Zielone dziecko
- Kategoria:
- fantasy, science fiction
- Tytuł oryginału:
- The Green Child
- Wydawnictwo:
- Vis-á-Vis/Etiuda
- Data wydania:
- 2012-11-15
- Data 1. wyd. pol.:
- 2012-11-15
- Liczba stron:
- 176
- Czas czytania
- 2 godz. 56 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788378580256
- Tłumacz:
- Stefan Baranowski
Książka „Zielone dziecko” Herberta Reada to jedna z najsłynniejszych dystopii w literaturze, równie ważna jak „1984” Geogea Orwella, „Nowy wspaniały świat” Huxleya czy „Mechaniczna pomarańcza” Anthony′ego Burgessa. Ta pozornie baśniowa opowieść dołącza do grona tych antyutopii, a kto wie czy tak naprawdę nie jest pierwszą z tego typu książek. O jakości tego dzieła świadczy choćby to, że zachwycali się nim T.S. Elliot czy Graham Greene, który zresztą napisał do „Zielonego dziecka” nowy wstęp. Pierwsza i ostatnia część tej historii stanowi relację w trzeciej osobie, natomiast część środkowa jest napisana w pierwszej osobie.
Opowieść zaczyna się w roku 1861 od sfingowanej śmierci prezydenta Olivero, dyktatora południowoamerykańskiej republiki Roncador, który zainscenizował własne zabójstwo. Olivero powraca do rodzinnej Anglii, do wioski, w której się urodził i wychował. Wieczorem w dniu przyjazdu zauważa, że płynący przez wioskę strumień wydaje się płynąć w przeciwnym kierunku i postanawia udać się w górę jego biegu, aby odkryć przyczynę.
Strumień doprowadza Olivero do młyna, gdzie przez oświetlone okno widzi kobietę przywiązaną do krzesła, którą młynarz zmusza do wypicia krwi świeżo zarżniętej owcy. Olivero instynktownie rzuca się do środka przez otwarte okno; jest to „skok w krainę fantazji”. Początkowo młynarz nie stawia oporu i pozwala mu uwolnić kobietę, którą na podstawie koloru skóry Olivero rozpoznaje jako Sally, jedno z dwojga Zielonych Dzieci, które w tajemniczy sposób przybyły do wioski w dniu jego wyjazdu przed 30 laty; Olivero rozpoznaje także w osobie młynarza Kneeshawa, dawnego ucznia wiejskiej szkoły, w której kiedyś uczył. Podczas szamotaniny między nim dwoma, Kneeshaw przypadkowo tonie w stawie młyńskim. Następnego ranka Olivero i Sally kontynuują poszukiwania, w celu odkrycia tajemnicy strumienia, który bierze początek ze stawu na wrzosowiskach powyżej wioski. Brodząc w jego wodach, Sally zaczyna się pogrążać w srebrzystym piasku pokrywającym dno. Olivero rzuca się do niej i trzymając się za ręce, oboje pogrążają się w głębi stawu.
Druga część książki opisuje wydarzenia, jakie miały miejsce między wyjazdem Olivero z wioski jako młodego nauczyciela a jego powrotem jako byłego prezydenta.
Ostatnia część książki ciągnie dalej opowieść od momentu gdy Olivero i Sally znikają pod wodą.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 50
- 13
- 8
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
„Zielone dziecko”, napisane częściowo jeszcze pod wpływem idealistycznych koncepcji szczęśliwej równości i beztroskiego życia w dobrobycie, ujrzało światło dzienne w 1935 roku. Jego zawartość rozszyfrowywano przez pryzmat osobistych doświadczeń Reada (m.in. służbę frontową w pierwszowojennej Francji),identyfikację freudowskich i jungowskich tropów oraz przez wyławianie elementów gry z platońską filozofią. Ustalono też, że podstawowa opowieść została oparta na XII-wiecznej legendzie o dwójce zielonych dzieci, które pewnego dnia pojawiły się w angielskiej wiosce Woolpit, mówiąc w nieznanym nikomu języku.
