Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać282
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
- Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
- ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński10
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Juan José Ryp
Źródło: https://comicvine.gamespot.com/juan-jose-ryp/4040-42349/issues-cover/
24
6,8/10
Pisze książki: komiksy
Urodzony: 21.08.1971
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.plhttp://juanjoseryp.blogspot.com/
6,8/10średnia ocena książek autora
201 przeczytało książki autora
70 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Szpon: Utrapienie Sów
Scott Snyder, Juan José Ryp
Cykl: Szpon (tom 1)
7,0 z 53 ocen
87 czytelników 8 opinii
2014
Wolverine: The Best There Is #1
Charlie Huston, Juan José Ryp
7,0 z 1 ocen
2 czytelników 0 opinii
2011
Najnowsze opinie o książkach autora
Batman - Mroczny Rycerz: Spirala przemocy Gregg Hurwitz
6,6
Posiada sporo głupich rozwiązań fabularnych. Miałam wrażenie, że rysownikowi przyszły do głowy pomysły na różne pozy bohaterów i wstawiał je bez względu na logiczne uzasadnienie. Nie wszystko jest zrozumiałe, a samo zakończenie, biorąc pod uwagę na jakiego geniusza kreował się Strach, idiotyczne. Można to było zrobić lepiej.
Batman - Mroczny Rycerz: Spirala przemocy Gregg Hurwitz
6,6
3/10 – SŁABA
W Gotham ktoś porywa dzieci i dokonuje na nich eksperymentów, których celem jest wywołanie bezgranicznego przerażenia. Aby zapobiec kolejnym uprowadzeniom, Batman musi zdemaskować porywacza mającego obsesję na punkcie strachu. Mroczny Rycerz szybko odkrywa, że za całym tym zamieszaniem może stać jedynie Scarecrow. Teraz musi jak najprędzej wytropić kryjówkę szaleńca, by powstrzymać go, zanim ten opracuje nową, jeszcze bardziej niebezpieczną toksynę strachu.
Niniejszy komiks to całkiem głupiutka i totalnie naiwna próba przedstawienia genezy jednego z największych wrogów Batmana – Scarecrowa. Z jego kart miałem się dowiedzieć co takiego się wydarzyło, że Jonathan Crane przywdział łaszki stracha na wróble i stał się złoczyńcą. Przedstawiona historia wydała mi się jednak absolutnie niewiarygodna i co gorsza okrutnie pretensjonalna. Komiks ten okazał się pełną dziur logicznych i marnych rozwiązań fabularną płycizną, w której to tylko w sobie wiadomy sposób scenarzysta Gregg Hurwitz utopił całkiem spory przecież potencjał. Nieznośne efekciarstwo wypełniające niemal każdą stronę tego albumu miesza się z idiotycznymi pomysłami, przy których zwyczajnie opadają wszystkie możliwe członki. Jak inaczej można zinterpretować scenę, w której to okutany w to swoje mroczne nietoperze wdzianko Batman wdziera się przez okno do pomieszczenia, gdzie przebywa dziewczynka, która była porwana przez psychopatę eksperymentującego na niej w kwestii strachu? Serio? Można być aż tak krótkowzrocznym debilem? Niestety Gacek zachowuje się dziwnie nie tylko ten jeden raz. To w jaki sposób uznawany za genialnego detektywa i świetnego stratega bohater próbuje dostać się do kryjówki psychopaty, wzbudził we mnie jedynie ironiczny uśmieszek politowania. Ogólnie rzecz biorąc Hurwitz często posługuje się tyleż widowiskowymi co niedorzecznymi chwytami, czego znakomitym przykładem jest banalny i mocno przekombinowany finał tej historii. Pod względem graficznym album ten prezentuje się równie marnie. Jednym z powodów jest na pewno fakt, że nie trawię rysunków Davida Fincha. Gruba kreska, twarze kompletnie bez wyrazu i zbyt dużo plam czerni wynikających głównie z nieumiejętnego korzystania z efektu światłocienia powodują, że ilustracje prezentują się raczej mizernie. Inna sprawa, że ostateczny efekt prac Fincha został zniweczony przez słabą pracę inkera oraz wyjątkowo kiepskie kolory.
Mając na uwadze lichy pierwszy tom serii „Mroczny Rycerz”, nie spodziewałem się też niczego dobrego po jej drugiej odsłonie. Nie mogę więc stwierdzić, że spotkało mnie jakieś wielkie rozczarowanie. „Spirala przemocy” to prostu nudny, tandetny i szpetny album, z którego najlepsze wrażenie robią zawarte w nim dwa dodatkowe krótkie epizody. Nie polecam.