-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1147
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać395
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
"Cukry" to połączenie dwóch szalenie ciekawych perspektyw: osoby wrażliwej na wszelkie bodźce, mającej trudności z odczytywaniem emocji oraz osoby wychowanej w latach 90-tych w małym miasteczku (swoją drogą położonego blisko mojej rodzinnej miejscowości).
Mamy tutaj wszystkie niuanse wychowywania się w końcówce ubiegłego stulecia, z którymi bardzo łatwo jest się utożsamić oraz aspekt dla większości odbiorców dość trudny do utożsamienia - perspektywa osoby z Zespołem Aspergera.
Nie znajdziemy tutaj wielkich, egzystencjalnych tematów, ale "koszulę bliższą ciału". Niepewności na przełomie dorosłości.
"Cukry" to połączenie dwóch szalenie ciekawych perspektyw: osoby wrażliwej na wszelkie bodźce, mającej trudności z odczytywaniem emocji oraz osoby wychowanej w latach 90-tych w małym miasteczku (swoją drogą położonego blisko mojej rodzinnej miejscowości).
Mamy tutaj wszystkie niuanse wychowywania się w końcówce ubiegłego stulecia, z którymi bardzo łatwo jest się utożsamić...
Pierwszą książką Kazuo Ishiguro jaką przeczytałam była "Klara i słońce". Po przeczytaniu "Nie opuszczaj mnie" zauważam, że sposób "oprowadzania" czytelnika po zupełnie odmiennym od naszego świecie to coś więcej niż tylko jednorazowy zabieg stylistyczny. Moim zdaniem prowadzenie narracji wynika z unikatowego kąta, z jakiego autor patrzy na świat. Nie znajdujemy tu żadnych wytłumaczeń czy wprowadzeń by z komfortem poukładać sobie istniejące okoliczności. Jesteśmy traktowani jak przybysz przechodzący obok bohatera zaciekawiony tym co słyszy - zdecydował się przystanąć na dłuższą chwilę. Świat i okoliczności, w których zarysowane są postaci jest absolutnie druzgocący i wielce daleki od tego, co znamy z codzienności. Mimo tego autor decyduje się nie opisywać go nadmiernie i wprowadzić czytelnika w ten zbiór zadziwiających reguł. Wręcz przeciwnie- poznajemy świat ze strzępków informacji i kontekstu rozmów, ponieważ w centrum narracji jest człowiek i jego relacje wobec otaczających go ludzi.
W ostatniej ćwierci książki narracja zmienia ogniskową z wzajemnych relacji wyostrzając się na bardzo istotne zagadnienia społeczne poruszane również w "Nowym wspaniałym świecie" Huxleya czy "Wybornym trupie" Bazterrica. Czym właściwie jest człowieczeństwo? Czy umieszczanie ludzi na drabinie ewolucyjnej wyżej od zwierząt jest zasadne? Czy wyższa konieczność społeczna wspólnego dobra przewyższa elementarne potrzeby jednostki?
Ze względu na sposób prowadzenia narracji (zdecydowanie odmienny niż w książkach wymienionych powyżej), "Nie opuszczaj mnie" ze sporą dozą prawdopodobieństwa nie trafi w szeroką gamę gustów (co z resztą widać po średniej ocen). Niemniej jednak chociażby ze względu na poruszaną tematykę jest to pozycja niemal obowiązkowa. Tak, by chociaż raz zadać sobie tych kilka pytań, na których odpowiedź stanowi o tym, jak widzimy swoje prawa i obowiązki w społeczeństwie, w którym funkcjonujemy i co sprawia, że jesteśmy ludźmi.
