Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Nie wiesz co zrobić ze swoim życiem? Zostań nianią!


Jo wiedzie spokojne życie na prowincji, dzieląc mieszkanie z rodzicami, w międzyczasie uparcie odmawia zaręczyn ze swoim chłopakiem Shaunem, z którym tworzą parę od czasów przedszkolnych niczym Blair i Nate z Plotkary. Dziewczyna decyduje się coś zmienić (jako mieszkanka małego miasteczka, nie dziwię się ani trochę) i postanawia wyjechać do Londynu i podjąć pracę jako opiekunka.


Oprócz doświadczenia w opiece na dziećmi przydałoby się również wykształcenie wyższe z zakresu psychologii rodziny - mamy tutaj układ bogatej rodziny, mamusi bizneswoman i nieudacznika, zakochanego tatusia-rozwodnika. Vanessa i Dick przekazują więc trójkę swoich diabląt - Cassandrę, Zaka i Tallulah - pod skrzydła Jo, a sami zajmują się dramatami, głownie ekonomicznymi, sic!


Jo jest trochę jak Bridget Jones - ma niepowtarzalną zdolność ściągania na siebie kłopotów, szczególnie, jeśli chodzi o kwestię mężczyzn. Wcale nie pomaga wprowadzenie się Josha - przystojnego chama, syna Dicka z poprzedniego małżeństwa. Okazuje się również, że przyjaźnie były jedynie stacjonarne. Standard - miało być lepiej, a jest gorzej. Porównanie Jo i Shauna to Blair i Nate nie było z mojej strony przypadkowe. Na szczęście, po każdej burzy wychodzi słońce, i tego się trzymajmy.


Absolutnie uwielbiam dzieciaki. Tallulah to największy słodziak na świecie, Zak przedstawia wizję stereotypowego chłopca w tym wieku, tak samo jak Cassandra uosabia większość cech dziewczynki z lat wczesnej szkoły podstawowej, pragnącej popularności i akceptacji, pogrążonej w zazdrości o nieuzasadnioną otoczkę zachwytu wokół małej jędzy z klasy o anielskim wyglądzie.


Nianię czyta się bardzo przyjemnie, jest napisana w lekki, komediowy sposób. Mimo tych wszystkich przeciwności losu, jest to jednak typowa bajka usytuowana w XXI wieku. Tylko Książę robi złe wrażenie, a Kopciuszek miał więcej szczęścia.

Nie wiesz co zrobić ze swoim życiem? Zostań nianią!


Jo wiedzie spokojne życie na prowincji, dzieląc mieszkanie z rodzicami, w międzyczasie uparcie odmawia zaręczyn ze swoim chłopakiem Shaunem, z którym tworzą parę od czasów przedszkolnych niczym Blair i Nate z Plotkary. Dziewczyna decyduje się coś zmienić (jako mieszkanka małego miasteczka, nie dziwię się ani trochę) i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Są takie książki, które nie chcą wyjść z Twojej głowy. Przed zaśnięciem, podczas spaceru i wykonywania codziennych czynności. I traci to swój urok, kiedy nie jest to książka fantastyczna. Tylko horror w formie autobiografii.


Julie Gregory, autorka książki, przeprowadza nas przez swój koszmar, tu zwany dzieciństwem. Pozornie wszystko wydaje się nie odstawać od normy - jest sobie zwyczajna, amerykańska rodzina, dzieci biologiczne, dzieci, dla których stanowi ona rodzinę zastępczą, wygląda to uroczo i dobrodusznie. Szkoda, że wcale takie nie jest. Wszystko za sprawą choroby matki - zastępczego zespołu Münchhausena. Jest to zaburzenie psychiczne, w którym chory dąży do wywołania u bliskiej osoby objawów, które można podciągnąć pod chorobę. Im groźniej, tym lepiej. W mniemaniu zaburzonego, rzecz jasna.


