rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Klątwa Salomona Russell Blake, Clive Cussler
Ocena 7,1
Klątwa Salomona Russell Blake, Cliv...

Na półkach: ,

Niestety, po raz kolejny biorę się za tomik "współautorstwa" Blake'a i kolejny raz mocno się zawiodłem. Po tomikach całkiem niezłych odsłonach napisanych przez Blackwooda i Perry'ego wydawało mi się, że schemat na przygody Fargów jest oczywisty i powinien bez problemu być kontynuowany - poszukiwanie skarbu związanego z atrakcyjną historią i niezwykłymi postaciami, skakanie po egzotycznych lokacjach, godny pozazdroszczenia bogaty styl życia dwojga bohaterów, ciekawe łotry i ciągła akcja... Tymczasem Blake po raz drugi tworzy opowieść statyczną, bohaterowie nie jeżdżą po świecie tylko siedzą na jednej wyspie, tu jeszcze możnaby przymknąć na to oko, bo dobra fabułą wynagrodzi wszystko. Ale w momencie gdy inne elementy wspomnianego przeze mnie schematu szwankują, no to już robi się głupio. To co książka rzekomo oferuje, czyli zatopione pełne skarbów miasto, jest tylko niewielkim elementem fabuły, ot, spodziewamy się, że bohaterowie wiele czasu spędzą w głębinach, walcząc zapewne z krokodylami, a groźniejszym przeciwnikiem od nich okaże się ktoś potężny zły i łasy skarbu. Tymczasem zatopione miasto i krokodyle szybko znikają z kart, a skarb staje się jedynie tłem dla rozgrywek politycznych na wyspie i dla wstawionego chyba na siłę bzdurnego niesmacznego wątku o masowym porywaniu i mordowaniu dzieci. Nie takich rzeczy oczekuje się po powieści o poszukiwaniu skarbów, tym bardziej, że wystarczającym bestialstwem jest tam wątek okrucieństwa Japończyków okupujących wyspę podczas 2 WŚ. A wszystko to okraszone słabym popieprzonym łotrem, który kolejny raz u Blake'a okazuje się być płci pięknej, bo ten drugi australijski też chyba jest dopisany sztucznie w ostatniej chwili. Nie wiem co facet ma do kobiet. Ogólnie pomysł by wrogiem Fargów tym razem była osoba/frakcja kompletnie niezainteresowana skarbami być może i jest oryginalny, ot, tak próba wprowadzenia do cyklu nietuzinkowych konstrukcyjnych rozwiązań, ale nieudana. Mam wrażenie, że całość wypadła by lepiej gdyby wyszła pod innym szyldem. Sama idea przypadkowej konfrontacji bogaczy-odkrywców z bezlitosnymi naukowcami o zacięciu polityczno-zarobkowym nie byłaby zła, ale o wiele lepiej by się sprawdziła nie należąc do serii od której oczekuje się raczej o wiele mniej mrocznego tonu.

Niestety, po raz kolejny biorę się za tomik "współautorstwa" Blake'a i kolejny raz mocno się zawiodłem. Po tomikach całkiem niezłych odsłonach napisanych przez Blackwooda i Perry'ego wydawało mi się, że schemat na przygody Fargów jest oczywisty i powinien bez problemu być kontynuowany - poszukiwanie skarbu związanego z atrakcyjną historią i niezwykłymi postaciami, skakanie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kupilem te pozycje razem z Espana'82 Makowieckiego, podobny format, podobna tematyka, niestety tu tresc razaco nizej. Jak u Makowieckiego nie moglem sie oderwac, praktycznie moglem sie przeniesc do swiata emocji Piechniczka i spolki, tak tu jakby wciagnela mnie traba powietrzna powtarzajacych sie wkolko zdan i historii... Nie jest to po prostu zadna lektura, ale raczej wielki zbior notatek prasowych, czasami zreszta edytorsko chaotyczny, bo nie wiadomo, gdzie jedna relacja sie konczy a druga zaczyna, gdzie konczy sie cytat a gdzie jest narracja. Najgorsze, ze jakies 90% tresci to wlasciwie wszystko to samo - ciagle te same pochwaly dla Deyny, Gorskiego, Lata itd, wspomnienie o zlocie olimpijskim, pozostawieniu w domu Anglii, i do tego wszystko podane w ten sam nudny sposob, prawie te same zdania, tylko podpisane przez inne osoby... Kompletnie wiec nie widze powodu wydania takiej publikacji. Ot, chyba, ze dla propagandy, by ludzie przekonali sie jak wychwalano w swiecie orlow z 74 roku... Ale czy nie mozna bylo tego wszystkiego podac w przystepniejszy sposib? Ciekawiej jest dopiero pod sam koniec, np w przypadku historii o portugalskich celnikach, ktorzy dzieki mundialowi nauczyli sie co to jest ta "Polska" czy fragment o Egipcie, ktory z niewiadomych w sumie powodow, mial puszczac w telewizji tylko mecze naszej reprezentacji! Takich smaczkow jest jednak bardzo malo... Takze, raczej nie polecam i raczej nie wroce. Tylko dla hardkorowych fanow repry Gorskiego, ktorzy mieliby ochote walkowac przez ponad stron historie, ktore od dawna dobrze znaja ;)

Kupilem te pozycje razem z Espana'82 Makowieckiego, podobny format, podobna tematyka, niestety tu tresc razaco nizej. Jak u Makowieckiego nie moglem sie oderwac, praktycznie moglem sie przeniesc do swiata emocji Piechniczka i spolki, tak tu jakby wciagnela mnie traba powietrzna powtarzajacych sie wkolko zdan i historii... Nie jest to po prostu zadna lektura, ale raczej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Krotko i bez recenzji, uwaga na SPOILER... "Adwokata Diabla" w ksiazce !!! :P
Co ma film z DeNiro i Keanu z Bullsami? A no, w pewnym momencie autor opowiada o tym jak to Phil Jackson zmontowal fragmenty meczow Bykow ze scenami z tej hollywoodziej produkcji.... i dowiadujemy sie przez to troszke za duzo o fabule.
Ja wiem, ze od premiery Adwokata minelo ponad 20 lat, ale no kurcze, takich rzeczy sie nie robi ;)
Wiec... gdybyscie planowali seans, to lepiej zrobcie to przed lektura Krwi na Rogach ;)
A tak, czytadlo fajne. Obejrzalem "Ostatni Taniec", wiec mialem apetyt na wiecej, no i siegnalem, przeczytalem, nie powiem bym dowiedzial sie wszystkiego tego co akurat chcialem, ale ta tresc, ktora mi tu zaserwowano dala efekt przejedzenia Bykami. Ba, dla wielu osob te kilometry tekstu o relacjach zarzad-druzyna moga byc trudne do przejscia.
I dobra rada, do czytania trzymajcie pod reka wujka google'a, bo w ksiazce przewija sie cholernie duzo nazwisk a niestety, to trzeba nazwac minusem, zdjeciami tych postaci zazwyczaj nas nie obdarowano.

