Łosoś norwesko-chiński

Okładka książki Łosoś norwesko-chiński Michał Krupa
Okładka książki Łosoś norwesko-chiński
Michał Krupa Wydawnictwo: Psychoskok literatura piękna
159 str. 2 godz. 39 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Psychoskok
Data wydania:
2014-04-17
Data 1. wyd. pol.:
2014-04-17
Liczba stron:
159
Czas czytania
2 godz. 39 min.
Język:
polski
ISBN:
9788379001743
Tagi:
tematy tabu komedia sensacja
Średnia ocen

7,5 7,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,5 / 10
30 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
6142
3443

Na półkach:

Pierwsza książka Michała Krupy „Cześć, mam na imię Michał” poruszała społecznie bardzo ważne kwestie: uzależnienia i degradacji człowieka. Książka była napisana delikatnie, sprawiając wrażenie rozmowy podczas terapii lub zapisów pod jej wpływem. Można było oczekiwać, że autor w kolejnych książkach będzie kontynuował ten swój sposób pisania, ale ku memu zaskoczeniu stało się inaczej. Z jednej strony dobrze, a z drugiej nie za bardzo. „Łosoś norwesko – chiński” nosi piętno pośpiechu w pisaniu. Na szczęście nie wpływa to negatywnie na przekaz.
Pierwsze, co może nas uderzyć w jego książce to obnażanie narodowej ignorancji: od pisarzy przez język po stosunki międzyludzkie. Wprawną ręką przerysowuje bohaterów, uwypukla ich negatywne cechy, przez co stają się groteskowi, a ich zachowania zmuszają nas (nawet jeśli bardzo się staramy zachować powagę) do śmiechu.
Głównym bohaterem jest Maciej Prus: przeciętny polski samiec po studiach pseudo – ścisłych (czyli takich, w których więcej trzeba intuicji niż wiedzy konkretnej). Wszystkie postaci wkraczające w akcję zadają mu podstawowe pytanie: Potomek tego Prusa?”. Oczywiście okazuje się, że nic poza nazwiskiem nie wiedzą o TYM sławnym Prusie. Coś ktoś ze szkoły pamięta, ale nie do końca to jest to. Z podobnymi sytuacjami i ja mam do czynienia. Lepiej wykształceni pytają się czy jesteśmy potomkami generała Sikorskiego. Zawsze muszę tłumaczyć, że on miał córkę, więc nazwisko po nim nie przetrwało. Mniej wykształceni pytają się, czy mam Radka w rodzinie. No mam, ale to nie ten słynny, o którym myślicie. Czyli takie paradoksy są jak najbardziej prawdopodobne.
Przygoda zaczyna się od kryzysu wieku średniego. czterdziestoletni bohater postanawia spisać filozoficzne refleksje na temat własnego życia. Pisanie oczywiście idzie mu bardzo nieudolnie, a z pomocą przychodzi zawsze kumpel Filip wyciągający Macieja ze stanów zwątpienia i zawieszenia twórczego polegającego na niemocy napisania pierwszych zdań. Wiadomo, że one są najważniejsze: od nich zależy czy ewentualny czytelnik będzie zainteresowany całością. Ta świadomość zabija wszelką moc kreatywną potencjalnego pisarza. Po wielu mękach i próbach Filip ratuje przyjaciela z opresji: kupuje mu tygodniowe wczasy w Ruchanku Dolnym, w którym znajduje się osobliwy hotel stworzony w celach wzajemnej erotycznej konsumpcji. Nie brakuje tam luksusów, a usytuowanie w Puszczy Noteckiej sprawia wrażenie odcięcia od codzienności. I tym jest dla wielu odwiedzających. Wyjazd w to miejsce staje się początkiem wielkich przygód w stylu „Kronik Jakuba Wędrowycza” Pilipiuka. Szybko i przypadkowo nawiązana łóżkowa znajomość wrzucą Macieja w wir wydarzeń. Stanie się celem dla trzech wywiadów.
W całej akcji bohater (mimo zagrożenia życia) skupia się na pięknej agentce Agacie, która staje się dla niego niezdobytym obiektem seksualnym. Kobiety dla niego spełniają jedynie funkcję erotyczną, przez co muszą być ładne. Reszta się nie liczy. Często jednak odkrywa, że kobiety z jego grupy wiekowej są już brzydkie (jakby nie widział wpływającego czasu na swoim ciele). Całość sprawia wrażenie przerysowanego i ujętego w ramy powieści „Trzeciego szympansa” Jareda Diamonda. Do tego Jakubiak z polskiego wywiadu jest piękną karykaturą wszystkich „super facetów”, w których wcielił się Schwarzenegger: taki troszkę „Arni” z „13 posterunku”.
Książka lekka, przyjemna i śmieszna, a do tego przesycona nieprawdopodobnymi zdarzeniami, starciami, ucieczkami, pościgami, przelewem krwi i niszczeniem wszystkiego, co stanie na drodze. Na szczęście wszystko ma swój szczęśliwy koniec.
Ze względu na krwawe sceny i sporą dawkę erotyki polecam wszystkim pełnoletnim.