Głównym wątkiem książki są podróże autorki po gabinetach i szpitalach pediatrycznych. Mama ciągle daje do zrozumienia wszystkim wokół, iż mała jest chorowita oraz, że problem najpewniej tyczy się serca. I chociaż córka nie wygląda na okaz zdrowia, badania nie dają objawów żadnej poważnej choroby. Jednak można sobie ze wszystkim poradzić. Pediatra orzekł, że nie ma choroby? Jedziemy do następnego, do skutku, do znalezienia schorzenia, do przeprowadzenia operacji, im bardziej niebezpieczna dla zdrowia, tym większa satysfakcja mamusi.


Obsesja matki sama w sobie jest straszna. Jest towarzysząca otoczka życia codziennego jest jeszcze gorsza. Dawanie dziecku zapałek do jedzenia? Pakowanie do gardła mięsa na siłę? A może zmuszanie do spożycia zużytej chusteczki higienicznej? Witamy w rodzinie Gregorych. Tutaj uczy się bić słabszych za nieposłuszeństwo a każdy chętny może sięgnąć po broń leżącą na lodówkę. Asortymentu farmaceutycznego pozazdrościłaby niejedna apteka. Pomyśleć, że pracownicy opieki społecznej nie widzą nic i tacy ludzie dostają dzieci pod swoją opiekę jako rodziny zastępcze.


To, że Julie udało się przeżyć wyniszczanie przez własną rodzicielkę, graniczy z cudem. Zaciskam zęby (palce?) pisząc ten tekst, gdyż chcę być obiektywna w opisie matki Julie, ale chyba nie potrafię. Jestem świadoma jej choroby, jednak nie mieści mi się w głowie, że można tak traktować inną, żywą istotne, zwłaszcza słabsze od siebie fizycznie i psychicznie, szczególnie swoje WŁASNE dziecko. Przeraża mnie, że takie rzeczy dzieją się na świecie, w krajach podobno cywilizowanych. Cóż, przecież rodziny się nie wybiera...

Są takie książki, które nie chcą wyjść z Twojej głowy. Przed zaśnięciem, podczas spaceru i wykonywania codziennych czynności. I traci to swój urok, kiedy nie jest to książka fantastyczna. Tylko horror w formie autobiografii.


Julie Gregory, autorka książki, przeprowadza nas przez swój koszmar, tu zwany dzieciństwem. Pozornie wszystko wydaje się nie odstawać od normy - jest...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzisiaj przychodzę z książką lekką, która czyta się niemal sama. Lekka jednak nie znaczy głupia. Przedstawiam Państwu powieść Moniki Szwai - Anioł w kapeluszu. Wierzycie w zbiegi okoliczności? Nie? To zaczniecie.


Miłość robi z ludźmi dziwne rzeczy. Połączona z samotnością nie skutkuje dobrą mieszanką. Okazuje się, że nawet specjaliści sobie nie radzą - przykładem tego jest pani Jaśmina, której synowie po śmierci jej męża decydują się wyfrunąć z gniazdka. Świat kobiety gwałtownie zmienia się od tego, z którym miała styczność przez kilkadziesiąt ostatnich lat. Jak tu sobie poradzić z taką zmianą?

Chociaż akcja skupia się przede wszystkim wokół pani psycholog, nie tylko ona zmaga się z trudami. Szczególnie szkoda mi Jonasza, którego rodzice są zbyt zajęci robieniem interesów, że ich syn poliglota-tancerz-szermierz-dżokej przy takim tempie życia niedługo będzie miał okazję znaleźć się po drugiej stronie. W kwestii poczucia samotności mogą sobie przybić piątkę z panią Jaśminą.



Znowu spotykamy się z postaciami z poprzednich książek autorstwa pani Moniki, jednak nieznajomość treści zupełnie nie przeszkadza w zagłębianiu się w lekturze. Dla stałych czytelników pewnie przy słowach Szwaja i altruizm natychmiast wyskakuje okienko z napisem pani Lila. Ze starej obsady pojawia się między innymi Róża, Noel, Miranda czy Sasza, którego osobiście uwielbiam. Generalnie większość w postacie tej książce jest dobrze nastawiona do drugiego człowieka. No, może z wyjątkiem mamy Jonasza, nie bez powodu określanej jako Ędżi Pirania...