Krotko i bez recenzji, uwaga na SPOILER... "Adwokata Diabla" w ksiazce !!! :P
Co ma film z DeNiro i Keanu z Bullsami? A no, w pewnym momencie autor opowiada o tym jak to Phil Jackson zmontowal fragmenty meczow Bykow ze scenami z tej hollywoodziej produkcji.... i dowiadujemy sie przez to troszke za duzo o fabule.
Ja wiem, ze od premiery Adwokata minelo ponad 20 lat, ale no...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zgadzam sie z poprzednimi opiniami - z jednej strony na pewno jest tu mnostwo wiedzy na bardzo niszowy temat, zreszta mi osobiscie bliski, wiec autorowi nalezalby sie uklon, z drugiej jest to praca bardzo ciezkostrawna.
Mnostwo zdan to zabojczy koktajl w rodzaju "corka ziecia szwagra kuzyna babci sasiadki z drugiej linii wasala krolewskiego kucharza, ktory kiedys byl suzerenem lennika prawnika biskupa antyproboszcza landwojta bedacego poddanym elektora, ktory zmarl nim margrabia, bedacy kuzynem tescia prababci ciotki stryja z drugiego malzenstwa jego siostry zostal pisarzem na margrabstwie wspomnianego rycerza z ziemi wdzydzko-siemiensko-trydenskiej, ale zamieszkalego w Lobzie i bedacego poddanym krola polskiego z tytulu wlosci dzierzawionych od brata siostrzenicy ksiecia meklemburskiego, z ktorym kiedys ktos sie poklocil o krowe bedaca tak naprawde wspowlasnoscia bratanka cesarza z wydalona zona, ktora go zdradzala z dziadkiem burmistrza bedacego synem z nieprawego loza rzeczonego komtura joannitow" itd itd.
Nie ulatwia lektury tez to, ze autor czasami sam sobie zaprzecza, np uzywa w tekscie nazwy danej miejscowosci, by nastepnie stwierdzic w przypisie, ze tak naprawde nazwa ta jest bledna, by potem i tak znow jej nadal uzywac w tekscie.
Inna bolaczka jest ciagle omawianie tekstow zrodlowych, ktore potem i tak wstawia w calosci do tekstu monografii.
A tu problemy sie nie koncza.
Slowem, beczke miodu temu kto po lekturze zrozumie o co wlasciwie w calych tych sporach chodzilo, kto wlasciwie kiedy z kim wojowal, co zdobyl i ilu ludzi padlo ;)

Zgadzam sie z poprzednimi opiniami - z jednej strony na pewno jest tu mnostwo wiedzy na bardzo niszowy temat, zreszta mi osobiscie bliski, wiec autorowi nalezalby sie uklon, z drugiej jest to praca bardzo ciezkostrawna.
Mnostwo zdan to zabojczy koktajl w rodzaju "corka ziecia szwagra kuzyna babci sasiadki z drugiej linii wasala krolewskiego kucharza, ktory kiedys byl...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ksiazka bardzo trudna w ocenie, bo nie wiadomo jak wlasciwie na nia patrzec... Dalem 6/10, gdyz warto docenic fakt, ze Autorka wlozyla w ten tytul duzo pracy i serca. Trudno jednak do konca powiedziec czym ten tytul wlasciwie jest i czy jest to pozycja wartosciowa.
Jesli "Legendy..." maja byc jedynie luznym zbiorem owych legend i maja popularyzowac dzieje polsko-szwedzkich wojen wsrod mieszkancow danych miejscowosci, to na pewno jest to rzecz godna uwagi i zapewne da sie ja zaadoptowac jako swoisty przewodnik po danej okolicy.
Problem pojawia sie jednak przy samej wartosci merytorycznej i stylu opracowania tegoz zbioru, gdyz z ksiazki nie wiadomo w jaki wlasciwie sposob wszystkie te legendy Autorka zebrala i czy je w jakikolwiek sposob "przefiltrowala".
A niestety roi sie tu od bledow faktograficznych i nie wiadomo, czy jest to wina tych, ktorzy te legendy od pokolen przekazywali, czy jest to wina samej Autorki. Gorzej, ze czasem trudno sie zorientowac o jakim okresie Autorka w danej chwili opowiada. Niestety brak tu zwyczajnie jakiegokolwiek komentarza, gdy idzie o prawde historyczna zawarta w danej opowiesci.
Z opracowania tego nie dowiemy sie takze ani kiedy owe legendy mogly powstac, ani jakie znaczenie mialy i maja dla lokalnej ludnosci i czy pewne powtarzajace sie watki nie byly przypadkiem zapozyczane z jednej wioski do drugiej.
Trudno jednak nie domyslac sie, ze pewne bledy faktograficzne wynikaja z winy samej Autorki, gdyz wpadki pojawiaja sie juz na pierwszej stronie Wstepu, jak i w dziale biogramow.
Np we Wstepie Autorka pisze, ze punktem przelomowym potopu szwedzkiego bylo odzyskanie przez Polakow Warszawy w 1656, z czym absolutnie nie mozna sie zgodzic, skoro przeciez Polacy zaraz potem przegrali bitwe pod stolica i miasto zostalo ponownie utracone! O samej bitwie pod Warszawa mowi sie zreszta, ze polska przegrana przedlyzyla potop o kilka lat! Pomijam juz fakt, ze pozniej stolice utracono jeszcze jeden raz, gdy do potopu wlaczyli sie Siedmiogrodzianie.
Tak samo w dziale biogramow np nie idzie zrozumiec w czyjej wlasciwie armii sluzyl hrabia Thurn.
Najwieksza wada ksiazki sa jednak same legendy, bardzo czesto powtarzajace sie i zwyczajnie nudne, nie zawierajace pewnego "moralu"... co nie jest oczywiscie wina samej Autorki, aczkolwiek wlasnie z tego powodu takiemu opracowaniu przydalby sie jakis jej komentarz, np podsumowujacy kwestie nadpopularnosci pewnych "watkow" pod wzgledem geograficznym.
Mam jednak nadzieje, ze ksiazka ta znajdzie swych milosnikow, osoby "zielone" z historii, zarowno doroslych jak i dzieci, ma szanse zainteresowac. Jednak osoby w historii nieco siedzace zapewne odrzuci.
Dlatego, dla dobra wlozonej w te pozycje pracy, przydalby jej sie solidny retusz, np w przypadku szansy na drugie wydanie. Sprawdzenie pewnych faktow historycznych nie powinno byc przeciez problemem, a i prosty komentarz Autorki tu i owdzie na pewno dodalby temu "suchemu" w formie opracowaniu nieco kolorytu, ot, literackiej "duszy" ;)