Pierwsza książka Michała Krupy „Cześć, mam na imię Michał” poruszała społecznie bardzo ważne kwestie: uzależnienia i degradacji człowieka. Książka była napisana delikatnie, sprawiając wrażenie rozmowy podczas terapii lub zapisów pod jej wpływem. Można było oczekiwać, że autor w kolejnych książkach będzie kontynuował ten swój sposób pisania, ale ku memu zaskoczeniu stało się...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1435
86

Na półkach:

"Łosoś norwesko-chiński" to druga publikacja Michała Krupy, z którą dane mi było się zetknąć. Tym razem autor nie roztrząsa tragicznych skutków, jakie niesie ze sobą uzależnienie, lecz opowiada o pewnym niespełnionym pisarzu, który przez przypadek zostaje wplątany w międzynarodową aferę wywiadowczą.

Maciej Prus (nie z tych Prusów) dobiega czterdziestki i ma wrażenie, że jego życie utknęło w martwym punkcie. Nic nie osiągnął, nic nie ma, nic go ciekawego nie czeka. Nawet słowa na książkę, którą pisze, jakoś nie chcą poskładać się w logiczną całość. Z pomocą w walce z twórczą niemocą przychodzi Maciejowi przyjaciel, który funduje mu tygodniowy wyjazd w zaciszne miejsce o swojskiej nazwie Ruchanko Dolne. Tam na pewno wena powróci i Maciej będzie mógł napisać książkę. Tyle tylko, że już pierwszego wieczoru w tym urokliwym miejscu myśli głównego bohatera zajmuje przede wszystkim seksowna Agata, za której sprawą niedoszły pisarz musi salwować się z hotelu ucieczką, by ocalić życie. Za Maciejem i Agatą rusza pościg. W sukurs przychodzą im lokalni patrioci, walczący z "najeźdźcami zza Odry" z Bogurodzicą na ustach oraz "Pioruny Zbawiciela". Choć Ci ostatni jakby mniej troszczą się o zdrowie i bezpieczeństwo ściganych, a bardziej o pewien niewielki przedmiot...

"Potem poszło już z górki. Kazimierz odwrócił się w stronę Niemców, powoli zaczął śpiewać Bogurodzicę, a z każdym następnym śpiewanym słowem dołączali do niego inni. Gdy głosy były na tyle donośne, a śpiew rozbrzmiewał po całej okolicy, ruszyli w stronę najeźdźców zza Odry. (...)
- Uciekajcie! Walczcie dalej w naszej sprawie! My się nimi zajmiemy, panienko.Niech Bóg Was prowadzi!" [str. 66]

Michał Krupa w swojej książce zgrabnie i bez przesady, bo i tu można przesadzić, pokazuje w krzywym zwierciadle nas Polaków. Znajdziemy tu m.in. polskiego Rambo ukrytego w zaciszu biura szefa wywiadu, kapitana wywiadu, który dzięki piersiówce, kreskom kokainy i smokom wycisza się i jest w stanie tolerować swojego narwanego sekretarza, a także sprawnie kierować akcjami wywiadowczymi. Jest też sam Maciej, który mimo wiszącego nad nim zagrożenia, z trudem skupia myśli na ucieczce, bowiem każdą minutę jego życia wydają się wypełniać myśli o seksie. Postaci wykreowane przez autora są przerysowane, jedne mniej, drugie bardziej, i idealnie wpasowują się w pełną paradoksów historię, jaką serwuje czytelnikowi pisarz.

Krupa sprawnie operuje słowem. Opisy w jego wykonaniu pełne są nieoczywistego dowcipu, a dialogi oraz monologi wewnętrzne bohaterów prawie zawsze wywoływały na mojej twarzy szeroki uśmiech. Z przyjemnością czytałam o polskiej jednostce wywiadowczej. Sceny z jej udziałem uważam za jedne z najlepszych w książce. Zresztą, w moim odczuciu, Jakubiak, kapitan Lisiewski, "Pioruny Zbawiciela" czy Mietek i Stasiek są dużo ciekawszymi postaciami niż tytułowa dwójka. O ile Maciej potrafi rozśmieszyć, a nawet wywołać u czytelnika chwilę zadumy, o tyle Agata jest jakaś taka nijaka. Ni to z niej femme fatale, ni to agentka z prawdziwego zdarzenia. Nie wzbudziła we mnie zainteresowania nawet jako człowiek. Ot, taka tam niezdecydowana kobietka, która sama nie wie, czego chce. Wiem, że z punktu widzenia fabuły jej rola jest istotna, inaczej seksoholik Prus nie ganiałby po lasach pod obstrzałem z broni maszynowej, ale jak dla mnie powód wmieszania w ten galimatias Macieja mógłby być zupełnie inny. Albo też kreacja Agaty bardziej wyrazista.

