Blog Jacek Bocheński 5,3

ocenił(a) na 36 lata temu Znany, nieco zapomniany, wiekowy pisarz decyduje się prowadzić bloga. I po paru latach publikuje swoje zapiski w formie książki. Pytanie, czy to ma sens? Moim zdaniem nie bardzo. Zapiski są irytująco poprawne, miałkie, nieciekawe, bezbarwne. Może najciekawszy jest w książce temat powolnego upadku książek papierowych i ekspansji internetu, ale to za mało, nie czytałem w tym kontekście o e-bookach, bo nie doczytałem całej rzeczy do końca. Nudy!
W swoim czasie zasłużony i znany pisarz, obecnie trochę zapomniany zaczął parę lat temu pisać bloga a obecnie wydał swoje zapisy w formie książki, także e-booka. Dostajemy więc dziennik internetowy, a z dziennikiem rzecz delikatna, trzeba mieć coś do powiedzenia. A tu nudy panie dzieju, pisze Bocheński o pijaczkach lokalnych co wystają przed sklepem, o petuniach na balkonie, o sąsiedzie co się wścieka na każde zmiany, gdy sklep budują w pobliżu, gdy modernizują klatkę schodową, itd. No niestety płaskie to, nijakie i tyle. Nawet gdy porusza sprawy polityczne nie wychodzi poza nieciekawą poprawność. Nieco bardziej interesujące są wynurzenia o córkach wielkich pisarzy, czy o kobietach: Justynie i Annie, które go nawiedzają aby porozmawiać o literaturze. Może najciekawsze są zapisy o tym, że wydawanie literatury w formie papierowej staje się passe, zaczyna dominować internet jako forma publikacji, na przykład niektórzy poeci publikują wiersze na facebooku (niestety, nie doczytałem się tam niczego o e-bookach, niewykluczone, że coś jest),temat na czasie, ale tego niewiele.
Niestety, to co może sprawdzić się w blogosferze, w formie książkowej razi miałkością, jednak książka wymaga więcej: trzeba mieć coś ciekawego, oryginalnego, głębokiego do powiedzenia, tutaj wyróżnia się na rynku współczesnym Józef Hen. Bocheńskiego nie ratuje ani dorobek pisarski ani zaawansowany wiek, sugerujący mądrość i doświadczenie: w książce tego nie widać.
Przyznam się szczerze, że czytałem fragmenty, nie miałem czasu ani ochoty brnąć przez całą książkę, i po połowie lektury dałem sobie spokój.