Ksiazka bardzo trudna w ocenie, bo nie wiadomo jak wlasciwie na nia patrzec... Dalem 6/10, gdyz warto docenic fakt, ze Autorka wlozyla w ten tytul duzo pracy i serca. Trudno jednak do konca powiedziec czym ten tytul wlasciwie jest i czy jest to pozycja wartosciowa.
Jesli "Legendy..." maja byc jedynie luznym zbiorem owych legend i maja popularyzowac dzieje polsko-szwedzkich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No i wreszcie, po niemal 10 latach, na raty, udało mi się przeczytać oba tomy Krucjaty. I podobnie jak przy pierwszej części bardzo ciężko jest mi tę pozycję ocenić.
Z jednej strony Marcin operuje bardzo fajnym językiem, pełnym humoru i rozmaitych aluzji do współczesności czy historii, słowem czyta się go przyjemnie i nawet przywiązałem się do narracji pierwszoosobowej, która z początku nieco mnie raziła. Sami zaś główni bohaterowie mają duży potencjał i z chęcią capnąłbym ich kolejne przygody! Pal sześć, że naczelny protagonista to pod względem charakteru jedno wielkie nieporozumienie - gość ciągle tylko płacze, pije, użala się, traci przytomność i podejmuje najbardziej kretyńskie decyzje ALE jednocześnie jakoś ma się do niego straszną sympatię i miło jest wsłuchać się w te jego przygody... Może to właśnie efekt owej narracji pierwszoosobowej i kapitan William O'Connor odzwierciedla swoją postacią nasze własne słabości?
Strasznie podobają mi się też obie megaklimatyczne okładki, obok "Czarnej Bandery" Komudy najlepsze moim zdaniem covery polskiej marynistyki. Zdaję sobie przy tym sprawę, że książki nie powinno oceniać się po okładce, no ale jednak, w tym wypadku zdecydowanie grafika łapie za gały i trudno się nią nie cieszyć. To jest po prostu koncentrat przygody jakiej nigdy za wiele!
Z drugiej strony dużym problemem obu tomów jest struktura powieści, w obu tomach zresztą... bo tej po prostu tu nie ma!
Marcin kilka razy informuje czytelnika, że cykl jest w dużej mierze efektem sesji erpegowej (?) i tego się nie czepiam, każde źródło inspiracji jest na wagę złota. ALE trudno nie odnieść tu wrażenia, że przy Karaibskiej Krucjacie nie było żadnego planowania i autor poszedł na żywioł, wymyślając na bieżąco kolejne postacie, kolejne wątki, miejsca, łotrów itd... przez co niejednokrotnie trudno się połapać o co kaman i momentami ma się serdecznie dość ciągłego skakania od wyspy do wyspy, kolejnych portów, kolejnych starć morskich, pojedynków i ciągłego wpadania w niewolę, tryliona sytuacji, które tak naprawdę fabularnie niczego nie budują. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, łotrów jest tu pełno, ale jakoś żaden nie robi wrażenia by pozostać w pamięci, podobnie zresztą jak sam Czarny Szkwał.
Samo późne pojawienie się Czarnego Szkwału, duchów i wszelkich innych elementów fantastycznych niejako zdradza, że autor również chyba zdecydował się odejść od realizmu już na zaawansowanym etapie pisania.
Taka "struktura" fabuły mogłoby mieć sens gdyby przerobić Krucjatę na grę komputerową, gdzie każdy nowy wątek = nowa misja, co tylko wydłuża wirtualną rozrywkę, ale przy samej powieści raczej prosi się o to by wszystko się zgrabnie zazębiało, a lektura płynęła sama szybko i przyjemnie.
Niestety, w tym wypadku zdecydowanie za często się odrywałem od tekstu by móc wystawić jej wysoką notę, choć mam do tej dylogii duży sentyment i na zachętę, by Marcin tego cyklu nie porzucał, dam 7 na 10.
Nie wiem natomiast czy wrócę jeszcze do tej konkretnej lektury, raczej za dużo innych pozycji czeka w kolejce, a czas upływa.
Niemniej, jak wspominałem wyżej, jest tu potencjał na naprawdę udany cykl przygodowy i zdecydowanie będę mu kibicował, a jeśli pojawią się kolejne części ( zwłaszcza z tej klasy okładkami! ) to na pewno je przytulę :)

No i wreszcie, po niemal 10 latach, na raty, udało mi się przeczytać oba tomy Krucjaty. I podobnie jak przy pierwszej części bardzo ciężko jest mi tę pozycję ocenić.
Z jednej strony Marcin operuje bardzo fajnym językiem, pełnym humoru i rozmaitych aluzji do współczesności czy historii, słowem czyta się go przyjemnie i nawet przywiązałem się do narracji pierwszoosobowej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Celujący za temat i tytaniczną pracę badawczą, pała za styl. Ciężko mi jednoznacznie ocenić tą pracę i stwierdzić czy warto ją polecić, bo z jednej strony trudno szukać nad Wisłą innych autorów, którzy braliby się za bary z tak trudnym ( zwłaszcza językowo! ) tematem jak flota holenderska, i trzeba oddać to pani Pastorek, że niewątpliwie jest znawcą i pasjonatem tematu.
Z drugiej strony, trzeba niestety stwierdzić wprost, iż TO NIE JEST GOTOWA DO DRUKU KSIĄŻKA, ale raczej wciąż jeszcze nieobrobiony zbiór notatek, który dopiero wymaga przerobienia na porządne czytadło.
O ile na początku i na końcu lektura nie sprawia problemu, bo widać, że tu ktoś siedział nad edycją tekstu, tak cały środek jest jednym wielkim bałaganem.
Powtórzeń jest tu więcej niż MNÓSTWO - np o tym jak wielkim problemem była decentralizacja zarządzania holenderską flotą, czy jak ważna była współpraca Johana de Witta z admirałem Reuyterem dowiemy się jakieś 15783 tysiące razy.
W dodatku pani Pastorek ma męcząca manierę pisania strasznie rozciągniętymi zdaniami - tam gdzie możnaby spokojnie wyrazić się paroma słowami, ona potrzebuje tuzinów, tam gdzie akapit możnaby zamknąć w paru zdaniach, ona potrzebuje tuzina zdań. Itd itd.
Do tego dochodzi chybiony pomysł autorki by nadać pracy strukturę tematyczną aniżeli chronologiczną, co nie ma żadnego sensu, bo autorka i tak praktycznie wszędzie powtarza te same kwestie, a i takie niechronologiczne skakanie z bitwy na bitwę zaburza tylko odbiór lektury.
Wydaje mi się także, że można było pokusić się o parę słów na temat "dalszych losów" floty holenderskiej i jej dowódców, bo skoro autorka nie trzyma się sztywno datacji z okładki i sporo miejsca poświęca działaniom przez 1639 rokiem, to warto byłoby i coś niecoś opowiedzieć o tym co działo się po roku 1667.
Ewenementem są także tabelki na DWADZIEŚCIA STRON wstawione do głównego tekstu...
Słowem, pracę dałoby się spokojnie skrócić o połowę, pomijając fakt, że zwolnione w ten sposób miejsce takie przydałoby się poświęcić na te aspekty tematu, które autorka praktycznie zignorowała, jak np działania krążownicze Holendrów czy udział floty i marynarzy w walkach w koloniach i odleglejszych regionach świata. Pani Pastorek prawie całkowicie skupiła się bowiem na walkach na głównym teatrze działań i to też nie omawiając wszystkich starć, a traktując je nieco wybiórczo.
Np nie ma tutaj opisanych kampanii szczególnie interesujących z naszej polskiej perspektywy - tj wypraw Holendrów na Bałtyk przeciwko Szwedom w czasie "potopu" - wpierw na odsiecz blokowanemu przez Szwedów Gdańskowi, a potem arcyważnego starcia pod Sundem, które pozwoliło ocalić niezależność Danii, o co w tym samym czasie na lądzie walczyły także polskie oddziały.
Także, choć książkę skończyłem, to niestety była to jednak dla mnie pewna męczarnia i nie jestem pewny czy jeszcze do niej wrócę, a zazwyczaj to właśnie prace marynistyczne są tymi, które czytam wielokrotnie.
Życzyłbym sobie i wszystkim zainteresowanym by praca ta doczekała się po prostu poprawionej PEŁNOPRAWNEJ wersji, bo potencjał zdecydowanie był i szkoda zmarnowania takiego wysiłku. W tym wypadku przypuszczam, że za słabą jakość tekstu odpowiedzialny był po prostu bliski deadline, albo zmęczenie autorki tematem.
Inna rzecz, że baty należą się "redaktorom" i "korektorom", którzy zaniedbali swoje obowiązki i wypuścili książkę w takim stanie na rynek.

Celujący za temat i tytaniczną pracę badawczą, pała za styl. Ciężko mi jednoznacznie ocenić tą pracę i stwierdzić czy warto ją polecić, bo z jednej strony trudno szukać nad Wisłą innych autorów, którzy braliby się za bary z tak trudnym ( zwłaszcza językowo! ) tematem jak flota holenderska, i trzeba oddać to pani Pastorek, że niewątpliwie jest znawcą i pasjonatem tematu.
Z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka jest niestety PLAGIATEM innych publikacji o tzw. krucjatach północnych/bałtyckich, co zostało udowodnione przez jednego z fanów serii Historyczne Bitwy, a następnie potwierdzone przez samego wydawcę, który przeprosił już za "zamieszanie" i zdecydował się zakończyć współpracę z "autorem".
Szczegóły "afery" dostępne są na grupie "Bellona - Historyczne Bitwy" na Facebooku i forum historycy.org.
Publikacja ta miała zostać zresztą wycofana z obiegu, ale jak widać nadal jest wszędzie dostępna po normalnej cenie.