Właśnie tutaj ci bardziej czepliwi mogą widzieć problem - bajkowy świat, prawie wszyscy chcą nieść pomoc zawsze i wszędzie, a dokładka szczęśliwego zakończenia powoduje mdłości. Osobiście lubię bajki, lubię baśnie i ta kryptofantastyka wcale mnie nie zniechęca. Czasami trzeba zanurzyć się w lepszym świecie.

Dzisiaj przychodzę z książką lekką, która czyta się niemal sama. Lekka jednak nie znaczy głupia. Przedstawiam Państwu powieść Moniki Szwai - Anioł w kapeluszu. Wierzycie w zbiegi okoliczności? Nie? To zaczniecie.


Miłość robi z ludźmi dziwne rzeczy. Połączona z samotnością nie skutkuje dobrą mieszanką. Okazuje się, że nawet specjaliści sobie nie radzą - przykładem tego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Staram się sięgać po książki bez czytania głębszych opisów i recenzji. Tak, paradoksalnie piszę bloga, który obdziera innych z tej tajemnicy (ale hej, przecież do niczego Was nie zmuszam! zresztą, zapraszam o tu!). Pamiętałam, że dawno, dawno temu, chciałam sięgnąć po tę książkę. Nie spodziewałam się tak rozgadanych zwierząt ani tego, że zacznę od drugiej części.


Głównymi bohaterami tej powieści, jak tytuł wskazuje, są owce. Sposobem bycia oraz postrzegania świata przypominały mi dzieci w wieku wczesno-podstawówkowym. Centrum ich świata stanowi beztroskie hasanie po pastwisku, jedzenie, ich pasterka, Rebeka, a także uciekanie przed weterynarzem. W tym tomie mieszkają nieopodal zamku, w którym kiedyś mieścił się zakład psychiatryczny. Nie, to nie wróży nic dobrego. Tak samo jak znajdowanie martwych saren w pobliskim lesie. Czyżby to była wina Garou?


To nie są głupie owce (czasami po prostu, trochę zbyt dosłowne...). Wyczuwają, że dzieje się coś niedobrego. Postanawiają przeprowadzić śledztwo na własną rękę. Ich wnioski są czasami trafne, czasem zupełnie od czapy, jednak nie poddają się, a ich błędne tropy najczęściej poddaje weryfikacji jedna z członkiń stada, panna Maple, co nie cieszy owiec jakoś specjalnie.

Po sąsiedzku z owcami mieszkają kozy. Jednak z tej znajomości nie wynika nic dobrego. Brodate sąsiadki są zdecydowanie bardziej ekscentryczne od wełnistych koleżanek i są mistrzyniami ściągania problemów. Ludzie wcale nie są lepsi od kóz. Mama Rebeki zajmuje się stawianiem tarota i daleko jej do przeciętnego śmiertelnika. Zach był jednym z pacjentów zakładu psychiatrycznego i mentalnie przebywa w świecie Jamesa Bonda. Maurice z kolei ciągle miesza Rebece w głowie. Przekrój charakterów jest całkiem zróżnicowany.


Chociaż jest to kryminał, zawiera wiele elementów komediowych. Szczególnie zdeterminowane poszukiwania imienia przez zimowe jagnię, żarłoczność Białego Wieloryba, zupełnie szalone przemyślenia kóz czy wcześniej wspomniane dosłowne przyswajanie niektórych wiadomości przez owce, co jest naprawdę urocze.


Czy owce rozwikłają zagadkę? Kim jest Garou? Czy szafa na owczym pastwisku naprawdę prowadzi do Narnii? Co się stało z pacjentami zakładu psychiatrycznego? Wiecie, gdzie szukać odpowiedzi.

Staram się sięgać po książki bez czytania głębszych opisów i recenzji. Tak, paradoksalnie piszę bloga, który obdziera innych z tej tajemnicy (ale hej, przecież do niczego Was nie zmuszam! zresztą, zapraszam o tu!). Pamiętałam, że dawno, dawno temu, chciałam sięgnąć po tę książkę. Nie spodziewałam się tak rozgadanych zwierząt ani tego, że zacznę od drugiej części.