"Nyska pracowała na najwyższych obrotach. Nigdy jeszcze w swoim długim życiu nie była zmuszona do tak szybkiej i męczącej jazdy. Podobało się jej to jednak i dlatego współpracowała z kierowca na tyle, ile mogła. I do tego prawie wyprzedziła mercedesa! Siłą woli utrzymywała wszystkie części i podzespoły na miejscu. Odczuwała druga młodość. "Oj, za młodu to się wyprawiało, będąc na służbie w milicji" - pomyślała. Pojawiający się stan melancholii sprawił, że przez chwilę, dosłownie ułamek sekundy, straciła samokontrolę. (...)
- Co za cholera?! - Dwójka był zdenerwowany. Nigdy wcześniej nie siedział w Nysie rozpędzonej do takich prędkości. (...) Reszta siedziała w ciszy. Każdy wyczuwał napięcie i zdawał sobie sprawę, że jeden błąd kierowcy i wszyscy zginą. Dwójka po cichy mówił do Nysy. Wiedział, że trzeba to robić, trzeba ją uspokoić i dodać jej siły do jeszcze cięższej pracy." [str. 121-122]

Czytając "Łosia norwesko-chińskiego" odnosiłam chwilami wrażenie, jakby niektóre fragmenty publikacji zostały dopisane przez kogoś innego albo na siłę przez samego autora. Ich język nie pasował mi do wcześniej widocznej w powieści lekkości słowa. Zdawały się jakby wyjęte z innej, nie pasującej do "Łososia norwesko-chińskiego", lecz zbieżnej tematycznie, książki. I jeszcze jedna rzecz, która lekko utrudniała mi cieszenie się lekturą - występujący w wielu miejscach jakikolwiek brak rozdzielenia w widoczny sposób nowych scen, które dzieją się w tym samym czasie, lecz w innych miejscach i dotyczą innych osób. I tak oto czytelnik czyta np. o kapitanie Lisiewskim i Karolu Nowaku, gdy nagle następna linijka tekstu traktuje o Macieju Prusie budzącym się w jakimś hotelu. Przydałby się choć dłuższy odstęp pomiędzy tymi wątkami.

"Karol wyszedł i kapitan został sam. Był dumny z siebie, ze tak sprawnie pokierował podwładnymi i że sprawa niebawem się wyjaśni. (...) "No dobra" - pomyślał - "Trzeba trochę podzwonić".
- Z premierem. to pilne, mówi kapitan Zbigniew Lisiewski....
Obudziłem się w łóżku sam. Teraz, gdy otworzyłem oczy i czułem ból mięśni, o których istnieniu nawet nie wiedziałem, tym bardziej byłem przekonany o zakończeniu owej znajomości." [str. 62]

Powieść Michała Krupy jest przyjemna i lekka, pełna komizmu sytuacyjnego. I choć jest niewielka objętościowo, to autorowi udało się, dzięki zawrotnemu tempu akcji i nietuzinkowym bohaterom, przykuć moją uwagę. Zapewniam Was, że nie będziecie się nudzić, a Wasze spojrzenie na polskie służby wywiadowcze już nigdy nie będzie takie samo.

Na blogu: http://zapiskispodpoduszki.blogspot.com/2015/04/osos-norwesko-chinski-micha-krupa.html

"Łosoś norwesko-chiński" to druga publikacja Michała Krupy, z którą dane mi było się zetknąć. Tym razem autor nie roztrząsa tragicznych skutków, jakie niesie ze sobą uzależnienie, lecz opowiada o pewnym niespełnionym pisarzu, który przez przypadek zostaje wplątany w międzynarodową aferę wywiadowczą.

Maciej Prus (nie z tych Prusów) dobiega czterdziestki i ma wrażenie, że...

więcej Pokaż mimo to

avatar
307
219

Na półkach: , ,

Zupełnie nie moja bajka.... Robiłam kilka podejść, ale w końcu poległam...
I choć kiedyś zaczytywałam się kryminałami pełnymi doskonałego humoru Mistrzyni gatunku Joanny Chmielewskiej tu w żaden sposób nie odebrałam teoretycznych dowcipów i oparów absurdu, jako zabawne....
I choć nad gustami się nie dyskutuje to pozwolę sobie na dygresję i ocenę ocen dla tej pozycji, pomimo tego, że sama siebie zaliczam do amatorów literatury łatwej, prostej i przyjemnej.
Poziom ocen i zachwytów bardzo mnie zastanawia, a wręcz zasmuca....
No ale jak na wstepie - z gustami sie nie dyskutuje

Zupełnie nie moja bajka.... Robiłam kilka podejść, ale w końcu poległam...
I choć kiedyś zaczytywałam się kryminałami pełnymi doskonałego humoru Mistrzyni gatunku Joanny Chmielewskiej tu w żaden sposób nie odebrałam teoretycznych dowcipów i oparów absurdu, jako zabawne....
I choć nad gustami się nie dyskutuje to pozwolę sobie na dygresję i ocenę ocen dla tej pozycji, pomimo...

więcej Pokaż mimo to

avatar
140
79

Na półkach: ,

Twórczość Michała Krupy, którą miałam okazję poznać za sprawą autobiograficznej książki „Cześć, mam na imię Michał”, z miejsca ujęła mnie lekkim, wyrobionym językiem oraz powagą poruszanego w niej tematu hazardu. Nic więc dziwnego, że sięgając po kolejną książkę autora, nastawiłam się na dopracowaną w każdym szczególe ciekawą historię. Jednak w przypadku tej powieści, autor udowodnił, że jest nie tylko doskonałym obserwatorem życia, który z niespotykaną śmiałością zarysowuje typowe przywary Polaków, ale przede wszystkim z niezwykłą ironią bawi się słowem. Recenzowany „Łosoś norwesko-chiński” okazał się bowiem specyficzną, zabawną w swym przekazie opowieścią, doprawioną typowo męskim śmiałym żartem. Ale zacznijmy od początku.