Książka jest niestety PLAGIATEM innych publikacji o tzw. krucjatach północnych/bałtyckich, co zostało udowodnione przez jednego z fanów serii Historyczne Bitwy, a następnie potwierdzone przez samego wydawcę, który przeprosił już za "zamieszanie" i zdecydował się zakończyć współpracę z "autorem".
Szczegóły "afery" dostępne są na grupie "Bellona - Historyczne Bitwy" na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Polecam. Po wielkim zawodzie jakim byly dwa bardzo ciezkie ( w kilogramach i w tresci ) tomy "Niezwyciezonego", tu Englund naprawde pokazal dlaczego jego "Poltawe" zaliczam do mych ulubionych ksiazek.
Naprawde, mimo, ze LW to grubas to czyta sie to bardzo przyjemnie i troche mi nawet smutno, ze to juz koniec.
Nie jest to jednoczesnie lektura pozbawiona bledow i dziwnych kwiatkow, czasem jest to chyba wynik bledu tlumacza ( jak motyw z kolem sterowym... w czasie wojny trzydziestoletniej, czyli ponad pol wieku przed jego wprowadzeniem! ), ale czasem chyba i niewiedza Englunda dochodzi do slowa, jak teza, ze piraci berberyjscy pojawili sie z winy Anglikow i Holendrow i XVII wiek byl zlotym okresem ich zbojowania!
Z drugiej naprawde przez wiekszosc tekstu zwyczajnie sie plynie, a skoro kilkaset stron podrozy z Erikiem Dahlbergiem sprawily, ze bardzo przywiazalem sie do tej postaci, tzn ze autor nie proznowal.
No i co chwile pojawiaja sie rozne smakolyki przy ktorych zapewne kazdy czytelnik usmiechnie sie szeroko i przeczyta dany ustep kilka razy, jak ten o 20 tysiecach weneckich prostytutek, ktore zapewnialy temu miasturepublice take wplywy do kasy, ze doza mogl utrzymac 12 galer rocznie :P
Normalnie to jest tekst, ktory wydawca powinien machnac na tylna okladke i za jego pomoca reklamowac swoja publikacje, a nie jakimis cytatami redaktorow szwedzkich gazet, ktorych statystyczny polski czytelnik w zyciu nawet nie wezmie do reki ;)

Polecam. Po wielkim zawodzie jakim byly dwa bardzo ciezkie ( w kilogramach i w tresci ) tomy "Niezwyciezonego", tu Englund naprawde pokazal dlaczego jego "Poltawe" zaliczam do mych ulubionych ksiazek.
Naprawde, mimo, ze LW to grubas to czyta sie to bardzo przyjemnie i troche mi nawet smutno, ze to juz koniec.
Nie jest to jednoczesnie lektura pozbawiona bledow i dziwnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niestety, mialem chetke na ta pozycje, bo jestem fanem Jacka od pierwszej jego pozycji spod szyldu Fabryki Slow, ale jak zobaczylem na tylnej okladce Zychowicza to musi byc bojkot :(
Wiedzialem, ze Jacek od dlugiego czasu co raz bardziej sie upoliticznial, ale to juz kurcze pewna przesada, zeby na ksiazce historyka, ktory tak ceni sobie prawde zawarta w zrodlach, cytowac wariata, ktory prawde historyczna ma gleboko gdzies. Naprawde szok i zenada.
Nie czulem takiego rozczarowania powiescia historyczna od czasu gdy na okladce "Victorii" Harasimowicza pokazano dwie plonace nowojorskie wieze, a w srodku dodatkowo znajdowal sie wstepniak o antymuzulmanskim wyzdzwieku :(

Niestety, mialem chetke na ta pozycje, bo jestem fanem Jacka od pierwszej jego pozycji spod szyldu Fabryki Slow, ale jak zobaczylem na tylnej okladce Zychowicza to musi byc bojkot :(
Wiedzialem, ze Jacek od dlugiego czasu co raz bardziej sie upoliticznial, ale to juz kurcze pewna przesada, zeby na ksiazce historyka, ktory tak ceni sobie prawde zawarta w zrodlach, cytowac...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niestety nie mogę polecić tej pracy, a pozwolę sobie wypunktować dlaczego...

Często zdarza mi się tłumaczyć co bardziej zapalczywym "krytykom" literackim, że książki to nie jest rzecz napisana od lewej do prawej w ciągu paru dni, że książki to po prostu jeden wielki zbiór setek jak nie tysięcy notatek, zebranych w ciągu miesięcy lub lat badań i dopiero potem zbitych w kilkusetstronicowy tekst, który w zależności od autora lub wydawcy powiązany jest następnie klamrą w coś dającego się czytać jednym tchem... lub w coś pełnego powtórzeń, nieścisłości, przeciwności, chaosu narracyjnego itd, czego nie za bardzo idzie czytać.

Praca pana Płowego niestety zalicza się do tej drugiej kategorii, w najgorszym możliwym wariancie i naprawdę jestem w szoku, że autor, którego cenilem za "Poniec" mógł coś tak słabego popełnić.

Mam wrażenie, że albo to autor nie wyrobil się na deadline, albo wydawca przycisnal autora by wydać nieskończoną jeszcze książkę, albo po prostu - "praca" ta musiała powstać z dobre kilka lat przed "Poncem" ( Poniecem?), w czasie których pan Damian albo bardzo polepszyl swój warsztat, albo dostał świetnego redaktora albo dostał od kogoś solidny opieprz, bo naprawdę jest to niebo a ziemia, jakby prace te napisali zupełnie inni ludzie o zupełnie odmiennych stylach i podejściu.

Kupiłem "Od Konstantynowa..." po to by dowiedzieć się czegoś wreszcie o dwóch bodaj najbardziej zapomnianych starciach Powstania Chmielnickiego. Oczekiwałem prostego "Jak, co, po co i dlaczego". I książkę w sumie czyta sie szybko, ale co z tego skoro dwa dni po lekturze wciąż nie wiem w zasadzie nic o Konstantynowie a Pilawce wciąż są dla mnie zagadka. Nie pomagają też mapy, które są liczne, ale niezbyt czytelne.

Nie jest to więc praca z której coś możnaby wyciąć i poprawić, ale jest to pozycja która powinno się napisać w sumie od nowa, bo i autor sam ewidentnie nie wie o czym chce pisać i jakie jest jego własne zdanie. Podstawowe zadanie książki nie jest spełnione, mnóstwo miejsca idzie tu na opis organizacji armii, wyboru dowódców, spory między dowodcami, obrady sejmowe itd, przy czym wszystko non stop się powtarza, aż do absurdalnych sytuacji gdzie autor wypowiada ta sama tezę co drugie, trzecie zdanie w tym samym ustepie, albo gdy opisuje doświadczenie wojskowe polskich regimentarzy gdzieś w połowie książki, by nagle powtórzyć to samo już na sam koniec! Naprawdę w takich chwilach trudno powstrzymać się od rzucenia książka w kat. Nie zlicze tez ile razy wspominał, o tym jak to element ukrainny stał się niegodny polskiego zaufania i jak książę Wisniowiecki tracił bazę rekrutacyjna i potencjał majątkowy wraz z poszerzaniem się powstania. Nie zlicze ile razy pan Damian wspomina jak to Aleksander Koniecpolski odziedziczył talenty po sławnym tacie.