Pierwszą książką Kazuo Ishiguro jaką przeczytałam była "Klara i słońce". Po przeczytaniu "Nie opuszczaj mnie" zauważam, że sposób "oprowadzania" czytelnika po zupełnie odmiennym od naszego świecie to coś więcej niż tylko jednorazowy zabieg stylistyczny. Moim zdaniem prowadzenie narracji wynika z unikatowego kąta, z jakiego autor patrzy na świat. Nie znajdujemy tu żadnych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Mam wrażenie, że w procesie pisania tej książki brały udział co najmniej dwie osoby. Tak jak w "Yellowface" ktoś zrobił szkic a ktoś inny go oszlifował, tak w przypadku "Pomocy domowej" nasuwa mi się refleksja, że pierwsza połowa ma innego autora niż druga.
Początek był niezwykle schematyczny, rozmowa o pracę dla gosposi, wysokie progi- aż dziw, że ją przyjęli. Przemiła pani domu- podejrzanie przemiła. Dopiero druga część prowadza ciekawą dynamikę, psychologiczne szkice, uzewnętrznianie przemyśleń. Jestem świadoma, że na tego typu zabiegi w pierwszej połowie być może było zbyt wcześnie, niemniej pierwsza połowa prezentująca bardzo typowy scenariusz w połączeniu z brakiem dynamizmu i powolnym malowaniem wydarzeń (jak na kryminał) - moim zdaniem - odebrało dość spory potencjał tej historii.
Co nie zmienia faktu, że cieszę się z dokończenia tej książki. "Pomoc domowa" pozostawiła mnie z ciekawym przemyśleniem: czy poświęcanie innej osoby (bez jej sprzeciwu) a później wkładanie jej celowo w podobne sytuacje ze względu na jej predyspozycje jest moralnie w porządku? Czy każdy cel (nawet ochrona własnego dziecka) uświęca środki?
Mam wrażenie, że w procesie pisania tej książki brały udział co najmniej dwie osoby. Tak jak w "Yellowface" ktoś zrobił szkic a ktoś inny go oszlifował, tak w przypadku "Pomocy domowej" nasuwa mi się refleksja, że pierwsza połowa ma innego autora niż druga.
Początek był niezwykle schematyczny, rozmowa o pracę dla gosposi, wysokie progi- aż dziw, że ją przyjęli. Przemiła...
Człowiek nie jest jednolity. Często dziwimy się, że kilku ludzi może mieć tak odmienne zdanie o tej samej osobie. “Cudze słowa” pokazują jak na dłoni, że fasada, którą widzą inni to mozaika- tego co chcemy pokazać i tego, co chcą w nas zobaczyć inni. A każda z „gęb” jest równie realna. Jesteśmy sumą grymasów i póz- dlatego tak często bywamy zagubieni- gdy żadna z nich nie przewodzi i chwilowo panuje gębowa demokracja- stajemy się rozdrobnionym mirażem. Półtransparentnym refleksem, który gdy traci blask patrzących na nich oczu- rozpływa się w mroku.
Filozofia i czytanie książek mają ze sobą wiele wspólnego. Rozmyślając i studiując życie innych łatwo popaść w pułapkę teoretyzmu. Przykładać do siebie cudze skale, wkładać do własnych ust cudze słowa. Bycie potężną sumą doświadczeń wszystkich ludzi nas pociąga. Refleksy wszystkich barw zmieszanych w jedno nie dają jednak unikalnej barwy jakiej jeszcze nie widział świat, tylko podmokłą, burą plamę.
„Cudze słowa” to absolutny unikat. Będę wracać do tej książki i już nie mogę się doczekać dostrzegania kolejnych miraży.
Człowiek nie jest jednolity. Często dziwimy się, że kilku ludzi może mieć tak odmienne zdanie o tej samej osobie. “Cudze słowa” pokazują jak na dłoni, że fasada, którą widzą inni to mozaika- tego co chcemy pokazać i tego, co chcą w nas zobaczyć inni. A każda z „gęb” jest równie realna. Jesteśmy sumą grymasów i póz- dlatego tak często bywamy zagubieni- gdy żadna z nich nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-24
W przedmowie Zafon mówi, że jego celem było napisanie książki uniwersalnej, przy której dobrze będzie bawić się dorosły i nastolatek. Niestety nie da się aby lubili nas wszyscy, i to spektrum kompromisu jest odczuwalne w odrobinę naiwnych dialogach czy wyznawaniu sekretów życia dopiero co poznanym dzieciom - ot tak.