Poznajcie Macieja Prusa – pozornie dojrzałego, doświadczonego w coraz to nowych podbojach miłosnych mężczyznę, który znudzony monotonią pracy w banku, pragnie rozliczyć się z własnego życia, w krótkiej książce pisanej... o samym sobie. Będzie to pikantna opowieść rasowego samca, który sam, ale nigdy nie samotnie, wędruje śmiało przez życie. Jak widać niebanalny pomysł na historię już jest, ale w procesie twórczym zatraciła się gdzieś niezbędna wena, która jest przecież buforem każdej nowej książki. Ale nasz nietuzinkowy bohater posiada wiernego przyjaciela od przysłowiowego kieliszka, który zawsze w zanadrzu ma ciekawy pomysł, gotowy zaprocentować w przyszłości. Tym razem Filip organizuje Maciejowi odpoczynek w zacisznej miejscowości o wdzięcznej nazwie Ruchanko Dolne, które to w zgodzie z własnym mieniem, staje się epicentrum przyspieszających bicie serca wydarzeń. Pobyt na wsi, w okazałym barokowym zameczku, zaowocuje bowiem nawiązaniem intrygującej znajomości z atrakcyjną agentką Agatą, która związana jest z międzynarodową aferą szpiegowską. Brzmi oryginalnie? To tylko początek porywającej akcji. Przygotujcie się na cały szereg zabawnych, często absurdalnych wydarzeń, które są zakrzywionym portretem naszych polskich realiów.

Absurd to z pewnością zabieg, który autor w swojej książce opanował niemal do perfekcji. Cała historia (nie)dojrzałego Macieja to bowiem migawka przejaskrawionych scen, przedstawiających perypetie czterdziestoletniego mężczyzny, który mimo upływu lat, widocznych w pooranej zmarszczkami twarzy, bynajmniej nie grzeszy dojrzałością w swoim codziennym postępowaniu. Przyjemności doczesne, zabawa i kolejne flirty przodują na liście jego własnych życiowych idei. Czarę życiowej farsy przelewa znajomość z agentką Agatą, dzięki której na malowniczą scenę Ruchanka Dolnego wkraczają bezwzględne w swym postępowaniu tajne służby norweskie i niemieckie w opozycji do polskich chłopów, gotowych odważnie walczyć w imię narodowego patriotyzmu. Akcja narasta, pościgi przyspieszają, a alkohol i biały proszek przyćmiewają i tak już otumanione umysły bohaterów.

Jestem pod szczerym wrażeniem, jak autor bawi się słowem, układając proste wyrazy w dłuższe zabawne zdania, zapewniające przednią rozrywkę na kilka godzin. Dowcip i humor sytuacyjny bezsprzecznie dominuje w powieści. Dzięki autorowi miałam też jedyną i niepowtarzalną okazję wtargnąć w umysł typowego samca, który zamiast kierować się rozsądkiem i trzeźwością umysłu, bez skrępowania podąża głosem popędu i własnych seksualnych potrzeb. Michał Krupa nie oszczędza swoich bohaterów w swojej książce, momentami wyolbrzymiając i przejaskrawiając ich przywary, często posiadające znamiona lubieżności i zwykłej...głupoty. Groteskowe zachowania jego postaci to oczywisty, prześmiewczy komentarz do absurdów kierujących naszą współczesnością, które pod maską powagi i rozsądku, względnie staramy się przecież ukryć. Stereotypy są obligatoryjną częścią naszego świata i już na stałe zadomowiły się w ludzkich umysłach, budując nie tylko nasz światopogląd, ale przede wszystkim nas jako ludzi. Dlatego jeśli szukacie lekkiej, prześmiewczej lektury, stanowiącej swoistą dygresję dla naszych narodowych przywar, przeczytajcie „Łososia norwesko – chińskiego” - humor autora stanowi najlepsze remedium na przedwiosenne smutki i smuteczki, które w marcu często niepostrzeżenie wkradają się do naszych umysłów.

Twórczość Michała Krupy, którą miałam okazję poznać za sprawą autobiograficznej książki „Cześć, mam na imię Michał”, z miejsca ujęła mnie lekkim, wyrobionym językiem oraz powagą poruszanego w niej tematu hazardu. Nic więc dziwnego, że sięgając po kolejną książkę autora, nastawiłam się na dopracowaną w każdym szczególe ciekawą historię. Jednak w przypadku tej powieści, autor...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1431
790

Na półkach: , ,

Bardzo lubię czytać lekkie, odrobinę surrealistyczne komedie sensacyjne, w których jest się i z czego pośmiać i pokręcić głową w niedowierzaniu oraz odrobinę erotyki, barwnych dialogów, postaci oderwanych od rzeczywistości. Porcję mojej ulubionej rozrywki zaserwował Michał Krupa w powieści stylizowanej na kryminał podbarwiony aferą szpiegowską, "Łosoś norwesko- chiński".