Cała ta geneza, wszystkie te interpretacje są piękne i ciekawe – do chwili wzięcia książki do ręki. Wtedy bowiem okazuje się, że „Zielone dziecko”, zasadniczo zbudowane jako alegoryczna przypowiastka filozoficzna, nie jest jednolitym utworem. To bardziej zlepek – i to niezbyt szczęśliwy – dwóch średnio przystających do siebie nowel niż powieść.
Początek lektury nie zapowiada żadnych specjalnych zawirowań. Do położonej gdzieś na uboczu angielskiej wioski wraca po 30 latach niejaki Olivero, ongiś przepełniony młodzieńczymi ideałami nauczyciel, który wskutek zetknięcia się z wyjątkowo tępym, wrednym uczniem porzucił zawód i ruszył w świat. Zaintrygowany drobną zmianą w krajobrazie – strumień płynie tym samym korytem, ale w przeciwnym niż kiedyś kierunku – trafia przypadkiem na owego feralnego ucznia, który przez te wszystkie lata mentalnie wcale się nie zmienił, wciąż będąc prymitywnym, mściwym indywiduum, kierowanym najniższymi, pierwotnymi popędami. Kłopot w tym, że to właśnie on jest swego rodzaju opiekunem Sally, tytułowego Zielonego Dziecka. Kobieta ma prześwitującą, zielonkawą skórę, czuje wstręt do mięsa, boi się ognia, unika ludzkiego dotyku, praktycznie się nie odzywa, najdrobniejszy wysiłek wyraźnie ją męczy, a do życia potrzebuje słońca (bez niego literalnie gaśnie) i niewielkich ilości jedzenia – głównie orzechów laskowych i grzybów.
Ponieważ kobieta jest zaszczuta, zabiedzona i bliska śmierci, a osiłek zaborczy, dochodzi do przepychanki, w trakcie której następuje symboliczny triumf ducha nad cielesnością – cielesność (osiłek) tonie w strumieniu, a duch (Sally) podąża dalej z bohaterem ku źródłu strumienia. Nim u celu znajdą sadzawkę i się w niej pogrążą, Olivero – pierwotnie noszący nazwisko Oliver – opowiada kobiecie swoje losy.
Tu, na stronie równo 50, fantasy bierze w łeb, ustępując miejsca 90-stronicowej opowieści awanturniczej o podróży przez Warszawę (tak jest!) i Kadyks do Ameryki Południowej, gdzie bohater zostaje mimowolnym prezydentem jednej z postkolonialnych republik. Jest polska bieda przyciśnięta rosyjskim terrorem, jest hiszpańskie więzienie, jest obalenie dyktatora i w końcu jest prowadzenie nudnych – bo sprawiedliwych – rządów. W teorii segment ten jest zaliczany do fantastyki ze względu na fikcyjność państewka Roncador, w praktyce jednak mogłoby to być dowolne XIX-wieczne państewko tamtego regionu, szarpanego swego czasu raz za razem rozmaitymi buntami, rewoltami i przewrotami. Dla fabuły nie ma to żadnego znaczenia, dla czytelnika zresztą też, bo ani są to zdarzenia emocjonujące, ani specjalnie oryginalne, a mniemanej utopii szukać tam za grosz – ot, nikomu się nie chce rządzić, więc wszystkim zajmuje się bohater. Przez bite ćwierć wieku.
90 stron później fabuła wraca w koleiny pierwszej opowieści, tym razem kontynuując – przez kolejnych 30 stron – historię Olivera i Zielonego Dziecka, którzy trafiają do utopijnego podziemnego państewka filozofów, gdzie życie dzieli się na cykl młodości, w której poznaje się świat (jaskiń),dorosłości, gdy służy się społeczeństwu, a w końcu dojrzałości, gdy szuka się harmonii świata. Ta część jest chyba najciekawsza z całej książki, i kompleksowo przedstawia szczęśliwą komunę, w której najwyższym celem jest osiągnięcie medytacyjnego szczęścia.
Tu trzeba poczynić trzy uwagi. Rzeczywiście interesującym zabiegiem jest punktowanie kolejnych etapów życia bohatera poprzez jego symboliczną śmierć. Najpierw – według wewnętrznej chronologii – „ginie” jako prezydent, ostatecznie porzucając idealistyczne złudzenia. Potem podąża wzdłuż strumienia, do jego źródła, co symbolizuje tak naprawdę podróż do swojego wnętrza, odnalezienie rdzenia swojego jestestwa. Wówczas zanurza się w źródle/rdzeniu i umownie tonie, rozstając się ze światem zwykłych śmiertelników i wkraczając tym samym na ścieżkę rozwoju duchowego. Która doprowadzi go finalnie do pojednania z wszechświatem i znalezienia ostatecznego ukojenia.