Pomijając klimat mglistej, niebezpiecznej Barcelony i kilka (mocno) mrocznych scen, nie mogłam oprzeć się wrażeniu jakbym czytała lekturę szkolną. Studium poświęcenia prowadzącego do szaleństwa, dozgonnej miłości i walki dobrych chęci z dobrem.
W przedmowie Zafon mówi, że jego celem było napisanie książki uniwersalnej, przy której dobrze będzie bawić się dorosły i nastolatek. Niestety nie da się aby lubili nas wszyscy, i to spektrum kompromisu jest odczuwalne w odrobinę naiwnych dialogach czy wyznawaniu sekretów życia dopiero co poznanym dzieciom - ot tak.
Pomijając klimat mglistej, niebezpiecznej Barcelony i...
Po przeczytaniu "Niepokój przychodzi o zmierzchu", zabrałam się za czytanie "Mój mały zwierzaku" z zapałem. Rijneveld bowiem potrafi oddać słowem patologie i bezeceństwa tego świata tak malowniczo jak na obrazach Hieronima Boscha. Przyglądamy się odkształconym zachowaniom i umysłom opisanym w tak magnetyczny sposób, że nie sposób oderwać od nich wzroku.
Jednak w przypadku "Mój mały zwierzaku" autor użył innych technik. Albo raczej malował tak długo i bez wytchnienia, że z czasem obraz zaczął się zlewać w burą plamę. Mam tu na myśli brak interpunkcji i zdania, które potrafią osiągać tysiące znaków. Mimo, że narratorem jest dorosły weterynarz, sposób narracji przypomina małe dziecko, które przeżyło i widziało tak wiele, że ma wielką potrzebę opowiedzieć o wszystkim- wszystkim, tu i teraz. I nie wie od czego zacząć. Rozumiem z czego wynika ten zabieg, ale sprawiło to, że przebrnięcie przez tę pozycję zabrało mi z przerwami pół roku.
To jeden z tych przypadków, gdy nie jestem w stanie dać oceny w postaci gwiazdek, ale będę z niecierpliwością czekać na kolejne pozycje, aby mieć pełniejszy obraz twórczości autora.
Po przeczytaniu "Niepokój przychodzi o zmierzchu", zabrałam się za czytanie "Mój mały zwierzaku" z zapałem. Rijneveld bowiem potrafi oddać słowem patologie i bezeceństwa tego świata tak malowniczo jak na obrazach Hieronima Boscha. Przyglądamy się odkształconym zachowaniom i umysłom opisanym w tak magnetyczny sposób, że nie sposób oderwać od nich wzroku.
Jednak w przypadku...
Pozostanie anonimowym bytem bez wkładu własnego dla ludzkości przez nastoletnie lata aż po wczesną dorosłość było postrzegane przeze mnie jako największa porażka i marnowanie trudu rodziców. Po przeczytaniu tej książki utwierdziłam się w przekonaniu, że największą formą artyzmu nie jest malowanie autoportretu a stanie się lustrem dla innych, a wkład własny nie zawsze musi być wpisany w podręczniki, obsadzony w ramy albo wspominany przez pokolenia antykwariuszy i historyków sztuki aby był na prawdę wartościowy. Wystarczy determinacja i szczera otwartość na drugiego człowieka. I obecność.
