Listy 1941-1956 Jan Lechoń 8,1
ocenił(a) na 1027 tyg. temu Listy czytane były długo, bo wnikliwie. Z sięganiem do wielu dodatkowych źródeł.
I właśnie taka gruntowna lektura korespondencji daje mi najpełniejszą satysfakcję.
Uwielbiam też znajdować w czytanych lekturach słowa, których nie znam. I podczas lektury tych listów trafił mi się taki bonus. Lechoń użył słowa – grandilokwencja. Mimo iż pięknie ono brzmi, niekoniecznie warto postępować zgodnie z jego znaczeniem.
Listy są Wierzyńskiego i Lechonia, ale żeby mogły być w takiej formie, wymagającej jedynie zdjęcia ich z półki, ktoś trzeci musiał o to zadbać. To monstrualne zadanie wykonała Beata Dorosz z pomocą Pawła Kądzieli. Podziwiam zawsze pracę tych mistrzów drugiego planu, których nazwisko nie figuruje na okładce, ale ich trud w dotarciu, odczytaniu, segregacji korespondencji jest iście benedyktyński. A te wszystkie przypisy, bez których treść listów byłaby enigmatyczna i niezrozumiała? Skądś się przecież biorą. Dlatego chylę czoła i zawsze zwracam uwagę na to, kto opracował dany zbiór epistolograficzny.
Lechoń i Wierzyński jeszcze w międzywojennej Polsce zadzierzgnęli nić przyjaźni, która na obczyźnie zmieniła się w tę na śmierć i życie.
Ich listy pokazują jak obaj poeci, doceniani jeszcze tak niedawno, nagradzani, rozchwytywani, nagle zostają wysadzeni z siodła. Osamotnieni, pozbawieni ojczyzny, zdezorientowani w powojennym świecie, nie umiejący się odnaleźć wśród intryg i emigracyjnych przepychanek.
B. Dorosz pisze we wstępie:
„galeria postaci szkicowanych w listach jest jedynym w swoim rodzaju kalejdoskopem społeczno – politycznym, intelektualno – artystycznym i psychologiczno – obyczajowym. A „drapieżność” i „jadowitość” satyry wymierzonej w bliźnich czyni z tych fragmentów prozę literacką z gatunku pamfletu o niepowtarzalnym wręcz smaku artystycznym”.
I tak właśnie jest.
Sporo w tych listach złośliwych plotek i codziennych życiowych zmagań z przeciwnościami losu. Dużo narzekania u Lechonia i słów otuchy w odpowiedziach Wierzyńskiego. Sam Lechoń zdaje sobie od czasu do czasu sprawę z tego, że jest ciężarem dla przyjaciela. Wierzyński zaś do końca próbuje zmotywować go do działania, pocieszyć, wzmocnić psychicznie.
Podczas czytania ma się ciągle to wrażenie, że Lechoń był sporym wyzwaniem dla obojga Wierzyńskich. Oni, mimo wszystko, próbowali na obczyźnie zacząć wszystko od początku, jednak energia, którą poświęcali na wzmacnianie kondycji psychicznej przyjaciela bardzo osłabiała ich działania w budowaniu nowego życia. Mimo to Wierzyński nigdy w swoich listach nie ma do Lechonia ani jednego słowa wyrzutu. Jakże on czuje się za niego odpowiedzialny.
Przykład jednego z wielu podobnych zdań kończących listy Lechonia: „Całuję Cię i idę umrzeć ze zmęczenia”.
I fraza, też jedna z wielu, z listu Wierzyńskiego: „Myślimy i mówimy często o Tobie i jeśli myśli przenikają wszechświat, powinno być koło Ciebie trochę serdecznej atmosfery”.
WYZWANIE CZYTELNICZE VII 2023
Przeczytam książkę, której tytuł lub nazwisko autora zaczyna się na „L”