Frankly in Love David Yoon 6,5
Ta książka jest dowodem, że nie ufa się nie tylko okładkom, tytułom, blurbom, ale nawet spoilerowym recenzjom z rantami. Dostałam coś zupełnie innego niż oczekiwałam i bardzo się z tego cieszę.
Najpierw sądziłam, że mam do czynienia z typowym romcomem typu fake dating, tylko z nieco ciekawszym tłem w postaci struggles koreańskiej rodziny w USA, które nie są sprowadzone tylko do bardzo typowych scenek na temat rasizmu, i głównie dlatego po tę książkę sięgnęłam, bo byłam ciekawa jak przedstawi to autor, który zapewne przynajmniej częściowo czerpie z własnych doświadczeń. Przez pierwsze piętnaście rozdziałów rzeczywiście tak to mniej-więcej wyglądało, a że ani Frank, ani Joy nie byli ani szczególnie sympatyczni, ani interesujący, to skupiałam się głównie na scenach z Frankiem i rodzicami, ewentualnie spotkaniami Zawieszonych. Potem jednak następuje uderzenie czytelnika obuchem, który najpierw sprawia wrażenie taniej dramaturgii, by wstrząsnąć odbiorcą, ale im dalej, tym lepiej widać, że to pasujący element większej, bardziej złożonej układanki.
Yoon w swojej książce zawiera tak naprawdę dwie powieści, które średnio do siebie pasują, i mam wrażenie, że jedna z nich jest tu głównie po to, by umożliwić mu sprzedanie tej drugiej. Ta pierwsza to typowe young adult, z chwilami bardzo żenującym humorem, innymi momentami zawierająca dialogi czy sceny, które w duchu iście greenowskim skłaniają do pytania, kiedy ostatnio autor rozmawiał z nastolatkiem; mamy tu chłopaka, jedną dziewczynę, drugą dziewczynę i dramaty miłosne. Ta druga, w której czuć więcej serca, to opowieść o młodzieży, ale niekoniecznie tylko dla młodzieży, skupiona na tym ostatnim momencie dzieciństwa (bo czym innym jest okres nastoletni),przemijaniu, godzeniu się ze stratą, poczuciu wyobcowania, odkrywaniu istot ludzkich we własnych rodzicach. Myślę, że ta druga, dużo lepsza powieść bardzo cierpi na kierowaniu całości do nastolatków, zwłaszcza reklamując to jako coś zupełnie innego niż jest w rzeczywistości. Bo naprawdę, jestem w stanie zrozumieć, dlaczego nawet ktoś zdolny docenić drugie dno, skończy książkę rozczarowany, jeśli nastawiał się na przyjemną komedię romantyczną o nastoletnich perypetiach.
To rozwarstwienie historii czuć też na poziomie językowym. Wspomniany wyżej, żenujący chwilami humor i dosłowność w losowych miejscach splatają się z eksperymentalnym słowotwórstwem, metaforami ocierającymi się o oniryczność, czy nawet sekwencjami jak z powieści psychologicznej (sny Franka),pojawiają się również pisane w stylu białych wierszy zdania składające się wyłącznie z małych liter, które nie wiedzieć czemu epub traktuje jak tytuły (sprawdziłam - w angielskiej wersji są napisane tą samą czcionką, co zwykły tekst). W każdym razie, Yoon eksperymentuje nieco z językiem, czy wręcz formą i wydaje mi się, że naprawdę lepiej by się sprawdził w literaturze skierowanej do odbiorców nieco starszych, ponieważ ta druga warstwa językowa również wychodzi mu lepiej - nie idealnie, ale lepiej. Ciekawiej. Chciałabym też pochwalić, że jak rzadko nie czułam, by wtrącenia w innym języku były nienaturalne i wymuszone - może dlatego, że prawdopodobnie Yoon czerpał tu z własnego doświadczenia. Pojawiają się głównie w dialogach z rodzicami Franka, którzy nie znają angielskiego wystarczająco płynnie, i wszystkie są tłumaczone i zapisywane naszym alfabetem - z wyjątkiem jednej sceny, gdzie nagle dorośli zaczynają do siebie krzyczeć po koreańsku i, ponieważ Frank nic nie rozumie, by podkreślić barierę językową, autor zapisał wszystkie wypowiedzi alfabetem koreańskim. Podobał mi się ten zabieg, zwłaszcza że po wrzuceniu sceny do translatora ta rozmowa rzeczywiście miała sens i do człowieka docierało, dlaczego wywołała takie poruszenie.
