Park

Okładka książki Park Janusz Szablicki
Okładka książki Park
Janusz Szablicki Wydawnictwo: Radwan fantasy, science fiction
194 str. 3 godz. 14 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Wydawnictwo:
Radwan
Data wydania:
2011-03-01
Data 1. wyd. pol.:
2011-03-01
Liczba stron:
194
Czas czytania
3 godz. 14 min.
Język:
polski
ISBN:
978-83-7745-078-9
Tagi:
fantastyka
Średnia ocen

6,3 6,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,3 / 10
18 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
2739
619

Na półkach:

W 2011 roku, po ćwierćwieczu milczenia, Janusz Szablicki wrócił na półki księgarń „Parkiem”. Nikt nie słyszał o tym powrocie? Nie ma co żałować…

„Park” składa się z dwóch tekstów – tytułowej mikropowieści oraz opowiadania „Test”. Akcja obu utworów toczy się w chorzowskim Parku Śląskim, ówcześnie noszącym nazwę Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku im. gen. Jerzego Ziętka. „Park”, napisany w okolicach 2006 roku (można to poznać choćby po tym, że jeszcze działa kolejka linowa, definitywnie zamknięta w 2007),wygląda wypisz wymaluj jako reklamówka śląskiego przybytku, autor bowiem punkt po punkcie odhacza kolejne atrakcje i drobiazgowo opisuje alejki, roślinność i zabudowania. I w tej gorliwości nie przegapia chyba dosłownie niczego, zahaczając okiem bohatera nawet o większe, charakterystyczne kępy krzaków. Momentami odnosi się wręcz wrażenie przepisywania sloganów z jakiegoś folderu.

Fabuła mikropowieści jest cieniutka. Ot, spacerowicze niespodziewanie orientują się, że nie są w stanie wyjść z parku. Więzi ich kolista, niewidzialna bariera energetyczna. Krążą więc po okolicy, sprawdzają, jak sytuacja wygląda przy innych wyjściach, dyskutują. Dociekają przyczyn zjawiska. Jedzą. Obserwują. Rozmyślają. Łączą się w grupy, rozdzielają, tworzą teorie spiskowe. I znów jedzą. Albo spacerują, dzieląc się nietypowymi spostrzeżeniami. Po czym – po upływie nieznanego czasu, bo wysiadły zegarki, komórki i ogólnie sprzęt mechaniczny – bariera po prostu sobie znika, a tekst kończy się dość cienką konkluzją, która w zasadzie niczego nie wyjaśnia.

Że zdradzam fabułę? Nie przesadzajmy. Jej clou przecież i tak znalazło się na fatalnej okładce, złożonej z wielkiego tytułu, niedużego, bohomazowatego rysunku zsuwającego się z krawędzi książki, oraz mnóstwa koloru niebieskiego. Ów rysunek przedstawia zaś dwa dinozaurze łby, między którymi para zielonych ufoków spawa – czy też raczej traktuje magiczną różdżką – pancerz prymitywnej, przedpotopowej rakiety. Dinozaury co prawda sugerują jakąś traumatyczną rozrywkę, w której goście z kosmosu muszą bronić się przed głodnymi gadami patykiem emitującym żółte przecinki, ale w rzeczywistości rzecz jest znacznie bardziej przyziemna. Dinozaury są bowiem z plastiku i stoją na trawiastym wzgórku jako absolutnie nieruchoma dekoracja. Ufoki natomiast… No cóż, też zasadniczo nie występują w treści. Pojawiają się raczej jako sugestia rozwiązania zagadki pola siłowego.

Jałowa, pozbawiona „momentów” fabuła (już nawet nie myślę o scenach seksu – tu po prostu nic konkretnego się nie dzieje),rozdmuchująca w mikropowieść słabiutki pomysł, godzien w najlepszym wypadku kilkunastostronicowego opowiadania, to nie jedyny mankament „Parku”. Innym jest fatalnie nieporadny język. W wielu miejscach odnosi się wrażenie, że autor chciał koniecznie błysnąć literacko, i z tej chęci wzięły się tasiemcowe zdania, pstrzone słowami próbującymi przekonać czytelnika, że oto ma do czynienia z erudytą. Przynosi to jednak kompletnie przeciwny efekt. Narracja wychodzi sztuczna, dęta, chropowata. Co gorsza zdania, częstokroć wlokące się przez pół akapitu, mają krosty w postaci słów irytująco staroświeckich (jednakowoż, wtenczas, onegdaj, kontenans, człeczyna, interlokutor, zaambarasowany, zoczyłem, roztwieranie czegoś, notoryczne dreptanie gdzieś) oraz zdrobnień (pieniążki, bebeszki, psie kupki),stosowanych niekiedy w zupełnie kuriozalny sposób („- Słowo daję, jak się ten facio natychmiast nie zamknie, to mu chyba wreszcie przypieprzę kamyczkiem!”). Czyta się to więc średnio płynnie.

