Najnowsze artykuły
- Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać1
- ArtykułyEkranizacja Chmielarza nadchodzi, a Netflix kończy „Wiedźmina” i pokazuje „Sto lat samotności”Konrad Wrzesiński3
- ArtykułyCzy książki mają nad nami władzę? Wywiad z Emmą Smith, autorką książki „Przenośna magia“LubimyCzytać1
- ArtykułyŚwiatowy Dzień Książki świętuj... z książką! Sprawdź, jakie promocje na ciebie czekają!LubimyCzytać4
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Alan David Sokal
1
7,5/10
Pisze książki: filozofia, etyka, popularnonaukowa
Urodzony: 01.01.1955
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,5/10średnia ocena książek autora
97 przeczytało książki autora
425 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Modne bzdury. O nadużywaniu pojęć z zakresu nauk ścisłych przez postmodernistycznych intelektualistów
Alan David Sokal, Jean Bricmont
7,5 z 66 ocen
509 czytelników 12 opinii
2004
Najnowsze opinie o książkach autora
Modne bzdury. O nadużywaniu pojęć z zakresu nauk ścisłych przez postmodernistycznych intelektualistów Alan David Sokal
7,5
O czym jest ta praca? W zasadzie o zrozumieniu.
Pod koniec XX wieku w naukach humanistycznych i społecznych pojawił się trend tworzenia nowych pojęć, bazujących na naukach ścisłych. Każdy pracownik akademicki (od doktoranta do profesora) dążył do stworzenia własnej terminologii celem nazwania czegoś „absolutnie nieuchwytnego”, o czym – wedle własnego przekonania – tylko on sam posiadał jako takie pojęcie. Tendencja ta utrzymuje się do dziś dnia i zaowocowała powstaniem hermetycznego, mętnego i dziwacznego nazewnictwa. Autorzy prac naukowych, przywołując cudze tezy, siłą rzeczy zostali zmuszeni do zaczerpnięcia ich terminologii. W efekcie powstały prace naukowe o: „agrofiskalnym motywie szlacheckim”, „zinternalizowanej optyce kwantu poetyckiego odbicia” itp. sprawach, których sens można co najwyżej mgliście odgadywać.
Alan David Sokal i Jean Bricmont jako pierwsi powiedzieli: „chwilę, moment, ale o co właściwie chodzi? Co to w ogóle znaczy? Czy możecie wyjaśnić to prosto?”
Ich dzieło, niewątpliwie kontrowersyjne i wkładające kij w mrowisko środowiska naukowego, stawia również inne pytania:
- Jaki jest sens powstawania prac naukowych?
- Komu właściwie ma służyć nauka?
- Gdzie przebiega niewidzialna granica pomiędzy wyszukaną terminologią a zwykłym bełkotem?
- Czy celowe zamącenie wody nie ma aby na celu ukryć, że jest ona po prostu płytka?
Lektura momentami nie należy do łatwych z bardzo prostego powodu: obfitość cytatów, ilustrujących zjawisko, która może przyprawiać o zawrót głowy.
Modne bzdury. O nadużywaniu pojęć z zakresu nauk ścisłych przez postmodernistycznych intelektualistów Alan David Sokal
7,5
Na początek test:
"Zdarza się, że stała-granica sama występuje jako stosunek do całości Wszechświata, któremu zostają przyporządkowane wszystkie elementy przy skończonych warunkach (ilość ruchu, siły, energii...). Brak tylko układów współrzędnych, do których odsyłają człony tej relacji: oto więc drugi sens granicy, zewnętrzne obramowanie lub zewnętrzna referencja. Te proto-granice, poza wszystkimi współrzędnymi, generują głównie odcięte prędkości, na których się wzniesie osie współrzędnych. Cząsteczka będzie miała położenie, energię, masę, wartość spin (wirowanie, obrót),lecz pod warunkiem uzyskania istnienia lub aktualności fizycznej, lub wylądowania" na torach, które te systemy współrzędnych będą w stanie uchwycić. To granice pierwotne tworzą spowolnienie w chaosie, czyli próg zawieszenia nieskończoności, to one służą jako wewnętrzna referencja i sterują obliczeniami: to nie stosunki, lecz liczby, a cała teoria funkcji zbudowana jest na liczbach. Weźmy choćby prędkoś światła, zero absolutne, kwanty, Big Bang: zero absolutne temperatury to minus 273,15 stopnia; prędkość światła to 299 796 km/s, tam gdzie długości kurczą się do zera, a zegary stają. Wartość takich granic nie pochodzi od wartości empirycznych, jakie przyjmują tylko w układach współrzędnych, granice te najpierw działają jako warunek pierwszego spowolnienia, rozciągającego się w nieskończoność na skali odpowiednio prędkości do ich przyspieszenia lub spowolnienia, narzucanych przez warunki. Nie tylko różnorodność tych granic każe wątpić w ujednolicającą misję nauki. Każda z tych granic w istocie sama na własny rachunek generuje różnorodne i nieredukowalne układy współrzędnych, zakreśla progi nieciągłości, zgodnie z przybliżeniem lub oddaleniem zmiennej (na przykład oddalanie się galaktyk). Nauki nie określa jej jednolitość, lecz raczej płaszczyzna odniesień tworzona przez wszystkie granice czy progi, dzięki którym nauka konfrontuje się z chaosem. Te progi nadają płaszczyźnie swoje odniesienią, układy współrzędnych zaludniają czy urządzają pole W odniesień."
Jeli byłeś w stanie przebić się przez ten bełkot, to prawodpodobnie dasz sobie również radę z książką Sokala i Bricmonta. Nie dlatego rzecz jasna, że ona sama jest bełkotem, ale dlatego że sporą jej częś stanowią soczyste cytaty z prac postmodernistycznych gwiazd nauk społecznych.
"Wielki szacun", jak to się mówi w kręgach mniej językowo wyrobionych, dla panów autorów, którzy byli w stanie przebić się przez - w sumie - zapewne kilkanaście tysięcy stron wypełnionych zdaniami pozbawionymi znaczenia. Przy całym tym mozole zdołali jednocześnie powstrzymać się od prostego wyśmiania całego tego "dorobku naukowego", zamiast tego decydując się na poważną, stonowaną analizę.
Zachęcam każdego, dla kogo ideały Owiecenia coś jeszcze znaczą do sięgnięcia po tą pozycję. Absolutna klasyka.