Pozostanie anonimowym bytem bez wkładu własnego dla ludzkości przez nastoletnie lata aż po wczesną dorosłość było postrzegane przeze mnie jako największa porażka i marnowanie trudu rodziców. Po przeczytaniu tej książki utwierdziłam się w przekonaniu, że największą formą artyzmu nie jest malowanie autoportretu a stanie się lustrem dla innych, a wkład własny nie zawsze musi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Nie mylić z miłością" nie jest książką szczerą, ale brutalnie ekshibicjonistyczną. Całość budzi we mnie dysonans. To coś pomiędzy siedzeniem w kuchni na późnej imprezie, na kozetce, a na kawie w sobotnie południe.
Nosowska jest niewątpliwie wirtuozką słowa, jednak tym razem zrzuciła z swoich słów większość woali. Oświetla swoje życie bezlitośnie obnażającymi każdy detal jarzeniowymi lampami. Ta książka kłuje mnie w oczy, ale być może o to chodziło - żeby przyznać przed sobą jak jest i ruszyć dalej lżejszym?
"Nie mylić z miłością" nie jest książką szczerą, ale brutalnie ekshibicjonistyczną. Całość budzi we mnie dysonans. To coś pomiędzy siedzeniem w kuchni na późnej imprezie, na kozetce, a na kawie w sobotnie południe.
Nosowska jest niewątpliwie wirtuozką słowa, jednak tym razem zrzuciła z swoich słów większość woali. Oświetla swoje życie bezlitośnie obnażającymi każdy detal...
"Kameliowy sklep papierniczy" to jesienny comfort read. Przechadzanie się po wąskich uliczkach japońskiego miasteczka i przysłuchiwanie się szelestowi papieru głaskanego pędzlem namoczonym w tuszu sprawiało mi dużo przyjemności.
"Kameliowy sklep papierniczy" to jesienny comfort read. Przechadzanie się po wąskich uliczkach japońskiego miasteczka i przysłuchiwanie się szelestowi papieru głaskanego pędzlem namoczonym w tuszu sprawiało mi dużo przyjemności.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nasze społeczeństwo jest zbudowane na podwalinach wyrzeczeń naszych mam i babć. Odejmowania sobie od ust, by posłać w świat chociaż jedno dziecko. Ściąganie ze stołu mleka i mięsa by je sprzedać i wymienić na naftę do lampy. Dzielenie zapałek na czworo. Traktowanie własnych marzeń jako niespełnialnych mżonek, kiedy dzieci i zwierzęta potrzebują uwagi tu i teraz.
Dzieci na wsiach były (wy)chowane twardymi czynami miłości - niedzielne buty do kościoła, pełna miska, posłanie do szkoły.
Gesty miłości jak zwykłe przytulenie czy ciepłe słowo były zbytkiem w kategorii futra z norek czy niepraktycznych pończoch.
Wiele czynów z kart tej książki zobaczyłam w swoim dzieciństwie, w którym wrześniowy wiatr pachniał zeszytem i spulchnioną pod wykopki ziemią.
Nasze społeczeństwo jest zbudowane na podwalinach wyrzeczeń naszych mam i babć. Odejmowania sobie od ust, by posłać w świat chociaż jedno dziecko. Ściąganie ze stołu mleka i mięsa by je sprzedać i wymienić na naftę do lampy. Dzielenie zapałek na czworo. Traktowanie własnych marzeń jako niespełnialnych mżonek, kiedy dzieci i zwierzęta potrzebują uwagi tu i teraz.
Dzieci na...
Rozmiar tragedii zależy od skali, którą do niej przyłożymy. Codziennie ludziom rozpadają się światy, codziennie też w innych miejscach rozpada się świat. Nie oznacza to, że po przyłożeniu skali do naszych końców świata, ból zniknie. Główny bohater pokazuje jedynie, że po przyłożeniu skali można chwycić się najmniejszych kawałeczków tego co zostało i trzymać się ich tak mocno dopóki proporcje nie wrócą do normy.