Obie powyższe tendencje – wtrętów staroświeckich i zdrobnieniowych – były notabene wyraźnie widoczne także w debiutanckim zbiorze opowiadań Szablickiego, ale ponieważ nie wyczuwało się ich aż tak mocno w dwóch kolejnych zbiorach, a w „Parku” znowu wylazły na wierzch, trzeba uznać, że chwilowa poprawa stylu wzięła się nie tyle z podciągnięcia się autora w warsztacie literackim, ile z wykonania porządnej poprawkowej roboty przez redaktorów „Śląska”. W Radwanie jednak redaktor najwyraźniej się nie przemęczał, podobnie zresztą jak korektorka, której udało się puścić nawet byka ortograficznego, więc wyszło jak wyszło.

I tutaj dochodzimy do zamykającego książkę opowiadania „Test”. W porównaniu z nim tytułowa mikropowieść nie wypada wcale tak źle. Bo „Test” jest literalnie o niczym. Ot, facet idzie po zmroku do parku i… zostaje porwany przez obcych. Po czym się okazuje, że w zasadzie to nie został porwany. Obcy zaś… sami nie do końca wiedzą, po co „porywają” ludzi. Koniec. Kropka. Z grzeczności przemilczę cisnący mi się na klawiaturę komentarz.

(Esensja.pl)

W 2011 roku, po ćwierćwieczu milczenia, Janusz Szablicki wrócił na półki księgarń „Parkiem”. Nikt nie słyszał o tym powrocie? Nie ma co żałować…

„Park” składa się z dwóch tekstów – tytułowej mikropowieści oraz opowiadania „Test”. Akcja obu utworów toczy się w chorzowskim Parku Śląskim, ówcześnie noszącym nazwę Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku im. gen. Jerzego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
662
594

Na półkach:

Wojewódzki Park kultury i wypoczynku w Chorzowie obecnie znany jako Park Śląski /Park - Janusz Szablicki/

http://alicyawkrainieslow2.blogspot.com/2014/01/wojewodzki-park-kultury-i-wypoczynku-w.html

Haaaaańńńńńbaaaaaa!!! Nikt jeszcze nie umiejscowił akcji swojego dzieła w WPKiW w Chorzowie (Park Śląski). Ratować honor obiektu postanowił – niestety – Janusz Szablicki i w walce o jego godność napisał powieść sci-fi o zaskakującym tytule Park.

Uczynione przez pisarza dziełko jest praktycznie niedostępne. Zdobycie go graniczyło z cudem. Tym bardziej wiele obiecywałam sobie po tej powieści: „niedoceniona” - myślałam. Pierwszy kubeł zimnej wody – okładka. I to nie tylko ze względów estetycznych. Wydawnictwo bowiem, co tutaj dużo mówić, odwaliło taką chałę, że woła to o pomstę do nieba. Przynajmniej tyle, że w tym wypadku można oceniać książkę po okładce i nie będzie to dla treści krzywdzące. Może był to nawet zamierzony akt miłosierdzia wobec potencjalnego czytelnika? Na niebieskim tle widnieje nieudolne połączenie Parku (!) Jurajskiego z wygenerowanymi komputerowo – najwyraźniej przez przedszkolaka - obcymi. Poza tym ktoś miał wyraźny problem z wypośrodkowaniem poczynionych głów dinozaurów i obcych, przez co dyndają oni ucięci na dole okładki. Efekt wprost piorunujący.

Z tyłu wcale nie jest lepiej, cytuję: „…tego, iż prawdopodobnie są to efekty związane z wizytą gości z Kosmosu bądź z jakiejś innej Czasoprzestrzeni, dowiadujemy się – jak przystało na szanującą się opowieść – dopiero na samym końcu”. No dzięki panu, proszę pana jednak nie na końcu. Poza tym „ufoki” z przodu też zdradziły co nieco!

Akcja tej mikropowieści zaczyna się niewinnie: rozpadem związku. Bohater – którego imienia nie dane jest nam poznać - pragnie odetchnąć z powodu niemiłych przeżyć i wybiera się na spacer po Parku. Nie wiadomo dlaczego, ale wraz z grupą przebywających tam osób, zostaje odcięty od świata polem siłowym. Bohaterowie nie mogą wyjść poza granice obiektu, wszystkie zegarki zatrzymały się na tej samej godzinie i na dokładkę nie ma prądu, więc nie ma co liczyć na ciepłe posiłki. Przemieszczają się więc bezradnie z kąta w kąt, tocząc jałowe dyskusje i wcinając słodycze. Od czasu do czasu ktoś trafia w niezidentyfikowany wir czasowy. W pewnym momencie wszystko się kończy i nasz bohater, właściwie nie rozmawiając ani nie żegnając się z nikim, wraca do domu. Od tak po prostu i kropka. Na zakończenie widać zabrakło pomysłu.

Akcja opowieści rozgrywa się w 2007 roku. Nic dziwnego, że stara Elka jeszcze jeździ, a Brasiliana nieźle funkcjonuje. Postacie wykreowane przez pisarza odwiedzają także inne parkowe atrakcje, które możemy zobaczyć także dzisiaj: ZOO i jego Dinozaury, Planetarium, Zieloną Dolinę, Kamienny Kasztel itd. Chciałabym by parkowe tło powieści było jej najważniejszym, dopieszczonym elementem, wtedy wybaczyłabym resztę, niestety tak się nie stało.