Opisy walk to jednak też chaos. Autor nie może się zdecydować czy książę Wisniowiecki dokonał "odwrotu" czy "wyprawy odwetowej", bo obu tych zwrotów używa jak synonimów. Piwo temu kto zrozumie ustep o starciach pod Niemirowem, a drugie temu, kto zrozumie kto był w końcu dowódca obrony Baru. Ba, bodaj przy tymże wlasnie Barze autor raz wypisuje to, że uciekali doń przez powstaniem okoliczni mieszkańcy, to znów, że jednak mieszkańcy trzymali stronę kozaków, to znów, że mieszkańców wyrżnięto w trakcie walk, ale kto ich wyrżnął - polscy obrońcy czy kozacy, to już kolejna zagadka.

Skrzynka piwa temu kto zrozumie czy polscy regimentarze byli w końcu dobrymi dowodcami czy fatalnymi, bo autor jakoś sam nie może się zdecydować, ciągle podkreślając, że zostali wybrani jako najwlasciwszi ludzie do tego zadania, ale jakos pod Pilawcami jednak sromotnie nie wiedzieć czemu przegrali i pan Damian widzi przyczyny tej klęski... choć zapomina jednocześnie wspomnieć o stratach, a powodów nagłej paniki dobrze spisujacych się polskich żołnierzy nawet nie próbuje wyjaśnić. Pan Plowy nie zauważa też ewidentnego kryzysu polskiego systemu dowodzenia, skoro broni niezawodnego systemu obierania hetmanow, mimo, że sam zauważa ich nieudolność czy to pod Korsuniem czy pod Batohem. Skoro widzi rażące błędy hetmanow powinno to prowadzić do wniosku, że jednak może system ich oboru nie był wcale taki dobry, a być może to i ich wcześniejsi prorektorzy nie byli wcale aż takimi dobrymi wodzami.

Aha, z innych rzucających się w oczy problemów, trudno nie odnotować, że autor nadużywa pseudo-naukowych zwrotów w rodzaju "przypomnijmy", "podkreślmy", "zauwazmy" itp... Praca doktoranta a jest ich w niej plaga.

W stopce redakcyjnej pisze zresztą bezczelnie, że działał przy niej jakiś korektor, ale to chyba jakiś żart, tym bardziej, że roi się tu i od literówek, i od przekreconych przez Word wyrazow, ba!, momentami ewidentnie słow w tekście wręcz brakuje! Do wad zaliczyłbym jeszcze slaby dobor materiału ilustracyjnego - zdjęcia w większości maja sie nijak do tematu, a jedynym portretem w pracy jest podobizna Ossolińskiego, który ledwo co tu się przewija! Masakra są także cytaty, których jest ogrom, a które są praktycznie nieczytelne, wstawione na siłę, i chyba sam Plowy widzi ich słabość, skoro czasami tłumaczy ich znaczenie. Szkoda tylko, że pozostawia nieczytelnymi te fragmenty, które są naprawdę ważne dla zrozumienia przebiegu zdarzeń, a których żaden czytelnik sam nie rozgryzie. Ale gwoździem do trumny są koronne "argumenty" Plowego przeciw ksieciu Wisniowieckiemu - teza, że talenty Wisniowieckiego zostały zafałszowane przez historykow, bo jego portrety są upiekszone i wygląda na nich jak wielki wodz! Toz to szczyt głupoty jaki może popełnić osoba nadająca jakiekolwiek dzieje! Wszyscy wtedy, tak jak i dzisiaj, upiększali swe podobizny i każdy chciał wyglądać na nich niegorzej niż sam cesarz! Ale to nie koniec, pan Damian uważa też, że przeciw wielkości i dokonaniom Wisniowieckiego świadczy brak jakichkolwiek zachowanych pamiątek po ksieciu! Tak jakby to było oczywiste, że im większy wódz tym większe zbiory w muzeum jego imienia. Także tego... Przykro po prostu, że ktoś, szczególnie doktorant, potrafił takie rzeczy napisać. Pominę już fakt, że w pewnym momencie autor na poważnie zastanawia się dlaczego kozacy od formacji jazdy woleli piechotę! Ba, wg autora wielu historyków wciąż głowi sie nad tym jakze intrygującym problemem 😂😂

Niestety nie mogę polecić tej pracy, a pozwolę sobie wypunktować dlaczego...

Często zdarza mi się tłumaczyć co bardziej zapalczywym "krytykom" literackim, że książki to nie jest rzecz napisana od lewej do prawej w ciągu paru dni, że książki to po prostu jeden wielki zbiór setek jak nie tysięcy notatek, zebranych w ciągu miesięcy lub lat badań i dopiero potem zbitych w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest dobrze, chociaż Psków wydaje mi się być pozycją nieco słabszą od 'Połocka' tegoż autora. Może to po prostu kwestia tego, że kampania pskowska nie była już tak udana i tak dobrze zaplanowana jak ta poprzednia? Konstrukcyjną wadą jest już natomiast fakt, że Kupisz przepisał spore fragmenty tekstu o armii z jednej pozycji do drugiej. Takiego postępowania nie lubimy.
Nieco gorzej jest także w kwestii graficznej, dostajemy o wiele mniej map ( choć ważne że są) a i ilustracje wydają się już widziane, niektóre niepotrzebnie są powiększone na całą stronę, choć niczym się nie wyróżniają, inne z kolei wyraźnie źle umieszczono na planszy, marnując sporo miejsca. No ale to już raczej wina redaktora czy grafika a nie autora.
Winą i autora i redaktora jest już za to na pewno koszmarna wpada pod koniec książki, gdzie ewidentnie uciekło z tekstu jedno czy kilka zdań odnośnie polskich strat, i zamiast nich są trzy kropeczki! Nie wiem czy autor chciał tu jeszcze coś dopisać, obliczyć i nie zdążył czy coś nawaliło w pliku. No ale taka rzecz nie powinna przejść niezauważenie.
Błędem innego rodzaju wydają mi się także złe wyliczenia na temat strat Pskowian - autor wielokrotnie pisze, że w czasie walk bywały one dużo wyższe niż polskie, tymczasem suma tych strat wychodzi mu jakaś dziwnie niska... Ogólnie jest to jednak bardzo dobra praca, którą wszystkim polecam :)