Młody mężczyzna o wiele obiecującym nazwisku Prus, próbuje napisać poważną autobiografię, z założenia mająca być psychologiczno- filozoficzną rozprawą, dotykającą metaforyczności życia, jego znaczenia dla miejscowej społeczności i dla świata. Pisanie nie przychodzi mu z łatwością, a muza uparcie omija jego towarzystwo. Z natchnionego eseju wyłania się jedynie przyziemna erotyczna paplanina o seksualnych dokonaniach rodem z bulwarowych tabloidów. Wtedy z pomocą przychodzi mu przyjaciel i rezerwacja w luksusowym dworku w miejscowości Ruchanko Dolne :P Ale i tam nie znajdzie go spokój ani muza, a międzynarodowa afera, trzy agentury wywiadowcze i ponętna agentka Agata.

Michał Krupa ma tę wyjątkową umiejętność przyciągania uwagi i wciągania czytelnika w swoją opowieść, choćby najbardziej nieprawdopodobną. Prosty język, cięty dowcip, ironiczna ocena współczesnego świata, barwne postacie i mocno przerysowana fabuła daje poczucie odprężenia i doskonałej zabawy w rytm dynamicznej, mocno wybuchowej akcji. Maciej Prus zostaje przypadkowo wplątany w rozgrywki pomiędzy norweskim, niemieckim i polskim wywiadem, które swój początek wzięły w nic nieznaczącej miejscowości Ruchanko Dolne. To właśnie tam agentka Agata weszła w posiadanie dokumentów bardzo ważnych na międzynarodowej arenie. Od tej chwili życie Maćka i Agaty jest zagrożone, a za dwójką naszych bohaterów rusza pościg zdeterminowanych, krwiożerczych, gotowych na wszystko, dobrze uzbrojonych agentów służb wywiadowczych, pozostawiający za sobą jedynie falę zniszczeń i śmierci.

Agata bardzo poważnie traktuje swoją misję i kulą u nogi jest niewyżyty seksualnie Maciej. On z kolei traktuje sprawę lekko, jakby z niedowierzaniem i dopiero realne zagrożenie utraty życia budzi w nim odpowiednie zachowanie. Oprócz tej dwójki uciekinierów poznajemy całą plejadę groteskowych postaci, mocno oderwanych od rzeczywistości i dodatkowo mocno przerysowanych. Idealnie jednak pasują oni do koncepcji powieści i są spójni z pomysłem autora na fabułę "Łososia".
Za to powody rozpętania afery szpiegowskiej i tajemnica pilnie strzeżonych przez Agatę dokumentów zaskoczyła mnie, wpędziła w konsternację, rozbawiła mnie i rozbroiła dokumentnie :)

"Łosoś norwesko- chiński" to przezabawna komedia omyłek, pełna dowcipnych dialogów i komizmu sytuacyjnego lektura, która przyniesie odprężenie i pozwoli oderwać się od rzeczywistości, od problemów dnia codziennego.


aleksandrowemysli.blogspot.com

Bardzo lubię czytać lekkie, odrobinę surrealistyczne komedie sensacyjne, w których jest się i z czego pośmiać i pokręcić głową w niedowierzaniu oraz odrobinę erotyki, barwnych dialogów, postaci oderwanych od rzeczywistości. Porcję mojej ulubionej rozrywki zaserwował Michał Krupa w powieści stylizowanej na kryminał podbarwiony aferą szpiegowską, "Łosoś norwesko-...

więcej Pokaż mimo to

avatar
104
76

Na półkach:

„Łosoś norwesko-chiński”.

Frapujący tytuł?

Z pewnością tak.

Problemy, których dotyka autor w swojej książce mają podłoże ekonomiczne, które staje się przyczynkiem do pozostałych wydarzeń.

Główną postacią, która całkiem przypadkowo zostaje wciągnięta w misję o randze międzynarodowej jest czterdziestoletni Maciej Prus.

Z pozoru zwykły mężczyzna, który prowadząc swoje filozoficzne refleksje na temat własnego życia dochodzi do wniosku, iż chce pozostawić po sobie coś znaczącego, coś dzięki czemu ludzie o nim nie zapomną, a jego życie nabierze większego sensu. Postanawia zatem napisać książkę autobiograficzną. Dzięki uprzejmości swojego kolegi wyjeżdża do miejscowości Ruchanko Dolne. To tam w otoczeniu zieleni, spokoju ma tworzyć dzieło swego życia. Niestety nie wszystko idzie tak, jak zamierza.

Przypadkowo poznaje piękną kobietę, z którą pierwsze spotkanie odbywa się w niecodziennej, groteskowej scenerii, a mianowicie w łóżku. Okazuje, się, iż ideał Macieja jest agentką na służbach polskich władz, której zadaniem jest strzeżenie tajnych informacji. Znajomość tych dwojga doprowadza do wielu niebezpiecznych zdarzeń, o których Maciej nigdy wcześniej nie śnił. Pościgi, strzelaniny, walka o własne życie – wszystko to, co widział na dobrych filmach sensacyjnych staje się teraz dla niego rzeczywistością, zaś tytułowy łosoś norwesko-chiński z pewnością nie okaże się wyszukaną potrawą, a skandalem na skalę światową.

Marcin Krupa wprowadza w czytelnika w niecodzienny świat, który dostarcza wielu mocnych wrażeń i skrajnych emocji. Czytelnik wielokrotnie może doświadczyć ekscytacji, podziwu, a nawet lekkiego strachu, a wszystko to w otoczeniu lekkiej i przyjemnej narracji bohatera.

Jest to pozycja godna polecenia, a w szczególności miłośnikom dobrych książek sensacyjnych.

S.P.