Bohaterowie są nijacy, właściwie nie mają niczego sensownego do zrobienia ani powiedzenia. To statyści robiący sztuczny tłok – także słowny. Autor ambitnie chciał pokazać, że w sytuacji ekstremalnej do głosu dochodzi instynkt samozachowawczy i przestajemy być cywilizowanymi istotami, a ludzka natura szybko daje o sobie znać również w kwestii przepychanek o władzę. Zrobił to jednak nieudolnie i na skróty, czyli wcale. Właściwie nic się nie dzieje w całej książce, główny bohater tylko się snuje. Akcja została pozbawiona charakterystycznego dla takich sytuacji dramatyzmu. Nikt nie wie co się dzieje, ale w powietrzu w ogóle nie czuć adrenaliny. Zachowanie bohaterów jest niewiarygodne, w wyniku czego, w ogóle się do nich nie przywiązujemy. Przyznam szczerze, że czytając marzyłam, by wreszcie ktoś zginął.

Na początku nie wiedziałam czy autor po prostu pisze, czy próbuje wysłać chomika w kosmos w rakiecie z zapałek…. Można mu wiele zarzucić, ale na pewno nie minimalizm: w każdym zdaniu jest tyle zbędnych słów, że całkowicie zacierają się ich znaczenia. Doszedł więc do perfekcji w komplikowaniu treści poprzez nadużywanie słów, a co za tym idzie rozdmuchiwaniu w nieskończoność zdań pozbawionych sensu i treści. Treści, której nota bene w tej powieści jest jak na lekarstwo. A oto próbka możliwości Szablickiego: „Impresja owa była tak sugestywna, że w pewnym momencie ogarnęło mnie wprost niemożliwe do okiełznania pragnienie bezzwłocznego wzięcia kąpieli.” ;„No, ale może to właśnie dzieci, istoty nie do końca ujarzmione autorytarnym utrwalaniem w nich tego, co może istnieć, a co absolutnie nie powinno mieć miejsca, są siłą rzeczy bardziej otwarte na zjawiska niemieszczące się w ramach normalnego repertuaru prezentowanego nam przez siermiężną codzienność, niezgodnie z obowiązującymi w danym momencie paradygmatami?”. I jak wrażenia?

Poza stosowaniem tej karkołomnej ekwilibrystyki słownej, Szablicki próbuje jeszcze pożenić różne stylizacje językowe: retro (używając przestarzałych słów np. marszruta, łacno, rozgwar, li, zakałapućkać) ze współczesnym językiem wypełnionym terminami naukowymi – w efekcie powstaje bełkot. Używa także zdrobnień w najmniej odpowiednich, dziwacznych, miejscach, np.: „Słowo daję, jak się ten facio natychmiast nie zamknie, to mu chyba wreszcie przypieprzę kamyczkiem” – rozbrajające, nieprawdaż? Oprócz męczącego stylu, mamy jeszcze do czynienia z licznymi błędami. Pisarz stworzył nawet własne zasady interpunkcji. Jest także bezkonkurencyjnym (po politykach oczywiście) mistrzem pleonazmów np. cykliczność jest dla niego regularna (rzeczywiście odkrycie). Miał się chyba za erudytę, ale ze śmiesznymi błędami, niestrawnym stylem i swoją żonglerką słowną wyszedł tylko na cyrkowego klauna…

Najbardziej dziwi mnie jedno: korektorka się pod tym podpisała.

Na zakończenie zafundowano nam jeszcze dodatkową próbkę twórczości pisarza w postaci opowiadania Test. Niczym specjalnym się ono nie wyróżnia, a jego styl i język nie różni się od tych użytych w powieści. Właściwie więc nie ma czego komentować.

Najlepszym podsumowaniem dla tej książki są, wyrwane co prawda z kontekstu, słowa głównego bohatera: „Przeczytałem to wszystko niemal jednym tchem, od deski do deski co najmniej z dziesięć razy, wciąż mając nadzieję, iż w końcu natknę się w tekście na coś, co mi pozwoli rozszyfrować jakoś tę szaradę”.

Ta powieść to trzy warstwy szajsu, przekładanych…szajsem. I przykre, że to jedyna powieść o naszym parku.

Wojewódzki Park kultury i wypoczynku w Chorzowie obecnie znany jako Park Śląski /Park - Janusz Szablicki/

http://alicyawkrainieslow2.blogspot.com/2014/01/wojewodzki-park-kultury-i-wypoczynku-w.html

Haaaaańńńńńbaaaaaa!!! Nikt jeszcze nie umiejscowił akcji swojego dzieła w WPKiW w Chorzowie (Park Śląski). Ratować honor obiektu postanowił – niestety – Janusz Szablicki i w...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    19
  • Chcę przeczytać
    10
  • Posiadam
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Park


Podobne książki

Przeczytaj także