Jest dobrze, chociaż Psków wydaje mi się być pozycją nieco słabszą od 'Połocka' tegoż autora. Może to po prostu kwestia tego, że kampania pskowska nie była już tak udana i tak dobrze zaplanowana jak ta poprzednia? Konstrukcyjną wadą jest już natomiast fakt, że Kupisz przepisał spore fragmenty tekstu o armii z jednej pozycji do drugiej. Takiego postępowania nie lubimy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bedzie bardzo subiektywnie, bo z jednej strony mam duzy sentyment do tej pozycji, gdyz wiaze sie z roznymi zakretami w moim zyciu, a z drugiej strony jestem doskonale swiadomy tego, ze jest to pozycja ciezka i dla wielu osob bedzie nieprzyjemna w lekturze, ba, dla mnie samego wielokrotnie byla droga przez meke...
Autor pisze ja po prostu w bardzo specyficzny sposob i pewne rozdzialy czyta sie przez to na jednym tchu, a w innych czesto i gesto nie wiadomo do konca o co mu chodzi. Nie dosc, ze w calej tej historii jest ilus Erykow, Stenow, Svenow, Nilsow, itd, ktorych latwo pomylic, to pan Knut non stop polemizuje z innymi autorami i historykami, odwoluje sie do listow, podrecznikow, itd. Nie pomaga tez wcale tlumacz, ktore dodaje sporo tekstu od siebie. Wszystko to sprawia, ze wielokrotnie ciezko jest sie polapac o co kaman, o to czy w danej chwili mamy do czynienia z narracja, cytatem historyka, czy samego krola itd.
Prowadzi to do absurdalnej sytuacji w ktorej, w ktorej pewne tematy bedace motywem przewodnim ksiazki - zwlaszcza zabojstwa dokonane przez Eryka na wiezniach - sa dla mnie nadal jedna wielka czarna dziura, nie pamietam juz kto zginal, dlaczego i czy slusznie.
A wszystko to pomimo tego, ze autor sledzi ta sprawe w najmniejszych detalach! A moze wlasnie dlatego?
Z drugiej strony czasami takie jego podejscie przynosi naprawde fajne chwile w tej ksiazce - to jak autor np odkrywa przed nami tajemnice tego jak Eryk zostal zraniony w reke przebywajac w wiezieniu jest naprawde niesamowite.
Z drugiej strony taki np rozdzial o astronomii jest koszmarkiem i przyznaje sie bez bicia, ze tutaj ustepy zwyczajnie przeskakiwalem.
Takze NIE jest to zdecydowanie ksiazka, ktora mozna polecic wszystkim, nawet milosnikom historii, tej ogolnej czy tej szwedzkiej.
Ja sam byc moze do niej jeszcze wroce szukajac jakiejs konkretnej informacji, ale na pewno nie siade do niej juz kolejny raz jako do zwyklej lektury - sa inne ksiazki w kolejce, inne biografie wladcow, a i pewnie o samym Eryku XIV cos jeszcze sie ciekawego trafi.
Sam fakt, ze ukonczenie tej pozycje zajelo mi z przerwami 3 lata, i ze WRESZCIE dotarlem do ostatniej strony, o czyms swiadczy i naprawde traktuje to jako pewne osiagniecie ;)

Bedzie bardzo subiektywnie, bo z jednej strony mam duzy sentyment do tej pozycji, gdyz wiaze sie z roznymi zakretami w moim zyciu, a z drugiej strony jestem doskonale swiadomy tego, ze jest to pozycja ciezka i dla wielu osob bedzie nieprzyjemna w lekturze, ba, dla mnie samego wielokrotnie byla droga przez meke...
Autor pisze ja po prostu w bardzo specyficzny sposob i pewne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

WRAŻENIA Z LEKTURY 'OD STARODUBA DO MOSKWY'

Co prawda po latach od zakupu, ale wreszcie udało mi się tę pozycję przeczytać, więc śpieszę się by podzielić się wrażeniami. A jest ok, lektura bardzo miła, wciągająca, wchodzi strasznie szybko, chyba jedno popołudnie mi wystarczyło by połknąć całość i chciałoby się więcej, ale fakt, że chciałoby się więcej jest także wadą tej pozycji. Mianowicie, tak jak autor ubolewa we wstępie na to, że druga dymitriada nie doczekała się wcześniej opracowań pod względem militarnym, tak sam nieco sztucznie chyba dzieli ten okres. Ewidentnie druga dymitriada na Moskwie się nie skończyła, a książka niestety tak, być może autor postąpił tak specjalnie szykują grunt pod "sequel", ale że lata od premiery minęły i kontynuacji nie widać to chyba po prostu uciął temat tam gdzie skończyły mu się źródła i tyle. Nie jest to też opracowanie pełne, nawet w swej ograniczonej czasowo formie albowiem autor skupia się wyłącznie na operacjach głównych sił Dymitra, a np działania Lisowskiego są tylko ledwo wspomniane. Ogólnie zresztą rozpisane się zazwyczaj tylko przy głównych bitwach w polu, walki o twierdze i miasta praktycznie pozbawione są jakichkolwiek szczegółów. Taki sam problem dotyczy pewnych arcyciekawych momentów, którym autor poskąpił komentarza. Np sprawa zachodnich najemników w służbie moskiewskiej, którzy wpierw mieli przejść na stronę Dymitra i Polaków, potem jednak walczyli dalej dla wroga, by zostać wyciętymi do jednego z rozkazu hetmana Różyńskiego. Na logikę, w takiej sytuacji autor powinien naświetlić powody dla których najemnicy ci jednak pozostali po stronie moskiewskiej i dlaczego Polacy Dymitra tak bezlitośnie ich potem potraktowali. Czytelnik może sobie sam to niby wytłumaczyć, ale autor nie powinien dopuszczać do takich sytuacji czy tym bardziej wprowadzać czytelnika w błąd myślowy. Tak samo, wspomina o nienawiści hetmana Różyńskiego do niejakiego Miechowickiegi, co skończyło się wręcz morzem na tym ostatnim, ale nie rozwija tematu tej ansy ani okoliczności zabójstwa, ni ewentualnych reperkusji. Nie i mniejszą to jednak lepiej przyjemności z lektury. Boli tylko brak właśnie ciągu dalszego czy brak opisu działalności Lisowskiego. Plusem są natomiast liczne mapy i świetne ilustracje Jurgi. Warstwa graficzna ni jest jednak pozbawiona wad, bowiem przedruki starych malowideł są czasem bardzo małe i strasznie ciemne, przez co np obraz przedstawiający obóz w Tusz tnie jest praktycznie nieczytelny. To strasznie kontrastuje z dużymi kolorowymi mapami i szkicami żołnierzy. W każdym razie pracę polecam, jest to zresztą chyba najlepszy Infort jaki czytałem w ostatnim czasie :) Ja sam nakręciłem się dzięki tej lekturze na tematykę wypraw po koronę carów, więc zabieram się do kolejnych pozycji opisujących czy to Kłuszyn czy boje o Moskwę :)

WRAŻENIA Z LEKTURY 'OD STARODUBA DO MOSKWY'

Co prawda po latach od zakupu, ale wreszcie udało mi się tę pozycję przeczytać, więc śpieszę się by podzielić się wrażeniami. A jest ok, lektura bardzo miła, wciągająca, wchodzi strasznie szybko, chyba jedno popołudnie mi wystarczyło by połknąć całość i chciałoby się więcej, ale fakt, że chciałoby się więcej jest także wadą tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pozno, bo pozno, ale udalo mi sie wreszcie po latach przeczytac tego grubasa i to mimo tego, ze ksiazka ta troche ucierpiala w trakcie "potopu" na moim strychu ;)

Moim zdaniem bardzo sympatyczna pozycja, ktora odkryla przede mna wiele kart historii tamtych czasow, np moglem wreszcie poznac blizej Boemunda, przez co inaczej teraz patrze na jego udzial w pierwszej krucjacie i na jego motywacje.
Jedno wazne, czego mi zabraklo, to wytlumaczenie dlaczego wlasciwie ci niepokonani Normanowie byli wlasnie niepokonani i dlaczego ciagle wygrywali z tymi biednymi Bizantyjczykami, nawet jesli ci mieli spora przewage, bo to, ze Normanowie byli dobzi w rycerskie klocki, a Bizancjum przezywalo kryzys wojskowosci nie tlumaczy tej miazdzacej przewagi jakosciowej na polu bitew.

Ogolnie jednak, moim zdaniem praca warta polecenia, edytorsko jest moze i slaba, kiepsko z ilustracjami czy mapami, rownie dobrze mogloby ich wlasciwie w ogole nie byc, bo to co jest nic a nic nie pomaga w zrozumieniu tekstu, ale sam tekst jest ok. Podzielilbym tylko prace na wiecej podrozdzialow, bo te zazwyczaj sa naprawde dlugie i traktujac je jako swoiste "przystanki", przyznam, ze momentami sie niecierpliwilem "ile jeszcze?".
Nie jest to po prostu pozycja, ktora porywalaby soba i od ktorej nie chcialoby sie oderwac, przy czym to raczej wlasnie kwestia niewlasciwego formatu, papieru i czcionki, ktore nie sprzyjaja czerpaniu przyjemnosci z lektury, niz wina samego autora.