Rozmiar tragedii zależy od skali, którą do niej przyłożymy. Codziennie ludziom rozpadają się światy, codziennie też w innych miejscach rozpada się świat. Nie oznacza to, że po przyłożeniu skali do naszych końców świata, ból zniknie. Główny bohater pokazuje jedynie, że po przyłożeniu skali można chwycić się najmniejszych kawałeczków tego co zostało i trzymać się ich tak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Śmierć jest najbardziej naturalną rzeczą dotyczącą nas wszystkich, ale jej zawoalowany charakter wpędza rozmowy o niej w sztucznie napięty ton. Rozmowy zawarte w tej książce są po prostu szczere. Nie próbują odwrócić od niczego wzroku i traktują koniec życia z uważnością i byciem obok.
Życzę nam wszystkim takich rozmów.
Śmierć jest najbardziej naturalną rzeczą dotyczącą nas wszystkich, ale jej zawoalowany charakter wpędza rozmowy o niej w sztucznie napięty ton. Rozmowy zawarte w tej książce są po prostu szczere. Nie próbują odwrócić od niczego wzroku i traktują koniec życia z uważnością i byciem obok.
Życzę nam wszystkim takich rozmów.
Junie idzie po "swoje".
Mimo, że ciężko darzyć ją sympatią, w wielu kwestiach trzeba jej przyznać rację, ponieważ mówi na głos rzeczy, które w dobie obłości poprawnych politycznie komunikatów zbyt często zostają przemilczane. Być może dlatego, że ma coraz mniej do stracenia?
Rasizm dotyczy dyskryminacji każdego koloru skóry.
Internetowy tłum to współczesny Cezar, który lekkim przechyleniem kciuka "cancelluje" życia lub wynosi je na ołtarze.
Podarowanie głosu osobom wykluczanym to zbyt często nie akt bezinteresowności, ale transakcja wiązana.
Sprawiedliwość społeczna to mit, w który wciąż chcemy wierzyć.
Junie idzie po "swoje".
Mimo, że ciężko darzyć ją sympatią, w wielu kwestiach trzeba jej przyznać rację, ponieważ mówi na głos rzeczy, które w dobie obłości poprawnych politycznie komunikatów zbyt często zostają przemilczane. Być może dlatego, że ma coraz mniej do stracenia?
Rasizm dotyczy dyskryminacji każdego koloru skóry.
Internetowy tłum to współczesny Cezar, który...
Większość książek "post-apo" rysuje świat, w którym często empatyczność jest postrzegana jako cecha przegranych ginących w pierwszej kolejności. Czy to oznacza, że obecne czasy "przed-apo" są najbardziej przyjaznymi, w jakich przyszło człowiekowi kiedykolwiek żyć?
Czy człowiek hiperbolizuje swoje problemy czy po prostu nie ma odpowiedniej skali jak źle prędzej czy później będzie?
Całość to całkiem niezły szkic tego jak zmnienia się psychika ludzka w obliczu śmiertelnego zagrożenia. U niektórych wyjaskrawiają się posiadane wcześniej cechy. Inni czując bezsilność - opuszczają ręce unosząc z nadzieją wzrok tu niebu.
W skali świata, wszyscy dla wszystkich jesteśmy bezimienni. Może dlatego zbyt często czujemy bezkarność i poczucie, że wiele spraw niedotyczy nas i ktoś się za nas nimi zajmie. Książki takie jak ta przypominają czym jest odpowiedzialność zbiorowa i (nie)zwykłe człowieczeństwo.
Większość książek "post-apo" rysuje świat, w którym często empatyczność jest postrzegana jako cecha przegranych ginących w pierwszej kolejności. Czy to oznacza, że obecne czasy "przed-apo" są najbardziej przyjaznymi, w jakich przyszło człowiekowi kiedykolwiek żyć?
Czy człowiek hiperbolizuje swoje problemy czy po prostu nie ma odpowiedniej skali jak źle prędzej czy później...