Fikcyjny Roncador też nie jest przypadkową kreacją. O ile państewko o tej nazwie najpewniej nigdy nie zaistniało, o tyle sama nazwa jest jak najbardziej rzeczywista. Odnosi się do legendarnego, niezwykle trudno dostępnego płaskowyżu – czy raczej szeregu płaskowyżów – w Brazylii, na wschód od Mato Grosso. To właśnie tam znajdują się długie łańcuchy jaskiń, w których rzekomo znaleźli schronienie potomkowie mieszkańców Atlantydy. I to właśnie tam wsiąkł bez śladu w 1925 roku pułkownik Percy Fawcett, uporczywie szukający w okolicy zaginionego miasta, nazwanego przezeń Z. Wśród rozlicznych teorii zniknięcia Fawcetta – będącego jedną z inspiracji dla postaci profesora Challengera Conan Doyle’a oraz dla postaci Indiany Jonesa – jest m.in. taka, która mówi, że odnalazł miasto i został królem żyjącego w jaskiniach plemienia. Później, już po II wojnie światowej, gdy wciąż nie sposób było trafić na mistyczne plemię, dorzucono jeszcze koncepcję portali wiodących do ukrytego królestwa bądź przez jedno z podziemnych jezior, bądź przez kryształową skałę, która w portal zmienia się przy odpowiednim ustawieniu gwiazd.
Trzecia uwaga jest ciekawa głównie z dzisiejszego punktu widzenia. Otóż oświeconymi mędrcami w podziemnym państwie rozwiniętej duchowości i ogólnej beztroski mogą zostać wyłącznie mężczyźni. Rolą kobiet jest rodzenie dzieci, a później dożywotnia opieka nad nimi – swoimi i cudzymi – w charakterze pielęgniarki. Co oznacza, że kobiety żadnego oświecenia osiągnąć nie mogą jako – najwyraźniej – istoty niższego rzędu. Oczywiście nie jest to podane explicite, ale wnioski płynące z lektury są dość jednoznaczne. Owszem, w czasach, gdy książka ujrzała światło dzienne, takie podejście nie było niczym nadzwyczajnym, ale dziś może już odstręczać część czytelników.
W efekcie z dwóch nowel, które powinny w sumie być traktowane samodzielnie, pierwsza, z Zielonym Dzieckiem, potrafi ująć barwnością konceptu, druga natomiast zwyczajnie nudzi, zwłaszcza jeśli biorąc do ręki książkę oczekiwaliśmy fantastyki. Lektury nie ułatwia też to, że „Zielone dziecko” to tak naprawdę zbita ściana tekstu, z bardzo rzadka zmącona króciutkim dialogiem. Nie ma więc co oczekiwać żywszej akcji czy oddechu od sążnistych opisów i wywodów. Szczęście w nieszczęściu, że chociaż tłumaczenie jest przyzwoite, ale nadal – dzisiejszy odbiorca raczej nie pokocha tej książki…
(Esensja.pl)
„Zielone dziecko”, napisane częściowo jeszcze pod wpływem idealistycznych koncepcji szczęśliwej równości i beztroskiego życia w dobrobycie, ujrzało światło dzienne w 1935 roku. Jego zawartość rozszyfrowywano przez pryzmat osobistych doświadczeń Reada (m.in. służbę frontową w pierwszowojennej Francji),identyfikację freudowskich i jungowskich tropów oraz przez wyławianie...
więcej Pokaż mimo toJedna z najbardziej niezwykłych książek, jakie czytałam. Końcówka dotyczy jakby zupełnie innej rzeczywistości. Metafora rozwoju wewnętrznego.
Jedna z najbardziej niezwykłych książek, jakie czytałam. Końcówka dotyczy jakby zupełnie innej rzeczywistości. Metafora rozwoju wewnętrznego.
Pokaż mimo to