrz i od środka. Po pierwszej ostał mi się, uważam, dobry smak. Po drugiej skrzywienie zawodowe, które nakazuje mi przeczytać od deski do deski nie tylko wybitne dzieło, ale i słabą książkę, czy nawet wybitnego gniota. Tylko parę razy w życiu byłem tak zniesmaczony, że dałem sobie spokój z dalszą lekturą... "W klatce" to niestety klasyczny gniot i jak już wcześniej wspomniałem, nie jestem zainteresowany czytaniem kontynuacji, ani żadnych innych tytułów tegoż autora.