Pozno, bo pozno, ale udalo mi sie wreszcie po latach przeczytac tego grubasa i to mimo tego, ze ksiazka ta troche ucierpiala w trakcie "potopu" na moim strychu ;)

Moim zdaniem bardzo sympatyczna pozycja, ktora odkryla przede mna wiele kart historii tamtych czasow, np moglem wreszcie poznac blizej Boemunda, przez co inaczej teraz patrze na jego udzial w pierwszej krucjacie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

WRAŻENIA Z LEKTURY 'BABILON 729-648 pne'

Drugie czytanie po wielu latach i muszę przyznać, że trochę w moim rankingu ta pozycja spadła, inaczej, wyleciała z listy moich ulubionych ksiązek w serii HB.
Tzn, nie wiem czy to kwestia tego, że robię starszy i może bardziej wybredny, ale jak dawniej praca Biziuka była dla mnie pewnym odkryciem, pozwalając niemalże przenieść się do tamtej epoki, tak teraz było "tylko" dobrze, ale bez rewelacji.
Generalnie tekst jest porządny, choć można się łatwo pogubić w tych wszystkich zawiłościach nazw plemion, państw i wzajemnych zależności jednego króla od drugiego króla od trzeciego króla itd... tym bardziej, że praca obejmuje długi okres, w którym praktycznie non stop ktoś z kimś wojował, buntował się, albo mordował ojca, brata itp.
Spotkałem się zresztą z opiniami, że praca ta nie bardzo pasuje do serii HB. I po trochu się zgodzę, bo nie wiadomo do końca co tu jest tematem przewodnim. Nie ma tu jednej bitwy, kampanii, wojny, nie jest to ani monografia o podbojach Asyrii, ani o dziejach samego Babilonu, jedno i drugie jest raczej tłem dla wzajemnych asyryjsko-babilońskich relacji. I tak ta rzecz powinna się chyba nazywać: "Stosunki asyryjsko-babilońskie w VIII-VII wieku pne". Ot, konstrukcja książki Biziuka bardzo kojarzy mi się z pracą "Normanowie i Bizancjum w XI wieku" Piwowarczyka ( wydanej zresztą także przez Wyd. Bellona, poza serią HB) .
Zgodzę się również z opinią Awesty, że problematyczny jest tu moment zakończenia książki, bowiem skoro autor zdecydował się na długi wstęp o dziejach Mezopotamii, liczony tysiące lat wstecz przed owym tytułowym rokiem startowym 729 pne, to mógł także opowiedzieć nieco co działo się po finalnym 648 pne. Tymczasem treść jakby nagle się ucina i identycznie wygląda to w chronologicznym spisie wydarzeń - dużo dużo dużo przed 729 pne rokiem i ciach po 648 pne.
Zabrakło mi też wytłumaczenia w książce tego dlaczego Babilon tak łatwo dawał się opanować buntownikom. Tzn autor wspomina np o tym jak to asyryjski władca po uśmierzeniu jednego z buntów wprowadził do miasta i okolic swe wielotysięczne garnizony mające strzec porządku. Tymczasem co i rusz władzę w mieście zdobywa jakiś uzurpator, jakby tych wszystkich asyryjskich wojsk wokół nie było i nic nie wiadomo co się z tymi siłami dzieje - czy uciekli sami zawczasu, czy zostali wymordowani przez buntowników itp. I tak podobnie kilka razy.
Bogata w komentarze autora jest za to warstwa ilustracyjna, choć ta składa się głównie z wielu niewielkich zdjęć rzeźb władców i żołnierzy, które się niestety ogląda ciężko, bo trzeba wytężać wzrok by te obrazki "odczytać". Jest też niemało map, nietypowo dla serii umieszczonych bezpośrednio w tekście, a nie na końcu książki. Same mapy są na pewno przydatne, ukazują np plan miasta Babilon czy rozmieszczenie różnych ludów i krain w regionie, ale przyczepię się, że granice imperium asyryjskiego jak zawsze w polskojęzycznych pracach z jakiegoś powodu są ucięte. Chyba nigdy jeszcze w żadnym polskim atlasie czy książce nie spotkałem się z mapą przedstawiającą to państwo w pełnej krasie, od jednego krańca do drugiego.
Ogólnie jednak "Babilon..." to przyzwoita pozycja dla takich zielonych w temacie jak ja. Czyta się sympatycznie i pragnęłoby się jeszcze więcej. Aczkolwiek nawał treści, imion, dat, nacji sprawia, że wątpliwe by wiele z tej lektury pozostało w czyjejkolwiek głowie na dłużej ;) To jest w sumie przekleństwo wszelkich przekrojówek, ale jakoś taka 'Wojna Czu z Han' wydawała mi się być sprawniej napisana.
Ogólnie jest to jednak oczywiście dobra pozycja, tylko, że taka jakby "bezduszna" ;) Ot, przeczytałem w ostatnim czasie pełno pozycji czy to o starożytności czy średniowieczu, z naciskiem na wojowanie w krainach pełnych palm i piasku, i większość z nich "przenosiła" mnie do tamtych czasów, pozwalała poczuć nieco te wydarzenia, a tu jest raczej po prostu zwykła faktografia, pozbawiona klimatu i emocji... przynajmniej teraz ja tak odebrałem, lata temu 'Babilon' wydawał mi się znacznie bardziej filmowy ;)

WRAŻENIA Z LEKTURY 'BABILON 729-648 pne'

Drugie czytanie po wielu latach i muszę przyznać, że trochę w moim rankingu ta pozycja spadła, inaczej, wyleciała z listy moich ulubionych ksiązek w serii HB.
Tzn, nie wiem czy to kwestia tego, że robię starszy i może bardziej wybredny, ale jak dawniej praca Biziuka była dla mnie pewnym odkryciem, pozwalając niemalże przenieść się...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Punkt zero Graham Brown, Clive Cussler
Ocena 7,2
Punkt zero Graham Brown, Clive...

Na półkach: ,

Kolejna pozycja od Cusslera ( i ghostwiterskiej spolki ) zaliczona i kolejny raz ciezko mi ja ocenic, gdyz cala ta seria cierpi na te sama chorobe, za ktora w klubie milosnikow Clive'a kilka osob mnie chcialo z urzedu powiesic ;) Otoz, wszystkie zaczynaja sie swietnie, z tajemnica a wlasciwie kilkoma, ktorych odkrywanie naprawde wciaga. Problem w tym, ze w momencie gdy ( w miare szybko ) te karty juz sa praktycznie w calosci odkryte, ta pogon za zagadkami zamienia sie w cos rodem z Jamesa Bonda - akcja, akcja, troche strzelania, zwroty, zwroty, bez trzymanki, ale... nie ma tu juz tego uroku z pierwszych stron i rodzialow. Tzn postacie sa ciekawe, ladnie napisane, relacje rowniez wciagaja, ale sama "substancja", to co powinno byc najwazniejsze, gdzies umyka. I tu jest tak samo, zaczyna sie od hitchcock'owego trzesienia ziemi ( doslownie! ), potem jeden tajemniczy watek, drugi tajemniczy watek, trzeci tajemniczy watek itd... po czym praktycznie wszystko sie uklada i historia samoistnie zmienia gatunek na inny, ktory nie bawi tak samo. A jednak, wlasnie ze wzgledu na te poczatkowe rozdzialy, ktore daja tyle czytelniczej radosci, zamierzam siegnac po kolejne pozycje CC. Anuz "system" tworzenia fabul nie we wszystkich tych ksiazkach jest taki sam i upoluje taka, ktora od poczatku do konca bedzie mnie rownie mocno pasjonowala ;)

