cytaty z książek autora "Jan Lechoń"
Inteligencja bez serca i moralności - wydaje mi się większym chamstwem niż serce i honor bez intelektualnego polotu.
Ludzie poświęcający się dla miłości ubożą najczęściej siebie, a przez to i miłość. I przegrywają.
Szczęśliwi ci, którym instynkt od razu wskazuje właściwą drogę, którzy nie widzą złych i dobrych stron każdej sprawy z tą samą jasnością.
Zdradzamy bojąc się być zdradzeni, co nie oznacza wcale, że nam to naprawdę grozi. Czasami ta obawa to po prostu niewiara we własne szczęście.
Nie tylko miłość, ale przyjaźń, podziw, każde prawdziwe uczucie - żyje poezją, traci swą cenę, gdy tę poezję zbruka się, gdy ulotni się coś, co można by nazwać elegancją uczucia. Wszystkie istotne stosunki między ludźmi wymagają bezustannej czujności, aby tej elegancji nie naruszyć.
Są rzeczy, które nie istnieją - nie wypowiedziane, które można zabić milczeniem. To właśnie sztuka życia - nie technika, ale sztuka - nie poddawać mu się, ale je budować według swojego ideału, zawsze pamiętając, co błahe, a co ważne. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z kłamstwem, z okłamywaniem siebie i innych. Chodzi tu o walkę z sobą, w której bronią jest również - nie babrać się w tym, co się chce odrzucić.
Ten wicher, co dął w ziemię, aż ludzkość wydała,
Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała.
Niezapomniane, definitywnie najlepsze, co z ust jego wyszło, powiedzenie Anatola Mühlsteina: "Jak ktoś coś mówi na PANA TADEUSZA - to w mordę".
Szczęśliwe narody nie mają historii - to stara prawda. Ale nie mają również sztuki, która rodzi się w walce, w cierpieniu, w buncie.
ty masz różne miłości, ja tylko- otchłanie,
W które coraz mnie głębiej twa nieczułość strąca.
A jednak tyś jest światłość, tym mrokom świecąca.
Gdy cię kochać przestanę- co się ze mną stanie?"
("Gniew")
Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną,
Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej - modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.
Elizabeth Taylor, najbardziej reklamowana młoda piękność Hollywoodu, wyszła wczoraj za mąż za młodego chłopca, którego ojciec Hilton jest królem hotelowym Ameryki. Przy tej okazji młoda ta osoba oświadczyła prasie, że pewna jest szczęścia w małżeństwie, gdyż oparte jest ono o wspólne zamiłowania: „Oboje, ja i Nicky, uwielbiamy luźne swetry, hamburgery z cebulką (…)”. Oto w bardzo efektownej formie wyznanie wiary tej części młodej Ameryki, które sprawia, że niektórzy ludzie w Europie wahają się, czy bolszewicy nie są lepsi.
Oświęcim, Buchenwald - to zbrodnia nie tylko Himmlerów, ale i sceptycznych Francuzów, zatykających uszy na głos cierpiących, i Anglików, dumnych ze swej Anglii, i wszystkich nas, którzy myśleliśmy, że załatwiamy nasze obowiązki myśląc tylko o sobie.
To artylerja nasza licha
Dziś puka od świtania.
Ani się pyta kto dziś z nami
Baterja wściekłej stali
To major Brzoza kartaczami w moskiewskie pułki wali.
Zaufanie, przychylność, szczerość to niestety cechy prymitywne - to instynkt zwierząt i dzieci, który przechodzi z wiekiem i z tak zwaną kulturą.
W polityce też nie ma próżni. Jeśli my czegoś nie zrobimy - inni zrobią zamiast nas coś, czego możemy potem żałować.
Amerykanie uważają monarchię za synonim tyranii i zaprzeczenie demokracji, choć oczywiście królestwa skandynawskie są to najbardziej obok Szwajcarii demokratyczne kraje Europy, znacznie bardziej niż Francja. Tylko że Ameryka powstała z rewolucji przeciw królowi, ciągle czuje i myśli jak za czasów Washingtona. To Amerykanie zniszczyli dynastię sabaudzką, która była bardzo mocnym łącznikiem między Włochami. Teraz dziwią się, że Belgowie w ogóle zajmują się tak przestarzałą sprawą, jak król. Im naprawdę się zdaje, że republika jest to coś rozumniejszego i postępowego, tak jakby starożytność nie znała republik i ich nadużyć. W tym także okazuje się brak wszelkiej mistyki, ciasny racjonalizm, będący specjalnością i największym niebezpieczeństwem Ameryki. Ten kraj jest jak Koposio z "Rodziny Połanieckich", który mówił z dumą: "Ja wierzę w to tylko, co mogę wziąć w rękę".
Obowiązujący wszystkich Amerykanów uśmiech, zapewnienie, że wszystko jest "fine", ubóstwienie sukcesu, paniczny lęk przed niepowodzeniem, wiecznie szczerzące się ze wszystkich reklam i fotografii przywódców politycznych zęby - cóż to za kretyńska, kinowa koncepcja szczęścia! I jak daleka od prawdziwego - do którego te uśmiechnięte neuropaty i psychopaty nie mogą się ani rusz dobrać przez wszystkie pijaństwa, samochody i rozwody.
Churchill pisze o Hessie i o Rommlu galanterie i dusery, oczywiście, jak wszystko, co robi, obliczone na politykę, na zjednanie Niemców. Porównać to z tym, co napisał o Polakach. Za mojej młodości napad na Burów nazywał się bandytyzmem. I dlatego była na świecie moralność. To, że Churchill, wielki bandyta, tak kochający Anglię, jak bandyci kochający swoje rodziny, uchodzi za wielkiego człowieka naszego wieku - jest to właśnie dowód, że jesteśmy u schyłku kultury, u zmierzchu wszelkich ideałów. Gdyby przeciw Rosji walczył jakiś naprawdę wielki idealista - nie można by wątpić o zwycięstwie. Ale Pan Bóg jest też na pewno przeciw Churchillowi.
