-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
To książka piękna i straszna. Najpierw uległam urokowi jej bohaterek, ich marzeniom, delikatności i sile, a zaraz potem przeraziłam się ich krzywdą. Krzywdę wyrządza im historia, społeczność, rodzina, a nawet one same sobie.
Autorka ma niezwykły talent dramatyczny - misternie buduje napięcie, wciąga czytelnika w grę, zapętla akcję, pokazuje różne punkty widzenia. Nie bez powodu sztuki oparte na jej tekstach wystawiane są na teatralnych deskach Kijowa.
Trudnemu zadaniu doskonale sprostała tłumaczka - w języku przekładu wspaniale uchwyciła i brutalność, i rzewność, które stanowią osnowę owej "sagi rodzinnej".
Gdyby szukać literackich pokrewieństw, to można powiedzieć, że trzy "nowele" Marii Matios przypominają niejako detale wyjęte z "Chłopów" Reymonta. Co prawda nie w Lipcach rzecz się dzieje, ale Jagna mogłaby być siostrą bohaterek tych historii. Inne książkowe pokrewieństwo to "Chłopki" Joanny Kuciel-Frydryszak, która w swoim historycznym reportażu kobiece losy ogląda chłodnym, analitycznym okiem. U Matios podobne losy podobnych kobiet rozpalają w czytelniku dojmujące uczucia: radość, nadzieję, smutek, rozpacz.
Po lekturze "... I chyba nigdy nie jest inaczej" pragnie się, by na pewno już nigdy nie było tak samo.
To książka piękna i straszna. Najpierw uległam urokowi jej bohaterek, ich marzeniom, delikatności i sile, a zaraz potem przeraziłam się ich krzywdą. Krzywdę wyrządza im historia, społeczność, rodzina, a nawet one same sobie.
Autorka ma niezwykły talent dramatyczny - misternie buduje napięcie, wciąga czytelnika w grę, zapętla akcję, pokazuje różne punkty widzenia. Nie bez...
2018
Jest jak zwykle: książka lepsza niż film! Film to pojedynczy wątek, pozbawiony bogactwa pozostałych narracji i refleksji obecnych w książce.
Jest jak zwykle: książka lepsza niż film! Film to pojedynczy wątek, pozbawiony bogactwa pozostałych narracji i refleksji obecnych w książce.
Pokaż mimo toCóż... Ksiądz Halik niezmiennie mnie zachwyca. To jest chyba to uczucie, kiedy ktoś formułuje twoje własne myśli, zadaje pytania, które sam chciałbyś zadać i z podobnym mozołem dociera do podobnie niełatwych odpowiedzi. Albo nie dociera... i razem z tobą pozostaje z brzemieniem ich braku.
Cóż... Ksiądz Halik niezmiennie mnie zachwyca. To jest chyba to uczucie, kiedy ktoś formułuje twoje własne myśli, zadaje pytania, które sam chciałbyś zadać i z podobnym mozołem dociera do podobnie niełatwych odpowiedzi. Albo nie dociera... i razem z tobą pozostaje z brzemieniem ich braku.