Kolejna pozycja od Cusslera ( i ghostwiterskiej spolki ) zaliczona i kolejny raz ciezko mi ja ocenic, gdyz cala ta seria cierpi na te sama chorobe, za ktora w klubie milosnikow Clive'a kilka osob mnie chcialo z urzedu powiesic ;) Otoz, wszystkie zaczynaja sie swietnie, z tajemnica a wlasciwie kilkoma, ktorych odkrywanie naprawde wciaga. Problem w tym, ze w momencie gdy ( w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwszy tomik z tego cyklu jaki przeczytalem, kolejne w kolejce i na pewno bede polowal na nastepne, ciezko jednak wystawic mi tu jakakolwiek ocene. Sadze, ze to typ publikacji, ktora kazdy czytelnik bedzie ocenial inaczej. Z jednej strony rzecz jest wydana bardzo ladnie, zdjecia oczywiscie zachwycaja, informacji jest tu rowniez bez liku, jednak wiedza ta jest tak skumulowana, ze watpie by ktokolwiek zdolal zatrzymac te tresci na dlugo w glowie ;) Inna sprawa, ze jak po pierwszych stronach bylem tym opracowaniem oczarowany, tak im dalej, tym bardziej juz mnie to wszystko nuzylo i nie moglem doczekac sie konca. Pewnie inaczej odebralbym tomik o jakiejs blizszej mi geograficznie cywilizacji, gdzie cos tez juz od lat wiem, niz ten, gdzie tak naprawde jestem kompletnie zielony a i wszystkie te Birmy, Tajlandie i Kambodze zlewaja sie w sumie w jedno i ciezko tak naprawde docenic zarowno ich historie, jak i sposob w jaki o tej historii sie pisze...
Mam zreszta wrazenie, ze ogrom pracy sprawil trudnosci i samym autorom, albowiem ewidentnie widac tu problemy z rozlozeniem tekstu na dostepne miejsce. O niektorych sprawach pisze sie w sposob czasem zbyt szczegolowy, rozlazly, by nagle streszczac sie na potege w innych. To samo tyczy samych krajow - sprawy tyczace sie Laosu sa czasami potraktowane tu po macoszemu i nie mozna tego uzasadnic jedynie tym, ze inne panstwa/narody Indochin odegraly o wiele wieksza role.

Pierwszy tomik z tego cyklu jaki przeczytalem, kolejne w kolejce i na pewno bede polowal na nastepne, ciezko jednak wystawic mi tu jakakolwiek ocene. Sadze, ze to typ publikacji, ktora kazdy czytelnik bedzie ocenial inaczej. Z jednej strony rzecz jest wydana bardzo ladnie, zdjecia oczywiscie zachwycaja, informacji jest tu rowniez bez liku, jednak wiedza ta jest tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książeczka raczej dla dzieci, młodzieży, ogólnie osób dopiero wkraczających w świat historii czy gladiatorów. Właściwie już nie wiem skąd wzięła się w mojej kolekcji, jednocześnie absolutnie nie są to te same progi co np albumy z serii "Tak żyli ludzie" itp ;)
Informacji jest tu na lekarstwo, szata graficzna może i ładna, ale to raczej zwykły "fajerwerk" - wszystko to już raczej gdzieś się widziało, więc nie ma tu specjalnie do czego wracać. Inna sprawa, że autorem ilustracji wojowników jest Peter Dennis, znany z publikacji Osprey'a, więc to na pewno pewien atut.
Ogólnie, polecam więc raczej tylko jako prezent dla dzieci, czy dla osób mających absolutnego fioła na punkcie tej tematyki. Niziutka cena też może ewentualnie skusić. Obecnie jednak, nawet te ilustracje Dennisa nie przekonałyby by mnie by kupić tę pozycję, a i zwyczajnie szkoda na nią miejsca na półce. Jest wiele innych, lepszych publikacji.

Książeczka raczej dla dzieci, młodzieży, ogólnie osób dopiero wkraczających w świat historii czy gladiatorów. Właściwie już nie wiem skąd wzięła się w mojej kolekcji, jednocześnie absolutnie nie są to te same progi co np albumy z serii "Tak żyli ludzie" itp ;)
Informacji jest tu na lekarstwo, szata graficzna może i ładna, ale to raczej zwykły "fajerwerk" - wszystko to już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

WRAŻENIA Z LEKTURY 'POŁOCK 1579'

Moje drugie czytanie po latach i bardzo przyjemna lektura. Jest to co prawda Habek cienki w objętości, ale bynajmniej nie jest 'cienki' w zawartości ;)
Wszystko jest tu na miejscu, niczego nie za dużo, nie za mało, jest tło, wojskowość, działania główne, działania poboczne, nie można się do niczego przyczepić, a i o dziwo, mimo niewielkiej liczby stron, nie ma uczucia niedosytu.
Jeśli miałbym szukać minusów to autor mógł poświęcić nieco więcej miejsca stratom obu stron, o tym jest bardzo mało.
Być może pracę tą możnaby w sumie bardziej rozbudować, by dowiedzieć się nieco więcej o arcyciekawyn, nietypowym, bo polsko-szwedzkim starciu z Moskalami pod Kiesią, ale to raczej już po prostu marzenia ;) Generalnie autor rozpieszcza czytelnika, odpowiadając na w sumie wszystkie pytania, ba, konstruuje swoją pracę tak by zaskoczyć nas w momencie gdy już już chciałoby się pobarzekać!
Przykładowo, zbliża się koniec książki, a ja już obmyślam sobie jak 'dowalę' Kupiszowi, że zignorował kwestię tego czemu car Iwan zostawił Połock bez pomocy, i czy król Stefan miał więc szczęście w tej kampanii, a tu bach, nagle cały podrozdział o tym dokładnie zagadnieniu! :)
Bardzo dobrze jest także gdy idzie o warstwę graficzną - ilustracje są wybrane inteligentnie, zamiast być "zapychaczami" i ukazują to co należy, tak samo cieszą mapy z przedstawieniem stanu granic, posiadania, terenu walk czy samego oblężenia.
Tu jeden jedyny minus, że wkradł się jakiś błąd drukarski i z jednej mapy wycięło część legendy... Ciekawe czy wszystkie egzemplarze mają ten defekt?
Co jeszcze ciekawsze, wszystkie te mapy znajdują się bezpośrednio w tekście, czyli nietypowo dla serii, bo zazwyczaj powinny być na końcu. W mojej ocenie, przynajmniej w przypadku tej pracy, rozwiązanie z Połocka jest lepsze i ułatwia lekturę.
Ogólnie wystawiam ocenę bardzo dobrą.
Szczerze wszystkim polecam, a sam chwytam za 'Psków' tego samego autora. Ba! O dziwo wzięła mnie chętka nawet i na 'Smoleńsk' Kupisza... który przecież nie tak dawno temu czytałem ;)

WRAŻENIA Z LEKTURY 'POŁOCK 1579'

Moje drugie czytanie po latach i bardzo przyjemna lektura. Jest to co prawda Habek cienki w objętości, ale bynajmniej nie jest 'cienki' w zawartości ;)
Wszystko jest tu na miejscu, niczego nie za dużo, nie za mało, jest tło, wojskowość, działania główne, działania poboczne, nie można się do niczego przyczepić, a i o dziwo, mimo niewielkiej...

więcej Pokaż mimo to