Głównymi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Główny bohater, Toru Okada, jest idealnie nijaki. Niczym specjalnym się nie charakteryzuje, rzuca pracę, niczym konkretnym się nie interesuje ani nie zajmuję. Jedyną rzeczą, która go wyróżnia, to chyba miłość do cytrynowych dropsów. Jego osobowość kontrastuje ze wszystkim, co go spotyka. Szarość Japończyka zetknięta z absurdalnymi sytuacjami oraz barwnymi postaciami sprawia, że chociaż on jest naszym oknem na ten specyficzny świat, nieszczególnie zwraca na siebie uwagę.


Ciężko jest być w centrum zainteresowania, jeśli obok znajduje się Malta lub Kreta Kano, niemowa ochrzczony jako Cynamon czy nastoletnia May badająca stan ludzkiego wyłysienia na rzecz firmy produkującej peruki, w której pracuje. Nawet bardziej zajmujący wydaje się być kot, który nosi imię po szwagrze pana Okady czy tytułowy ptak nakręcacz.


Całe szczęście, jest to powieść wielowątkowa. Więc chociaż Toru jest dla nas przewodnikiem, poznajemy niewiarygodne historie wielu postaci, jak chociażby jego żony Kumiko, szwagra Noboru Wataya czy pani Gałki, zajmującej się projektowaniem mody.


Tu rzeczywistość przeplata się z wyobrażeniem. Ciężko jest czasami określić, czy dana sytuacja jest snem czy prawdą. Muszę przyznać, że ten oniryczny świat przemierza się bardzo przyjemnie. Zupełnie jakby krążyło się po pięknym labiryncie. Godziny lecą, człowiek się zaczyna gubić, ale pragnie się zwiedzić więcej i więcej.



Leżałam sobie objedzona pierogami i kluskami z makiem i leniwie przerzucając strony doszłam do wniosku, że Kronika kojarzy mi się Ferdydurke, przez surrealizm czy groteskę. Z tą różnicą, że Murakamiego jednak aż chcę się czytać, czego Gombrowiczowi w moim przypadku nie udało się osiągnąć.

Mimo wszystko, raczej nie polecałabym raczej zaczynać swojej przygody z tym autorem od Kroniki. Wybujałość niektórych zdarzeń sprawia, że jedną scenę z niedowierzania wielokrotnie ogarnia się wzrokiem. Lecz jeśli wiecie, jak odnaleźć się w świecie przypominającym inny wymiar, jest to książka dla Was.

Główny bohater, Toru Okada, jest idealnie nijaki. Niczym specjalnym się nie charakteryzuje, rzuca pracę, niczym konkretnym się nie interesuje ani nie zajmuję. Jedyną rzeczą, która go wyróżnia, to chyba miłość do cytrynowych dropsów. Jego osobowość kontrastuje ze wszystkim, co go spotyka. Szarość Japończyka zetknięta z absurdalnymi sytuacjami oraz barwnymi postaciami...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kiedy zobaczyłam określenie love story w opisie książki, nieco się przeraziłam. No bo jak? King? Love story? Jakbym miała ochotę rozczulać się nad romansem, nie sięgałabym po twórczość mistrza horroru! Ale, na szczęście, nie rozczarowałam się.


Początek utworu zakrawa o typową obyczajówkę. Jest Lisey, jest Scott, kobieta i mężczyzna, żona i mąż. Trochę czułości, kłótni, generalnie mało kingowo. Jednak pan Stephen nie byłby sobą, gdyby nie wprowadził elementu zaskoczenia o charakterze makabrycznym. Mało kto zostaje wdową tak spektakularnie jak tytułowa bohaterka.



Chociaż w książce nie brakuje ujawnienia emocji Lis, stanowią one zaledwie uzupełnienie głównego wątku. Akcja toczy sie wokół odkrywania mrocznych tajemnic rodziny Landonów. Sekrety zdająsię nie kończyć, a im bardziej się w nie zagłębiam, tym większych ciar dostaję. Do tego dochodzi siostra katatoniczka czy groźny szantażysta. Sytuacja nie do pozazdroszczenia, demony przeszłości definitywnie odpuścić nie chcą.