Pokaż mimo toSięgnęłam po tę książkę z wielką nadzieją, zachęcona wysłuchaną w radiu rozmową z Autorką. Cieszy mnie każda książka, która wytrąca czytelnika ze sztampowego myślenia o historii, która pokazuje historię przez pryzmat indywidualnego doświadczenia, która proponuje nową, nie podręcznikowo-propagandową perspektywę. Taka miała być książka Justyny Białowąs. Doceniam intencje Autorki, cieszą mnie wszystkie dobre rozmowy i nowe znajomości , o których wspomina w krótkim tekście na skrzydełkach okładki. Nie mogę nie zauważyć pracy, jaką włożyła w zbieranie materiałów do swojej powieści. Ale właśnie - powieści niestety! Gdyby "Wołyńska gra" była zbiorem reportaży, gdyby była osobistym rozrachunkiem prawnuczki z cierpieniem i zbrodniami przodków albo gdyby była po prostu książką historyczną - z pewnością doczytałabym ją do końca. Jednak forma wybrana przez Autorkę drażni, niecierpliwi, miejscami nudzi i ostatecznie - zaciemnia przekaz. Tak, racja, może nie sama powieściowa forma, a raczej jej realizacja. Z początku usiłowałam z wyrozumiałością podejść do przeplatanki dialogów zewnętrznych i wewnętrznych, do wielu subiektywnych narratorów, do wkładania w usta bohaterów streszczeń wydarzeń historycznych. Cóż, wiele jest powieści, które operują podobnymi środkami i które czyta się z zapartym tchem. Jednak książka Justyny Białowąs do nich nie należy. Przeplatanka dialogów staje się monotonna, psychologia postaci okazuje się denerwująco nieprawdopodobna, a streszczenia historyczne wyglądają jak wzięte wprost z Wikipedii. Z ledwością dobrnęłam do połowy, dalej nie dam rady i nawet nie ciekawi mnie, jak cała historia się zakończy. Nawet elementy kryminalne nie podsycają mojej ciekawości. Okazuje się, że mimo dobrych chęci, solidnego wkładu pracy i poruszającego motta nie tak łatwo napisać dobrą powieść - współczesną o wątkach historycznych, kryminalną z wyczuciem psychologicznym i po prostu ciekawą. Czekam cierpliwie dalej - może jednak komuś się uda...
Sięgnęłam po tę książkę z wielką nadzieją, zachęcona wysłuchaną w radiu rozmową z Autorką. Cieszy mnie każda książka, która wytrąca czytelnika ze sztampowego myślenia o historii, która pokazuje historię przez pryzmat indywidualnego doświadczenia, która proponuje nową, nie podręcznikowo-propagandową perspektywę. Taka miała być książka Justyny Białowąs. Doceniam intencje...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-03-19
Kolejna książka o mojej ulubionej postaci. Zdecydowanie lepiej się czyta niż wcześniejsza beletryzowana biografia autorstwa M. Knedler.
Ta książka pełna jest rodzinnych wspomnień i zdjęć, stanowi proste świadectwo osobistego, serdecznego stosunku do bohaterki. I może dlatego tak dobrze mi się ją czytało i poczułam się, jakbym sama była spokrewniona ze Stanisławą Leszczyńską :)
Kolejna książka o mojej ulubionej postaci. Zdecydowanie lepiej się czyta niż wcześniejsza beletryzowana biografia autorstwa M. Knedler.
Ta książka pełna jest rodzinnych wspomnień i zdjęć, stanowi proste świadectwo osobistego, serdecznego stosunku do bohaterki. I może dlatego tak dobrze mi się ją czytało i poczułam się, jakbym sama była spokrewniona ze Stanisławą Leszczyńską :)
2021-03-01
Brakowało mi takiej książki.
Nie potrafię kompetentnie ocenić zastosowanego warsztatu historyka i nie jestem pewna, czy spojrzenie A. Leszczyńskiego jest wolne od przedwstępnych założeń. Pokażcie mi jednak autora, zwłaszcza historyka, którego warsztat i perspektywa zapewniają stuprocentowy obiektywizm. Obiektywizm? Czy w ogóle jest coś takiego w humanistyce?
Tak czy inaczej perspektywa Leszczyńskiego odczarowuje pewne schematy myślenia o dziejach Polski. To są schematy, przez które jeszcze dziś, chcąc komuś ubliżyć, mówimy "słoma mu z butów wyłazi", a chcąc podkreślić czyjś brak inteligencji, zaznaczamy, że będziemy mu tłumaczyć "jak chłopu na miedzy". Te same schematy każą szukać w drzewach genealogicznych "szlachetnie urodzonych" przodków z majątkami, a milczeniem pominąć prababcię krawcową i ciotecznego pradziadka, co pracował w folwarcznej stajni.
Myślę, że historia Polski wg Leszczyńskiego nie zastępuje innych dziejopisarskich perspektyw. Ważne jest zniesienie pańszczyzny i elekcje królów, powstania chłopskie i powstania narodowe. "Ludowa Historia Polski" po prostu istotnie poszerza nasze spojrzenie na to, skąd się wywodzimy.
Brakowało mi takiej książki.