„Łosoś norwesko-chiński”.

Frapujący tytuł?

Z pewnością tak.

Problemy, których dotyka autor w swojej książce mają podłoże ekonomiczne, które staje się przyczynkiem do pozostałych wydarzeń.

Główną postacią, która całkiem przypadkowo zostaje wciągnięta w misję o randze międzynarodowej jest czterdziestoletni Maciej Prus.

Z pozoru zwykły mężczyzna, który prowadząc...

więcej Pokaż mimo to

avatar
593
138

Na półkach: , ,

Maciej chciał tylko napisać w spokoju książkę i ewentualnie "zaliczyć" Agatę. Okazuje się jednak, że piękna nieznajoma jest przy okazji agentką wywiadu i właśnie wykonuje niezwykle ważne zadanie. Dezerterując ze służby, w wyniku splotu okoliczności, zabiera z sobą Macieja (zajętego głównie swoim przyrodzeniem). Raz rzuca go na łaskę wywiadów, raz ratuje go z opresji...


Ostatnio staję się fanką absurdu, co podobno jest oznaką dorastania. "Łosoś norwesko-chiński" wpisał się więc idealnie w klimat, choć z powodu małej objętości tekstowej – tylko na jedno popołudnie.


Od razu zaznaczę jedno: nie czytałam debiutu pana Michała, autobiograficznej książki poruszającej problem uzależnienia od hazardu, więc nie będę patrzyła na "Łososia..." przez pryzmat poprzednich doświadczeń z jego twórczością. Dla mnie jest to zupełnie pierwsze spotkanie z jego literackimi dokonaniami i dokładnie tak zostanie przeze mnie ocenione.

Zacząć należy – jak zawsze – od plusów, a jest ich sporo. Jak już napisałam, książkę zaliczyć można do komedii absurdu, więc jak sama nazwa wskazuje, absurd goni w książce absurd. Pełno tu ironii i satyry, a w połączeniu z naprawdę wciągającą akcją daje to bardzo przyjemny miks czytelniczy. Autor stworzył również galerię bardzo różnorodnych, często bazujących na stereotypach bohaterów, którzy są przy tym tak realistyczni, że niemal zaczynamy szukać ich wśród swoich znajomych.
Prym wiedzie oczywiście Maciej, który występuje tu w roli damy w opałach. Z racji nazwiska pytany ciągle o pokrewieństwo z Bolesławem Prusem, po osiągnięciu magicznej czterdziestki ciągle nie wiedzie ustabilizowanego życia. Skupiony głównie na swoich potrzebach seksualnych, nie raz okazuje się przy okazji być zwyczajnym tchórzem. Autor wykreował go w sposób bardzo przekonujący, choć w pewnym momencie jego erotomania stała się dla mnie zwyczajnie denerwująca.

Równie zaskakujący dla czytelnika jest tytuł, tak więc w czasie całej lektury nadaremnie szukamy jego wyjaśnienia. Wolałabym w trakcie czytania dostać od Autora kilka wskazówek, ale widać, jego zamysł był od początku inny. Niestety, odbiera to – przynajmniej dla mnie – nieco frajdy z czytania.
Minus należy się również samemu wydawcy, ponieważ w wersji e-bookowej, przynajmniej na moim Kindlu, przypisy do książki wyświetliły się dopiero na samym końcu, co znacznie utrudnia czytanie, szczególnie gdy nie znamy używanych obcych języków.

Nie spodziewałam się, że "Łosoś norwesko-chiński" zrobi na mnie aż tak dobre wrażenie. Książka jest miłym akcentem na jedno popołudnie, zapewniając czytelnikowi dużą dawkę śmiechu i odprężenia.

Maciej chciał tylko napisać w spokoju książkę i ewentualnie "zaliczyć" Agatę. Okazuje się jednak, że piękna nieznajoma jest przy okazji agentką wywiadu i właśnie wykonuje niezwykle ważne zadanie. Dezerterując ze służby, w wyniku splotu okoliczności, zabiera z sobą Macieja (zajętego głównie swoim przyrodzeniem). Raz rzuca go na łaskę wywiadów, raz ratuje go z...

więcej Pokaż mimo to

avatar
590
489

Na półkach: , , ,

Do tej pozycji podchodziłam sceptycznie. Sam tytuł nie bardzo mnie zachęcał, a zbędnych opisów nie czytałam, wolałam aby lektura całkowicie mnie zaskoczyła. I zdradzę wam, że byłam całkowicie zaskoczona. Tego się nie spodziewałam i nawet sama nie wiedziałam, jak bardzo taka książka była mi potrzebna.

Michał w wieku czterdziestu lat postanowił napisać książkę, lecz nie bardzo mu to wychodzi. Za każdym razem kiedy siada do pisania, słowa nie chcą się układać albo ktoś mu przeszkadza. Na ratunek przychodzi kumpel, który z prezentował mu tygodniowy wypoczynek, w miejscu bardzo odległym od ludzi. Już po przyjeździe do wioski, zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Miejscowy chłopak, który podwoził go do miejsca jego wypoczynku, ma dziwną paranoję na temat agentów, wygląda jakby naoglądał się za dużo filmów. Jednak Michał nie wie jak bardzo zmieni się jego życie, a to wszystko przez Ruchanko…

Takiej książki już dawno nie czytałam. Takiej dawki humoru, nie dostarczyła mi nawet głupkowata komedia w telewizji. Po prostu siedziałam, czytałam, a momentami ze śmiechu prawie płakałam. To jest odmóżdzacz na wysokim poziomie, który sprawił, że zapomniałam o całym bożym świecie. W końcu śmiech to zdrowie i każda jego dawka jest wskazana.