To opowieść na granicy przebudzenia z głębokiego snu w parne, bezsenne lato. Leżąc na twardym w swojej miękkości sienniku przypatruję się kołyszącym się cieniom na ścianie i nie wiem, czy przyszedł do mnie sen czy obłęd.
Jeśli znów poczuję samotność, przypomnę sobie znów cienko tkane, babie lato łączące ramiona drzew, łodygi tataraku i oparcie drewnianej ławki przed domem. Wszystko jest połączone. Czasem widać to pod światło a czasem dopiero w bezsenną, ciemną noc.
To opowieść na granicy przebudzenia z głębokiego snu w parne, bezsenne lato. Leżąc na twardym w swojej miękkości sienniku przypatruję się kołyszącym się cieniom na ścianie i nie wiem, czy przyszedł do mnie sen czy obłęd.
Jeśli znów poczuję samotność, przypomnę sobie znów cienko tkane, babie lato łączące ramiona drzew, łodygi tataraku i oparcie drewnianej ławki przed domem....
2023-08-24
Jeden moment zwątpienia i frustracji potrafi przeważyć lata dobrych intencji i empatii. Chwila, gdy jednorazowo zamiast kogoś wybierzemy siebie- zawsze może stać się źródłem ogromnej skali zniszczeń. Jednak czy czyni nas to złym człowiekiem i przekreśla całe dobro uczynione do tej pory? Odpowiedź może być zawarta w pytaniu- czy zrobilibyśmy to jeszcze raz ze świadomością tego, co wydarzy się potem?
Jeden moment zwątpienia i frustracji potrafi przeważyć lata dobrych intencji i empatii. Chwila, gdy jednorazowo zamiast kogoś wybierzemy siebie- zawsze może stać się źródłem ogromnej skali zniszczeń. Jednak czy czyni nas to złym człowiekiem i przekreśla całe dobro uczynione do tej pory? Odpowiedź może być zawarta w pytaniu- czy zrobilibyśmy to jeszcze raz ze świadomością...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Słodko-gorzkie historie późnych miłości nie są tak chętnie opowiadane jak cukierkowe zauroczenia młodych, tym bardziej więc doceniam, że pani Romaniuk zebrała te doświadczenia w ramy książki pozwalając czytelnikowi zmienić opatrzoną perspektywę.
Z wiekiem coraz ciężej jest otworzyć przed kimś serce, nie bać się śmieszoności. Upływający czas obudowuje nas w zbroję chroniącą przed dotknięciem czułych punktów. Te kilkanaście historii zostaną ze mną na długo przypominając, że warto dawać sobie samemu i innym szansę.
Słodko-gorzkie historie późnych miłości nie są tak chętnie opowiadane jak cukierkowe zauroczenia młodych, tym bardziej więc doceniam, że pani Romaniuk zebrała te doświadczenia w ramy książki pozwalając czytelnikowi zmienić opatrzoną perspektywę.
Z wiekiem coraz ciężej jest otworzyć przed kimś serce, nie bać się śmieszoności. Upływający czas obudowuje nas w zbroję...
Każdy z nas ma rodzinne strupki. W zależności od stadium gojenia - wystarczy je mocniej dotknąć lub delikatnie podważyć by niemal natychmiast pojawił się ból. Przemilczane żale. Kiedy ostatnia osoba pamiętająca topi się w demencji, czy rodzina traci wtedy część własnej tożsamości? Wolę o tym myśleć jako o strupkach odpadających ze starości uchylając jaśniejsze, jeszcze delikatne zgrubienie łączące nas w całość.
Każdy z nas ma rodzinne strupki. W zależności od stadium gojenia - wystarczy je mocniej dotknąć lub delikatnie podważyć by niemal natychmiast pojawił się ból. Przemilczane żale. Kiedy ostatnia osoba pamiętająca topi się w demencji, czy rodzina traci wtedy część własnej tożsamości? Wolę o tym myśleć jako o strupkach odpadających ze starości uchylając jaśniejsze, jeszcze...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to