Ludzkość prosperuje w jednym z najfałszywszych złudzeń, że świat prowadzą ludzie mądrzy. Byłoby to niemożliwe choćby dlatego, że większość tej ludzkości to przeciętność - jeśli już nie ludzie głupi. Skoro mówimy z lekarzem np. o jakimś pisarzu - jest on przekonany, że ten pisarz jest dobrym pisarzem. My pisarze wiemy, że dobrych pisarzy jest może 10 procent, reszta to miernoty i idioci. Tak samo pisarz przypuszcza, że nie znany mu bliżej lekarz jest wziętym fachowcem - gdy najczęściej jest on miernotą. Jest to zdumiewające, że mimo tego świat wygląda, jak wygląda.
Nie doceniona, nie zrozumiana, przez Polaków pogardzana odrębność literatury polskiej, jej idealizm, jej ludzkość - bez przykładu gdziekolwiek indziej. Pamiętam premierę "Przepióreczki", której słuchałem już przemądrzały, już nauczony, że to jest prowincjonalne, naiwne! Z czymś takim wyrwałem się do Eustachego Czalskiego, trochę śmiesznej i nawet plugawej figury. Na co ten mi odpowiedział: "Tak, widzi pan, ale niech mi pan wskaże drugiego pisarza na świecie, który by napisał tak szlachetną sztukę, tak szlachetnie czuł". Naturalnie, że nie ma drugiego takiego pisarza i drugiej takiej literatury. Francuzi, Anglicy, Niemcy - albo obserwują, albo ironizują, Rosjanie - chcieliby nieba na ziemi, a skoro ono jest niemożliwe, gotowi są zastąpić je piekłem. Tylko polska poezja, tylko Żeromski, Prus, Orzeszkowa wierzyli, że można znaleźć szczęście w poświęceniu, że w szczęściu jednego są wszystkich cele. Niepojęte jest, że nikt z Polaków nie umiał tego wytłumaczyć zagranicy.
Pytasz co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną...
Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno.
Jednej się oczu czarnych, drugiej - modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.
Przez niebo rozgwieżdżone, wśród nocy czarnej,
To one pędzą wicher międzyplanetarny,
Ten wicher, co dął w ziemię, aż ludzkość wydała
Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała.
Na żarnach dni się miele, dno życia się wierci
By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia -
I jedno wiemy tylko i nic się nie zmienia
Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci.
Ja nie chcę nic innego, niech jeno mi płacze
Jesiennych wiatrów gędźba w półnagich badylach;
A latem niech się słońce przegląda w motylach,
A wiosną - niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę.
Gdy on się laurowego dosługuje wieńca
W dymie pochlebstw, w poezji liliowym oparze,
Gdy srebrnym gwiazdom tęsknić, kwiatom marzyć każe -
Ona, dama najpierwsza białego Krzemieńca,
W starym dworku z modrzewia, gdy wieczór oddycha
Mokrymi bzu kiściami i księźyc się skrada
Przez drzwi ganku, przy czarnym fortepianie siada
I w półmroku salonu gra Szopena z cicha.
Gdzieś tam - wszystko to jedno: daleko czy z bliska -
Nieszczęście krwawi serca i wyludnia domy:
Pod oknem rano dzwonek zadźwięczał znajomy,
Żegnając się, mówiono porwanych nazwiska.
A potem na nieszporach był dziś tłum w klasztorze,
Dzwon się długo nad miastem kołysał i żalił,
Aż zaszedł dobry wieczór i gwiazdy zapalił,
I wszystko może stać się, co się stać nie może.
Czarna Rachel w czerwonym idzie szalu drżąca
I gałęzie choiny potrąca idąca -
Nikogo nie chce budzić swej sukni szelestem,
I idzie w przód jak senna, z rąk tragicznym gestem,
I wzrokiem, błędnym wzrokiem gasi mgieł welony,
I świt się robi naraz. I staje zlękniony.
Pobladłe Robespierry, cisi, smutni, czarni,
Wychodząc, z hukiem drzwiami trzasnęli kawiarni.
Na rogach ulic piszą straszną ręką krwawą,
Uśmiechają się dziwnie i giną na prawo.
Tylko słychać nóg tupot na ulicy pustej
I szept cichy. Trup jakiś z zbielałymi usty.
Kiedyś, a raczej przeszło dwadzieścia pięć lat temu, gdym rozmawiał we Florencji z Robertem Passoglią o Sienkiewiczu i usiłowałem go broni, gdyż była wtedy moda, aby mówić o nim lekko - dowiedziałem się, że był on polskim Manzonim, co wydało mi się wtedy w ustach Passoglii raczej przyganą. W niedzielę na farmie u Kisterów - Cezare Lombroso, Radica i młody dr Morrow mówili o Manzonim z entuzjazmem, porównując go z Tołstojem. Czyż to możliwe, żeby nie było żadnej poważnej międzynarodowej hierarchii literackiej, że naraz taki Manzoni jest znany tylko przez rodaków i specjalistów - a o Tołstoju wiedzą wszystkie sekretarki w Nowym Jorku. Przeczytać koniecznie "I promessi sposi" - to podobne najlepsze, co Manzoni napisał. Ale po jakiemu to czytać i co to da w przekładzie.
Terlecki cytuje zdanie Poego, którego nie znałem: "Poezja to muzyka z ideą, muzyka bez idei jest po prostu muzyką, idea bez muzyki to proza". Uważam, że to najprostsze i najlepsze, co w tej sprawie napisano.