Co nadaje utworowi baśniowego charakteru? Słowotwórstwo i dziecięcy świat Scotta Landona. Skarbiejmój, liczne bafy, Księżyc Boo'ya, strach przed długaśnikiem, czy też teoria o znikach i złamaziach.


Lubię u Kinga dowolność interpretacji. Jak dla mnie, długaśnik stanowił uosobienie tego, co czujemy we wszystkie bezsenne noce, wynikające z nadmiaru obaw, myśli i niepewności. Złamazie i zniki mogłyby zostać wyleczone czułością i poświęceniem odpowiedniej dawki uwagi i bezpieczeństwa.


Mistrz horroru sięgający do świata szczerej miłości między kobietą a mężczyzną? Czemu nie. Szczególnie, kiedy romantyczny wątek stanowi idealną scenę do krwawego przedstawienia. Także czytelniku, Skarbiemój - ZPINOM.

Kiedy zobaczyłam określenie love story w opisie książki, nieco się przeraziłam. No bo jak? King? Love story? Jakbym miała ochotę rozczulać się nad romansem, nie sięgałabym po twórczość mistrza horroru! Ale, na szczęście, nie rozczarowałam się.


Początek utworu zakrawa o typową obyczajówkę. Jest Lisey, jest Scott, kobieta i mężczyzna, żona i mąż. Trochę czułości, kłótni,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pokuszę się o stwierdzenie, że nie jest to zbyt skomplikowane fabularnie dzieło. Ot, niezbyt obszerna książka dla dzieci, opowiadająca o podróżach małego chłopca, wzbogacona o urocze akwarelki autora. Zawierająca cytaty, może i nieco patetyczne, które każdy potrafi przywołać, choć o źródle nie ma pojęcia.


Ale zawiera w sobie o wiele więcej.


Jak się prezentuje bez zagłębiania w interpretacje? Poznajemy chłopca, nazywanego przez narratora Małym Księciem. Mały Książę jest jednocześnie wielkim podróżnikiem - narratora spotyka po raz pierwszy na Saharze, gdzie ma miejsce słynna akcja z rysowaniem baranka. Dość szybko przenosimy się z Afryki na planetę niedużego bohatera. Jest ona wielkości domu i bardzo zadbana - i wulkany wyczyszczone i baobaby wyrwane.


Chłopiec wyrusza w podróż w poszukiwaniu zajęcia i nauki. Poznaje wówczas między innymi Króla, Próżnego, Pijaka czy Biznesmena. Każdy kolejny zdaje się być bardziej szokujący od swojego poprzednika. Jednak najwięcej wrażeń i tak zapewnia mu Ziemia.


Antoine de Saint-Exupéry uwydatnia podczas podróży Małego Księcia cechy różniące dziecięce spojrzenie na świat o dorosłego. Wytyka to, czego im brakuje. W beztroskim świecie jest wyobraźnia. Oryginalność, niewymuszona zupełnie. Ciekawość, wynikająca z chęci poznania i dokładnego zrozumienia. Szczerość, która nie ma na celu skrzywdzenia drugiej osoby - raczej wyrażenie siebie, po prostu. Jest i opiekuńczość, troska. Naturalna, wynikająca z miłości. Bo tutaj nic nie wypada ani niczego nie należy. Nikt nie chce ranić. Nie komplikuje się niczego, przecież wszystko jest proste. Albo przynajmniej możliwe do wytłumaczenia.


Kocham tę książkę. Jest dla mnie esencją dziecięcego spojrzenia na świat, która tak bardzo przydałoby się niejednemu dorosłemu w jego pełnoletniej krainie absurdu.

Pokuszę się o stwierdzenie, że nie jest to zbyt skomplikowane fabularnie dzieło. Ot, niezbyt obszerna książka dla dzieci, opowiadająca o podróżach małego chłopca, wzbogacona o urocze akwarelki autora. Zawierająca cytaty, może i nieco patetyczne, które każdy potrafi przywołać, choć o źródle nie ma pojęcia.


Ale zawiera w sobie o wiele więcej.


Jak się prezentuje bez...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to