Nie potrafię kompetentnie ocenić zastosowanego warsztatu historyka i nie jestem pewna, czy spojrzenie A. Leszczyńskiego jest wolne od przedwstępnych założeń. Pokażcie mi jednak autora, zwłaszcza historyka, którego warsztat i perspektywa zapewniają stuprocentowy obiektywizm. Obiektywizm? Czy w ogóle jest coś takiego w humanistyce?
Tak czy...
2020-01-30
Być może zachwycam się tą książką z powodu moich braków w wiedzy o Rosji. Być może czytelnicy bardziej obyci z postacią Piotra I, z dychotomią Moskwa-Petersburg, z genezą rosyjskiego baletu i z historią narodników już to wszystko wiedzieli - znali te szczegóły biograficzne, niuanse rosyjskiej mentalności, społeczne zawiłości - zanim wzięli do ręki książkę Figesa. Jednak sądzę, że zarówno rusycystyczni dyletanci ( ja), jak i rusycystyczni wyjadacze znajdą w tej lekturze wielką przyjemność. Figes oprowadza nas po Rosji geograficznej i historycznej, jak gdyby sam tam bywał, miał znajomych wśród rosyjskiej arystokracji, wojskowych i chłopów, a do carów często wpadał na kolacje. Wyraźną zażyłość z miejscami i postaciami historycznymi, znajomość dzieł kultury wysokiej i plebejskiej, wyczucie detali życia codziennego autor łączy z dystansem i syntezą historyka. Przygotujcie sobie wygodny fotel, stakan garacziego czaja i bierzcie się do czytania!
Być może zachwycam się tą książką z powodu moich braków w wiedzy o Rosji. Być może czytelnicy bardziej obyci z postacią Piotra I, z dychotomią Moskwa-Petersburg, z genezą rosyjskiego baletu i z historią narodników już to wszystko wiedzieli - znali te szczegóły biograficzne, niuanse rosyjskiej mentalności, społeczne zawiłości - zanim wzięli do ręki książkę Figesa. Jednak...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02-02
Doskonała, ważna lektura dla wszystkich katolików, którzy z troską traktują swoją wiarę i swój Kościół. A może nie tylko dla katolików?...
Doskonała, ważna lektura dla wszystkich katolików, którzy z troską traktują swoją wiarę i swój Kościół. A może nie tylko dla katolików?...
Pokaż mimo to
Książka warta przeczytania. Nie spodoba się ona ani aktywistom LGBT propagującym niebinarność płci, ani konserwatystom, którzy za bzdurę uznają niezgodność płci przypisanej przy urodzeniu z odczuwaną tożsamością płciową. Choć tak naprawdę książka Shrier tylko w niewielkim zakresie dotyczy samego problemu tranzycji płciowej. To raczej opis presji środowiskowych, odmóżdżającego wpływu mediów społecznościowych, a także tego, co w dawnych czasach nazywało się "generation gap". Dziś to nie "gap", tylko "abyss", czyli pokoleniowa przepaść. Temat łatwy nie jest, więc tym bardziej do lektury radzę podejść na chłodno, emocje z publicystycznych polemik odkładając na bok.
Niestety lektura "Nieodwracalnej krzywdy" była dość trudna nie tylko ze względu na temat. Nie sposób nie wspomnieć o fatalnej jakości tłumaczenia, złej na tyle, że chwilami musiałam zmuszać się do dalszego czytania. Choć na stronie redakcyjnej widnieje informacja, że publikację dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury, to widać środki te były nadzwyczaj skromne, tak skromne, że nie starczyło nie tylko na drugą, ale nawet na pierwszą korektę. Korektora najwyraźniej nie było, a tłumaczka albo sama nie przeczytała swojego przekładu, albo po prostu tłumaczyć nie potrafi. Nie ma strony, by czytelnik nie potykał się o potworki składniowe, niepotrzebne kalki z angielskiego i sformułowania całkiem po polsku niezrozumiałe.
Książka warta przeczytania. Nie spodoba się ona ani aktywistom LGBT propagującym niebinarność płci, ani konserwatystom, którzy za bzdurę uznają niezgodność płci przypisanej przy urodzeniu z odczuwaną tożsamością płciową. Choć tak naprawdę książka Shrier tylko w niewielkim zakresie dotyczy samego problemu tranzycji płciowej. To raczej opis presji środowiskowych,...
więcej Pokaż mimo to