Oczekiwałam, że książka zacznie mnie denerwować, ponieważ nawet w miarę pozytywne recenzje zarzucają Frankowi egoizm - a jak przeciętny czytelnik wyłamuje się z kibicowania narratorowi, to zwykle jest naprawdę źle. Nie tym razem. Wydaje mi się, że ta krytyka może wynikać z trudności zrozumienia położenia, w którym większość czytelników nigdy się nie znalazła. Choć Frank do końca nie wzbudził mojej sympatii jakoś szczególnie, nie dostrzegłam w nim egoisty, raczej kogoś, kto radzi sobie najlepiej jak umie w sytuacji, w której go postawiono - nie jest przy tym ani mniej, ani bardziej egocentryczny niż normalny nastolatek, zwłaszcza taki zmuszony obozować w oku cyklonu. Nawet zdradzenie dziewczyny było mi, jak rzadko, łatwo zrozumieć - bardzo bowiem widać, że Brit nie jest prawdziwym obiektem uczuć, a fascynacją, czymś nowym, świeżym i atrakcyjnym; nawet ich wiele nie łączy, za to z Joy wszystko to, co z Brit wydaje się skomplikowane, jest banalne. So yeah, jako osoba bardzo wyczulona na bezsensowne zdrady, w tym momencie byłam w stanie to zrozumieć, zwłaszcza że po tym Frank postąpił wobec Brit na tyle uczciwie, na ile to możliwe w podobnych okolicznościach. Podoba mi się też brak happy endu dla głównej pary, ponieważ kwestia pozostaje otwarta w bardzo realistyczny sposób - co, ponownie, zapewne by mnie wkurzyło, gdybym chciała poczytać romcom dla romcomu.
Najsłabszy element książki to rodzeństwo Lee. Jak na ironię, kwestię ich koloru skóry czy rozmów o mniejszościach pomiędzy Frankiem i Q autor rozwiązał raczej z wyczuciem (ponownie mam wrażenie, że częściowo wynikającym z doświadczeń),diabeł tkwi jednak w szczegółach. Kwestia orientacji Q była oczywista od momentu, gdy nie chciał powiedzieć, kto mu się podoba i, kiedy się to rozwiązało, odnosiłam wrażenie, że ten wątek był tu tylko po to, by odhaczyć punkt na liście rzeczy, które muszą pojawić się obecnie w każdej obyczajówce dla młodzieży. Wyszło niezręcznie i trochę tone-deaf, przynajmniej z tą ostatnią sceną, ale może dlatego, że jednak nie tak często w rzeczywistości queer osoby zakochują się w kimś, z kim przyjaźnią się na poziomie zażyłości równej rodzeństwu, tylko dlatego, że ta osoba jest tej samej płci. Jakby... my też możemy zawierać przyjaźnie z osobami płci, która jest dla nas atrakcyjna. So yeah, wyszło słabo. Ale jeszcze gorsza jest kwestia siostry Q, Evon. Rozumiem, co Yoon chciał tu stworzyć, ale efekt jest karykaturalny i wręcz seksistowski, kiedy nawet podczas pogrzebu własnego rodzica Frank wspomina o Evon jako o "niedorzecznie seksownej siostrze Q, Evon". No poważnie? Podobała mi się ich rozmowa na końcu, bawił mnie motyw ładowarek, ale ogólnie to była chyba najbardziej odrzucająca rzecz w tej książce.
Not a comfort read at all, ale myślę, że warto przeczytać.