Michał ma znane nazwisko, za każdym razem jest pytamy o powiązanie z Bolesławem Prusem, choć on sam twierdzi, że nie jest z nim powiązany. Ale to nie jedyna jego cecha. Jest dwukrotnym rozwodnikiem, a jego życiu przyświeca tylko jeden cel – kobiety. Oczywiście wiąże się z tym ich zdobywanie i zaspakajanie swoich potrzeb seksualnych. Typowy samiec, który myśli przyrodzeniem. W tym swoim życiu, zaczął poszukiwać głębszego sensu, a właśnie w tym miała pomóc mu książka, która miała być jego biografią.

Lektura jest głupkowata, choć gdzieś ma między linijkami ukryte wartości. Nie chcąc wam za wiele zdradzać, muszę być oszczędna w słowach. Pamiętacie może taki serial „13 posterunek”? Chyba większość go kojarzy. To był głupkowaty serial, na którym płakało się ze śmiechu. Z tą książką jest identycznie. Agenci niedorajdy, płaczą, sikają w majtki, a nawet mają skłonności homoseksualne. Tak nie wyglądają agenci tajnego wywiadu, to banda kretynów, udająca super bohaterów. Patrioci, którzy nie mogą złapać jednej kobiety. „Ala Rambo”, co do tej pory siedział za biurkiem, nagle wkracza do akcji, a stara poczciwa nyska wyprzedza Mercedesa… A to jeszcze nie wszystko, co czeka w tej niepozornej książeczce.

Za dużo wam powiedziałam, ale musiałam choć małą część wydusić z siebie, inaczej bym nie napisała tej recenzji. Przygotujcie się na dużą dawkę humoru, czarnego humoru. Ta głupota jest tak głupia, że aż śmieszy. Po prostu trzeba to przeczytać, bo nie jestem w stanie opisać wam tego co przeżyłam podczas czytania. Najlepsze jest w tym wszystkim, że cały czas wyobrażałam sobie ekranizacje tej powieści. To był by strzał w dziesiątkę! Nasze społeczeństwo tego potrzebuje, odstresowanie murowane, a do tego byłaby to fantastyczna przygoda.

Tę pozycję mogę polecić każdemu, taka odskocznia jest potrzebna każdemu. Może nie jest to wybitne dzieło lub arcydzieło, ale jest genialne w swojej prostocie. Nie trzeba wysilać mózgu, który ma szansę odpocząć . Nie trzeba głębokich rozważań, to relaks dla naszego ciała i umysłu, zero stresu i zero problemów.

O samym autorze nie wiele informacjo można znaleźć. Jedynie to, co pisze na okładce.
„Michał Krupa, pisarz młodego pokolenia patrzący na świat lekko przymrużonymi oczami. Pacyfista z wyboru, barbarzyńca z przekonań. W swoich książkach łączy w jedność przeciwności oraz dzieli to, czego teoretycznie podzielić się nie da. W charakterystycznym dla siebie stylu rozprawia się z tematami tabu oraz polskimi przywarami narodowymi. Przerysowana brutalność połączona z czarnym humorem stały się mocnymi i stałymi punktami jego twórczości.”



Moja ocena: 9/10

Do tej pozycji podchodziłam sceptycznie. Sam tytuł nie bardzo mnie zachęcał, a zbędnych opisów nie czytałam, wolałam aby lektura całkowicie mnie zaskoczyła. I zdradzę wam, że byłam całkowicie zaskoczona. Tego się nie spodziewałam i nawet sama nie wiedziałam, jak bardzo taka książka była mi potrzebna.

Michał w wieku czterdziestu lat postanowił napisać książkę, lecz nie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
103
101

Na półkach:

Maciej Prus, NIE z tych Prusów, czterdziestoletni bohater powieści, usiłuje napisać książkę o swoim życiu, swoich dokonaniach, osiągnięciach i upadkach. Przyjaciel opłaca mu pobyt w pięknym hotelu, aby w skupieniu mógł tworzyć dzieło życia. Dwie żony (obie byłe),niezliczone przygody miłosne, imprezy mocno zakrapiane alkoholem, to dotychczasowe zdobycze Macieja, więc być może czas na zmianę? Wyjeżdża do Ruchanka Dolnego (wiele mówiąca nazwa, prawda?) szukając tam natchnienia, spokoju, jednocześnie robiąc rachunek sumienia. Spotkanie z piękną Agatą zupełnie niszczy plany, które tak skrupulatnie chciał realizować. I tu zaczyna się cała seria prześmiewczych, mocno groteskowych sytuacji, przypominających niejednokrotnie słynny Latający cyrk Monty Pythona osadzony w polskich realiach i paradoksach.
I tak już pierwszej nocy spędzonej w hotelu Maciej poznaje Agatę, która wprowadza go w niedostępny do tej pory dla przeciętnego obywatela świat służb wywiadowczych nie tylko polskich, ale również niemieckich i norweskich. Mamy szansę z bliska zobaczyć przerysowany obraz niektórych oficjeli tegoż wywiadu. I tak sekretarz Jakubiak pragnie stać się prawdziwym komandosem, asem wywiadu, koniecznie chce odejść na polu chwały i okryć się męstwem, za to kapitan Lisiecki funkcjonuje tylko dzięki swojej pełnej piersiówce i regularnym kreskom, dzięki czemu widzi smoki, a zarazem maleje w nim chęć zabicia sekretarza Jakubiaka. Sam Maciej wszystko kojarzy z seksem, a cudowna i sprytna Agata to porzuca go, to znów odnajduje i ratuje z opresji i znów porzuca bez skrupułów. Wreszcie ukazany jest obraz polskiego chłopa, miłującego ojczyznę i walczącego o nią do ostatniej kropli krwi, nie baczącego na konsekwencje i pijącego na umór bez zupełnej szkody dla zdrowia.
Książka jest na wskroś przesycona nonsensami, zaczynając od tytułu, który ukazuje niedorzeczność, jaką jest proces odłowu i obróbki łososia norweskiego, a kończąc na prawdziwości całej historii. Łosoś zaczyna swą drogę w Norwegii, gdzie po odłowieniu przewożony jest do Chin celem obróbki i pakowania z powodu czysto ekonomicznego – jest to dużo tańsze rozwiązanie, niż ten sam proces przeprowadzony w Norwegii. Ale to nie wszystko, ponieważ Michał Krupa przedstawia grupę komandosów, których zachowania delikatnie mówiąc są rodem z amerykańskich komedii parodiujących filmy z Sylvestrem Stallone w roli głównej. Mamy tu do czynienia z grupami szturmowymi o wdzięcznych nazwach np. „Pioruny Zbawiciela” czy „Kat na Niewiernych”, które usiłują przechwycić dokumenty, będące w posiadaniu przebiegłej i seksownej agentki Agaty.
Doskonała groteskowa opowieść Michała Krupy, obrazuje absurdy nie tylko w ekonomicznym aspekcie jej tytułu. Krupa bez skrępowania obnaża ludzkie ułomności i słabości, wprowadzając ironiczny zapis dla wszystkich najbardziej pospolitych przywar. „Łosoś...” to historia pełna rewelacyjnego humoru sytuacyjnego, absurdu, parodii, ironii, do tego szalenie inteligentna i błyskotliwa. No i na koniec, ale zdecydowanie to nie ostatnia rzecz, o której warto wspomnieć. Dawno tak nie płakałam ze śmiechu! Nie byłam w stanie spokojnie czytać, i nie było to raz czy dwa, ja śmiałam się non stop. Czy polecam? Zdecydowanie! Tę książkę powinien przeczytać każdy, kto ceni sobie dobre pióro, inteligentny dowcip, nie ma oporów przed kąśliwymi spostrzeżeniami autora oraz lubi dobrą zabawę.

http://ksiazkapolapkach.eu/losos-norwesko-chinski-michal-krupa/

Maciej Prus, NIE z tych Prusów, czterdziestoletni bohater powieści, usiłuje napisać książkę o swoim życiu, swoich dokonaniach, osiągnięciach i upadkach. Przyjaciel opłaca mu pobyt w pięknym hotelu, aby w skupieniu mógł tworzyć dzieło życia. Dwie żony (obie byłe),niezliczone przygody miłosne, imprezy mocno zakrapiane alkoholem, to dotychczasowe zdobycze Macieja, więc być...

więcej Pokaż mimo to

avatar
113
81

Na półkach: ,

Łosoś Michała jest dość przewrotny...pokazuje czterdziestoletniego faceta w świetle dla mnie zaskakującym, jako podsumowującego okres życia. No cóż,pierwszy taki bohater w moim życiu, na szczęście tylko literacki:)
Cała akcja dość szalona,aczkolwiek pomimo naszpikowania pościgami, trupami i ogromnym seksapilem agentki,bohater, Maciej Prus...nie, nie z tych Prusów:) nadal sprawia wrażenie flegmatyka otwartego tylko na jeden kierunek, na seks. I bardzo dobrze, bo inaczej facet nie byłby wart stronic książki :)
A tak na serio...świetnie się czyta, książka na jeden swobodniejszy wieczór i już czekam za drugą częścią :)
Autora pozdrawiam i proszę, by włożył więcej ikry w bohatera drugiej części, bo łosoś bez ikry to szprotka :)

Łosoś Michała jest dość przewrotny...pokazuje czterdziestoletniego faceta w świetle dla mnie zaskakującym, jako podsumowującego okres życia. No cóż,pierwszy taki bohater w moim życiu, na szczęście tylko literacki:)
Cała akcja dość szalona,aczkolwiek pomimo naszpikowania pościgami, trupami i ogromnym seksapilem agentki,bohater, Maciej Prus...nie, nie z tych Prusów:) nadal...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    36
  • Przeczytane
    31
  • Posiadam
    10
  • 2014
    2
  • Kolejka
    1
  • Biblioteczka domowa III
    1
  • E-booki recenzenckie
    1
  • Może kiedyś przeczytam
    1
  • Ulubione
    1
  • W planach ebook
    1

Cytaty

Więcej
Michał Krupa Łosoś norwesko-chiński Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także